Po pierwsze - to by oznaczało, że jesteśmy tymi złymi - słaba perspektywa...
Po drugie - właśnie okazuje się iż nie jest to dobre porównanie. Nawet jeśli na terenach podległych Imperium i USA być może bardzo się nie różni (choć tego nie wiemy, możemy tylko snuć przypuszczenia na podstawie różnych materiałów), to jest jednak ogromna zasadnicza różnica między USA i Imperium a mianowicie stosunek do własnych obywateli. O ile w USA można otwarcie krytykować władzę, istnieje wolność słowa i każdy obywatel może czuć względną wolność i swobodę osobistą. o tyle w Imperium wszelkie protesty były brutalnie tłamszone, krytyka władzy była zabroniona, istniała cenzura i wszystko było kontrolowane przez wojsko - pod tym względem faktycznie dobrym porównaniem do naszej rzeczywistości są rządy komunistyczne, które dają poczucie względnej wolności przy jednak dużej kontroli społeczeństwa i ograniczenia swobód obywatelskich. Zresztą to by się zgadzało, wszak SW powstało w latach 70-tych i 80-tych kiedy w świadomości społecznej mieszkańców USA, największym zagrożeniem był komunizm i ZSRR.
Nie mniej jednak paradoksalnie, filmy a w szczególności teraz Rogue One, w pewnym stopniu ukazują konflikt w taki sposób iż nasuwa się analogia z dużym mocarstwem uciskającym pustynne światy, w których znajdują się miejsca religijnego kultu (zresztą kultu do którego Imperium jest wrogo nastawione), światy które mocarstwo najechało ze względu na surowce naturalne (kyber/ropa naftowa i inne surowce), światy gdzie mocarstwo rządzi siłą i gdzie jedyną formą walki z tym mocarstwem jest walka partyzancka - która de facto zakłada podkładanie ładunków wybuchowych i misje z nikłą szansą na przeżycie na które Rebelianci się godzą. Z tymże w SW mocarstwo jest złem a w naszym świecie jesteśmy sojusznikami tego mocarstwa a Rebelianci są najgorszym złem. Po prostu w tym filmie wg mnie jak nigdy dotąd, myśląc o nim ma się wrażenie, że coś jest nie tak. Szczególnie jak przypomni się słowa Cassiana o tym, że ma wyrzuty sumienia po tym co robił, że rozkazów się nie kwestionuje, jak przypomni się ekstremistów Gerrery i jak pomyśli się o dwóch Gwiazdach Śmierci wysadzonych wraz z setkami tysięcy (czy dziesiątkami?) pracowników, niewolników którzy nie byli tam z własnej, nie przymuszonej woli. Oczywiście wysadzenia Gwiazdy Śmierci to była samoobrona, ale jednak... W pewnym sensie to trochę tak jakby Al-kaida czy inne ugrupowanie wysadziło w powietrze całe USA by zapobiec ataku na ich bazę wojskową.
Ciężka rozkminka...