Nie no, rozumiem, to są Twoje poglądy, ja mam inne, a jakie będzie miała osoba trzecia to zależy już od niej – swoją drogą, ciekawe co za kilka godzin powiedzą na naszą dyskusję inni użytkownicy.
Tylko zauważam błąd w Twoim rozumowaniu – nie obarczasz go winą, ale jednocześnie uważasz go za współodpowiedzialnego, w dodatku nieświadomie, mimo że nie miał żadnego wpływu na to, jak jakiś Bawarczyk odczyta jego myśli w latach 20. XX wieku. Przykład z ebolą jest nietrafiony, bo nawiązuje do popularnego w ostatnich latach w wielu dyskusjach argumentu, który ja nazywam „argumentem do efektu motyla”. Polega on na przypisywaniu siły sprawczej (świadomie czy nie, to nie ma znaczenia) małemu elementowi, który rzekomo jest odpowiedzialny za zjawisko (bądź zjawiska) przewidziane w całkowicie innym wielkim elemencie. Nie jest to jednak wnioskowanie typu „iskra, która coś wywołała”, ale oparte na chwycie erystycznym. I tak, gdyby nie odpusty to by nie było reformacji; gdyby nie Nietzsche to by nie było nazizmu, i tak dalej. Dlatego podałem przykład z Platonem. Co z tego, że jego poglądy były rozmyte przez lata od czasów,w których żył, albo nie zawierały chwytliwych hasełek (swoją droga, język u Platona nigdy nie był dla mnie jakoś trudny; wymagał interpretacji i przemyślenia, ale samo czytanie i zrozumienie tego co się czyta nie było trudne, a z doświadczenia wiem, że wielu nastolatków mających z nim do czynienia także nie widziało w tym tekście czegoś co wymaga intelektualnych wyżyn – musieli tylko np. częściej sięgać po interpretację konkretnych zwrotów czy weryfikację, czy myślą tak jak Platon by chciał, by myśleli itd.)? Według Twojej koncepcji on także wpłynął na przyszłość, jest współodpowiedzialny (nieświadomie) za ewentualne błędne odczytanie jego koncepcji idealizmu, czy może dokładniej: sfery doskonałych bytów. Co z tego, że taki „spadek Platona” zostanie źle wykorzystany? Dla Platona nic, bo nie żyje. Dla jego filozofii mało to istotne, bo jak się coś źle odczyta to nie jest wina tekstu, a czytelnika. Ma jednak, idąc Twoim tokiem myślenia, wpływ na świat, stanowi fakt, spadek cywilizacyjny Platona, jego cywilizacyjny spadek, który był raz wykorzystywany prze filozofów i erudytów, w innych przypadkach przez manipulantów. Nie jest winny (ba! jest niewinny), ale jest współodpowiedzialny. Podobnie jest z Fryderykiem Nietzsche.
Mylisz się także w samej koncepcji nadczłowieka. Na podstawie tego, co zostawił Nietzsche, Anders Breivik nie kwalifikowałby się jako nadczłowiek, co najwyżej jako ktoś, kto nieudolnie go poszukuje. Samo chciejstwo bycia wyjątkowym i doskonałym nie wystarcza na bycie nadczłowiekiem. Gdyby tak było to wielu schizofreników mogłoby podpadać pod tą definicję, a zjawisko obłędu z objawami schizofrenii było znane Nietzschemu. Napoleon Bonaparte czy Józef Piłsudski to co innego – dotarli własnymi siłami do tego, do czego dotarli, nawet pomimo dezaprobaty pewnej części społeczeństwa na pewnych etapach swojej kariery. Adolfa Hitlera też można uznać za nadczłowieka, bo z lichego piechura, niespełnionego malarza z kompleksami, stał się niekwestionowanym przywódcą absolutnym licznego narodu, któremu przywrócił dawny blask (to, że potem go zgasił chociażby w drodze Nerobefehl to już inna kwestia ). Za nadczłowieka należy też uznać z pewnością Łukasza Berezaka, który mimo swojej ciężkiej choroby przezwycięża ją, swoją wolą pokonuje kolejne granice. Nadczłowiek u Nietzschego jest na tyle elastyczny, że może nim być zarówno dowódca wojskowy (np. Napoleon), jak i szary obywatel, który dokona właściwych dla siebie rzeczy nadczłowieczych (np. Łukasz Berezak). Dla jednego będzie to zdobycie tronu, władzy, dla innego wymarzonej sylwetki, a dla innego pokonanie swoich własnych słabości.
Jasne, można się dopatrywać skaz na koncepcji nadczłowieka. Tylko co nie ma skaz? Jakoś nie znajdują dużego posłuchu komentarze, że każda religia jest zła, gdyż wiele religii (szczególnie w formie zinstytucjonalizowanej) dokonywało w przeszłości krwawych czynów. Podobnie jest z filozofią jako taką, a ta nietzscheańska nie jest wyjątkiem (sam Nietzsche zresztą, jak sama wcześniej napisałaś, postrzegał w pewnym momencie niektóre ze swych wcześniejszych dzieł jako fanatyczne w formie i treści, co świadczy też o dojrzewaniu jego poglądów; możemy się zastanawiać co by napisał, gdyby żył dłużej).
Co do kultury chrześcijańskiej, wcale nie równam jej z kulturą europejską sensu largo. Samo chrześcijaństwo ma dopiero (albo aż) 2000 lat, a pomijając istnienie różnych okresów w dziejach chrześcijaństwa i podziałów wewnątrz tejże religii należy stwierdzić istnienie pewnego rdzenia postępowania, które mówi nam, czym jest kultura chrześcijańska, chrześcijański system wartości, moralność chrześcijańska.
Dodatkowo, w żadnym fragmencie nie napisałem, że musisz wyznawać bezwzględnie normy chrześcijaństwa. Do definicji odsyłać nie musisz, bo moje twierdzenie łapie się na najbardziej ogólną jej definicję tak naukową (spośród, dodajmy, wielu – często porównuję termin „kultura” do „narodu”, które są z pozoru jednoznaczne, a tak naprawdę natrafiają na wiele ujęć, definicji), jak i tą używaną w języku potocznym, którą też czasem mi się zdarzy wykorzystać. I wiem, co miałaś na myśli mówiąc o spuściźnie chrześcijaństwa i wartości, jakie (jako ogół) za nią stoją. Cytat z Ewangelii wg św. Mateusza nie miał być próbą nawracania czy czegokolwiek podobnego, a miał raczej pokazać to, jak z upływem lat zmieniło się ogólnospołeczne odbieranie ideałów wczesnochrześcijańskich oraz jakie z tym związane są spaczenia. Nietzsche, jakkolwiek trafnie oceniał współczesne sobie czasy, popełnił błąd logiczny podobny do tego, co Ty robisz przypisując mu to, o czym pisałem na początku. W kontekście chrześcijaństwa, moim zdaniem, to nie chrześcijańskie wzorce etc. są przyczyną dekadencji Zachodu, a spaczenie tych idei, czego Nietzsche nie dostrzegał, nie chciał dostrzec albo wygodniej mu było pominąć je milczeniem.
To samo tyczy się „zniewieścienia”. Nie zarzucałem Ci, że to Twoja opinia o tym człowieku, ale bardziej nawiązywałem do prerozumienia, podświadomie mówiącego jednostce żyjącej w określonej społeczności, że pewne zachowania są poza normą (dla kogoś żyjącego w społeczności eurosocjalistycznej będzie to publiczna modlitwa, dla kogoś żyjącego w społeczności konserwatywnej będzie to publiczne uzewnętrznianie homoseksualizmu itp.)
Przepraszam też, jeśli odebrałaś jakieś z moich słów jako wrogie, niemiłe czy obraźliwe. Nie taki był ich cel, planowałem raczej świadomie nadać im taką treść, by pokazać jak ma się rzeczywistość chrześcijańska do ideałów chrześcijańskich oraz jak są one różne. Z jednej strony podstawa: szacunek dla drugiego człowieka i tolerancja, z drugiej – pogarda dla czegoś, co jest inne i brak tolerancji dla pewnych nieszkodliwych, ale innych zjawisk. I znowu, nie zarzucam Ci żadnego z tych poglądów, a bardziej pokazuję jak z perspektywy hipotetycznego współczesnego, niezależnego obserwatora mogłaby wyglądać ocena postępowania chrześcijan w przeszłości, a jak teraz, oraz jak brutalny jest rozdźwięk między obiema wartościami. Jeżeli zatem poczułaś się urażona lub atakowana – to przepraszam raz jeszcze, nie miało to na celu powyższych, a bardziej było przywołane w celu uwypuklenia pewnych zjawisk.
Co do biografii Nietzschego, to czy ja wiem... nie jest to chichot historii według mnie. To była jego osobista walka, chęć przezwyciężenia samego siebie mimo przeciwności, która ostatecznie była walką przegraną. W żadnym wypadku nie nazwałbym to chichotem historii, a raczej realizowaniem swoich koncepcji. Nie osiągnął może wzorcowego statusu nadczłowieka, ale swoją wolą walki i parciem naprzód z pewnością pokazał, że nie jest szarym reprezentantem bezkształtnego tłumu (ale o heroizmie u Jana Pawła Sartre`a wolałbym nie pisać, długi temat i wykraczający poza zakres tego wątku). Czy Bóg wziął odwet? Według mnie jeśli istota boska istnieje, to jest poza prymitywnymi kategoriami, którymi my jako ludzie kierujemy się na co dzień. Dlatego niezbyt bawi mnie obrazek, w którym Nietzsche mówi o martwym Bogu, by trochę niżej (już z datą po śmierci Nietzschego) Bóg mówił o martwym filozofie. Ot, złośliwość teistów.