TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Blogowisko

Lorn o grach pisze

Lorn 2017-01-12 20:04:06

Lorn

avek

Rejestracja: 2005-01-16

Ostatnia wizyta: 2024-04-30

Skąd: Sosnowiec / Kraków

-Growe podsumowanie Roku 2016



Od tego wpisu przenoszę tutaj swoją aktywność z ‘W co gracie X’, dlatego pomyślałem, żeby zacząć od podsumowania minionego roku. Trochę się tych tytułów nazbierało, o części pisałem, o innych nie. Zawsze mam problem z wystawieniem oceny grze, w której trudno ocenić status jej ukończenia -stąd brak recenzji Fify czy Dirt Rally, mimo, że to bardzo dobre gry. Ale po kolei, jak mawiają zawiadowcy.

Fallout 4 - pierwszy ograny tytuł w 2016 roku, choć wydany jeszcze w 2015. Recenzja: http://star-wars.pl/Forum/Temat/16820#634267, a krótko mówiąc porażka i rozczarowanie, z legendy poprzedników zostało już niewiele. “Czwórkę” będę pamiętał głównie przez pryzmat szukania zasobów, budowania tych nieszczęsnych osad i bezsensownej jatki na koniec. Niech to będzie najlepsze podsumowanie dla tej gry.



[b]The Division[/b/] - grana, ale nie ograna do końca. Miała być moją ostatnią próbą zrozumienia gier w których liczy się grind, powtarzanie tych samych misji i zbieranie kolorowego sprzętu wypadającego z wrogów. Częściowo się jej to udało, ale głównie dlatego, że nie zmusza do uspołeczniania się. To dla mnie największa zaleta tej gry, standardowe mechanizmy tego typu tytułu ubiera w ciekawą otoczkę. Opowiada, w miarę wiarygodną historię oddziałów specjalnych w mieście ogarniętym chaosem, dzięki czemu daje sporo pretekstów do postrzelania i nie zmusza do gry w sieci, na pewno dokończę, ale do ‘sieciowych doznań dla wielu graczy’ mnie nie przekonała.


Dirt: Rally -najlepsze wyścigi od czasów Colin McRae Rally 2.0! Nie pamiętam już kiedy ostatnio się tak dobrze bawiłem. Okazuje się, że nie potrzeba zatrzęsienia tras czy nieskończonej liczby samochodów do dobrej zabawy. Gra jest trudna i żmudna, nawet bardzo, bo czasami po rozegraniu całego sezonu w danej klasie rozgrywkowej okazuje się, że zabrakło dosłownie kilku sekund aby w ostatnim rajdzie załapać się “na pudło”, przez co w generalce spadam poza miejsce premiowane awansem do wyższej ligi i muszę cały sezon powtórzyć. Ale może teraz zmienię auto, może inaczej je wyreguluję, może wcześniej dochamuje na tym piątym zakręcie trzeciego OS-u w Finlandii i może tym razem się uda?! -Miód! Grafika przeciętna jak na dzisiejsze standardy, ale to się w tej grze zupełnie nie liczy, grafikę miał Driveclub i wyleciało z dysku po kilku godzinach, nie tędy droga. Mam nadzieję że Codemasters zrobi teraz “dwójkę” już jako wielki pełnoprawny projekt, a nie crowdfunding po godzinach.

Uncharted 4 -Recenzja: http://star-wars.pl/Forum/Temat/16820#639036. Dla mnie najlepsza część serii, klamra i podsumowanie przygód Nathana Drake’a, piękna, emocjonująca a momentami wzruszająca, szczególnie dla tych, którzy znają się z awanturnikiem od czasów wyprawy do El Dorado.


Deus Ex: Mankind Divided -Może nie ‘rozczarowanie roku’, ale na pewno gra, od której oczekiwałem więcej niż dostałem, czy to tylko kwestia wygórowanych oczekiwań, czy jednak więcej nam obiecywano? Nie wiem, zobaczymy co przyniesie kontynuacja. Więcej do poczytania: http://star-wars.pl/Forum/Temat/21195#649241


Wiedźmin III: Dziki Gon: Krew i Wino, Serca z Kamienia -nie podjąłem się recenzowania samej gry, gdyż kolejnych peanów na jej cześć nikt już czytać nie chciał, a krytykować jej nie umiałem. Dodatki stoją na podobnym poziomie i są uniesionym środkowym palcem dla całej branży gier od CDP Red. Tak się kiedyś robiło dodatki i jak widać nadal tak je robić można, zamiast wydawać DLC na 2h po 20$. A sama gra? Jak dla mnie gra gier, najlepszy tytuł tej generacji, łącznie z dodatkami w ciągu 1,5 roku poświęciłem jej 300h i nie żałuję ani minuty.

Fifa 17 -Fifa jaka jest każdy widzi. W tym roku jest jednak trochę inna, wszystko za sprawą przesiadki na nowy silnik (Frostbite, znany choćby z Battlefronta i Battlefield-a 1) Mniejsza o to, że zawodnicy podczas meczu się nie tylko brudzą, ale i pocą. Ważne, że fizyka działa dużo lepiej, że dobór drużyny ma znaczenie w kontekście stosowanej taktyki (lub jej braku), że parametry fizyczne zawodników mają wpływ na ich sposób poruszania się i gry. Wprowadzono nawet jakiś tryb fabularny, na szczęście jako dodatek, nie gram.
Jeden z niewielu tytułów, który może przynieść radość po porażce, bo skoro mecz był zacięty, strzeliło się dwie ciężko wypracowane bramki ale przegrało 2:3 z lepszym od siebie, to znaczy, że były emocje i była walka. Może właśnie dlatego jest to jedyna pozycja, w którą gram czasami po sieci bez frustracji.


Battlefield 1 -Moje osobiste Rozczarowanie Roku, gra od której wiele oczekiwałem, na którą ostrzono mi apetyt regularnie od zeszłorocznych targów E3, a wyszło jak wyszło -krótko i niefajnie. Może za sprawą nie przemawiającej do mnie mechaniki, może oszukanej i byle jakiej kampanii, więcej: http://star-wars.pl/Forum/Temat/21195#659705


Call of Duty: Infinite Warfare -gram, recenzja na dniach, ale jest dobrze, bardzo dobrze, lepiej niż się spodziewałem.


Dziewięć gier w ciągu roku, nieźle jak na małą ilość czasu, ale tylko dlatego, że przynajmniej dwie to gry na 5-6 godzin a jednej nie skończyłem. Odpuściłem w tym roku Mafię III po obejrzeniu kilku filmów z rozgrywki i 15 minutach grania w sklepie. Raz, że toporna i takie GTA pod względem mechanizmów rozgrywki wszystko robi lepiej, a dwa, że klimatu Mafii już w niej nie ma. Nie dałem też szansy DOOM-owi i Titanfallowi 2 -drogą eliminacji, brakowało czasu na kolejne gry. Z dzisiejszej perspektywy wymieniłbym Battlefielda na którąkolwiek z nich -z czystej ciekawości.


2017 zapowiada się dobrze, na początku niby nic do pogrania ale wygląda na to, że w marcu wysypie trzema grami, które będę męczył do października -wychodzą przecież Mass Effect Andromeda, Horizon: Zero Down i Ghost Recon Wildlands, a w październiku Red Dead Redemption 2! Choć w premierę tej ostatniej w tym roku, śmiem wątpić.

LINK
  • Re: Lorn o grach pisze

    Emperor Reek 2017-01-12 20:08:45

    Emperor Reek

    avek

    Rejestracja: 2014-11-19

    Ostatnia wizyta: 2022-09-03

    Skąd: Olsztyn

    Będziesz pisał po ukończeniu każdej gry?

    LINK
  • Re: Lorn o grach pisze

    Shedao Shai 2017-01-13 09:29:59

    Shedao Shai

    avek

    Rejestracja: 2003-02-18

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Wodzisław Śl. / Wrocław

    Przeczytałem całość

    Mówisz że nowy COD jest fajny? Przeszedłem wszystkie gry od Moder Warfare wzwyż, odpadlem dopiero na zeszłorocznym Black Ops 3 - totalna beznadzieja dla mnie. Nawet myślałem nad tym Infinite Warfare, tym bardziej że wyglądąło mocno sajfajowo, ale jakoś zapomniałem.

    Dooma i Fallouta 4 też chciałbym przejść ale zapomniałem może w tym roku się zabiorę. Wiem że F4 zebrał fatalne recenzje, ale z drugiej strony F3 tak samo, a mi się podobał. O własnie... New Vegas jeszcze przede mną

    Dodatki do trzeciego Wieśka też jeszcze czekają, jakoś nie umiem się za nie zabrać, tzn. wierzę/wiem że są super, ale pamiętam ile czasu zajęła mi podstawka i ciężko mi się zabrac, żeby znowu tyle czasu poświęcić na jedną grę. Kiedyś na pewno tak będzie.

    Wersja tl;dr - nie grałem w żadną z gier które opisałeś, ale w pare chciałbym

    LINK
    • Re: Lorn o grach pisze

      Lorn 2017-01-14 00:42:24

      Lorn

      avek

      Rejestracja: 2005-01-16

      Ostatnia wizyta: 2024-04-30

      Skąd: Sosnowiec / Kraków

      Krótko mówiąc fajny. Jeśli popatrzeć przez pryzmat ostatnich czterech części, czyli kolejno Ghosts, Modern Warfare i Black Ops III, to tegoroczna edycja jest lepsza pod każdym względem. A w zestawie jest jeszcze zremasterowane Modern Warfare


      Skoro ktoś to czyta, to będę kontynuował i na dniach napiszę o CoD-e

      LINK
    • Re: Lorn o grach pisze

      Matek 2017-01-14 01:32:58

      Matek

      avek

      Rejestracja: 2004-10-04

      Ostatnia wizyta: 2018-06-22

      Skąd: Skierniewice

      Shedao Shai napisał:

      Dooma i Fallouta 4 też chciałbym przejść ale zapomniałem może w tym roku się zabiorę. Wiem że F4 zebrał fatalne recenzje, ale z drugiej strony F3 tak samo, a mi się podobał. O własnie... New Vegas jeszcze przede mną


      -----------------------

      Przeszedłem New Vegas dopiero niedawno, bo w listopadzie. Jeżeli podobało Ci się F3 (nie miało tego "czegoś" co 1 i 2, ale i tak bardzo spoko giera) to pokochasz NV.

      Noooo chyba że się odbijesz od "kowbojskiego" klimatu jakim wali prosto w ryj od początku gry (potem jest nieco bardziej tradycyjnie). Dla mnie też świetna.

      LINK
  • Re: Lorn o grach pisze

    Alex 2017-01-13 12:34:15

    Alex

    avek

    Rejestracja: 2005-11-02

    Ostatnia wizyta: 2024-09-02

    Skąd: Szczecin

    Mimo tego, że mówiłeś wcześniej, że nie grasz w multi - polecam spróbować zarówno w BF1 jak i w CoD (jestem ciekaw wrażeń), bo jednak już minęły czasy FPSów wojennych nastawionych na kampanię (dziś częstsze są raczej FPSowe przygodówki jak Far Cry czy Metro). Multiplayer jest najważniejszym elementem obu tych serii i oceniałbym właśnie ze względu na ten tryb. Nie ma co się przejmować, że jest się `słabym`, BF i CoD są baaardzo przystępne dla niedzielniakow, sam jestem przykładem - kiedyś zagrywałem się na multi Modern Warfare 1 i 2 czy starszych BFów, obecnie nawyżej raz na miesiąc odpalę mecz BF3 i choć statystyki nie są powalające, tak długo jak ratio K/D mam ok 1, to nie jest źle i bawię się świetnie Naprawdę polecam spróbować.

    LINK
    • Re: Lorn o grach pisze

      Lorn 2017-01-14 00:49:46

      Lorn

      avek

      Rejestracja: 2005-01-16

      Ostatnia wizyta: 2024-04-30

      Skąd: Sosnowiec / Kraków

      Źle się wyraziłem -nie gram JUŻ w multi. Gra musi mnie na prawdę urzec żebym chiał nabijać dupogodziny jak kiedyś i poznawać bronie i mapy w stopniu, który pozwoliłby mi na uczciwe współzawodnictwo w sieci, a pewnie i tak nie znalazłbym na to dość czasu, którego marnotrawienia bym sobie nie wyrzucał.

      Battlefield mi nie podszedł absolutnie pod żadnym względem. Rozumiem, że komuś może się podobać, zwłaszcza jak nastawia się na grę w sieci, nie mam z tym problemów.

      Natomiast próba sprzedania "tego czegoś" co jest w grze, jako kampanii dla jednego gracza zakrawa na ponury żart i ociera się o przestępstwo. I nie przekonują mnie argumenty o tym, że czasy single`owych shooterów przeminęły - po pierwsze CoD w tym roku pokazał, że można zrobić dobrą kampanię na jakieś 8-10 godzin (w Titanfallu ponoć jest podobnie), po drugie rozliczam grę z tego czym jest i czym obiecano, że będzie.

      LINK
  • Wersja tl;dr:

    Gunfan 2017-01-14 09:30:14

    Gunfan

    avek

    Rejestracja: 2003-11-27

    Ostatnia wizyta: 2023-04-16

    Skąd: Bielsko-Biała

    Pisz, pisz, będę czytał

    LINK
  • Re: Lorn o grach pisze

    YodaZgredek 2017-01-14 09:55:23

    YodaZgredek

    avek

    Rejestracja: 2016-09-29

    Ostatnia wizyta: 2019-08-08

    Skąd: Tarnowskie Góry - Bobrowniki Śląskie

    Chętnie poobserwuję jeśli ci to nie wadzi mam nadzieję że skrobniesz i coś o Assassin`s Creed szczególnie interesuje mnie zdanie na temat pierwszych czterech części

    LINK
    • Re: Lorn o grach pisze

      Lorn 2017-01-16 08:49:57

      Lorn

      avek

      Rejestracja: 2005-01-16

      Ostatnia wizyta: 2024-04-30

      Skąd: Sosnowiec / Kraków

      Nie planuję wracać do tych gier. Pisanie o nich dzisiaj na podstawie wspomnień, byłoby trochę niesprawiedliwe -trzeba by zagrać ponownie, a na to z różnych powodów nie mam ochoty. Pamiętam tylko że "jedynka" była bardzo dobrą grą (przynajmniej wtedy, ale to już 10 lat )natomiast trylogia Ezio była by dużo lepsza gdyby zamiast trzyczęsciowego tasiemca zrobić z tego jedną solidną grę.

      Dokopałem się natomiat do mojej recenzji AC:Unity:
      [url] http://star-wars.pl/Forum/Temat/16820#600066 [/url]

      LINK
      • Re: Lorn o grach pisze

        Shedao Shai 2017-01-16 09:26:01

        Shedao Shai

        avek

        Rejestracja: 2003-02-18

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Wodzisław Śl. / Wrocław

        Ja właśnie na Unity spałem z rowerka. Przeszedłem wszystkie poprzednie części, ale Unity rzuciłem w cholerę po 1/3 gry. Nie sądziłem że może się w tej serii pojawić jeszcze bardziej bezpłciowy bohater niż Connor, ale Arno się to udało. Zero sympatii do niego, zero zainteresowania fabułą, w dodatku to był pierwszy (i jedyny) Assassin którego przechodziłem na PS4 i grało mi się koszmarnie, co dodatkowo podniosło mi do gory poziom trudności Dlatego rzuciłem tym wpiździec. Czeka na mnie Syndicate, ale jakoś nie umiem się zabrać.

        LINK
        • Re: Lorn o grach pisze

          Lorn 2017-01-16 10:10:50

          Lorn

          avek

          Rejestracja: 2005-01-16

          Ostatnia wizyta: 2024-04-30

          Skąd: Sosnowiec / Kraków

          Syndicate jest IMO lepsze jako gra -ładniejsze, bardziej dopracowane, przez co ma mniej błędów. Podział na dwie grywalne postacie też jest ciekawy bo można je zupełnie inaczej rozwinąć i dzięki temu czuć różnicę w sposobie gry. Londyn też wydaje się dużo atrakcyjniejszy od Paryża. Ale już relacje między postaciami są słabe, rodzeństwo głównie się ze sobą kłóci jak banda gówniarzy -do tego co było między Arno i Elize im daleko.
          Ale to wciąż ten sam Assassin`s Creed, żadnej rewolcji -dlatego dobrze, że w 2016 gry nie było, może dzięki temu Assassin`s Creed AD2017 będzie trochę świeższy.

          LINK
          • Re: Lorn o grach pisze

            Shedao Shai 2017-01-16 10:16:13

            Shedao Shai

            avek

            Rejestracja: 2003-02-18

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Wodzisław Śl. / Wrocław

            No oby. Były plotki o Egipcie - byłoby super, świetny setting na nową grę. Liczę że powrócą znowu z większą uwagą do wątku w teraźniejszości, bo AC 1-2-B-R-3 miały to do siebie, że wątek w przeszłości przenikał się mocno z wątkiem w teraźniejszości, oba byly ciekawe (teraźniejszość mnie nawet chyba bardziej interesowała). W 4ce polecieli sobie z tym w kulki, a Unity/Rogue/I z tego co wiem Syndicate też użwyają teraźniejszości już tylko jako przerywnika, pretekstu do wrzucenia bohatera w Animusa. Szkoda. Tak jakby po tym storyline "apokaliptycznym" nie mieli juz pomysłu jak to kontynuować.

            LINK
  • Call of Duty: Infinite Warfare

    Lorn 2017-01-16 23:29:54

    Lorn

    avek

    Rejestracja: 2005-01-16

    Ostatnia wizyta: 2024-04-30

    Skąd: Sosnowiec / Kraków

    Do nowego Call of Duty podchodziłem trochę jak pies do jeża -conajmniej nieufnie.Wszystko przez poprzednie części, dość już mam futurystycznych strzelanin, Advanced Warfare sprzed dwóch lat wspominam jako jedną z gorszych gier serii (znienawidzone w plecaki rakietowe), Black Ops 3 z 2015 roku też wprowadził elementy kosmiczne, a na dodatek dołożył do tego telekinezę i wątki paranormalne… A z drugiej strony za tegoroczną odsłonę odpowiadało Infinity Ward -ludzie od Modern Warfare, nawet jeśli w ‘nieco’ zmienionym składzie osobowym.

    W tym roku teoretycznie też jest futurystycznie -grę zaczynamy od wizji niszczycieli zawieszonych nad miastem niczym w Gwiezdnych Wojnach, a na naszego najlepszego towarzysza wyrasta droid. Z pewnych powodów jest jednak lepiej niż w poprzednich częściach. Przede wszystkim podczas walk nie ma się poczucia oszustw -brak podświetlania i zaznaczania przeciwników, brak latania z plecakiem po całej mapie, a broń, mimo że w teorii energetyczna to praktycznie ma odrzut, dobrze brzmi, ma ograniczoną amunicję i wszystko co sprawia, że czuć co trzymamy w rękach. Zróżnicowanie broni jest spore, przed każdą misją możemy dobrać sprzęt wedle upodobań, ale za każdym razem zbrojmistrz pokładowy przygotowuje sugerowany zestaw na podstawie danych o misji -i robi to całkiem dobrze.

    Konstrukcja kampanii też uległa zmianie, jak na shootera rządzonego skryptami, jest zaskakująco pomysłowa, miałem nawet skojarzenie z Mass Effectem (oczywiście z zachowaniem skali). Po przejęciu dowodzenia okrętem, dostajemy do dyspozycji mapę układu słonecznego i możemy wybierać sobie misje -poza tymi z głównego wątku, których kolejność jest narzucona, są jeszcze zadania poboczne dwóch rodzajów. Pierwsze to typowe misje z Call of Duty -wchodzimy na wrogi okręt lub do wrogiej bazy i zabezpieczamy plany lub kradniemy broń -standard. Więcej miejsca należy się “tym drugim” misjom -lotniczym. W tym CoD-e mamy możliwość polatania futurystycznymi myśliwcami typu Szakal (na moje oko mocno przypominającymi F-22 Raptor) zarówno w atmosferze jak i w przestrzeni kosmicznej. I kurcze, okazuje się, że to może być przyjemne! Mam wielkie pobożne życzenie -żeby Panowie z DICE zagrali w te misje zanim zabiorą się za robienie trybu walk kosmicznych w nowym Battlefroncie! Nowy CoD jest w tym pod każdym względem lepszy, co z tego że nierealistyczny, że maszyny są przesadnie zwrotne? Umówmy się, tryb latania w grze pokroju CoD to nigdy nie będzie symulator, a tutaj jest szybki, dynamiczny i efektowny!

    Kolejną ciekawostką jest talia przeciwników do pokonania zawieszona na tablicy w naszej kajucie -w misjach głównych i pobocznych spotykamy wrogów specjalnych i mamy zwykle jedną okazję by ich pokonać, wówczas ich karta zostanie skreślona z talii. Po ‘zebraniu’ wszystkich odblokowuje się dodatkowe osiągnięcie -detal, ale bardzo przyjemny i zarazem powód do uważnego dobierania priorytetów podczas ograniczonych czasowo misji.

    Fabuła wątku głównego jest prosta i przewidywalna, ale spójna i wiarygodna (przy założeniu że mówimy o realiach science-fiction). Kit Harington jako główny antagonista daje radę na tyle na ile musi, ale ja bym go nie wybrał do tej roli. Z całej fabuły rozczarowująca jest końcówka -sposób w jaki pokonujemy samego Johna Snow (Spoiler, no ale sorry -ktoś myślał, że będzie inaczej? ) jest niezwykle naiwny biorąc pod uwagę wiedzę gromadzoną przez obie strony i stosowane metody walki. Nie przeszkadza to jednak aż tak jak patetyczny ton pewnych scen i próba wyciśnięcia łez w relacjach z robotem.

    Same misje to już Call of Duty w czystej postaci, dobrze wyreżyserowane oskryptowane misje -nadal wyważamy drzwi, które nie otworzą się dopóki przy nich nie staniemy, nadal spotykamy wrogów, których pokonać trzeba w konkretny sposób, ale na szczęście w tej edycji nie doświadczyłem sytuacji gdy fale wrogów wylewają się do oporu aż dotrzemy do jakiegoś miejsca - w krytycznych momentach można zastosować metodę ustawienia się w dogodnej lokalizacji i walki do zwycięstwa -chyba że wróg nas flankuje, albo zabraknie amunicji Co najbardziej mnie ucieszyło to właściwe proporcje -misje dodatkowe w postaci walk myśliwców czy spacerów po przestrzeni kosmicznej faktycznie są rodzynkami, które urozmaicają rozgrywkę. Jakieś 70% gry z trwającej 8-10 godzin (tak, 10 a nie 4-5 -patrzę na Ciebie Battlefield 1!) kampanii to strzelanina w szybkim tempie ale bez udziwnień -dla mnie duży plus.

    Zarzut mam do poziomu trudności, ja wiem, że “easy is new normal”, ale teraz to już przesada się robi. Powyżej ‘normalnego’ jest ‘doświadczony’ i ‘weteran’. Na normalu w zasadzie nie ma sensu tej gry odpalać od dobrych kilku lat, ale nawet ‘doświadczony’ pozwala przyjąć krótką serię zanim karze się schować za osłoną, dosłownie kilka momentów w całej grze zmusiło mnie do powtórek częstszych niż dwa razy -zwykle wąskie korytarze lub miejsca gdzie zostałem skrajnie zaskoczony. Na szczęście weteran jest wyzwaniem niemal w każdym pomieszczeniu, więc może kiedyś się skuszę.

    Podsumowując -dobrze się z nowym CoD-em bawiłem, bardzo dobrze. Patrząc wstecz po obecnej generacji (liczę od 2013 roku kiedy wyszło PS4) to najlepsza z części -Ghosts, Advanced Warfare, czy Black Ops 3 nie mają startu. Planowałem nawet wystawić wyższą ocenę, ale później skończył się pobierać remaster Modern Warfare, zagrałem godzinę i przypomniałem sobie, że szczyt ta seria osiągnęła wtedy i Infinite Warfare mimo, że bardzo dobre, to od legendy jeszcze odstaje, ale o tym następnym razem.


    Ocena: 8/10

    LINK
  • Call of Duty: Modern Warfare Remastered

    Lorn 2017-02-08 13:20:19

    Lorn

    avek

    Rejestracja: 2005-01-16

    Ostatnia wizyta: 2024-04-30

    Skąd: Sosnowiec / Kraków


    W 2016 dostaliśmy bardzo smakowitą paczkę. Wypasione zestawy Call of Duty z tego roku, poza naprawdę dobrym Infinite Warfare, zawierają także najlepsze Call of Duty w historii w wersji zremasterowanej -Modern Warfare powróciło i co najważniejsze, zrobiło to dobrze.

    Kto grał w MW w 2007 (ogarniacie, że to już 10 lat?) ten wie, że był to kamień milowy w shooterach obecnej generacji. Szybka, holywoodzka kampania pozwalała grze okupować miejsce “gry roku” w większości zestawień, a genialne multi broni się i dzisiaj.
    Ja wciąż miałem w głowie obraz MW jako gry super realistycznej pod względem graficznym i jednego z pierwszych tytułów, które ograłem na moim pachnącym nowością pececie. Dlatego też wydawało mi się, że MW remaster-a nie potrzebuje. Szybki rzut oka na Youtube i materiały archiwalne zweryfikował moje poglądy, 10 lat to jednak kupa czasu. Na szczęście grafika to jedna z pierwszych rzeczy, z którymi poradzili sobie w Infinity Ward -gra wygląda świetnie, tekstury są wyostrzone do rozdzielczości Full HD. Mapy wyglądają jakby stworzono je na nowo, przestrzenie nabrały głębi, obiekty oświetlono na nowo, a npc-e są jeszcze brzydsi. Kultowa misja w Prypeci wygląda teraz genialnie, zwłaszcza jej pierwsza część spędzona z nosem na wysokości trawy -magia. Tak samo jest z niezapomnianą misją ‘Gorączka’, którą chyba będę pamiętał już zawsze, przedzieranie się przez nacierające fale wroga nigdy mi się w niej nie znudzi. A prowadzenie ostrzału z pokładu AC-130? Mógłbym tak wymieniać bez końca, bo każdy rozdział jest z jakiegoś powodu wart zapamiętania. Wspaniale jest wrócić do realiów współczesnego pola bitwy, wszystkie kolejne części ze swoimi ulepszeniami, nanotechnologią i kosmicznym klimatem mogą się schować przy Modern Warfare (aczkolwiek to właśnie Infinite Warfare ze swoim tempem rozgrywki, sposobem gry i konstrukcją poziomów i broni, jest temu ideałowi najbliższe). Tylko ja i moje cudownie brzmiące M-16 na przeciw najwiarygodniejszej historii opowiadanej w serii.

    Niestety tych 10 latach od premiery pokazuje także, jak wiele się zmieniło w shooterach. Gdy opadnie euforia i przegryziemy się przez nostalgię, gra ukazuje kilka mankamentów, których kiedyś może nie widziałem, albo widzieć nie chciałem. Pierwszym z nich są skrypty. To prawda, że cała seria od zawsze na skryptach stoi i że niemal od zawsze są one bardzo widoczne, ale przez lata prób i błędów, twórcy kolejnych gier szlifowali umiejętność maskowania ich za pomocą zmiany tempa rozgrywki czy odpowiednio spreparowanych cut-scentek. W czwartym CoD-e wychodzą one na każdym kroku bo są dokładnie tym czym były na samym początku -sposobem na poradzenie sobie ze zbyt asertywnym graczem. Czasami chciałoby się przeczekać nawałnicę wroga w wygodnym miejscu ostrzeliwując kolejne fale nieprzyjaciół. Jest to jednak niemożliwe, ponieważ wrogowie będą nadchodzić w nieskończonej ilości dopóki nie dotrzemy do konkretnego miejsca na mapie. Chciałoby się pokonać mapę inną trasą, ale tego również nie da się zrobić dopóki nie pójdziemy wyznaczoną ścieżką i dopóki granat/pocisk nie wybuchną nam spektakularnie w twarz. Analogicznie jest w sytuacjach gdy “grunt pali nam się pod nogami”, teoretycznie jest już niemal za późno aby coś zdziałać, sytuacja wisi na włosku, ryk silników i krzyk towarzyszy każą nam się spieszyć… A w praktyce możemy spokojnie pozwiedzać okolicę i wytrzebić połowę okolicznej bojówki, pod warunkiem, że wbiegając na dach staniemy w odpowiednim miejscu. Gorsze niż “obecnie” są także hit-box-y, przeciwnik po trafieniu w głowę nie powinien już raczej wstawać i tu jest zwykle OK, gorzej że śmiertelne okazują się takżę postrzały w ręce czy nogi.

    Jedną z pozytywnych rzeczy, które pokazuje nowy-stary CoD jest poziom trudności. Tegoroczne IW ogrywałem na weteranie i wyzwaniem nie było. Do MW Remastered siadłem z podobnym postanowieniem i musiałem po pierwszym rozdziale okazać grze więcej szacunku przełączając na tryb “normalny” aby przejść tytuł w jakimś logicznym przedziale czasowym. Karabiny wykazują dużo większy “stopień swobody” niż w dzisiejszych grach -odrzut jest większy i łatwiej chybić, a wrogowie strzelają celniej. Szkoda, że przez te wszystkie lata poszło to w tym kierunku -wszyscy jesteśmy każualami.

    Zremeasterowane Call of Duty nie sposób ocenić uczciwie bo musiałbym się znęcać nad grą za to, że powstała 10 lat temu. To tak jakby nachylić się nad BMW e30 i narzekać, że co prawda ma klimatyzację i 220KM, ale to nie sztuka bo dzisiaj każde auto ze średniej półki ma klimatyzację strefową i mniej pali -pionierów się nie sądzi

    Dlatego ograniczę się do tego, że każdy kto za MW zdążył zatęsknić, zagrać powinien. Zwłaszcza, że po początkowej głupawce, ceny edycji zawierającej tą grę i tej bez niej, zrównały się do rozsądnego poziomu.

    LINK
  • Watch Dogs 2

    Lorn 2017-02-23 14:24:23

    Lorn

    avek

    Rejestracja: 2005-01-16

    Ostatnia wizyta: 2024-04-30

    Skąd: Sosnowiec / Kraków

    Watch Dogs 2 - kontynuacja gry sprzed dwóch lat, która najgłośniej wsławiła się tym, że miała “sprzedać” nową generację konsol, a okazała się najgłośniejszym downgrade-m ostatnich lat, na dodatek mocno opóźnionym. Z kontynuacją nie wiązałem wielkich nadziei ale do zagrania przekonały mnie dwa miesiące czekania na wielkie (mam nadzieję) tytuły 2017 roku, no i solidna obniżka ceny w pewnej sieciówce

    Ubisoft nauczony doświadczeniem nie próbował sprzedać Watch Dogs 2 jako gry przełomowej, nie wpompowano też olbrzymich pieniędzy w kampanię reklamową. Drugą część z pierwszą poza tytułem, łączy koncepcja walki z wielką cyfrową korporacją i to w zasadzie wszystko. Główny bohater należy co prawda do DedSec, ale jest to zupełnie inna komórka tej organizacji zlokalizowana w pobliżu krzemowej doliny a nie jak wcześniej w Chicago.
    Zmiana lokalizacji na słoneczną Kalifornię ułatwiła zmianę klimatu produkcji. Gra wciąż opowiada o poważnych sprawach (w erze fejsbunia i wszechwiedzącego wujka “G” nawet bardzo ważnych) ale robi to w lekki i zabawny sposób. Szczerze mówiąc momentami nawet zbyt lekki. Konwencja pierwszej części gry była ciężka i duszna niczym płaszcz naszego bohatera, ale miała swój urok. Część druga jest bardzo ziomalska, pełna zbuntowanych nastolatków i ich poczucia że mogą przez internet zbawić świat -trzeba na to patrzeć przez odpowiednio krzywe zwierciadło żeby się tym klimatem nie zadławić.
    Z drugiej strony gra pełna jest nawiązań, które zrozumieją tylko (prawdziwe) nerdy. Podczas drogi do celu postacie dyskutują ze sobą o tym, kto wygrałby starcie Alien vs. Predator, jedna z hakerek ma na sobie koszulkę z wizerunkiem Jabby, w jednym z zadań pobocznych poszukiwany kontener ma numer serii THX1138, a główny bohater uwielbia serial ewidentnie wzorowany na kultowym Knight Rider -jest tego mnóstwo i części pewnie nie wyłapałem, za to spory plus dla scenarzystów.

    Pochwały należą się też projektantom terenu. Miasto jest duże i ciekawe. Oczywiście nie ma mowy o rozmiarach i rozmachu rodem z GTA (choć porównanie nasuwa się samo), ale jest nieźle. Teren jest zróżnicowany, jest gdzie pojeździć, jest gdzie popływać. W różnych dzielnicach znajdziemy różne pojazdy i zupełnie inne sklepy, fajna przemyślana mapa. Na szczęście przed premierą “dwójki” Ubisoft nie starał się udowodnić, że gra będzie przełomem pod względem graficznym, dlatego całe to otoczenie zrobione na solidnym rzemieślniczym poziomie broni się całkiem nieźle, npc-e się co prawda powtarzają, ale rzadko w zasięgu wzroku. Zabiłbym natomiast za dobór muzyki i nie chodzi mi o utwory lecące w radiu podczas jazdy samochodem, ale o pseudohakerski-techno-rap sączący się z głośników przy każdej okazji. Ja rozumiem, że konwencja, ale czy to musi aż tak boleć?

    Poza główną osią fabuły - o której za chwilę, są jeszcze dwa rodzaje zadań pobocznych. Jedne to te zlecane przez znajomych, zabawne albo dające do myślenia -jak włamanie się na konto kuzynki w celu uzmysłowienia jej że machanie tyłkiem do kamery to nienajlepszy pomysł bo bezpieczeństwo w internecie to pojęcie względne. Są też zadania poboczne, które pojawiają się bezpośrednio na mapie te są nudne i wtórne, brak w nich jakiegokolwiek polotu -zrób to, pojedź tam, przywieź tamto -zwykle przez ¾ mapy. Zapychacze czasu z najgorszego sortu.

    Fabuła gry jest również dopasowana do jej formy, skupia się na walce z dużą korporacją przejmującą powoli całą konkurencję. Jeszcze gorzej, że gromadzone w ten sposób informacje są potem sprzedawane i wykorzystywane przeciw użytkownikom. Są tutaj bezzałogowe samochody, w dolinie krzemowej jest siedziba firmy ze zjeżdżalniami, są bardzo podobne produkty. Tak, skojarzenia z Google nie są przypadkowe, pozostało tylko zmienić nazwę firmy, bo nawet kolory się zgadzają. Początkowo ciekawy pomysł na fabułę rozmywa się jednak w morzu głupot. Po jakimś czasie okazuje się, że nie walczymy z całą firmą, tylko z jednym jej członkiem, na którym poprzysięgamy zemstę -za to że nas ośmieszył. Szybko dowiadujemy się, że nasi kumple to tak naprawdę banda gówniarzy, którzy pękają przy byle okazji -może taki był cel, żeby ponaśmiewać się z “rycerzy internetu” -jeśli tak, to zwracam honor. Gorzej, że zmarnowano pomysł na ciekawą refleksję. Na pewnym etapie gry, po oczach bije absurdalność sytuacji, w której hakerzy używają zasobów swoich fanów do zwalczania Wielkiej Złej Korporacji -poważnie? Nikomu nie dało to do myślenia, że stali się niemal tym z czym walczyli? Można oko wybić tą ironią, a tutaj przechodzi ona tak gładko jak przemówienie Palpatine’a w RotS…

    Jeśli zaś chodzi o samą rozgrywkę to jest całkiem nieźle. Na szczęście gra nie próbuje być “GTAV dla ubogich” bo nie miałaby w tym starciu żadnych szans. Misje często sprowadzają się do dotarcia do wskazanej okolicy i pozostania niezauważonym przez cały czas hakowania systemu. Samo hakowanie zostało przedstawione jako minigierka polegająca na przeprowadzeniu wiązki sygnału przez sieć komputerową z punktami swobody w miejscach przecięć -fajne i wciągające, może nieco za proste. Trudniej natomiast pozostać niezauważonym, przeciwnicy całkiem nieźle przeczesują teren i długo nie odpuszczają po zaalarmowaniu. Gdy już dojdzie do strzelaniny to jest jeszcze trudniej bo przeciwnicy strzelają celnie a nasza postać nie ma żadnej kamizelki ( nie ma możliwości zakupenia jej) i ginie po 3-4 bezpośrednich trafieniach. Początkowo niemal mnie to zniechęciło do grania, po kilku próbach zrozumiałem, że sednem gry jest nie dać się zauważyć, pojedynki strzeleckie mają sens tylko przy małej ilości przeciwników i to bez broni automatycznej. Są za to inne ciekawe rozwiązania. Sporym ułatwieniem jest dron, który pozwala obejrzeć okolicę z góry i utrwalić położenie wrogów, oraz łazik, który może niezauważony przemknąć do wnętrza budynku i wyłączyć zabezpieczenia. W dużej mierze dzięki tym zabawkom możliwe stają się alternatywne rozwiązania. Bardzo podobało mi się gdy podczas jednej z misji miałem zająć bunkier aby następnie przerobić go na bazę mojej grupy. Pierwotny plan zakładał wykurzenie siedzącego tam gangu sygnałem o pożarze. Problem polegał na tym, że trzeba było zhakować centralkę w samym centrum strzeżonego bunkra -mój łazik został kilka razy zauważony i zniszczony. Świetnym rozwiązaniem okazało się fabrykowanie dowodów i podesłanie ich na policję. Po pojawieniu się na miejscu patrolu, włamałem się do radia jednego z policjantów i wzywałem posiłki -kilka razy. Później pozostało już tylko śledzić akcję z pobliskiego wzniesienia -policjanci wystrzelali cały gang i bunkier był mój -POEZJA.

    Watch Dogs 2 to solidny średniak. Nie gra na okładkę największych pism branżowych, nie dzieło sztuki, ale dobra rzemieślnicza robota. W listopadzie musiałaby przepaść w konkurencji z największymi hitami, teraz jednak warto było dać jej szansę. Najmocniejszą stroną tytułu są fragmenty polegające na skradaniu a najsłabszą te momenty, w których próbuje “gonić” GTA. Warto zagrać, ale teraz czekam już na marcowe hity.

    Ocena: 7/10

    LINK
  • Mass Effect: Andromeda

    Lorn 2017-06-22 10:22:28

    Lorn

    avek

    Rejestracja: 2005-01-16

    Ostatnia wizyta: 2024-04-30

    Skąd: Sosnowiec / Kraków

    Długa przerwa od ostatniego wpisu. To nie tak, że zapomniałem o prowadzeniu tego wątku, tylko nowy Mass Effect jest grą tak obszerną, że zapoznanie się z nią wykroiło konkretny kawał czasu, czas nadrobić zaległości.

    Recenzja Andromedy rodziła się w mojej głowie niemal tak długo jak długo grałem w tą grę. W chwili gdy piszę te słowa mam na koncie około 70 godzin i mogę już próbować wyrazić opinię o grze, choć ostatnia kropka zostanie w tekście postawiona dopiero po tym gdy zobaczę napisy końcowe.
    Odpalając grę miałem wielkie nadzieje i wielkie obawy. W końcu coś tam słyszałem o przedpremierowym narzekaniu na bugi, glitche czy marną fabułę, ale z drugiej strony liczyłem na godną kontynuację serii, która jest w moim prywatnym panteonie The Best of The Best tworzonym przez Mass Effect 1-3, Wiedźmina 3 i Uncharted 4 -trudno doskoczyć do tego grona, a oczekiwania były ogromne.

    Pierwsze wrażenie jest niezłe, chociaż nie powalające. Piękna grafika, ciekawe zawiązanie fabuły i tylko żal mniejszej spektakularności wydarzeń. Gra jak wiadomo opowiada o prywatnej inicjatywie Nexus, która ma znaleźć dla ludzkości nowy dom w Andromedzie. Wszystko fajnie, dobry pomysł na science-fiction, ale startu do Trylogii nie ma, z drugiej strony chyba nie chce mieć. Gdzieś czytałem trafne porównanie, że Andromeda jest dla ME 1-3 tym czym Hobbit dla Władcy Pierścieni - jeśli zna się Trylogię Pierścienia, to ta książeczka nie może zrobić wrażenia, co nie znaczy, że jest zła, bo radzi sobie inaczej i na innych płaszczyznach. Podobnie jest z Andromedą, już na początku “grubą kreską” niemal symbolicznie oddziela się od Trylogii. Ojciec głównego bohatera to symbol tego co znamy, przemawia w patetyczny sposób, ubrany jest w znajomy pancerz N7 noszący ślady wielu walk, a przez pole bitwy kroczy niczym Deus Ex Machina. Krótko później zajmujemy jednak jego miejsce, a nasz bohater jest zdecydowanie inny -nowy, świeższy, lżejszy. Mimo wyszkolenia to bardziej zwiadowca niż żołnierz -pierwszy czytelny znak, że Mass Effect Andromeda, to nie Mass Effect 4 -stety czy niestety, to się okaże. Sam wątek główny jest jaki jest -nowa nadzieja dla ludzkości, odcięcie się od trylogii ścianą 600 lat przerwy, jak się jednak okazuje, warto śledzić wątki poboczne bo jest w nich wiele nawiązań i odniesień do historii walki Sheparda ze żniwiarzami a znajomość serii choć nie jest wymagana, może rzucić nowe światło na fabułę Andromedy.

    Nowa gra zrobiła kolejny krok w kierunku “gry akcji”, niemal ostatecznie porzucając moduły RPG. Jest co prawda rozwój postaci, punkty i doświadczenie, ale działa to swobodnie. Na dodatek mamy możliwość przełączania się między profilami, które zastępują tu klasy. Nic więc nie stoi na przeszkodzie aby po rozwinięciu pewnych cech żołnierza, dodać mu kilka zdolności biotycznych, gra nawet do tego zachęca nagradzając nas kolejnymi bonusami rang w tak skrzyżowanych klasach. Nie narzekam na takie uproszczenie tematu, bo dzięki temu podczas jednego przejścia gry mogłem próbować wielu metod, mam jednak wrażenie, że potencjał profili nie został wystarczająco wykorzystany. Przełączałem się między trybami żołnierza, biotyka czy technika tylko z ciekawości, nigdy dlatego, że uznałem daną umiejętność za niezwykle potrzebną lub przydatną w danym momencie. Przez pewien czas nawet zapomniałem, że mam taką możliwość. Sama walka jest natomiast bardzo dobra, mimo przesiadki na nowy silnik nie straciła nic ze swojej dynamiki, pozwala swobodnie łączyć biotykę, walkę wręcz i strzelanie, nawet automatyczne przyklejanie się do osłon jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, a dzięki zróżnicowanemu uzbrojeniu mogłem do każdej napotkanej grupy wrogów podejść nieco inaczej. Broni jest sporo, jest z grubsza podzielona na cztery kategorie -karabiny szturmowe, snajperki, strzelby i pistolety. Wobec bogactwa trzech pierwszych kategorii z miejsca odpuściłem sobie pistolety, rozkochałem się za to w strzelbach, które dobrze rozwinięte zamieniają każdą bitwę w masakrę przeciwnika. Niemal każdą broń można modyfikować za pomocą modów, które także mają swoje poziomy co jeszcze bardziej zachęca do eksperymentowania i nigdy nie pozostawia wrażenia, że nie ma już lepszej broni w grze.

    Czym jeszcze gra zdecydowanie zyskuje? Otwartością świata, mnogością planet -zdecydowanie jest tutaj co robić. Liczba zadań pobocznych rozrzuconych po całej galaktyce robi wrażenie. Każda planeta, na której wylądujemy daje możliwość spędzenia wielu godzin na eksploracji, wykonywaniu różnych (czasami dziwnych) questów. Ponadto konstrukcja gry pozwala poczuć złudzenie prawdziwego życia w Andromedzie. Do wielu miejsc, które ukształtowaliśmy wracamy później z misjami dodatkowymi i możemy zobaczyć jak zmienił się świat za naszą sprawą. Możliwość zwiedzania całej gromady, podziwiania widoków, zdobywania sprzętu i doświadczenia -to zdecydowanie działa na wyobraźnię i przyciąga. Szkoda tylko że nowa gromada jest dość uboga w treść, planety są zróżnicowane, jednak spotykamy na nich te same stworzenia i potwory. Rzuca się też w oczy mała ilość obcych ras, nie chcę spoilerować, ale w porównaniu z tymi napotkanymi w trylogii, tutaj jest biednie.

    Mass Effect przyzwyczaił mnie, że są w nim poza misjami głównymi i pobocznymi typowymi dla napotykanych w grach NPC-ów, jeszcze misje lojalnościowe. W Trylogii miały one o tyle duże znaczenie, że zależało od nich nastawienie, a czasami nawet przeżycie członków załogi. W Andromedzie te misje też są.. Mniejsza o ich poziom, bo jest tak nierówny jak postacie, szkoda tylko, że tym razem jedyne na co ma wpływ wypełnienie tych misji to możliwość maksymalnego rozwinięcia umiejętności naszych towarzyszy -mocno to spłycone. Podobnie zresztą sprawa wygląda z decyzjami, niby kilka podejmujemy, raz mamy na to więcej czasu, innym muszą być “spontaniczne” (trzeba na czas wcisnąć przycisk), nie odniosłem jednak wrażenia żebym faktycznie zdecydował o dalszym losie postaci czy danej społeczności i żeby to w późniejszych godzinach gry miało na mnie jakiś wpływ. Członkowie załogi poza jednym wyjątkiem nie komentują naszych wyborów, jednak wciąż można się do nich przyzwyczaić a nawet polubić, szczególnie warto eksperymentować z doborem duetu zabieranego na misje bo odpowiednia kombinacja prowadzi często do ciekawych rozmów. Dobór towarzyszy nie ma jednak większego znaczenia taktycznego, każdy sobie jest w stanie poradzić w każdej sytuacji. W ten sposób poznajemy ich nawet lepiej niż przy bezpośrednich konwersacjach. Bardzo dobrze wypadają Pheebee, Jaal czy Drack, Vetra czy Cora są nieco bezbarwne, natomiast Liam to kompletna porażka, jego lojalnościówka to z resztą dodatkowy dowód na niekompetencję tej postaci.

    Andromeda ma też tryb sieciowy -doczepiony do gry ewidentnie niskim nakładem sił i kosztów. Jest to multi z “trójki” przeniesione na nowe mapy i skórki - rozwiązanie akceptowalne ostatnio z powodu taśmowego tempa z jakim produkowane są kolejne gry AAA, co nie znaczy, że musi się podobać. Dla mnie nic nie wnosi i jest niepotrzebne -zabawa na dwie godziny, po których dotarło do mnie, że wszystko już widziałem.
    Dodatkiem do gry jest też aplikacja mobilna, która pozwala wysyłać na misje wyszkolone drużyny. Nagrody za wykonanie zadań odbieramy już we właściwej grze -aplikacja jest jednak nieprzemyślana i sprowadza się do bezmyślnego kliknięcia w drużynę i zdanie, które ma wykonać Na początku wydaje się to ciekawym pomysłem na znalezienie wyjątkowej broni czy pewnej ilości dodatkowych surowców, jednak po jakimś czasie okazuje się, że używając jej można sobie całkowicie zniszczyć gospodarkę w grze. Używałem ‘Apex-a’ (tak nazywa się apka) przez cały czas i już w połowie gry nie miałem co robić z pieniędzmi - co z tego, że stać mnie na wszystko, skoro z tych samych misji dropnęły mi bronie przerastające to co aktualnie ma handlarz, o dwa poziomy... Gra przez to staje się nieco prostsza, momentami nawet zbyt prosta, ale w końcu nieużywanie broni, którą mamy w plecaku byłoby frajerstwem?! Ktoś tu nie zadbał o balans.

    Jedną z ikonicznych dla serii rzeczy była zawsze muzyka. Fragmenty z Trylogii mam do tej pory na playlistach z ulubioną muzyką z gier i filmów, jeśli zaś chodzi o Andromedę to nie zapamiętam z tej gry niemal nic. Znalazłem dosłownie jeden kawałek, który zapadł mi w pamięci na tyle, żeby sprawdzić jego tytuł -A Better Beginning, reszty mogłoby niemal nie być.

    No i grę w końcu ukończyłem, zajęło mi to niemal równe trzy miesiące, podczas których poświęciłem jej 88 godzin, a moja postać osiągnęła 62 poziom uzyskując 99% ‘ukończenia gry’ (wątek główny i wszystkie misje poboczne, łącznie z eksploracją świata). Muszę przyznać, że ostatnie godziny rozgrywki ewidentnie odstają od całości gry i to zdecydowanie na plus. Końcowa rozgrywka, ale także cutsceny i wszystkie renderowane filmy sprawiają wrażenie przygotowanych z większą dbałością o szczegóły, w każdym aspekcie. Jest wielka bitwa, jest dramatyzm sytuacji, pojawia się wiele postaci związanych z misjami pobocznymi i decyzjami podjętymi w ich trakcie (zwykle sprowadzającymi się do tego czy misję się wykonało czy nie, ale zawsze to coś). Finał gry to zdecydowanie to co znamy z Mass Effect i za taką grą będę tęsknił, bo nieco nostalgiczne początek spoilera otwarte koniec spoilera zakończenie sprawiło, że całe nasycenie przygodą gdzieś uleciało, a ja nadal mam ochotę zobaczyć co jest na kolejnej nieodwiedzonej planecie.
    Solidna gra bez błysku geniuszu, który charakteryzuje tytuły wielkie, dla mnie jako (niemal) bezwarunkowego fana uniwersum to taka “ósemka”, gra z gatunku dobrych i bardzo dobrych, warta poświęconego jej czasu.

    Ocena: 8/10

    LINK
  • Horizon: Zero Dawn

    Lorn 2017-08-11 11:36:19

    Lorn

    avek

    Rejestracja: 2005-01-16

    Ostatnia wizyta: 2024-04-30

    Skąd: Sosnowiec / Kraków

    Horizon Zero Down to gra, którą przed premierą kojarzyli tylko posiadacze PS4, a krótko po niej wiele osób zaczęło wymieniać ten tytuł jako jeden z argumentów przemawiających za zakupem konsoli. Chociaż sam nie wierzę w pojęcie “system sellera”, bo zwyczajnie nie ma jednej gry tak dobrej aby usprawiedliwić nią zakup konsoli (Wyjątkiem mógłby być trzeci Wiedźmin, ale żaden z niego “ekskluzif”).

    Gra opowiada z grubsza o losach ludzkości po armageddonie, ale także o poszukiwaniu tożsamości, o potrzebie odkrywania, przynależenia i odnajdywania sensu istnienia. Przez pryzmat bardzo osobistej historii Aloy poznajemy historię ludzkości. Ziemia opanowana jest przez wielkie maszyny podobne do znanych nam zwierząt, a ludzkość cofnęła się w rozwoju do czasów gdy plemiennych. Z drugiej strony pozostałości po upadłej cywilizacji pozwalają ocalałym liznąć nieco technologii, Ci bardziej kumaci robią z niej użytek, Ci mniej uznają za magię i bóstwa -jak w życiu. W końcu każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii.

    Główna bohaterka, Aloy jest wyrzutkiem, porzucona przez plemię musi sama odkryć do którego ze światów należy, obecnego, czy tego zapomnianego.
    Gra należy do popularnego grona tytułów “akcji”, mamy więc otwarty świat, rozwój bohatera oraz możliwość ubrania go w zróżnicowane ciuchy i broń różnej klasy. Można powiedzieć, że to to samo co w innych grach tego typu -Assasynach,Batmanie, ostatnim Mass Effect czy nawet Far Cry (poza mechaniką walki oczywiście). Twórcy Horizona zdecydowali się jednak na coś czego zabrakło pozostałym -umiar. W wymienionych grach mamy otwarte światy rozwleczone ponad miarę, masę broni o różnych nazwach ale tak samo daremnych statystykach, niczym z generatora liczb losowych i pierdyliard zadań pobocznych, w których ginie główny wątek. Świat Nowego Świtu nie jest wielki jak w Mass Effect, jest za to wspaniale dopracowany. Mapa nie robi wrażenia na pierwszy rzut oka, jest jednak cudownie zróżnicowana i ma w sobie czar, który sprawia, że mamy poczucie chodzenia po wielkim, żyjącym świecie, a nie przygotowanej na potrzeby danej sceny dekoracji. Główne miasto w grze- Południk, robi większe wrażenia swoim przepychem i różnorodnością niż dowolna planeta w grze Bioware. Broni i pancerzy nie ma tutaj tak wiele jak w ostatnich Assassynach, raptem trzy rodzaje łuków z możliwością usprawnienia ich odnalezionymi ulepszeniami. Podobnie jest ze zbrojami -kilka plemiennych ciuszków i dodatkowo rozróżnienia na strój lekki/średni/ciężki, ale to wystarczy. Dzięki temu nie muszę się zastanawiać czy dany ubiór jest wystarczający do przejścia gry.

    A przejście jej nie będzie łatwe. Poza najniższym poziomem trudności trzeba zapomnieć o walkach wszędzie i ze wszystkim. Należy robić użytek z opcji skradania i polowania na przeciwników z ukrycia. Pokonanie przeciwnika wymaga często poznania jego słabych stron, które możemy odkryć dzięki trybowi podobnemu do tego znanego właśnie z Asasyna i Batmana. Ponadto nie każda walka się opłaca -bo jaki będzie pożytek z pokonania przeciwnika, jeżeli zmarnujemy na niego już na początku misji wszystkie specjalne strzały i mikstury zdrowia? A odzyskanie zapasów możliwe jest tylko przez zakup lub zebranie odpowiednich zasobów a następnie wytworzenie brakujących narzędzi. Fajnie to działa, uczy kalkulować akcje i szanować przeciwnika -sam nie rzuciłem się na Gromoszczęka więcej niż raz. Oczywiście walczyć jednak warto, pokonani przeciwnicy poza doświadczeniem niezbędnym do awansu na wyższy poziom i rozwoju umiejętności, pozostawiają po sobie surowce niezbędne do zbudowania nowej broni lub wytworzenia strzał. Aloy możemy rozwinąć w trzech kierunkach, drzewka nazywają się odpowiednio Tropicielka, Wojowniczka i Karmicielka -jak to zwykle bywa, w każdym z nich jest coś ciekawego. Na szczęście nie jest konieczne wybieranie konkretnej ścieżki rozwoju bo podczas jednego przejścia gry można w pełni rozwinąć wszystkie umiejętności -i dobrze, bo przy dużej liniowości tytułu kolejne przejścia są właściwie niepotrzebne.

    Najważniejsza w Horizonie jest historia, wspaniała postapokaliptyczna baśń rozpisana na około 30-40 godzin gry podczas których nie przychodzi mi do głowy pytanie “ile jeszcze do końca”, tylko “co dalej?”. Twórcy killzone’ów zadali sobie wiele trudu aby scenariusz był nieszablonowy a otwarty świat nie przeszkadzał w poznawaniu historii w filmowy, trzymający w napięciu sposób. Podczas gry mimowolnie przychodzą skojarzenia z wielkimi filmami mówiącymi o zagładzie ludzkości -mnie do głowy od razu przyszły Mad Max, Wodny Świat i wbrew pozorom, Wechikuł Czasu.

    Jak zwykle przy okazji gier od Guerilla Games mamy do czynienia z graficzną demonstracją siły, nie bez powodu to oni tworzą gry startowe na kolejne generacji konsoli sony. Horizon jest po prostu piękny i daje tego dowody przy każdym wschodzie i zachodzie słońca, podczas wizyt w cudownie oświetlonych podziemiach, w miastach i osadach, we w pełni funkcjonalnym trybie fotograficznym -jest bardzo, bardzo dobrze.
    Na podobnym poziomie stoi muzyka, idealnie pasująca do historii i nadająca jej dodatkowy wspaniały klimat. Jest kilka takich soundtracków do gier, w których muzyka podobnie jak w największych dziełach filmowych jest obietnicą wielkiej przygody i niemal definiuje historię, Horizon zdecydowanie ma taką muzykę, Aloy’s Theme będę pamiętał jeszcze długo po pożegnaniu z tytułem.

    Horizon jest grą bardzo dobrą, osobiście uważałem ją za drugą najważniejszą dla mnie premierę pierwszej połowy 2017 roku. Po ograniu obu tytułów muszę przyznać, że obiektywnie jest to gra lepsza od Mass Effect-a (tak, on był tą pierwszą ) ma lepszą muzykę, wciągającą fabułę, ładniejszy, lepiej przedstawiony świat i sprawia ogólne wrażenie dzieła bardziej dopracowanego, dlatego też, ocena nie może być niższa.

    Ocena: 8.5/10

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..