Jak w przypadku TFA po seansie Rogala w tym temacie wpisujemy nasze przemyślenia po filmie
Jak w przypadku TFA po seansie Rogala w tym temacie wpisujemy nasze przemyślenia po filmie
to już temat zakładacie a to jeszcze 5 dni hehe
O recenzjach TFA bodajże w listopadzie Urth założył.
Przypomina mi się forum Hobbita na filmwebie hehe ale w dobrym tonie teraz... każdy tam robił wyścigi kto pierwszy założy temat z nowym trailerem/plakatem xdd
O AOTC i ROTS w wersji 3D też kiedyś pozakładałem tematy recenzenckie...na jakieś 8-9 miesięcy przed premierą...
Zaś w połowie tego czasu Disney anulował te premiery i do dzisiaj się ich nie doczekaliśmy choć filmy są gotowe i puszczane na Celebration w RealD 3D
Wydali kasę, skończyli projekt a nie chcą na nim zarobić... gdzie tu logika Disney`u?
Za te 4,05 mld kupili SW bez logiki.
ROTS chętnie bym zobaczył w 3D najlepiej całą starą trylogię to by było przeżycie
Co do twojego "Rogala" Hego: Ostatnio kolega z czystego przejezyczenia wymyślił alternatywną nazwę dla R1, a jest nią mianowicie: "Łokieć Jeden"
Więc należy sobie uczciwie powiedzieć:
WTÓRNOŚĆ.
Znów mamy odgrzewane kotlety z Gwiazdą Śmierci.
Znów samobójcza misja która ma dać zwycięstwo.
Znów te same statki bojowe i maszyny.
Znów ci sami szturmowcy, elita którą bez trudu można pokonać.
Znów nam migają bohaterowie tylekroć ograni w innych filmach.
Znów odwoływanie się do oklepanego konceptu Mocy.
Gdzie jest ORYGINALNOŚĆ, własny pomysł?!?
Niech was nie zwiedzie niepokorna główna bohaterka, postać bezczelnie zerżnięta z oryginalnej Lei.
Nie wspomnę o tym, że finał filmu jest od początku absolutnie przewidywalny.
Po co ten film, jeśli nie dla $$$$?
O zbeszczeszczeniu kryptonimu gadać hadko.
LOL! Gratuluję
Przestań, bo jeszcze ktoś gotów się złapać
Już się złapali, tylko Kathi wycięła ;p
W każdym bądź razie spadła na niego fala hejtu za hejtowanie przed obejrzeniem ;p
niestety muszę cię przeprosić za ostatni naskok... ten film to jedna wielka masakra
Niech Moc będzie z wami ;D na seansie!
Będzie
Musi... Ze mną jest ale w nerwach.... Od 5 nie śpię i kawa mnie rozhuśtała...
Odstaw kokainę.
Któż to nas nawiedził
xddd ale to było wyjątkowo... W ogóle nie piję kawy xd
Wszystkie sprawy na dzisiaj załatwiłem przed południem,teraz pozostało juz tylko niecierplliwe kręcenie się do 20
A nie 19? Btw jak tak samo.
W CC Janki na ten przykład pierwszy seans o 20.
Dziękuję wszystkim koleżankom i kolegom z Bastionu, którzy podobnie do mnie kochają Gwiezdne Wojny, za wypowiedzi które umilały mi czas oczekiwania na premierę.
Życzę wszystkim dobrej zabawy i jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI!
Bilet kupiony na 22:00 w multikinie w Gdańsku AAA!! nie mogę się doczekać, jutro napiszę swoje odczucia.
Ten film jest NIESAMOWITY !!
Każdy fan powinien go zobaczyć, piękny obraz dużo smaczków.
Momentami aż łza mi się kręciła w oku. Piękny nostalgiczny powrót do Nowej Nadziei.
Gareth powinien wyreżyserować resztę filmów SW bo robi to wspaniale. Jest autentycznym fanem tego uniwersum to widać, to słychać, to czuć
Zrobiłem to, miałem nie oglądać, po tym jak załamany byłem w zeszłym roku tą tandetą i chałturą zwaną EVII, ale się złamałem i poszedłem.
I teraz pozwolę sobie troszkę napisać co sądzę o Rogue One.
Ostrzegam, że będą spojlery. Czytać na własną odpowiedzialność!
-----------
Do samego końca nie mogłem się zdecydować czy pójść do kina. Miałem zarezerwowane bilety na wersję 2D. Nie spodziewałem się wiele po tym filmie, a dodatkowo w Rovaniemi szalała śnieżyca i mróz -12. Zebrałem się, bo miałem do wyboru albo iść na film, albo siedzieć i pisać raport...
Wszystkie trailery i teasery obejrzałem i nie miałem specjalnie wyrobionej opinii na temat tego czego mogę oczekiwać. Oczywiście jako jeden z tych obrażonych na Disneya za zamordowanie EU kręciłem nosem na historię o wykradnięciu planów Gwiazdy Śmierci. Przecież wszyscy wiedzą, że zrobiła do Bria Tharen. Wszyscy poza Disneyem
Z drugiej strony, muszę przyznać, że wybranie tego fragmentu historii SW do nakręcenia filmu jest niezwykle dobrym pomysłem. Można zadowolić i starych i nowych fanów, nie potrzeba za dużo wyjaśniać.
Ale do rzeczy!
O ile w TFA nic, dosłownie nic mi się nie podobało, tak Rogue One jestem zachwycony! Nie bawiłem się tak dobrze przy Gwiezdnych Wojnach od czasu gdy jako dzieciak oglądałem Powrót Jedi, czy gdy jako nastolatek czytałem Trylogią Thrawna.
W zasadzie poza muzyką (o tym za chwilę) podobało się wszystko: dobór aktorów, ich gra, postaci, w tym postać droida, wkomponowanie tej historii w Starą Trylogię, smaczki (jest ich sporo, zapewne da się dojrzeć znacznie więcej niż mnie się udało), zręczne wykorzystanie znanych i lubianych zabiegów.
Mam wrażenie, że w Rogue One twórcom udało się wszystko to co w TFA się nie udało. Bo będę się upierał, że w wielu miejscach RO nie powala oryginalnością. Ale zrobiono to wg mnie ze smakiem. Udało się uchwycić magię Gwiezdnych Wojen.
Było wiele wzruszających momentów - ależ ja nie lubię udawać w kinie, że nie mam właśnie ochoty wybuchnąć płaczem Momenty te wynikały zarówno z samej fabuły jak i z niespodziewanego (przynajmniej dla mnie) pojawiania się bardzo klasycznych postaci.
Udało się też coś co w TFA zawiodło na całej lini, czyli budowanie świata, bądź co bądź od nowa. Gdy w TFA był jeden system (?) tutaj twórcy skaczą po lokacjach, podają ich nazwy, króciutki opis. Widać, że to galaktyka, a nie jakaś lokalna potyczka kilku myśliwców (jak to miało miejscie w TFA).
Udało się również doskonale połączyć humor z poważnym klimatem, a do wszystkiego dodano dużo nostalgii wynikającej z silnymi powiązaniami do Starej Trylogii. K-2SO jak dla mnie bije na głowę te komiczną kulkę z TFA. Jego komentarze, rzucane niemalże od niechcenia bawiły mnie za każdym razem.
Wspomniałem już, że bardzo mi się podobały postacie i dobór aktorów. UWAGA SPOJLER, choć pewnie dość oczywisty, wielka szkoda, że Jyn Erso to postać jednego filmu. Tak jak uwielbiałem Brię Tharen w Trylogii Hana Solo, tak polubiłem od razu Jyn. Właściwie szkoda mi wszystkich tych postaci, których już pewnie nigdy nie zobaczymy. Może gdzieś w powieściach lub komiksach, ale to tyle.
Jak dla mnie świetnie napisano postaci do RO. Są naturalne, zabawne gdy potrzeba, poważne przez większość czasu. Być może RO nie jest specjalnie poważną produkcją, czy może „mroczną”, ale jest filmem dojrzałym. I bardzo pomagają w tym realistyczne postacie. Coś czego tak bardzo mi brakowało w TFA.
Efekty specjalne są bardzo dobre. Nie wiem tylko czy za 5-10 lat obronią się efekty, które dały nam (UWAGA, znowu WIELKI, GIGANTYCZNY!!! SPOJLER) Tarkina i Księżniczkę Leie.
Jak już wspomniałem, jedyne co mnie rozczarowało to muzyka. Nie udało mi się wychwycić motywu przewodniego. Poza tym, pomimo, że muzyka jak najbardziej została utrzymana w klimacie Gwiezdnych Wojen to w wielu miejscach jak dla mnie była trochę zbyt głośna, a wręcz irytująca.
Mogę się doczepić, że uparto się na te nieszczęsne skoki nadprzestrzenne z atmosfery panety, czy na Niszczyciele Gwiezdne wiszące bezpośrednio w tejże atmosferze. Mógłbym przysiąc, że wg EU nie mogły wchodzić w atmosferę. Ale mniejsza o to.
Oczywiście, skoro już spojleruję, to nie mogę nie wspomnieć o Vaderze. Myślałem, że będzie go mało. I było. Ale tam gdzie był pozamiatał podłogę. Ostatnia scena z nim jest mistrzowska.
Podobało mi się również zakończenie. Zarówno zakończenie historii Rogue One, jak i to które było połączeniem, i to niezwykle bezpośrednim z Nową Nadzieją. To kończące historię było do przewidzenia, ale do końca miałem nadzieję, że może jednak będzie inaczej, że może będzie troszkę bardziej happy endowo.
Nie spodziewałem się, że Disneyowe Gwiezdne Wojny zrobią na mnie tak wielkie wrażenie. Jestem zachwycony, podobało mi się wszystko.
Szkoda, że za rok będzie EVIII, bo nie wiem czy jestem w stanie zdzierżyć idiotyzmy, które TFA wprowadziło do świata Gwieznych Wojen. A już na pewno nie zdzierżę tego pajaca Kylo Rena/Adama Drivera. Ani postaci, ani aktora...
A tymczasem wielce polecam Rogue One! Ode mnie 9/10
Zgadzam się z Tobą co do RO, TFA mi się podobało, są minusy ale je lubię. RO jak mówisz jest o niebo lepsze od EP VII.
Tak w ogóle co sądzisz początek spoilera o "domu" Darth Vadera?? koniec spoilera
Film obejrzę dopiero w piątek ale nie straszne mi spoilery i z chęcią też bym się dużo o tym dowiedział. Szczególnie opis scen z tą postacią.
Opisać Ci scenę początek spoilera w domu Vadera?? koniec spoilera ???
No więc jeśli ktoś chce to przeczytać to na własną odpowiedzialność początek spoilera Górzysta planeta, na której znajdują się czynne wulkany i rzeki lawy między stokami. Wsród tego krajobrazu znajduję się czarna wieża z lądowiskiem. W stronę niej leci prom Krennica. Mamy ujęcie ze zwiastuny gdzie postać w kapturze klęka przed czyms białym. Jest to zbiornik podobny w którym był Luke w V części. W srodku jest Vader, bez stroju, postać w kapturze to sługa Vadera. Oznajmia mu, że przybył Krennic, zbiornik sie otwiera - mamy cięcie. Po chwili widzimy dyrektora stojącego przed bramą, wrota się otwierają, a z mgły wychodzi Vader (scena ze zwiastunu). Po małej kłótni Krenica z Vaderem, lord zaczyna go dusić, następnie go puszcza i wraca do swojej Komnaty. koniec spoilera
1/10 jako fan Star Wars
8/10 jako kinomaniak
Seans TFA konieczny od zaraz na odtrutkę
Nie wiem na co ta odtrutka, ale okej. No wiadomo było, że znajdą się tacy jak ty. O, rany, no dobra. Jako fan mówisz? Może ty sale pomyliłeś w kinie?
Przesadzasz kolego... skrajności nie są zdrowe.
To już wiem że będzie dobry film!
I jest bardzo dobry, tylko zupełnie inny niż TFA... i znowu niektórzy nie będą w stanie tego kupić
Nie napiszę Ci "lecz się", ale...
Wyśpij się, obejrzyj jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... aż polubisz. ~ Bo warto, czyli nie zgadzam się z Twoją opinią. O!
Gdybyś napisał "lecz się" to prowokacja tak czy siak by to była... a teraz wesołych świąt
bay bay
Przecież nie napisałem. ~
Bye bye
i to cię ratuje... ale ci się nasunęło na język
super że się zgadzamy
SW-Yogurt napisał:
obejrzyj jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... aż polubisz
-----------------------
To nie TFA. Po pierwszym seansie TFA miałem całkiem sporo zastrzeżeń, ale ogólny odbiór filmu był bardzo dobry. Po drugim seansie 36 godzin później, wszelkie wady TFA straciły na znaczeniu liczyło się tylko to że film mnie porwał i wypełnił całe moje jestestwo. Aczkolwiek wówczas chciałem zobaczyć go jeszcze raz.
Przed premierą RO planowałem przynajmniej pobić rekord JORUUSa w jego kinowych seansach TFA. Natomiast teraz po zobaczeniu RO nie chcę ani myśleć o drugim seansie - a im dłużej od zakończenia filmu, tym gorzej go oceniam.
Na chwilę obecną to już nie jest 1/10 jako fan i 8/10 jako kinomamiak. To jest 1/10 jako fan i 6/10 jako kinomaniak.
Z każdym momentem uświadamiam sobie jaki ten film był NUDNY, nawet bitwy były pozbawione dynamiki. Krennic którego po ostatnim spocie IMAXowym pokochałem, okazał się być przynajmniej o połowę mniej ciekawy niż to sugerowano. Sceny z Vaderem były jakąś próbą ratunku filmu, ale 4 minuty przy 136 to nic nie warte naciąganie.
Tylko strona wizualna mi się podobała bezspornie.
Najgorsze jest jednak to że w tym filmie jedyny związek z SW to tytuł i parę nazw, przedmiotów i lokacji własnych. Klimatu zero
Qel Asim napisał:
Najgorsze jest jednak to że w tym filmie jedyny związek z SW to tytuł i parę nazw, przedmiotów i lokacji własnych. Klimatu zero
-----------------------
Cała nadzieja w VIII. Proponuję szybciutko jutro (dzisiaj?) dawkę TFA.
Evening Star napisał:
Cała nadzieja w VIII. Proponuję szybciutko jutro (dzisiaj?) dawkę TFA.
-----------------------
No dokładnie... aż trudno uwierzyć... że ten film tak zawiódł... przecież drugi trailer pokazywał że będzie czuć klimat... niestety ja go nie czułem
Qel Asim napisał:
Najgorsze jest jednak to że w tym filmie jedyny związek z SW to tytuł i parę nazw, przedmiotów i lokacji własnych. Klimatu zero
Mówisz o TFA?
Ironia ci się nie udała...
udała
nie udała... i nie mam zamiaru się kłócić ale skoro tak za mną chodzisz... aż tak cię boli że oceniam film 5/10?
Uwaga, piszę tę recenzję jako zadeklarowany i wytrwały hejter Disney`a i jego decyzji o kasacji EU. Co więcej, delikatnie mówiąc, TFA przyjąłem chłodno i nie dałem się w tym roku ponieść fali entuzjazmu przed R1. Dwa dni przed seansem obejrzałem kilka odcinków Rebelsów, ale to wszystko. Moją głowę skutecznie zaprzątał od dawna Westworld i ani myślał zrobić miejsca Łotrowi 1. Uwaga, spoilerowo!
Polecę standardowo, czyli podzielę reckę na plusy i minusy.
Co mi się podobało w R1?
KU*WA wszystko!
Trudno mi pozbierać myśli po seansie, chyba nigdy nie przeżyłem w kinie takich emocji, jak dziś podczas seansu R1. Spróbuję jakoś to posegregować, ale autentycznie łapałem się w trakcie filmu na tym, że miałem otwarte usta...
1. Strona wizualna filmu jest świetna. W TFA było podobnie, ale tam był to dla mnie praktycznie jedyny plus filmu. Efekty praktyczne są świetne, CGI wyborne, dźwięk bardzo przyjemny dla ucha. Od strony wizualnej zadanie wykonane na 5. Brawo Disney.
2. Nawiązania. Porównując znów R1 do TFA mamy tu wiele nawiązań do OT, NT oraz Rebelsów, jednak w Przebudzeniu smaczki były subtelne jak rzut cegłą w czoło. Twórcy niemalże krzyczeli do nas z ekranu "Heeej! Zobaczcie fani, tutaj jest nawiązanie do Imperium Kontratakuje! Widzicie?". W R1 postawiono na bardziej subtelne mrugnięcia do fanów. Mamy tu kolejną rozmowę o T-15, spotkamy starych znajomych Luke`a i Ben`a z kantyny Mos Eisly, jest wymienione nazwisko Syndulla, mamy Baila Organę z Ataku Klonów i Zemsty Sithów, fajnie ktoś odrobił tutaj pracę domową, ale również zrezygnowano z łopatologii i pozwolono poukrywać smaczki i nacieszyć się ich odnajdywaniem na przestrzeni całego filmu.
3. Jest to poniekąd połączenie dwóch powyższych punktów, ale dzięki temu ten film zrobił na mnie takie wrażenie. Chodzi konkretnie o 4 postaci:
-Tarkin
-Garven Dreis
-Jon Vander
-Księżniczka Leia
Wiem, że technologia poszła mocno do przodu, ale to co zobaczyłem po prostu zwaliło mnie z nóg. Dla niewiedzących, w filmie postanowiono zrezygnować ze znalezienia aktorów podobnych do tych, którzy odgrywali powyższe role w 1977 na rzecz całkowitego wskrzeszenia tychże postaci! Tarkin mógł wyglądać momentami troszkę sztucznie, ale reszta postaci to po prostu majstersztyk! Moje oczy nie mogły się nacieszyć tym, jak wspaniale przywrócono do życia bohaterów z ANH. Chyba nie byłem jedynym, który przecierał oczy ze zdumienia na widok młodziutkiej Carrie Fisher czy Petera Cushinga. Kiedy pierwszy raz pokazano plecy Wielkiego Moffa w filmie, spodziewałem się po prostu tego, że zobaczę aktora, który odrobinę przypomina pierwowzór aktorski. To, co zrobiono, aby wskrzesić Petera było czymś, czego jeszcze nigdy nie widziałem na ekranie kina. W ten sam sposób można by zrobić jeszcze jeden film z Robinem Williamsem czy nagrać koncert Freddiego Mercury. Jestem oczarowany i zachwycony!
4. Ostatnia scena na pokładzie statku dowodzenia Rebeliantów.
Co ja mam tu napisać? Po prostu zlałem się w spodnie...
Dobra, teraz trochę mięsa, ale będzie go naprawdę niewiele
1. Miałkość postaci. Oprócz Jyn właściwie niewiele wiemy o kimkolwiek, kto figuruje jako pierwszo lub drugoplanowe postaci. Wiemy że jest mnich który macha kijem i jego pomagier, że jest jakiś zbuntowany pilot, no i w sumie to wszystko... Z żadną z postaci się ani trochę nie utożsamiłem, po prostu były tłem w całym filmie. Równie dobrze całą misję mogła wykonywać Jyn i K-2 wraz z grupą anonimowych żołnierzy, efekt byłby ten sam.
2. Muzyka. Niestety, drugi raz wpadka Disneya. Następca Williamsa może i wywiązał się ze swojego zadania, ale najwyżej na 2+. Muzyka jest, słychać ją w tle, ale nic więcej o niej powiedzieć nie można, a szkoda, bo potencjał był przeogromny. Mieliśmy dostać epickie przeróbki Marsza Imperialnego czy The Force theme a jedyne co mamy to rytmiczne ram-pam-pam praktycznie przez cały film. Ani jeden motyw nie utkwił mi w pamięci i raczej nie sięgnę po soundtrack z Łotra 1, bo po prostu nie ma w nim niczego ciekawego.
3. Pierdoły, czyli drobnostki, które niby mi przeszkadzały, ale nie zasłużyły na osobne punkty i dogłębną analizę:
-przesadnie czerwone soczewki Vadera w zamku
-dyski HDD na których Imperium trzyma tajne plany zaawansowanych technologii
-kilka drobnych nieścisłości w fabule filmu
Ogólnie trudno mi jakoś podsumować ten film. Miałem właściwie gotową w głowie jakąś opinię jakąś minutę przed jego końcem, ale ostatnia scena po prostu postawiła mój świat na głowie.
Tak, jestem hejterem Disneya.
Tak, jestem zachwycony Rogue 1.
Podpisuję się pod tym, mam takie same odczucia... a ostatnia scena z Vaderem? Jak dla mnie na tę chwilę najlepsza w całym uniwersum, choć pewnie to na gorąco. Tak jak po TFA nie byłem zachwycony, tak teraz jestem na maksa, i na pewno pójdę jeszcze do kina na ten film.
Scena z Vaderem - mistrzostwo! Mieliśmy Mrocznego, strasznego Vadera w OT, ale na dobrą sprawę nie widzieliśmy nigdy w filmach jak Vader morduje z zimną krwią cały oddział żołnierzy. Nie żebym krytykował Vadera w OT, który jest już kultowy, ale teraz po raz pierwszy zobaczyliśmy pełnię potęgi Darth Vadera w OT
W kinie przy tej scenie, jak tylko zapalił miecz złapałem się za głowę, a potem otworzyłem paszczę i nie wierzyłem w to co widzę. Ale to było piękne! Szukam teraz tej sceny w czeluściach internetów, żeby szybko pobrać na dysk, ale nigdzie nie ma.
Awkop napisał:
choć pewnie to na gorąco.
-----------------------
Vader od połowy życia jest na gorąco. Choć na jego miejscu lepszym miejscem zamieszkania byłoby chyba Hoth - brak lawy, rebelia na miejscu. Tak czy siak drażliwy dobór słów - to jak śmianie się z niepełnosprawnego.
Też popuściłem. Jako minus dodałbym jeszcze trochę chaotyczny początek, hop siup z planety na planetę, po 5 sekund na każdej, ale whatever - to co dzieje się później rekompensuje wszystko.
Moja wstępna ocena to miliard/10, ochłonę to dam 9 jak człowiek.
Ciekawostka: nie było tego w polskich napisach, ale Chirrut i Baze wspomnieli, że są "Guardians of the Whills" - zupełnie jak "Journals of the Whills" z adaptacji książkowych ANH i TFA, tam gdzie były przepowiednie o Wybrańcu i innych mistycznych rzeczach. Cool.
Do tych smaczków dodam jeszcze: "Red Leeader - standing by" nad Scariff niesamowita scena
Jak już jesteśmy przy smaczkach, to rzecz jasna musiała paść ta legendarna fraza, chyba najbardziej legendarna obok "NMBZW" - Mam co do tego złe przeczucia. Chociaż w tym przypadku takie to trochę z dupy było i wklejone na siłę. Niczym nieuzasadniona była ta uwaga K. Niech Moc będzie z Wami.
JESTEM ZACHWYCONY. Może to przesadzona opinia, jako że zaraz po seansie, ale tak czuję na ten moment.
Masa nowych miejsc, masa nowych ras, postaci, pomysłów. Masa mocnych scen. Masa genialnych walk powietrznych. Masa nie przesadzonych nawiązań do OT.
A tak w ogóle to po prostu bardzo dobry film. Oceny jeszcze nie wystawiam, bo musiałbym dać 10/10, a pewnie są jakieś pomniejsze mankamenty, które za parę tygodni/miesięcy nie pozwolą mi na taką ocenę.
Rogue. Rogue One.
Ale raczej dla fanów. Ktoś nie zorientowany w tym świecie będzie się zastanawiał, o co tu do cholery chodzi... i co ci ludzie w tym widzą.
Film jest zrobiony bardzo sprawnie i wyśmienicie pełni swoją rolę. Miał zadowolić tych, którym nie podeszło TFA, i z tego co widzę zadanie to spełnił w 100% Inne oblicze Gwiezdnych Wojen, nowocześniejsze i mocniejsze jest w pewnym sensie lustrzanym odbiciem TFA zarówno pod względem klimatu wizualnego, jak i ogólnego nastroju.
Cóż można powiedzieć... i tak wszyscy obejrzą ten film. Niezłe aktorstwo, ciekawe postaci, sceny batalistyczne porywające. Wizualnie piękny. Muzyka nawet-nawet. Zgodnie z najnowszymi trendami, nie ma tu grzmiących motywów przewodnich, łatwo zapadających w pamięć... trochę szkoda, ale pełni w 100% swoją rolę.
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to niezrozumiała dla mnie zmiana "chemii" panującej między parą głównych bohaterów w drugiej połowie filmu. Ale akcja jest na tyle wartka, że to w zasadzie nie przeszkadza.
Vader pojawia się niczym upiór z innej bajki. Sceny z nim są naprawdę mocne.
Ogólnie rzecz ujmując to widać że Gwiezdne Wojny są w dobrych rękach. Czekam na więcej. Może następnym razem w nieco lżejszym i bardziej "niepoważnym" wydaniu
darth_numbers napisał:
Ale raczej dla fanów. Ktoś nie zorientowany w tym świecie będzie się zastanawiał, o co tu do cholery chodzi...
-----------------------
po jednym z seansów TFA usłyszałem z sąsiedniego rzędu;
"o co w tym chodziło?"
Nic dziwnego. To pewnie był ktoś starszy i dojrzały. Fani i dzieci takich pytań nie zadają... albo wszystko rozumieją, albo chłoną wszystko, nie rozumiejąc nic
1. Niech Disney da Edwardsowi więcej filmów!
2. Myślicie, że Imwe był Jedi? Rękojeść jego kija wygląda jak rękojeść miecza świetlnego.
Nie, przecież zostało to wielokrotnie powiedziane, że nie jest Jedi. To, że jest maniakiem Mocy, to nie znaczy, że musi umieć się nią posługiwać. W nowym kanonie sporo takich mamy - Lor San Tekka, on i być może Maz Kanata (choć nie wiadomo, podobno istnieje możliwość, że umiała korzystać z Mocy). Teraz to modne jak widać. Niech Moc będzie z Wami.
Właśnie wróciłem z kina i muszę przyznać, że film mnie pozytywnie zaskoczył. Pierwsza, miła niespodzianka jest taka, że zwiastuny nie pokazują ścieżki dźwiękowej z filmu - czekałem na "can we trust you without your shackles" i się nie doczekałem (może była dokrętka).
Plusy:
- Ciemna strona Rebelii. To nie jest tylko wielki bohater, posiadacz cnót wszelakich Luke Skywalker. Mamy to skrytobójstwo, oszukiwanie, zabicie informatora - coś, co pokazuje, że Rebelia to nie są sami szlachetni rycerze.
- Rozbudowanie wszechświata - planet była porównywalna liczba co tych w klasycznej trylogii (nawet jeśli połowa z nich pojawia się w jednej scenie, jak sanktuarium Vadera)
- K-2SO, BB-8 się chowa. C3-PO się chowa. W ogóle wszystkie droidy się chowają.
- Nowe TIE
- Widać, że flota Rebelii to zbieranina wszystkiego co choć trochę nadaje się do walki
- Nienachalne nawiązania do IV części, właściwie poza R2D2 i C3PO nie raziły
- Widać, że Sojusz Rebeliantów dopiero się zawiązuje, są różne tarcia wewnątrz. Wygląda to naturalnie (wiem, że polska polityka to ekstremum braku kompromisu, ale i tak w epizodach IV-VI w ogóle tego nie było)
- Dyrektor Krennic: ambitny karierowicz, który jest dla kariery w stanie zrobić wszystko
- "Red Leader, this is Gold Leader, we`re starting the attack run with ion torpedos" - pokazanie zarówno jego, jak i dowódcy eskadry Czerwonych - aż się uśmiechnąłem
- Imperium rozwalające swój odpowiednik Narodowego Archiwum Cyfrowego, bo tak jest łatwiej. Zwycięstwo za wszelką cenę!
-Tarkin, za bycie Tarkinem.
- Koniec bitwy, gdzie po prostu ISD Vadera wyskakuje z nadprzestrzeni i taranuje korwetę. Dla mnie to symboliczna scena pokazująca walkę Dawida z Goliatem
- Cały Rogue One ginie. Miła odmiana po bohaterach, którzy i tak przeżyją.
Wady:
-Vader. Raz, że ma zbyt czerwone szkła, dwa, że James Earl Jones brzmi po prostu... staro. To raziło mnie już w drugim sezonie Rebelsów, ale tutaj brzmi to jeszcze gorzej.
- Jak plany GŚ, które był w wielkie walizie mieszczą się w dłoni?
- Bitwa o Scarif - bez planu, bez pomysłu, na Hurra!
- Poza Casianem i Jyn nie mamy możliwości poznać motywacji bohaterów.
- Mało Galena Erso - Mads Mikkelsen zasługiwał na więcej.
Przepraszam, że akurat tu, ale w kwestii czerwonych soczewek Vadera, bo już gdzie indziej też było: Dla mnie to odbicie zewnętrznego światła, bo na hełmie też było. Ale może mi się mara. ~
Też tak mi się wydaje, bo przykładowo w scenie na jego krążowniku (chwilę przed rzezią) były całkowicie czarne. Ale fakt, że ten czerwony był przesadzony i jeżeli to nie było żadne światło, to słabo. Niech Moc będzie z Wami.
Rozmowa Vader z Krenniciem toczy się na platformie, spod której bije czerwona łuna (poświata od lawy). Dodatkowo jest w niej kilka urządzeń ze sporymi czerwonymi kontrolkami. No i odblask jest w jednej soczewce i hełmie. Druga soczewka jest ciemna. Mi pasuje. ~
Torvik napisał:
- Imperium rozwalające swój odpowiednik Narodowego Archiwum Cyfrowego, bo tak jest łatwiej. Zwycięstwo za wszelką cenę!
-----------------------
Ja to odbieram jako niecną zagrywkę GM Tarkina, który za jednym zamachem uniemożliwił "ucieczkę" gorących danych, ale i zręcznie pozbył się ambitnego konkurenta. Teraz wszystkie zasługi za skonstruowanie GŚ spłyną na niego.
-Uwaga! Spoilery!
Wow! To było ge-nia-lne! Fe-no-me-na-lne! O takie Star Wars walczyłem! Na takie Star Wars czekałem! Jeżeli po TFA byłem zawiedziony, to teraz Rogue One to zrekompensował; zresztą pewnie nie tylko mi. Tak na krótko: świetna, wartka akcja, wybitne sceny batalistyczne (tak jak pisali amerykańscy dziennikarze, w tym spin-offie doszło być może nawet i do najlepszej w calej sadze), świetna fabuła i aktorstwo - Jyn i Cassian byli świetni! Szkoda, że nie przeżyli jako jedyni, bo na to liczyłem. Bardzo ich polubiłem. Tak samo K2, który kradnie każdą scenę. Jedna z moich ulubionych postaci - Tarkin. To było coś niesamowitego, znowu zobaczyć go na ekranie odegranego przez Cushinga. I inna postać, należąca do moich ulubionych - Vader. Było go mało, ale jak się pojawiał, to zaznaczał swoją obecność w sposób iście fenomenalny. A ta scena mordu - sztos! Zawsze chciałem go takiego zobaczyć. Tak jak napisał Awkop - być może najlepsza scena całej sagi. Było klimatycznie, było mrocznie, było tak jak trzeba. Nie mogę się doczekać kolejnego seansu. Po nim napiszę coś dłuższego. A tymczasem cieszcie się tymi wspaniałymi Gwiezdnymi Wojnami! Niech Moc będzie z Wami.
Mam w głowie mętlik. Pozytywny. Tego było za dużo. ~ Kto nie widział, niech nie czyta, ale to temat ze spoilerami. ~ W kilku punktach, bo tak, po pierwszym razie, jest łatwiej.
1. Trochę chaotycznie. Montaż? Narracja? Nie wiem, w pierwszej części coś mi zgrzytało.
2. Trochę przegadane. ~
3. "Dziwna" muzyka, ale takt tu, dwa takty tam i micha się cieszy, choć bez nucenia, jak w TFA (baaaardzo nie chcę się odnosić ~), choć tu może bardziej.
4. Smaczki urocze, czasami zbyt nachalne; to złe słowo, bo dla kogoś, kto siedzi w tym od lat oczywiste, ale piękne. ~ Red Five. ~ Evazana i Ponda Baba. ~ "Muszę wrócić na Alderaan". ~ R2-D2 i C-3PO ~ Vjun i to nie Sm^Hnoke był w zbiorniku. ~ I tak można sobie pisać i pisać...
5. Wszyscy martwi? Poważnie? Tak właśnie miało być!
6. Końcówka... To trzeba zobaczyć na własne oczy!
7. Bardzo dla fanów. I to _bardzo_ dobrze. ~
8. Durnotki? Oczywiście, ale patrz 7. ~
Z prywaty:
1. Skąd oni mieli pliki HK-47? ~
2. Lepsza inscenizacja WFGW, ale cosik filmy im się pomieszały. ~ Ale ogólnie było fajniej niż rok temu. Znów niczego nie wygrałem, pewnie dlatego, że się ukrywałem. ~
3. Jeszcze parę razy. ~ I już się nie mogę doczekać na VHS, DVD, BR, czy na czym sobie kupię i klatka po klatce. Jak nigdy...
Inscenizacja super wyszła, z boku stałem i wiele mogłem przeoczyć, ale nic się nie zepsuło. A że nie pod Łotra? Ciężko by Szare Miecze się wpasowały w film bez Jedi.
Też oglądałem z boku. A że pod światło ze ścian z kasami, to zdjęcia wyszły tak sobie.
A z "pomylonym filmem", to bardziej mi chodziło, że inscenizacja elegancko wprowadzała do EVIII, bo do R1 to faktycznie "trochę" trudno. ~
Drugie podejście, z większym spokojem, bo bez obaw, że gdzieś będzie bryndza. ~
1. W "gadanych" scenach bardzo fajna, pasująca muzyka. Wcześniej mi umknęła, teraz przypasowała. Same sceny też z sensem. Gdyby chciano pokazać motywacje każdego z ekipy, film trwałby pewnie z 6h. ~ Tak jak vilkala chciałbym wiedzieć:
- co zrobił Bohdi że chce odkupienia; W końcu jako pilot transportowca chyba za dużo nie mógł nabroić. Z drugiej strony wiedza, którą posiada, chyba przekracza znajomość procedur koniecznych do wożenia zaopatrzenia.
- dlaczego Baze stracił wiarę a Chirrut nie, co w ogóle robili strażnicy świątyni; Obaj świetnie uzupełnili brak, który zawsze mnie trapił w SW. Gdy byli Jedi, Moc była tylko dla wybranych, reszta świata jakby ją ignorowała. Gdy Jedi zabrakło, pozostało tylko "May the Force be with you". A tu okazuje się, że nie, że byli ludzie (no dobra, istoty), które nie mając do Mocy dostępu traktowali Moc bardzo serio. Super. ~
- kiedy Cassian znalazł K2 i co się wydarzyło jak miał 6 lat, jak Jyn trafiła do obozu pracy? - no właśnie.
Spin-off do spin-offa? Dlaczego nie? ~ Nawet w postaci 4 półgodzinnych historii zebranych w jednym filmie.
2. Wspaniale zagrany Krennic. Taka ambitna glista, której Tarkin z Vaderm pokazali gdzie jej miejsce. Tarkin zabierając zabawkę, Vader po swojemu. ~
3. Wyjaśnił mi się powrót Cassiana. Nie spadł w otchłań, ale tylko "trochę" na platformę. Samo archiwum też ma sens
4. I pewnie wiele więcej.
Jest coraz lepiej. ~ Następny seans już w niedzielę. ~
Tarkin się po prostu odegrał za pewną przykrą dla niego sprawę z przeszłości, w którą wrobil go Kremik.
Jeszcze raz wielkie dzięki dla Vilkali za namówie mnie do przeczytania "Catalysta"
Trzecie podejście, tym razem z kumplem, któremu w zeszłym roku TFA się spodobało. Po RO stwierdził: "Twórcy nowej trylogii mają przerąbane. To są Gwiezdne Wojny, a oni robią jakieś popierdułki." I chce iść kolejny raz. ~
W środę o 19tej sala była w zasadzie pełna. W piątek o 14tej raczej luźno. W niedzielę o 11tej może z 50%. Trzy różne kina; 2D i napisy.
Mi z każdym seansem podoba się bardziej. Szkoda, że kolejny najwcześniej w czwartek. ~
Czwarte podejście kontrolne, a nuż ktoś przeżył? Jednak nie. ~
1. Wyjaśnił mi się Vader, choć nie musiał.
2. Dźwięk i oczy K-2SO. Rewelacja. C-3PO szumiał serwomotorami, ale raczej tak monotonnie. K-2SO brzęczy znacznie ładniej. No i te oczka, chyba pierwsze "żywe". ~
3. Polubiłem Sawa. Wcześniej wnerwiał mnie przerysowaniem, ale to ma sens przy jego paranoi. Tak jak Moja Lepsza Połowa oceniła Drivera, że "jeśli miał zagrać dupka, to wyszło mu koncertowo", tak dla mnie Whitaker pięknie oddał pokręcony strzępek człowieka. Skoro spotkał dzielną ekipę Ducha, to trudno mu się dziwić, że wszędzie węszy wrogów. ~
A propos Mojej Lepszej Połowy, to zaciągnąłem Ją na mój piąty seans. Lubi SW na podobnej zasadzie, jak ja lubię skoki narciarskie - świetnie się na nich drzemie. ~ Przeżyła, podobało się bardziej niż TFA, bo choć to kolejny film o tym samym, to jednak z sensem. Wizualnie najlepszy film SW. Księżniczkę odebrała jako montaż ujęć z AHN, a nie jako CGI.
Szóste podejście z kumpelą, która jako jedyna mi znana zaczytuje się fantastyką, choć raczej w kierunku fantasy, niż sci-fi, ale space opera też jej pasuje. Jedyne zastrzeżenie jakie miała, to że wyciągnąłem ją na film, który kończy się tak smutno. Ale się podobało. Podobnie, jak Moja Lepsza Połowa, była zaskoczona, gdy powiedziałem Tarkin był dorabiany CGI. W trakcie filmu tego nie zauważyły.
Trzem całkowicie różnym osobom, które "wyciągnąłem" do kina, film się podobał.
Sześć razy i jeszcze nie mam dosyć. Bogactwo wizualne i szczególiki widoczne po bokach zachwycają. Z każdym kolejnym razem bardziej.
Co do ostatniego - bo to piękny film jest Tak po prostu. Ja nke mogę się doczekac BD, żeby sobie odtwarzać kiedy chcę, powtarzać ulubione sceny itp.
Obecnie najrzadziej denerwujące jest odbicie się od kas, bo "sold out" grrrrr...
Widzę, że odbierasz Sawa podobnie jak ja - paranoika i wrak człowieka, który przegrał faktycznie wszystko i stracił wszystko, i nawet jak gdzieś jest nadzieja, to już nie dla niego. Przed ostatnim seansem sobie zadałem ten arc z nim z TCW. W każdym razie Saw jest kolejnym elementem do listy "co wyniosło TCW do SW".
Siódme podejście, tym razem 3D i kumpelą, która 3D bardzo lubi. Film się jej podobał, efekty super, fabuła dobra, nawet 3D doceniła, ale... jako jedyna ze znanych mi niewirtualnuch osób uznała, że TFA w niektórych aspektach jest lepszy. Co nie znaczy, że RO nie jest dobry, bo jest, ale TFA podobało się bardziej. Przyznała, że spore znaczenie miało znacznie lepsze 3D. Tak jak dwie dziewczyny, z którymi oglądałem RO wcześniej, nie wychwyciła, że coś jest nie tak z Tarkinem.
Dla mnie 3D jest zbędne, czasami konwersja wręcz przeszkadza. Oglądaliśmy film w Multikinie na Grunwaldzie, które to kino korzysta z Dolby 3D. Rok temu TFA w Heliosie w okularach z polaryzacją, może nawet w DepthQ. Możliwe, że to też ma jakieś znaczenie. Tak czy siak:
- Część scen wygląda znośnie lub nawet fajnie. Widoki na Scarif, bitwa, trochę scen plenerowych. Najlepiej wyszła lornetka i celownik. ~
- Reszta (dialogi, bliskie sceny) przypominają mi trochę moje nieudane zdjęcia, w których aparacik pokazał co to focus hunting. ~ Rozumiem, że to koszt konwersji, ale nie jest to dobre. IMHO lepiej, gdyby tego typu sceny zostawiono całkiem płaskie.
Wyjście do kina dzień po dniu zdarza mi się niezmiernie rzadko, a już na ten sam film - prawie wcale. Trochę z przypadku, ale warto było, mimo zastrzeżeń do 3D. Tym bardziej, że kolejny seans Rogue One za rok, znaczy się za kilka dni. ~
BTW szukając info o 3D we Wrocku okazało się, że na Bielanach jest Helios 4K z Dolby Atmos i 3D DepthQ. Może dam jeszcze raz szansę RO 3D, bo tylko tak wyświetlają w Dolby Atmos (dobrze, że z napisami ~ choć najfajniej było by bez nich). No i na pewno jeszcze raz w 2D i 4K. Ale to w przyszłym roku.
Siódme podejście - niezły wynik. Cały czas czułem, że ktoś mi po piętach depcze Ja też już kończę z R1... w tym roku (11x).
Wierszyk mieszany, bo uczucia niestety też
Czymże jest Star Wars!? Star Wars jest Magią!
W starej trylogii sięga zenitu!
W prequelach kuleje, choć z filmu na film jest coraz lepiej!
Czymże jest Star Wars?! Star Wars jest magią! której w Łotr jeden bardzo brakuje
Vader choć jest! nie wzbudza emocji
cieszy bo cieszy, jak postacie popularne
czymże jest Star Wars!? Star Wars jest magią!
Epizod VIII przywrócić moc z powrotem musi!
Ogólnie nie będę się wypowiadać na temat tego filmu... bo ten film mnie nawet nie natchnął na rozpisywanie się niestety...
oceniam ten film 6,5/10 chciałem wyżej ale sobie przemyślałem że nie... SW VII jutro na odtrutkę dla mnie też o ile załapię się na ten darmowy seans w KATO
lol, ić pan w luj
dziękuję za kulturę
nie kontynuuję dyskusji i nie pozdrawiam
Film dopiero obejrzę po premierze w HBO z lektorem... wcześniej nie dam rady...
Masz rację. Tyle, że odwrotnie. ~
Dla ciebie tak dla mnie nie
Zapomniałem o TFA
jeszcze raz
Czymże jest Star Wars!? Star Wars jest Magią!
W starej trylogii sięga zenitu!
W prequelach kuleje, choć z filmu na film jest coraz lepiej!
Czymże jest Star Wars!? Star Wars jest magią!
Po latach oczekiwań nadeszło TFA, obłędne, magiczne i wzruszające. Tak właśnie magia Star Wars wygląda
Czymże jest Star Wars?! Star Wars jest magią! której w Łotr jeden bardzo brakuje
Vader choć jest! nie wzbudza emocji
cieszy bo cieszy, jak postacie popularne
czymże jest Star Wars!? Star Wars jest magią!
Epizod VIII przywrócić moc z powrotem musi!
teraz pasuje
Też muszę sobie zaaplikować VII, i to prędko.
No dokładnie... ten film tak zawiódł że nawet nie mam słów
No popatrz, "nawet nie mam słów", a nastrzelałeś dwadzieścia kilka postów w wątku, który ma ciut ponad 100 (z Twoimi). Choć obiecywałeś: "Ogólnie nie będę się wypowiadać na temat tego filmu..."
Nie podobało się, trudno, ale takie marudzenie - z argumentami w stylu "ten film to jedna wielka masakra", "klimat... niestety ja go nie czułem", czy "film jest dlatego ciężki i przytłaczający..." - kojarzy mi się z, hmmm, pewnym bólem. Oderwij się od klawiatury i skocz do apteki po maść. A potem na "Fantastyczne bestie", tam są Jedi, Moc (The Force), czysty klimat SW. Będzie Pan zadowolony.
Nastrzelałem bo targają mną emocję... i jest jeszcze gorzej... skoro ty masz prawo marudzić nad TFA to ja mam prawo na R1
nie marudzę... zawiodłem się bo wyszedłem z kina z mieszanymi uczuciami... chciałem nawet dać 7,5 ale po drodze do domu nic mnie natchnęło żeby ułożyć jakąś opinię na 7,5... więc wystawiłem 6,5 myśląc że jak wstanę rano to mi przejdzie...
wstałem a filmu nawet już nie pamięta... a TFA znałem na pamięć po 3 seansach w kinie i nie nudził...
nie będziesz mi mówić co mam robić... ci nie mówię ale jak chcesz to zastąpię to tak
"Nie podobało ci się TFA, trudno ale takie marudzenie w stylu "ten film to kopia, kalka Nowej Nadziei, parodia SW" kojarzy mi się też z pewnym bólem...
proponuję też się oderwać od klawiatury... tyle w temacie... i już mnie nie prowokuj...
A gdzie ja marudzę na TFA? Że nie pieję z zachwytu? Moje prawo. ~ Ale nie obnoszę się z nim gdzie się da.
O TFA napisałem rok temu:
"Czy mi się podobało? Tak.
Czy jestem rozczarowany? Tak.
Czy jeszcze raz obejrzę? Tak."
Meliskę polecam. Potrójną. Bo Ci żyłka trzaśnie czy coś.
Aha i zmień avatar. ~
Marudzisz bo nie podoba ci się moja opinia dla RO przy czym uwielbiam TFA
to zwracam honor trochę dziwna opinia ale ok... I masz do niej prawo ale ja też... Film mnie naprawdę musi zezłościć... zwłaszca że nie jestem zbyt wymagającym widzem... Ale jak dostanę takie twory jak książę półromansu... Hobbit bitwa 4 armii
to nie mam litości... RO zapisuje się do tych tworów... Poczytaj jeszcze moje opinie przed filmem... Broniłem tego filmu z myślą że będę go bronić po seansie...niestety jest inaczej...
Czasem jest nerwowy więc wybacz... Ale dzięki za troskę
nope... YODA RZĄDZI
Z tego co widzę, jestem raczej osamotniony w mojej opinii - ale jak dla mnie Rouge One to zwykły przeciętniak.
Przede wszystkim uważam, że twórcy nie za bardzo wiedzieli jaki film chcą zrobić. Wojenne kino? Przykry żart - Rouge Ona jest daleki klimatem od chociażby Przełęczy Ocalonych - czuć tutaj Holywood. Tak, pod koniec jest mroczniej i tragicznej początek spoilera w chwilach gdy główni bohaterowie giną koniec spoilera, ale to nie zmienia faktu, że przed tymi wydarzeniami koniecznie muszą dokonać wspaniale epickich czynów. Jednym słowem : w końcówce filmu sporo jest niepotrzebnego patosu. Przykładem niech będzie kuriozalna scena ze początek spoilera ślepym strażnikiem Jedi. koniec spoilera
Star Wars? No z tym też kiepsko. Wiem, że film miał się wyróżniać klimatem - i się wyróżnia. Ale nie wydaje mi się aby była to jakaś specjalna zaleta. Rouge One mógłby dziać się w jakimkolwiek uniwersum - bo poza ostatnią sceną kompletnie nie ma tu mistycyzmu i tajemniczości, która przecież od zawsze towarzyszyła tej serii.
Reżyseria scen akcji pozostawia wiele do życzenia: większość z nich jest wygrana na zbliżeniach, które nie oddają chaosu pola bitwy, a jedynie sprawiają wrażenie amatorszczyzny. Co więcej bohaterowie to istne jednosobowe odziały specjalne - jeżeli ktoś spodziewał się zobaczyć potęgę Imperium srogo się zawiedzie. Zaryzykuje stwierdzenie że w filmie ginie więcej szturmowców niż w całej starej trylogii.
Muzyka? Ponownie, poza ostatnią sceną, nie zauważyłem żadnych dobrych utworów. Nawet dość słabe na tym polu TFA miało zdecydowanie lepszy wybór (March of the Resistance, Rey Theme, Ren Theme).
Efekty robią świetne wrażenie, zwłaszcza początek spoilera scena zniszczenia Jehdy koniec spoilera wgniata w fotel. Absolutnie nie mam się do czego przyczepić pomijając komputerowo generowanego Tarkina – który choć dopracowany w najmniejszych szczegółach wciąż sprawia wrażenie pewnej nienaturalność i sztuczności.
Postacie? Cassian Andor jest poprawny, Jyn Erso dobra, a K-2SO wspaniały. Reszta taka sobie, siedzenia nie urywają. Nie zżyłem się z nimi, Czarny charakter ciekawy, aczkolwiek w mojej opinii dostał zbyt mało ekranowego czasu. Warto jednak pochwalić twórców że nie przedstawili nam Rebelii jako jedynego słusznego dobra i nieskazitelnych wybawicieli galaktyki.
Przede wszystkim brak tu scen które zapadałyby w pamięć – po pierwszym seansie jestem w stanie wymienić dosłownie dwie które zrobiły na mnie jakiekolwiek większe wrażenie. Chodzi mi rzecz jasna o początek spoilera pierwszy strzał z gwiazdy śmierci i końcową sekwencje Vadera koniec spoilera.
Kostiumy i scenografia jak najbardziej na plus – czuć desperacje i biedę rebelii, widać że nie obracamy się w sterylnym środowisku. Martwił mnie jednak dziwaczny hełm Vadera – nie pamiętam aby w starej trylogii aż tak bardzo odstawał od ciała... kostium Mrocznego Lorda sprawia przez to w pewnych ujęciach dość tandetne wrażenie.
Czy więc Rouge One to zły film? Z pewnością nie, to film zrealizowany poprawnie, ładny wizualnie, posiadający kilka niewątpliwych zalet. Zawiódł jednak moje oczekiwanie i muszę przyznać, że nie uważam wcale aby był lepszy od TFA.
Takie 7/10 albo 4/6 w szkolnej skali.
Niech Moc będzie z wami.
Reżyseria scen akcji pozostawia wiele do życzenia: większość z nich jest wygrana na zbliżeniach, które nie oddają chaosu pola bitwy, a jedynie sprawiają wrażenie amatorszczyzny. Co więcej bohaterowie to istne jednosobowe odziały specjalne - jeżeli ktoś spodziewał się zobaczyć potęgę Imperium to się srogo zawiedzie. Zaryzykuje stwierdzenie że w filmie ginie więcej szturmowców niż w całej starej trylogii.
Generalnie film cud miód orzeszki.
Jedyne minusy jak dla mnie to:
-Soundtrack byle jaki.
-Słabo wyglądający Tarkin i Leia
-No i znowu przemowa przed akcja okraszona patosem. Więcej uwag nie mam.
Leia faktycznie sztuczna taka zbyt komputerowa
Opinia oczywiście będzie zawierała SPOILERY. Mam bardzo mieszane uczucia po seansie. I tak jak Strażnik Jedi, chyba jestem w mniejszości.
Na początek standardowo porównanie do TFA. Kiedy ogłoszono że będą kręcić nowe filmy, byłem bardzo pozytywnie nastawiony do spin offów, a w stosunku do epizodów byłem raczej sceptyczny. Po obejrzeniu obu produkcji moje zdanie zmieniło się o 180 stopni. Przebudzenie zrobiło na mnie ogromne, pozytywne wrażenie. To były Star Wars na które czekałem, klimat wylewał się na mnie z ekranu. Rogue One natomiast... Jest filmem bardzo nierównym. I do końca nie wiem jak go ocenić.
Przez 3/4 filmu zwyczajnie się wynudziłem. Są lepsze i gorsze momenty, ale jednak w większości czułem rozczarowanie. Mam wrażenie że Edwards nie bardzo potrafi budować napięcie - pierwszy strzał z Gwiazdy Śmierci - to jest scena która powinna wciskać w fotel. A ona jest zaledwie poprawna. Jest widowiskowa, to fakt - cały film pod względem widowiskowości przebija TFA. Ale ładunek emocjonalny który daje ta scena jest dla mnie niewielki. Strzał ze Starkillera - mimo że zniszczono jakąś anonimową planetę (nadal uważam że to powinno być Coruscant) i zginęli jacyś anonimowi ludzie, spowodował u mnie o wiele bardziej emocjonalną reakcję niż zniszczenie Jedhy.
Druga kwestia - postacie. Są niestety nijakie. Jyn i Andor jeszcze jakoś się bronią, ale reszta... Po prostu są, robią swoje i giną. Trudno się do nich przywiązać. Wyróżnia się jak dla mnie tylko K2 - klasa.
Sama fabuła... Ot, kolejna interpretacja zdobycia planów Gwiazdy Śmierci przez Rebelię. Wiadomo było jak się potoczy. Miałem momentami wrażenie oglądania wysokobudżetowego fanfilmu, z gościnnym udziałem kilku aktorów z prequeli + Tarkinem w CGI... O ile w przypadku Lei zabieg uważam za udany, tak Tarkin... Mogło go tam nie być. Albo mógł pojawić się, tak jak Leia, na kilka sekund w jednej scenie, bo jego rola i tak była minimalna. Takie wskrzeszanie nieżyjących aktorów zupełnie do mnie nie przemawia.
Ale zaznaczam, że powyższy opis dotyczy jedynie 3/4 filmu. Bo później następuje końcówka...
Końcówka...
To jest wszystko to na co czekałem w Rogue One. Wspaniała akcja, napięcie, emocje i klimat Star Wars. Naprawdę czuć że to się dzieje w tym samym świecie, dosłownie momenty przed Nową Nadzieją. Tu wystrzał z Gwiazdy Śmierci jest tym czym być powinien - zwieńczeniem filmu. Bohaterowie giną, ale odnoszą zwycięstwo. No i Vader. Dokładnie taki jak miał być.
Końcowej oceny nie wydam, bo szczerze nie wiem jaką. Dawno nie oglądałem filmu którym byłbym rozczarowany i oczarowany jednocześnie...
a wyszło przeciętnie. Na szybko i nieco niepoukładane, ale od początku. Spoilery, oczywiście.
Przed seansem nie przeszkadzało mi, że nie będzie napisów początkowych, natomiast już po - bardzo żałuję, bo byłby to jedyny moment z jakimkolwiek charakterystycznym wątkiem muzycznym. Jeżeli coś było przy tym filmie robione na kolanie to na pewno muzyka. Późno oznajmiona światu zmiana kompozytora jest niestety słyszalna. Muzyka niby jest, a jakoby jej nie było. Nic charakterystycznego. Nic. Kuriozum to epicka bitwa z końcówki, którą ogląda się bez większych emocji, bo muzyka nie gra w niej większej roli, dźwięki nie budują niczego dodatkowego. Czyżby Williams był nie do zastąpienia? Czy wina późnej zmiany kompozytora? Nie wiem, ale film bez muzyki mnóstwo traci klimatu. I to chyba jeden z największych minusów.
Dalej. Sczerze? Przez pierwsze 30 minut byłam osłupiona tym, jak słabe widowisko oglądam. Wrócił koszmar z drętwotą trailerów. Cała obława na rodzinkę Erso z początku jak gra w teatrzyku na zadupiu. Dawno nie widziałam czegoś tak sztucznego. Na szczęście najgorszy jest początek, potem, przy kolejnych postaciach robi się ciut lepiej.
Ale pierwsze wejście Krennica, co i jak mówi - niestety, komiczne. Ponoć McDiarmid przeszarżował z Palpatine`m. Nie sądzę. Ben Mendelsohn nie stworzył przekonującej postaci, jakieś wykoślawione, niedookreślone nie-wiadomo-co. Mało tego! W zestawieniu z cyfrowym Tarkinem ta postać (żywy aktor!) po prostu nie istnieje. Dzięki Krennicowi doceniłam charyzmę i powagę całej postaci Tarkina, której ten pierwszy jest pozbawiony. Złoczyńca na duży minus.
Może czas na coś o bohaterach, bo co do gry aktorskiej miałam największe obawy. Na plus nowy droid, z prostym, ale ciekawym backstory, nośnik żartów (bardzo przyjemnych, niewymuszonych), ale nie rzucał nimi co rusz, co również na plus. No i jego śmierć chyba najbardziej wzrusza. Chirrut Imwe też udany, fajna relacja z Malbusem. Felicity Jones nie była tak tragiczna jak w Inferno, w momentach z tatuśkiem czy przemawiając była całkiem przekonująca, poprawnie. Reszta ekipy też poprawnie, ale nic więcej. Wątki uczestinków Łotra są na tyle mało rozbudowane, a gra aktorska tylko poprawna, więc trudno się z nimi zżyć (poza wspomnianym droidem). Mikkelsen również przeciętnie, nie miał tu za wiele do grania, to fakt, ale nic szczególnego. Saw niewykorzystany, a trzeba przyznać, że dobrze zagrane, ale za mało go było.
Co jest zaskakujące, a na czym złapałam się podczas seansu, że najlepsze momenty tego filmu odnoszą się do nostalgii. Vadera było ile? 2 minuty? Ale jakże intensywne! To, co robi pod koniec - piękne! Tarkin, mimo, że cyfrowy to nadal Tarkin i żaden Krennic tego nie zmieni. Chwilka z Leią czy z Bailem Organą. Słabe i na siłę było tylko to z C3PO i R2D2, ale mniejsza. Wszystko, co teoretycznie nowe nie robi większego wrażenia. Żadna postać.
Efekty dość nierówne. Np. ujęcia z kokpitów wyglądają fajnie, ale już wylatujące chmarą TIE mocno trącą grą komputerową. To, co było sztuczne w trailerach tu też jest. No i nie ukrywajmy, widać, że Leia i Tarkin to komputer, ale o to nie robię zarzutu, bo gdyby ich nie było to nie wiem...
Najmocniejszą stroną jest historia, kupuję motywacje Galena związane z konstrukcją GŚ - proste, ale naturalne. Historia pozwala inaczej spojrzeć na ANH i wyjaśniła mi jedną odwieczną niewiadomą, za co ma plusa. Taki syndrom prequeli - dobrze przemyślana historia, gorzej z realizacją jej w postaci filmu.
Od śmierci droida film się staje takim trochę liczeniem trupów - zastanawiasz się w jaki sposób kolejny członek Łotra zginie. I tak się dzieje. Słabe. Znaczy, fajnie, że wszyscy giną, ale nie jeden za drugim, kto "ładniej", a kto zdąży sprzedać przed zgonem ckliwy tekst. No, pompa przy Imwe i Malbusie i tandeta przy Jyn i Andorze była.
Podsumowując, najmocniejszy aspekt filmu to historia, pomniejsze to pewne sceny, głównie nostalgiczne, dzięki którym wiemy, że oglądamy mimo wszystko SW, droid, bitwa nad Scarif całkiem spektakularna (szkoda, że bez muzyki), charakteryzacja, pożyczeni z planu TFA obcy fajni, plenery i to chyba tyle.
Leży muzyka, a co za tym idzie w dużej części klimat, który z GW mi się nie kojarzy, leżą bohaterowie poprzez za mało backstory, a czasem tylko poprawną grę aktorską, Krennic leży totalnie.
Film od kinomaniaka - 6/10
Film jako SW - to nie SW
Mogę się podpisać pod Twoją opinią, nie ze wszystkim w stu procentach, ale z meritum to i owszem.
Tragiczna muzyka, gra aktorska słaba, brak SW w SW. A na dodatek historia mnie mudziła jak flaki z olejem - miał być film wojenny a była tylko jedna bitewka
Podpisuję się chociaż te słowa film jako SW to nie SW zastąpiłbym inaczej bo to jednak nie miało być SW a spin off
ja bym to zastąpił tak... "film jako film z uniwersum Star Wars" to niestety nie jest film z uniwersum Star Wars... nawet z New Hope to się ładnie nie komponuje
jako kinomaniak... dałem 5/10 masakra obudziłem się i trzezwo myślę
trzeba TFA obejrzeć trzeba
... i, niestety, bez zmian. Liczyłam, że IMAX da to dodatkowe coś, co miałam podczas seansu TFA, że pokochałam ten film jeszcze bardziej za sceny, które w zwykłym kinie były zapychaczami.
Przy tych dwóch seansach dostrzegłam kilka drobiazgów na plus, ale dużo więcej na minus, więc nic się nie zmieniło - średniaczek. Ale po kolei.
Po pierwsze i najważniejsze - NIE PRZEPŁACAJCIE W TYM PRZYPADKU ZA SEANS W IMAX!!!
Pytam forumowych znawców IMAXA - dlaczego różnica na seansie IMAX 3D jest tak kolosalna między TFA a R1? Tzn. TFA wręcz osłupia czy to wrażeniem wyłażenia z ekranu czy głębi, praktycznie przez cały film są takie sceny. Dlaczego podczas R1 najlepszy IMAXOWY efekt to... początkowe odliczanie od 10 do 1?! Od biedy naliczyłam na siłę 3 (3!!!) sceny tylko z takim efektem głębi. Na siłę. Wyłażenia - nie ma. Jest niby epicka bitwa w kosmosie, która jest po prostu płaska! Najlepiej to sobie porównać, oglądając sceny z obu filmów z niszczycielami - Finalizer smyra dziobem po nosie, Destroyery z R1 bardzo chcą, ale nie mogą.
Pytam zatem: skąd ta różnica? I ostrzegam tych, co rozważają, bo chcą powtórki z seansu TFA - nie będzie powtórki, nie wyrzucajcie pieniędzy, możecie spokojnie iść na zwykłe 2D lub zywkłe 3D. Bo sam IMAXOWY dźwięk, choć jak zwykle cudny, nie jest wart wiele bez strony wizualnej.
To jest mój największy zarzut - liczyłam, że IMAX zmieni coś w moim postrzeganiu, a okazało się, że tylko straciłam pieniądze...
Kolejne minusiki. Saw Gerrara. Za pierwszym razem nie wiem, czego się nawdychałam, że uważałam tę postać za całkiem nieźle zagraną. Tym razem wzbudzała we mnie tylko irytację i się pokuszę o stwierdzenie, że to najgorzej zagrana postać tego filmu. Przerysowana, rozemocjonowana, pretensjonalna, a nie wiemy tak naprawdę dlaczego, bo nie mamy odpowiedniego backstory. To samo Felicity przy tatuśku-hologramie. Za pierwszym razem wydawało się znośnie, tym razem, jak zobaczyłam, jak próbuje uronić łzę to myślałam, że ma zatwardzenie... nie no serio... To są chyba podstawy u aktora, płakanie na zawołanie? Sztucznie, drętwo, na siłę, cała Felicity... Weź takiej kibicuj...
Ale, znalazło się kilka dobrych rzeczy, które albo zrewidowałam, albo dopiero zobaczyłam.
Po pierwsze komputerowe postaci, szczególnie Tarkin. Za pierwszym razem w 2D on, a bardziej Leia (pilotów nie liczę, bo są ułamki sekund) wydawali się bardziej nienaturalni. Może to efekt kolejnych seansów i przyzwyczajenia się, ale tym razem nie było takiej różnicy, ba, przy Tarkinie, żeby znaleźć jakiś nienaturalny grymas trzeba było mi się nieźle wysilić. Praca w to włożona robi jednak ogromne wrażenie. Nawet te kilka sekund z Leią. Nie wiem, czy obesny szczyt możliwości, ale naszła mnie myśl "ostatnio coś takiego miałam przy Gollumie". Czy to osiągnięcie na miarę Golluma? Trudno mi ocenić, Gollum to lwia część LOTR, mnóstwo dynamicznych scen. Z drugiej strony Tarkin to człowiek, nieprzypadkowy, bo aktor, którego widzieliśmy wcześniej, ale w bardzo statycznych ujęciach. Czy to wystarczy na Oscara za efekty? Nie wiem, ale jeśli ten film dostanie to się nie zdziwię.
Kolejna rzecz - znalazłam dobrze pasujący motyw muzyczny do świetnej sceny, angażującej na dodatek słabego villaina, bo Krennica. Zza chmur wysuwa się Gwiazdunia, Krennic na Scarif, zbity pies, unosi wzrok na swoją dzidzię, z której nowy tatuś - Tarkin za chwilę wyda rozkaz do strzału. Pomagierzy wciskają kolejne guziczki. Jest muzyczka. Jest fajnie. Jest przez chwilę klimat, są emocje, jest to coś. Krótkie, ale dobre.
Kolejna rzecz - czyżby w tym filmie było więcej o Mocy niż się wydaje? I to bardziej w stylu Moc to coś na zasadzie wiary. Chirrut - wrażliwy na Moc i dlatego tak wywijał, czy tylko wierzył (w Moc? w siebie?). A może miał farta? Baze do Mocy, w swoim ostatnim pochodzie, ewidentnie podchodzi jak do modlitwy, jakby chciał umrzeć, a to były jego ostatnie słowa, silnie związane też z jego druhem. Wreszcie Jyn, która o Mocy słyszała za dzieciaka i na świeżo od Chirruta. Gdy mają wlecieć przez bramę transportowcem i pada pytanie o hasło - spogląda na Kyber i jakby się koncentruje - przelatują, bo hasło zadziałało. Sugerują, że jest wrażliwa na Moc? Fart? Siła wiary? Nie wiem, ale ten sposób ukazania Mocy jest całkiem ciekawy, i plus za niedopowiedzenia.
Backstory Saw Gerrery będzie w nadchodzącym odcinku Rebelantów i pewnie będzie rozwojowy.
Nie znam się, to się wypowiem. ~
Abrams kręcił TFA również kamerami IMAX (65mm czy coś) i chyba sporo w analogu, Edwards kręcił tylko cyfrówką. Efekty widziałaś.
A o Chirrucie było gdzieś w wątku. Taki bonus od Mocy, w którą wierzył. ~ Z kolei Baze był ponoć najbardziej gorliwym strażnikiem (tak go określa Chirrut), ale coś stracił. Widać na koniec wróciło. A! I jeszcze pożegnanie Baze i Jyn, którą nazywa siostrzyczką. ~
Moc jako wiara dla tych, dla których jest niedostępna, to chyba pierwszy raz tak ogólnie.
Przed chwilą wróciłam z kina i (nawet jako zagorzała fanka Legend) jestem zachwycona Po TFA byłam raczej średnio nastawiona do Łotra, niby liczyłam na to ze bedzie lepszy od ep VII ale w naprawdę nie sądziłam że odważą się zrobić coś tak dobrego! (początek spoilera Vader masakrujący rebeilantow na koniec to było cudo! Rebelia ukazana z tej "brudniejszej" strony, no i WSZYSCY zginęli!! koniec spoilera )
Oczywiście do paru rzeczy się przyczepię, nie byłabym sobą gdyby wszystko mi się podobało ale mimo to na pewno wybiore się do kina jeszcze raz, czy dwa (ewentualnie siedem ;p ) Na razie musze odetchnac i zebrac myśli, a obszerniejszą opinię napiszę na dniach
Nomi Skywalker napisał:
(początek spoilera Vader masakrujący rebeilantow na koniec to było cudo! Rebelia ukazana z tej "brudniejszej" strony, no i WSZYSCY zginęli!! koniec spoilera )
-----------------------
Wiesz, że twoja euforia w tej kwestii jest troszeczkę niepokojąca?
nie porwał...
Kutasso oraz AT-ACT na DUŻY +
Reszta niestety bez emocji.
JORUUS, czekałem długo na Twoją opinię
Miło jest przeczytać że się zgadzamy...
Szkoda tylko że w tak nie miłej sprawie
Wiesz częściowo jest OK. Świetny zły Krennic, K-2SO, ujęcia z DS, bitwy w kosmosie - to czego brakowało 1-3 i 7.
Ale całościowo zabrakło chyba wielkiej przygody, oś-wątek rodziny Jyn taki dla mnie nie starwarsowy.
To jest dobry film, ma cięzszy klimat niż 1-3 i 7, żebyśmy się nie zrozumieli ale, on bardzo mi się podoba ale nie porwał tak jak TFA - przy jego całej wtórności XD. Dla mnie jest taki trochę jakby składający się z dobrych ujęć a nie widzę między nimi powiązań.
Pewnie pójdę jeszcze w niedziele i potem kilka razy ale na pewno nie będzie to 34 .
Zrobię sb tattoo z K-2SO, to pewne
Problem w tym że ja w RO nie czułem nic - nawet tego rzekomo cięższego klimatu. Zwykły film, ani nie lekki, ani ciężki. Miał być wojenny, a dostałem jedną bitwę podobną do tej z ROTJ i tyle. Liczyłem na porządną historię wojskowego wywiadu, z misją która będzie się przeradzać w serię regularnych bitew, a dostałem serie pogaduszek i jedną bitwę na ochłap.
Poza nią i aspektem wizualnym, nie widzę żadnych plusów tego filmu.
Droid mnie nie zachwycił, ot był zrobił swoje i nie potrafił zamknąć swojej jadaczki swojego syntetyzatora głosu, czym drażnił towarzyszy. Na Krennicu na którego bardzo liczyłem się niestety zawiodłem - wszystkie sympatyczne sceny z nim w trailerach powycinano.
Jyn zagrana kiepsko - niestety F. Jones to kiepska aktorka, zupełnie bez przekonania - tylko płakać potrafi.
Muzyka beznadziejna, nie gwiezdnowojenna, choć przyznam że po drugim seansie jeden z motywów na Yavin nawet brzmiał dobrze - inna sprawa że byłem wówczas w półśnie
Ja też jeszcze będę próbował się przekonać do tego filmu, pójdę po weekendzie na trzeci seans, tam gdzie akurat będzie mi pasował czas - IMAX, zwykłe 3D, 2D, napisy/dubbing, bez znaczenia.
Jak dalej nie znajdę w nim plusów, to spróbuję jeszcze za miesiąc - ale wiem na pewno że plan pobicia Twoich 34 seansów TFA został brutalnie powstrzymany
Qel Asim napisał:
niestety F. Jones to kiepska aktorka, zupełnie bez przekonania - tylko płakać potrafi.
-----------------------
http://demoty.org/upload/images/medium/2015/01/piles_nie_pisz_2015-01-15_17-51-27.jpg
Dajcie temu człowiekowi bana na dziś wieczór, albo na tydzień najlepiej, bo jak widzę jak przeżywa to pewnie wpadnie w ciąg - nie dajcie mu się już tak ośmieszać!
Sam powinieneś dostać bana za czepianie się ludzi z powodu innych opinii od ciebie...
ja również się podpisuję pod jego wypowiedzią
a Felicity jest okropna i żałosna... gorsza niż nawet Jennifer Lawrence...
Tak w ogóle najśmieszniejsze jest to że chyba przed premierą Łotra 1 mówili że film ma być najbardziej wojenny i poważny ze całego uniwersum Star Wars...
https://naekranie.pl/aktualnosci/pokazano-28-minut-lotra-1-poznajcie-pierwsze-opinie-1446601 tu pisali i jeszcze gdzieś...
a tym czasem film jest średniakiem... już go nawet nie pamiętam po wczorajszym seansie TFA...
A wierzysz we wszystko, co piszą w internecie?
Może film ci się nie podobał, ale za to ilu emocji dostarczył. To zawsze coś
Może nie w wszystko ale żeby się nastawić na jakiś film pozytywnie to tak
no mi dostarczył tylko negatywnych emocji i chyba nie tylko mi jak widać...
na szczęście wczorajszy seans SW TFA poprawił mi humor
>Tak w ogóle najśmieszniejsze jest to że chyba przed premierą Łotra 1 mówili że film ma być najbardziej wojenny i poważny ze całego uniwersum Star Wars...
>a tym czasem film jest średniakiem...
Dlaczego mieszasz sferę deskryptywną z wartościowaniem?
Bo moje odczucia na temat tego filmu są właśnie mieszane... więc mieszam... bo mam prawo
JORUUS napisał:
nie porwał...
Kutasso oraz AT-ACT na DUŻY +
Reszta niestety bez emocji.
-----------------------
hahah to się zgadzamy widzę że też nie masz słów na opinię
Reżyser tego gniotu zmierzchu... jako scenarzysta się nie sprawdzi
O, widzę opinie Bastionowiczów pokazują, że wcale nie taki świetny ten film. Idę dziś na 20.00, zobaczymy co z tego wyszło.
Nie jest... drugi trailer pokazywał że film może choć nawet przebić TFA ale tego co otrzymałem i nie tylko ja się nie spodziewałem...
prequele zacznę kochać
Stękają najmocniej ci, którzy się zachwycali TFA, więc możesz sobie sam wyrobić opinię.
Nie wplątuj w to TFA to dwa różne filmy choć i tak przy TFA były większe emocje... ten film to nawet nie jest film uniwersum SW... żadnej magii, żadnego klimatu... początek spoilera Vader to 4-5 minut nieudolnej próby ratowania filmu jak wyżej zaznaczone koniec spoilera
Po tym filmie opadł mi chwilowy entuzjazm na filmy SW nadzieja w pierwszym trailerze i w samym ep. VIII
Ale Kutasso (K-2SO) jest SUPER!
Bije na głowę C3-PO to na pewno... ale i tak R2-D2 i BB-8 wciąż najlepsi ...
Twoja reakcja na TFA i R1 była przewidziana i zaplanowana.
Takie było zamierzenie całej idei spin-offów. Dla każdego coś miłego. Nikt z tzw fanbase nie będzie wyalienowany. GENIALNE posunięcie. Następna dekada należy do Disneya i SW.
Everything that has transpired, has done so according to MY design. - Bob Iger
Chłopie, film jest bardzo w porządku, tylko zupełnie inny niż TFA, stąd te jęki. Jeżeli ktoś przygodę z SW zaczął od TFA to sorry, R1 nie ma prawa się podobać. Albo jeżeli ktoś uważa TFA za jedyny mozliwy sposób opowiadania historii ze świata SW to też nie będzie zachwytu.
Ja jestem wielkim fanem TFA i dla mnie osobiście R1 jest zbyt ciężki i przytłaczający ale to jednak dobry film, godny polecenia, dla wielu fanów na pewno będzie jednym z najlepszych jeśli nie NAJ.
No właśnie R1 jest bardzo ciężki i przytłaczający... już się pod koniec filmu zastanawiałem kiedy koniec... ale telefon wyłączony więc na zegarek nie spojrzałem...
film jest dlatego ciężki i przytłaczający... bo nie ma w nim magii, nie ma w nim klimatu... nic co by jednak pozwoliło umilać sobie seans tym filmem aż do ep. VIII czy żeby go sobie z maratonem obejrzeć... ten film nawet nie przypominał SW
Fantastyczne Bestie... proszę jak niewiele trzeba... też mogło się skończyć jak R1... bo to spin off a nie Potter... ale film miał magię. Miał to co Potter książkowy... R1 tego brak
chociaż tak ep. VII i R1 to inne filmy
ale ja się pytam... jak można mówić że R1 jest na poziomie Imperium Kontratakuje...
XDDD zawsze ma być cukierkowo ? Jak chce obejrzeć głupia bajeczkę to odpalam TFA. R1 miał być ciężki i dojrzały. Filmy o SW nie potrzebują magii a tylko GWIAZDY.
W sumie już na samym początku (w okolicach Jedhy) stwierdziłem, że to będzie film, który ponownie mocno podzieli fanów. Tylko, że w trochę inny sposób niż TFA.
Przy Rogue One miałem podobne odczucia jak przy niektórych książkach ze SW. Czułem, że to jest mocno odsunięte klimatem od głównej historii, ale jednocześnie bardzo mi się to podobało.
Moim zdaniem pomysł na naprzemienny film z sagi i spin-off jest trafiony, bo co roku powinniśmy dostawać coś różniącego się od filmu rok wstecz. Ciężko powiedzieć jaki będzie epizod VIII, bo Rian też klimatem może nie przypominać Abramsa, ale wygląda na to, że spin-offy będą trochę takim EU w formie filmu Z drugiej strony następny w kolejności jest film o Hanie, co imo jest przedsięwzięciem mocno ryzykownym.
Mossar napisał:
ale wygląda na to, że spin-offy będą trochę takim EU w formie filmu
-----------------------
THIS. Lepiej bym chyba tego nie ujął i na tym chyba można zakończyć dyskusję TFA vs R1
Hidalgo potwierdził, że planeta na której przebywa Vader to Mustafar
Poza tym ten jego zamek przypomina prace koncepcyjne McQuarriego https://i.redd.it/3nmr5ccpyo3y.jpg
Tak patrzę sobie jacy ludzie chwalą R1, a jacy mówią że było kiepskie... i jestem spokojny o jakość tego filmu. Tyle w temacie.
Wiecie, zawsze możecie iść po raz kolejny na "Fantastyczne zwierzęta...", albo obejrzeć w domku TFA.
Shedao Shai napisał:
Tak patrzę sobie jacy ludzie chwalą R1, a jacy mówią że było kiepskie... i jestem spokojny o jakość tego filmu. Tyle w temacie.
Wiecie, zawsze możecie iść po raz kolejny na "Fantastyczne zwierzęta...", albo obejrzeć w domku TFA.
-----------------------
Jacy? może napisz co masz na myśli albo lepiej nie... bo nie chcę się wkurzać z rana że kolejny nie akceptuje odmiennych opinii
bardzo dobry pomysł... tak właśnie dzisiaj uczynię. SW TFA jak lekarstwo na gorzkie łzy po RO
Tacy jak ty i Qel Assim.
Akceptuję odmienne opinie, co najwyżej robię sobie z nich czasem podśmiechujki.
Miłego seansu TFA!
No czyli jacy? nawet boisz się powiedzieć...
to może ja porobię sobie? z tych pozytywnych? hmmm nie mam prawa? powiedzieć np. Że tacy jak ty zawyżają ocenę filmowi? czy jacy? też nie powiem swoje pomyślę...
dziękuję...
Ja żadnej oceny filmowi nie zawyżam, bo go jeszcze nie widziałem Poczyniłem tylko obserwację, że jak do tej pory chłodne recenzje R1 napisał tutaj tylko specyficzny rodzaj ludzi. Których argumenty przeciwko filmowi są równie bekowe jak ich orgazmistyczne recenzje TFA. I pozostańmy na tym; pewnie - moglibyśmy się poobrzucać kupą i dostać po tygodniowym banie od Kathi, ale wolałbym być tu dostępny przez następnych parę dni, żeby dyskretnie siać "iskrę rebelii".
Obstawiam, że masz 13 lat, max 15. W pełni rozumiem, czemu ten film ci się nie spodobał. Rzeczywiście tak jak piszesz w innych tematach jest inny od epizodów i taki miał być. Ogarniasz też EU czy tylko filmy? Pal licho stare czy nowe. Tak właśnie wyglądają książki, komiksy i jestem przekonany, że 90% fanów na taki film liczyło. Epizody, epizodami, spinoffy, spinoffami.
BTW. Zrzędzisz w każdym temacie i patrząc na datę rejestracji zastanawiam się, czy nie jesteś po prostu trollem.
Nie mam ani 15 tym bardziej 13 ale skoro tak się czepiasz wieku bo boli cię moja ocena to może ja też powinienem...
Uczciwie przyznam że nie jestem Sellerem i na razie filmy ale będę nadrabiać więcej w nowym roku ale i tak wiem że nawet z EU nie warto się zagłębiać w niektóre produkcje
zacytuję Sellera
"tu się ocenia film a nie książki czy komiksy" na tej zasadzie można powiedzieć jeśli nie lubisz komiksów marvela to nie lubisz ich filmów... żałosne podejście bo to są dwa różne światy książka/komiks a film
tak epizody epizodami
spin offy spin offami i wiem o tym co nie zmienia moich odczuć do Rogue One
skoro ty zrzędzisz nad TFA i masz takie prawo ja będę zrzędził nad R1 bo mam prawo... nie wiem na co fani liczyli ale chyba przeliczyli się na to co liczyli zobacz metacritic
Tego się spodziewałem Nie zna EU, ale twierdzi, że nie warto się zagłębiać w niektóre produkcje, nie znając żadnych
Nie... ja po prostu opieram się na zdaniu niektórych użytkowników... i akurat o tym że w niektóre produkcje EU się nie warto zagłębiać powiedział mi o tym fan trochę bardziej doświadczony uniwersum Star Wars niż ja i mu wierzę a teraz nie prowokuj bo i tak pogoda zle na mnie działa
Zgadza się, że niektóre książki czy komiksy to chłam, jednak nie znając EU, zaryzykuję stwierdzenie, że nie znasz SW. Filmy są najważniejsze, ale to tylko malutka część tego świata. Naprawdę malutka. Dlatego Twoją opinię mam gdzieś i cieszę się, że uznani userzy, w tym "Dresy z żółtymi paskami" są zadowoleni z filmu.
Bo nie znam... To nie zmienia faktu że będę chciał poznać ale muszę mieć na to czas... Więc w przyszłym roku się do tego zabiorę...
To sobie miej... Nie musisz mieć takiej jak ja...
Awkop napisał:
Pal licho stare czy nowe. Tak właśnie wyglądają książki, komiksy.
-----------------------
Z takim sobie klimatem, słabo napisane, w porywach ze średnią historią, z miałkimi bohaterami i czasami jakimś fajnym momentem... Wiedziałem że ten film coś mi przypomina
A co, jeśli komuś podobały się i R1, i "Fantastyczne zwierzęta...", ale TFA szczerze nienawidzi (o czym dobrze wiesz w moim przypadku...)?
Kolegę Ricky`ego proszę o nierobienie mi tu kreciej roboty, my, dresy z żółtymi paskami musimy się trzymać razem i z zewnątrz wyglądać na monument bez skazy nieporozumienia
Dobrze, dobrze!
Prezesie Shedao, oficjalnie składam w tym miejscu oficjalną pisemną samokrytykę za powyższe działania i obiecuję, że się nie powtórzą.
Za karę obejrzysz Holiday Special
4 razy.
Pojechałeś po bandzie.
Wolałbym już pojechać z Raelem do Korei Północnej, niż 4 razy obejrzeć HS!
Wiesz wygląda na to że zbiór ludzi którym Łotr 1 się podobał to mniej więcej:
Ci, którym podobał się TFA + Fani Oryginalnej Trylogii -mało jak na razie znalazłem takich którym podobało się TFA i nie podoba się Łotr
Co do Fantastycznych Zwierząt to wygląda na to, że potwierdza się kilka tez - `Zwierzęta` to film dla dzieci i dzieciom się podoba, Łotr to najdojrzalszy film z Gwiezdnych Wojen - i dzieciom się nie podoba
-mało jak na razie znalazłem takich którym podobało się TFA i nie podoba się Łotr
Czy ja wiem czy mało?
Zobaczyłbym w kinie TFA jeszcze
Ja dzisiaj zobaczę a co mi tam
W kinie?
Nope.. W Uniwersytecie Katowickim była taki darmowy pokaz
Tak jest. JOR, jakbyś się nie wypisał z grupy SŚFSW na fb, to byś o tym wiedział!
Wkwiłem się na Was przy koszulkach XD
Było minęło, wróć na łono SSFSW!
Nie ma czegoś takiego jak Uniwersytet Katowicki.
Ciekawych rzeczy się dowiaduję - może mój dyplom z Uniwerku Śląskiego jest nieważny
Pomyliło mi się...lol jestem śpiący więc napisałem na szybko...
xdd pomyłka... Śląski uniwersytet w Katowicach... Wydział matmy xdd o to mi chodziło...
Załącz pompę, włącz kompresor.
...rzekł JOR, Bastionowy agresor.
Jeden film im się udał, i nie jest to TFA
Może tak spokojniej Joruus nie żebym się czepiał bo zgadzam się z tobą ale pamiętaj "kultura"
Identycznie jak przy TFA nie jest to film idealny, pierwsze odczucia znowu mieszane, ale jestem pewien że przy kolejnym seansie będzie już znacznie lepiej. Uwaga, dalej będą też spoilery!
Najpierw minusy:
- początek filmu strasznie chaotycznie zmontowany, bardzo szybkie skakanie z planety na planetę, na szczęście im dalej tym lepiej (odwrotnie jak w TFA, gdzie początek był świetny, a od Takodany jakby brakowało im czasu;p )
- zbroja Vadera w czasie wizyty Krennica, na tyle niedopracowana że bardziej wyglądała jak cosplay niż autentyczny filmowy Vader (teoretycznie można tłumaczyć to ubieraniem się na szybko, ale wolałbym żeby tego nie było;p)
- mało czasu by zżyć się z bohaterami, w TFA było pod tym względem dużo lepiej (ale za to kulało co innego ;p )
- muzyka, nie pamiętam ani jednej nutki, kompletnie nic
- mała nieścisłość z ANH, tam Vader na Tantive IV mówi że odebrali kilka transmisji od rebelianckich szpiegów, z Rogue One wynika iż Tantive był na Scarif i uciekł już z planami "na dyskietce" trochę to bez sensu, szczególnie tłumaczenia o misji dyplomatycznej w ANH skoro było się na miejscu zbrodni. Dla mnie dużo lepszym rozwiązaniem byłoby gdyby np. Bail był na okręcie dowodzenia na Scarif i po wyłączeniu okrętu zdecydował się na transmisję danych na będący w drodze po Kenobiego na Tatooine Tantive IV mimo iż wiedział że Imperium da radę namierzyć sygnał i postawi to Leię w śmiertelnym niebezpieczeństwie, sekundę po wysłaniu planów zginąłby z ręki Vadera.
Teraz plusy:
+ generalnie cały film Jest inny niż Epizody, inne niż całe pozostałe SW, ale jest świetnie
+ wszystkie sceny z Vaderem, ta ostatnia robi takie wrażenie że ciężko pamiętać o innych rzeczach;p (znana sztuczka psychologiczna by najlepsze zostawiać na koniec;p )
+ CIEMNA STRONA REBELII, w końcu trochę prawdy o tych terrorystach ;p
+ Tarkin, prawdziwy Tarkin! Fakt że nie wygląda idealnie, ale w momencie gdy go ujrzałem pewnie miałem uśmiech od ucha do ucha;p
+ Krennic, ciekawa postać, charyzmy Tarkina to mu jednak brakowało, ale to dobrze, przynajmniej nie był tylko jego kopią
+ K-2SO i Chirrut Imwe, z całej grupki to oni wzbudzili najwięcej mojej sympatii, świetne humorystyczne teksty i znacznie subtelniejsze niż w TFA
+ wszystkie smaczki dla fanów, tym razem to prawdziwe, subtelne smaczki, a nie celowe jechanie na nostalgii jak w większości przypadków w TFA
PS Gdyby w ANH to Krennic dowodził Gwiazdą Śmierci to z rebeliantów nie byłoby co zbierać;p On rzuciłby wszystkie dostępne siły by chronić swoje "dziecko", Tarkina zgubiła wiara w potęgę stacji...
Co do zabawnych scen z Imwe i K2SO to najlepsza była chyba z zakładaniem wora na głowę Chirruta Co do terrorystów, jak tylko Cassian zrobił to, co zrobił, od razu pomyślałem - "no to Budziol dostał orgazmu" xD
Tak, to było świetne, ale była cała masa podobnych jak relacja Chirrut - Baze czy cały K-2SO (który miał najbardziej wzruszającą śmierć)
Z ukazaniem prawdziwego oblicza rebelianckich terrorystów to akurat bez przesady;p Stanowczo za mało tego było;p Ale jest to krok w dobrą stronę przy odkłamywaniu ich propagandy;p
Worek na głowie ślepca to jedyna zabawna scena w całym filmie, poza tym ani razu się nie zaśmiałem.
To dobrze bo to nie komedia była;p Teksty np. K-2SO miały powodować uśmiech, nie śmiech;p
Ale poważny, mroczny film jak zapowiadano też nie był....
Humor był taki se niby był ale wymuszony...
Po pseudożartach w TFA powiem "Na całe szczęście"
Ja tam pseudożartów nie zauważyłem... Wręcz przeciwnie... Najlepszy humor jaki widziałem w wielu filmach ma TFA... Nawet Potter mnie tak nie cieszy...
A czy widziałaś jakieś filmy poza SW i HP?
Tak...
Nic na to nie wskazuje.
Może to Cyfra?;p Bulwersuje się gdy ktoś się z nim nie zgadza no i mail podany przy rejestracji to katnis2088@wp.pl - 2(6)08(5)8, przypadek? Nie sondzem;p
Z jednej strony tak, bez wątpienia. Z drugiej, jej posty posiadają wiele oznak typowych dla ludzi niedojrzałych (nieumiejętność prowadzenia dyskusji, zasłanianie się utartymi frazesami o prawie do własnego zdania/o kwestii gustu, nadużywanie wielokropków, częste wpadanie w histerię, jej wypowiedzi o filmach też sugerują raczej osobę młodszą). Więc to w młodym wieku dopatrywałbym się problemu.
#jeszczenowszepokolenie?
Mnie tu przeraża rozbieżność tożsamości płciowej tego osobnika! ^^ Bo z jednej strony nazewnictwo kobiece (Hermiona, Rey, Katniss) - z drugiej "Filmy zacząłem"...
#CzoTuSięOdwala?
Bo kto tak mówi? Ty?a to zabawne... Nie pisz już do mnie...
O kur...czę, faktycznie, pisze o sobie w osobie męskiej. Czy ja chcę w to wnikać? Chyba nie! Czy chcę poznać szczegóły? Chyba nie! Czy to byłoby prześladowanie osoby odmiennej, brak tolerancji, gdybym drążył temat? Może i tak! Dlatego nie drążę, bo nie wiem jak to ugryźć!
Jakbyś miał tyle multikont też byś się gubił gdzie w jakiej formie pisać;p
On gdzieś napisał, że jest ziomkiem ale lubi te bohaterki dlatego ma taki nick. No dla mnie to jest nie poważne ale może starzeje się i nie rozumiem tych nowych trendów. Ogólnie Hermiona i ta księżniczkajakjejtam która cały czas mówi o Anakinie jaki to on nie jest głęboki to są moje dwa ulubione agregaty roku 2016. Nowy rok nowe trole jestem ciekawy co przyniesie 2017
Czyli potwierdzasz, że Hermiona to nie ONA?
Kurrrr...de, ostatni raz miałem taki przypadek, jak znaleziony pod drzwiami malutki kot okazał się po 3 tygodniach kotką
Jak to przecinek potrafi zmienić sens zdania...
Czyli mamy potwierdzenie, że Gunfan nie potwierdza, że Hermiona to nie ona! ;p
Potwierdzam również.
Luzujcie pudla
U mnie odwrotnie, weterynarz powiedział że mała znajda to kotka, a okazał się kocurem - ale jaja...
Weterynarza oczywiście zmieniłem
A u mnie podobnie, duża znajda która robiła za Kicię, po wizycie w weterynarza okazała się kastrowanym kocurem - miał być Kicior, ale ambitnie został nazwany Filipem-Arystokratą
Osobiście TFA mi się podobało i nie raz i nie dwa broniłem go na Bastionie (szczególnie przed dresiarzami z żółtymi paskami;p) ale serio?
Chyba tak jak napisał Shedao Shai SW i HP to jedyne filmy jakie widziałeś;p
Bo inaczej jak można np. teatrzyk przy Phasmie who`s the boss czy wymuszone i niepasujące do głównych postaci i ogólnie SW kręcenie nosem przy obgadywaniu planu przez Finna i Hana nazwać najlepszym filmowym humorem?
moje "ulubione" You got a boyfriend? A cute boyfriend?
Oczywiście dobry humor w TFA też był. Głównie związany z duetami Han/Chewie i Han/Leia, plus wejście Threepia było genialne.
Ale wszystkie "śmieszne" rzeczy związane z postacią Boyegi to tragedia.
Gunfan napisał:
moje "ulubione" You got a boyfriend? A cute boyfriend?
Oczywiście dobry humor w TFA też był. Głównie związany z duetami Han/Chewie i Han/Leia, plus wejście Threepia było genialne.
Ale wszystkie "śmieszne" rzeczy związane z postacią Boyegi to tragedia.
-----------------------
BB-8 to najlepsza część humorystyczna TFA...
Co do Boyegi może początkowe sceny tak... Ale potem się wyrobił moim zdaniem.
Fakt, pod koniec filmu (dokładnie po tym jak Kylo Ren poharatał mu plecy) już tak nie drażnił
Najlepszy był w koncowej scenie jak leżał nieprzypotmny na oiomie.
W RO powalił mnie tekst Chiruta, gdy mu zakładali worek na głowę "Are you kidding me? I`m blind!"
Lord Budziol napisał:
Osobiście TFA mi się podobało i nie raz i nie dwa broniłem go na Bastionie (szczególnie przed dresiarzami z żółtymi paskami;p) ale serio?
Chyba tak jak napisał Shedao Shai SW i HP to jedyne filmy jakie widziałeś;p
Bo inaczej jak można np. teatrzyk przy Phasmie who`s the boss czy wymuszone i niepasujące do głównych postaci i ogólnie SW kręcenie nosem przy obgadywaniu planu przez Finna i Hana nazwać najlepszym filmowym humorem?
-----------------------
Nie... Widziałem wiele filmów... Marvele dc transformersy i wiele innych blockbusterów i tak TFA z tych wszystkich widzianych ma moim zdaniem najlepszy humor... Nawet kevin sam w domu, czy troszkę początkowego humoru filmu Titanic nie jest z tak dobrym humorem jak ma właśnie TFA
a skąd wiesz jaki humor mam na myśli? Humor jak wspomniałem... To BB-8
czy pierwsze sceny z Rey i Finnem urocze, zabawne i klimatyczne... Pottera podałem jako przykład...ale mimo że humor w Potterze lubię to TFA i tak ma najlepszy
najgorszy film z najgorszym humorem? Thor nudny flak i avengers czas robota...
Bo trzeba biec:
Film fajny
Idźcie do kina
Jak najszybciej
Ja miałem tyle myśli w głowie na gorąco, że aż nagrałem materiał video - https://www.youtube.com/watch?v=641gKuq4nCk
Po pierwszym seansie film podobał mi się...ale mógłbym długo narzekać. (Jestem fanem Star Wars, jestem dobry w narzekaniu.) Film ma bardzo powolny start, im dalej tym jest lepiej i fenomenalny trzeci akt. Zdecydowanie dla mnie gwiazdami są dwaj Strażnicy Whills, gwiazdą jest K-2SO i wspaniali są Tarkin z Vaderem. Cassian Andor jest fajny. Zawiodłem się na Jyn Erso (Ray jest znacznie fajniejsza) i zawiodłem się Dyrektorem Krennickiem. Zdjęcia świetne, muzyka momentami bardzo dobra, efekty niezłe, choć CGI twarzy pozostanie jeszcze przez parę lat kontrowersyjne. Dużo dobrej przygody. Ale brak nowej przygody. To nie są Gwiezdne Wojny w sensie baśni, mitologii, to nie jest film dla dzieci. To jest film wojenny, któremu trochę brak serca. Z resztą chyba do tego się to sprowadza: to jest klasyczny bezduszny film Garetha Edwardsa, którego niespecjalnie lubię jako reżysera. Ale film wyszedł mu całkiem niezły i dobrze się to to ogląda. I dużo fantastycznych smaczków dla fanów. Generał Syndulla, oryginalne ujęcia ANH podczas bitwy, Darth Vader nareszcie wymiata (Zax się będzie cieszył), krótka scenka z Bailem Organą...I ładny nowy kawałek galaktyki.
Ale i tak muszę ten film jeszcze parę razy obejrzeć. Dziś seans numer dwa, w IMAXie, w dodatku w dobrym towarzystwie fanów Star Wars.
Rogue 1 wczoraj obejrzany. Bardzo mi się podobało! Jak w przypadku wszystkich Star Warsów nie oglądałem trailerów, nic nie czytałem itd. Nie wiedziałem kto gra, kto reżyseruje itd. Nie lubię spoilerów i trailerów pokazujących 3/4 filmu i unikałem ich za wszelką ceną. Udało się
Tak więc pełna tabula rasa i jak zwykle byłem nastawiony na mega shit.
Zaskoczyłem się bardzo pozytywnie. Mega mi się podobało! To jest Star Wars! Czułem klimat książek i gier z EU.
Oczywiście oryginalna trylogia zostaje niepokonana, szczególnie Imperium Kontratakuje zostaje niedoścignione na szczycie. Ale było naprawdę dobrze. Idę jeszcze raz do kina, zastanawiam się czy zaraz nie pójść
Tak na szybko pisząc to:
początek spoilera
+ wszyscy bohaterowie giną
+ potęga Imperium wreszcie widoczna (okupowane miasta, flota itd.)
+ ostatnie sceny miażdżą (Vader)
+ masa nowych i świetnych scenerii
+ wizualnie bardzo ładnie wszystko sklejone
+ Tarkin!
+ lekkie i klimatyczne nawiązania do starej trylogii
+ wyjście z nadprzestrzeni ISD Vadera!
+ wreszcie zajefajne walki w kosmosie
+ rebelianci to nie zawsze nieskazitelnie dobre postacie
+ zamek Vadera znany ze starych szkiców mistrza Ralpha McQuarrie
+ fajne przejście do Nowej Nadziei
+ brak humoru na siłę, wszystkie żarty zjadliwe i dobrze wplecione w klimat
+ maszyny kroczące!
Oczywiście parę wpadek też jest:
- początek jakoś słabo się klei
- niektóre sceny w kosmosie trochę dziwnie oświetlone (ISD i Death Star na początku)
- w niektórych scenach ISD wyglądają jak z klocków LEGO
- brak muzyki Johna Williamsa
- atak na Imperialną Bazę 6-ciu? X-Wingów. Po prostu wlatują i wszystko rozwalają, a Shuttle Krennica nie wzruszony, pomimo że stoi najbardziej na wylocie
- baza danych imperium bez sensu - panele do obsługi anteny gdzieś na zewnątrz w super niebezpiecznym miejscu? ręczne wybieranie archiwów jakimś joystickami? Gdzie był designer od usability ja się pytam.
- nowe statki (tie coś tam i U-Wing) słabe i niepotrzebne
- czarni storm trooperzy padają szybciej od białych
- zmartwychwstanie Cassiana Andor - najbardziej tandetna scena w całym filmie
- polskie tłumaczenie (napisy) ma dużo błędów i źle przetłumaczonych kwestii - czasem jest wręcz zmieniony sens wypowiedzi koniec spoilera
Zobaczymy jeszcze po następnym seansie. Bo TFA mi się w sumie podobało za pierwszym razem, a drugi i trzeci obnażył wszystkie jego słabości i mocno spadł w moim rankingu.
Ale w przypadku TFA też nic nie widziałem z trailerów itp. nawet nie wiedziałem że będą tam grać Harrison Ford i Carrie Fisher. Jak pojawił się Han z Chewiem to prawie spadłem z krzesła
Ogólnie to polecam się nie spoilerować, bo to naprawdę daje bardzo dużo podczas oglądania. Teraz nadrabiam trailery i artykuły o R1 z ostatniego roku i widzę jak strasznie dużo fajnych rzeczy pokazali i nie zaskoczyły by mnie wczoraj w kinie...
P.S. A TFA w trailerach/teaserach był lepszy od samego filmu
Zmusiłem się do drugiego seansu...
Zmusiłem, bo to co ten film we mnie wywołał, jakiś skurcz mieśni brzucha, niezdolność do spożywania śniadania rano, i ogólne załamanie nerwowe to jakaś patola totalna.
Tym razem 2D/napisy, bo na IMAX tak jak wczoraj nie miałem czasu ani ochoty. RO obrzydziło mi moją ukochaną salę kinową
Tym razem, pozbawiony ciekawości i bez złudzeń że "może następna scena będzie lepsza" niechcący przysnąłem w trakcie filmu, gdzieś po zniszczeniu Jedha i to zamroczenie to było najlepsze co mnie spotkało w związku z tym filmem.
Obudziłem się definitywnie (nie licząc przebłysków świadomości) tuż przed wylotem na Scariff, także to co zobaczyłem, najlepsza część filmu - stała się bardziej zjadliwa, bo oderwana od reszty tego świństwa.
Najbardziej bawi mnie jak hejterzy TFA twierdzą że TFA to zrzynka ANH, a rozpływają się ze szczęścia o bitwę na/nad Scariff, podczas gdy jest to zrzynka z ROTJ Zwykła hipokryzja! Ta zrzynka to najjaśniejszy akt w RO, a jednocześnie jest kopią bitwy nad i na księżycu Endora. Dla mnie to nie problem, choć trochę schematu prawdziwej "gwiezdnowojnowatości" się w tym objawia, także jest to na plus. Wszystko "nowe", kompletnie twórcom nie wyszło.
>Zwykła hipokryzja! Ta zrzynka to najjaśniejszy akt w RO, a jednocześnie jest kopią bitwy nad i na księżycu Endora
cooooo?
Ja już nie wiem czy chłop trolluje, czy nie.
Karaś byłaś wczoraj o 20 w CC Toruń? Może siedziałeś gdzieś blisko? Ja siedziałem Miałem czarną bluzę z logo - czerwonym hełmem Vadera. Siedziałem z żoną, a w ostatniej scenie łapałem się za głowę, miałem otwartą paszczę, a do tego gadałem do siebie coś. Rząd 10, miejsce 19.
Cicha walka w lesie - zdziwieni szturmowcy.
Maszyny kroczące, które odwracały bieg bitwy (w ROTJ AT-ST, tutaj jakaś odmiana AT-AT).
Przyparcie w bramie budynku.
X-Wingi rozbijające się o pole siłowe.
Statki rebeliantów dokładnie takie jak w ROTJ podczas bitwy (jakoś w ANH nie było ani jednego takiego statku, to skąd je Rebelianci wzięli? Zwłaszcza że nie wszystko zniszczono, więc w ANH powinny być).
Ackbar 2.0.
Statek Rebelii wbijający się w imperialnego niszczyciela.
Imperialny niszczyciel rozbijający się o inny imperialny obiekt latający (tutaj nawet o dwa).
Brakuje tylko zniszczenia Gwiazdy Śmierci i Ewoków...
Toż to hołd dla ROTJ. Nie rozumiesz? Nie zrzynka, a zwykłe smaczki dla fanów OT.
Hołd? Jakoś dziwne że stwierdzenie iż TFA jest hołdem dla ANH nie wyszłoby z Twoich ust. A sytuacja identyczna, choć przyznam - w innej skali.
Dla mnie, jak już wyżej pisałem, zrzynka to nie problem. To co zerżnięte w RO, to jednocześnie jedyne co dobre w RO. A to co dobre, zawsze doceniam, a co złe nie.
Zdecydowana większość przeciwników TFA, hejtuje TFA dla zasady, bo "zły Disney usunął kanon". Teraz dostali historyjkę która przypomina im nędzne Legendy, więc skaczą z radości jak Ewoki. Problem leży w tym że Legends były w większości niestrawne, a RO prezentuje tę niestrawność na wszelkie możliwe sposoby. Im to jednak nie przeszkadza, bo "to jest dla prawdziwych fanów".
Kolejną hipokryzję tutaj mamy - wszyscy jeżdżą po Sellerze za jego klasyfikację true fan/casual, a tymczasem oni - fani Legend są tymi "trufanami" a RO jest skierowane do nich, nie do mas.
Z drugiej strony możecie powiedzieć, że ja zawsze nienawidziłem większości Legend, więc pieję z radości jak kogut oglądając TFA, bo ten film "ostatecznie pogrzebał jedyne, najlepsze, stare EU". Po części też tak jest, ale to tylko jeden aspekt. W innych aspektach chodzi o klimat, o elementy obowiązkowe w filmie SW i doskonałą, uwielbianą przeze mnie we wszelkich jego filmach - reżyserkę Abramsa (choć w TFA trochę mało flar jak dla mnie).
Jasne, że by nie wyszło bo dostrzegam różnicę między zrzynką całej fabuły, a podobnym przedstawieniem bitew. To było ironicznie stwierdzenie Nie wiem skąd wyciągasz wnioski, że zły Disney usunął kanon. TFA dla dużej ilości osób jest po prostu słabe i każdy ma swoje argumenty na poparcie tej tezy. A największym argumentem, jest beznadziejna fabuła, beznadziejna bo wtórna (żeby nie było, że hejtuje ANH xD). Śmieszy mnie to, że przy R1 musi wracać temat TFA, pokazuje to tylko jak ten epizod podzielił fanów.
A to nie Lucas podzielił już fanów na Fanów OT i Fanów PT? no właśnie Lucas... bo nakręcił nam takie "diamenciki" jak Mroczne Widmo czy Atak Klonów... nie mniej jednak oba te filmy lepsze od R1
Peter Jackson też podzielił fanów Tolkiena którzy czekali po LOTR na Hobbita... a Tolkien robił dla każdego coś dobrego co i podobało się albo starszym albo młodszym. Więc TFA niczego nie pokazuje moim zdaniem
Bredzisz, mnie nie podzielił.
I co ma Hobbit do SW?
OT: szturmowcy mieli białe zbroje
R1: szturmowcy mieli białe zbroje
Co za zrzynka!!! I Vader też dyszał!!!
i wogule w kułko wałkują temat tego imperium, przecież to jest sooo 80s, by jakieś nowe zagrożenie wymyślili a nie w kułko tylko te szturmowce, statki, Vader :/ i kogo obchodzi film o kradzieży planuw Gwiazdy Śmierci skoro i tak wiemy że ją rozwalom
Paczaj Pan, a temu to się Yuzhan Vonki zamarzły...
A co mi tam, sobie poklikam. ~
Cicha walka w lesie - zdziwieni szturmowcy.
Tego nie rozumiem. Na Scarif nie było lasu, w najlepszym razie jakieś coś sadzone droidem (takie równe rządki, widać Palpi lubił coś z kokosów). Plaża, plaskatość terenu, fauna, flora identyczne jak w ROTJ.
A jak ktoś się chce gdzieś podkraść, to robi to cicho, aby zaskoczyć podkradniętego. Na szczęście, identycznie jak w ROTJ, doborowy legion się tego spodziewał.
Od siebie dodam, że tak jak w ROTJ zielsko było zielone. Zero kreatywności.
Maszyny kroczące, które odwracały bieg bitwy (w ROTJ AT-ST, tutaj jakaś odmiana AT-AT).
AT-AT też były, te drugie to AT-ACT. Oba typy kropka w kropkę jak AT-ST. I tak samo wykorzystane jak w ROTJ.
O matko, na Hoth też odwróciły losy bitwy. Czyli ROTJ to kopia TESB. Wiedziałem!
Aha, Rey sobie w takim mieszkała na jakimś zadupiu. Jak ona znalazła taki unikat?
Przyparcie w bramie budynku.
Tak samo, w dodatku przybył im Wookie z odsieczą w AT-ACT, jak w ROTJ. Dzięki czemu wszyscy przetrwali i żyli długo, i szczęśliwie. Jak w Shreku, chyba.
Co więcej, wcześniej tak samo jak w ROTJ z bramy wybiegli szturmowcy. To, że tam się poddali, a w R1 zginęli lub się przedarli, to niedopatrzenie, bo na pewno chcieli się poddać.
X-Wingi rozbijające się o pole siłowe.
W ogóle latające X-Wingi z rozkładanymi płatami to zrzynka do kwadratu (z ROTJ i ANH).
Na szczęście w innych filmach kreatywnie zrezygnowano z X-Wingów oraz pól ochraniających, bo można je wyłączyć lub ominąć.
Statki rebeliantów dokładnie takie jak w ROTJ podczas bitwy
Identiko. A nawet gorzej - Imperium też pełna zrzynka. Tak jak ROTJ latało trójkątami!
(jakoś w ANH nie było ani jednego takiego statku, to skąd je Rebelianci wzięli? Zwłaszcza że nie wszystko zniszczono, więc w ANH powinny być).
Tu chciałem na poważnie, ale coś mi się w telewizorni zaczyna.
Ackbar 2.0.
Vader 0.95 (zbroja i gałki nie te). Tarkin 1.5 (czy on miał buty?). Lea 5.0 (ma stanik?). Mon Mothma 3.0.
Statek Rebelii wbijający się w imperialnego niszczyciela.
Statek (choć to chyba jednak był okręt), myśliwiec, jeden pies, ważne, że tak samo jak ROTJ. No bo potem było bum w coś innego.
Imperialny niszczyciel rozbijający się o inny imperialny obiekt latający (tutaj nawet o dwa).
Ba, rebeliancki okręt rozbijający się o imperialny niszczyciel. Rebeliancki okręt nie rozbijający się o nic. Rebeliancka flota czmychająca lub przechwytywana (abordaż) dokładnie jak w ROTJ.
Brakuje tylko zniszczenia Gwiazdy Śmierci
Ma być Łotrze 2. W końcu niszczenie Gwiazd Śmierci i nieGwiazdy Śmierci, to taka gwiezdnowojenna tradycja.
i Ewoków...
Ponoć w "Łotr 3: W oparach szaleństwa."
Dużo emotek, ale nie chce mi się ich wstawiać. ~
Tak jak powiedział Dodonna w ANH - duże statki nic nie zdziałają przeciw Death Star, ale mały myśliwiec może się przedrzeć. Tak więc główna flota nie musiała być pod Yavinem, tylko np. w pobliżu Mon Calamari, również popierającej Rebelię.
Ale Hammerhead w akcji wymiatał!!! Te statki dzielnie służą Republice od czasów Revana
Qel Asim napisał:
Zmusiłem, bo to co ten film we mnie wywołał, jakiś skurcz mieśni brzucha, niezdolność do spożywania śniadania rano, i ogólne załamanie nerwowe to jakaś patola totalna.
Tym razem 2D/napisy, bo na IMAX tak jak wczoraj nie miałem czasu ani ochoty. RO obrzydziło mi moją ukochaną salę kinową
-----------------------
xDDDD
Kolego, a może to twój problem z alkoholem się znowu obudził? To brzmi bardziej realistycznie niż fakt że obejrzenie filmu tak na ciebie podziałało xDDD
Wy chyba naprawdę macie problem że ktoś ma inne zdanie niż wy... żałosne...
Qel Asim napisał:
Najbardziej bawi mnie jak hejterzy TFA twierdzą że TFA to zrzynka ANH, a rozpływają się ze szczęścia o bitwę na/nad Scariff, podczas gdy jest to zrzynka z ROTJ
-----------------------
Jak pisałam, najjaśniejsze punkty tej produkcji odnoszą się do tego, co znamy, klasyczna nostalgia.
Mnie bardziej od tego bawi, że hejterzy TFA sądzą, że poza baśnią w kosmosie fan TFA nie jest w stanie przyswoić nic innego poza nią, więc RO nie może się mu podobać, bo jest zbyt mroczne i dojrzałe (DOJRZAŁE!xD) i że to film wojenny.
Tylko, że ja chciałam bardzo iść na film wojenny, bo to był film reklamowany jako film wojenny. Jako inny od sagi. Ale inny nie oznacza wyprany z klimatu i bez dobrze rozpisanych bohaterów. Bo to są składowe każdego rodzaju filmu. I poszłam na film tylko reklamowany jako wojenny, po seansie nie odniosłam takiego wrażenia. To po prostu przygodówka w kosmosie. W ROTJ była podobna bitwa - ale to nie jest film wojenny. Partyzantka, którą można było w tym filmie ładnie rozwinąć, i na którą liczyłam skończyła się na jednej dłuższej, jednej krótszej potyczce. Zwykła marketingowa zmyła.
Mrok? Ile tu tego jest? Można się spuszczać nad finałem z Vaderem - można. Ile to trwa? Minutę? Sceny z Tarkinem? Może. A coś więcej? Kolejna wtopa, tu nie ma mroku, rzekłabym, że w każdym z filmów - ROTJ, TESB czy ROTS - jest więcej mroku niż w tym. Poważniejszy ton - ok, bo wszyscy giną (pytanie jeszcze tylko w jaki sposób), ale nie mroczny, a już pisanie o dojrzałości w kontekście jakiegokolwiek filmu z uniwersum SW świadczy chyba o problemach z głową.
Zastanawiałam się nad tymi plotami o dokrętkach. Kto wie, czy wtedy właśnie nie zniszczono być może dobrej produkcji? Co jeśli oryginalnie to był film wyprany z jakiegokolwiek humoru, może z większą liczbą scen rodem z partyzantki? Efekt nie byłby pewnie wiele lepszy, bo ci sami aktorzy, ale kto wie? Może miał wyglądać zupełnie inaczej i być rzeczywiście filmem wojennym. Syndrom Legionu Samobójców?
Nie wiem, trochę odpływam, ale ta produkcja dość negatywnie odbiła się na moich oczekiwaniach co do VIII, co do której oczekiwania mam niebotyczne. Oby się nastrój za rok nie powtórzył.
No właśnie. Tak jak pisałem JORUUSowi parę postów wyżej. Też chciałem prawdziwego kina wojennego, z naciskiem na wywiad wojskowy itp. a tego nie dostałem. Z mrokiem tak samo - nie odczułem ani grama mroczności, poza jedną końcową sceną z Vaderem, która była tak żałosnym chwytem marketingowym jak tylko się da. Przede wszystkim zaś chciałem klimatu - a tego nie zaznałem.
A właśnie, jeszcze w kwestii Vadera.początek spoilera Wyrwał blastery rebeliantom, podszedł na jakieś półtora/dwa metry do gościa mającego plany i wrzeszczącego "weźcie to, weźcie" i pozwolił mu je przekazać przez dziurę w niedomkniętych drzwiach? Podczas gdy mógł je spokojnie wyrwać mocą. koniec spoilera Śmiech na sali... Oczywiście zaraz się znajdą tacy, którzy napiszą że początek spoilera on to zrobił celowo, bo chciał zlokalizować bazę Rebeliantów. Ja zaś powiem że to ewidentne niedopatrzenie twórców koniec spoilera
Tak, być może to wina dokrętek. Tutaj tylko wersja reżyserska mogłaby podratować ten film. Abrams nie jest zwolennikiem takich wersji, dlatego mamy tylko jedną wersję TFA, ale może Edwards uważa inaczej i puści za jakieś 3/4 miesiące takie wydanie do kin.
Aha, jeszcze jedna refleksja. Azjaci wyszli najlepiej aktorsko, ale też nie zostali wykorzystani tak jak trzeba. Imwe Chirrut, grany przez odtwórcę Ip Mana - facet od sztuki walki, jeden z lepszych spośród aktorów zajmujących się sztukami walki, a dostał tylko jedną scenę w której mógł się popisać choreografią walki wręcz z tym swoim kijem. To po co go zatrudniali? Mogli wziąć do tego kogokolwiek!
Qel Asim napisał:
Aha, jeszcze jedna refleksja. Azjaci wyszli najlepiej aktorsko, ale też nie zostali wykorzystani tak jak trzeba. Imwe Chirrut, grany przez odtwórcę Ip Mana - facet od sztuki walki, jeden z lepszych spośród aktorów zajmujących się sztukami walki, a dostał tylko jedną scenę w której mógł się popisać choreografią walki wręcz z tym swoim kijem. To po co go zatrudniali? Mogli wziąć do tego kogokolwiek!
-----------------------
Randomowo odniosę się tylko do tego fragmentu. Po pierwsze, Donnie Yen nie jest tylko "gościem od sztuk walki", tylko bardzo dobrym aktorem ogólnie. I nie podejrzewam, by brali go do filmu tylko dlatego, że wymiata w wushu - jest znany dość dobrze w pewnych kręgach, charakterystyczny, same plusy. Poza tym wsadzanie dużej ilości jego scen walki wręcz do filmu nie miałoby sensu, bo bohaterów było dużo, każdy miał mieć swoje 5 minut, a fabułę też jakoś trza było pchać do przodu. Wg mnie (a jestem sporym fanem Donniego od lat) było go w filmie akurat w sam raz dużo, jego walki też.
Ale skoro się czepiasz, że jego skilla nie wykorzystano w pełni... Cóż, wypada mi wspomnieć o tym, że do TFA Abrams wziął dwóch aktorów z Indonezji, którzy wsławili się filmem "Raid" kilka lat temu. Absolutni wymiatacze w sztukach walki. Abrams strasznie się cieszył, że przyjęli zaproszenie. Ale kojarzysz jakieś sztuki walki w TFA? Nie? Pewnie dlatego, że panowie grali piratów wykłócających się z Hanem o długi. Pewnie o tym nawet wiedziałeś. I teraz możemy pogadać o niewykorzystanym skillu.
Ogólnie ten zarzut jest z dupy imo.
Tak, a potencjał Daniela Craiga też był niewykorzystany bo grał szturmowca o łatwym do kontrolowania umyśle.
Czym innym jest zatrudnianie aktorów do ról epizodycznych, w których pojawiają się osoby chętne dla samej idei dla bycia w filmie SW, a czym innym zatrudnianie aktorów do ról na pierwszym i drugim planie. Ci pierwsi po prostu korzystają z okazji by się pokazać, ci drudzy by faktycznie grać w filmie.
Donnie jest po prostu spoko aktorem? To prawda, ale nie zmienia to faktu że jest najbardziej rozpoznawalny dzięki filmowym sztukom walki.
Wystarczyło wziąć go do jakiejś sceny w pomieszczeniu na Scariff by tam raz czy dwa razy spuścił szturmowcom łomot - ale nie, lepiej by ślepiec wiedziony odrobiną Mocy walczył kuszą energetyczną, a większość scen walki wręcz prowadził droid
Qel Asim napisał:
Tak, a potencjał Daniela Craiga też był niewykorzystany bo grał szturmowca o łatwym do kontrolowania umyśle.
Czym innym jest zatrudnianie aktorów do ról epizodycznych, w których pojawiają się osoby chętne dla samej idei dla bycia w filmie SW, a czym innym zatrudnianie aktorów do ról na pierwszym i drugim planie.
-----------------------
O właśnie. Tylko mam wrażenie, że bronisz przegranej sprawy. Bo Craig, którego przytoczyłeś był dokładnie taką rolą epizodyczną, w której pojawiają się aktorzy dla frajdy. Natomiast mistrzowie wspomnieni przez Gufiego byli elementem pompowania balonika przed TFA. Chwalono się ich angażem jeszcze na długo przed premierą filmu. Bliżej tu porównaniu ich do właśnie roli Donniego Yena niż Craiga.
To bardziej film jak Legion samobójców, to zbieranie ekipy i takie tam dyrdymały. Ujęcia batalistyczne też nie urywają dupska. Reżyser przyjął taki a nie inny schemat i tak poszło. Sam wywaliłbym wątek rodziny Jyn, dał większy nacisk na samą misję wykradania planów - wpakowałbym to tak jak w DF w bunkier, wywaliłbym Sawa - tego nie rozumiem, sceny walk - więcej ujęć batalistycznych z AT-ACT, sceny bitwy kosmicznej też takie copy-paste.
W sumie to R1 dalej mocno leci na sentymencie tylko dyskretniej i w innym klimacie.
Tak sb myślę że te momenty które mi się podobały t ow większości jednak to co już było.
Ale dalej uważam że to dobry film. A K-2SO ratuje wszystko i dzisiaj ide 2x
Qel, skoro Ty między komentarzami a forum uprawiasz metodę Copy`ego Paste`a to ja też powtórzę to co tam napisałem. Nawet trollem trzeba umieć być. Ja rozumiem, że to jest zemsta za to że nikomu "Fantastyczne Zwierzęta" nie podobały się tak jak Tobie, ale na nikim to nie robi wrażenia, zluzuj się.
Oj, Lorn próbuj dalej. Może kiedyś uda Ci się zrobić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Póki co, im dłużej Cię znam na Bastionie, tym dłużej mi Ciebie żal. Ze wzajemnością zapewne, ale zwisa mi to
A wypowiedź o stosowaniu metody copy/paste jest bynajmniej nie na miejscu, bo to tylko jeden komentarz, przeniesiony na Forum i znacznie rozbudowany, wraz z kilka innymi uwagami
Zaraz wybieram się na drugi seans, ale na chwilę obecną sprawa wygląda następująco:
Film jest inny niż pozostałe SW i przez to świetny. Zgodnie z moimi oczekiwaniami nikt nie robi z Rebelii świętoszków i ostatniej nadziei b̶i̶a̶ł̶y̶c̶h̶ galaktyki. Ponadto cieszy mnie też to, że zginęli wszyscy członkowie ekipy. Co ja gadam - zginęła praktycznie każda nowo wprowadzona postać w filmie. Dzięki temu wreszcie czujemy ciężar planów z którymi Leia ucieka na początku Epizodu IV. Co łączy się zresztą z FENOMENALNĄ finalną sceną pościgu ucieczki rebeliantów przed Vaderem. Serio, to było dotychczas najlepsze ukazanie mrocznej strony czarnego Lorda w całej Sadze.
Swoją robotę robi też obsada. Nawet Bodhi Rook, który na trailerach wydawał mi się zbędną zapchajdziurą koniec końców zagrał swoją rolę bardzo spoko i było mi szkoda jego głupiej i przypadkowej śmierci. Cieszy mnie także, że nie zrobiono z Jyn drugiego żeńskiego przekoksa na miarę Rey. Cassian, który w trailerach wydawał się ciamajdowaty tutaj okazuje się zimnokrwistym zabójcą który potrafi przygadać. Zaś duet K2SO i Chirrut Imwe kompletnie kradną większość scen w których się pojawiają. Czyli jest dobrze. Jedynie sam Krennic trochę zgrzyta, bo wydawał mi sie niewykorzystanym potencjałem, który siła rzeczy musiał sie usunąć (dosłownie i w przenośni) w cień na rzecz Tarkina. Którego to odtworzono po prostu genialnie.
Warstwa wizualna filmu jest świetna. Bałem się, że przy niższym budżecie dostaniemy wizualne popłuczyny po TFA, ale bitwa nad Scariff (a i na Scariff w sumie te) to najładniejsza wizualnie batalia ze wszystkich części Star Wars. No i wreszcie mamy wyborne ujęcia AT-AT (tak, wiem że AT-ACT) z perspektywy zwykłego wojaka. Co czyni kroczące maszyny jeszcze bardziej monstrualnymi
Muzyka? Jest okej. Stonowana, ale serwująca nam znane motywy gdy trzeba. Nie jest to poziom Williamsa i chociażby świetnego March of the Resistance, ale nie jest też źle.
Wisienką na torcie są oczywiście wszystkie smaczki. Ponda Baba i doktorek Evanzan, Saw Gerrera, Mon Mothma, Bail Organa i jego rozmowa o Kenobim, Tarkin, Leia, Vader, rozmowa szturmowców o T 15, zestrzelenie Red 5 podczas bitwy, Hammerheady... no długo by wymieniać. Właśnie takiego związywania całość uniwersum małymi aluzjami oczekuję od spin-offów.
Po pierwszym seansie daję Łotrowi 9/10, bo wywarł na mnie ogromne wrażenie - zwłaszcza za sprawą finału.
O takie Gwiezdne wojny walczyłem, i mogę w końcu dać zasłużonego plusa Disneyowi. Film "Łotr 1" jest taką samą perełką w Kanonie, jak powieść "Darth Plagueis" w Legendach, jedno wiele nawiązanie, powiązanie wątków, elementów pomiędzy "Zemstą Sithów" a "Nową nadzieją". Emocje jeszcze nie opadły, za dużo na raz by przeanalizować całość.
W sobotę kolejny seans .
Patrząc na lament psychofanów TFA, ten film może być naprawdę dobry Obiecałem sobie, że już nie wydam kasy na disneyowskie SW, ale może się skuszę
To dość dziwne bo sam siebie określiłbym mianem psychofana TFA, a mimo to R1 uważam za bardzo udany film, na który pójdę do kina po raz kolejny. Co więcej! Szacun dla korpobossów za zdolność zrozumienia tzw fandomu. Osobiście jestem bardzo zadowolony, że ludzie, którzy nie znoszą TFA w końcu dostali coś co poprawiło im humory i być może przywróciło wiarę w Starwarsy. Mnie bardzo to cieszy, mimo że sam preferuję SW w wersji lżejszej i bardziej "jajcarskiej" czy niepoważnej.
O takie Gwiezdne Wojny nic nie robiłem.
Rogue One otrzymuje ode mnie 10/10, głównie ze względu na to, że przy wejściu Vadera na samiutkim końcu trzęsły mi się ze strachu ręce.
Film inny niż Epizody, ale w kontekście spójności scenariusza i wierności względem świata Star Wars i dzisiejszego kanonu dużo lepszy niż The Force Awakens. Fakt, że w Rogue One pierwszy akt nieco kuleje, ale reszta filmu wynagradza wstępne potknięcia.
witam,
to mój pierwszy post tutaj mimo że regularnie odwiedzam tą stronę od dobrych 10 lat. Ale po dzisiejszym seansie Łotra sam chciałem podzielić się tutaj swoimi wrażeniami po pierwszym seansie RO... Po słabym, tragicznym wręcz i infantylnym TFA, nie miałem ochoty iść do kina na następne dzieło ze stajni Disneya, ale jako zagorzały fan SW(oryginalnych, jak i prequeli) oczywiście złamałem się i poszedłem dzisiaj do kina na 14.00. No i generalnie SZOK i zbieranie szczęki z podłogi. Ten film jest pod każdym względem(może trochę mniej muzyka) absolutnie fenomenalny, wspaniałe dla oka nowe lokacje SW, które rozszerzają nam świat SW, świetna fabuła,dobrze zarysowane i zagrane postaci. Na szczęście nie mamy tu dobrych i złych bohaterów, tylko w dużej części fanatycznych przeciwników Imperium, którzy dla sprawy Rebelii potrafią popełnić liczne zbrodnie, a po drugiej stronie mamy Imperialnych, którzy ku chwale Imperatora i idei Imperium są gotowi wcielić w życie śmiercionośne projekty i szerzyć terror w całej galaktyce. Film oglądało się bardzo bardzo dobrze, dla mnie jest nawet lepsze od TESB. Star Wars możemy oglądać nową "trylogię": RotS-RO-NH. Podsumowując:
Plusy:
-fabuła
-lokacje,
-zapierające dech w piersiach bitwy i sceny batalistyczne
-postacie: szczególnie bardzo dobry Krennic, K-2SO, kultowy Tarkin i Darth Vader
-smaczki i nawiązania do prequeli i originals
-muzyka
-wszystko inne
Minusy:
-za mało Krennica w filmie jak dla mnie
-film za krótki
A tak to dla mnie RO oceniam 10/10 i czekają mnie następne seanse. Polecam!!!
Zgadzam się, ja bym dodał jeszcze debiut filmowy krążownika Hammerhead, który jak wspomniałem wcześniej, wiernie służy Republice od czasów Revana (4000 lat)
Film wymiata i bije na głowę Epizod VII, teraz nawet powinni zmienić napisy wprowadzające do ANH na "Flota Rebelii odniosła pierwsze, choć pyrrusowe zwycięstwo nad siłami Imperium".
...czyli mogę śmiało czytać bez obaw że się czegoś dowiem i będę żałował
Jak już napisałem pod artykułem - wyszedłem zadowolony, choć nie tak urzeczony jak z TFA.
Rozpatruję film w dwóch aspektach: jako film po prostu i jako SW.
Jako film jest.. dobry, poprawnie rozwijany (choć wejście w historię jest "z buta", parę minut i już wszystko wiadomo, później zostaje tylko dwie godziny na podomykanie). Wizualnie znakomity, niepozbawiony humoru, z paroma znakomitymi wręcz scenami. Takie solidne 6/10.
Jako część SW... cóż, SW stoją Mocą. O Mocy się kłapie wprawdzie na okrągło, ale daje to efekt meh, a nie wow. Na szczęście jest jeden bardzo sprawny użytkownik Mocy
Nie zmienia to faktu, że to znakomita część uniwersum SW, tak inna, a jednak pełna nawiązań (o których już wszyscy klepali, więc nie będę). Ponadto - w odróżnieniu od klasycznych epizodów, będących opowieściami o bohaterach - R1 jest hołdem dla bezimiennych uczestników. Bohater R1 jest właściwie zbiorowy, i nawet jeśli nikt nigdy nie nakręci filmu o Bothanach, to mogą oni śmiało pokazywać go dzieciom, mówiąc "patrz, zupełnie jak my". Jako SW 8/10.
Co mi się podobało? Jyn i Krennic bardzo dobrzy, choć raczej to zasługa reżysera niż aktorów. K2SO rewelacyjny, kompletnie nieprzewidywalny w miarę rozwoju filmu. Kupuję pomysł ze stopniowaniem mocy GŚ i przedstawienie jego efektów.
No i Vader choć nie bez zastrzeżeń.
Co mi się nie podobało? Vader wizualnie. Zbyt... lekki, co pozbawiało go majestatu. Wygląd hełmu też jakiś taki przekombinowany, jakby to był ktoś inny.
Saw Gerrera... chyba jedyny pomysł scenarzystów na tę postać to "zróbmy go jakoś inaczej niż zwykłych rebeliantów".
Leia. Noł noł noł noł noł noł.
Tarkin jak żywy... mieszane uczucia.
No i takie mam wrażenie, że nazbyt dosłownie potraktowano R1 jako prolog ANH. Brakowało tylko, żeby w ostatnim słowie Vader rozkazał "dogonić mi ich natychmiast".
Całość: na dziś 7/10.
PS cholernie nie spodobała mi się cena biletu, ale plakat trochę osładza
Zapomniałem: please, niszczyciel robiący naleśnik z innego niszczyciela w wyniku drobnego popychania, WTF?
Ostatnie "zapomniałem", obiecuję: obserwatora na Yavinie kochałem głęboko za każdym ujęciem!
Czy to nie było piękne? Świetna akcja bojowa małej jednostki. Nie takie cuda dzieją się czasem na polu walki. Ta scenka dodała "realizmu" i dramaturgii bitwie. Skojarzenia z A-Wingiem z ROTJ jak najbardziej na miejscu! Czad 100%
Please, już ryby ciągnące sieć w dół w "Gdzie jest Nemo" były bardziej wiarygodne.
OK, zapomnijmy na chwilę o jakiejkolwiek wiarygodności. Popatrzmy na ten fragment z czysto filmowego punktu widzenia.
Nie uważasz, że to była bardzo przyjemna scena z rodzaju "mały i słaby, dzięki bojowemu duchowi i odwadze zwycięża wielkiego i silnego"? Nie ruszają Cię takie "bohaterskie" zagrania w filmach akcji?
"taki mały, taki mały, może wielkim być!"
Nie mam problemu "że". Mam problem "jak". Akurat dość przewidywalne było, że ktoś musi się solidnie rozwalić, żeby otworzyć bramę. Idealnym zwieńczeniem byłaby misja samobójcza (czymże właściwie jest wyprawa R1 jeśli nie misją samobójczą?) dobrze pomyślana. Ale pomysł, żeby myszka przepchała wołu... well, to mocno moment WTF. Podobnie jak wygląd sceny, w której jeden niszczyciel robi naleśnik z drugiego.
Wrzucona poniżej przez ogóra scena z ROTJ to arcydzieło, także pod względem realizmu.
Moim zdaniem, kwestia "jak" rozwiązana jest bardzo dobrze w realiach świata GW. Niszczyciel dostał konkretne baty (torpedy/ładunki jonowe?), zaliczył "zwiechę systemu" (podobnie jak ten ostrzelany w TES i stał się łatwą ofiarą. Nic nie wzięło się znikąd, w tej sekwencji scen każda akcja ma swoje skutki, zaskakująco logiczna seria zdarzeń, jak na SW. Brakło mi tylko jednego; upadku całego tego żelastwa na cytadelę albo gdzieś w pobliże, ze straszliwym DUP! Woooo-hoooo!!
Wtrącę jedynie, że malutki holownik/pchacz radzi sobie z gigantycznym tankowcem.
Czy można było lepiej? Jasne. Np. Z nadprzestrzeni wychodzi ISD (posiłki czy coś) na kursie kolizyjnym z bramą. Zostaje ostrzelany torpedami jonowymi przez Y-Wingi, traci zdolności manewrowe i wtrynia się we wrota. IMHO logiczniej, ale znacznie mniej zabawnie. ~
W tym filmie jest więcej durnotek (jak to w SW). ~
Normalnie w próżni jeden SD by się odbił/przepchnal drugiego i tyle. Ale to starłorsy, tutaj czas mierzy się w parsekach i w prozni słychać silniki i wystrzaly, i to od czasów ANH, więc wszystko ok.
Z drobiazgów malutkich zabrakło mi cameo Cieny na SD Vadera. Chyba że to nie był Devastator???
Finster Vater napisał:
Normalnie w próżni jeden SD by się odbił/przepchnal drugiego i tyle.
-----------------------
No nie wiem, myślisz o tej kolizji jak o zderzeniu ciał sztywnych/odkształcalnych. Scena sugeruje coś innego, mianowicie że SD są leciutkimi ażurowymi konstrukcjami, nie zaprojektowanymi do zderzeń i taranowania. Działanie holownika to potwierdza. SD przy zderzeniu ze sobą mną się jak papier, kruszą i łamią. To nie są czołgi, to zeppeliny!
Oczywiście SW to jest BAJA i nie można oczekiwać jakiegokolwiek realizmu "na wyższym poziomie systemowym", jednak podstawy tego świata to nasze codzienne doświadczenie, jak sam GL mówił wiele lat temu. Ta scena jest dobrze przemyślana pod względem "technicznym", to nie jest tylko widowiskowy rendering. Wszystko co widzimy na ekranie zgodne jest z wewnętrzną logiką świata SW, a oparcie tej na naszym rozumieniu podstawowych codziennych praw fizyki też jest wyraźnie podkreślone.
Grawitacja to wspaniały film i niesamowicie szarpiący za nerwy thriller ale z mechaniką lotów kosmicznych ma chyba jeszcze mniej wspólnego, niż starwarsy
No może poza bardzo ogólną ideą, że przestrzeń kosmiczna jest środowiskiem bardzo wrogim dla człowieka.
OOOO jak miło spotkać tu fanów Grawitacji na filmwebie czuję się wyrzutkiem też lubię Grawitację a Bullok świetna ale u mnie Grawitacja góruje bo Cuaron reżyserował
Cuaron Good Job
Zeppeliny to by się od siebie odbiły i w armosferze (sprawdzone empirycznie) - co nie zmienia faktu że scenka jest fajna, bardzo mi się podoba i dobrze przemyślana, choć "niefizyczna" - ale to oczywiście Starłorsy więc OK.
@SW-Yogurt - też lubię oglądać "Grawitację" ze względu na Sandrę
I o to loto. ~
Jeśli już się czepiać, to trochę pancerny Hammerhead, no, ale nazwa zobowiązuje. ~ I trochę rozmiary mi nie pasują. ISD to 1600m, a Hammerhead wg Legend 315m (póki co nie został "kanonizowany"). Czy ja wiem, czy w RO on miał 1/5 długości ISD? Może. Próbowałem się dziś przyjrzeć, ale znów zbyt się rajcowałem całością, aby zwracać uwagę na szczegóły. Spróbuję postarać się bardziej w niedzielę. ~
Pozdrawiam fanów "Grawitacji" (ja też do nich należę). Na razie nie mam czasu przeczytać jakie są opinie na temat R1. Powód jest banalny - oglądam, oglądam i z kina nie wychodzę.
Domyślam się jednak, że nie wszystkim się podobało.
Tak to już jest - CHRZANIĆ MALKONTENTÓW.
Ooo takie drobiazg byłby fajny. Polubiłem te postać z "New Dawn" i komiksu o Kannanie ( dale nie wiem bo post ROTJ z zasady nie czytam ) Szkoda że Di$n€¥ to nie Lukas. Bo gdyby tak było to w nowej wersji byłaby szansa na jej dodanie. A tak możemy sobie tylko pomarzyć
Trochę pomyliłeś panią admirał Sloane z panią kadet Cieną - fakt że obie panie mogły wystąpić jako Cameo w RO, no ale...
Zwróć uwagę, że potem jest inne ujęcie - i już wtedy to nie wygląda w proporcjach jak starcie mrówki ze słoniem ale jak kota z człowiekiem. Z resztą taka wielka maszyna zawieszona nieruchomo w próżni pchnięta będzie lecieć. Było nawet pokazane, że dowódca dopiero kazał "całą wstecz" włączyć, więc statek był bezwładny. Dobrze jest to zrobione.
Będzie lecieć, ale z jaką siłą wpadnie na drugi niszczyciel? Prawa dynamiki w próżni obowiązują...
Ale pewnie przyjrzę się w przyszłym seansie, podczas pierwszego to moment WTF dla mnie.
Spoko ale prawa dynamiki manifestujące się w realnym świecie potrafią być dla obserwatora bardzo dezorientujące, szczególnie jeśli dotyczą rzeczy trudnych do instynktownego pojęcia (np zachowanie momentu pędu) czy mocno oddalonych od codziennego doświadczenia (ruchy ogromnych obiektów, ich zderzenia, działanie kilku sił jednocześnie).
Takie sceny jak ta nie są zrobione "od czapy", animatorzy korzystają z modułów symulacji dynamicznej. Tam wszystko jest uwzględnione, masy, momenty bezwładności, struktura, sztywność, charakter odkształceń itd.
Myślę, że byłeś zaskoczony, bo scena była wyjątkowa i pierwszy raz widzieliśmy taki manewr na ekranie w filmie gwiezdnowojennym. Gwarantuję, że gdyby animacja była zrobiona "na oko", bez dokładnej analizy CO tak naprawdę się dzieje, zachowanie się tych obiektów wydawało by się o wiele bardziej niezrozumiałe, nienaturalne i sztuczne.
A jest super!
Dobre porównanie. Tak to mniej-więcej wygląda pod względem skali. Widać ogromny wysiłek małej jednostki (płomienie z silników). Bardzo dobra scenka, świetnie pokazana różnica mas/bezwładności
No, cóż..
Ja tylko to tutaj zostawię:
https://www.youtube.com/watch?v=RW_hGOFukMQ
Oczywiste skojarzenie. Fajna scena, aż miło popatrzeć, jak leją Imperialnych... bo w R1 Imperium jest przedstawione jako wyjątkowo wredny twór.
Po pierwsze bardzo cieszę się że moje oczekiwanie zostało spełnione. Chodzi mi tu o śmierć całej ekipy R1. Dużo nawiązań na plus. To że wytłumaczyli czemu Gwiazda Śmierci ma ten słaby punkt. K2SO świetny. Tylko Krennic mnie zawiódł, bardzo poszedł w cień w obliczu Tarkina. Po za tym film jak najbardziej na plus i podobał mi się o wiele bardziej niż TFA
Film był bardzo dobry. Na początku wymienię plusy i minusy:
początek spoilera
+ Postacie
+ Potęga Imperium
+ Vader i Tarkin... Mimo że Tarkin był nieco sztuczny to i tak plus.
+ Fabuła
+ Super lokacje
+ Zamek Vadera
+ Droid
+ Końcówka. Lei to się nie spowiedziałem.
-Dziwnie wyglądający Star Destroyer.
- Zmartwychwstanie Cassiana
koniec spoilera
To chyba na tyle. Moja ogólna ocena to 8,5/10.
"zmartwychwstanie" - jednak nie początek spoilera poleciał prosto w dół, tylko obijał się po kolejnych platformach koniec spoilera
Może by i przeżył, ale było to troszkę naciągane.
Obijać się obijał, ale nie uderzył głową, najwyżej się potłukł, bo odruchowo się zasłaniał ciałem.
Film ogólnie świetny, zalety już wszystkie wyciągnięte, z wadami raczej się nie zgadzam (poza tym, jak słusznie napisał Sky-walker, że z 10 min więcej nie było by takie złe )
Ogólna ocena: 9,(98)/10
.
.
.
Chociaż do wad znalazłem jeszcze jedno:
początek spoilera "Generał Syndulla proszona do dowództwa", niby fajnie, że wreszcie gdzieś nawiązują do rebelsów, ale poza tym FACEPALMS! koniec spoilera
Zaskakująco dużo osób pisze, że największym minusem filmu była muzyka. Choć gdyby to ująć w sposób "najmniej zajebistym to raczej byłoby to celniejsze.
Pamiętam jak wychodząc z TFA uderzyło mnie, że w tym filmie prawie nie było muzyki. To znaczy - jak na Gwiezdne Wojny. Każda część miała jakiś wyróżniający się motyw (E4 - Main Theme, E5 - Imperial March, E6 - Finale, E1 - Duel of the Fates, E2 - Across the Stars, E3 - wszystko z Battle of the Heroes na czele). W TFA kompletnie żaden nie zwrócił mojej uwagi. Dopiero za którymś razem spodobało mi się March of the Resistance, Rey`s Theme i Final Steps.
Ścieżka dźwiękowa do filmu powinna uwypuklać wydarzenia na ekranie, podkreślać je, współgrać (nie piszę "moim zdaniem" bo to wynika per se z tego że ja to piszę). W Gwiezdnych Wojnach praktycznie zawsze to się doskonale udawało, z mistrzostwem w Zemście Sithów, która jest wzorem jak się powinno robić ścieżkę dźwiękową.
Michael Giacchino poszedł w inną stronę niż John Williams. Zamiast tworzyć jeden albo dwa wyróżniające się kawałki stworzył pewien leitmotiv - przesłuchajcie sobie chociażby Trust Goes Both Ways, Jedha Arrival i Your Father Would Be Proud i porównajcie - i na nim oparł sporą część ścieżki dźwiękowej (inb4 u Williamsa też były leitmotivy a całe SW to jeden wielki leitmotiv).
Nie zabrakło też melodii znanych z poprzednich części, a Giacchino doskonale wpasował się w klimat starłorsów dodając coś niecoś od siebie. Przede wszystkim - muzyka jest o wiele cięższa i ostrzejsza.
A przede wszystkim - muzyka zajebiście pasowała do tego co się dzieje na ekranie. I zwracało się na nią uwagę już w trakcie trwania filmu - a nie dopiero za którymś razem - i jednocześnie nie skradała zbyt wiele uwagi. Dobre wyważenie między dźwiękiem a obrazem.
Ode mnie 8+/10 za muzykę.
UWAGA, NIŻEJ SĄ SPOILERY!
Kurde, nie wierzę, że to mówię, ale tym razem Disney`owi się udało. Rogue One to bardzo dobry film, co więcej, to bardzo dobry film Star Wars.
Sceny akcji są świetne i rozwala mnie jak ktoś tu pisał, że bitwa na Scarif to zrzynka z bitwy na Endorze. Sorry, ale zrzynką to był atak na Starkiller w TFA.
Nowi bohaterowie też w porządku, nikt nie irytował, nie było też postaci niepotrzebnych. Najlepsi zdecydowanie byli K-2SO, Chirrut Imwe i Krennic. Jeśli chodzi o starych znajomych, to Vader pomimo krótkiego występu zaliczył chyba jedną z najlepszych z scen w całej sadze - bezwzględne zabijanie rebeliantów, na to chyba wszyscy czekali. Tarkin również świetnie wypadł i nie rozumiem niektórych zarzutów, że niby sztucznie wyglądał. On wyglądał BEZBŁĘDNIE. Plus też za nie nachalny występ pewnej znanej księżniczki, jej ojca, pary droidów i i pewnej innej pary z pewnej znanej kantyny.
Muzyka w porządku, Giacchino w formie.
I tak mnie zastanawia, dlaczego przy planecie z początku filmu i Mustafar nie było informacji jaka to planeta? Trochę konsekwencji by się przydało, albo robią napisy przy wszystkich albo przy żadnej.
Tak jak napisałem wyżej - naprawdę dobry film i dowód, że Disney jednak może zrobić coś dobrego w świecie SW.
Lubsok napisał:
I tak mnie zastanawia, dlaczego przy planecie z początku filmu i Mustafar nie było informacji jaka to planeta? Trochę konsekwencji by się przydało, albo robią napisy przy wszystkich albo przy żadnej.
------------------
Planeta, na której stacjonował Vader to ciekawa sprawa i myślę, że jeszcze jakąś rolę w jakimś spin-offie może odegrać. Pewnie są tajemniczy i dlatego nie dali nazwy, ale fakt, że słabo to wyszło. Aczkolwiek same te napisy były takie niegwiezdnowojenne jak dla mnie. Oczywiście, ułatwiały, ale mam mieszane uczucia co do tego. A wracając jeszcze do siedziby Vadera, to mnie to przypominało Mortis - bardzo podobna wieża. Ale to raczej niemożliwe. Niech Moc będzie z Wami.
Aha, teraz wyczytałem na forum, że to jednak było Mustafar. To ciekawe, że Vader zdecydował się tam mieć swoją siedzibę. Już nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku, bo myślę, że na pewno gdzieś się ten pałac jeszcze pojawi. Rebels, jakaś książka? Może spin-off? Byłoby fajnie. Niech Moc będzie z Wami.
Wyżej... Chyba Qel mówił że ten film jedynie co ma wspólnego ze Star War to tytuł parę nazw przedmiotów czy lokacji...
Moim zdaniem ten film niestety niszczy słowo "Gwiezdne Wojny historie"
moim zdaniem gdyby tytuł był Łotr 1 może bym inaczej ocenił film...a niestety nie jest... Jest to film który zalicza się do uniwersum Star Wars i to niszczy mi film ten wymuszony tytuł
Łotra 1 jako Łotra bym ocenił na 7,5 jak początkowo chciałem...za bezczelne czerpanie korzyści dopiskiem "gwiezdne wojny historie" oceniam 4/10 ale to moje zdanie...
(Temat znaleziony w dziale "Spin-offy ze SPOILERAMI " więc ostrzegam, że mogą się takowe pojawić.)
Tak jak obiecano film ma inny klimat niż reszta epizodów, ale człowiek widzi, słyszy i czuje, że to Star Wars. IMO po pierwszym (i jak na razie jedynym) seansie czuję, że wszystko to co buduje gwiezdno-wojenny klimat czyli lokacje, obcy i rekwizyty wypadło lepiej niż w EVII.
Nie, nie, nie zapomniałem o muzyce - ta niestety nie spełniła moich oczekiwań Miałem nadzieję, że usłyszę coś w stylu ścieżki z pierwszego trailera https://youtu.be/frdj1zb9sMY a niestety kilka godzin po seansie nie potrafię sobie przypomnieć choćby jednej melodii. Pamiętam, że niektóre utwory były miłe dla ucha, inne natomiast brzmiały tak jakby Giacchino powiedział sobie "Dobra, potrzebuję czegoś co brzmi złowieszczo/wprowadza nastrój zagrożenia" i poprzestał na pierwszej kompozycji, która spełniała te warunki. Pojawiają się też klasyczne utwory z OT i za każdym razem cieszy to serduszko, gdy można usłyszeć znajomą melodię. IMO mogli na tym poprzestać - na skomponowaniu kilku nowych utworów z charakterem i używaniu przez większość czasu mixów utworów z poprzednich filmów. Może Giacchino nie potrafi komponować w stylu Williamsa i stąd właśnie pomysł na to, by komponować 90% od zera? Tak czy inaczej, jestem gotów przymknąć na to oko, ponieważ muzyka nie była zła, a i IMO sam John Williams przy VII epizodzie nie sprostał zadaniu. (mam nadzieję, że soundtrack jak najszybciej pojawi się na tym samym kanale, na którym znaleźć można muzykę z EVII i będę mógł ponownie przesłuchać utwory i zrewidować moją opinię)
Przed seansem widziałem tylko teaser i pierwszy zwiastun, i starałem się unikach informacji nt filmu, więc myślałem, że postać, teraz znana mi już jako Krennic, będzie Tarkinem "R1". Tu czekała mnie niespodzianka. Otóż Tarkin pojawia się na ekranie! (i imho, wyszło to naprawdę nieźle) Krennic to z pewnością ambitna i rządna władzy postać, ale od razu widzimy, że to nie ta liga co wielki moff Tarkin (i nie jest to w żaden sposób wadą!).
Robot K-2SO był świetny Chirrut, co do którego po zobaczeniu trailera miałem wątpliwości, udowodnił, że nie były one uzasadnione. Baze dobrze spełnił swoją ekranową rolę, tak samo jak Bodhi. Nie chce mi się rozwodzić na temat Jyn i Cassiana, więc powiem tylko, że jestem tymi postaciami usatysfakcjonowany.
Vader. Scena pod koniec filmu, kiedy zapala miecz. Przez chwilę myślałem, że w tym momencie pojawią się napisy końcowe i wtedy dopiero się zaczęło... Właśnie takiego Vadera chciałem zobaczyć.
Wszyscy(?) nowi bohaterowie zginęli (bo pokonanie Imperium musi mieć swoją cenę) i, dzięki Mocy! obyło się bez płaczliwych scen (np. po tym jak Cassian postrzelony w archiwum spadł Jyn nie zawróciła tylko wspinała się dalej), bez melodramatycznych pocałunków i nawet sceny wiszenia nad przepaścią (których nie cierpię) zostały zrobione tak, że nie mogę się do nich przyczepić. Kiedy K-2SO został zastrzelony aż łezka zakręciła mi się w oku (nie przypominam sobie by taka reakcja towarzyszyła śmierci Hana).
Co do minusów:
-wspomniana muzyka
-scena, w której przywódcy rebelii zastanawiają się co zrobić z informacjami przekazanymi im przez Jyn, była IMO najsłabsza w całym filmie - "cringe worthy" to może za mocno powiedziane, ale mogło być lepiej
-pewnie z tysiąc różnych drobnostek, które wyjdą dopiero przy następnych seansach
Na obecną chwilę daję 8.5/10
BTW, czyżby w pierwotnej wersji historia miała mieć szczęśliwsze zakończenie? Na teaserze https://youtu.be/Wji-BZ0oCwg widać, że biegnąca plażą Jyn trzyma w dłoni "dysk" z planami Gwiazdy Śmierci, a biegnący tuż za nią Cassian nie wygląda na postrzelonego. IMO jest interesujące ile scen i kwestii wypowiadanych przez postaci nie znalazło się w wersji ostatecznej filmu.
W czasie drugiego seansu bawiłem się co najmniej tak samo dobrze jak za pierwszym razem! (i wciąż mam ochotę na więcej)
Za drugim razem, o dziwo, brak żółtych napisów na starcie już tak nie boli, za to nadal uważam, że tytuł wygląda paskudnie
Muszę przyznać, że moje zarzuty co do muzyki były nieusprawiedliwione - po kilkukrotnym przesłuchaniu soundtracku i ponownym zobaczeniu filmu stwierdzam, że Giacchino odwalił kawał dobrej roboty. Oczywiście nie jest to poziom Williamsa, ale muzyka naprawdę daje radę - samodzielnie i na filmie. Mój ulubiony utwór to "Your Father Would Be Proud" https://youtu.be/Qemb3iBlp1o
Zauważyłem, że wiele osób twierdzi, że na początku wszystko dzieje się za szybko (za dużo skakania po planetach itp.), albo że akcja rozkręca się zbyt wolno; IMO początek jest taki jak być powinien. Scena z małą Jyn; scena z Jyn w imperialnym więzieniu; scena z Cassianem i informatorem (Cassian strzela pierwszy ); scena z Bodhim czyli imperialnym pilotem, o którym była mowa w poprzedniej scenie; odbicie Jyn; odprawa przed misją na Jedhę - każda z tych scen ma swój cel i IMO znakomicie prezentuje kto jest kim i o co toczy się gra.
Kupuję grającego Sawa Garrerę Foresta Whitakera jako zmęczonego, ledwo żywego
http://s2.quickmeme.com/img/1c/1cf9c76ca50b0393509fb33ca0aafaab875d4ae6df32836d42eef80fda68eda9.jpg
(rzekomo) ekstremistę z lekką paranoją. Są tacy którzy twierdzą, że Whitaker przeszarżował, ale wg mnie zagrał ok.
Tarkin i Leia - moim zdaniem ILM dokonał czegoś niesamowitego. Z drugiej strony, jak czytam opinie na ten temat to dochodzę do wniosku, że ludzie mają różną wrażliwość na szczegóły twarzy (i pewnie nie tylko twarzy). Pojawiają się głosy, że te sceny to jedno wielkie "uncanny valley" etc. Hmm... gdybym nie wiedział, że Peter Cushing nie żyje prawdopodobnie nie zauważyłbym, że ta postać jest CG.
A propos CGI, efekty specjalne IMO są fantastyczne. Widok z Gwiazdy Śmierci na zniszczoną Jedhę... Krennic miał rację - to było piękne.
Zakończenie - nadal nie mogę uwierzyć, że Disney pozwolił zabić wszystkich o.O Zdecydowanie dobre posunięcie i mam nadzieję, że w przyszłości również nie zawahają się, by zrobić to co konieczne dla dobra historii.
Scena zniszczenia K2 wzruszyła mnie nawet za drugim razem
Muszę pochwalić Felicity Jones, bo w kilku trudnych scenach stanęła na wysokości zadania.
Scena abordażu z Vaderem w roli głównej - tak samo genialna jak za pierwszym razem.
Scena narady z przywódcami rebelii na księżycu Yavina - nie spodobała mi się tak samo jak za pierwszym razem
Teraz pozostaje tylko czekać przez długie kilka miesięcy na wydanie na DVD/BD.
Obejrzałem.
Po pierwsze, nieco zrozumiałem osoby krytykujące TFA. Po prostu teraz widzę, jak Gwiezdne Wojny mogą wyglądać. Oczywiście TFA nadal bardzo mi się podoba, choć jest inne i wygląda teraz nieco blado na paru polach.
Imperium w RO ma duszę. Krennic, Tarkin, Vader, Imperator (tylko w ustach innych, ale mimo tego wzbudza respekt większy niż eksponowany w EVII Snoke!) to pomniki, monumenty. Nowy Porządek wygląda przy tym słabo, czasami wręcz żałośnie. Podobnie jest z Rebelią i Ruchem Oporu. Jednak jestem też świadomy, że nie jest to do końca sprawiedliwy argument. TFA bardziej skupia się na postaciach, w RO bohaterem jest konflikt, więc to oczywiste, że Imperium i Rebelia muszą błyszczeć.
Kolejna sprawa - wspaniale zarysowany świat. Przebudzenie również tutaj przegrywa. Planety, statki, obce rasy, wszędzie mamy bogactwo. Monumentalny świat fantasy/ sci-fi, wzbudza podziw swoim ogromem, różnorodnością.
Mało czasu poświęcono na przedstawienie postaci, ale starczyło. Każdy czymś się odznacza, każdego momentalnie zapamiętałem. Każdy ma pamiętny koniec. Warto też wspomnieć o ścieżce dźwiękowej - kapitalna robota. Dobrze, że Desplat wypadł. Jest inaczej niż w epizodach, ale równie dobrze - powiedziałbym bardziej w stylu sci-fi, mniej fantasy - wahadełko przeszło na drugą stronę.
Co nieco szwankuje? Narracja - bez tragedii, ale są małe dłużyzny. Przebudzenie to rollercoaster bez trzymanki, więcej emocji. RO jest bardziej dostojne, wyrafinowane. To po prostu inny pomysł na SW, inne filmy.
Końcowa scena z Vader`em - miazga, absolutna miazga, ciarki. Wspaniała, chciałoby się, żeby trwała dłużej, choć wtedy straciłoby to sens. To prezent, na który warto było czekać cały film. Warto pochwalić też inne smaczki, Obi-Wana, księżniczkę (magic!), Baila, wspomnianego Tarkina i inne. Pewnie zajmie trochę czasu, zanim wszystkie smaczki wyłapiemy - RO dba o fanów.
Jestem zachwycony, ale jest to inne uczucie niż w przypadku Przebudzenia. Tu mamy monument, pomnik, tam wielkie emocje (choć tych i w RO nie brakuje).
9/10
I wziął i napisał za mnie recenzję i wystawił ocenę... Tak 9/10. A jako fan starłorsów to nawet 9.5/10
Z plusów
- nowe planety
- nowe kosmoloty (to jedna z większych wad TFA)
- nowy droid
- dobrzy starzy znajomi
- Tarkin
- humor
Z minusów
- muzyka - oczywiście nie jest źle, buduje klimat i jest poprawnie ale brakuje NOWEGO motywu, który można zapamiętać. Jednym słowem solidne rzemiosło ale nie sztuka.
- końcówka - też - jest bardzo dobra, tylko czemu w ANH Leia kłamie w żywe oczy Vadera że byli w misji dyplomatycznej, no w tym kontekście to wolne żarty. Trochę się gryzie.
Pytanie - co powiedział Bail do Mon Mothmy? I trust "him" czy "her" with my life?
her
A nie him? Tym bardziej, że było napisane "ufam mu". Na pewno chodziło o Obiego. Niech Moc będzie z Wami.
Mówił i Lei. Dwa razy już film widziałem i za mażdym razem słyszałem wyraźnie
Rozmawiał o Jedi i raczej nie chodziło o Leie (poza tym nie trzeba chyba publicznie potwierdzać zaufania do własnej córki). Dlatego pytałem, czy się nie przeslyszalem aby. Bo jak nie Leia to kto? (Sami Wiecie Kto )
Nie żebym pamiętał ze szczegółami, ale rozmawiali o Obi-Wanie, do którego trzeba dotrzeć. Bail stwierdził, że wie kogo wyśle, a na pytanie Mothmy (które mogło brzmieć "do you trust him") odpowiedział, że JEJ powierzyłby swoje życie.
Więc pytanie o które zdanie dokładnie Ci chodzi
Tak, właśnie tak. Mówił o Jedi (o Kenobim), że pośle kogoś po niego, kogoś komu może powierzyć życie. Tam na pewno w ostatnim zdaniu było "her".
Bail na 100% nie myslał o Lei w tym momencie.
Czyli "Her" zgineła razem z nim na Alderaan? Czy też poleciała z wiadomością do Obiego, a ten już był wybył z Tatooine na MF.
Adaptacja scenariusz gdy będzie dostępna powinna rozwiać wszelkie wątpliwości
Idź jeszcze raz. ~
Ja właśnie wróciłem i jest tak, jak pisali przedpiścy. Rozmawiają o Kenobim, który ukrywa się przed czystkami, stąd trzeba do niego wysłać kogoś, komu można w pełni ufać. Organa: "I trust her with my life." No właśnie... ~
Pójdę, pójdę pewnie nie raz. Nawet się do IMaxa wybiorę.
Mam przeczucie graniczące z pewnością (zważywszy na pewne pozycje nowego kanonu) że to jest właśnie ta "Her" we looking for.
początek spoilera Czyli że chciał mu wysłać sowę z wiadomością koniec spoilera
I dopowiadając - musi być to ktoś, kogo Kenobi też zna i też mu zaufa.
O ktoś napisał za mnie recenzję [2]
podpisuję sie, dla mnie, fanki to jest 9,8/10.
odejmuje trochę za Lyrę Erso - nie wiem czy źle zagrana, ale z ulubionej postaci Catalysta tu mi zrobili... no cóż, nawiedzoną idiotkę.
A teraz największe plusy:
- Tarkin. TARKIN IS BACK!. Dokładnie taki jaki powinien być.
- Łotry - każdy interesujący, każdy inny, o każdym chciałoby się wiedzieć więcej (co zrobił Bohdi że chce odkupienia, dlaczego Baze stracił wiarę a Chirrut nie, co w ogóle robili strażnicy świątyni, kiedy Cassian znalazł K2 i co się wydarzyło jak miał 6 lat, jak Jyn trafiła do obozu pracy?). Każdy miał swoje 5 minut.
- romans (no co?) bardzo nienachalny, bardzisj zasugerowany niż rzucony widzom w twarz, ale chemia jest - zwlaszcza scena w windzie...
- planety, różnorodne i bogate
- bitwa o Scariff - po prostu brak mi słów
- wszystkie easter eggi dla fanów a była ich masa
- muzyka - motyw a`la imperialny do teraz mi się nuci.
- Red5!!!! Już wiemy skąd wakat dla Luke`a. W ogóle piloci, znowu miałam "ale... jak?!"
- stanowczo muszę jeszcze raz!
W "Catalyscie" Lyra była nawiedzoną pacyfistką, a po latach na farmie na odludziu można zwariować. Tylko czemu Kremik nie dał komendy "set for stun"? No ale detal w sumie.
Gdy Cassian miał 6 lat to jego ojciec zginął w akademii na Caridzie podczas protestów przeciwko postępującej ekspansji militarnej Republiki (to był ostatni rok wojen klonów). Potem Cassian zajmował się rzeczami typu rzucanie kamieniami i butelkami w republikańskie pojazdy i klony
to chyba mnie zachęciły recenzje paru użytkowników, których zdanie szanuję, ale jeszcze bardziej płacz hyperów TFA. Także możecie już się szykować na moją recenzję
Nie zawiodłam się - był klimat, była moc, były prawdziwe gwiezdne wojny. A tak na szybko:
+ strona wizualna
+ nawiązania do OT
+ Chirrut i K2-SO
+ Vader i Tarkin
+ balans pomiędzy humorem i patosem
+ w końcu jakiś powiew świeżości w uniwersum, a nie kolejna cukierkowo-familijna opowiastka
- Jyn - według mnie najsłabsze ogniwo wśród postaci
- muzyka - chociaż klimatyczna, to zupełnie nie zapada w pamięć
Co to jest Dębski? Lem, Internet itd.?
Może tak wejdz w link to zobaczysz
Nie klikam nie swoich sznurków. ~
Cóż to nie mój problem. Masz takie prawo
Jezeli bełkktanie kolesia ktoy wyglada jakby byl pod wplywem to "masakra" to nie chce zmac twoich autorytetow xD
Czy ja mówię że to mój autorytet??? tak się składa że nie znoszę jego recenzji bo krytykuje większość blockbusterów nawet te co są świetne... TFA też skrytykował chyba to się nie zgodziłem z jego recką bo uważałem że się czepiał. Na RO się zawiodłem że wyjątkowo popieram tą recenzję... chociaż jeszcze przed premierą RO ten film nawet broniłem przed hejtem a zostałem oszukany dosłownie...
Ok, wszyscy rozumiemy już twoje zdanie nt. R1. I jak bardzo przeżywasz że ci się nie podobał. Z tego tytułu mam prośbę: przestań zasrywać ten wątek swoimi żalami w każdym możliwym miejscu, ok? Serio - wszyscy już chyba wiedzą co czujesz. Wszedłem rano na Bastion, chcąc przejrzeć sobie ten wątek, a tu co chwilę:
HermionaRey: ten film był słaby.......
jakaś recenzja
HermionaRey: tam wcale nie ma klimatu SW..........
jakaś recenzja
HermionaRey: muszę sobie obejrzeć TFA na odtrutkę..........
I tak cały temat. Już ktoś ci kiedyś tu pisał, że nie każdy post wymaga twojej odpowiedzi. Tak jest. Zluzuj troche.
Dobrze... skoro kulturalnie mnie prosisz. Mogę przestać, faktycznie czasem za dużo spamuję. Rozczarowałem się wylałem swoje żale i się ogarnę...
okej przyznam że pisanie pod każdym postem jest głupie. Okej
Kathi mi to pisała w ostrzeżeniach chyba dla userów. Ok
ale ja też mam prośbę. Nie wyzywaj ja się nie będę czepiał... nie lubię jak się wyzywa kogoś z moich i tyle.
Twoja prośba zostanie spełniona, mam nadzieję że moja trochę też.
Pozdrawiam
Powiem szczerze że wiele ode mnie wymagasz, twoja prośba się bezpośrednio kłóci z zainteresowaniami, które podałem na swoim profilu :/
Nope... wymagam kultury a kultura to nie dużo. Wystarczy że olejesz coś co ci się nie podoba czyli np. zdanie innych od twojego...
wiesz też przeżywam to że ktoś o bożesz powie że Książę Półromansu to najlepsza filmowa część Pottera na równi z książką... o matko ciśnienie mam wtedy 100/100 czy więcej... Ale nie chodzę za tym kimś i nie obrażam bo wiem że to jego zdanie ja mam swoje a że w myślach powiem sobie "nie jest fanem książek lub nie jest tak wielkim fanem książek" to zostawiam to dla siebie.
Kultura to nie jest dużo, tylko odrobina wyrozumiałości. Chociaż też mam z nią problem.
W każdym razie chociaż spróbuj. Zobaczysz że też dotrzymam słowa.
Obiecuję to nawet Kathi (jak to czyta) a złamię obietnicę. Niech da mi przerwę! sam o nią proszę. Bo wiem co to honor.
Skoro nie znosisz jego recenzji, to dlaczego je oglądasz? Dębski szuka atencji - krytykuje wszystko co popularne aby o nim mówiono. Rozgłos to wyświetlenia, wyświetlenia to pieniądze.
Dębski skończył się w momencie, kiedy przestał tworzyć komiksy i skupił się na opowiadaniu głupot na youtube.
Dębski nie zostawia suchej nitki na niczym co nie jest irańskim kinem genderowym, więc spoko, może być punktem odniesienia, ale jak tak to może z całym bagażem?
Owszem wiem nawet jego recenzji nie lubię hehe jaką mu "gównoburzę" wywołałem pod chyba recenzją Strażników Galaktyki i TFA... hehe ale mnie nie blokli heh ale ta mi się spodobała może dlatego że się zawiodłem...
Whos Dębski??? Znaczy jak najbardziej kojarzę Krzesimira ale chyba to nie on?
Dębski to ten co krytykuje większość dobrych blockbusterów sobie jego recki obejrzyj a będziesz jego fanem... tego Krzesimira nie kojarzę
" nie kojarzę" No tak, to dużo mówi o dyskutancie... Zbieram szczękę z podłogi...
Niech ktoś za mnie wrzuci mema z Futuramy "I dont want..."
Ja nie jestem znawcą specjalnie recenzji też nie czytam więc jak cię rozbawiłem cóż trudno. To cały ja...
Genaralnie nie trawię kolesia, ale 12:30 do 13:51 - idealne podsumowanie.
Też go nie trawię. Ale fakt podsumowanie idealne moim zdaniem... Szkoda tylko że dla mnie to nie jest miłe zgadzać się z krytyką filmu z ukochanego uniwersum.
Ten Dębski, jakiś polski Plinkett? Zresztą czort wie czy polski, bo gość chyba nawija w zapomnianym narzeczu starosłowiańskim. Bełkocze coś pod nosem że połowy zrozumieć nie można
Chociaż muszę mu przyznać że czasem nawet bywa w tym bełkocie autentycznie zabawny, nie to co Plinkett
Ja wyszedlem z kina zadowolony. W przypadku TFA na poczatku byl efekt WOW, ciary na pleacach przy napisie epizod VII, a potem juz bylo coraz gorzej... tutaj natomiast jest odwrotnie, brak zoltych napisow - tylko dawno, dawno temu... i poczatek taki sobie, skakanie po roznych lokacjach. Jednak w momencie pojawienia sie Tarkina po prostu oniemialem - przygladalem sie jego cyfrowo wygenerowanej twarzy i z wrazenia nie zwrocilem uwagi na dialogi ktore akurat mialy miejsce. A kosmiczna bitwa na koncu to jest to na co czekalem od powrotu Jedi, tamta bitwa jest dla mnie wciaz czyms co robi wrazenie do dzis, a to co dostalismy w R1 to jest cos jeszcze lepszego. Ta roznorodnosc statkow, wychodzace z nadprzestrzeni molochy, cud miod. W Nowej trylogii nie udalo im sie odtworzyc tego klimatu - chyba przez zupelnie inny design statkow...
Fajnie przedstawiona Jedha, z wiszaca nad nia Star destroyerem..
Comic relief w postaci robota jak najbardziej na miejscu, fajnie stonowany i czasem mozna niezle parsknac smiechem, swietnie stworzony robocik.
Jyn Erso fajnie wyglada w tych brudnych ciuchach i ogolnie pasuje do tej roli.
No i los wszystkich bohaterow filmu, to jest cos co robi wrazenie, nie zostawili nikogo zeby odcinac kupony w nastepnych czesciach, tylko poswiecili wszystkich bez wyjatkow...
Mozna sie przyczepic co do wygenerowanych komputerowo postaci czemu tez nie wygenerowali Mon Monthmy, czy Dodony... ale to takie czepianie sie na sile.
A co do minusow:
- wiem ze efektownie wyglada, ale ladowanie kilka kilometrow przed chata Erso, chcialo im sie isc taki kawal?
- "odczytywacz" mysli troche nie z tej bajki - dziwnie to wygladalo,
- niewidomy "samuraj", okladajacy kijem opancerzonych szturmowcow - malo realnie to wygladalo, to ze przejawial jakies wlasciwosci mocy - to ok, ale uderzenie kijem w pancerz powoduje nieprzytomnosc, really?
- wiem, ze to tez aby fajnie i klimatycznie wygladalo, ale leciec na planete na ktorej Vader odbywa rehabilitacje, zeby zamienic kilka slow - nie dalo sie zdalnie tego zalatwic?
- nowe statki, po kiego na powierzchni tej ostatniej planety wcisneli te dziwne tie-fightery, nie mogly zostac zwykle tie?
- nie wiem czy cos przegapilem, ale Jyn na trailerach na wiezy napotkala Tie-fightera a tutaj jakos nie pamietam... wycieta scena?
- dziwne bylo to archiwum, ktore nalezalo obslugiwac recznie, hę? naciagane troche...
- troche tez mi nie jezdzilo to przekazanie planow ksiezniczce Lei, siedziala sobie grzecznie na Tantive w trakcie bitwy, ktora byla przesadzona i czekala na plany? a mozna bylo plynnie to zrobic tak, ze jakis statek mogl zwiac i dopiero gdzies dalej na obrzezach bitwy, albo przy jakiejs pobliskiej planecie przekazac plany Lei. A tak to twierdzenie Lei w eIV ze to statek konsularny z dyplomatyczna misja, jest ewidentnym klamstwem, ktore praktycznie nie ma nog , bo Vader i cala klika widzieli ten statek na wlasne oczy...
R1 jest bardzo dobry. I nie widzę jakiejś sprzeczności by nadal uważać też za dobry film TFA. W obu czuję ducha SW, choć oczywiście Łotr jest nieco inny, nie tylko od ep.7, ale od całej Sagi w ogóle.
Wszystkie możliwe zalety zostały już wymienione w powyższych postach, ale nie wspomnieć o nich raz jeszcze to grzech.
Cała ekipa R1 jest w porządku, nie ma słabszych bohaterów, a przed szereg wybił się zdecydowanie Chirrut Imwe, no i K2SO Droid jest w ogóle najgenialniejszą postacią w tym filmie. Tym samym docieramy do tak ważnej kwestii jak humor. I tutaj, tak jak i w TFA, jest on na bardzo dobrym poziomie, w odpowiednich miejscach i nieprzesadzony.
O tak oczywistych zaletach jak powrót na ekrany Vadera, Baila Organy i Tarkina jest sens wspominać? No dobra, Vader trochę jakiś koślawy (ale końcowa scena egzekucji rebeliantów miażdży!), za to Tarkin jak na cyfrową wersję wyszedł świetnie. Z drugiej strony krótka scenka z Leią była straszna, bo księżniczka wyglądała tak sztucznie, że chyba wstawienie tam jakiejś sztywnej figury woskowej wyszłoby lepiej. Scena do wywalenia.
Wielki plus za wplecenie wszystkich "smaczków" (jak ja nie lubię tego słowa!). Przechodzące obok Jyn żule, które później miały spięcie z Luke`iem i Obi-Wanem w kantynie na Tatooine, krótki moment w którym widzimy C3PO i R2, klasyczne widoczki z Yavina 4, wspomnienie Kenobiego i wszystko drobniejsze, o czym w tej chwili zapomniałem.
Muzyka nie wpadła mi jakoś w ucho i tradycyjnie najlepiej wyszedł klasyczny motyw podczas napisów końcowych Ale pamiętam, że chwilami jakaś tam melodyjka była słyszalna i wydawała się dobrze dobrana do danej sceny.
Jeśli coś mi się nie podobało to czas, bo R1 wydawał mi się zwyczajnie za krótki. W przypadku TFA nie miałem takiego wrażenia, a tutaj jakoś za dużo akcji upchanej do granic możliwości. Szczególnie ostatnie sceny (Vader, Leia i reszta) zrobione tak trochę, aby szybciej i aby krócej. Aż się zdziwiłem, że Leia zdążyła wypowiedzieć swoją kwestię zanim nie pojawiły się niebieskie napisy
Jeszcze sprawa tego zakapturzonego osobnika, który meldował Vaderowi w jego siedzibie. Już nieraz to było poruszane, być może w tym temacie też (nie czytałem wszystkich postów), ale ja dalej nie wiem - kto to był? Czyżby...?
Za film 8/10, bo to oczywiście dobra porcja SW w kinach, ale klimaty epizodów bardziej mi jednak odpowiadają. Mimo to życzę sobie następnych spin-off`ów w najbliższych latach, więcej, i więcej, i więcej.
Nie będę się rozwlekał, bo tych długaśnych recenzyj jest już tutaj tak dużo, że kolejnej by nikt i tak pewnie nie przeczytał
Krótko mówiąc, po infantylnym TFA nie spodziewałem się, że cokolwiek, co będzie opatrzone marką Star Wars, jeszcze kiedykolwiek mi się naprawdę spodoba (nie licząc designerskich koszulek i pluszowych Ewoków!). Mało tego - mimo mojej tęsknoty do skasowanego EU, nawet na książki ze "starego kanonu" ostatnimi czasy reagowałem niemal alergicznie - po TFA tak mnie odrzucało od SW, że nie byłem w stanie nic z zaległych książek przeczytać (paradoksalnie, zdzierżyłem jedynie lekturę "Tarkina", ale to i tak głównie dlatego, że dostałem go w prezencie od Lubej).
Na R1 szedłem więc tak trochę z obowiązku - zresztą długo plan był taki, by nie iść na środowe pokazy przedpremierowe i wybrać się dopiero za kilka dni, gdy wszystko już ucichnie. 2 czy 3 dni przed premierą coś mnie jednak tknęło, że nie będzie się dało spokojnie poczytać internetów, bo wszyscy znajomi będą spamować Łotrem i zaspoilerują cały film najwyżej w dwa dni Cóż zrobić - trzeba było iść!
Refleksja generalna: po infantylnym, miałkim TFA, R1 jest jak puszka chłodnej coli wypita po roku spędzonym na pustyni. Film rozkręca się powoli, ale z każdą minutą wciąga coraz bardziej - by osiągnąć apogeum we wgniatającej w fotel, pełnej emocji końcówce.
Postacie są zarysowane dokładnie tak, jak bym tego oczekiwał - w żadnym przypadku nie są jednoznacznie dobre lub złe. Najfajniejsze jest to, że widzimy wreszcie "brzydką" twarz Rebelii - czyli postrzeganego jako terrorystę Sawa Gerrerę, rozkaz zamordowania Galena Erso czy zbombardowania lądowiska. Mam wrażenie, że bardzo inspirowano się "Parszywą dwunastką", gdzie też postacie występujące po "dobrej" stronie dalekie były od jednoznacznego przedstawienia. Podczas gdy do tej pory jedyną postacią po "jasnej stronie" z niezbyt "czystą" przeszłością był Han (ale i tak był to li tylko przemytnik!), teraz mamy wreszcie bandę prawdziwych rzezimieszków - złodziei, zabójców i innych osobników, którzy bez większych skrupułów podejmują się kolejnych zadań.
Oczywiście, cieszą wszystkie smaczki będące nawiązaniami do innych filmów - Evazan i Ponda Baba, droidy, senator Organa, Leia i Tarkin. Jedyne czego mi brakło, to pojawienia się Biggsa i Wedge`a w końcowej bitwie, ale nie można mieć wszystkiego
Jeśli chodzi o komputerowo zrobione twarze Tarkina i Lei - dobry ruch. Naprawdę długo zastanawiałem się w przypadku Tarkina, czy to odpowiednio ucharakteryzowany aktor, czy komputerowa nakładka. Oczy zdradzają wiele, ale ostatecznie - to chyba dobry ruch, o ile będzie to jednorazowy wyskok, bo jednak nie zdzierżyłbym filmów w całości obsadzonych nieżyjącymi aktorami
Siedziba Vadera nie została podpisana jako bodaj jedyna lokacja w całym filmie - i w związku z tym przewodniki sobie mogą mówić o niej, co tylko zechcą, ale dla mnie to nie będzie nigdy Mustafar, lecz Vjun A ten mackowaty stwór u Sawa Gerrery to był yammosk, right?
Ogólnie - lokacje świetne, wreszcie inne, niż dotąd (tylko czemu Jedha musiała być pustynią...)! Całe szczęście, że nie było Tatooine znowu Generalnie - wizualnie świetny film. Muzycznie - jest ok. Niby nie było żadnego charakterystycznego nowego motywu - ale przecież Williams w TFA też co najwyżej "dał radę".
Wyszedłem z kina absolutnie oczarowany - na fali emocji wystawiłem filmowi na Filmwebie 10/10. Z perspektywy dwóch dni rozważałem, czy tej oceny nie obniżyć o "jedyneczkę" (za drobne niedociągnięcia, na czele z oczami Tarkina i brakiem Wedge`a i Biggsa) - ale po namyśle, za to, że ten film jest tak cudownie inny, niż TFA, postanowiłem tę ocenę zachować.
Będę szczery: moje fanostwo nigdy nie będzie już takie, jak przed feralnym 4/25. Ale "Łotr 1" zdołał dokonać to, czego nie udało się TFA - czyli na nowo "obudzić" we mnie Moc Gdyby Disney w ogóle zrezygnował z produkcji kolejnych epizodów, zachowując całe EU we w miarę nienaruszonym (lub tylko częściowo pociętym) kształcie, dodając do niego takie filmy, jak R1, to można by powiedzieć, że przejęcie tego uniwersum przez korporację myszy i kaczora to najwspanialsza rzecz, jaka się mogła zdarzyć odległej galaktyce. Nie dało się tak od razu, Disneyu?
Biggs był w tym czasie na Tatooine i nabijał się z Luke`a
Mógł tam polecieć po ataku na Scariff - I razem z Lukiem obserwowali przez lornetkę jak "Devastator" połyka "Tantive IV" (jak w najstarszych Legendach)
Tak szybko nie dałby rady
Ja ewakuował się spod Scariff przed przybyciem Vadera, to akurat czasu by wylądować na podwórku u starego przyjaciela miał dosyć. Pewnie X-wingi są szybsze
Wedge faktycznie mógł się pojawić, ale z Biggsem mógł być problem - według niektórych źródeł jego scena na Tatooine wycięta z Nowej Nadziei jest kanoniczna, więc raczej wykluczało by to jego udział w R1. Chyba, że po stronie Imperium
Widzę, że byliśmy/jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu. Po TFA zacząłem reagować alergicznie na SW. Nawet na oryginalny kanon.
Po obejrzeniu RO przypomniało mi się jak bardzo uwielbiam to uniwersum.
Szkoda, że nie dało się tak od razu, szkoda, że TFA powstało.
Oj dokładnie! Co do alergicznej reakcji to była tak silna, że ostatnio dwa razy zabierałem się za "W nicość" i raz za "Kenobiego" - woziłem w torbie do pracy przez kilka dni, i... zamiast zabrać się za czytanie, kupowałem gazety w kiosku po drodze
Szkoda, że powstało TFA - nie mogli po prostu zrobić zamiast tego jakiejś trylogii osadzonej 700 lat przed ANH, na przykład z Yodą w roli głównej?
A zauważył ktoś Ghosta w bitwie nad Scariffem. W jednej scenie przez chwilę go widać, albo statek tego samego typu. Ja jednak wolę wierzyć że to Ghost. I jeśli na jego pokładzie byli Kannan i Ezra, to można wysnuć naciągane wnioski że Jedi jednak byli w filmie obecni.
mam nadzieję że wlecieli w atmosferę i już z niej nie wrócili xD
Albo, że Vader ich rozwalił po wyjściu z nadprzestrzeni. xD
Tu jest Chopper na Yavinie 4 - po lewej stronie http://oi65.tinypic.com/e681up.jpg
Ja bym się skłaniał raczej ku temu, że to była Hera. Wszak na Yavinie 4 wzywają "generał Syndullę". Może tutaj chodzić albo o Chama, albo (co jak dla mnie jest bardziej prawdopodobne) właśnie o Herę.
Cudowny film. Wgniótł mnie w fotel totalnie. Napięcie tak w nim narasta, żeby w końcu sięgnąć zenitu w finałowej scenie z Vaderem... Coś niesamowitego. To są SW które chce oglądać! Zdecydowanie bardziej mi się podobało niż TFA. Jak dla mnie 10/10. Jestem wniebowzięty
Jeden z najlepszych odcinków sagi o ile nie najlepszy.
Uwaga SPOILER
Mam jedynie kilka drobnych uwag, raczej kosmetycznych:
1. Twarz Lei`i jest jakaś trochę dziwna.
2. Gwardziści Krennica w czasie ataku mogliby poruszać się bardziej po `komandosku`.
3. Oddział ochotników Andora też mógłby poruszać się też bardziej po `komandosku`.
4. Imwego zamiast w kij wyposażyłbym np. w podwójny wibromiecz.
5. Jako popychacza niszczyciela użyłbym krążownika zamiast korwety.
6. Wyjaśniłbym za pomocą jakiejś scenki mówionej dlaczego Y-wingi mogły skutecznie obezwladnić torpedami jonowymi niszczyciel (kwestia zniszczenia generatorów osłon na mostku.
7. Ryzykowne jest przypisanie białego munduru Krennicowi bo raczej kojarzy się wszystkim fanom z Thrawnem.
8. W czasie bitwy wingów z Tie jakoś zaznaczyłbym fakt że posiadały osłony np. poprzez migotanie pola.
9. Wydłużyłbym trochę scenę z Vaderem w zbiorniku.
Podsumowując to naprawdę chyba najlepszy film, poza pierwszymi 3ma- ale to dlatego że były wtedy nowością, w universum SW.[spoiler]
Ja się tylko wtrącę w sprawie krążownika/korwety.
To był krążownik - Hammerhead (w służbie od 4000 lat ~) - pionowy przód, 4 silniki w innym układzie no i 315m (choć w RO coś jakby za mały).
CR90 (najpopularniejsza korweta Rebelii) ma poziomy przód, 11 silników w charakterystycznym układzie i 126m.
-w służbie od 4000 lat
W kosmicznej próżni rdza go nie bierze. Coś się podkręci, coś wymieni, coś załata i działa.
Mi proporcje wyglądały na własciwe, ale mogę się mylić.
„Łotr 1” tak bardzo mi się spodobał, że aż postanowiłem co nieco o nim napisać. Na wstępie muszę przyznać, że filmem jestem oczarowany! Przed premierą byłem pełen jak najgorszych obaw, narzekałem nadal, że ten Disney zdziera z nas kasę robiąc nam w sadze tasiemce niczym u Marvela. Bałem się zszargania postaci Vadera, bałem się, że będzie zbyt patetycznie oraz dziecinnie jak w TFA. Bałem się aktorów, bo oprócz Mikkelsena i Whitakera innych aktorów znałem zaledwie z drugo- i trzecioplanowych ról, bałem się muzyki, bałem się, że obraz będzie wyprany z klimatu. A tu taka niespodzianka! Tym razem żadna obawa się nie urzeczywistniła.
Czytając dobre książki z EU myślałem sobie nieraz: „O! Jak ta scena super by wyglądała na ekranie! Ale by się tu muzyka świetnie wpasowała” itp. I ten film jest w moich oczach taką ekranizacją nie powstałej książki z EU. Ponadto w nim zawiera się wiele elementów, których oczekiwałem w TFA a się nie doczekałem. Zacznijmy może od samej fabuły. Rzeczywiście trzeba przyznać, że akcja się wolno rozkręca (jeszcze po pierwszych 20 minutach bałem się powtórki zeszłorocznego rozczarowania), ale musiało tak być, bo nikt by nie zrozumiał kto jest kim i o co w ogóle chodzi. Im dalej tym akcja szybciej się toczy, w wybitnym finale wręcz pędząc.
Teraz o bohaterach. Wyszło im świetnie, bałem się, że ekipa z plakatów okaże się tak niezgrana jak krasnoludy w Hobbitach. Tak się jednak nie stało, każdy z bohaterów coś wnosi, ich interakcje i dialogi dobrze się ogląda i słucha. Najlepiej wypadli K-2SO i Chirrut Îmwe. Bałem się, że Jyn będzie drugą Rey, ale w ogóle nią nie jest, ponadto nie jest aż tak wyeksponowana, inni członkowie ekipy też mają sporo „swoich” scen i to też na plus. A najbardziej na plus, że wszyscy giną, brawa dla twórców za odwagę, później ciężko byłoby wytłumaczyć brak niektórych postaci w ANH. Aktorzy rzecz jasna dali radę. Humor też wypadł genialnie, był o wiele lepszy niż te suchary z TFA, to on powoduje, że „Łotr” był tak bliski klimatowi sagi. Teraz o akcji. W TFA brakowało mi porządnych potyczek i już pierwsze starcie na Jedha mnie ucieszyło, a dalej było tylko lepiej. Mamy tu najlepszą bitwę w filmowym uniwersum. Oczywiście też myślałem, że się porobię oglądając końcówkę z Vaderem
Oczywiście fajne były wszelakie smaczki i nawiązania. Można zrobić film z wieloma nawiązaniami bez kopiowania fabuły? Można. Wspaniale było zobaczyć znajome twarze z obu trylogii, znajome rasy, Jaggernauta, a nawet zignorowane przez TFA Coruscant (w jednej scenie i tylko w tle, ale zawsze coś ) Tak jak inni wspominali też dobrze odebrałem niejednorodność Rebelii i jej mroczniejszą stronę. Dobrze wyglądały lokacje, przede wszystkim Scarif, zamek Vadera i powalony posąg Jedi na Jedha. Łączą się z tym kapitalne zdjęcia, tu najbardziej przypadły mi: zaćmienie słońca stworzone przez GŚ i późniejsza „burza piaskowa” (przypomniała mi nieco Mad Maxa nowego ). Efekty moim zdaniem na najwyższym poziomie, nawet komputerowe postaci mi specjalnie nie przeszkadzały, było widać, że komputerowe, ale gdyby Tarkina i Leię grali inni aktorzy to nie wyglądało by to lepiej. Muzyka poprawna, już w trakcie oglądanie wyłapałem kilka tematów, generalnie była Williamsowi, ale nie aż tak wybitna. Choć na tle soundtracków w których słychać tylko „bum bum bum” w tle naprawdę się wyróżnia.
Jakieś minusy? No tak nie za bardzo mogę znaleźć co mi się strasznie nie spodobało, jedynie drobne niedociągnięcia (o których też wyżej wspomniałem), które nie obniżają poziomu obrazu.
Teraz dwa pytanka. 1. Czy hammerhead powinien tak łatwo przepchnąć gwiezdny niszczyciel? 2. Wiadomo już kto to klęczał przed Vaderem w jego zamku? Nie był to Snoke?
Podsumowując, szkoda, że wzięli się też za nowe epizody, "Łotr" daje nadzieję na kolejne dobre spin-offy, łączy w sobie klimat starej trylogii i spektakularność prequeli. Moim zdaniem mamy najlepszy film Star Wars przynajmniej od 1983 roku.
PS Hejterzy „Łotra”, ogarniajcie się i chociaż przestańcie przedstawiać absurdalne argumenty (typu: bitwa o Scarif jest zrzynką bitwy o Endor, bo rebelianci mają takie same statki. Seriously?) i nie piszcie 50 takich samych nic nie wnoszących postów. Mnie się z kolei TFA bardzo nie podobało, ale nie spamowałem tak o tym pod każdą pozytywną recenzją.
W którym momencie widać Coruscant? Chętnie zwrócę uwagę przy drugim seansie
Jak skomentujesz to, że planeta na której znajduję się zamek Vadera to dobrze nam znane Mustafar? Zostało to potwierdzone przez Pabla Hidalga.
A teraz odpowiadając na jedno z Twoich pytań: Nie ma w sumie oficjalnych wieści kto to był (chyba), ale wydaje mi się, że był to zwykły służący Vadera, być może pod wpływem Mocy Vadera aby nie zabił Lorda, gdy ten "spał" w zbiorniku. Zapewne już nigdy go nie uświadczymy, choć mam cichą nadzieję, że jeszcze zobaczymy fortecę Vadera chociażby w jego serii komiksowej z Nowego Kanonu lub w serialu SW: Rebels (Orbita Mustafar pojawiła się w finale 1. sezonu, a na końcu tego odcinka pojawił się Vader). Bardzo mi się podoba, że pokazano nam, gdzie Vader przebywał i mieszkał gdy nie brał udziału w misjach - cudo. Cieszę się, że pokazano nam to po raz pierwszy w filmach
Pozdrawiam Zgadzam się z recenzją.
Gracu999 napisał:
Jak skomentujesz to, że planeta na której znajduję się zamek Vadera to dobrze nam znane Mustafar? Zostało to potwierdzone przez Pabla Hidalga.
-----------------------
No tak też myślałem w czasie oglądania, że przypomina Mustafar. Spodziewałem się, że zamek Vadera nie będzie na Vjunie jak w EU i jakoś mi to nie przeszkadza, a nawet cieszę się, że mogliśmy zobaczyć następną planetę z prequeli. Bałem się, że znowu się będą od nich odcinać jak Abrams w TFA, ale na szczęście tak nie jest. Ciekawi mnie jaką Vader mógł mieć argumentację by za swój dom obrać miejsce swojej klęski... albo swojego powstania w nowej formie. Może w którejś książce w nowym kanonie spróbują do tego podejść.
Po drugim seansie Łotra zmieniam zdanie. Film jest świetny, cały. Nie wiem na ile spowodowane jest to tym, że już zdążyłem się "zżyć" z bohaterami po pierwszym obejrzeniu, a na ile zmęczeniem przy pierwszym podejściu, ale odbiór tym razem był zupełnie inny. Łotr wciąga od samego początku, ma feeling Star Warsów. Jedyne co mi nie odpowiada to wątek Sawa - imho zbędny, mogli ten czas poświęcić na lepsze przedstawienie pozostałych postaci. No ale jest jak jest. Nadal oceniam film niżej niż TFA, ale minimalnie.
Jestem po drugim seansie i... po nim wciąż jestem tak samo zachwycony. Absolutnie genialne widowisko. Co najlepsze, wciąż jestem tego spin-offa głodny i z chęcią już jutro bym się wybrał do kina po raz trzeci. Do tego kilka nowych smaczków wyłapałem, których nie dostrzegłem wcześniej. Tylko nadal nie wiem, gdzie Wy widzieliście tego Ghosta i Choppera.
Tak na marginesie, to oglądałem z dubbingiem. Niby nie jest tak tragicznie, ale dubbing to jednak dubbing - nigdy więcej. Jeszcze na dodatek oglądałem w pilskim Heliosie - jakość obrazu i przede wszystkim jasność nie może się ani trochę równać poznańskiemu IMAXowi.
A na recenzję nie mam jednak jeszcze siły, tyle mam tych myśli. Niech Moc będzie z Wami.
Właśnie kupiłem bilety na IMAX do Łodzi, gdzie 20.12 o 16:30 obejrzę film po raz drugi. Czy IMAX jest IMAXowi nie równy, czy jednak wszędzie tak samo? Ewentualnie mógłbym się wybrać jeszcze do Poznania lub Warszawy bo odległość podobna. Pytam bo nigdy wcześniej nie oglądałem nic w IMAX.
IMAX IMAXowi nierówny, ale te polskie akurat nie różnią się niczym poza ilością miejsc
W Polsce mamy tylko kina digital IMAX, czyli takie tańsze wersje z mniejszymi ekranami. W przypadku Rogue One różnicy to nie robi - scen kręconych w formacie IMAX tam nie ma, więc dostajesz po prostu film na większym ekranie
No właśnie, zapomniałem dodać, że w Rogue One nie ma scen kręconych w tym formacie. Jestem w sumie ciekaw, czy jest znaczna różnica, bo nie wiem, czy oglądałem jakikolwiek film w formacie IMAX. Może w sumie Avatar widziałem, chociaż nie pamiętam, dawno temu to było. No i Transformersy są w IMAX kręcone. Niech Moc będzie z Wami.
Ucieczka z Jakku w TFA była chociażby kręcona w formacie IMAX. W Polsce niby wielkiej różnicy to nie robi, tyle tylko że cały ekran jest wypełniony. Ale jak już porównać z prawdziwymi IMAXami...
Grafika poniżej jest trochę przekłamana, bo pokazuje porównanie ekranu 8,5 x 18 metrów, a polskie IMAXy mają 18x24 metry, ale w porównaniu z prawdziwym IMAXem i tak wypada słabo
http://greenarw.weebly.com/uploads/4/9/9/0/49904147/3834870_orig.jpg
IMAX to IMAX, byłem kilkakrotnie zarówno w Wawie jak i w Poznaniu i wielkiej różnicy nie odczułem. Natomiast jest ogromna pomiędzy taką małą salą w Heliosie a IMAXem. Jak mówię - jasność obrazu to przede wszystkim pierwsza różnica, która rzuca się w oczy. Potem dźwięk i w ogóle szeroko pojęta jakość obrazu. Natomiast IMAX IMAXowi raczej równy. Może jedyną różnicą są sale. Wiadomo - jedna trochę większa, druga mniejsza, różne miejsca, w jednym przypadku dobrze będzie widać z czwartego rzędu, a w innym przypadku tragicznie i tak dalej. Ale jeżeli chodzi o takie wrażenia czysto wizualne i dotyczące jakości filmu, to większych różnic bym się nie doszukiwał.
Sheldon - chyba to gdzieś kiedyś widziałem, ale nawet o tym nie pamiętałem. Dzięki. Ja ogólnie rozglądałem się za Ghostem w hangarze bardziej.
Niech Moc będzie z Wami.
BTW, jasność obrazu w Heliosie to najwyraźniej problem wykraczający poza salę kinową/jedno kino, bo w tym do którego zawsze się udaję obraz był tak ciemny (nie tylko na SW, ale również na innych filmach), że kilkanaście razy w czasie seansu miałem problem z wyróżnieniem szczegółów -.- np. scena na początku filmu, w której prom Krennica schodzi na powierzchnię planety, scena z Tarkinem, sceny na Eadu etc, dlatego na drugi seans pójdę do Multikina mimo wyższych cen biletów :/
Tak, domyślam się, że to ogólny problem tej sieci kinowej. Ja też mam od dawien dawna problemy, szczególnie od kiedy bywam w IMAXach. Ostatnio jak byłem choćby na Fantastycznych Zwierzętach, to miałem gigantyczny problem z odróżnieniem szczegółów, a teraz tak jak mówisz - Eadu to był dramat, ale nie tylko, bo generalnie wszystkie ciemne pomieszczenia, a także między innymi sceny w kosmosie. Jak tylko będę mógł, to to śmieszne kino będę unikał jak ognia. Tyle że problem jest taki, iż w Pile nie ma innego na tę chwilę. Więc pozostają podróże do Poznania. Niech Moc będzie z Wami.
Chociaż w zasadzie tak teraz pomyślałem, że to może kwestia 3D. Ja byłem dzisiaj też na 3D. Może w 2D byłoby lepiej? A Ty na 2D czy 3D byłeś w Heliosie? Pójdę w najbliższym tygodniu do Heliosa na 2D i się przekonam, czy ekran będzie wówczas jaśniejszy. Niech Moc będzie z Wami.
Byłem na wersji 2D. Od dłuższego czasu unikam 3D i, o ile mnie pamięć nie myli, ostatni film jaki widziałem w Heliosie w 3D to "Grawitacja" (a może był to "Hobbit 2"?) i było co najmniej tak samo ciemno jeśli nie bardziej, bo okulary 3D delikatnie przyciemniają.
Tu masz chociażby Ghosta
http://screencrush.com/442/files/2016/12/star-wars-rogue-one-ghost-pic.jpg?w=630&cdnnode=1
Gdy Jyn z Cassianem po raz pierwszy odlatują z Yavin widać połowę Ghosta w rogu ekranu. Potem wyłapałam go 3 razy w czasie bitwy o Scarif. A w łączu raz było słychać Vanesse Marshall.
Chopera widać (i słychać) w scenie gdy rebeliant podbiega do Mon Mothmy z informacją o ataku na Scarif.
To wszystko sprawia, że dla mnie generał Syndulla było jednak o Herze.
Poszedłem do kina bez specjalnego nastawienia. Nawet świadomie mocno nie siedziałem w zapowiedziach i całej otoczce przed filmem, żeby nie wyrobić sobie jakiegokolwiek uprzedzenia, czy też zachwytu.
Stąd może właśnie dlatego moje spostrzeżenia są nad wyraz pozytywne i zgadzam się tutaj oraz podpisuję pod wieloma podobnymi opiniami, że wyszedł nadspodziewanie dobry film SW.
Wielu z nas miało pewnie pewien niedosyt po TFA (samemu nie krytykowałem, ale jakoś nie wracałem z wielkim entuzjazmem). Wszyscy chyba obawialiśmy się podejścia mega komercyjnego Disneya - ale przecież to było oczywiste, że muszą zarobić na projekcie SW i nikt im tego nie broni, tyle że obawy fanów w takich przypadkach zawsze się pojawiają. Zapowiedzi corocznych praktycznie premier wobec wcześniejszego harmonogramu pojawiania się epizodów, też nie pocieszały. No i ponadto to całe wycięcie EU, z którym fan mający za sobą lekturę praktycznie wszystkich pozycji SW nie może być obojętny.
Dlatego oceniając film i biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania RO wypadł dla mnie bardzo dobrze. Pewnie, gdyby był filmem "stand alone" i to nie z SW to byłoby góra dobrze. Po prostu RO istotnie przewyższył oczekiwania, jakie przed nim stawiałem. Z tego powodu jestem pod wrażeniem i wiele razy jeszcze się wybiorę.
Przechodząc do szczegółów, to wspominano o ślamazarnym rozpoczęciu i skakaniu po planetach - powiem szczerze, że miałem takie samo wrażenie, ale chyba bardziej na zasadzie odniesienia do epizodów SW, a nie ogólnie, bo to częsty zabieg reżysera, że na początku ospale, potem dużo faktów, żeby jak się zacznie jazda żeby nie trzeba było tłumaczyć już co gdzie i jak.
To co mi się bardzo spodobało to liczne odniesienia, ale dużo subtelniejsze niż to było w TFA (bo tam było niestety nawet zbyt nachalnie).
Trzech renderowanych bohaterów tak dobrze nam znanych to jakiś majstersztyk - normalnie miałem plan sprawdzać, czy aby nie było w obsadzie oryginalnych aktorów
K2SO - sympatyczny, humorystyczny i jakoby kwintesencja mieszanki zachowań R2 i 3PO
Realizm - zarówno liczba zgonów, jak i zachowanie Rebelii są dużo bardziej życiowe i przystające do rzeczywistości niż często widzieliśmy to w sadze i również w EU.
Gra aktorów - tutaj chyba mam najmniej do powiedzenia, momentami trochę nijaka w wykonaniu głównych postaci, ale patrząc jako całość trzyma się to kupy.
Co dalej.... jeśli kolejne spin-offy pójdą tą drogą będzie dobrze, ale kolejne kroki będą trudniejsze choćby film z HS. Tak czy inaczej my jako fani powinniśmy mieć trochę dystansu i umieć oceniać te produkcje nie na tle głównych epizodów sagi tylko jako ich uzupełnienie, które daje twórcom w sumie dużo więcej możliwości do wykazania się polotem wobec pewnej z góry wytyczonej ścieżki, którą muszą brnąć epizody.
Po przyjściu do domu zabrałem się do pisania recenzji, tak jak zresztą obiecałem w jednym komentarzu pod newsem. Gwoli wstępu mogę powiedzieć, że „Łotr 1” to kino przeznaczone bardziej dla dojrzałego widza. To nie jest baśniowy i luźny klimat, tylko kino wojenne pod każdym względem. Kino, które nie wybiela żadnej ze stron, bo zarówno Imperia, jak i Rebelia dopuszczali się potwornych czynów nie polegających tylko na niszczeniu dóbr materialnych, ale także (a może przede wszystkim) na narażaniu i noszeniu śmierci istotom żywym.
Jest już po północy, ale w kinie byłem 16 grudnia roku 2016. ;p Uwaga! Ten dział zakłada, że prowadzone dyskusje będą zawierały spoilery. Ta recenzja również zawiera spoilery, więc jeśli jeszcze nie widziałeś/aś filmu i nie chcesz poznać szczegółów o nim, to nie czytaj dalej ten recenzji.
Swoją recenzję oparłem na moim prywatnym systemie, w którym oceniałem poszczególne filmy Star Wars na przestrzeni lat. Obejmuje on różne kategorie (a konkretnie: reżyserię; stroje i dekoracje; krajobrazy i efekty specjalne; muzykę; postacie; fabułę i dialogi; grę aktorską; chęć powtórnego zobaczenia), z których każdą oceniłem w dziesięciostopniowej skali. Recenzja jest długa, ale starałem się zamieścić w niej najważniejsze elementy, o których chciałem wspomnieć, aby nie była znowu zbyt długa i przez to nużąca.
Reżyseria – 10/10
W pełni zasłużona dyszka. Gareth Edwards z ekipą odwalili kawał znakomitej roboty. „Łotra 1” oglądało mi się bardzo przyjemnie. Film był dynamiczny (jak to film wojenny), pełen walki, ale miewał także spokojniejsze momenty. Całość jednak wspaniale współgrała i ani przez chwilę się nie nudziłem. Ujęcia
Stroje i dekoracje – 10/10
Tutaj nie mam niemalże żadnych zastrzeżeń. Wszystkie stroje wyglądały świetnie i stylowo. Szturmowcy wyglądali jak szturmowcy, a rebelianci jak rebelianci. Wszystko dobrze grało. Dekoracje również były klimatyczne, odpowiednie dla poszczególnych pomieszczeń czy środowisk. Do gustu zwłaszcza przypadła mi Jedha.
Krajobrazy i efekty specjalne – 10/10
Tutaj także nie mam zastrzeżeń, co nie powinno dziwić. Krajobrazy cieszą oko i na ogromny plus zasługuje kilka nowych planet o różnych krajobrazach. Wymagało to ogromnego nakładu pracy z jednej strony przy projektowaniu, a z drugiej przy wykonywaniu projektu. Mieliśmy pustynną Jedhę niebędącą (tak jak Jakku w TFA) jakąś zmodyfikowaną wersją Tatooine; mieliśmy deszczowe, mroczne i burzowe Eadu oraz wreszcie tropikalny Scarif (który mi przypadł do gustu, mimo że po trailerach byłem sceptyczny). Oryginalny pomysł i wykonanie dało, jak już wspomniałem, bardzo przyjemny dla oka efekt.
Jeśli chodzi zaś o efekty specjalne to tutaj także zasłużone dziesięć na dziesięć. Wybuchy są realistyczne, tak samo jak proces testowania Gwiazdy Śmierci i jego konsekwencje. Bitwa nad Scarif jest chyba najlepiej wykonaną bitwą w kosmosie jaka do tej pory powstała.
Muzyka – 8/10
Przy muzyce nastąpił pewien wyłom, gdyż jest ona dobra. Utwory są klimatyczne i świetnie współgrają z filmem, tak samo jak zmodyfikowane na rzecz filmu kompozycje Johna Williamsa. Nie zapadł mi w pamięć jednak żaden typowy i oryginalny, właściwy tylko dla „Łotra 1” motyw, stąd nie mogłem dać większej oceny niż osiem na dziesięć.
Postacie – 10/10
Chyba najmocniejsza część filmu. Postacie są różne, są wyraziste i mają swoje pobudki, które prowadzą je do przodu. Tyczy się to także czarnych charakterów. Orson Krennic nie jest nijakim psychopatą czy sadystą, bo ma swój niepowtarzalny styl. Jyn Erso ma za sobą trudne dzieciństwo i bardzo uzdolnionego ojca; Cassian Andor jest szpiegiem Rebelii; Bodhi Rook to imperialny pilot-renegat z wyrzutami sumienia; Chirrut Îmwe i Baze Malbus to strażnicy dawnych ideałów Jedi, a także oddani sobie przyjaciele; Saw Gerrera natomiast to weteran wojen klonów i antyimperialny radykał. Jest też wesoły droid K-2SO, którego obecność jeszcze bardziej ubogaca film. Jest niczym zmiksowanie gadatliwego C-3PO z humorzastym i niezwykle skutecznym bojowo HK-47.
Mamy też przywódców Rebelii: Mon Mothmę czy Baila Organę, a także... księżniczkę Leię, której nie spodziewałem się w tym filmie, nie pokazanej w taki sposób (twarz i kwestia dialogowa). Po drugiej stronie mamy oczywiście Dartha Vadera oraz... odtworzonego komputerowo, jak żywego, Wielkiego Moffa Tarkina.
Dodam jeszcze, że główni bohaterowie nie są, jak to się często zdarza, nieśmiertelni. Tutaj także tracą życie (cała ekipa "Łotra 1" ginie pod koniec), często w brutalnym, charakterystycznym dla wojny stylu (np. Bodhi dużo zrobił dla Rebelii, a mimo to zginął zabity przez eksplozję wywołają granatem). Aczkolwiek najbardziej szkoda mi było K-2SO i Chirruta.
Fabuła i dialogi – 9,5/10
Fabuła jest świetna i uważam, że nowokanoniczne wykradzenie planów Gwiazdy Śmierci wypadło lepiej niż wersja z Legend. Mówię to z całą sympatią do postaci Kyle`a Katarna i jego działalności w tym okresie. Mamy komplikacje i realizm. Nic nie przychodzi łatwo, a ofiary są nieuniknione. Obawiałem się, że powtórzy się motyw ze szturmowcami niepotrafiącymi w nic trafić, ale tutaj to ma tylko wymiar jednorazowy. Traktując to jako „puszczenie oka do fanów” uznam tego typu scenę za swego rodzaju easter egg.
A dialogi? Bardzo dobre i właściwe dla każdej postaci z osobna. Polityk mówi inaczej od żołnierza i na odwrót. Humor nie jest wpleciony na siłę, a bardzo ładnie się komponuje, szczególnie jeśli spojrzeć na zabawne kwestie K-2SO.
Jedynymi małymi zastrzeżeniami może być powtarzana w dziwny sposób niczym mantra (bo zapewne dla niego nią była) kwestia, jaką wypowiadał Chirrut Îmwe. Momentami było to komiczne. Zrozumiałbym, gdyby było to wkurzające (bo momentami było i zapewne twórcy chcieli, aby takie było), ale gorzej jeśli stawało się do śmieszne. Drugim zastrzeżeniem jest ton głosu Vadera, zbyt radosny i nacechowany emocjonalnie. Nie tak zapamiętałem Vadera z Oryginalnej Trylogii. Jednakże te dwie kwestie są jak kropla w basenie pozytywów „Łotra 1”, dlatego zdecydowałem, że nie wpłyną znacząco na jego ocenę w tej kwestii (dlatego dałem ocenę 9,5/10).
Gra aktorska – 10/10
Bez żadnych zastrzeżeń. Wszystko wyszło realistycznie, stosownie do sytuacji i z emocją. Aktorzy bardzo wczuli się w swoje role, zachowując przy tym dykcję i prawidłową modulację głosu. Potrafili okazywać swoje uczucia, zarówno pozytywne, jak i negatywne, zwłaszcza w sytuacji żałobnej (np. Baze przy umierającym Chirrucie).
Nawet moment przemówienia Jyn Erso, które uznałem za słabe i żenujące w trailerze, w tym filmie ma sens. Senatorzy także uznali je za coś co nie jest zbyt przekonywujące do uderzenia na Imperium.
Chęć powtórnego zobaczenia – 8/10
Z miłą chęcią obejrzę ten film jeszcze raz za jakiś czas, może przy okazji wydania go w jakimś zestawie DVD czy Blu-ray wraz z usuniętymi scenami, których było dość sporo (patrząc na to, co pokazano na zwiastunach czy spotach)? Może jak będzie emitowany w telewizji? Póki co nie mam parcia, aby iść do kina jeszcze raz, ale jednocześnie nie wykluczam, że za jakiś czas z przyjemnością obejrzę ponownie „Łotra 1”.
Średnia ocena dla „Łotra 1” w moim przypadku i na podstawie powyższych kryteriów wynosi: 9,44/10. Tym samym w moim prywatnym rankingu „Łotr 1” plasuje się na drugim miejscu, wyprzedzając m.in. „Przebudzenie Mocy”, ale nadal najlepszym według mnie filmem w uniwersum Star Wars pozostaje nieśmiertelne „Imperium kontratakuje”.
Muszę powiedzieć, że mimo wczesnych obaw, muzyka słuchana sama w sobie pięknie daje radę - mam ją zapętloną w słuchawkach i takie "Trust goes both ways" (fatalnie przetłumaczone u nas btw) sprawiło, że zatrzymałam się na środku marketu z mokrymi oczami
a wczoraj zrobilam sobie maraton - Nowa Nadzieja jest faktycznie jeszcze lepsza i pełniejsza. Za to niestety bitwy kosmiczne (i kilka innych niedostrzegalnych wcześniej rzeczy) w Przebudzeniu Mocy boli, oj boli i przeszkadza. Prostotą i schematycznością.
Ciekawe czy ep8 uda się pobic Scarif.
Niedługo idę do kina po raz 3. Już się nie mogę doczekać
Jestem po dwóch seansach i dorosłem do wyrażenia opinii. Do któej zmusił mnie kolega Burzol, onegdaj kolega, teraz dziad fandomowy.
Film jest genialny ale... No właśnie, wszystko mi sięw nim podoba, nie mam zarzutów poza małymi brakami konsekwencji podczas bitwy (ilu komandosów zginęło na plaży a ilu ich przyleciało? przez bramę powinno przelecieć 7 X-Wingów [eskadra ma 12 sztuk, 2 się rozbijają, 3 nie przelatują, więc w środku powinno być 7], natomiast wydawało mi się że rozwalono ich więcej; po trzecie: gdzie stacjonowały siły Krennica? Ziomuś przyleciał promem a jego ekipa ma swoje własne TIE i desantowiec). Rozumiem, że wynika to raczej z montażu, może nawet chaotycznego montażu. Poza tym z trailerami jest niezły jubel, dobrze że się nie nastawiałem na obejrzenie konkretnej sceny bo miał niezły zgryz. Ale podsumowując - film jest świetny, pójdę na niego jeszcze 2-3 razy w grudniu.
Teraz jednak wrócę do początkowego ALE... Przez te wszystkie lata marzyły mi się Gwiezdne Wojny bez Mocy, bez Skywalkerów, bez odwiecznej walki Dobra ze Złem, Jedi, Sithó, Mocy etc. No i to dostałem. Ale czy mnie to zadowiło? No właśnie niezbyt. Film mnie nie porusza w sensie emocji, nie wyciska ze mnie nic. Ja go po prostu oglądam, tak jakbym czytał książkę. Podoba mi się to, ale nie mam ciarek na plecach, które wywołuje we mnie Epizod VII. I teraz najlepsze - uważam RO za film lepszy od TFA, ale przy TFA można płakać nawet po 50tej projekcji, a tutaj mi się nawet przykro nie zrobiło. Dlatego trochę się boję o nowe produkcje, porkoju "komedii o Hanie Solo" (sic!). Nie wiem czy będę w stanie to przełknąć. ALE... jest jeszcze jedno ALE...
Otóż byłem na premierze w IMAX 3D, który ma technologię polaryzacji liniowej. A ja mam lekki astygmatyzm, nie na tyle duży żeby go korygować okularami, ale na tyle przeszkadzający, że z technologii 3D widzę tylko plamy. I ja po prostu tego filmu nie za bardzo widziałem za pierwszym razem. Przy TFA też miałem straszne problemy z zobaczeniem co się dzieje, ale jakoś to przełknąłem bo jakość tamtejszego 3D była znacznie lepsza. Wczoraj na pokazie 2D podobał mi się znacznie bardziej, na moich ustach pojawiał się uśmiech i smutek. Dla mnie premiera RO w IMAXie to jednoczesne pożegnanie z 3D, od teraz cisnę tylko 2D nawet u siebie w lokalnym kinie.
Tak jeszcze na koniec - nie wiem czy RO jest najlepszym filmem, na pewno jest najnowszym i z tego tytułu ma znacznie łatwiej nas ująć za oczy. Ale nie dajmy się ponieść efektom wizualnym, najlepszy jest ten film, który najmocniej przeżyjemy. I ja najmocniej przeżywam do dzisiaj Powrót Jedi.
Potwierdzam, że wersja 3D R1 jest gorsza od wersji 3D TFA.
W przypadku TFA żałowałem, że poszedłem raz na wersję 2D. I przy R1 obiecałem sobie, że oleję 2D. Niestety 3D jest słabe, tragedii nie ma, ale gdy kolega który ma kłopoty ze wzrokiem pytał się mnie jaką wersję wybrać to odradzałem mu 3D.
Technicznie obraz gorszy od TFA - czyli jednak "cyfra" słabsza od taśmy 35 mm (o kamerach IMAX nie wspominając).
Tak w sumie myślę i brakowało mi czegoś w stylu drobnego cameo Cieny Ree, jakby faktycznie się pojawiła to chyba automatycznie bym się tam posikała xD albo Thane Kyrell mógł się przewinąć gdzieś..
Też bym się nie obraził, ale można założyć że SD Vadera pod Scariff to nie "Devastator", tylko inny, i z powodu uszkodzen dopiero później Vader przesiadl się na "Devastatora" z ANH.
Wypatrywałem też cameo Jude Edivon na DS, ale tu trzeba będzie poczekać na BD.
Jude wpatrywałam z uwagą... tylko miałam wrażenie, że na DS sami mężczyźni.
Podobnie na niszczycielach.
W Rebelii oprocz Jyn, Mon, senator i pewnej generał było też kilka pilotek.
ale czy Thane nie służył na DS przed misją na Dantooine? Czy on nie wiedziałby o testach broni?
Już nie! Rogue One przewyższyło wszystkie epizody. Choć może to jak z TFA, o którym tuż po premierze miałem lepszą opinię niż obecnie. Ale i wtedy miałem o nim znacznie niższe mniemanie niż o RO obecnie. K-2 może filmu nie skradł, ale był najlepszą postacią (a scena z jego końcem chyba wypada najlepiej w całym filmie). Ogólnie największe oczekiwania miałem do niego, Jyn, Krennica i Chirruta. I nie zawiedli mnie, a do tego dorównywały im postacie Cassiana i Baze`a. Saw to nie ten Saw z TCW (nie tylko pod względem wyglądu), ale też udana postać. Bohdi i Galen dali radę. Pao i Bistana było trochę za mało, praktycznie ten pierwszy stanowił tło, a drugi robił za postać epizodyczną. Mimo wszystko za mało Imperium w tym filmie. Było słychać kiedy muzyka była Williamsa, a kiedy Giacchino. Nie jest to poziom Johna, ale jednak to jeden z lepszych kompozytorów muzyki filmowej co udowodnił także w RO. Zrzynki mi nie przeszkadzały, dało je się uznać za smaczki, może jedna rzecz była przesadzona, a mianowicie admirał Raddus. Ja rozumiem kalamariańskiego admirała rebelii, ale to był pod każdym innym niż wygląd czy imię względem admirał Ackbar. Na Scarif najlepsza bitwa na powierzchni w filmach z tego uniwersum! Nareszcie pokazali ją w odpowiedniej długości i odpowiednie momenty. Aktorstwo dobre, średnio najwyżej wypadła Felicity w scenie z wiadomością od ojca. W kwestii masowego uśmiercania bohaterów: każda z tych scen wypadła dobrze. W kwestii zabicia Chirruta i jego wcześniejszego spaceru podczas modlitwy wśród strzałów, wiadomo: Moc. Do reszty tym bardziej nie można się przyczepić. To chyba wszystko, nie ma akapitów to i tak nikt tego nie przeczyta.
ANH jest najważniejszym filmem - wszystko co było potem to tylko odcinanie kuponów.
Najważniejszy tak, ale od kilku dni już nie najlepszy.
Nie od kilku dni tylko od ponad 30 lat.
Nie był najlepszy od czasu TESB, ale i tak jest najważniejszy [2]. RO faktycznie plasuje się IMHO na rowni z TESB. Czyli zgadzam się z tobą jednocześnie się nie zgadzając (tak "opinia Schroedingera")
Gdzieś tak w połowie R1 pomyślałem sobie: Epizody to jakieś popierdółki przy tym.
Ja po 15 minutach byłem pewien, że tak wielu fanów pomyśli
Po 15 minutach to się można było zastanawiać, czy to nie jest jakieś Autostopem przez Galaktykę.
Właśnie mi to skakanie po lokacjach na początku BARDZO się podobało i w ogóle wszyscy mówią, że druga połowa filmu lepsza, dla mnie jednak ten pierwszy akt najlepszy.
No nie, twierdzenie, że "Łotr 1" to najlepszy film SW to świętokradztwo.
Do TESB, ROTJ a może i ANH jednak trochę zabrakło, to wciąż są te filmy, które definiują "Gwiezdne wojny", a pod pewnymi względami R1 wciąż nie przewyższa żadnego z nich.
OK, po drugim seansie mogę coś więcej napisać. Ocena 8/10 podtrzymuję, ale gdy opadła fanowska ekscytacja, to film w paru miejscach zaczyna kuleć. Oczywiście biorę pod uwagę fakt, że to kino fantastyczne, i należy pewne rzeczy brać z większą dozą tolerancji.
Widać pewne machinacje w filmie, co można poznać po brakujących scenach. Podejrzewam, że w wersji Edwardsa ktoś przeżył z ekipy Łotr 1, a w wydaniu Tony`ego Gilroya dostaliśmy istną czystkę. Nie twierdzę, że sam fakt takiej ilości zgonów mi przeszkadzał, po prostu niektóre mogły być lepiej rozpisane.
Lyra, jej śmierć nie potrzeba, nie wiem jak tą postać przestawia powieść „Catalyst”, ale w filmie da się wyczuć wymuszoną interwencję w obronie Galena. Niby byli przygotowani na taką sytuację, a jednak dziecko zostało same.
Postać Chirruta niezwykle mnie irytowała, nie wiadomo czy wyczuwał on Moc, czy nie i te jego powtarzanie mantr o Mocy. Dlatego uważałem, że najlepiej byłoby zrobić z niego ukrywającego się Jedi, tym bardziej przy takich umiejętnościach i "instynkcie" Jedi. Ogólnie cały wątek wokół strażników jest dość słaby, mam nadzieję że go rozpiszą lepiej w przyszłości, może książki coś więcej światła rzucą na to.
Saw Gerrera w ogóle nie był potrzebny w tym filmie, a sama jego śmierć dość naciąga. Możliwe, że to kolejna ofiara wpływu Gilroya.
Sama kradzież i przypadki jakie działy się w momencie kradzieży planów GŚ, wołają o napisanie od nowa. Półautomatyczne ściąganie dysków, rozbijanie okna z jednego strzału z blastera, operowanie komputerem archiwum z dwóch konsol, pierwsza „śmierć” Cassiana powinna być tą jedyną, przesyłanie ręczne danych ze szczytu Cytadeli, obracanie anteną z wystawionej, osobnej konsoli (??).
Nie wspominajmy o celowniczym Gwiazdy Śmierci, który zamiast w Cytadelę, walnął się o parę kilosów.
Od muzyki nie spodziewałem się nie wiadomo jakich cudów, Williams wystarczająco nakreślił kierunek w jakim mają iść jego następcy, a Michael Giacchino należycie spełnił się w tej roli. Motyw Jedhy, głównie ten dotyczący rebeliantów Garrery, wyróżnia się na czele całego OSTeka.
Coś jeszcze by się znalazło, ale reszta OK. Film dobry, inny, ale to są przecież Gwiezdne wojny. Mam nadzieję, że najlepsza produkcja Star Wars jeszcze przed nami. Epizod V nadal króluje.
Witajcie. Dziś recenzja filmu "Łotr Jeden - Gwiezdne Wojny Historie".
Zapraszam.
Byłem dzisiaj na "Łotrze".
Ze spoilerów wynikało kilka rzeczy. Co było w spoilerach, a co w filmie?
Otóż wszyscy mieli zginąć. I zginęli. Cała ekipa. Kaput.
Vader nie miał świecić mieczem. Żadnej masakry. Ale się pojawiła pod koniec. I to krwawa.
Krennic miał być uduszony przez Wargorka... Przepraszam, Vadera. A zginął z promienia własnego dzieła. I bądź tu mądry...
NIKT NIE MIAŁ POJĘCIA że w filmie będzie Leia. I R2. I Threepeo.
Ale co film był ŚWIETNY. Posłuchajmy opinii:
"It`s beautiful..."-Krennic
"Karabast!"-Pao
A co wy myślicie?
Ja miałem pojęcie, że będzie Leia. I co teraz?
Ja nie będę wychodził przed szereg, bo widzę, po dacie rejestracji i wyczuwam po nicku, że autor tego tematu jest świeżym fanem i ma swój światopogląd o SW i opinie nawet najbardziej doświadczonego fana by mu nie przypadły go gustu, prawda Gapciu?
Powiem tylko tyle: nie było żadnego "Karabast", to tylko wyobraźnia fanów. Dostrzec jednak możesz Lasata podczas pojmania Cassiana i Jyn przez ludzi Sava Gerrery.
Po co zakładać nowy temat i to w miejscu, w którym ktoś może nieopatrznie nadziać się na spoilery skoro temat recenzencko-spoilerowy jest już tutaj http://star-wars.pl/Forum/Temat/21695 ?
Wszechświat "Gwiezdnych wojen" w nowym wydaniu to doprawdy pokraczna sprawa. Podczas gdy pierwsze zeszyty "Star Wars" i "Darth Vader", najważniejszych/najbardziej rozreklamowanych komiksowych serii skutecznie odrzuciły mnie od czytania następnych, to mocno poboczna przecież "Lando Calrissian" jest już dokładnie taka jak powinna być. Tak samo z filmami, "Przebudzenie Mocy" - kurna, Epizod VII na który podobno fani czekali od 2005 roku - to balonik, nadmuchany do granic wytrzymałości, który zupełnie nie wytrzymuje próby z większością materiału GW jaki znam (tym bardziej po nowym filmie), a "Łotr Jeden" jest pozbawiony niemal wszystkich wad które ciągnęły tamten film w dół i doskonale wpisuje się w moją "wizję" wszechświata.
Będę szczery, nieważne jak duża byłaby "podjarka" rzeczami typu TOR, KOTOR czy FOTJ dziejącymi się kupę lat przed/po filmach, to dla mnie sercem tego wszechświata zawsze była i jest pierwotna trylogia oraz era wydawnicza najbardziej do niej zbliżona. Po prostu w sposób najbardziej naturalny czerpie on z wielkości otaczających filmów, nawiązując do miejsc, postaci, sprzętu, organizacji, wszelkiej polityki i budując z tego własny wszechświat, a każda coraz bardziej oddalona rzecz coraz bardziej zdaje się wisieć w próżni, z zawartością klimatu GW coraz bardziej rozmytą. Z tego samego powodu "Łotr 1" zdaje się być schronione w tej ciepłej, przytulnej, bezpiecznej strefie chronologii, podczas gdy TFA przy wysunięciu mocno w przyszłość jednocześnie nijak nie zasypało (ba, nawet nie próbowało zasypać) dziury między filmami i utworzyło wielką wyrwę. Ten film nie udaje, że jest czymś nowym, jednocześnie kopiując wszystkie możliwe rozwiązania fabularne z poprzedniego filmu, lecz jest opowieścią, której istnienie w świecie GW logicznie wynika z epizodów.
Dodajmy do tego jeszcze, że jednymi z pierwszych książek SW jakie czytałem były X-Wingi, gdzie główną rolę grali piloci myśliwców, wcielających się w role komandosów, szpiegów, żołnierzy lądowych itd. jakby to były czasy mniej ustrukturyzowanej Rebelii a nie Nowej Republiki, niemniej sentyment mam do nich dość duży. Z czytaniem opisów walk myśliwców w tych książkach nigdy sobie nie radziłem, to po prostu lepiej się ogląda - czy to w komiksie, czy w filmie. Zaś działalności Rebeliantów o EIV wcale tak dużo nie spotkałem fabularnie, a więcej nawiązań w późniejszych źródłach bądź starych dyskusji na forach o tamtych wydarzeniach. W tym filmie, dostaliśmy pełnokrwiste działanie Rebeliantów - cały rajd na bazę Imperium, podstępy, pełne poświęcenie za sprawę, dużo walk myśliwców, przechwytywanie planów (Gwiazdy Śmierci). Wszystko tu się kręci wokół tego wątku.
Jest to "najdoroślejszy" film GW, chociaż nie bardziej mroczny niż EV i wciąż mieści się w granicach przygodowego kina GW. Trup ściele się gęsto.początek spoilera Najpierw ginie Jyn. W połowie filmu pada ojciec Jyn, rzekomy zdrajca obu stron konfliktu. Bliżej końca, zastrzelony zostaje K2, a wreszcie ginie główna bohaterka. koniec spoilera Sama końcówka nad morzem na Scariffie była przepiękna. W ROTJ Mon Mothma powiedziała: "wielu Bothan zginęło, aby zdobyć te plany". "Łotr Jeden" to jest mniej więcej to.
Dostajemy w końcu ciekawe lokacje - cytadela Imperium na Scariffie oraz widok z kosmosu na całą planetę i bazę są cudowne.
Postaci niestety kuleją w tym filmie, prawie ich nie ma. Jak to możliwe? Otóż film na tyle skupia się na fabule, że żaden z bohaterów w ogóle nie jest rozwinięty, np. słyszymy że Jyn jest szumowiną, łajdakiem, ale nijak tego nie ukazano, a jej wątpliwości co do Rebeliantów rozwiewają się w sposób nagły. Przynajmniej nie ma pseudo-komizmu w stylu TFA... Dwie pełne patosu przemowy o Sojuszu Rebeliantów, nadziei itp - jedna od Jyn, druga od pilota, którego ekipa chce dołączyć do jej samobójczej misji - to nie rozwój postaci. To, że powiedziano, że Saw Gerrera walczy z Imperium na własną rękę i przedstawiono go jak jakiegoś huttańskiego gangstera - to nie rozwój postaci. Ponadto choć K2-SO jest w sumie zabawny, to jak dla mnie w ogóle nie zachowuje się jak droid. W sumie najciekawiej wypada Chirrut Imwe, stary ślepy sekciarz, wyznawca Mocy, skryty mistrz sztuk walki, nie da się ustalić, czy naprawdę się posługuje Mocą. Chociaż Jyn Erso jest dość udaną główną bohaterką, to po prostu fajna, silna kobieca postać bez merysuizmu. Imperialni to osobna kategoria, wiadomo, że większość to ambitni watażkowie, których Vader zawsze z łatwością ukracał. Zresztą jeśli chodzi o Vadera - nie muszę już chyba wspominać tej sceny abordażu, skoro już każdy zrobił za mnie. To było coś, co chyba każdy fan Vadera chciał zobaczyć w filmach.
Być może byłoby trochę lepiej, gdyby, zgodnie z gwiezdnowojenną tradycją, również i w tym filmie były żółte napisy początkowe - to, że ich nie ma to lekki zawód. W ten sposób część scen z pierwszej godziny filmu w ogóle nie byłoby potrzebne - np. te z małą Jyn.
"Gwiezdne wojny" to niestety coraz bardziej film rasistowski. Wszystko, zupełnie wszystko kręci się wokół gatunku homo sapiens i droidów, a inne gatunki to co najwyżej jakieś drugorzędne szumowiny (wyjątkiem jest grupka Kalamarian na mostku jednego ze statków Rebeliantów - ależ to stereotypowe!). To w ramach równości i bezwzględnej poprawności politycznej wrzucamy wszystkie możliwe odmiany ludzi, ale dziesiątki tysięcy innych ras w GW to olać? Cóż, znak czasów. Tęsknię za Chewiem i Jar Jarem jako pierwszoplanowymi postaciami...
Nie zwróciłem uwagę na muzykę w tym filmie... dlatego nic nie napiszę. Do dzisiaj nie odsłuchałem ścieżki z TFA, co trochę wstyd mi przyznać.
Pomniejsze spostrzeżenia. Skoro na mostku w statku Rebeliantów są sami Kalamarianie, to dlaczego by nie używali własnego języka między sobą? GW nigdy nie miało problemu z tworzeniem nowych języków mówionych wg potrzeby. Po prostu jestem ciekaw, jak by to brzmiało, a patrząc na mojego nika chyba nikogo nie dziwi moje zainteresowanie. Nowo poznany kolega zwrócił mi uwagę na statek z KOTOR w filmie. Przeprogramowany droid Imperium wydaje mi się zbyt mało "droidowaty". W porównaniu z takim C3PO - wprost przecież nastawionym na komunikację ludzie-roboty, ludzie-inne istoty myślące itd - zachowuje się niemal zupełnie jak człowiek. Szturmowcy nadal dają się łatwo rozwalać - tym razem wystarczy wystarczy przewrócić, aby zabić, ale może to Moc wiedzie Chirruta aż tak dobrze? Gwiazda Śmierci użyta aż dwa razy przed EIV razi w oczy, 40 lat później dowiadujemy się że Alderaan w ogóle nie był pierwszym testem tej broni na zamieszkanej planecie a Rebelianci i cała narracja EIV magicznie zapomnieli o tym, co wyczyniała przedtem. No i wreszcie - Vader i szturmowcy stojący se na platformie w próżni, setki kilometrów nad jakąkolwiek atmosferą? Co to niby jest, misje kosmiczne w Lego Star Wars III?
Na pewno pomimo rozmiaru tej recenzji, pominąłem wiele ważnych rzeczy... ale na pewno ktoś je zauważył zamiast mnie, przy pewnym szczęściu.
Ale przede wszystkim, w końcu - w przeciwieństwie do EVII - nie czułem sandała, wartka akcja nie pozwoliła na żadne dłużyzny i wciągnęła od początku do końca.
7.5/10
A niby gdzie w EIV były zapewnienia, że GŚ nie była testowana? Alderaan to był pokaz.
-
"Gwiezdne wojny" to niestety coraz bardziej film rasistowski. Wszystko, zupełnie wszystko kręci się wokół gatunku homo sapiens i droidów, a inne gatunki to co najwyżej jakieś drugorzędne szumowiny
Czasami czuje się jedynym który nie dostrzega tego całego "mało kosmitów w nowych SW". No proszę ja was - ile mieliśmy kosmitów w prequelach, którzy nie byli tylko drugoplanowi? Do głowy przychodzi mi tylko Jar-Jar i Yoda. Bo umówmy się, że jacyś politycy czy rada Jedi to było ładne tło z kilkusekundowymi scenami. Orygnalna Trylogia? Wśród głównych bohaterów mamy znowu raptem dwoch przedstawicieli obcych ras - Chewbacce i Yode, od biedy Jabbe. Reszta to typowe drugoplanówki bez znaczenia.
I sorka, nie wmówicie mi, że TFA i RO mają tego jakos diametralnie mniej. W tym pierwszym widzimy obcych co chwilę - a to na skupie złomu na Jakku (gdzie dominują miażdżąco), a to w kantynie Maz Kanaty (gdzie też dominują miażdżąco) czy w bazie la Resistance (gdzie ludzi jest więcej, ale za to dostajemy znajome twarze w postaci Ackbara czy Niena Numba). Zaś większe rolę dostaja oczywiście Chewbacca, wspomniana Maz czy Snoke (chociaz w sumie cholera wie czym on jest). Czyli to dość równy stosunek w porownnaniu do E I-VI.
Rogue One? No proszę ja was. Jedha jest zawalona tak samo ludźmi, jak i kosmitami (chociaż jeżeli chodzi o ich ilośc musialbym obejrzec film jeszcze ze dwa razy) - w samej bojówce Sawa spotykamy Two Tubes`a, tego kurdupla, Moroffa, coś twilekopodobnego czy istotę z rasy Maz Kanaty - to tak z pamięci, bo reszty nie potrafię zbytnio przytoczyć czy nazwać. Plus Ponda Baba i ten Ctulhu czytający w myślach. W szeregach rebelianckich mamy oczywiście Kalamarian (którzy w każdym filmie posługiwali się basiciem wiec w ogole co to za zarzut xD), ale też i Pao czy to coś co nazywano w produkcji "space monkey". Jedyne do czego można się tu przyczepić to ewentualnie fakt, że parszywa szóstka to faktycznie sami ludzie + droid.
Zresztą zwróćmy uwagę na fakt, że jeżeli film chce być spójny z ANH to nie może sobie wciskać w każdą scenę dziesiatek kosmitów jak leci - przypominacie sobie jakiś obcych w bazie na Yavinie z EIV? W rebelianckich eskadrach podczas ataku na DS? Na pokładzie Tantive IV? No właśnie.
chyba dawno nie widziałeś prequeli. Jeśli chodzi o postaci pierwszoplanowe to obcy to faktycznie tylko i wyłącznie Jar Jar, a pozostałych epizodach Chewbacca. Ale w prequelach masz mnóstwo postaci drugoplanowych, które mają coś do zagrania i zrobienia na ekranie, a są obcymi. To postaci, które widz zapamiętuje, większość z nich ma imię/nazwisko podane w filmie.
Darth Maul, Nute Gunray, Boss Nass, Tarpals, Sebulba, Watto, Yoda, Ki-Adi-Mundi, Dexter, Grievous, Chewbacca, Tarfull. Plus faktycznie mnóstwo, która pojawia się w trzecim planie (tylko kilka: Taun We, Poggle Mniejszy, Tion Meddon, Mas Amedda) i dalej (choćby Jabba). W "Łotrze 1" właśnie poza Raddusem, nie ma nikogo. Na trzecim planie jest Dwurura, czy Pao, dalej jest jeszcze lepiej. I chyba o to właśnie Onomie chodzi, kosmici są, ale w filmie są marginalizowani kosztem ludzi w rolach pierwszo i drugoplanowych.
-SPOILERY JAK CHOLERA!
Ok, to może coś skrobnę w końcu. Na początek trochę luźnych myśli: Rogue One to dla mnie najlepszy i najrówniejszy film SW od czasu Powrotu Jedi, i mówię to oczywiście jako sympatyk Prequeli oraz krytyk TFA. Przeżyłem ten film niesamowicie, wiele razy miałem japę otwartą, czuję się spełniony jako fan. TFA zdecydowanie nie sprawiło, że kasacja EU była tego warta, ale RO... może to sprawić Jeśli zaczniemy dostawać takie filmy od Disneya, a na to od początku liczyłem, to może nawet w końcu przeboleję stary kanon. Niechby chociaż tylko same spin-offy były tak zajebiste, jak Łotr
Faktycznie, Rogue One może dobitnie pokazać, że każdy trochę inaczej widzi SW i czego innego w nich szuka. Bo, jak widać, fani szukający tam "magii", czyli konkretniej mówiąc Kina Nowej Przygody, Mocy, Jedi oraz Sithów itp. mogą być zawiedzeni. Jeśli ktoś chciał za to szerszego spojrzenia na uniwersum, czegoś innego, może trochę przeniesienia klimatów z EU (starego bądź nowego, obojętnie) na ekran, to Rogue One jest dla niego.
No i owszem, a propos EU - wiele już było głosów, że RO wygląda, jak jakaś pozycja książkowa lub komiksowa, tylko że w wersji filmowej. Nieznani bohaterowie, fabuła dopowiadająca różne detale do głównych Epizodów, małe rólki głównych postaci Sagi, rozszerzanie uniwersum, motywy odważniejsze niż standardy kina familijnego... Tak, to jest dokładnie to. Mnie się to, jako wielbicielowi EU, cholernie podoba. Zwłaszcza, że film jest zdecydowanie dojrzalszy, niż zwykle filmowe SW, zapełniony raczej szarymi niż czarno-białymi postaciami, odbrązawia Rebelię, pokazuje wiele niejednoznacznych moralnie spraw. Same plusy.
Ale absolutnie się nie zgodzę, że w Łotrze brakuje magii Star Wars. Ona wylewa się z ekranu! To jest SW w starym stylu, przede wszystkim w stylu TESB i cięższych fragmentów ANH/ROTJ. Czyli - Stara Trylogia na całego. Brakowało mi tego bardzo. No i te wszystkie smaczki, easter eggi, mrugnięcia - nie są wsadzone na chama, nie krzyczą widzowi w twarz "Patrz! Tu jestem!", normalni widzowie ich nawet nie zauważą. Ale my to widzimy No i tym razem nikt nie udaje, że Prequeli nie było, mamy trochę nawiązań, z których najbardziej cieszy obecność Baila. Ale i na tym się nie kończy, bo widzimy tu też wtręty z Rebels i ogólnie nowego multimedialnego kanonu i tak sobie myślę, że... tak się to powinno robić
Trochę o postaciach:
Jyn Erso - jest ok, daleka od ideału, lubię ją. Nawet jej nagła przemiana po zobaczeniu hologramu mi niespecjalnie przeszkadzała. Umiem sobie tę przemianę wyjaśnić Szkoda że finalnie wywalili jej tekst This is a Rebellion, isn`t it? I rebel.
Cassian Andor - fajny gość, robił paskudne rzeczy w imię idei, męczy go sumienie. Musi mieć poczucie, że robi to wszystko dla większego celu. Kiedy zabił informatora, wywaliłem oczy z niedowierzania.
Chirrut & Baze - świetny duet, lubię ich więź i poczucie humoru. Chirrut to w ogóle moja ulubiona ludzka postać w filmie, jest równocześnie pełen mistycyzmu i zabawny, no i ten skill. I wiąże się z nim nawiązanie do Whillsów! Baze ma fajny blasterowy CKM.
K-2SO - mocno kradnie film, zajebisty droid. Jeden z tych bardzo "ludzkich" droidów z osobowością. I ten wisielczy humor. Większość najlepszych tekstów jest jego, najlepsza scena śmierci też.
Bodhi Rook - imperialny pilot, który przez pierwsze pół filmu był mi w zasadzie obojętny, a w drugiej połowie nagle zdałem sobie sprawę, że strasznie go lubię. Naprawdę się zaangażował w tę walkę i mimo pewnej ciapowatości pokazał się potem z jak najlepszej strony.
Saw Gerrera - taki sobie, trochę zbyt już skrzywiony psychicznie, widać dużo przeszedł. Jest... dziwny. Ale też interesujący. Whittaker go przerysował naprawdę mocno.
Galen Erso - Mads w tej roli jest ok, ale też nie wyróżnia się jakoś specjalnie. Fajnie, że gość jest chodzącym wyjaśnieniem niedoróbki w projekcie Gwiazdy Śmierci Jego uczucie do córki wygląda całkiem autentycznie, choć mało ma okazji, by je pokazać.
Orson Krennic - bardzo dobry villain, ogólnie straszny skurwiel. Najlepsza jest jego pierwsza scena, ta z rodziną Erso, ale potem też trzyma poziom. Podoba mi się, że to taki karierowicz, chciałby żeby wszyscy chwalili go przed Imperatorem
Bail Organa - bardzo miła niespodzianka, nie wiedziałem, że weźmie udział. Chodzący smaczek z Prequeli, w dodatku wspomina o Kenobim i Leii, woła kapitana Antillesa itp. Super. Fajnie się zestarzał.
Wilhuff Tarkin - nie mogłem uwierzyć. Jak pokazali go z tyłu, to myślałem że albo tylko do tego się ograniczą, albo będzie inny aktor. A tu Peter Cushing w CGI! Więc myślałem "dadzą mu 30 sekund i tyle", a ten skubaniec miał naprawdę dużą rolę, chyba większą niż w ANH. Miazga. Nie wyglądał idealnie, ale mnie wystarczyło.
Darth Vader - co tu mówić. Zniszczył wszystko. James Earl Jones brzmi tu wspaniale, o niebo lepiej, niż w Rebelsach. Obie sceny z nim znakomite. Ta ostatnia to najlepszy fanservice w historii fanservice`ów No i ten pałac. Dla mnie to jest Vjun, chrzanić oficjalną wersję.
Leia - po Tarkinie już wrażenia nie robiła, ale fajnie, że ją dali. Niby dziwne, że ojciec ją zabrał na Scariff, ale widać armada Rebelii się mocno spieszyła.
Muzyka była słabsza zdecydowanie, brakowało Williamsa. Giaccino jakby próbował naśladować jego muzykę, ale za każdym razem, kiedy zaczynał się jakiś motyw i czekałem, aż rozwinie się w coś znajomego, przychodziło rozczarowanie. Bo kawałki były takie prawie-prawie znajome, chciały być muzą w stylu Williamsa, ale nie potrafiły nią być. No ale jeśli gość miał na napisanie całości cztery tygodnie...
Niektórzy narzekają na słaby początek filmu, ale mnie wkręcił od pierwszej sceny. I podobał mi się cały, nie zanotowałem dłużyzn czy nudnych momentów. A ostatnie pół godziny to jest po prostu miazga, oglądamy być może najlepszą bitwę w historii Sagi, a na pewno mogącą konkurować z tą z Powrotu Jedi.
Ogólnie jestem zachwycony. To jest takie SW, jakie chcę oglądać! Czas pokaże, czy będę teraz wolał spin-offy od głównych Epizodów. Zobaczymy co pokaże Ep. VIII. Póki co, jeśli chodzi o disneyowskie Starłorsy: Rogue One > The Force Awakens. Jasne, że trudno je porównywać, bo to mocno różne filmy. Ale mogę porównać uczucia, towarzyszące oglądaniu ich i tu już nie ma dylematu: przy TFA nie było mowy o takim zachwycie i euforii, jakie czułem przy RO. Dziękuję, panie Edwards
Zgadzam się prawie ze wszystkim.
To co od dnia premiery nie daje mi spokoju to utyskiwanie fanów, którzy szukali w tym filmie `magii star wars` -raz, że jak napisałeś jest jej mnóstwo pod postacią, o której wszyscy piszemy od środy.
A dwa, że:
Czy TAKIE spojżenie na świat Gwiezdnych Wojen nie sprawia, że konflikt Jedi vs Sith i cała sprawa Mocy są jeszcze bardziej tajemnicze i magiczne? Bo według mnie sprawia. Dzięki temu filmowi wiemy, że użytkownicy Mocy są wyjątkowi, a nie że wylewają się z każdej dziury -jak czarodzieje w świecie Harrego Potter-a. Dla mnie ten film, poza wszystkim co napisałem w recenzji, ma jeszcze jeden przekaz, ukryty między wierszami (z resztą taki sam jak Nowa Nadzieja) -Stawia Jedi na piedestale, jako pamiątkę po lepszych czasach, których byli symbolem i strażnikami. A ludzie tacy jak Chirrut ciągle wierzą, że Jedi kiedyś powrócą. Dla mnie to jest BARDZO magiczne i symboliczne.
Tu chyba nie do końca o to chodzi. A przynajmniej nie wszystkim. Ja mam z filmem taki problem, że z mojej strony nie chodzi o to, że w filmie brak Jedi. Brak tam nadziei. Chodzi mi o sposób opowiadania historii. O narrację. Mam z Rogue One taki szkopuł, że dla mnie tam jest mało Gwiezdnych Wojen, bo mało nadziei. Bo szarość bohaterów jest tak szara, że trzeba przyczepić się nagłej zmiany strony Jyn, żeby kibicować wydarzeniom dziejącym się na ekranie. Nie jestem pewien czy to jest dobre opowiadanie historii nawet na standardy EU.
Ale to zrobię chyba osobny wątek o tym .
Nadziei akurat w tym filmie widzę masę, tylko inaczej podanej niż w dotychczasowych SW.
Galen nie zgodziłby się zbudować Gwiazdy Śmierci, gdyby nie miał nadziei, że dzięki jego sabotażowi uda się ją zniszczyć.
Rebelia, nawet jeśli jest wewnętrznie podzielona, to jednak bez nadziei nie ruszyłaby się z Yavina na Scariff na pomoc.
Cała straceńcza misja naszych bohaterów na końcu opiera się na nadziei. Nie na nadziei, że z tego wyjdą, bo wiedzieli, że nie. Raczej na wierze, że to co robią, pomoże innym w przyszłości obalić Imperium.
Nadzieja i poświęcenie - to wg mnie bardzo mocno widać w tym filmie i jest to bardzo starwarsowe. Nie wydaje mi się, żeby trzeba było jakoś specjalnie nadinterpretować, by to zauważyć.
Dokładnie. Jest zresztą świetny kontrast między starym, zmęczonym wojownikiem "w którym pozostało niewiele życia" jakim jest Saw - "The world is coming undone. Imperial flags reign across the galaxy." i który nawet nie widzi sensu uciekania a młodymi, którzy wierzą że dzięki swoim działaniom mogą coś zmienić* na lepsze, nawet jeżeli cena będzie bardzo wysoka.
To jest właśnie magia SW, nadzieja i poswięcenie, która towaszyszy nam od czasów zanim jeszcze ep. IV został "Nową Nadzieją"
*To zresztą takie typowo amerykańskie "I want to be a difference" itp.
Ale to by akurat fantastycznie pasowało do kontekstu całości. Brak nadziei. Bo tuż po tym filmie pojawia się co? "Nowa Nadzieja"!
Burzol, ale o to właśnie chodzi chyba, nie?
Jak czytam wspomnienia powstańców warszawskich, czy dzienniki żołnierzy z kompanii E walczącej w Belgii, to z tych pamiętników nie zawsze przebija się nadzieja. Czasami jest to tylko poczucie, że "tak trzeba", albo że nie ma już innego wyjścia. Rozumiał to Tolkien we władcy pierścieni opisując walki o Minas Tirith. Teraz w SW rozumie to Edwards -pokazuje, że tą nadzieję czasami trzeba znaleźć w sobie, a nie czerpać z zewnątrz.
Tak mi się wydaję.
Dlatego, że poziom wrażliwości w tym filmie jest nie na blockbustery. Subtelny, niedostrzegalny dla osób, które przychodzą do kina i chcą 2 godziny wybuchów i wrzasków.
Nadziei w tym filmie jest więcej niż w jakimkolwiek innym epizodzie. Tylko to nie jest nadzieja wykrzyczana Ci na ryj.
Chociaż właściwie nie mam na co narzekać. Tak jak TFA zawiodło moje oczekiwania, tak Rogue One okazało się świetnym filmem.
Przede wszystkim klimat był! A to dla mnie jedna z ważniejszych rzeczy w filmach SW. Tego brakowało mi w TFA, to mi się w filmie podobało najbardziej. Od razu było czuć, że to Star Wars.
Lokacje były ładne i różnorodne, bez międlenia nieszczęsnej Tatooine(choć i Jedha była pustynna).
"Śmiertelni" bohaterowie byli dużym zaskoczeniem. Sceny śmierci poszczególnych bohaterów były dobre, za każdym razem budziły emocje.
Aktorstwo było w porządku, postaci barwne, brak podziału na „tych dobrych” i „tych złych”; nie było wybielania Rebelii i robienia z Imperium najgorszego zła.
Z postaci najbardziej przypadli mi do gustu Krennic, K-2SO, Chirrut i duet Jyn i Cassiana.
Tarkin i Leia odtworzeni komputerowo mi się też spodobali - a Leia w końcówce była dużą niespodzianką. Rozmowa Tarkina z Krennicem też była dobra.
Ostatnia scena z Vaderem – wspaniała. Tak jak akcja na Scarif - dynamiczna, mocna – o to mi chodziło, kiedy szłam do kina.
Smaczki fabuły były niezłe. Oprócz admirała Raddusa całym sobą krzyczącego rozpaczliwie, że wcale nie jest Ackbarem ani nawiązaniem do niego. Chociaż i pojawienie się C-3PO z R2-D2 nawet głupi by zauważył
Muzyka w filmie wypadła neutralnie. Żadna określona melodia nie wpadła mi w ucho, ale było dobrze – motywy ładnie się wpasowywały.
Podsumowując:
Daję filmowi porządne 9/10. Co prawda w moim osobistym rankingu R1 wypada nieco poniżej OT, może na równi z ANH, ale naprawdę, mogę stwierdzić, że tym razem Disney odwalił kawał dobrej roboty.
Dobra, poszedłem drugi raz i czuję, że na tyle ochłonąłem, że mogę zrecenzować Rogue One.
Poszedłem na Łotra z niezłym bólem brzucha i odbierało to trochę frajdy z oglądania, ale mimo to film już wtedy bardzo mi się podobał. Co ciekawe patrząc na Wasze recenzje, mimo, że w większości pozytywne, nawet bardzo, to jednak dość mocno różnią się detalami od moich wrażeń.
Zacznijmy od wad. Mam tak naprawdę tylko jeden, jedyny problem z Rogue One - mianowicie dosyć prosty pomysł na fabułę. Ja wiem, Star Warsy nigdy nie cechowały się wyszukaną fabułą, ale liczyłem na więcej szpiegowania, podchodów, kłamstw, genialnych planów działania. Film o wykradnięciu planów gwiazdy śmierci mógłby być bardziej nastawiony na szpiegowanie. Tutaj mamy więcej akcji jako takiej, więcej wojny niż szpiegowania.
Zalety? Mnóstwo. Część osób narzeka na skakanie po planetach, chaos, brak flow przez pierwszą połowę filmu. Dla mnie to było genialne! Wszystko od początku filmu do ucieczki z Jeddhy jest dla mnie jako fana SW majsterszykiem. W końcu mogłem poznać nowe rasy, kultury, miejsca, całkiem inne podejście do tworzenia SW. Czułem się jakbym czytał krótkie rozdziały z EU, które dopiero za parę chwil spoją się w jedną całość. Sporo ludzi narzeka też na Sawa i jego przesadne aktorstwo. Może i tak jest, może gdyby zagrał w 50% tak "teatralnie" to byłoby idealnie, ale dla mnie nawet teraz jest szalenie ciekawą postacią i czekam na jego postać w książkach i serialach. Jeśli chodzi o postacie to polubiłem praktycznie wszystkich, ciężko mi tu wskazać pojedynczego. Gdybym miał wskazać postać, z którą najbardziej się utożsamiam to pewnie wybrałbym Bodhiego. Nie sposób też wspomnieć o K2S0 - nie mam takiego spustu nad nim jak niektórzy, ale na pewno bardzo fajny pomysł na kolejnego droida, coś innego, czasem wchodziły mu dobre żarty, no i chyba najbardziej dramatyczna śmierć.
Jestem bardzo zadowolony ze sposobu w jaki poprowadzono relację Jyn-Cassian. Nie jest to żadna sztampowa miłostka z błogim pocałunkiem w połowie filmu. Widać, że między nimi działo się coś więcej niż tylko koleżeństwo, ale było to poprowadzone tak jak w realnym życiu. W szczególności cieszę się, że ich ostatnia scena wyglądała tak jak wyglądała.
Dużym plusem jest też wyjaśnienie tego dlaczego DS1 miało tego rodzaju feler. Nigdy tego wcześniej nie rozumiałem - teraz mamy odpowiedź. O bitwie nad Scarif, akcji Vadera nawet nie będę wspominał, bo tego chyba nie da się nie kochać.
No i Krennic. Moja narzeczona stwierdziła, że zwykły bezbarwny imperialny. Jak dla mnie rola Mendelsohna była naprawdę udana. "It`s beautiful", udawanie zatroskania przy Galenie, widoczny strach w oczach w scenie z Vaderem.. To jest właśnie aktorstwo.
Plusów oczywiście jest jeszcze masa, ale nie chcę pisać tu eseju, i tak mamy już dużo scrollowania. Rogue One jest dla mnie filmem bardzo dobrym. Gdyby fabuła była ciut bardziej skomplikowana to dałbym bez wahania 10/10. Film jest bogaty w nowe planety, miejsca, rasy, kultury, smaczki. Jest, tak jak już wcześniej wspomniałem, EU w formie filmu. Odejmuje jednak pół punkta za fabułę i daję ostatecznie 9.5/10.
-SPOILERY
Zobaczyłem w końcu film i ja. Znaczy, zobaczyłem już w sobotę, ale jakoś nie umiałem się zebrać do recenzji, chciałem odczekać trochę, uporządkowac swoje uczucia względem tego filmu, bo czułem (i wciąż czuję) sporą burzę. Być może powinienem jeszcze odczekać, ale ileż można trzymać was w napięciu, przecież wiem że większość z was zaczyna swój dzień od pytania „A co z Shedao? Czy on już napisał recenzję Rogue One?”
Jak można wywnioskować z pierwszego akapitu, mam wobec Rogue One niesamowicie mieszane uczucia, których po dziś dzień nie umiem dokładnie określić. Dość mocno, niesamowicie mocno jak na disneyowe uniwersum fanficów, byłem nakręcony na ten film. Trailery były świetne. Klimat przebijający z nich był niesamowity. Bardzo lubię Felicity Jones. Dodatkowo, w EU historia budowy Gwiazdy Śmierci i zdobycia jej planów jest mocno pogmatwana, nie jestem w stanie bez wspierania się Wookieepedią powiedzieć jak to było. Zapytany o powstawanie powiedziałbym, że pamiętam że Raith Sienar przekazał Tarkinowi(?) jakieś plany w „Planecie życia”, potem plany te mieli Separatyści w „Ataku klonów”, potem budowa na Despayre, zniewoleni Wookiee, główny budowniczy – Bevel Lemelisk. Tyle wiem z pamięci. Ze zdobywaniem planów przez Rebeliantów jest jeszcze gorzej – Kyle Katarn w pierwszej misji „Dark Forces” na planecie Danuta(?) zdobywa jakieś plany. Bria Tharen na Toprawie zdobywa jakieś plany. Jeszcze coś gdzieś chyba było. Po co o tym wszystkim mówię? Żeby wam pokazać, że sam nie wiem jak to w EU dokładnie wyglądało, nie jestem więc specjalnie przywiązany do tego i do Rogue One nie podszedłem z takim bagażem jak do TFA („zabraliście mi Yuuzhan Vongów, ch**e!” ). Byłem w stanie zaakceptować wersję z Rogue One, gdyby ta mnie zachwyciła, bo całość dotyczyła tematu dla mnie... otwartego.
Dodatkowo, Rogue One miał być tym filmem, przy którym się odnajdę w filmowej sadze Disneya. Pewnikiem jest, że sequele TFA to będzie dla mnie paździerz nie do przełknięcia, ponieważ absolutnie nie kupuję wizji świata przedstawionej w TFA. Do filmu o Hanie podchodzę bardzo ostrożnie – dotychczasowe wieści castingowe są spod znaku „na dwoje babka wróżyła”, czyli może jeszcze pójść dobrze, albo źle. No i fabularnie, obawiam się że będzie mnie kłuło, bo jednak przeszłość Hana jest już mocno wypełniona, w szczególności świetną trylogią A.C.Crispin. Przedstawienie wydarzeń kłócących się z nią (a to prawie pewne), nie spotka się już u mnie z taką pobłażliwością jak kradzież planów DS w R1. Spin-off o Boba Fetcie... on to chyba w ogóle jest skasowany, ne? W każdym razie, Rogue One to byla moja jedyna nadzieja na nowy film spod szyldu Star Wars, który mi się autentycznie spodoba. Do tego doszły wasze recenzje – nie tylko ludzie u których film SW jest oceniony na minimum 8/10 jeszcze przed premierą, docenili Rogue One. Tak jak TFA podzielilo nas mniej więcej po równo, tak R1 miało niesamowicie gorące przyjęcie wśród wszystkich, z paroma wyjątkami które tylko mnie utwierdzały w przekonaniu że będzie super.
Tym bardziej zaskoczony byłem, kiedy – jak już zapewne się domyśliliście z tego tekstu – film mi się nie spodobał. Znaczy, nie jest zły... ale nie spełnił moich oczekiwań praktycznie w żadnym stopniu. Może oczekiwałem za wiele? Nie wiem. Nudziłem się na nim. Ciągle coś się działo na ekranie, więc jakoś te dwie godziny zleciały, ale tylko kilka momentów wzbudziło we mnie w ogóle jakieś emocje. Finałowa bitwa – niby epicka, a ja się gapiłem w ekran a myślami byłem już na obiedzie, rozmyślając z jakimi dodatkami wezmę sobie pizzę (dla ciekawskich – stanęło na salami, cebuli, kukurydzy i jalapeno).
Największym plusem Rogue One jest dla mnie Tarkin. Jego pojawienia się to były jedyne momenty, gdzie rzeczywiście czułem się jak fan, okropnie się cieszyłem jego postacią. Co prawda chyba bym wolał żeby wzięli podobnego aktora, zamiast robić te cyrki z cyfrowym nakładaniem twarzy – niestety, nie wyszło to najlepiej (a w przypadku Leii wyszło tragicznie – miałem wrażenie że to jakiś reptilianin przebrany w skórę księżniczki, tak sztucznie to wyglądało ). I to też chyba o czymś świadczy, że pomimo tej sztuczności postać Tarkina była dla mnie najjaśniejszym elementem filmu.
Na drugi plus zaliczam postać Jyn Erso. Felicity Jones jest dobrą aktorką, a co najważniejsze: bardzo mi się podoba. Więc już właściwie przed premierą była ona dla mnie sporym atutem tego filmu, no i sprawdziła się świetnie. To była dobrze napisana, dobrze zagrana postać, świetny „headliner” obsady. Felicity odstawiła Daisy Ridley o kilka długości – zarówno swoim warsztatem aktorskim, jak i urodą. No i rolę miała znacznie lepiej skonstruowaną, mniej jednowymiarową.
Z resztą postaci nie było już tak dobrze. Znaczy, aktorzy byli OK – to dobry zabieg, że wzięli nieznanych ludzi. Doceniam. Tylko te postacie nie dostały prawie żadnej ekspozycji, nie zapadły mi wcale w pamięć, 3 dni po seansie wiem o nich tyle:
1. Jyn Erso – jako jedyna miała odpowiednio dużo czasu ekranowego, dużo informacji o niej, zadbano żeby ona widza obchodziła,
2. Cassius(?) – dowódca oddziału(?), taki trochę badboy,
3. ? – ten stary azjata – frajer który myślał że „Moc jest z nim” (nie była),
4. ? - pilot który przeszedł na stronę Rebelii i przywiózł wiadomość od Galena Erso,
5. ? - ???? jakiś gość tam jeszcze był, ale był takim tłem że nie umiem z pamięci nic o nim powiedzieć.
Tyle zapamiętałem z głównego składu Rogue One. Co by nie mówić o TFA i jego postaciach, to zostały od początku świetnie zaprezentowane. Finn, Dameron, Rey, Gejo – to są wszystko postacie których nie sposób pomylić, nie sposób nie zapamiętać, niezależnie od tego czy je się lubi czy nie. Tutaj właściwie od razu wyleciały mi z pamięci. To niekoniecznie musi być takie złe – w końcu są różne filmy, w których kładzie się nacisk na różne rzeczy, niekoniecznie na postacie. A może reszta miała być tylko tłem dla Jyn? Ale może po prostu za słabo je zaprezentowali – tak podejrzewam. Każdy doczekał się Epickiej, Wzruszającej Sceny Śmierci, tyle że ja tego wcale nie czułem, ot ginie gość o którym od początku było wiadomo że będzie mięsem armatnim z Jednym Ważnym Zadaniem Do Wykonania Przed Śmiercią.
Saw, czyli mentor Jyn. Postać tak przerysowana, że wyglądała jak parodia. Chodził, stękał, rzucał jakimiś frazesami, i ogólnie miałem wrażenie że pasowałby bardziej do „Kosmicznych jaj” niż do poważnego filmu.
Postacie powracające - fajnie że wzięli Mon Mothmę, Baila Organę i Jana Dodonnę. Vader był w tym filmie strasznie na siłę – takie: wypadałoby go gdzieś wrzucić, więc go wrzucimy. Nie wzbudził we mnie żadnych emocji, nawet jak wycinał Rebeliantów na Tantive IV. To taki typowy fanservice – macie tu Vadera, jarajcie się, ej to Vader, czy to nie super?
Główny zły – czyli dyrektor Krennic. Idol fanów i fanek jeszcze przed premierą, ludzie obwołali go niesamowitym, nietuzinkowym czarnym charakterem jeszcze zanim zobaczyli film. Okazało się że to zwykły sfrustrowany biurokrata wyższego szczebla. Coś ten Disney strasznie sili się na orginalność przy swoich czarnych charakterach w SW, chce przemówić do tych ludzi, których zachwyci że oni tacy ludzcy, tacy odbiegający od szablonu oczekiwań... To się sprzedaje, rozumiem. Dla mnie Tarkin zjadał go na śniadanie w każdej scenie. W pełni popieram tworzenie wielowymiarowych postaci obracających się w odcieniach moralnej szarości, ale ani Krennic ani Gejo Ren mnie nie kupili. Nie, żeby Krennic mnie jakoś strasznie odstręczał, raczej – jak i inne rzeczy w tym filmie – nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Ot, był sobie. Jak villainowie w MCU. Jakiś musi być i jakiś tam sobie jest.
A, no i robot – zapomniałem o robocie, a robot był super! Mój numer 3 z tego filmu, po Tarkinie i Jyn.
Klimat filmu był... niezły. Jak na dzisiejsze standardy, to nawet dobry. Głupkowatego humoru praktycznie nie było, ogólnie: humoru też mało (szanuję!), czuć było czasami tą wojnę, beznadzieję, ciężar... czasami. Przez większość czasu nie czułem nic, ale to i tak spora poprawa w porównaniu do TFA, gdzie czułem w większości zażenowanie
Muzyka – chyba największy minus filmu. Nigdy specjalnie nie doceniałem Johna Williamsa, nie na tym samym poziomie co wielu fanów. Tu podczas seansu po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że może jednak powinienem – Star Warsy bez jego podkładu muzycznego to coś... gorszego. Po prostu. Giacchino nie dał rady ani trochę. Pierwsza scena – ta z młodą Jyn i porwaniem Galena – została zmasakrowana kawałkiem który był po prostu ch**owy – sorry, ale inaczej tego nie umiem określić. Piękne zdjęcia, świetni aktorzy, klimat możnaby ciąć nożem, a tu leci takie piruriru że nic, tylko się złapać za głowę. Soundtrack jest słaby do oporu.
Efekty specjalne – bez zarzutu, scena zniszczenia Jedha zrobiła na mnie wrażenie. Tylko to nieszczęsne nakładanie twarzy było niepotrzebne. Poza tym – OK! Nie wiem, czy te krajobrazy, widoki to zasługa reżyserii i kamerzysty, czy efektów specjalnych, ale wszystkie wyglądały super.
Fabuła – czyli sedno filmu, czyli: jak to im wyszło? No i wyszło całkiem nieźle. Film układa się w logiczną całość, łączącą się ładnie z Nową Nadzieją. Podobało mi się wyjaśnienie, dlaczego budowa Gwiazdy Śmierci tyle trwała, i czemu miała ten felerny szyb do reaktora. Dużo smaczków dla fanów, chyba brak nonsensów (przynajmniej teraz sobie żadnego nie przypominam, a nie będę wymyślał czegoś byle się na chama przyczepić). Gareth Edwards podkreślał, że jest fanem SW i to czuć – podszedł do uniwersum z szacunkiem, rozbudował je zamiast próbować zaorać i zrobić po swojemu (tu spoglądam z potępieniem na Abramsa). Fabularnie było naprawdę w porządku. Przewidywalni, fakt - nawet rzuciłem sobie przed seansem "heh, pewnie wszyscy zginą", a śmierć Galena, jej moment i okoliczności można było praktycznie przewidzieć po samych trailerach, ale to nie duży minus - taki to film, jego mocne strony miały leżeć gdzie indziej, niż w zaskakującej fabule.
Odnośnie filmografii reżysera, tak mi się teraz skojarzyło: jego pierwszy film, „Monsters”, odebrałem podobnie do Rogue One – czyli w gruncie rzeczy nie mam większych zastrzeżeń, ale było po prostu nudno. Tamten film też nie wzbudził we mnie żadnych emocji. „Godzilla” zresztą też taka dość wyprana była. Powtarzam: nie zła. Ale też nie super.
Właściwie (poza muzyką) nie było w tym filmie rzeczy, która by mi się mocno nie podobała. Ale zabrakło mi też takich, które by mnie zachwyciły. I jak tu coś takiego ocenić? Pierwsze co mi się narzuca, to 5/10 – czyli ocena po środku stawki. Potem myślę sobie: kurde, mało. Tyle to dostało ode mnie TFA (obecnie oceniam je na 3/10 – ocena spadła). Więc moze 6/10? W końcu wyjdzie pewnie coś pomiędzy. 7/10 to już za dużo – zbyt rozczarowałem się tym filmem. Nie wiem. Wstrzymuję się na razie z punktową oceną.
Naprawdę chciałem polubić ten film. To nie tak miało być. I jestem świadom, że odebrałem R1 inaczej niż większość, nawet ludzie z którymi mój gust się zazwyczaj pokrywa. Czemu tak? Nie wiem. Niektórzy pisali tu, że to film dla fanów EU i ja się z tym zgadzam. Więc tym dziwniejsze, że mi nie podeszło. Nie będę sobie robił z fanów R1 takich podśmiechujek jak z fanów TFA, bo zdaję sobie sprawę że to nie z filmem jest zasadniczy problem, tylko z moim odbiorem tegoż. Napisałem tu w pierwszej wersji tekstu że „Moc chyba już we mnie na dobre umarła”, ale potem uświadomiłem sobie że to nie jest prawda – czytałem przecież w tym roku komiksy SW i doskonale się przy nich bawiłem, czytałem nawet jedną książkę z nowego kanonu („Dziedzic Jedi”) i też było dobrze. Tylko te filmy... to już chyba nie jest coś dla mnie. Smutne.
„Rogue One, you were supposed to be the chosen one!”
Opinia opinią, ale po przeczytaniu ostatniego akapitu twojego tekstu to jakoś tak od razu smutno mi się zrobiło i trochę starszy się poczułem.
-Za to masz minusa
-A za ocenę muzyki plusa, to w sumie jedyne w czym się z Tobą zgadzam po przeczytaniu recenzji. Pomimo kilkukrotnego przesłuchania jej, nadal nie umiem znaleźć dobrych kawałków. Jest kilka, które brzmią tak że człowiek myśli "O to to, to to, to będzie dobre!" - i zaraz się kończą, albo całkiem zmieniają ton...
Powiem szczerze że nie czekałem na Twoją opinię aż tak bardzo (sorry ), bardziej wyczekuję recenzji Mistrza, niemniej rozumiem Twój punkt postrzegania filmu - kurde, podobnie miałem po premierze tak TPM jak i AotC - a teraz mi się te filmy - mimo ich wszystkich wad - w miarę podobają. Niemniej - idz jeszcze raz
Z drugiej strony, świat się kończy, kiedy Qel i Szedął mają taką samą opinię o filmie - wiedz, że coś się dzieje.
„Rogue One, you are the chosen one!”
Finster Vater napisał:
Z drugiej strony, świat się kończy, kiedy Qel i Szedął mają taką samą opinię o filmie - wiedz, że coś się dzieje.
-----------------------
No, na prawdę. Właśnie przeczytałem opinię Shedao i kurczę zgadzam się z nim w większości spraw. Z tą różnicą że ja po trzecim seansie, a on po pierwszym napisał taką opinię nt. filmu. Świat się faktycznie kończy
Szaleństwo. Teraz jeszcze niech tylko Seller i Bart obejrzą i powiedzą że jest super, a Ziemię wessie czarna dziura
Istne szaleństwo!
Szczerze mówiąc, na niczyją recenzję nie czekam tak jak na dzieło Lorda Barta, ale on chyba nie ma zamiaru oglądać filmu.
Chyba Bart rzeczywiście się nie wybiera, bo już by coś pisał. Shit, kolejny z "zasadami", czyli że nie da Disneyowi ani złotówki. Pewnie powinienem to szanować, ale jakoś nie szanuję
W zastępstwie czekam na recenzję Krogulca
No masz rację - jeszcze recenzja Krogulca. Jest na co czekać
Verg poszedł mimo że RO się kłóci z EU, i nawet Saw mu się podobał mimo że z TCW (no, ale tego nie wiedział)
Mimo że co do SW TFA się z tobą nie zgadzam widzę że też masz mieszane odczucia co do filmu tyle że ja nie potrafiłem tym razem napisać dłuższej opinii...
Co do recenzji twojej zgadzam się prawie ze wszystkim...
Shedao Shai napisał: Nigdy specjalnie nie doceniałem Johna Williamsa... ...uświadomiłem sobie, że może jednak powinienem - najwyższa pora.
Po pierwszym seansie miałem mieszane uczucia co do muzyki - było kilka świetnych momentów, ale też w dwóch miejscach mi się nie podobała (wkurzała).
Miałem coś napisać na ten temat, ale na szczęście ugryzłem się w rękę i teraz nie muszę nic odszczekiwać
Muzyka coraz bardziej mi się podobała i uważam teraz, że jest znakomita. Jak tak dalej będzie, to po 10 razie będę pisał, że lepsza od Williamsa
Ja przy TFA od początku uwielbiałem Rey`s theme i dopiero po kilku miesiącach doceniłem March of the Resistance. Z R1 miałem tak, że w czasie filmu podobały mi się tylko lekko schizujące wstawki z Jeddhy, poza tym nic nie pamiętałem. Ale po odsłuchaniu soundtracku uważam, że "Father would be proud of you" i "Guardians of the Whills" jest świetne.
Po premierze TFA wychodziłem z kina nucąc "The Jedi Steps..." "Lekko schizujące wstawki" to chyba to:
https://youtu.be/DaEJU2wqvZQ?t=55
moment gdy pojawia się Saw Gerrera.
Rey`s theme jest po prostu piękne <3 może Potterowe ale piękne. Kocham ten soundtrack do dziś go nucę. Mi się jeszcze podoba The Scavenger i The Jedi Steps and Finale ale z TFA tych kawałków mam więcej...
z RO problem jest taki że muzyka była ok ale momentami bezpłciowa... nie jest to co prawda na poziomie ostatnich klap Zimmera ale nie jest to też najlepszy soundtrack... swoją drogą w Doctor Strange soundtrack też był fatalny
szkoda że Desplat zrezygnował
To zaczyna być niepokojące
Polecam natychmiastową odtrutkę w postaci TESB i ROTJ (a przynajmniej wyszukanie na płycie fragmentu "Jedi Fury")
Shedao Shai napisał:
Właściwie (poza muzyką) nie było w tym filmie rzeczy, która by mi się mocno nie podobała.
-----------------------
Brak muzyki = brak klimatu, proste. W przypadku tej serii jeśli nie masz jednego, to nie masz drugiego. Nic nie ma w tym dziwnego, że masz ten film za średniaka.
Jak wiesz, mnie się RO spodobało bardzo. Pomimo tego z wieloma elementami twojej opini się zgadzam. Ale jakoś my tak mamy, że lubimy się zgadzać ze sobą
Byłem drugi raz na seansie i dalej RO mnie zachwyca. Dla mnie to jest bardziej kinowe EU niż cokolwiek innego. I na pewno tego oczekiwałem od spin-offa. Również tak jak ty nie czekam na film o Hanie Solo, bo trylogia Crispin była zbyt dobra. W swojej recenzji pisałem, że wybór na pierwszy spin-off histori o planach DS to świetny pomysł. Zgadza się, że autorzy EU zrobili z tej historii koszmarek. Chociaż będę się upierał, że to Bria Tharen przekazała plany
Może gdyby TFA nie był jednym z najgorszych filmów jaki w życiu widziałem, RO nie spodobałby mi się aż tak bardzo. A może tak, bo mnie RO urzekło. Jyn również mnie urzekła. Lubię tę aktorkę, polubiłem postać. Bije na głowę karykaturalną Rey.
Dodatkowo, po obejrzeniu RO mogę powiedzieć, że nie jestem "hejterem Disneya dla zasady", za skasowanie EU, ale zwyczajnie TFA jest bardzo złym filmem, wg mnie i to nie jest hejtowanie, ale opinia.
Nie mniej jednak tak jak ty, na e. VIII nie czekam. Bo nie potrafię się zmusić do oglądania filmu, który wprowadził nijakie, drewniane postacie i cały szereg absurdów do świata SW. Nie zniosę oglądania Rey, Finna i tego bachora granego przez Drivera. Patologia.
Ja tam też miałem - i chyba to mi na dobre nie wyszło - pewne oczekiwania. Ale też przedpremiera się wlokła jak flaki z olejem. Były momenty ale w całości a widziałem tylko 4x mnie nie porwał. Mnie to nawet fabularnie nie porywa...
Ano właśnie. czyli podejrzewam że rekordowej liczby seansów na R1 nie będzie?
W kinie byłam w ubiegłą środę. Długo się zastanawiałam czy nie napisać wrażeń (bo to by były tylko wrażenia) zaraz po filmie. Po pierwsze byłam zmęczona po dniu pracy, po drugie wróciłam znacznie później niż skończyła się projekcja filmu bo byłam na Special Sale Event w Peek & Cloppenburg. Wracając jednak do filmu, wybierając się do kina nie byłam szczególnie nastawiona na coś wielkiego. Poprzedni film z uniwersum SW trochę mnie rozczarował, był zrobiony na przyzwoitym poziomie i tak mogę go ocenić po roku od premiery. Nie czułam przez ten cały okres czasu potrzeby by go obejrzeć na płycie więcej niż jeden raz. Jakie miałam oczekiwania co do Rogue One – dla niektórych może niewielkie: chciałam zobaczyć film pokazujący „uniwersum” z punktu wiedzenia zwykłego człowieka – bez otoczki związanej z rycerzami Jedi czy Sithami, nie odczuwałam potrzeby oglądania walk na miecze świetlne – uważałam że od tego jest „główna seria”. Chciałam móc się w pewnym stopniu zidentyfikować z jakąś postacią, lub stanąć za nią i podążać jej drogą. Zasadniczo otrzymałam to czego oczekiwałam, może nie tak do końca. Film na pierwszy rzut oka może zachwycić, ale jak się przyjrzy bliżej, to zachwyt trochę opada. Czego mi brakowało na początku to tych „pełzających” napisów – rozumiem, twórcy chcieli pójść inną drogą – ich wola – ale bardziej początek byłby zrozumiały gdyby w napisach wytłumaczono – dlaczego Galen z rodziną znalazł się na tym „zadupiu” i dlaczego Krennikowi zależało na jego odnalezieniu. Rozumiem, jest RO Catalyst – gdzie jest to nakreślone – ale na chwilę obecną książka wydana została tylko w języku angielskim a nie wszyscy mają czas, możliwość, czy też umiejętności płynnego czytania w języku angielskim (wiem, bo sama miałam problem z Punktem Przełomu). Początek filmu był trochę moim zdaniem lekko chaotyczny, fajnie było że mogliśmy poznać tyle planet, ale niektóre wątki były dość nieciekawie pocięte – przez to postacie straciły na wyrazistości i trudno czasem zrozumieć ich motywację. Duży plus za to, że pokazano, że Rebelia nie jest do końca jednorodna, że też są w niej podziały i że nie walczą „czystymi” metodami. Ogólnie postacie głównych bohaterów po stronie Rebelii są dobrze nakreślone (nie wliczam w to Sawa Gerrerę – który był moim zdaniem lekko przerysowany, jak i Galena Erso – który nie miał dość dużej roli i potencjał Madsa nie został w pełni wykorzystany). Co do „złej” strony – postać dyrektora Krennica nie została do końca wykorzystana – ale stanowił taką przeciwwagę dla opanowanego Tarkina – który był dla mnie w tym filmie totalnym zaskoczeniem (do końca nie mogłam zrozumieć czy to Peter Cushing czy mnie oczy mylą – ale wszystko się wyjaśniło). Niestety mimo, że polubiłam Krennica (sic!) to czekałam na to w jaki sposób go wyeliminują z DS – nawet im to zgrabnie wyszło – ginie z wystrzału „swojego dzieła życia”. Nie będę rozpisywała się na temat poszczególnych postaci, bo i tak to byłoby za długie – ale duży plus za K-2SO ( za poczucie humoru), Chirruta Imwe (za mantrę wypowiadaną jak rycerz Jedi), Baze Malbusa ( za oddanie Chirrutowi), Bohdi Rooka ( którego intencji nie poznajemy – ale rozumiemy potrzebę zmiany stron) czy Cassiana Andora (pomagającego głównej bohaterce i w końcu będącego siłą napędową jej działań). Nie wypowiadam się na temat Jyn Erso – bo jako kobieta mogłabym nie do końca ją dobrze ocenić – tak jak nie do końca potrafię zrozumieć jej przyczyny przyłączenia się do Rebelii – na początku to może próba uratowania ojca – a później zemsta ? No nie wiem. Kolejny plus za różnorodność planet (tylko dlaczego Galen zawsze musi wyglądać jak zmokła kura (kogut?))- są pięknie wykreowane i szacun za to. Duże wrażenie na mnie zrobiła finałowa walka w kosmosie i na powierzchni Scarif – same zbliżenia uciekających Rebeliantów przed AT-AT na planecie robią niezapomniane wrażania. Również sceny w przestrzeni kosmicznej, moim zdaniem nie mam do nich nic do zarzucenia. Trochę jednak zgrzytała mi ostatnia scena Jyn i Cassiana, zaleciało trochę moim zdaniem tanim melodramatem, ale mogę się mylić, ktoś może odebrać tę scenę trochę inaczej. Końcówka filmu to moim zdaniem pewnego rodzaju majstersztyk – pojawienie się Dartha Vadera i jego próba odzyskania planów – małe dzieło sztuki. Zastanawiałam się jak to rozwiążą – ale moim zdaniem wyszło to zupełnie ok. Można czepiać się pewnych nieścisłości, których tu nie będę przytaczać bo po przeczytaniu tych „wypocin” można zapomnieć o tym co było napisane na początku, ale takie zakończenie mnie satysfakcjonuje. Nie byłam w stanie ( na drugi dzień do pracy) odpalić Nowej Nadziei, ale po kolejnym seansie na pewno to zrobię. No i nie zapominajmy o czymś najważniejszym dla fanów „smaczkach” które pojawiły się w filmie i które cieszyły oko każdego fana – naprawdę jestem wdzięczna twórcom filmu, że przemycili takie drobnostki. Podsumowując, na koniec, jest jeszcze jedna rzecz która nie przypadła mi osobiście do gustu – to muzyka – mimo, że przesłuchałam ją na płycie – jakoś nie pasowała mi do filmu, w filmie ją po prostu nie słyszałam, nie było żadnego motywu związanego z postaciami –co cechowało muzykę J. Williamsa – wychodząc z kina nie utkwił mi w pamięci żaden motyw, a przywiązuję duża wagę do takich elementów. Ścieżka dźwiękowa ujdzie w tłoku ale bez samego filmu, może jak go obejrzę kolejny raz zmienię zdanie. Co do tytułu posta – to ten „ból” to jest pozytywnym znaczeniu tego słowa (cokolwiek to znaczy) - bo po tylu godzinach siedzenia w pracy – naprawdę odczuwałam ból w tylnej części ciała. Gdybym miała rekomendować ten film, to jako stary fan SW jestem za nim najbardziej na tak.
W jednej scenie było powiedziane, że rebelianci nie chcieli ataku na Scarif, bo bali się, że "rozpęta to woję".
Nie jestem na bieżąco z nowym kanonem więc niech ktoś powie czy dobrze rozumuję: w nowym kanonie chcą zrobić coś w stylu, że Rebelia do czasu budowy Gwiazdy Śmierci to był tylko bierny opór i grupka osób represjonowanych politycznie. Saw Gerrera działał zbrojnie - i było wspomniane, że "przysporzył im tym kłopotów". Byc może dopiero DS było zapalnikiem rozpoczynającym konflikt zbrojny.
Tu raczej nie chodzi o sam fakt zbrojnej walki z Imperium, bo przecież rebelianci z serialu też to robią, a w Łotrze m.in. widzimy Choppera i słyszymy o generale Syndulli, a o bezwzględność i metody Gerrery - zamachy w samym środku miasta wśród cywili itp. itd. Z tym że osobiście nie wiem dlaczego mają z nim taki problem bo sami robili dokładnie to samo;p
Sam konflikt zbrojny trwał od dawna, pojawienie się DS po prostu zwiększyło skalę tego konfliktu.
Rebelia jest jak najbardziej zbudowana jako zbrojne zaplecze przeciwko Imperium, ale boi się uderzyć na Scarif ze względu na to, że to:
a) potencjalna pułapka
b) zbyt wielkie ryzyko rozbicia dopiero co skompletowanej floty
Czyli po ludzku, Rebelia dotychczas decydowała się głównie na działania szpiegowskie i dywersyjne niewielkich grupek żołnierzy (co zresztą widać w Rebels czy na początku RO), ale Scarif było pierwszym otwartym i naprawdę pokaźnym starciem obydwu flot. Dlatego też niektórzy w przywódców woleli odwlekać moment tak ewidentnej konfrontacji.
Można się tu odwołać także do Lost Stars, gdzie aż do bitwy o Yavin większość imperialnych wojskowych uważała rebelię za nieznaczącą i źle zorganizowaną grupkę wichrzycieli. Dopiero zniszczenie DS uświadomiło Cienie, że to co sie dzieje to regularna wojna z równie regularną armią wroga. Co by mogło sugerować, że podobnie jak w przypadku Jedhy walki na Scarif zostały zatuszowane ze względu na porażkę Imperium.
Poszedłem na R1 po raz drugi i samym filmem jestem jeszcze bardziej zachwycony. Małe wątpliwości jakie miałem przed drugim podejściem zostały rozwiane. Żeby jednak nie było tak kolorowo, to tym razem wybrałem się na IMAX i jeśli pójdę jeszcze raz (a prawdopodobnie pójdę po Świętach), to już w 2D, bo IMAX poza dźwiękiem niewiele się różni od 2D.
Niektóre osoby narzekają, że film nie był wojenny na maxa, i ja po pierwszym seansie też miałem takie odczucie, jednak nie przeszkadzało mi to. Po drugim uważam, że film jest jednak jak najbardziej wojenny, a scenariusz jest bardzo dobry. Nie jest świetny, bo można było zmienić parę rzeczy - chociażby akcja z Tantive IV na koniec.
Postaci:
Jyn Erso - postać napisana bardzo dobrze, mało czasu jak na jeden film, żeby przedstawić ją lepiej, ale ten początek jaki otrzymaliśmy jak najbardziej w porządku. Jyn jest zwykłą dziewczyną, która nie jest niezniszczalnym superbohaterem. Co do gry aktorskiej to ogólnie na plus, choć przy niektórych scenach jej mimika mi nie pasowała.
Cassian Andor - świetnie napisana i świetnie zagrana postać. Po 1. seansie tego nie dostrzegałem, ale teraz jestem bardzo miło zaskoczony jego grą. Widać jego determinację w dążeniu do sukcesu Rebelii bez względu na wszystko. Oszczędził co prawda Galena. Jednakże z zimną krwią zabił informatora oraz jednego z wojowników Sawa. Taki typowy Łotrzyk.
Chirrut Imwe - super! Moment jego śmierci był dla mnie najbardziej wzruszający w całym filmie. Dziś o mało nie uroniłem łzy. Wydaje mi się, że Chirrut był Jedi, i w jakiś sposób się o tym dowiemy - sooner or later. Dlaczego tak myślę? Gdy pyta Jyn o kryształ Kyber, ta odpowiada że wie, iż służyły do budowy mieczy Jedi - po tej odpowiedzi Chirrut był wyraźnie zamyślony, widać pewną nostalgię. Gdy Cassian zapytał czy Chirrut jest Jedi, Baze szybko skończył temat mówiąc, że Jedi już nie ma. No i koniec kija jest metalowy - wygląda jak część miecza Jedi. Tak więc IMO Chirrut był Jedi, albo przynajmniej był strażnikiem świątyni wierzącym w moc, ale nie będącym na nią wrażliwy.
Baze Malbus - Nie wyglądał na kogoś kto wierzy w moc. Mam nadzieję, że dowiemy się o nim coś więcej. Jego więź z Chirrutem sprawia, iż w koszmarach widzę jak Disney robi z nich parę w jakiejś książce.
Bodhi Rook - niczym specjalnym się dla mnie nie wyróżniał, ale bardzo go polubiłem i żal mi było jego śmierci.
K2SO - chyba najbardziej zabawny droid ze wszystkich w uniwersum, choć i tak dalej większą sympatią pałam do klasycznego duetu. BB8 jakoś nie przypadł mi do gustu. Trochę przesadzili z tą sceną gdy zabijał szturmowców jak muchy w kiblu. Kolejny bohater którego śmierć wywołała smutek na mojej twarzy.
Krennic - jak dla mnie mega! Nie rozumiem negatywnych opinii na temat tej postaci. Świetnie zagrana rola ambitnego karierowicza, bezkompromisowego oficera. Jak ktoś wcześniej mówił, gdyby dowodził DSI nad Yavin4, Xwingi nie miałyby szans podejść do ataku na reaktor.
Saw Gerrera - mi przypadł do gustu. Ekstremista ze spraną głową. Zobaczymy jak pokażą go w Rebelsach.
Galen Erso - wychodzi na to, że jedna z kluczowych postaci dla losów galaktyki. Wiemy już jakim cudem DSI miało taką wadę. To co, teraz Rogue 2 o skradzeniu planów DS2 ?
Darth Vader - miód, malina. Na 1. seansie myślałem, że zrobili mi czerwone soczewki, ale to odbicie w jego zamku. Na 1. seansie trochę nie pasował mi głos na Mustafar, dziś nic mi nie przeszkadzało. Ostatnia scena to miazga, ponownie oglądałem z rozdziawioną gębą.
Tarkin - dziś te CGI dużo bardziej przypadło mi do gustu. Co do samej postaci bardzo go polubiłem po przeczytaniu książki Luceno. Wygląda jednak na to, że jego pycha i pewność siebie zgubiła go, zapłacił za to najwyższą cenę.
Smaczki. Było ich dużo. Oglądając po raz drugi skupiłem się na obserwowaniu wszystkiego dookoła. Ghosta zobaczyłem 2 razy, Choppera, Ponda Baba, akolici mocy na Jedha i wiele wiele innych jak Red 5, red leader, gold leader.
Bitwa na Scarrif, zarówno na lądzie i w powietrzu to nieustanne ciarki.
Co do dialogu Mothmy z Bailem, to Bail mówi: I trust her with my own life. Tak więc mówi o Lei, a nie o Kenobim.
Ogólnie film oceniam na 9/10. Jest kilka spraw, które zawsze można by ulepszyć. Chociażby zakończenie można by zrobić tak jak proponował Budziol. Na tę chwilę to chyba mój ulubiony film z uniwersum. Oby kolejne spinoffy były równie dobre!
Wczoraj byłem na filmie Łotr 1...i co napisać? Fanem SW jestem odkąd w 1979 brat zabrał mnie do kina na ANH..ale nie o tym. Film nawet dobry,jeżeli nie będę go przyrównywał do typowych Epizodów( jest to coś na kształt Epizodu III b)ale wiadomo o co kaman. Gdybym miał go porównać do kanonu Epizodycznego,to wychodzi słabo. Brakuje tu emocji i podniosłości. Same walki nie zastąpią przesłania. Ale cały film ratuje Vader(za mało go!!!) i Tarkin. Reszta ekipy RO lipa,nawet cała Jyn jest licha. Vader w finale kradnie wszystko,nawet sceny z TESB i ROTJ,tego brakowało. Można było uważam zrobić sceny z Imperatorem,byłby film lepszy. Już przestałem narzekać że każda część musi mieć w obsadzie ``murzynów``... Za mało C3PO i R2 D2 (dobrze że się pojawili),scena końcowa najlepsza z filmu i Tantive IV i Leia (aczkolwiek widać że komputerowa). Czemu komputerowe sekwencje ludzi są ``za płynne``? Ale film się obronił i chętnie go obejrzę w domu po ROTS a po nim ANH.
Trzecie podejście do Rouge One: A Star Wars Story tym razem Master Image 3D i dubbing
Może w końcu ten film mi się choć trochę spodoba, uwzględniając parę rozmów i argumentów z priva.
Jak na kogoś, kto dał filmowi 1/10 zaliczasz bardzo wiele seansów...
Zamienił się w Sellera, czy co? xD A w ogóle to jedyny prawdziwy fan już widział ten film? Wie ktoś?
Seller, jak ktoś już wspomniał, wydał oficjalne oświadczenie że nie obejrzy tego filmu
...Pewnie obejrzy, ale nieprędko ;p
Jedyny prawdziwy fan wydał na swoim fejsie "Oficjalne oświadczenie", że nie będzie oglądał bo to na pewno gówno jak wszystko co nie wyszło za błogosławieństwem flanelowca. Zapytany czy w takim razie nie będzie sie wypowiadał o czymś czego nie widział najpierw oburzył się, że po co ma iśc na cos co go nie interesuje. Jak poszły śmieszki, że biedak sie tak zapętlił, że na każde pytanie odpowiada tak samo odparł tylko, że "jak nie obejrzy to moze przecież sie wypowiadać dlaczego go nie obejrzał", żelazna logika. Powiedział też, że trailery były słabe - zaś na argument, że mają niewiele wspólnego z filmem odparł tylko, że "skoro nawet trailerów nie potrafią zmontować to film jest na pewno beznadziejny". Także tego
Tydzień przed premierą:
"to film przewidywalny, i tak wszyscy przeżyją bo Disney nie ma jaj żeby kogoś zabić, więc po co oglądać"
po premierze:
"to film przewidywalny, już dawno zgadłem że wszyscy zginą, więc po co oglądać".
Bo chce dać szansę filmowi... To normalne... Też tak robię z Potterem Władcą Pierścieni Hobbiten czy marvelami lub DC... Za którymś razem albo jest gorzej albo lepiej.... Nie polecam tej taktyki ze zmierzchem to należy olać...
Fani SW to wyjątkowy gatunek. Normalnie jeśli jakiś film człowiekowi nie podchodzi = no lipa, ocenia i zapomina. Ale jeśli fana nowe SW nie zachwyci tak jak chciałby, to będą się nim indoktrynować tak długo, aż się spodoba
Osobiście nie wyobrażam sobie, żebym poszedł do kina drugi raz na film, którego nie oceniłem na 10/10. To musiałaby być niesamowita petarda, żebym chciał po raz drugi poświęcić swój czas na wyprawę do kina, żeby obejrzeć film który dopiero co widziałem. W rezultacie podwójny seans to dla mnie spora rzadkość, już kilka lat nie byłem na żadnym filmie 2x, a co dopiero 3 czy więcej... A w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby iść po raz drugi do kina na film kóry oceniłem na 6/10, czy 1/10, czy na ile tam Assim ocenił R1. No ale patrząc po jego wpisach w temacie o filmach, to `chyba` podchodzi do kwestii kina zdeczka mniej selektywnie niż ja
PS. HermionoRey, odpowiadam pod twoim postem, ale nie piszę do ciebie, tylko do ogółu - zatem ta wypowiedź nie wymaga twojej odpowiedzi.
Shedao Shai napisał:
Fani SW to wyjątkowy gatunek. Normalnie jeśli jakiś film człowiekowi nie podchodzi = no lipa, ocenia i zapomina. Ale jeśli fana nowe SW nie zachwyci tak jak chciałby, to będą się nim indoktrynować tak długo, aż się spodoba
-----------------------
Fani SW to zaiste najdziwaczniejsza subkultura z jaką w życiu się spotkałem, a widziałem juz dużo dziwaków. Ale nie dlatego, że chodzą do kina wielokrotnie na jeden i ten sam film, nawet taki, który im się nie podoba. To akurat jest dość normalnie i spotykane powszechnie, szczególnie w środowiskach "fanowskich", i nie mówię tutaj tylko o fanach SW, choć w tym wypadku jest to najbardziej widoczne. W czasach prequeli wielu moich znajomych (i ja również) chodziło do kina oglądać wielokrotnie kolejne epizody. Nawet ten zabawny dokument "The People vs George Lucas" wspomina o tym fenomenie; większość fanów zaliczyła więcej niż jeden seans, wliczając w to wielkich krytyków Trylogii Prequeli (czyt. "hejterów").
Nawet niezbyt genialny całościowo film można obejrzeć więcej niż raz i coś z tej zabawy mieć, jakieś pozytywne odczucia. W wypadku Starwarsów kluczem jest tutaj słowo "obejrzeć". Czytając Twoje recenzje Shedao odnoszę wrażenie, że nie jesteś typem człowieka, którego określa się potocznie jako "myślący wizualnie". W swojej dość długiej recenzji nic nie piszesz na temat stylu wizualnego, zdjęć, reżyserię zbywasz jednym zdaniem. Sekwencja finałowa R1, która jest absolutnym wizualnym cukierkiem, Ciebie wynudziła. I tu leży pies pogrzebany (czy jak to mówicie na Ślunsku da liegt der Hund begraben), gdyż fani SW w moim odczuciu dzielą się na 2 grupy. Jedni są łasi na śliczne obrazki, zdjęcia, całą tę niezwykle "gęstą" warstwę wizualną, która do niedawna była przywilejem tylko starwarsów. I tacy ludzie, dla których piękne obrazy mogą być wystarczającym powodem pójścia do kina, tacy będą oglądać jeden film wielokrotnie, nawet słaby pod każdym innym względem. Ja oglądałem prequele zachwycając się kolorami i kadrowaniem, kolega HAL9000 do dzisiaj przeżywa wspaniale wyrenderowane "efekty atmosferyczne".
2 grupa z kolei nie będzie zwracać na to uwagi. Z tego co piszesz w swojej recenzji, wnioskuję, że w kinie interesują Cię bardziej dobrze zarysowani bohaterowie i relacje między nimi. Jeżeli w Twojej opinii film tego nie ma... to jest nic nie wart, dlatego nie wyobrażasz sobie pójscia do kina po raz kolejny. I to jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, domyślam się, że jesteś wielkim molem książkowym R1 pomijając bardzo sprawną reżyserię, piękne i dynamiczne obrazy, ma niezbyt dużo do zaoferowania. Film jest nieudanym "character drama". Nic dziwnego, że nie odczuwasz ochoty na powtórne seanse. Fanatycy starwarsowego klimatu wizualnego będą chodzić na film wielokrotnie, nawet dostrzegając jego słabość fabularną.
>nic dziwnego, że nie odczuwasz ochoty na powtórne seanse
Odczuwam.
Bo jesteś chodzącą gwiezdnowojenną nerdozą, a Shedao prawdopodobnie nie
Muszę powiedzieć, że zaciekawiłeś mnie swoim postem, bo zwróciłeś uwagę na zagadnienie, którego nawet nie rozważałem. Faktycznie nie rozpisałem się w swojej recenzji o stronie wizualnej i faktycznie zazwyczaj nie przykładam do niej zbyt dużej wagi, a przynajmniej stawiam nad nią parę innych rzeczy, jak właśnie kreacja postaci i fabuła. Z książkami też masz rację
W ostatnim akapicie podsuwasz logicznie brzmiącą tezę, która może być powodem dla którego Rogue One nie odebrałem cieplej. Dziękuję za tą analizę, bo pomogła mi conieco odnośnie własnego stosunku do tego filmu zrozumieć (a pisałem że mam z tym problem). Nie pomyślałem o tym.
Zauważ Shedao, jak piekielnie trudne i ambitne zadanie postawili sobie twórcy R1, pod względem fabuły, postaci i ich tła.
Mamy dramat rodzinny, zamordowaną matkę, rozdzieloną córkę i ojca. Opiekuna, który musi porzucić swoją podopieczną, żeby zapewnić jej przetrwanie. Strażników świątyni zniszczonej i prześladowanej religii. Rozgrywki wewnętrzne w dwóch frakcjach, które szykują się do otwartej wojny.
To wszystko są zalążki wspaniałego dramatu, ale tylko zalążki! Poza pobieżnym przedstawieniem faktów, fabuła w ogóle tego gąszczu nie dotyka. Sorry, ale to w ogóle nie miało prawa zadziałać. Po pierwsze, nie ma na to czasu w dwugodzinnym filmie, coś musiało zostać wycięte. Po drugie, gdyby tak bogaty w wydarzenia i bohaterów scenariusz udało się zrealizować, to byłby jakiś cud, mielibyśmy jeden z najlepszych filmów wszechczasów, rywala "Ojca Chrzestnego" czy "Łowcy jeleni".
Moim zdaniem, R1 mógł być o wiele prostszą, bezpośrednią historią, bez uciekania się do "character drama". Za każdym razem o tym wspominam, gdyby R1 był po prostu filmem wojenno - szpiegowskim, wszyscy bylibyśmy o wiele bardziej zadowoleni (prostota nie oznacza prymitywizmu!). A tak dostaliśmy film, który braki fabularne musi nadrabiać warstwą wizualną (w sumie OK, w Gwiezdnych Wojnach było tak od zawsze), oraz, co gorsza, pozorami powagi i ciężkości, co sprowadza się do depresyjnego i przytłaczającego nastroju.
Już o tym pisałem, jeżeli ktoś nie widział, to polecam koniecznie obejrzeć film "Tylko dla orłów" (Where Eagles Dare) - tak wg mnie mógł wyglądać R1. Prostota, akcja, bezpośredniość, bez wymuszonego dramatu. Czasami LESS IS MORE. Tym razem to ambicja zeżarła Gwiezdne Wojny.
-uż o tym pisałem, jeżeli ktoś nie widział, to polecam koniecznie obejrzeć film "Tylko dla orłów" (Where Eagles Dare) - tak wg mnie mógł wyglądać R1. Prostota, akcja, bezpośredniość, bez wymuszonego dramatu. Czasami LESS IS MORE.
Tu się nie zgodzę. Film mi się faktycznie strasznie podobał jak byłem mały, ale potem przeczytałem książkę i przy drugim oglądaniu go (po latach) wydał mi sie strasznie kiczokwaty (szczególnie w porównaniu do książki), w stylu "spagetti westernu" - zabili go i uciekł.
Ja również oglądałem całkiem niedawno. Być może i jest trochę niepoważny ale bezbłędny jeśli chodzi o konstrukcję, czysty i niczym nie zakłócony film akcji.
Ciekawe, ja na przykład byłem w zeszłym tygodniu (wliczają weekend) na 3 filmach, z których dwa mi się strasznie spodobały - choć to zupełnie odmienne filmy - pierwszy to oczywiście RO, drugi to "Machester by the Sea" - film pozbawiony "wartkiej akcji" bez "efektów wizualnych", dla miłośników wyłacznie blockbusterów wręcz potwornie nudny. Dla mnie rewelacyjny. I też chętnie bym jeszcze raz obejrzał, ale bardziej w TV.
Iprzy okazji jestem też molem ksiązkowym
Szósty najbardziej oczekiwany film roku. Pierwotnie był siódmy, ale okazało się, że John Wick 2 ma swoją premierę dopiero w 2017, więc Łotr Jeden przeskoczył o miejsce wyżej.
Piąty spin-off SW. Zaznaczam że piąty, bo część ludzi najwyraźniej o tym zapomniała, że RO nie jest pierwsze. Ale o tym napiszę na końcu, jak przeprowadzę mały ranking spin-offów.
A jak Łotr Jeden? A więc, na samym początku muszą powiedzieć, iż ten film SW od Disneya... podobał mi się
Nie był rewelacyjny, nie był też bardzo dobry ze względu na ilość wad, ale jednak był to dobry film. Przede wszystkim ze względu na klimat Empire at War - oglądając film czułem się tak, jakbym grał w grę, bardzo to wszystko do niej podobne, ale też ze względu na wolnościowy klimat buntu, klimat rewolucji. Klimat walki o wolność, ale też i o praworządność. Nie wiem czy naprawdę taka była wymowa filmu, czy to mi się kojarzy ze względu na obecną sytuację w Polsce, ale byłem tym zachwycony w czasie seansu.
To jest ciekawe - Łotr 1 jako manifest dla wojowników o wolność i niepodległość swoich krajów, ale też dla wojowników o praworządność, jak chociażby w przypadku KOD-u. Może trochę przesadzam, ale przecież w pracy naukowej "Dawno temu w galaktyce popularnej" też mieliśmy podobne rozważania w artykule "Czy George Lucas obalił komunizm?".
Ale od początku - Na samym początku zwróciłem uwagę na to, że nie rozumiem, czemu wywalono stare EU w piździec. Po co Di$ney to zrobił, skoro można było wiele rzeczy wrzucić do spin-offa i wszyscy byliby happy? Przykłady:
-planety - zabrakło mi jakichś już znanych z EU, zwłaszcza że wiele z tych nowych które widzieliśmy w filmie można by zastąpić takimi znanymi. Na przykład ostatnia planeta z plażą - przecież to wykapane Byss! Zamiast dwóch asteroid połączonych konstrukcją (nawiasem mówiąc, fajna lokacja!) można by dać Kessel.
-pojazdy - walki między Rebeliantami a Imperium były fajne, ale zastanawiało mnie: czemu nie dali różnych pojazdów znanych choćby z EaW, jak czołgi repulsorowe 2M lub IFT-T, czołgi TIE czy kilka statków Rebeliantów?
-specjalni "Dark Trooperzy" lub "Shadowtrooperzy" Krennica - po co wymyślać nowych szturmków w czarnych zbrojach, jak gotowe rozwiązanie już było w EU?
Nie rozumiałem tego w czasie seansu i nie rozumiem nadal, zwłaszcza że dodałoby to filmowi tylko dodatkowego uroku.
Zwłaszcza, że klimat Empire at War jest w filmie naprawdę duży!
Za to plusem są postacie. Na plus wszystkie stare - czyli Vader, Tarkin, Mon Mothma, Bail Organa, Dodonna. R2, 3PO czy Leia wrzuceni trochę na siłę, ale rozumiem, po co byli. Natomiast jak nowe postacie?
Tutaj wielkie brawa należą się Jyn Erso. Wreszcie Disney stworzył ciekawą postać kobiecą w SW której jest dużo! Bo problem w tym, że Phasma była fajna, ale mało jej było, natomiast Rey i Maz Kanata to beznadziejne postacie.
Natomiast Jyn Erso to naprawdę fajna postać! Jej umiejętności są logicznie uzasadnione, do tego jest zimna, zadziorna z logicznych przyczyn - bardzo mi się to spodobało
Kolejną świetną postacią jest Saw Garrera - radykalny rebeliant. Dlaczego jest świetny? Raz, że to Forest Whittaker A dwa, że wśród każdych bojowników o wolność są ci rozsądnie myślący i radykałowie. Przykład - historia Polski i walka z komunizmem o niepodległość. Z jednej strony mieliśmy rozsądniejsze Solidarność, KOR czy ROPCiO, a z drugiej strony bardziej radykalne Solidarność Walczącą Kornela Morawieckiego czy częściowo KPN Leszka Moczulskiego. Zawsze tak było, jest i będzie i bardzo się cieszę, że SW to zauważyły.
Zabawa polega na tym, że spośród opozycyjnych rozłamowców mieliśmy już w SW:
-odpowiedników Gwiazdów i Krzysztofa Wyszkowskiego w postaci Garma Bel Iblisa - czyli twierdzących, że głównych przywódca rewolucji Lech Wałęsa/Mon Mothma jest zły, więc oni kontestują cały porządek
-odpowiedników dzisiejszych awanturników politycznych Kaczyńskiego i Macierewicza w postaci Borska Fey`lyi
-a teraz dostaliśmy odpowiednik Moczulskiego i Morawieckiego w postaci Sawa Garrery
Eseje by można o tym pisać
Szkoda jednak, że Garrera zginął - jestem ciekaw, jaka byłaby jego rola w Nowej Republice? Dalej uparciuch, czy może w razie czego popierałby łamanie prawa przez Nową Republikę? W końcu Kornel Morawiecki obecnie poparł łamanie Konstytucji...
Osobną kwestię chciałem poświęcić Tarkinowi i Vaderowi - zgadzam się z Shedem, że każda scena z Tarkinem była rewelacyjna! Jest jednak jeden minus... ale o tym potem.
Natomiast Vader... rzeźnia Rebeliantów była genialna! Vader miał zaledwie 2-3 sceny, ale wszystkie świetne! Szkoda, że to może być ostatni raz Vadera takiego, jakiego znamy - wszak James Earl Jones ma już 86 lat, więc może być problem z kolejnymi rolami.
Na minus jednak postacie Chirruta i droida. Przede wszystkim dlatego, że są to zrzyny z EU zamiast właściwych oryginałów! Droid to odpowiednik I-5 rodziny Pavanów, a Chirrut to dowolny wojownik Teras Kasi w stylu Phowa Ji. Jak już zrzynać od Michaela Reavesa, to może dobrze byłoby dopisać jego nazwisko w napisach końcowych?
Pozostałe postacie trochę nijakie - pozostali rebelianci to typowe rebeluchy, a Krennic to typowy imperialny. No właśnie - wszyscy się zachwycali, a ja nie rozumiem czemu. Chodzi o to, że Krennic ma pelerynę? Ja też mam, jestem przez to zajebisty?
Ciekawostką jest też zakończenie - początek spoilera wszyscy giną koniec spoilera. Nie spodziewałem się tego, a to plus.
Natomiast film ma też sporo minusów, przez które nie można go uznać za świetny. Mianowicie:
-tytuł - nadal za cholerę nie rozumiem, czemu zatytułowano to "Łotr Jeden"? O pilocinach X-Wnigów to to nie jest, ale skąd ten tytuł? Bo jednostka rebeliancka Jyn Erso? Miałem wrażenie, że było to dodane na siłę. Nie lepiej było film zatytułować "Rebelia", "Rebelianci", "Sojusz" albo "Opozycja" czy "Narodziny Rebelii"? Ewentualnie "Gwiazda Śmierci". Ale skąd ten Łotr, to nadal nie rozumiem, mimo niedawnych dyskusji na forum i z Bolkiem
-postacie droida i Chirruta - napisałem wyżej. Chirrut irytował mnie o tyle, że drażnią mnie tego rodzaju oszołomy religijne. No i obie postacie to zrzyny
-chaotyczność - niestety, ale cały film jest zmontowany dość chaotycznie, przez co wszystko idzie za szybko, a niektóre sceny są na odwal. Zastanawiam się - po co ten pośpiech? Chwilami miałem wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko, a to było trochę męczące
-olewanie starego EU - napisałem wyżej. Szkoda, że Di$ney zrobił to, co zrobił, w Łotrze Jeden by się dodatkowo przysłużyło
-muzyka - niestety, to jest gigantyczny minus filmu. MUZYKA JEST BEZNADZIEJNA! Tak to jest, jak się wymienia świetnego Desplata na średniaka Giacchino. Z jednej strony, facet stworzył genialną muzykę do Star Treka i Jupiter: Intronizacja, dalej średnią do Doktora Strange`a, a teraz bardzo słabą do SW. Jeśli to ma być "następca Williamsa", to niestety, ale jesteśmy w dupie
-elitarność Krennica - nie bardzo rozumiem, po co dali mu unikalnych żołnierzy, prom, pelerynę? Po tym, jak odnosili się do niego Vader z Tarkinem odniosłem wrażenie, że to jest człowiek-nikt! Sorry ale Thrawnem, Pestagem, Zsinjem czy wyżej postawionym Sithem jak Jerec, Hethrir czy Cronal to on nie był, Carnorem Jaxem też nie by mieć czarnych szturmków
-wywalenie cytatu Jyn Erso "That`s a Rebellion, isn`t it? I Rebel!" - przecież ten cytat był genialny! Idealna inspiracja chociażby do manifestacji KOD-u biorąc pod uwagę, że Kaczyński ochrzcił opozycję "Rebelią". A już chciałem robić transparent na niektóre manifestacje
-sposób rozwalenia imperialnych niszczycieli w bitwie - staranowani przez korwetę rodem z KOTOR-a. No litości, jak ten idiotyczny manewr mógł przejść?
-minus dotyczący Tarkina - miałem wrażenie, jakby przedstawili go tak, jakby ukradł projekt Gwiazdy Śmierci Krennicowi, a to się kłóci zarówno z Nową Nadzieją, jak i Zemstą Sithów
-siedziba Vadera - dlaczego nie Vjun?
-nawiązania do gównianego TCW - czyli generał Syndulla. Oczywiście, to mógł być zbieg okoliczności, ale jak już do czegoś nawiązywać, to nie lepiej coś innego, niż gówniane TCW
Niektóre z tych minusów są niewielkie, inne dość spore, dlatego Łotrowi do rewelacji sporo brakuje, ale jednak jest to dobry film, dobrze się na nim bawiłem
Natomiast jak wypada Łotr na tle innych spin-offów? Jeden spin-off jest od niego lepszy - Ewok: The Battle of Endor, który oceniam nieco wyżej. Natomiast Łotra ustawiłbym na drugim miejscu samodzielnie lub na równi z pierwszym filmem o Ewokach. Choć inna sprawa, że dwa spin-offy - HS i pilot TCW - są po prostu do niczego.
Jak więc wygląda mój ranking spin-offów?:
1. Ewok: The Battle of Endor
2. Łotr Jeden lub Caravan of Courage: An Ewok Adventure
3. jw.
4. Holiday Special lub The Clone Wars pilot kinowy
5. jw.
Co do elitarności Krennica - kim jest? Dyrektorem Advanced Weapons Research. Kto mu dał unikalny prom i zbroje dla straży? Nikt!;p Wynajduje dla Imperium nowe technologie, to chyba normalne że z takich korzysta;p
A jest? Szczerze mówiąc, w filmie nie padła informacja, czego on jest właściwie dyrektorem, a ja mimowolnie uznałem to za jakiś stopień wojskowy Jeśli jest to wyjaśnione gdzieś w nowym kanonie, to mamy problem, bo nie dość, że nie uznaję nowego kanonu, to jeszcze może on zostać tak samo skasowany przez Disney, jak stary kanon.
Czyli wyjaśniłeś mi sprawę, ale minus pozostaje choć w innej postaci - w sumie to faktycznie niedociągnięcie że nie wyjaśniono, czemu on "dyrektoruje", a jakoś nie zwróciłem na to uwagi.
Jest po trochu wyjaśnione w "Catalyscie", tak samo jak podłoża "szorstkiej przyjaźni" Krennica z Tarkinem.
Tak po prawdzie, to RO jest Nowym Kanonem - i tego raczej nie skasują.
Catalyst to nowy kanon, a jak pisałem, nowego kanonu nie uznaję.
Oczywiście, RO to też nowy kanon, tyle że epizody od TPM do ROTJ były też częścią starego EU, a jednak stare EU wywalono bez usuwania treści epizodów (przynajmniej jeszcze).
Skąd więc wiadomo, że nowy kanon nie zostanie kiedyś wywalony tak samo jak stary?
--elitarność Krennica - nie bardzo rozumiem, po co dali mu unikalnych żołnierzy, prom, pelerynę?
Szef imperialnego działu rozwoju. W hierarchii każdej firmy na równi co najmniej dyrektora finansowego. Od początku rywalizujący o "nr 3" z Tarkinem - nie bez sukcesów, ale na koniec Tarkin się zakumplował z Vaderem i d... z tyłu. Niemniej, jak najbardziej elitarna eskorta i sprzęt mu się należą.
-nawiązania do gównianego TCW
Padłem ze śmiechu. Głównym nawiązaniem do TCW jest - werble, tadam - SAW GERRERA :
Tak, ten co ci się podoba to postać stworzona na potrzeby TCW, co gorsza ,szkolona przez
Syndulla o której mowa w ROjest z "Rebels", tak samo jak widoczne w RO jeden taki statek czy droid. Choć fakt, mała Hera była przez sekundę w TCW.
SERIO? Garrera jest z TCW? To mnie teraz przygnębiłeś Szczerze mówiąc, albo nie byłem tego świadomy, albo wiedziałem ale zapomniałem.
Czyli wygląda na to, że Sawa Garrerę pozostaje mi uznać zarówno za plus, jak i za minus filmu - bojkotuję TCW, więc siłą rzeczy, pogorszyłeś moją ocenę co do Garrery. Dla zasady, bo TCW zniszczyło w SW zbyt wiele rzeczy.
A Rebelsów nie oglądam, nigdy nie oglądałem i nawet nie mam takiego zamiaru, więc siłą rzeczy nawet nie wiem co tam jest i o czym
Serio serio, w V sezonie przez cztery odcinki się pałętał, dostał KS, siostrę mu zabili, ranili Ahsokę itd.
Ale tak szczerze, ten arc był "taki sobie", choć ładna planeta.
W "Rebelsach" jest bardzo fajna twilekańska pilotka (właśnie Hera Syndulla) i to w zasadzie wszystko z pozytywów o głównych bohaterach. No i Vader zabił Ahsokę (chyba )
Niemniej w RO fajnie się wyłapywało takie smaczki.
"Świetna postać postać, ale jednak nie, bo po raz pierwszy pojawiła się w TCW".
Tak, to ma sens.
-czemu zatytułowano to "Łotr Jeden"? O pilocinach X-Wnigów to to nie jest, ale skąd ten tytuł?
Przecież to jest banalne - samozwańcza jednostka Łotr dała początek legendarnej eskadrze, którą nazwano tak prawdopodobnie aby uczcić pamięć osób które poświęciły się w imię walki z Imperium. Mnie taka opcja bardzo kupuje - zwłaszcza że w starym EU też mieliśmy pełno nazywania statków czy innych dupereli imionami osób które zginęły za rebelię.
Nie lepiej było film zatytułować "Rebelia", "Rebelianci", "Sojusz" albo "Opozycja" czy "Narodziny Rebelii"?
Rebelianci to już nazwa serialu, wiec nazwa byłaby z dupy. No i film nie jest o narodzinach Rebelii, bo ta funkcjonuje już sobie w najlepsze
elitarność Krennica - nie bardzo rozumiem, po co dali mu unikalnych żołnierzy, prom, pelerynę? Po tym, jak odnosili się do niego Vader z Tarkinem odniosłem wrażenie, że to jest człowiek-nikt!
Bo własnie o to chodzi - Krennic to popierdółka która bardzo chciała być ważna. Więc wymyślił sobie ekstrawagancki mundur i otaczanie sie elitarnymi żołnierzami dla podniesienia prestiżu
minus dotyczący Tarkina - miałem wrażenie, jakby przedstawili go tak, jakby ukradł projekt Gwiazdy Śmierci Krennicowi, a to się kłóci zarówno z Nową Nadzieją, jak i Zemstą Sithów
Tarkin mówi do Krennica, że obiecał Imperatorowi Gwiazdę Śmierci dawno temu - więc daje jasny sygnał, że Krennic to tylko pachołek i wykonawca podczas gdy to Tarkin sprawuje faktyczny nadzór nad projektem. Krennic nie bez powodu posiada tylko tytul dyrektora
siedziba Vadera - dlaczego nie Vjun?
Mnie ta Mustafar kupuje - świadomosc tego, że Vader urządził sobie sanktuarium w miejscu swojego ogromnego upadku i niemal spalenia żywcem jest mocne. A jak wiemy z EU, Vader dążył do życia bez aparatury poprzez próby utrzymywania sobie gniewu skierowanego na Kenobiego. Tak wiec Mustafar ma ogromny sens.
nawiązania do gównianego TCW - czyli generał Syndulla.
Jak już to Rebels. No i nawiazan było więcej, bo byl jeszcze Chopper i Ghost. Nie szaleję za serialem, ale jak dla mnie spoko, bo mamy spójność.
Muszę przyznać, że Twoje wyjaśnienia o Krennicu i Tarkinie bardzo mnie przekonują i podobają mi się Jak jednak widać wyżej, Budziol z Finster Vaterem przekazali trochę inną wersję i teraz pytanie - która zostanie zapamiętana przez potomnych, ale nie-fanów: Tarkin-kierownik czy Tarkin-złodziej?
Natomiast tytuł filmu nadal mnie nie przekonuje. Wymyślenie nazwy jednostki dla oddziału Jyn Erso nadal wydaje mi się trochę na siłę. I nadal uważam, że "Rebelianci" czy "Opozycja" byłoby lepsze? A że kłóci się z tytułem serialu? To wywalić z kanonu serial tak, jak zrobiono to z EU
Mnie ta Mustafar kupuje - świadomosc tego, że Vader urządził sobie sanktuarium w miejscu swojego ogromnego upadku i niemal spalenia żywcem jest mocne.
A to było Mustafar? Przez chwilę też tak myślałem, tyle, że trochę mało lawy i ognia było na tym Mustafarze, nie przypominał wielce tego z Zemsty Sithów. Natomiast jeśli to faktycznie Mustafar, to, cytując prawdziwego Kilera:
Noo, to chyba mają awarię prądu
No i inna sprawa, że Vjun jest po prostu świetną lokacją - planeta będąca siedzibą Dooku, Vadera, Sedrissa i Tavion Axmis, do której mam gigantyczny sentyment z Jedi Academy i Dark Empire, a na której przez dłuższy czas nie mogłem ogarnąć jak się bronić przed tym deszczem. No i zamek Bast fajny był.
-Tarkin-kierownik czy Tarkin-złodziej?
Po lekturze "Tarkina" obstawiałbym jednak, że kierownik
A to było Mustafar?
Yup, oficjalnie potwierdzono że to Mustafar. Planeta nie musi być przecież w każdym miejscu identycznie "zalawiona"
Co do Tarkina i Krennica dodam tylko, że w sumie całośc mozna bardzo łątwo wytłumaczyć:
Krennic był głową technicznej strony konstrukcji stacji, Tarkin (o ile dobrze pamiętam) został wiele wcześniej naznaczony przez Imperatora na nadzorcę i opiekuna bezpieczeństwa budowy stacji. No i przy okazji odpowiadał za brak wycieku informacji od DS, czego pokłosie widzimy w RO.
Krennic uważał DS za swoje dziecko z powodu tego, że to on miał swój zespół badawczy (w którego skład wchodził też Galen) który rozwiazywał samodzielnie praktycznie wszystkie nuianse budowy stacji. Ale to trochę jak w firmie - to, że jesteś liderem w zespole informatycznym i bez ciebie firma byłaby bezbronna nie oznacza jeszcze, że nie masz nad sobą prezesa. A prezesem całego projektu był zdecydowanie Tarkin, który prawdopodobnie został do tego wybrany przez Palpatine`a zanim w ogóle doszło do realizacji projektu (a tak przynajmniej sugeruje "Tarkin" Jamesa Luceno).
Po RO widac zresztą, że Krennic byl beznadziejnym wojskowym i kompletnie nie ogarnial rebelianckiego ataku na Scariff czy wcześniej Eadu. Nie wierzę, żeby Imperator chciał oddać DS pod opiekę takiej ciapy majac obok genialnego stratega w postaci Tarkina.
Tarkin mógł sobie zbudować gigantyczną stację bojową, która nie miała sensu bez superpotężnej broni, nad którą pracowali inżynierowie Krennica.
Film przesiąknięty klimatem skasowanego EU, a właściwie jego najlepszych części. Pełen aluzji i odniesień, a także nawiązań do tego co było najlepsze w OT. Gareth Edwards stworzył film przesiąknięty magią SW, tą która drzemie w epizodach IV - VI i najlepszych pozycjach książkowych starego kanonu.
Scenariusz i reżyseria 7/10. Bez specjalnych fajerwerków, jest nieco chaotycznie w początkowej fazie filmu. Główny zarys niby ma nas poprowadzić do znanego nam początku z ANH, aczkolwiek po drodze udaje się poznać skomplikowane losy głównych bohaterów i Rebelii, jednakże bez zbytniego wgłębiania się w szczegóły. Na pewno montaż mógł być lepszy, bo jak już wspomniałem powyżej, jest trochę chaosu. Reżyser spełnił swoje zadanie, lecz widać w tym zwyczajne rzemiosło, a nie jakiś wybitny artyzm. Największa zaleta? Śmierć oddziału łotrzyków - wszystkich, bez wyjątku. Danina krwii poniesiona w celu uzyskania danych Gwiazdy Śmierci, uwydatnia skalę poświęceń i tragedię jednostki, nie mówiąc już o bardziej realistycznym, końcowym odbiorze Łotra 1.
Obsada 9/10. Chciałoby się rzec, że każdy wywiązał się ze swojej roli. Aktorzy zagrali na dobrym poziomie i spełnili pokładane w nich oczekiwania. Na spory plus wypadła Felicity Jones. Bałem się że nie podoła, a zagrała lepiej niż oczekiwałem. Do zapamiętania przejdzie scena, gdy chciała się jeszcze pastwić nad zwłokami Krennica. Wyróżniłbym jeszcze Donnie Yena (też miałem tu spory dystans do jego roli), a także tych których twarzy nie widać, ale wpłynęli znacząco na finalny efekt (A. Tudyk, J. E. Jones i G. Henry). Na przeciwnym biegunie mojej oceny - Diego Luna. Sztuczny, bez wyrazu, jakby grał u Lucasa w AotC u boku N. Portman.
Postacie, w które wcielili się aktorzy, są może czasami nakreślone szablonowo, jednak wydaje się, że na potrzeby Łotra 1 to wystarcza w pełni. Oczywiście film kradną Tarkin i Vader do spółki z K-2SO, lecz nie znaczy to, że reszta była gdzieś daleko w tle. Co do samego Vadera, to był on dawkowany niezwykle umiejętnie. Tam gdzie się pojawia, to z przytupem i taką gracją, że palce lizać. Delicje.
Lokacje 8/10. Bardzo dobra strona tej produkcji. Edwards zabiera nas gdzieś na obrzeża Galaktyki. Nie ma tu mega metropolii, ale bogactwo ras (Jedha) i zróżnicowanie światów pokazuje ogrom potencjału, jaki niesie ze sobą to uniwersum. Wisienką na torcie była scena odwiedzin Krennica u Vadera. Jak dla mnie, to miejsce to twierdza Bast na Vjun. Inne tłumaczenia mnie nie przekonają.
Sceny akcji 9/10. Ciągle coś się dzieje, a to zamach, a to skrytobójcza śmierć, bitwy, bitewki i potyczki, nie pozwalają zapomnieć, iż jesteśmy w ogniu wojny. Mimo wszystko sceny batalistyczne nie przytłaczają, a dodatkowo są dobrze zmajstrowane. Przytyk mam do roli, jaką w głównej batalii rozegrały ISD. Moje ukochane jednostki liniowe, po raz kolejny robią za tarcze strzelnicze, dla wszystkiego co ma ochotę sobie postrzelać. O ile w RotJ, było to jakoś uzasadnione, o tyle tu brak większej logiki. Gdy już dwa ISD są jedynie wspomnieniem, z nadprzestrzenii wyłania się ISD (Devastator?) Vadera i rozbija w pył rebeliancką flotę. Średnio udany fragment Łotra 1.
Frakcje, polityka 10/10. Znakomity aspekt filmu. Ileż tu się dzieje. Niby tylko Rebelia kontra Imperium, a wewnątrz obu organizacji aż kipi od wzajemnej rywalizacji, oskarżeń, czy też zwykłej zawiści i ambicji. Rebelia, która nie przebiera w środkach (knuje intrygi, zabija informatorów i świadków), jest od teraz bardziej realistyczna, a nie wyśniona i krystalicznie czysta. Już sam fakt podziałów wewnętrznych, plus schizmatyk Saw Gerrera robią robotę w tej kwestii. Aż dziw, że wierchuszka Disney`a zgodziła się na ten zabieg, w każdym razie należy im się za to uznanie.
Muzyka 2/10. Najsłabsze ogniwo tej produkcji. Myślałem, że po ścieżce dźwiękowej z TFA, gorzej być nie może. No jednak może. Nic mnie tu nie urzekło. Normalna pustka, no może po za tym fragmentem gdy prowadzili Bodhiego przed oblicze Sawa. Jednakże w życiu nie zanuciłbym tego motywu.
Efekty specjalne 8/10. Bardzo dobre i nieprzytłaczające, nie męczące oka. Gwiazda Śmierci wraz z jej wystrzałami...Chyba najlepiej określił to Krennic . Brawa za przywrócenie Tarkina i Leii w formie. Ta druga wypadła dość sztucznie, natomiast Tarkin wiał sztucznością jedynie w momentach zbliżenia twarzy, gdzie starano się ukazać mimikę. Jednakże to są tylko detale. Za jakieś x - lat, ktoś to tak poprawi, że pewnie trzeba będzie się zastanawiać, czy Peter Cushing czasem z grobu nie wstał.
Na taki film czekałem, a precyzując - tak chciałem aby wyglądał, aby był przesiąknięty duchem starego EU. Myślałem, że będzie dużo gorzej, a tu takie miłe zaskoczenie. Oczywiście są niedociągnięcia, są jawne wady, ale nie wpływają one znacząco na całokształt. Najważniejsze, że duch SW ożywił się we mnie na nowo.
Na dzisiaj, bardziej czekam na kolejnego spin - offa, niż na epizod VIII. Kuriozum? Może, ale sądzę, że nie ja jeden tak mam. Na bank kupię wydanie płytowe, co nie zdarzyło mi się w przypadku TFA.
Ocena: 8/10.
WOHOOO, KOCHAM ŁOTRA! CZUĆ TĘ MOC, CZUUUUĆ TĘĘ MOOOOOC!
Ej ale serio. Moje serce śpiewa. Łotr 1 jest zwyczajnie boooski <3 Przez większość sensu czułam się jakbym oglądała te dobre i najlepsze odcinki TCW/CW. Cieknie tu aż od klimatu SW. Film przesiąknięty akcją, przygodą i było to po prostu cudowne uczucie. Łotr sprawił mi wielką, wręcz dziecięcą, frajdę. Podejrzewam że czasem gapiłam się na ekran niczym cielę na malowane wrota z szeroko otwartymi ślepkami, taki zachwyt! Jak dla mnie spin-off o rebelii niesamowicie rozszerza gwiezdne uniwersum, świat przedstawiony wprost zalewa widza różnorodnością i bogactwem. Na targu w Jedha prawie palpitacji dostałam, bo już nie wiedziałam w którą stronę patrzeć, i mi się łepek kręcił coby niczego broń Boziu nie uronić
Coś czego diabelnie mi brakowało w TFA.
Wspaniałe zdjęcia, dobrze dobrana obsada, tempo - dokładnie takie mi odpowiadało. Nawet te początkowe "skakanie po planetach" na które się tu marudzi, ja byłam szczęśliwa przy każdej planecie.
Muzyka, no może nie jakaś szczególnie epicka ale imo świetnie podkreślała klimat i o to chodzi, nie mam nic do zarzucenia.
Bardzo się cieszę że Gareth nie zgrywa durnia i nie udaje że #bebe prequele nie istniejo
Coruscant, Mustafar, Bail Organa, uszkodzony Mroczny Lordie w bacta tanku <3
Nowe postaci?
(Bo stare typu Tarkin, Saw Gerrera, Vaddie, Leia, - wiadomo że kwik i ekstaza na miejscu <3, kolo z wyrokami śmierci w 12 układach, wstyd przyznać nawet ten mecho czopek Chopper, hihi) ) O ile żadnej z nich nie nazwałabym specjalnie fascynującą (ale też nie oczekiwałam od nich tego) to były na tyle fajne i sympatyczne że obszedł mnie ich los. (A to już dużo ) Który, co właściwie wiadomo było od początku - mógł być tylko jeden...No, może nie tyle mógł, co imo powinien. Bo osobiście uważam że gdyby rebelianci przeżyli to fakt ten po prostu odebrałby może nie całą, ale prawie, dramaturgię w tej historii. (Niemniej, ostatecznie cieszę się że to nie Vaddie odebrał życie "parszywej dwunastce"). Teraz chyba zupełnie inaczej będzie się odbierało słowa Mon Monthmy o "Wielu Bothan straciło życie". Owszem, chodziło o II DS, ale dopiero po R1 widz sobie może plastycznie wyobrazić tego typu poświęcenie i cenę jaką przyszło zapłacić. Myślę że nawet jeśli nie skończy się szydera i sikanie ze śmiechu po nóżkach z tych słów Mon, to ograniczy. Bo wcześniej żeśmy ICH nie znali, byli czystymi kartami, bez twarzy, a po R1 to się zmieniło.
I bosz, ten moment kiedy jednak zaczynasz kibicować terrorystom, a przecież nie chciałaś.
Jestem happy że Jyn nie okazała się kobiecym uber koksem który "niby nic nie umie ale tylko pozornie - bo tak serio umie wszystko". Ma spore umiejętności, ale są one wyważone, a nie przesadzone. W dodatku była przez kilka lat szkolona przez Gerrerę który nosi Wojna jako drugie imię. A nie że wzięła skille z tego, z sufitu.
Gwiezdny Pyłek <3 strasznie mnie rozczuliła ta ksywka, słodycz sama.
Diego Luna czyli Cassian, fajny fajny, i przyznam pisnęłam wewnętrznie gdy zabił tego swego roztrzęsionego kumpla. Zaskoczyło mnie że tak otwarcie Disney robi z członków Rebelii NAPRAWDĘ szemrane towarzystwo. Ba, wręcz terrorystów. (Bo de facto, są nimi. Ludzi zdecydowanych, gotowych na wszystko (zamach w centrum miasta nie bacząc na obecność cywili. Oczywiście to że Jyn ratuje dziewczynkę trochę wygładza ten brudny obraz, ale jednak) w imię idei. I przy tym, niesfiksowanych. A jednak wciąż targają nimi rozterki, patrz : scena gdy Cassian decyduje się nie zestrzelić Galena.
Chirrut & Baze - również ujęli mnie za serducho.Niewidomy czciciel Mocy był szczególnie rozbrajający, chyba moja pokrewna dusza^^ - na pohybel tym co nie wierzą - tak, Han, do Ciebie ta mowa, czorcie
Spuszczenie przez Chirruta łomotu imperialnym za pomocą kijka..ech. Mam kurcze dylemat bo:
a) ta scenka sama w sobie super wyglądała i miałam banana na gąbce przez cały czas jej trwania
b) jestem fanką postaci Ip-Man graną przez Donniego, a to dla niego "normalka"
c) czepiałam się Rey że każdego kijem pobije wypada być konsekwentną
Boże dlaczego MUSZĄ TO KONIECZNIE BYĆ TE DZIADOWSKIE KIJE? Żeby mieć pancerz szturmowca i jeszcze dostać wpierdziel patykiem? Śmiech na sali puste krzesła.
Ja wiem że w tym filmie mieczyka może używać ONLY ONE, ale czy już nie ma innej broni? Hę? HĘ? Mysz, ja cię proszę...
Gdy imperialni nałożyli niewidomemu worek na głowę jak całej reszcie - ten humor sytuacyjny mnie rozwalił przyznam i parsknęłam śmiechem. Parskniecie się przedłużyło po jego jakże celnej ripoście na ten kretynizm
Bodhi - też bardzo spoko koleś. Tylko nie kumam czemu nie sfiksował? Przecież ta istota "Czytelnik myśli" miała mu odebrać rozum, o ile się nie mylę. No ale może to czepialstwo, ot - fuksiarz i to de facto, chwilowy.
Krennic, zwany dalej Kremikiem?
Znów dziób mi się ucieszył. Bo pocieszny wyszedł z niego jegomość.
Taki ciapowaty, głupszy Littlefinger. Polubiłam.
Jednak przepaść jeśli chodzi o charyzmę i żelazny charakter pomiędzy nim a Tarkinem...ogromna i też zostało to pięknie podkreślone.
A sam Tarkin? Bożesz jedyny, cud że mi gałki z orbit nie wyleciały! Czytałam opinie że nie ludzi raziła sztuczność bijąca z twarzy...Zero zrozumienia Dla mnie był to istny szok, ujrzeć na ekranie Cushinga, kogoś kto nie żyje od 94r. I żeby to była króciutka sekwencja, ale nie! Fantastyczna robota, nawet jeśli przyjąć że byłam ogłupiała z wrażenia. Bo przyznam że niestety tak mnie ten zabieg oczarował że właściwie umknęła mi prawie cała rozmowa z cwaniaczkiem Kremikiem..chlip.
Tak jest jak się zagapisz na dziada, hehe.
Vaddie.
Pierwsza scena.
Jak zwykle, debeściak. Kiedy już mi się wydaje że rozgryzłam tę niemożliwą cholerę, robi coś co sprawia że opada mi kopara...
Dokonać tak rażącego aktu autoagresji psychicznej...
Dotąd byłam przekonana że scena ze Ścieżek Mocy : Noce Coruscant, gdzie na oskarżenie Typho że zabił Anakina Skywalkera ( a kapitan nie wiedział że w istocie mówi do niego) Vader wybucha śmiechem i potwierdza, dodając że śmierć się Skywalkerowi należała bo był słaby, uczuciowy a galaktyka bez niego jest o wiele lepszym miejscem - to chyba szczyt szczytów denialu, a tu się okazuje że można lepiej i bardziej poetycko.
Zameczek na Mustafarze sobie postawić.
Zamieszkać w nim i budzić się co rano w apartamencie z widokiem na miejsce gdzie własne szaleństwo odebrało mu najukochańsze i najdroższe sercu osoby. Gdzie stracił bezpowrotnie Żonę, mentora i najlepszego przyjaciela oraz dziecko. (Tak się składa że największym marzeniem Aniego nigdy nie była żadna tam władza, ale RODZINA)
A także zdolność widzenia, słyszenia i samodzielnego oddychania. Na każdej z kończyn i poparzeniach 4 stopnia skończywszy.
Uro-cze.
Vaddie, jak głęboko sięga Twa auto nienawiść? Nie chcesz zostawić ni źdźbła światła, prawda? Nie pozwalasz Aniemu się w sobie obudzić, a jeśli nawet - to trwa to tylko uderzenie serca. Bo zaraz ciemność wyciąga swe szpony a ty nie masz już siły walczyć bo jedyne co czujesz to straszliwy ból i cierpienie i się temu uczuciu poddajesz...Czasem jeszcze się szarpiesz ale to daremne. Ty szaleńcze zatracony,babrał byś się tylko w tym swoim piekle i nic więcej...ech.
Scenka druga.
No lordzio wyleciał z tej SPA backty jak przeciąg, bo tu hełmik przekrzywiony, tu wokabulator jakoś dziwnie brzmi. Ale tylko przy pierwszym oglądaniu tej sceny. Za drugą razą było już wszystko oki, i don`t know why...
"Nie udław się swymi amicjami" i force choke #sassy Ani <3
Scenka trzecia.
Co prawda tak gdzieś głęboko w serduszku leciuchno przewracam oczętami kiedy czytam zachwyty że Vader z Rogue One jest tym najlepsiejsim... Imo on był tu tym czym ogromna większość fandomu desperacko pragnie go widzieć czyli fu...ing epic motherfu...uosobieniem brutalnej i niepowstrzymanej przez nikogo siły mroku. A nie tym kim jest Imo w istocie, czyli diabelnie skomplikowaną, skonfliktowaną wewnętrznie i nieprzewidywalną postacią która chyba i niestety już może nigdy nie zostanie naprawdę doceniona tak jak mu się to należy...Szkoda ale przyroda.
Niemniej, sama w sobie scenka Siepacza genialna.
Końcówka naprawdę pachniała klimatem "Aliena". Mam na myśli tę atmosferę grozy, niewątpliwego poczucia zagrożenia jakie wywołał wśród rebeliantów Ogar Imperatora samym swym pojawieniem się. Oni byli martwi w tej sekundzie w której przebrzmiał rozkaz "OPEN FIRE!". Przed aniołem śmierci nie ma ucieczki.
Właśnie. Te krzykliwe open fire! to może być miał taki zarcik. Ot, taka, ze strony terrorystów zaczepka. Niestety Vaddie stracił trochę poczucia humoru, i odbiera tego typu rzeczy bardzo osobiście. Zwłaszcza w kwestii ognia. Dlatego baaardzo mu się nie spodobała treść tego rozkazu.
Kiedyś był bardzo wrażliwy i uczulony na piasek. Teraz jest też wrażliwy a tego co Vaddie bardzo nie lubi to ogień. Ma fire issues. A te durnoty wyskakują z: Open fire!
Już nie mówię o tym że Vaddie sobie tam tylko stał spokojnie, nikomu nie wadząc. Ale im zaczął przeszkadzać.
Zaczęło im przeszkadzać samo to że Vaddie oddycha. Drażniący jest ten odgłos. Wdziera się w mózg. Oni nie wiedzą że to Vaddie jest tym kogo najbardziej drażni dźwięk własnego oddechu. Bezustannie szarpie mu nerwy. I tak już wcześniej doszczętnie zszargane. Ta banda terrorystów słyszy go przez chwilę i już nie wytrzymują. Vadder słyszy go od 23 lat, i ledwo wytrzymuje.
A oni mu zagrali na nerwach. Wyczuł ich lęk, nienawiść i chęć zabicia go. To go zabolało. I oddał im te uczucia. Zranili go nimi, nie mając pojęcia że Vaddie umie zranić mocniej. To się musiało tak skończyć.
(Ale Vaddie na pewno płakał z żalu pod maską jak ich zabijał.)
Mi też Żal, mimo wszystko, tych terrorystów. Uroniłam nad nimi wszystkimi łezkę. Nawet dwie, się przyznam.
Garść luźnych uwag:
Totalnie zachwyciły mnie sceny bitewne statków w kosmosie. Możliwe że miałam łzy w oczach, takie to było czaderskie.
- Tak mnie rozśmieszyło że po nastoletnim Annim się tak jedzie jaka to z niego drama queen, a staremu bykowi nikt nie zarzuci jaki wypasiony teatrzyk u siebie na chacie odstawia. XD Ustawił się sprytnie na środku, u szczytu schodów. Zapewne cedząc przez zęby do tego swojego majordomusa: "Krennic właśnie się paczy w tę stronę, na mnie. WIECEJ ŚWIATŁA, IDIOTO! &%$%$ Później się z tobą policzę.." - lub coś w tym stylu, yhyhy.
- Saw G. Świetna i potrzebna postać. Po nim widać bardzo dobrze okrucieństwo wojny, jak ona może straszliwie przeobrazić człowieka, pod każdym względem. Forest imo błysnął, super pomysł z przerysowaniem. Aż smuteczek że wycięli jego scenę ze zwiastunu. Liczę na rozszerzenie tego wątku w Rebels i adaptacji.
Może trochę o minusach?
- śmierć Lyry. O Jezuuu, to było takie suche że do Krennica strzeliła. Kumam że Jyn też idzie SW schematem dramy rodzinnej pt. Sierotka sama na świecie jedna - ale mimo wszystko, dość słabo wyszło.
- Cassian który "zginął..a nie, jednak przeżył, pojawiając się w tej jednej jedynej sekundzie w której należało", meh.
Btw. Czy tylko mnie zaskoczyła obecność Imperialnych Gwardzistów w zamku Vadera? Z tego co mi wiadomo, zostało podkreślone w "Lordach Sithòw" że Czerwone Płaszczyki przyjmują rozkazy TYLKO I WYŁĄCZNIE wydane bezpośrednio z ust Imperatora. Nawet Vader nie może sobie im dowolnie rozkazywać. I w takim razie to Palpatine kazał im pilnować swej ulubionej zabawki w czasie sesji w zbiorniku z bactą...Teraz pytanie: WŁAŚCIWIE PO CO? - Czyżby Vader był wtedy bezbronny? Przecież to nie kostium a posiadana przez niego ogromna Moc jest tym co daje mu nie tylko skille ale w ogóle możność egzystencji - mając na uwadze jego stan fizyczny...Po co mu ochrona skoro nawet będąc tak straszliwie uszkodzonym kaleką najlepiej obroni się sam? Kurcze, znów mi świta teoria o tym że Vader czuje się w kostiumie i za maską po prostu bezpiecznie. Że Palpi umacnia go w tym aby mieć nad nim kontrolę.
I ostatnie..kwiczę ze śmiechu XD
Przecież ten lokaj co go Vaddie w zamku trzyma to ani chybi Snoke!
Już to widzę, lata później...
Benek Solo wybiera się z rodzicami do filharmonii. Za pleckami słyszy takie:
"Pst, młodzieńcze, odwróć no się.
- Słu..słucham?
- Wiesz...znałem kiedyś twojego sławnego dziadka.
Oczy Benkowi zabłysły.
- Naprawdę?!
Snoke potarł się po brodzie, jakby od niechcenia, przemawiając swym głębokim głosem.
- O taaaak. Znałem go bardzo dobrze. Byliśmy przyjaciółmi. Darzył mnie... zaufaniem. (Sru, że tak naprawdę wynosiłem mu śmieci, nie zawracajmy se fujary detalami^^). Chodź, opowiem Ci o nim TAKIE HISTORIE....
Którą już znamy XD
Straszny bełkot. To jest jakaś patologia.
Jak wolisz możesz czytać HermionęRey
Drodzy bastionowicze, oznaczam ten post pieczęciami:
PREMIUM CONTENT
oraz
SHEDAO SHAI SEAL OF APPROVAL
Jego lektura to mus!!!
Czekoladowy, owocowy czy Kubuś banan-jałbko-marchew?
Tylko poważne odpowiedzi!!!
To mus bajeczny. To mus, który w Twoich ustach wywołuje istne fajerwerki. To niezapomniane przeżycie, które zostanie z Tobą do końca dni.
Czyli to w istocie jest Mus-Zły Dotyk. Nie chcę!
Ale, jak to? To już Disney vel Mysza to nie samo zło ? Potrafią robić dobre filmy?
Cassian nie zginął w archiwum, bo spadł na taką małą platformę - tylko że tego nie widać w czasie pierwszego seansu
Yy, a kiedy niby mówiłam że Mysza to samo zło?
Mówiłam że TFA jest łopatologiczne, wtórne i często gęsto z kretyńskimi, nieprawdopodobnymi wymysłami od których kuń by się uśmiał.
Ale teraz dali czadu. Gareth dał czadu. Normalnie jakby wyszkolił go sam Lucas Filoni się stara, ale wypuszczony samopas średnio daje radę, od wielkiego dzwonu.
Dokonać tak rażącego aktu autoagresji psychicznej...
Zameczek na Mustafarze sobie postawić.
Zamieszkać w nim i budzić się co rano w apartamencie z widokiem na miejsce gdzie własne szaleństwo odebrało mu najukochańsze i najdroższe sercu osoby. Gdzie stracił bezpowrotnie Żonę, mentora i najlepszego przyjaciela oraz dziecko.
A także zdolność widzenia, słyszenia i samodzielnego oddychania. Na każdej z kończyn i poparzeniach 4 stopnia skończywszy.
Uro-cze.
Vaddie, jak głęboko sięga Twa auto nienawiść? Nie chcesz zostawić ni źdźbła światła, prawda? Nie pozwalasz Aniemu się w sobie obudzić, a jeśli nawet - to trwa to tylko uderzenie serca. Bo zaraz ciemność wyciąga swe szpony a ty nie masz już siły walczyć bo jedyne co czujesz to straszliwy ból i cierpienie i się temu uczuciu poddajesz...Czasem jeszcze się szarpiesz ale to daremne. Ty szaleńcze zatracony,babrał byś się tylko w tym swoim piekle i nic więcej...ech.
-----------------------
Taka jest natura Ciemnej Strony - Spokój to kłamstwo, jest tylko pasja.
Jakbym był nim, to też bym wybrał dokładnie tę lokalizację na swoją siedzibę. Dla Sitha ból fizyczny i psychiczny to motywacja by być jeszcze silniejszym, by potęga napędzana cierpieniem wzmagała moje dążenia do zwycięstwa nad wrogami, dla nieograniczonej władzy nad i wolności w Mocy
Według Ciebie Vader tak naprawdę chciał władzy?
Z tego co kojarzę to władza przestała mieć dla niego znaczenie gdy tylko dowiedział się że jego dziecko żyje. Ba, jakby kiedykolwiek miała. Wmówił mu to Palpatine. Że władza to coś dlaczego warto żyć, a Vader jako osoba niesamowicie podatna na wpływy tego starego socjopaty "zgodził się" z nim.
To samo z wolnością. Vader chcieć być wolny to może i chciał. Tylko jakoś przez 23 lata od zakucia w zbroję nie kwapił się do wykonania jakiegoś konkretnego ruchu żeby się opieki Palpatine tak naprawdę pozbyć. Zrobił to na końcu, kiedy zmuszony okolicznością wybrał pomiędzy stratą syna a mistrza.
No przecież powiedział do Padme "załatwimy Palpatina i bedziemy rządzić galaktyką" (czy coś w tym stylu) - czyli "kiedykolwiek" jednak władza miała dla nie go znaczenie. To że chwilę później już nie, to inna sprawa.
Inna sprawa, czy byo to wykonalne - jakby nie dusił Padme (a ta gdyby się zdecydowała na bycie imperatorową) to może by się z Obim dogadał, ściągnął Yodę - a to trio by Palpiego załatwiło. W końcu - miał zniszczyć Sithów, więc wszystko co się wydarzyło mogło być sterowane przez moc "for greather good"
Dzięki Ci, o Princess, tego mi brakowało w tym temacie
Jestem po trzecim seansie.
Rozczarowanie już przeżyłem, wiem że film nie dostarczy mi tego czego oczekiwałem i zdążyłem odetchnąć od negatywnych emocji po pierwszym seansie. Drugi seans 14 i pół godziny po pierwszym był złym pomysłem, negatywne emocje były zbyt silne a przeżywanie ich na nowo tylko zaogniło moją niechęć do filmu.
Dzisiaj jednak było inaczej.
Dziękuję Finster, dziękuję Budziolu, dziękuję i innym userom z którymi rozmawiałem na privie i toczyłem mniej lub bardziej intensywne dyskusje nt. Rouge One.
Trudno powiedzieć bym był zachwycony RO, bo nie jestem. Pisałem już wcześniej w różnych miejscach że od pierwszego spin-off`a oczekiwałem:
1)dobrej historii wojskowego wywiadu Rebelii;
2)charyzmatycznego Orsona Krennica, któremu nikt w Imperium nie podskoczy (poza Imperatorem i Vaderem naturalnie) i z tymi wszystkimi scenami ze spotów przez które chciałem zakładać jego fanklub przed premierą;
3)muzyki która będzie wzbudzać gwiezdnowojenną atmosferę;
4)ciągłej szybkiej akcji, takiej jak ucieczka z Jakku;
5)naturalnych relacji pomiędzy bohaterami;
6)nienachalnego Vadera;
7)Sawa Gerrery który faktycznie jest istotną postacią i mocnego odniesienia do TCW w związku z nim;
8)Galena Erso - genialnego naukowca w akcji.
Otrzymałem jednak coś zupełnie innego, coś co w żaden sposób nie trafiło w punkt w moje oczekiwania, choć czasem bywało bliżej niż dalej. A jednak jest już po premierze, co się stało to się nie odstanie. Mamy nowy film Star Wars, z przełomowymi efektami specjalnymi CGI, które choć rozpoznawalne jako sztuczka komputerowa, są przełomowe i zwiastują przyszłość kinematografii i aktorstwa.
Czas zatem podsumować Rouge One: A Star Wars Story
Aktorzy
Forest zagrał dość przekonująco, choć jego postać kompletnie nie jest tym czym chciałem by była. Felicity wygląda dobrze i na tym koniec tak jak w Inferno, chociaż w RO jednak bardziej się starała grać. Azjaci - Donnie i ten drugi starali się i robili to skutecznie - po dyskusji z Budziolem ich postacie nawet doceniłem bardziej niż przedtem. Ben super,
na prawdę fajna postać i aktor ale dlaczego tak wiele genialnych scen z nim wycięto?! Mads też dobrze zagrał, szkoda jednak że wcielił się w genialnego naukowca którego ani razu nie pokazano w pracy, ani razu nie wykorzystano jego geniuszu technicznego, ciągle tylko jego bezradność. Diego był poprawny, tyle i aż tyle, zaś zachwyt strzałem w plecy, to chyba jedyny moment w którym można zobaczyć tak bardzo zachwalaną wredotę Rebeli. Decyzja o zabiciu Galena to już tylko rozsądna strategia, choć osobiście najpierw wolałbym go przesłuchać przed egzekucją i wydusić wszelkie tajemnice. Pozostałe osoby traktuję jak meble, muszą być na wyposażeniu pomieszczenia, tyle i aż tyle.
Historia
Tu jestem najbardziej rozczarowany. OK, wiedziałem jak to się skończyć musi, ale chciałem zupełnie czegoś innego niż łzawej, wolnej i nudnawej historyjki kobiety która w ramach prywatnej vendety wymierzonej w Orsona za śmierć mamusi i tatusia postanawia ratować galaktykę. W dodatku jest niekonsekwentna bo to Rebelia zabiła jej ojca, nie Imperium. Oczekiwałem miksu kina wojennego rodem z ostatniej Przełęczy Ocalonych czy Szeregowca Ryana i kina szpiegowskiego typu T. Clancy`ego - nie otrzymałem ani jednego ani drugiego. Podobnie jest z dynamiką wydarzeń - sam początek filmu spoko, ale od czasu pierwszego pobytu Jyn na Yavin IV do wylotu na Scariff jest nudnawo, choć przyznam że po trzecim seansie nie nudziłem się tak jak po pierwszym czy drugim (podczas drugiego udało mi się zdrzemnąć), także o dziwo mam małą zmianę na plus.
Jednakże dla mnie historia to najsłabszy aspekt RO.
Klimat i muzyka
Razem, bo jedno napędza drugie. A właściwie to drugie napędza pierwsze.
Podczas pierwszego seansu muzyka brzmiała okropnie, kompletnie nie gwiezdnowojennie, za drugim już bardziej neutralnie, zaś za trzecim razem momentami już zaczęła mnie nieznacznie nęcić. To wciąż za mało bym miał z własnej inicjatywy otworzyć kanał Disney Music na YouTube i przesłuchać soundtrack, ale kto wie może po kolejnym seansie/seansach się na to zdecyduję. Kwestia podejścia do Mocy u osób które nie są Jedi - tym razem doceniłem strażników pod tym względem, to jednak daje jakieś poczucie odrobiny mistycyzmu charakterystycznego dla SW. Nie tyle ile bym chciał, ale jak na film który z założenia miał być wolny od Force userów to na więcej nie mam co liczyć. To jak ukazano Moc wywołało mój gniew, ot wszyscy o niej gadają i traktują jak kropkę na końcu zdania - pusto i bez treści, czysta profanacja tego co dla mnie w SW najważniejsze. Tak postrzegałem sprawę przy pierwszych dwóch seansach. Tutaj (w odniesieniu do dwójki Azjatów) argumentacja Budziola zachęciła mnie bym spojrzał na to zagadnienie z innej strony. Oni wszyscy wciąż wierzą w Moc, Jedi nie ma, Mocy nie "widać" a mimo to wszyscy ufają że Moc będzie ich wspierać w boju o wolność galaktyki od reżimu Imperium. Co więcej, gdy przychodzi czas szczególnego zagrożenia wzywają starego Mistrza Jedi na pomoc, zwracają się do sługi Jasnej Strony. To kluczowa kwestia dla podniesienia mojej oceny RO, to jednak nie jest "Rouge One", to "Rouge One: A Star Wars Story", nie takie "Star Wars Story" jakie mi się marzy lecz jednak "SW Story".
Ogólnie ujmując film posiada namiastkę klimatu, niewielką ale muszę przyznać że jednak posiada.
Lokacje, rasy, easter eggi
Ujęcia kręcone na Islandii powalają, rewelacja! To tereny na których chętnie bym zamieszkał, ta surowość krajobrazu jest po prostu wspaniała. Nie wiem gdzie kręcono Scariff ale też bardzo ładnie to wyszło, choć osobiście bardzo nie lubię tzw. ciepłych krajów - nie na zasadzie że mi się nie podobają, ale wolę temperatury rodem z Syberii od tropików.
Stacja górnicza z pierwszym pojawieniem się Cassiana też sympatycznie, ale to dlatego że czułem się jak na Omedze z Mass Effect, nie zaś ze względu na nią samą. Zamczysko Vadera na Mustafar. Planeta jak planeta, wersja z ROTS bardziej mi odpowiada, ale ta tutaj może być, w odróżnieniu od samego zamczyska. Co to niby miało być?! Śmierdzi tanim plagiatem wieży Barad Dur z LOTRa na kilometr, jedyne co to świadczy o gwiezdnowojenności tego miejsca to próba ucharakteryzowania obiektu na jakąś pozostałość po Separatystach, jednakże to tylko próba bo nawet platforma na której Krennic rozmawia z Vaderem cuchnie Szczelinami Zagłady. Obóz pracy Imperium, choć pokazany przez moment odbieram na plus. Chyba tyle o lokalizacjach, reszta jest dla mnie kompletnie nie istotna - tak, owszem drogi czytelniku, baza Rebelii na Yavin IV, Jedha czy Eadu nic mnie nie obchodzą.
Rasy nowe czy stare, żadna różnica niech sobie będą lub ich nie będzie, mam to absolutnie gdzieś - nie po to chodzę na SW by oglądać ufoli, choć ich obecność jest naturalnie wpisana w SW czego nie neguję - obcy być muszą, ale mam gdzieś jacy są.
Droid K2, scena z granatem na Jedha była bardzo spoko, jego gadka o procentach i szansach też - to zupełnie inna bajka niż w przypadku tego tchórza Threepio który bardziej irytuje niż bawi. Humor droida bardzo na plus, ale dopiero podczas trzeciego seansu mnie bawił, wcześniej byłem zbyt wściekły bym mógł się uśmiechnąć.
Easter eggi - wszyscy ekscytują się dwójką cymbałów z kantyny w ANH, ja nie. To było dla mnie chamsko nachalne, co innego piloci rebelianckich eskadr, oni byli niemalże niezbędni. Nawiązania do Rebels mnie nie cieszą, bo niezbyt lubię ten serial, zaś po osobie Sawa Gerrery chciałem mocnego nawiązania do TCW, którego nie było, poza samym Sawem.
Efekty specjalne i zdjęcia
Tutaj krótko, jest bardzo dobrze. Miks efektów praktycznych i CGI taki jak trzeba. Tarkin i Leia to przełom i nowy kierunek dla kinematografii i aktorstwa, nie jest idealnie, ale to tylko kwestia czasu a takie wskrzeszenia zmarłych aktorów i aktorek będzie czymś normalnym i jeszcze lepszym. Pewnie Lucas sie z tego cieszy
Darth Vader
Ostatatnia rzeź jest niepotrzebna i chamsko gra na sentymencie. Nie dałem się na to złapać. Nie rozumiem też opinii że scena jest mocna jak z horroru, bo dla mnie nie jest. To zwykła scena, spokojnego mordu, nic nowego w filmach.
Ostatecznie, po pierwszym seansie dałem 1/10 jako film SW i 8/10 jako film science-fiction, co dało średnią 4,5/10.
10/15 minut później obniżyłem ocenę filmu jako takiego do 6/10, co dało ocenę 3,5/10.
Finster, przypomniałeś mi jak należy oglądać filmy SW, o czym sam pisałem nt. TFA. Trzeba się otworzyć i czuć, niekoniecznie myśleć i analizować. Wciąż jeszcze widzę sporo drobiazgów które w RO mnie drażnią, ale masz rację - kichać to!
Jako film Star Wars 4/10
Jako film science-fiction 8/10
Ocena ogólna 6/10
Zobaczę jeszcze raz w IMAX, ale chyba więcej sympatii Rouge One ode mnie nie wyciągnie.
-To było dla mnie chamsko nachalne
chamsko gra na sentymencie.
Ależ oczywiście Jestem tego w pełni swiadom - ale na takie coś liczyłem i dostałem co chciałem, w myśl zasady "shut up and take my money" Na tej samej zasadzie dostaliśmy smaczki z Rebels. Ale poza tym...
zaś po osobie Sawa Gerrery chciałem mocnego nawiązania do TCW, którego nie było
Coś czuję, że ktoś tu liczył że mu "chamsko i nachalnie" wrzucą retrospekcję z Ahsoką
Qel, jaki sens być tyle razy na R1 co ja, a równocześnie negując ten film, w tak bezpardonowy sposób, przy założeniu, że to nie ostatni seans? Przecież, to tak jakbyś jedną rękom głaskał się po głowie, a drugą bił po twarzy i gryzł, w rękę. Przecież, to paradoks, nie uważasz, być tak bardzo na nie, a jednocześnie tak bardzo zaangażowany, no chyba, że lubisz się zadręczać, albo masz za dużo wolnego czasu, albo, w którymś momencie ściemniasz, najgorsze, że sam przed sobą. Może twoje przedwczesne negatywne nastawienie było błędne, a teraz nie wiesz, jak się z tego wycofać. Może czasem warto zrobić krok, w tył by załapać właściwą perspektywę.
Ja bym mu tam wierzył;p
Gdybyś lepiej znał Qel Asima, wiedziałbyś o jego fascynacji Sithami. Widocznie ich wzorem, ze swojego cierpienia czerpie siłę, zupełnie jak Vader budujący swój zamek na Mustafar ;p
GROMie
Jak miło że napisałeś, niespodziewałem się Twojego komentarza ale do rzeczy.
Pierwszy seans odbył się w ramach środowej prapremiery w IMAX, wówczas film jako totalna nowość okazał się być równie totalnym zawodem, z powodów opisanych powyżej.
Rok temu również miałem wątpliwości po seansie TFA, ale mimo wszystko pozytywne wrażenie ogólne. Wobec tego, podobnie jak rok temu uznałem że po drugim seansie jest szansa że będzie lepiej, być może po prostu miałem zły dzień 14 grudnia. Jak się okazało, to jednak nie był zły dzień - jak napisałem parędziesiąt postów wyżej, udało mi się nawet zdrzemnąć w trakcie drugiego seansu który odbył się 14 i pół godziny po pierwszym. Mimo to dostrzegłem pewien plus - zrzynkę z ROTJ, czyli film ma jednak choć odrobinę SW w sobie, ale to wciąż za mało bym uznał to za film Star Wars.
Później nastąpiły rozmowy na privie z wymienionymi powyżej userami i jeszcze paroma innymi. Chciałem zrozumieć co tym osobom, które lubię i których gust zwykle jest podobny do mojego się podobało w RO.
Dość konkretne argumenty padły szczególnie w korespondencji z Lordem Budziolem i Finsterem Vater, to co ja widziałem jako minus oni widzieli jako plus. To co ja odebrałem jako profanację Mocy, oni odebrali jako jej hołd, przypomnieli mi też moje własne tezy z seansów TFA. Gdy oglądasz film SW, to nie myśl, czuj. Zdaj się na instynkt. (Qui-Gon do Anakina). Takie coś to właściwe podejście do SW. Bo SW arcydziełem filmowym nie było i może nigdy nie będzie (a szkoda), to jest coś co czujesz lub nie.
Wobec tego rozchodzi się o to by poczuć RO, by na moje główne zarzuty spojrzeć inaczej, może wtedy coś jednak poczuję?
Argumenty wspomnianych userów były dość konkretne i w punkt, to dlaczego nie spróbować jeszcze raz?
Zwłaszcza że wściekłość trzech pierwszych dób po pierwszym seansie już znikła, pozostało tylko załamanie. Załamanie, bo nie lubię nowego filmu SW, bo nawet nie uznaję go za SW, bo moje poczucie 19 lat bycia fanem zostało brutalnie pobite i pozbawione tego co najistotniejsze czyli Mocy.
Nie miałem nic do stracenia. Czasu mam dość, 2 zł dopłaty do biletu 3D też mi nie żal, zaś argumentacja i otwartość na to by spojrzeć na film inaczej jest. No to idę na trzeci seans i coś się dzieje - jest lepiej, faktycznie. Film dalej nie spełnia moich oczekiwań, ale to jednak dość porządne science-fiction i jednak SW, nie takie SW jak bym chciał, ale jednak SW.
Jest jednak jakaś nadzieja, niewielka ale jest - może za jakieś 10 lat jednak odpalę sobie ten film w domowym zaciszu jako pełnoprawne SW? No to OK, trzeba się tym filmem nieco poindoktrynować, jak to ujął Shedao. Dlatego spróbuję jeszcze raz, przynajmniej raz w kinie.
We`ll take the next chance, and the next. You`re Rebels aren`t you?
Spróbuję raz jeszcze i jeszcze raz. W końcu jestem fanem Star Wars!
Cytat dartha numbersa z innego tematu idealnie tu pasuje: "Oglądał i zamierza oglądać dalej prawdopodobnie dlatego, że tak naprawdę mu się podoba. Tylko się głupio przyznać. Ciśnienie grupy jest za duże ".
xD
Lubsok, proszę Cię - nie mierz mnie swoją miarą
Ja każdy post na Bastionie piszę szczerze - Ci którzy poznali mnie osobiście wiedzą to dość dobrze.
R1 jako science-fiction jest spoko, jako SW jest słabe i niespełnia moich oczekiwań wobec filmu SW. To że w ogóle uznałem że to jednak jest SW to tylko i wyłącznie zasługa Budziola i Finstera oraz ich sensownej argumentacji (w odróżnieniu od niektórych osób tutaj, ja jestem otwarty na cudze argumenty).
A swoją drogą, od paru dni taka myśl mnie nurtuje nt. wojennego charakteru R1 - w kinowym TCW była zdecydowanie bardziej przekonująca wojna, pomimo całej beki z droidów itp. niż w R1.
Twoje recenzje, ogólnie Twoje odczucia, mają jedną niewątpliwą zaletę: pokazują hejterom TFA* ich własne podejście, tylko a rebours
*a przynajmniej tym, którzy TFA dissują, a R1 chwalą
Ja bym się o średnim filmie tyle nie rozpisywała
Odniosę się najpierw do oczekiwań, bo w jakichś 80% odbijają moje, ze szczególnym akcentem na punkt 1 + chciałam iść na KINO WOJENNE w ramach PG-13 w świecie SW.
Otóż, jak do tej pory wieszałam psy na Edwards`ie za to, że jego wizja była na tyle słaba, że to Gilroy do spółki z kimś ratowali co się dało na ostatnią chwilę. I film wyszedł jak wyszedł właśnie przez dokrętki, ale to Edwards miał wizję, którą dokrętki dobiły (czyli jak Legion Samobójców).
Nie dam linków, ale braciszek jest mocno nakręcony Rogue One i sporo poczytał i pooglądał o dokrętkach do R1. Z tego, co najważniejsze:
- robot oryginalnie nie miał w ogóle (lub w znikomej liczbie) kwestii humorystycznych, są dodane w ostatniej chwili,
- oryginalnie postaci ginęły bardziej randomowo jak w filmie wojennym (np. Bodhi), w dokrętkach zdecydowano się, by te sceny miały większy wydźwięk emocjonalny (Chirrut i Imwe trzymający się za rączki),
- pilota oryginalnie miał torturować Saw, było to niby zbyt drastyczne i w ostatniej chwili zdecydowano się wrzucić Bor Gulleta(?),
- oryginalnie chyba Jyn i Cassian mieli przeżyć,
- pierwotna wersja Edwards`a była uznana za zbyt ponurą (to właśnie wtedy pojawiło się określenie, że to jest jak film wojenny), wrzucono więc kwestie droida i dodano ich trochę do dialogów reszty bohaterów.
Jak mi to opowiadał to mi smutno było. Jaki to mógł być film w wersji pierwotnej... Ta liczba niewykorzystanych scen z trailerów nie jest przypadkowa. W samym filmie też jest zauważalna niespójność wizji. Wytwórnia, wpierdzielając się w tę wizję odwaliła kawał "dobrej roboty"...
Film mojego głównego oczekiwania, które biło z trailera nr 1 i z pierwszego filmiku z planu nie spełnił. Bo szłam na coś reklamowanego, jako najcięższe z filmów SW, a w rezultacie jego ciężar jest gdzieś na poziomie AotC... Bo nie jest filmem wojennym, tylko przygodówką w poważniejszym tonie (no bo wszyscy giną).
Po kolei punkciki:
Aktorzy: Forest: za pierwszym razem mi się podobał, za drugim doszłam do wniosku, że to jedna z najgorzej zagranych postaci z okrutnie ekspresyjną manierą. Felicity - fakt, lepiej jak w Inferno, ale nadal średnio, z zapędami słabo. O niej w ogóle napiszę przy okazji notki o filmie Siedem minut po północy. Krótko: nie mam pojęcia dlaczego takie drewno (przystojne, ale drewno) dostaje role w tylu wysokobudżetowych produkcjach. Nie mam pojęcia. Azjaci - byli ok, mieli jakąś relację między sobą, więc dobrze się ich oglądało, ale Donnie lepszy. Ben zapatrzył się na Christopha Waltz`a, ale mu nie wyszło. Ogromne rozczarowanie zarówno postacią (choć z potencjałem - rywalizacja Tarkin-Krennic to rzecz z potencjałem), jak i samym aktorem. Cyfrowy Tarkin miał więcej mroku i charyzmy. Mikkelsen nie miał praktycznie co grać, tam, gdzie powinny nim szrpać jakieś większe emocje też nie było szału. Przeciętnie. Generalnie średniawka zmieszana z mizerią, a gdy leży aktorsko główny protagonista to nic dobrego nie może wyjść. Wspomnieć o droidzie wypada, obok Azjatów wypadł najlepiej, ale startu do BB-8 czy duetu Artoo i C3PO nie ma.
Historia: tu dla mnie film wypada najlepiej W tym znaczeniu, że kupuję motywacje Galena Erso odnośnie słabego punktu Gwiazdy Śmierci. Jest to przedstawione znośnie, było ANH potrzebne. Ale fakt, to tylko część historii, poza tym historia to jedno, wykonanie to drugie. Pierwsze 30 min. okropnie drętwe, przestajesz ziewać gdzieś tak od Rafinerii Kyberu. Próbuje się nas bardzo zaangażować w historię Jyn, byśmy jej kibicowali, ale to się wali przez drętwotę przedstawienia. To samo przy innych bohaterach. Gdy pozytywna postać ginie ma być smutno, a nie obojętnie. Nie było czasu na dobrą ekspozycję wszystkich postaci? To zarysujcie choć dobrze protagonistę i skupcie się tylko na nim, resztę traktując tylko jako mięso armatnie do odstrzału w randomowy sposób (bo ma być wojennie). A tak, wszystkie sroki za ogon, a żal jakiś pozostaje tylko po droidzie. Nie ma też potyczek, partyzantki. Na Jedhcie Chirrut oraz Jyn po raz pierwszy (i ostatni!) pokazują swoje skille. Pierwsza potyczka, gdzie koniecznie musisz pokazać, jak protagonista heroicznie ratuje randoma (to azjatyckie dziewczę) i koniecznie baba-protagonistka musi mieć wejście a`la Xena + facet musi zrobić oczy w słup, że "ona umi?!". Nie tego się spodziewasz po potyczce w filmie wojennym, hm.
Klimat i muzyka: wg mnie to jest najsłabszy aspekt filmu. Tak było po pierwszym seansie, tak jest i po ostatnim. Znalazłam jedną bardzo klimatyczną scenę pod koniec dobrze zgraną z muzyką, ale nic ponadto. Muzyka jeśli jest to są to stare motywy, które i tak szybko są cięte lub tak nieumiejętnie zmienione. To, co nowe jest niezapamiętywalne, niesłyszalne. Nie ma muzyki, nie ma klimatu, przykro mi. Kwestia Mocy - tu się zgodzę, że ciekawie przedstawione, ale jeśli ogólną ocenę ma ratować element, który miał być marginalny w filmie (bo to nie miał być film o Mocy!) to jest chyba coś nie tak.
Lokacje, rasy, easter eggi: przyznam, że jak zobaczyłam miejscówkę Vadera to było "musi Saruman jest sąsiadem" No taka typowa lokacja-baza złowrogiej postaci jak z bajeczki, ale w sumie mi nie przeszkadza. Generalnie lokacje i ufole byli spoko, bo co można napisać więcej. Dziwne tylko, że też teraz nie czytam zarzutów, że "wszystkie te lokacje takie ziemskieee, łeee", jak było w przypadku TFA. Bo co było tutaj? Góry z brzydką pogodą, wulkan, jakaś Malezja, jakaś kopalnia węgla, jakaś rafineria w górach w deszczu? No, wyjątkowo "nieziemskie" lokacje Easter eggi i stare postaci ratowały klimat i przypominały, że oglądasz SW. Mój ulubiony z Organą i Mon Mothmą. I podpisuję się pod kwestią: "Rasy nowe czy stare, żadna różnica niech sobie będą lub ich nie będzie, mam to absolutnie gdzieś - nie po to chodzę na SW by oglądać ufoli, choć ich obecność jest naturalnie wpisana w SW czego nie neguję - obcy być muszą, ale mam gdzieś jacy są."
Efekty specjalne i zdjęcia: ok, ale wylatujące TIE jednak sztuczne. Postacie w CGI - cudo i wytyczony nowy kierunek, podpisuję się pod tym niestety, w IMAX zawodzi po całości.
Darth Vader: uwierz, gdyby nie ta scena to średnia filmu na portalach byłaby w granicach 6, bo dosłownie robi połowę filmu Ja byłam nią zachwycona, ale ok. 20 sek. nie przesądza o całokształcie.
U mnie ostatecznie 5/10 jako randomowy film, nadal nie widzę go jako SW. Nie nastraja optymistycznie na przyszłość + odejście Carrie - obawy o VIII, choć pewnie bezpodstawne.
Evening, jak miło że się tak rozpisałaś
Jak tak czytam to co napisałaś nt. dokrętek to tylko mnie gniew ogarnia bo to mogło być na prawdę dokładnie to co chciałem zobaczyć, a zamiast tego jest to co jest
Co do reszty to zasadniczo nie będę się powtarzał, bo w większości kwestii jesteśmy zgodni, więc to nie ma zbytniego sensu.
Tylko kwestia Vadera. Hehe, zapewne masz rację, średnia ocen od razu stopień niżej, albo i dwa
No, ale to tylko potwierdza jakim tanim chwytem marketingowym jest ta scena
Może zbiorę się jutro lub pojutrze póki do IMAX nie wchodzi Asassin`s Creed, ale nie wiem czy mi się chce, zwłaszcza że zalegam z dwiema nowościami, a w piątek zmiana repertuaru kin.
Evening Star napisał:
(Chirrut i Imwe trzymający się za rączki),
-----------------------
Chyba Baze Chirrut Imwe to imię i nazwisko
Pewnie się okaże, że chodziło jej o Jyn i Cassiana.
Rozmawiałem już z kilkoma osobami, mniej lub bardziej zainteresowanymi SW i opinie są tak diametralnie różne. Wczoraj kolega stwierdził (w sumie można powiedzieć, że fan SW), że ten film to jakaś komedia, totalny gniot, którego nie da się oglądać i nudził się niemiłosiernie. I nie jest to osoba, która się nabiera na jakieś typowe blockbusterowe posunięcia, tylko w miarę "dojrzały" widz wielbiący OT. Z drugiej strony masa ludzi, którzy podobnie jak ja twierdzą, że R1 jest jest świetne.
Wydaje mi się, że tak wysoka ocena wynika trochę z tego, że wielu fanom ten film dostarczył tego, czego nie dostarczyło TFA i nie dostarczają książki nowego kanonu. I to nam przyćmiło wady. Pojawienie się tylu elementów, których oczekiwaliśmy od lat spowodowało, że wady, które widzą inni, są dla niektórych z nas nieistotne. Bo ja słucham tych argumentach, okej, widzę, że może i mają sens, ale zupełnie nie psują mi odbioru filmu. Myślę, że jak będę oglądał ten film po raz 10 to tak samo będę cieszył się z prawie każdej sceny filmu.
Mam wrażenie, że ten film to tego rodzaju twórczość, która jest wygrana lub przegrana już na samym początku oglądania.
Film jest nudny dla połykaczy blockbusterów i śmieciowej kultury, gdzie nie ma sekundy czasu na przemyślenia widza.
Jak się w swoim życiu widzi tylko idiotyczne komedie i Avengersów, 2h latania Iron Mana i fikania Hulka, to nie ma co się dziwić, że cokolwiek innego wydaje się "nudne".
Niech sobie kolega obejrzy Odyseję Kosmiczną. Może dotrze, że może problem nie leży w filmach, tylko w nim
A propos tego, że ten film na start jest dla kogoś przegrany/wygrany. Z obserwacji różnorakich można fanów SW podzielić na trzy grupki, w zależności od tego, czego szukają:
-skupiający się na trzonie SW, czyli Mocy - nazwijmy ich lukowcami (od Luke`a) - w SW najbardziej ich urzeka istnienie Mocy oraz wszystko, co się z nią wiąże - wydarzenia i postaci. Uwielbiają kameralne sceny "mówione" o Mocy jak Luke z Obim czy Yodą, Obi z Anakinem. Walki na miecze stawiają ponad bitwy kosmiczne, bo mimo, że to nie ta skala dla nich osobiście mają większe znaczenie i dawkę emocjonalną niż wielkie bitwy. Z Mocą wiąże się pewien mistycyzm, który lubią, pewna tajemnica. To bardziej fani fantasy niż stricte sci-fi. Luke, Yoda, Obi - generalnie wrażliwi na Moc - te postacie darzą sympatią.
-skupiający się na całej otoczce SW - tzw. hansolowcy - urzeka ich bardziej wszystko, co jest jak najmniej związane z Mocą - kreacja uniwersum, jego spójność - jarają się rasami, pojazdami, planetami, sytuacją polityczną, uwielbiają spektakularne, ogromne bitwy, pościgi, potyczki, poboczne wątki niezwiązane bezpośrednio z Mocą. Bardziej fani czystego sci-fi niż fantasy. Han Solo + Chewie, wszelkie droidy, Boba Fett - przykłady postaci, które ich fascynują.
- entuzjaści - lubią wszystko w SW
Jeśli dla kogoś to są pierdoły (i spore uproszczenie) to sorry, ale musiałam się tym podzielić Mnie już od dzieciaka bardziej fascynował aspekt Mocy i wpadam do pierwszego koszyczka.
No to jest nas dwóch, dla mnie to co nazwałaś hansolowstwem jest kompletnie nie istotne i może tego nie być, a rozwijanie tego zamiast wątku Force userów to marnotrawstwo zasobów
Only the Force!!!
Qel Asim napisał:
hansolowstwem jest kompletnie nie istotne i może tego nie być, a rozwijanie tego zamiast wątku Force userów to marnotrawstwo zasobów
-----------------------
It`s true, all of it
Ja generalnie "jaram się" starłorsami, więc jestem w kategorii 3 - gostkowie używający świetlówek są fajni, ale bez całej otoczki planet, ras i techniki (ANH bez DS? no wolne żarty) SW nie były by tym, czym są obecne.
Oczywiście, to wszystko razem tworzy SW (dlatego jest kategoria 3), ale zauważyłam, że są ludzie z preferencjami właśnie stricte dot. zagadnienia Mocy i reszta ich nie interesuje zbytnio oraz fani kreacji świata, z czego w tej kreacji świata najmniej ich pociąga zagadnienie Mocy.
No to ja jestem 3 z małym wahnięciem w stronę 2
Ale może dlatego, że ogólnie mam mało pochlebne zdanie o większości Jedi, a zwłaszcza Zakonie jako takim
vilkala napisał:
że ogólnie mam mało pochlebne zdanie o większości Jedi, a zwłaszcza Zakonie jako takim
-----------------------
Zdanie na temat Zakonu to zupełnie inna kwestia, ja wpadam do 1, mimo, że doktryna Dżedajów jest za mało życiowa i bardziej dla robotów niż ludzi
Co to ma być?
A gdzie kategoria 4 : "Starłorsy mą religią?"
No to wpadasz do 3 Ale może być i 4: SW Ultras
Tak, podziały są i jest ich dużo. Są ludzie dla których Star Wars = Vader i bez niego film się nie liczy.
Ja należę do entuzjastów, ale i entuzjaści dzielą się na wiele grup.
Generalnie współczuję tym wszystkim co zawężają swoje zainteresowanie Gwiezdnymi Wojnami, zamiast się cieszyć to rozpaczają - mamy teraz w kinie R1 i gwarantuję, że nieprędko pojawi się drugi taki film, więc proponuję wybrać się do kina póki jeszcze grają
To nie jest zawężanie, to są preferencje - dwie osoby lubią herbatę, jedna preferuje mocną, druga woli z cukrem, tylko tyle Niby wciąż ta sama herbata, ale brak jednego składnika spowoduje, że już dla kogoś nie będzie tak samo smakować.
Ja na R1 szłam z pełną świadomością braku Mocy (której i tak było w tym filmie sporo!), czyli tego, co lubię najbardziej, ale poza SW lubię kino jako takie, a tym bardziej kino wojenne, więc seans musiał być zaliczony i jakieś oczekiwania były. Mnie rozczarował najbardziej w kwestii filmowego rzemiosła, którym to nikt niespecjalnie na tym forum się przejmuje (co jest logiczne na takim forum). I tyle.
Różnie to można nazywać np. są tacy co uważają się za elitę i negują wszystko co Di$ney zrobi.
Zgadzam się, że w R1 jest zaskakująco dużo Mocy - na pewno więcej niż w zabawie Anakina "gruszką" czy saltach Hrabiego z balkonu.
Nie zgadzam się w sprawie rzemiosła - mnie nie rozczarował, a zwracam na to uwagę i to dużą. Cieszy mnie, że mamy różnych reżyserów i różne koncepcje. Dla mnie to BOGACTWO - każdy dołoży swoją cegiełkę i każdy popełni inne błędy (oby jak najmniej). Obiektywnie to mogę ocenić i się zgodzić, że 3D w R1 jest KIEPSKIE - gdy włączyłem wczoraj w domu TFA 3D to wystąpił efekt WOW, ale super, rewelacja itd.
Dziwne, bo w moim kręgu znajomych fanów nie widzę podobnych polaryzacji
Czy ktoś pamięta jak dokładnie brzmiała "modlitwa" Chirrut Imwe w tłumaczeniu na polski?
The force is with me and I`m one with the force
Film 10/10
Głowy sobie uciąć nie dam, ale na 99% "Moc jest we mnie silna, jestem silny Mocą"
Przetłumaczyłabym raczej: Moc jest ze mną i jestem jednością z Mocą
Ja też głowy nie dam sobie uciąć, ale wg napisów było to chyba: Silna jest moc. Mocą jestem silny.
Jeśli chodzi o zamek na Mustafar, to podejrzewam że naprawdę mogło być tak.
Dzień 40 urodziny Vadera.
Palpek podchodzi do solenizanta z tortem oraz z dziwnym uśmiechem na zniszczonej twarzy.
Vader: O co chodzi tato? To znaczy Imperatorze...bo masz jakąś dziwną minę.
Palpie: Mam dla Ciebie prezent, niespodziankę. Spodoba ci się. Choć to ci pokażę.
Już na Mustafar.
Palpie: TADAM! Oto Twoja nowa chałupka, wypasiony Mordor.
Vaddie: Emmm, i to ma być ta niespodzianka? Ale...
Palpie: Ale co znowu ci nie pasuje? Przecież to idealne miejsce dla takiego Mrocznego Lorda jak Ty. I ma takie bajery, pa, o fontanna ogniowa...albo albo TO, GORĄCE ŹRÓDEŁKA!
Vaddie: No śliczne, chlip.
Palpie, machnąwszy ręką: Oj, już nie marudż. Nie możesz ze mną dłużej mieszkać, co ludzie powiedzą? Pa jakie będziesz miał niskie rachunki za ogrzewanie..
Vaddie: Noo dobrze. Jak sobie życzysz tato Imperatorze.
Palpie: No właśnie.
Oto cała mistyczna historia
Czasami zastanawiam się skąd ty się wzięłaś i czy powinienem się obrazić przez twoją głupotę i stosunek do Star Wars. BTW: Proponuję przestudiować słowo "nałożnica"- w twoim przypadku jak wiele innych- zanim ich użyjesz i zanim się weźmiesz za głębokie dyskusje to proponuję również zainteresować się pogłębianiem swojej wiedzy o SW w wolnych chwilach od egzaminu gimnazjalnego, ponieważ przyglądam się twoim postom od dłuższego czasu i szczerze ja oraz zapewne wiele osób jesteśmy tobą załamani.
A obrażaj się do woli Bo ja nie mogę się nadziwić że ktoś może się nie domyślić że post na który odpisałeś tak poważnym tonem był z mojej strony wyłącznie żartem - historyjką.
Widać tak to jest jak ktoś ma kontakt z inteligencją jedynie cudzą i to macaną przez ścianę.
Spokojnie, wyluzujcie
W jednym poście do obojga:
Princesso, Renn JEST poważny i dlatego Twojego humoru mógł po prostu nie rozkminić. Zdarza się najlepszym i z inteligencją całkiem dobrze rozwiniętą. Natomiast doświadczenia podobno nabiera się z wiekiem i ilością kilometrów
Renn, zacznij brać poprawkę na fakt, że Princess zapisała się już w annałach Bastionu jako "Szalona Psychofanka Vadera" i przez taki pryzmacik trzeba sobie czytać jej szalone historyjki. A co do tej "nałożnicy" - toczyła swego czasu dyskusję, także ze mną, więc chybs ma pojęcie co to znaczy
Nota bene - to chyba nawet był pomysł niejakiego Sir Staniaka
Masz rację. Zdałam sobie sprawę że Renn pisze to poważnie o chwilę za późno, post już się zdążył wysłać.
Rennie, bardzo Cię przepraszam. Moje zachowanie było niewłaściwe. Postaraj się nie czuć obrażony moimi durnymi żartami. I wybacz że tak Ci perfidnie odpisałam. Bywam czasem wredną małpą
Dziecko, weź mi tu nie pyskuj, bo sprawa wcale nie kręci się wokół tego jednego twojego posta, a obrażać to sobie możesz przed lustrem, albo rodziców, ale ze mną to ci tak łatwo nie pójdzie. Inteligencją to ty raczej taką odzywką się nie popisałaś, paniusiu.
Pozdrawiam
Nie zdarza mi się napisać coś zanim przeczytam wszystkie najnowsze komentarze, jednak teraz mi się raz zdarzyło Nie gniewam się, miłych i wesołych świąt życzę.
Ja z kolei powinienem przeprosić za niedopatrzenie, bo gdy pisałem ten komentarz od ponad godziny były już dwa nowe: w tym twoje przeprosiny.
Jesteś kochany :* a za życzenia świąteczne dziękuję i Tobie też życzę Wesołych Świąt
Film bardzo dobry. Dużo sie dzieje, czuć magię SW. Kilka fajnych postaci. Na czele z dowcipnym robotem. I choć przez moment musieli być C3PO i R2-D2.
Bitwa mega!!! Główna bohaterka to połączenie Luke`a, Hana może też Anakina. Ma wątpliwości i ma swój cel. Cassian to nieco wymuskany gość.
A że wszyscy zginęli.. Hmm.. Zaraz by było gdzie byli potem i że Disney tworzy swoje SW. Vader tak jak myślałem. A ten co mu się kłania to jakiś sługa, tylko ujęcie takie że to ktoś ważny.
Przed filmem za dużo było poszukiwań wątków z Przebudzeniem Mocy. I że niby coś ktoś wyłapie. latwo też wyłapać pewne wątki które były w trailerach np strój imperialny Jyn.
Film taki jak myślałem. Cała eskadra Łotra była wspaniała. Każdy ma swoją historię. Na plus.
W porównaniu z TFA - świetny.
Jako lekka wojenna przygodówka - bardzo fajny.
Jako Gwiezdne Wojny - znośny.
początek spoilera Umarłem w środku tylko raz, kiedy niewidomy samuraj zestrzelił myśliwiec z łuku
Imperialny dezerter znów jest największym zgrywusem i luzakiem z ekipy - fajnych ludzi to Imperium zatrudnia.
Śmierć większości postaci strasznie głupia, bardziej irytuje niż wzrusza. Saw się obraził i nie skorzystał z możliwości ewakuacji? Kolega samuraja musiał wleźć pod ogień szturmowców? Jeśli finałowa dwójka miała czas iść nad morze - mogli też poprosić o ewakuację, było tam sporo wojsk i maszyn Sojuszu. koniec spoilera
Słowa Sawa wszystko wyjaśniają. Poza tym spowalniałby ich. Musiał zapłacić za walkę z Imperium.
Kolega samuraja, czyli niejaki Baze Malbus chciał pomścić Chirruta Îmwego (czyli samuraja) zabijając tylu Death Troopersów ilu zdoła. Równie dobrze mógł zginąć trafiony przez nich podczas ucieczki. A kiedy miało dojść do eksplozji, nie miał już szans przed nią uciec.
Co do finałowej dwójki znanej również jako Jyn Erso i Cassian Andor. Ten drugi jak już mówiłem w innym topicu i tak by umarł, więc Jyn miała go opuścić? Poza tym nie sądzę by do wojsk sojuszu mieli bliżej. Najwyżej Jyn mogła porzucić Cassiana na pewną śmierć i uciec skradzionym statkiem Imperium. Wtedy pewnie by Ci się bardziej podobało.
Saw by ich spowalniał? Statek już tam był, wystarczyło wsiąść. Rozumiem gdyby na przykład jego protezy były uszkodzone i trzeba by go było nieść, ale jeśli mógł się poruszać o własnych siłach, mógł uciec.
Baze Malbus - szarża i tak była bezsensowna, większe straty mógłby zadać lepiej planując atak.
Jyn Erso i Cassian Andor - ze strony Cassiana odważniej byłoby skłonić Jyn do ucieczki i, tak, zostać tam na śmierć, jeśli nie miał się jak uratować.
Jestem już po trzecim i czwartym seansie (oba były przed świętami). I nadal jestem tak samo zachwycony jak przy pierwszym oglądaniu RO. Film absolutnie ge-nia-lny. Oczywiście, ma swoje wady, ale skoro byłem na nim cztery razy w pierwszych dwóch tygodniach, to znaczy, że naprawdę musi być dobry. Wiadomo, w przypadku TFA w kinie byłem pięciokrotnie, ale jednak ten ostatni raz piątego lutego. A teraz piąty seans zaliczę dzisiaj o 22.
Chciałbym jeszcze w tym poście zatrzymać się na chwilę przy jasności ekranu w Heliosie. Dwa ostatnie seanse odbyłem w 2D z napisami, czyli w tej normalnej i najlepszej wersji (swoją drogą, dwa razy w praktycznie pustej sali, ale o tym później). Wcześniej byłem na 3D i ekran był tragicznie ciemny; nie mogłem wówczas dostrzec wielu szczegółów, ale nie tylko - każde ciemne miejsce i pomieszczenie było tak niewyraźne, że czasami w ogóle niczego nie rozróżniałem. W 2D było już o wiele lepiej, ale nadal nie idealnie. Przy IMAXie Helios się chowa, ale co tu porównywać w ogóle. Kiedy będę miał tylko okazję, to skoczę do Poznania i jeszcze raz obejrzę sobie RO w IMAXie. Za pierwszym razem, czternastego grudnia, też nie było idealnie, bo siedziałem w czwartym rzędzie, co bardzo utrudniało oglądanie, bo ekran był po prostu za blisko.
Jeszcze chciałem wrócić do tego wątku pustej sali. Pierwszy weekend RO był wielkim sukcesem na całym świecie, i ten sukces wciąż trwa, co cieszy. Ale jestem przerażony tym pierwszym weekendem. Drugi seans, jak wspomniałem - w 3D z dubbingiem - odbyłem w pierwszy piątek i sala była pełna, a była to dopiero 16, kiedy ludzie są jeszcze w większości w pracy. Oczywiście, na sali były też dzieci, które wolą dubbing, co oczywiste. W pierwszą niedzielę (18.12.) byłem już na tym normalnym 2D/napisy, a na sali było może... osiem osób? Co prawda była to 22, ale jednak to wciąż weekend, i to w dodatku pierwszy z tym filmem w kinach. Dzień przed wigilią byłem bodaj o 20. Tym razem było już około 20 osób, ale to wciąż śmieszne liczby, tym bardziej patrząc na to, że to już było w zasadzie wolne.
Z kolei w pierwszy weekend RO (sobota i niedziela - 17 i 18) w pilskim Heliosie nie można było liczyć na zarezerwowanie biletu na wersję z dubbingiem - ani na 2D, ani na 3D. Nie, żebym wówczas drugi raz chciał się męczyć z tym tragicznym dubbingiem - po prostu patrzyłem z ciekawości. I aż się załamałem. Serio ludzie wolą dubbing? Czy po prostu czytać nie potrafią? Nie nadążają za tekstem, czy co? Nie potrafię tego pojąć, że sześć czy może więcej seansów z dubbingiem i sale pękające w szwach, a wersja z napisami i puściuteńka sala.
Swoją drogą nie pojmuję, czemu ten temat jest tak mało zapełniony postami. W zeszłym roku temat recenzencki TFA był tak zapełniony i tak długo żył (chyba do połowy stycznia), a teraz tutaj wchodzę i co widzę? Żadnego nowego postu od 23.12 (nie liczę drzewek). Co, ludzie działają tak jak im moda podyktuje? Słabe to.
PS Jutro postaram się wreszcie opublikować tę recenzję. Oczywiście, przygotujcie się na godzinną lekturę. Aż się boję, na ile stron mi to wyjdzie. Niech Moc będzie z Wami.
No właśnie czekam na tę reckę i czekam, a Ty o pustej sali piszesz
Takie ciekowstki to raczej do tematu o częstotliwości seansów kinowych niż do recenzenckiego
Niemniej godzinna lektura? Dalej Ci nie przeszło pisanie postów-gigantów?
Eee tam, co za różnica, w jakim temacie. Wszystkie w sumie dotyczą tego samego.
Wiem, że czekasz. W końcu poganiasz mnie codziennie od tygodnia.
W sumie to chyba przeszło. Wystarczy spojrzeć na moje felietony - kiedyś dłużyzny, których nie dało się czytać, a dzisiaj nawet ledwo 600 słów. Co do długości recenzji, to wyolbrzymiłem. Ale jak sobie pomyślę ile mam myśli do spisania, to aż mi się odechciewa tego pisać. Niemniej muszę. Czuję taką powinność.
Niech Moc będzie z Wami.
Bo w temacie o TFA sam nawaliłem chyba z ponad 100 postów i robiłem to tak umiejętnie żeby nie schodził z pierwszej strony XD
Z R1 nie ma za bardzo o czym. Jest, jest dobry (mnie nie porwał) i tyle, nie ma emocji, ten film nie wywołuje skrajnych emocji. W TFa miałeś hajp vs hejt
K***a, już nie mogę patrzeć na Wasze literówki
Zapamiętać, jak powinno się pisać JEDEN tytuł filmu, którego trailery i plakaty widzieliście jakiś PIERDYLIARD razy jest naprawdę tak trudno?
Pisze się ROGUE, ciućmoki!
ROGUE.
ROGUE.
ROGUE!
Dziękuję za uwagę.
Reagujesz zupełnie jak ja, kiedy widzę te wszystkie wspaniałe odmiany nazwy Metalliki, typu "Metallicy", "Metallici" itp.
No ale żeby od razu "ciućmoki"? To dopiero zniewaga, moje delikatne uszy więdną na sam dźwięk
PS Róż Łan!
to piękny zagłębiowski prowincjonalizm, który przeniknął do wielu okolicznych gwar - w tym tej zza rzeki No i jak tu nazwać inaczej te wszystkie istoty, które nie widzą nic zdrożnego w pisaniu o Różowym Łanie?
A co do zapisu nazwy Metalliki, to... oj tak! Radosna odmiana wkurza jak cholera - podobnie, jak czytanie o tym, że komuś podoba się "nowa płyta Bon Joviego" czy stawianie apostrofów nie tam, gdzie trzeba
Potwierdzam z tym ciucmokiem, w gwarze śląskiej tez się pojawia ( moja mama mówi do mojego chrześcijanką "ty ciućmoku" ). W ramach ciekawostki na rejsie jest "Gwara Zagłębiowska dla ciućmoków". Sorry za offtopa, ale musiałam
A ile razy widziałeś Rouge One żeby tak pisać?
Rouge One nie widziałem ani razu
Tak myślałem, nie widział a wypisuje... ręce opadają!
widziałem "Moulin Rouge". Liczy się?
No, wreszcie ktoś to wyartykułował. Mnie po prostu było głupio to robić, pomimo tego, że nie dało się na to patrzeć.
Niech Moc będzie z Wami.
Krótkie zestawienie wad i zalet:
+ postacie (niektóre)
+ humor (nie napiszę że płakałem ze śmiechu ale K2 miał swój urok)
+ fabuła (w Starym Kanonie kwestia zdobycia planów była trochę słabiej rozwiązana)
+ ogólna atmosfera; wojna, bezradność, dylematy moralne nawet wśród Rebelii; surowy klimat wojenny, ale też bez popadania w skrajności, jak to było w "Punkcie Przełomu")
- Imperialni (Rebelia ma odcienie czerni w sobie, ale Imperium już jest beznamiętnie złe do szpiku kości; znów odniosę się do Starego Kanonu: taka "Gwiazda Śmierci" była pod tym względem ciekawsza)
- odhaczanie bohaterów (i tak cała załoga Łotra 1 zginęłaby po ataku Gwiazdy Śmierci, mogli sobie darować rozwiązanie typu: `zrób co masz do zrobienia i umrzyj; jeden za drugim, będzie bardzie dramatycznie; nie możemy zabić wszystkich na raz, bo będzie nudno`)
Tego że szturmowcy jak zwykle pudłują na potęgę mogę im darować, po prostu trzymają poziom swoich następców XD (a może poprzedników?... Ajajaj, wibbly-wobbly, timey-wimey, kim są dla nich żołnierze z OT...)
Są jednakowoż 2 rzeczy których nie mogę wybaczyć.
1) Scena podczas bitwy na Scariff, wysadzenie Bramy. To że myśliwiec kopsnął potężny Niszczyciel w stronę drugiego Niszczyciela jest możliwe w Kosmosie. Ale to jak łatwo Niszczyciel rozpłatał tego drugiego... Czy Imperium wydało wszystkie środki na Gwiazdę Śmierci że Niszczyciele budowali z plastiku? Bo tak to wyglądało...
2) Chitturi. Do tej pory nie rozumiem kim był. Pojęcia nie mam o co chodziło z tym jego zakonem. Nade wszytko nie widzę ani krzty logiki w scenie w której umierał. Najznamienitsi Jedi szkolili się latami w Formie Drugiej (poprawcie mnie jeśli mylę numer), a potem machali mieczami na lewo i prawo żeby odbijać pociski laserowe. Wymagało to koncentracji i umiejętności, a i tak nie zawsze działało. A tutaj mamy ślepego mnicha który po prostu recytuje sobie jakiś wierszyk dzięki czemu pociski się go nie imają... E, że jak? Albo do mojej Mirindy ktoś dodał LSD albo w LucasFilmie ogłosili konkurs na najbardziej przepełnioną patosem scenę w dziejach Gwiezdnych Wojen.
Może EU rozwinie postać Chitturiego i tego czym właściwie był jego `zakon`, ale do tego czasu zdania nie zmienię. Nie przekonują mnie fanowskie bełkoty `oni nie używali Mocy tylko Moc używała ich`, za bardzo kojarzy mi się to ze Skippym. Tyle że tamto przynajmniej było zabawne w swojej kiczowatości XD.
Miałem chwilę WTF "o kogo chodzi?".
Ale z końcówki zrozumiałem, że o Chirruta i jego ślepe zaufanie do Mocy. Well... skoro przepotężnemu Vaderowi Moc przeszkadzała w trafieniu myśliwca pilotowanego przez żółtodzioba w Mocy (choć silnego potencjałem), to dlaczego nie mogłaby zmącić wzroku zwykłym* szturmowcom w celowaniu do gościa świadomie z Mocą zjednoczonego?
*akurat ta formacja, która załatwiła grupę dywersyjną, strzelała całkiem nieźle
Chirrut, właśnie, ciągle mi się myli.
Ale nadal mnie to nie przekonuje. Zjednoczony z Mocą? Właśnie z filmu ciężko wywnioskować tą jedność. Kim on w ogóle jest i na czym polega ta więź.
Od premiery filmu minęło już trochę czasu, a ja seans zaliczyłem w pierwszy dzień świąt. Za pisanie tej opinii zabrałem się dopiero teraz. Głównie z braku czasu, ale też dlatego, że dość trudno było mi napisać coś konstruktywnego. W przypadku "Przebudzenia Mocy" miałem wyjątkowo niewielkie oczekiwania i w efekcie film mnie bardzo pozytywnie zaskoczył, dlatego byłem w stanie swoją "recenzję" napisać tuż po obejrzeniu filmu. Natomiast "Łotr 1" okazał się być filmem takim, jakim mniej więcej oczekiwałem. Nie zabrakło elementu zaskoczenia, ale biorąc pod uwagę całokształt otrzymałem to, czego się spodziewałem. O wiele łatwiej pisze mi się jakąś opinię, gdy film przerasta moje oczekiwania lub nie spełnia ich prawie w ogóle. Tutaj wszystko jest prawie tak, jak miało być, ale po kolei.
Tym, co mnie niemal od razu zbiło z tropu, był brak charakterystycznych żółtych napisów na gwieździstym tle, pojawiających się na początku każdego filmu sagi. Ten brak sprawił, że przez moment zacząłem drapać się po głowie i zastanawiać, czy nie pomyliłem sal w kinie. Oczywiście pojawiła się słynna kwestia "Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... ", ale zaraz po niej nastąpiło automatyczne skierowanie do pierwszych scen filmu. Taki zabieg to pewna nowość i na pewno zależało twórcom na oryginalności (za co plus), ale przydałoby się jakieś drobne wprowadzenie. Co prawda wiadomo, jaki jest główny motyw filmu, ale jeśli już postanowiono zrezygnować z żółtych napisów, to można było zastosować coś innego w zastępstwie. Na przykład w serialu "Wojny Klonów" początek każdego epizodu (a także początek pełnometrażowego filmu) poprzedzony jest krótkim wprowadzeniem lektora. Coś równie oryginalnego można było zastosować w "Łotrze 1". Z tego względu zacząłem z początku odczuwać pewien dyskomfort, ale na szczęście im dalej w las, tym lepiej i można się było wczuć w klimat filmu.
Wspomniałem, że "Łotr 1" jest mniej więcej taki, jakim go oczekiwałem, ale niósł ze sobą pewien powiew świeżości. Film sam w sobie jest trochę inny, niż każdy epizod Gwiezdnych Wojen. O ile w każdym epizodzie sagi dobro i zło było jasno sprecyzowane, o tyle w "Łotrze 1" te granice zacierają się. Zarówno Rebelianci, jak i Imperium mają swoje jasne i ciemne strony. O ile w Starej Trylogii, w tym także z uwzględnieniem Expanded Universe (np. powieść "Ruiny Dantooine", którą bardzo lubię), trudno mi było o Rebeliantach wypowiadać się "pejoratywnie", o tyle w "Łotrze 1" jest inaczej. I na odwrót w przypadku Imperium. Każda ze stron ma swoje dobre i złe cechy i każda służy sprawie, w którą wierzy. Rebelianci chcą za wszelką cenę pokonać Imperium, które sieje terror w galaktyce, ale nierzadko posuwają się do działań, o które dotychczas bym ich nie podejrzewał. Jako przykład niech posłuży scena, w której Saw Gerrera poddaje "torturom" pilota Bodhi’ego Rooka przy użyciu potwora, zwanego Bor Gullet. Takich działań ze strony Rebeliantów nie spodziewałem się. Z kolei Imperium, mimo siania terroru, zamierza jednak doprowadzić do pokoju w galaktyce, ale na swoich zasadach. Dwie różne strony konfliktu, a jednak każda ma dobre i złe cechy. Samo pojęcie dobra i zła można różnie interpretować na podstawie tego filmu.
Kolejna nowość to oczywiście planety. Podobało mi się to, że przy każdej nowej lokacji pojawiały się podpisy. W ten sposób łatwiej mi było zapamiętać ich nazwy. Każda z planet była na swój sposób wyjątkowa. Jedha niemal od razu skojarzyła mi się z Tatooine. Na Eadu uwagę widza przykuwa imperialna rafineria. Scarif spodobała mi się ze względu na tropikalno-plażowy charakter. I tak dalej. Znanych lokacji też nie zabrakło, np. Yavin 4, czy Mustafar.
Kolejnym elementem charakterystycznym dla "Łotra 1" jest brak Jedi. To jest coś, czego się oczywiście spodziewałem. Nawet nie myślałem, że podczas filmu zostanie w ogóle odpalony miecz świetlny, a tu niespodzianką były dla mnie ostatnie sceny z Vaderem. Nie jestem pewien, w jakiej kategorii należy rozpatrywać Chirruta Îmwe’a, bo to jedyna postać (poza Vaderem), która posługuje się Mocą, a przynajmniej on sam w to wierzy (I’m one with The Force, The Force is with me). W każdym razie oczywistą kwestią był brak Jedi, ale jest to bez wątpienia czynnik, który odróżnia "Łotra 1" od innych pełnometrażowych filmów z sagi Gwiezdnych Wojen.
Skoro wspomniałem trochę o samych postaciach, to warto poświęcić im nieco więcej uwagi. Zdecydowanie najbardziej wyraziści są trzej główni bohaterowie, Jyn Erso, Cassian Andor oraz imperialny dyrektor Orson Krennic, ale także droid K-2SO. Druga z wymienionych postaci jest moją ulubioną. Od pierwszych scen ta postać mnie zaintrygowała. Głównie dlatego, że Cassian przypomina mi Kyle’a Katarna, którego od zawsze lubiłem, i który - według "legend" - skradł plany Gwiazdy Śmierci. Podobieństwo Cassiana do Kyle’a jest uderzające. Diego Luna w roli Cassiana spisał się na piątkę. Początkowo wydawał się dość okrutny, zwłaszcza w stosunku do Jyn, ale jak przyszło co do czego, to potrafił okazać jej lojalność i pomóc w wykonaniu misji. Główna bohaterka Jyn również wzbudziła moją sympatię. Warto zauważyć, że to już drugi film z uniwersum Gwiezdnych Wojen, gdzie najważniejszą postacią jest kobieta (w "Przebudzeniu Mocy" była nią Rey). Felicity Jones w roli Jyn również stanęła na wysokości zadania. Z kolei droida K-2SO polubiłem za jego humor. Każdy film z Gwiezdnych Wojen ma jakieś elementy humorystyczne i to właśnie K-2SO dostarczył mi tej dawki śmiechu. Postać Orsona Krennica również zasługuje na uznanie. Ben Mendelsohn miał do odegrania rolę postaci, która z jednej strony ma pokazać bezwzględność działania Imperium, zaś z drugiej strony - kogoś, kto jest bezradny wobec osób znajdujących się na wyższych szczeblach "władzy". Natomiast, jeśli chodzi o postacie dobrze znane z uniwersum Gwiezdnych Wojen, to albo zeszli na drugi plan, albo mają bardzo epizodyczny udział. Przykładem jest choćby sam Vader, który nie pojawia się zbyt długo, ale jak już go widzimy, to da się poczuć grozę. A wspomniana wcześniej scena, w której Mroczny Lord wyżyna rebeliantów przy użyciu Mocy i miecza świetlnego zaparła u mnie dech w piersiach.
Bez wątpienia "Łotr 1" opiera się w pewnym sensie na grze na sentymentach. Wprawdzie nie w takim stopniu, jak to miało miejsce w "Przebudzeniu Mocy", ale mimo swojej odmienności dało się w tym spin-offie odczuć klimat charakterystyczny dla Gwiezdnych Wojen. Nie tylko za sprawą wszystkich dobrze znanych postaci i planet, lecz także dzięki wszelkim bitwom (w przestrzeni kosmicznej i na lądzie), w których zastosowano dobrze znane machiny (myśliwce TIE, X-Wingi, krążowniki Imperium, maszyny AT-AT, itd.) oraz bronie (np. blaster imperialny). Wprawdzie wynika to faktu, że akcja "Łotra 1" dzieje się tuż przed "Nową Nadzieją", ale saga Gwiezdnych Wojen od zawsze kojarzyła się fanom właśnie z takimi bitwami. A ich oglądanie sprawia ogromną radość. Za to wielki szacunek do Garetha Edwardsa.
Od strony wizualnej nie mam do filmu zastrzeżeń (z jednym drobnym wyjątkiem) - obrazy, kolorystyka oraz efekty świetlne po raz kolejny sprawiły, że obraz był przyjemny dla oka. A w zestawieniu z efektem 3D duże wrażenie wywarła na mnie scena ataku Rebeliantów na stację kosmiczną, blokującą dostęp do planety Scarif.
Jeśli chodzi o muzykę, to byłem zaskoczony faktem, że po raz pierwszy nie skomponował jej John Williams. Tym razem tę robotę wykonał Michael Giacchino. Przyznaję, że muzyka w jego wykonaniu podoba mi się bardziej, niż ta z "Przebudzenia Mocy", ale wciąż znajduje się ona gdzieś z boku filmu, zamiast stanowić z nim jedność. Jednak w przeciwieństwie do epizodu VII, muzyka z "Łotra 1" bardziej zapada w pamięć. Jakieś 1-2 kawałki ciągle mi chodziły po głowie po wyjściu z kina. Natomiast w przypadku "Przebudzenia Mocy", oprócz głównych motywów, nie zapamiętałem nic. Aczkolwiek Michaelowi Giacchino trochę jeszcze brakuje, by móc komponować utwory równie dobre, jak te, które Williams stworzył w Starej i Nowej Trylogii.
W tym miejscu wypadałoby wspomnieć jeszcze trochę o kwestiach, które nie do końca przypadły mi do gustu. O muzyce już wspomniałem, ale mam pewne zastrzeżenie fabularne. Miałem wielki żal, że wszyscy główni bohaterowie zginęli. I choć można było to przewidzieć, to jednak na sam koniec filmu miałem cichą nadzieję, że Cassian i Jyn w jakiś sposób się uratują. Na szczęście zrekompensowała mi to końcówka filmu, ale o tym później. Jednak zdecydowanie ten film nie jest dla osób w młodym wieku i dla osób wrażliwych. Mieszane odczucia mam również w związku z użyciem CGI w celu odtworzenia aktorów, którzy już nie żyją bądź zestarzeli się.
Tym, co sprawiło, że po obejrzeniu "Łotra 1" powiedziałem "Wow, to był dobry film", była zdecydowanie końcówka filmu. Nie tylko ze względu na wspomnianą scenę z Vaderem, lecz także z powodu bardzo płynnego przejścia do "Nowej Nadziei". Aż się chce obejrzeć Starą Trylogię po zakończeniu tego spin-offu. Ponadto w trakcie seansu zrozumiałem, że przetłumaczenie oryginalnego "Rogue One" na "Łotr 1" ma sens. Dotychczas miałem to tłumaczom za złe, a teraz jestem skłonny do zaakceptować.
Podsumowując, "Łotr 1" to bardzo dobry film, ukazujący uniwersum Gwiezdnych Wojen z nieco innej perspektywy. Wnosi coś nowego do tej sagi, ale jednocześnie bazuje na czymś dobrze znanym. Potrafi wciągnąć i trzyma w napięciu. Jednak, w przeciwieństwie do "Przebudzenia Mocy", nie wywołał u mnie aż tak silnych emocji. Być może wynika to z faktu, że na ten film czekałem krócej, niż na VII część sagi, a być może z uwagi na to, że wiedziałem czego dotyczy fabuła. Nie zmienia to faktu, że warto było pójść na seans i z pewnością jeszcze nie raz wrócę do tego filmu.
8/10
Jednak nie wszystkie planety były "podpisane". I to jest dziwne, taki brak konsekwencji - powstaje wrażenie pewnego nieogarnięcia całości.
Dla mnnie to ewidentny brak konsekwencji, ale niektórzy fani Legends widzą w tym zabiegu próbę przypodobania się im. Głównie chodzi tu o niepodpisany Mustafar, który mają za legendarny Vjun.
Bawiłem się podczas czwartego (drugiego w IMAX) seansu Rogue One Film zaczął mnie lekko cieszyć
Szkoda że to był ostatni raz kiedy wyświetlają go na IMAXowym ekranie. 3D dalej jest płaskie i nic tego nie zmieni, ale wielkość ekranu i jakość dźwięku niezastąpiona
30 dni temu doznałem gigantycznego zawodu bo niespełniono moich oczekiwań, 29 dni temu pod wpływem skrajnie negatywnych emocji sprawa uległa dodatkowemu pogorszeniu. 23 dni temu, po rozmowach na privie z osobami które mają zbliżony do mojego gust filmowy i po trzecim seansie, uznałem że to jednak jest film SW.
Dzisiaj nawet udało mi się mieć jakąś rozrywkę. Film mnie cieszył, niewiele bo ani w 1/3 tak jak np. 8 czy 9 seans TFA, ale jednak!
Cieszę się, bo film mnie lekko bawił i co istotne tym razem delikatnie czułem że oglądam SW. Ostatnio był to zaledwie wniosek po suchej dyskusji i analizie, dzisiaj udało mi się to poczuć.
Uśmiechnąłem się nawet podczas najbardziej komercyjnej sceny z Vaderem. No i muzyka mi się spodobała, nawet mam ochotę ją przesłuchać. Jyn może co najwyżej pucować buty Rey na każdym polu, ale przynajmniej było miło popatrzeć na Felicity. Krennic też wzbudził więcej sympatii, prawie tyle ile podczas oglądania przedpremierowych spotów TV.
Podtrzymuję ocenę 8/10 jako film science-fiction i podwyższam ocenę z 4/10 do 5,5/10 jako film SW.
29 dni temu napisałem Ci "obejrzyj jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... aż polubisz". Widzisz? To działa. ~ Jeszcze kilka razy i dojdzie do 10/10 jako film SF&SW. Spytaj się HALa 9000, jeśli nie wierzysz. ~
Bez przesady, ale jest względnie dobrze - mam ochotę na kolejny seans po dzisiaj, a nawet dwa.
Niemniej na 10/10 nie ma co liczyć przez przynajmniej najbliższe 10 lat - zbyt destrukcyjne emocje we mnie wzbudził przy pierwszych dwóch seansach.
Gadaj z HALem ~, ja utknąłem na 7 i choć mam ochotę na 8 i 9, to nie mam kiedy. ~
A co do destruktywnych pierwszych seansów, to ja tak mam z TFA (też pewnie pisałem miesiąc temu). 3 razy w kinie i nierozfoliowana kolekcjonerka w domu. Z RO tak nie będzie - w kwietniu (czy jakoś tak) klatka po klatce. ~
*żółwik*
R1, klatka po klatce
Qel napisał:
Film zaczął mnie lekko cieszyć
uznałem że to jednak jest film SW.
Dzisiaj nawet udało mi się mieć jakąś rozrywkę.
film mnie lekko bawił
delikatnie czułem że oglądam SW.
-----------------------
Cóż za łaska Edwards na pewno pokraśniałby z zachwytu i wdzięczności
Qel, po ostatnim miesiącu czytania Twoich postów mogę powiedzieć jedno: lubię Cię tylko na żywo W necie jesteś beznadziejny
(W sumie lepiej tak, niż odwrotnie...)
Zaczynam się obawiać, że Rogue One było tak genialne, że straci wśród fanów jakichkolwiek przeciwników.
Obawiam się że nie prędko, znam przynajmniej trzy osoby które nie mają zamiaru R1 nigdy więcej oglądać po jednym razie w kinie. A dwie z nich mają ponad trzydziestoletni staż fanostwa
Ze mną wyszło, bo mam bilety za free, no i jak już pisałem wyżej - parafrazując Jyn:
Spróbuję raz jeszcze i jeszcze raz. W końcu jestem fanem Star Wars!
Tylko żebyś nie skończył tych prób jak Jyn.
Może tu mi się uda jakoś fajną dyskusję ułożyć a przynajmniej spróbuję
W sumie mam tak samo jak ty. I nie, nie podlizuję się tym czy coś. Ale mam podobnie. Znaczy ja doceniłem film po trzecim seansie który uważam za najlepszy i dzięki temu dałem 8 więcej o tym napiszę bo znalazłem w filmie więcej plusów.
Jeśli chodzi o 3D tu się zgodzę aczkolwiek i tak będę w domu oglądał w 2D więc jakoś to nie wpływa na moją ocenę przynajmniej.
Owszem po kolejnych seansach zyskuje, może wybiorę się na czwarty seans do miejscowego kina. Bo jednak film jest bardzo dobry. Spróbuj sobie połączyć ten film po kolejnym obejrzeniu z New Hope. Od razu dzień po albo zaraz po seansie. Te filmy fantastycznie się łączą. I teraz jeszcze bardziej doceniłem poświęcenie bohaterów Łotra. Szczególnie Galena. Oglądając niedawno New Hope aż łezka się uroniła jak to u mnie.
Scena z Vaderem to miód jednak dla fana Star Wars moim zdaniem. Ta scena chyba będzie klasykiem na pewno, może nie teraz ale będzie doceniana. Jyn w sumie nie jest taka zła ale jednak też wolę Rey i Leię Jyn to nie mój typ. Muzyka doceniłem po drugim seansie
polecam ci tą
https://www.youtube.com/watch?v=RaEzKRngCyY miazga
i klimatyczne https://www.youtube.com/watch?v=lAttuezmWKs&t=123s
Ja swojej dłuższej opinii jeszcze nie mam gotowej, bo pracuję nad stylistyką wypowiedzi. Żeby nie byliście na mnie zli za bełkot.
Co do ocen u mnie film ma 3 oceny. Podobnie jak z ostatnim Hobbitem
za pierwszą połowę filmu 6/10
za drugą 8/10
film jako sci fi też 8/10 czyli w sumie całościowo daję 8/10 za idealną łączność z filmem New Hope.
-------------------------------------------------
żeby nie offtopować do SW-Yogurt miałeś rację i warto zastosować taką taktykę. Co do Hala to to jest chyba najbardziej pozytywny i optymistyczny kinoman. Krytyki u niego jeszcze nie widziałem. Ma charakter i to ogromny jeśli chodzi o nastawienie
YodaZgredek napisał:
Ja swojej dłuższej opinii jeszcze nie mam gotowej, bo pracuję nad stylistyką wypowiedzi. Żeby nie byliście na mnie zli za bełkot.
-------------------------------------------------
-----------------------
A nie możesz starać się przed pisaniem każdej wypowiedzi? Nie powinieneś tego traktować, że robisz nam przysługę pisząc w miarę składnie. Powinieneś się starać głównie dla siebie, żeby nie uchodzić za ignoranta i dekla, no chyba, że ta łatka Ci nie przeszkadza.
Mogę się starać i zawsze albo przeważnie to robię. To że mi nie wychodzi to widać. Zmienić tego nie zmienię. Bo szkołę skończyłem ana dodatkowe zajęcia mnie nie stać. Całe życie taki byłem. Może dlatego że brakowało mi ojca... Szukam akceptacji na forum. Ale mi nie wychodzi. Tylko że ja nie mam nic do was wy do mnie tak. I jest mi przykro z tego powodu bo w ogóle was nie obrażam, nie prowokuję. Mam tylko żywiołowość. I chciałbym czerpać radość z tego forum. Ale widać nie mogę.
I jak mam w siebie wierzyć? Że będzie lepiej? Gdyby nie SŚFSW to chyba dalej bym nikogo nie poznał. Jeśli mnie nie rozumiecie powiedziałem już Kathi. Może mi usunąć konto...
Tylko by mi brakowało i czułbym pustkę bez tego forum...
Ja tam widzę u Ciebie postępy
Szkoda, że u Ciebie nie ma żadnych.
Spokojnie, po twoich ostatnich wypowiedziach widać że nad sobą pracujesz - ale jak się mówi "nie od razu Rzym zbudowano" - więc nie zrażają się - prędzej czy później efekty powinny cię zaskoczyć. Czasem krytyka jest potrzebna by się mobilizować do wykonania czegoś czy popracowania nad sobą - bo po każdym upadku, powinniśmy podnieść się silniejsi. Kasowanie konta nie załatwi niczego
Być może faktycznie dopiero za dziesięć lat docenisz w pełni zalety R1. Będziesz już znał epizody 8 i 9 oraz kilka innych "historii", zapragniesz czegoś innego i wtedy... WOW - odkryjesz na nowo R1.
Nie da się ukryć, że tak jak pisała Evening Star, spora grupa fanów ma inne preferencje i upodobania. Ja to doskonale rozumiem i dlatego podoba mi się to, co napisał kiedyś SW-Yogurt:
Czy mi się podobało? Tak.
Czy jestem rozczarowany? Tak.
Czy jeszcze raz obejrzę? Tak.
Fani mają swoje fantazje i oczekiwania, które film spełni lub nie. Jakieś "rozczarowanie" musi nastąpić. Oby było zawsze jak najmniejsze i żeby następowała jakaś "rekompensata" np. spodziewałeś się jednej blondynki, a dostałeś trzy brunetki
Moim zdaniem ważna jest różnorodność, bo każdy z nas był kiedyś dzieckiem i każdy kiedyś dorośnie (wszystko przed nami)
Idę piętnasty raz na R1, ale to nie oznacza, że chcę by wszystkie "Gwiezdne Wojny" były takie jak "Łotr", bo wtedy przestałby być wyjątkowy. Ale jak zrobią R2, R3 i R4 to nie pogardzę
Czy ja się też rozczarowałem?
Tak do cholery! Też fantazjuję.
Rozczarowało mnie Skarif. Przed premierą pisałem ciągle: Malediwy rządzą, Malediwy rządzą. Nawet sprawdzałem w biurach podróży ile się leci, ile przesiadek i takie tam. I co? Nic. Pipa. Malediwy wyleciały z filmu, większość scen które widzimy to CGI i UK które udaje Scarif (trzy palmy na krzyż). Coś tam przetrwało, na moje oko będzie 15%. Co pisałem w listopadzie:
OBAWIAM SIĘ, że niektórych pięknych ujęć widzianych w zwiastunie, nie będzie w filmie (tak jak było w TFA).
OCZEKUJĘ, że będzie ładne niebo z pięknymi chmurkami i chciałbym zobaczyć zachód słońca na Scarif.
Zamiast zachodu słońca dostałem "atomówkę" na horyzoncie - coś za coś, ale chmurki były
Czy film byłby lepszy gdyby spełniły się moje fantazje?
Wątpię, a nawet jestem pewny że nie. Być może miałby lepsze zdjęcia i "widoczki", a być może nie. Tego nie wiem. Natomiast mogę z całą pewnością stwierdzić, że przerósł on moje oczekiwania i zaskoczył bardzo pozytywnie.
I życzę "rozczarowanym" by "Łotr 1" przyniósł im jeszcze wiele radości podczas oglądania.
A wszystkim ludziom, by zapanował pokój na Ziemi
Ja kiedyś powiedziałem, że plakat do RO wygląda jak reklama paitbala w tropikach. I to podtrzymuję. I cieszę się że film nie wyglądał tak jak na tym konkretnym plakacie. Że bardziej wyglądał jak na tym plakacie z hełmem.
A chmurki - były I przepiękna scena z DS nad chmurkami. I wiele innych uroczych ujęć. I rewlecyjna scena wyrojenia się tajfajterow (szczególnie w 3D). Dokładnie jak napisałeś - "przerósł moje oczekiwania i zaskoczył bardzo pozytywnie" [2]
A to ostatnie - startujesz na miss Polonia czy coś? Pamiętaj, "Peace is only a lie"
Plakat był paskudny, ale szturmowcy w płytkiej wodzie na tle chmur burzowych to było piękne zdjęcie.
A to ostatnie... pamiętasz, co mówiłem kiedyś o Twoim czytaniu w myślach? Dokładnie o to mi chodziło (nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś jak oglądałem wybory miss, to każda wygłaszała takie "formułki") Przeczytałem całość przed wysłaniem i... było to takie "mądre" i dojrzałe, że zupełnie nie pasuje do faceta, który chodzi pół roku w krótkich spodenkach Normalnie jedną ręką pisałem, a drugą karmiłem sarenki - autoironia podstawą zdrowia psychicznego
http://www.filmweb.pl/news/FOTO%3A+%C5%81otr+ma+nie+jeden%2C+ale+dwa+nowe+plakaty-120291
chodzi o te "cuda"? swoją drogą powinny mieć dopisek znajdz 5 różnic xdd
plakaty do łotra poza Imaxowymi i tym głównym były mega średnie przynajmniej moim zdaniem jak dobrze że nie były oficjalne
10 lat? Kto wie, być może. Na pewno jest progres bo chcę pójść do kina kolejny raz.
Za pierwszym razem byłem nakręcony na nowy film, pozostałe trzy razy byłem bardziej z poczucia obowiązku indoktrynowania się filmem lub sprawdzenia czy faktycznie jest tak tragicznie jak wydawało mi się podczas pierwszego seansu.
Chyba proces się powiódł, bo teraz na prawdę chcę znowu zobaczyć Rogue One w kinie. No i z całą pewnością to zrobię, bo czuję że "ziarno muzyki" niektórych scen do dzisiaj się we mnie odzywa i delikatnie kiełkuje drążąc przy tym moją wyobraźnię.
Wiem na pewno tylko tyle że plan 50 seansów w kinie, czyli znacznego pobicia wyczynów JORUUSa związanych z TFA nie pobiję. Prawdopodobnie nawet do 10 seansu nie dojdzie, ale myślę że do 6 czy 7 pewnie tak.
Docenisz za 10 lat, bo do takich filmów trzeba dorosnąć
Evening, Ty też zmieniłaś stosunek do R1?
Nie, ten tekst, że może za 10 lat go w pełni docenisz mi się spodobał. Bo najczęściej po tych latach pada słynne "jak do niego dorośniesz"
-Niemniej na 10/10 nie ma co liczyć przez przynajmniej najbliższe 10 lat - zbyt destrukcyjne emocje we mnie wzbudził przy pierwszych dwóch seansach. - Qel Asim
Wiem Nie widzę jednak możliwości w przypadku tego filmu, że za 10 lat jego odbiór może drastycznie ulec zmianie, a jeśli już to w drugą stronę, bo efekty się zestarzeją.
Sprawdziłem kto robił konwersję R1... i to jest ta sama firma co robiła TFA i "Fantastyczne zwierzęta"
http://www.studiodaily.com/2015/12/star-wars-3d-conversion-stereo-d/
http://www.imdb.com/company/co0294624/
Zabrakło czasu czy pieniędzy? Bo umiejętności na pewno nie.
Ty byłeś tylko na 3D? Hmmm, to pół filmu nie widziałeś. ~
Piąty seans po dość sporej przerwie od czwartego.
Jak przy trzecim i czwartym seansie był progres, tak po piątym mam regres w pozytywności odbioru.
Jak już pisałem wcześniej, trzeci seans był po tygodniu przerwy od pierwszych dwóch i po licznych dyskusjach o filmie. Wówczas sucha analiza pomogła mi zaakceptować że R1 to jednak SW. Po kilku tygodniach, podczas czwartego seansu, w moim ulubionym fotelu w sali IMAX nawet udało mi się poczuć to co wcześniej dopuściłem do siebiet dzięki analizie. Film stał się dla mnie lekko przyjemnym, zacząłem go nawet lubić!
Piąty seans, 2D/dubbing zepsuł to co osiągnąłem.
Z pozytywnych spraw:
- muzyka co raz bardziej zapada mi w pamięć, co mnie cieszy;
- K2SO budzi moją sympatię;
- sprawa uznania filmu za SW jest już zamknięta. R1 to SW, choć nie takie na jakie liczyłem.
Z negatywnych spraw:
- dubbing. Pierwotnie go nawet broniłem, choć scena z Krenniciem rozkazującym zaalarmować garnizon już podczas pierwszego seansu mnie drażniła, bo zatraciła swój klimat. Podczas piątego seansu, będącego drugim w wersji dubbingowanej niestety moja wyrozumiała ocena straciła swą zasadność. Szczególnie drażnił mnie Chirrut, szczytem zażenowania w jego wypadku były słowa:
Are you kidding me? I`m blind!
W sumie, to tylko K2SO wyszedł tak jak trzeba;
- akcja. Film niestety znowu zaczął mi się dłużyć, aż do momentu rozpoczęcia walk na plaży. Aczkolwiek nie tak jak podczas.pierwszego czy drugiego seansu;
- Vader i mała rzeźnia kontra natłok easter eggów w filmie. Mamy Ducha, mamy wywoływaną Herę, mamy jadącego Choppera. A gdzie Kanan i Ezra? To oni powinni byli być w tym ciasnym korytarzu, brutalnie zamordowani jednym sztychem miecza świetlnego Dartha Vadera, podobnie jak inni rozpaczliwie wołający o pomoc rebelianci. Nie chodzi tu o walkę namiecze świetlne, Vader mógł tu zrobić to co już ukazano w Rebels, potęgą Mocy skierować ich własne miecze przeciwko nim samym i ewentualnie od niechcenia dobić, a później wyrżnąć resztę rebelianckich szumowin.
To było by praktyczne, bo twórcy Rebels mogli by w ostatnim odcinku serialu pokazać moment wylotu na Scariff, zamiast kombinować jak zakończyć serial bez pokazywania śmierci dwóch głównych bohaterów na kanale dla dzieci;
- co raz bardziej mnie "bawi", jak papierkowato wyglądają niszczyciele Imperium.
Spróbuję w poniedziałek zobaczyć R1 w wersji IMAX 3D/napisy, z całą pewnością nie chcę oglądać R1 z dubbingiem, przy TFA choć nie był doskonały to jednak znośny, o dubbingu R1 jednak tego powiedzieć nie mogę.
Od początku wierzyłem w ten film. Czekałem, czekałem i doczekać się nie mogłem. W dniu premiery napięcie było tak duże, iż myślałem że nie dojadę.
Obawiałem się zawału, wypadku komunikacyjnego, roju meteorytów, terrorystów, zamachów itp. Odetchnąłem z ulgą dopiero gdy siedziałem na swoim miejscu.
Niestety poszło mi w drugą stronę - gdy leciała jakaś reklama świąteczna, wzruszyłem się i łzy napłynęły mi do oczu. Powiedziałem sobie: STOP! Ogarnij się chłopie, w tym stanie nie da się oglądać! Pomogło.
Napisy
Informacje, że nie będzie napisów początkowych, tak charakterystycznych dla Star Wars, przyjąłem z dużym niepokojem. Domyśliłem się, że za tym pójdzie brak "Main Title". Otworzyłem się jednak na nowe propozycje i co?
Nadal uważam to za błąd. Ale... to trochę bardziej skomplikowane, bo wszystko ma swoje dobre i złe strony.
Argumentacja była taka, że spin-off to coś innego i... żeby ludzi w błąd nie wprowadzać... bla bla bla. Gdy film się kończy, to co słyszymy? "End Title"
Czyli byliśmy na epizodzie???
Jest to brak konsekwencji, podobnie jak przy "podpisywaniu" planet - R1 "Operacja Chaos" film wojenny
Mam znajomą, która nie jest fanką, ale zna wszystkie "Gwiezdne Wojny". Powiedziała mi, że zorientowała się w jakich latach dzieje się akcja, dopiero gdy zobaczyła Leię.
Zaśmiałem się, ale... przecież... skąd miała wiedzieć? Kto się interesował, ten wiedział, ja informowałem kogo się dało. Zastanówmy się. Początek filmu i...
nowa planeta, nowy pojazd, nowi szturmowcy, potem... nowa planeta, szturmowcy z OT w pojeździe z PT?
Można się pogubić. Początek zdaniem wielu osób był chaotyczny i gdyby były napisy, to w kilku zdaniach można było wszystko wyjaśnić. Można, ale czy trzeba?
Podobno należy wycinać wszystkie niepotrzebne rzeczy, a zostawiać tylko te, które są istotne dla fabuły. Ale czy istnieje wzorzec filmu doskonałego? Tak jak wzorzec metra w Sevres. NIE.
Z mojego punktu widzenia, akurat brak "czołówki" wyszedł na dobre R1. Ten "chaotyczny" początek jest świetny, bo nawet mając już kilka seansów na koncie, nadal nie byłem pewny na 100% co zaraz zobaczę, ponadto wolę oglądać planety, niż o nich czytać - jeden obraz wart tysiąc słów.
Muzyka
Michael Giacchino zamiast Johna Williamsa - to się nie mogło udać. A jednak... udało się!
To była misja niewykonalna i nie wierzyłem w jej powodzenie. Chciałem, żeby po prostu Michael zrobił "kopiuj-wklej" i wykorzystał znane motywy mistrza.
I on zrobił kopię, ale nie tak prostacką jak ja chciałem, tylko bardziej zmyślną. Oglądał OT i szukał podobnych scen do R1 (np. Endor - Scarif, transmisja kodu ), słuchał jakiej instrumentacji i aranżacji użył Williams. Chciał w ten sposób osiągnąć podobny klimat. Było to inteligentne kopiowanie.
Oczywiście dorzucił też coś od siebie. Nie da się ukryć, że Michael to nie ta liga co John, ale urósł on w moich oczach po tym filmie, mając tak mało czasu dał radę.
Najważniejsza różnica to długość motywów i ich eksploatacja. Williams ma długie frazy i większy oddech, ale jest też wszechstronny (np. "Szczęki" i "prymitywny" temat rekina, który składa się z 2 dźwięków - gdy zagrał pierwszy raz Spielbergowi, to ten się zaśmiał, bo myślał że to żart). Ponadto John jest ambitny i stara się nie powtarzać zbyt często ("Jedi Steps" z TFA nuciłem po wyjściu z kina, a pojawia się tylko RAZ). Dla porównania, mój ulubiony "motyw Jyn", który jest głównym tematem filmu i ciągnie R1, nadając mu odpowiedni klimat, pojawia się w całości około 15 razy i prawie drugie tyle we fragmentach - to sporo, ale jest fajny i się nie nudzi (wiem co mówię, bo jak szybko policzyłem, to tylko w kinie słyszałem go w sumie ponad 220 razy).
Bor Gullet
W Star Wars muszą być "potwory". Muszą być i koniec. Jak do tej pory tylko w ROTS nie było i... niech tak już zostanie. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na taki szczegół jak mrugającą lampa w scenie z Bor Gullet - znakomity pomysł, maskuje CGI i dodaje "mrocznego" klimatu - BRAWO.
----------------------------------
Hardcore (czyli informacje, których nie potrzebujecie).
Ujęcia "lustrzane" - w kinie zauważyłem dwa. Szturmowcy na Scarif, gdy ogłoszono alarm (odwrócono ujęcie znane ze zwiastunów), oraz DS nad Jedhą, szykuje się do strzału i obraca się w prawą stronę, a za chwilę już w lewą (ukształtowanie terenu nie zostawia złudzeń - to odwrócone zdjęcia).
Myśliwce na kółkach - fuj. Niepotrzebne to było, jedna scena 2-3 sek. i po co? U Abramsa było pusto więc pchali te myśliwce na wózkach, żeby coś się działo w tle, ale w R1 to nic nie wnosiło i mogli tą scenę śmiało usunąć. Kółeczka są wprawdzie mniej widoczne (bo mniejsze) niż w TFA, ale za to zamontowane na stałe - to większy błąd. U Abramsa były "wózki" na których stały myśliwce, więc same myśliwce były ok. Natomiast "sprytni" ludzie Edwardsa wmontowali kółeczka w stopki - fuj.
O innych aspektach filmu (fabuła, aktorzy itp.), już wiele powiedziano więc nie będę się powtarzał.
Rogue One - spin-off idealny. 10/10
"W Star Wars muszą być "potwory". Muszą być i koniec. Jak do tej pory tylko w ROTS nie było i... niech tak już zostanie."
Zależy o jakie ci chodzi. Varactyl (Boga), przyjazny potworek się już nie liczy?
Nie. Boga to (prawdopodobnie roślinożerna) "przytulanka", a nie POTWÓR. Kiedyś czytałem, że tej scenie gdy Kenobi wpada do wody, to w wodzie miało coś na niego czekać, ale... wyszło jak wyszło.
Varactyl to bardziej kategoria "wierzchowce" jak Dewback czy Tauntaun. I fajnie. Bo wierzchowce dobrze jak są. W R1 były, ale nazwy nie znam
Potwory, których szukamy to: Rancor, Colo, Rathtar czy Wampa (długo by wymieniać)
Witam moi drodzy ! Po dłuższej przerwie mojej nieobecności na forum, chciałbym napisać reckę do filmu - Łotr 1. Pierwszy raz byłem 17 grudnia a drugi seans zaliczyłem 6 stycznia. 17.12.2016 to nawet krócej pracowałem byle jak najszybciej zasiąść na fotelu w kinie.
"A long time ago in a galaxy far, far away...." i pierwsze zaskoczenie ! Zamiast żółtych napisów wprowadzających w film, mamy prom imperialny Krennica lecący w kierunku nieznanej mi planety. I tu pierwsze pochwały dla kompozytora Michaela Giacchino. Muzyka filmu doskonale współgra z filmem. Do samego końca ! Na początku filmu skaczemy z planety na planetę, i gdyby nie podpisy to bym się pogubił. Ale uważam to za plus. Same planety to prawdziwy miód. Ze wszystkich planet ukazanych w filmie, najbardziej spodobała mi się Jedha. Scarif na drugim miejscu, Yavin 4 na trzeciej pozycji a na czwartej pozycji deszczowa planeta Eadu. Mustafar, Wobani, Lah`mu, Coruscant oraz Pierścień Kafrene już tak nie bardzo, może dlatego że miały mało czasu ekranowego. A co do perełki filmu - czyli wizyty Orsona Krennica u pewnego jegomościa , to w internecie wyczytałem że początkowo Orson miał z nim rozmawiać w trakcie kąpieli... Ja też myślałem, że postać klęcząca przed zbiornikiem bacta to jakaś ważna osobistość, a co się okazało to wiecie. Czas przejść do bohaterów filmu...
Jyn Erso wypadła poprawnie. Nie mogę powiedzieć że zakochałem się w tej postaci. Bodhi Rook nijki. Cassian Andor już lepiej, ale film i każdą scenę kradną dwaj przyjaciele na śmierć i życie czyli Malbus i Chirrut Îmwe. DOSKONAŁY DUET !!! Aż przykro mi się zrobiło, gdy ostatecznie polegli. Zasługują oni na osobny film ze świata Star Wars, zamiast nowej opowieści o młodym Solo, LucasFilm powinno wziąć na tapetę Strażników Whillów.
Po złej stronie czyli Imperium mamy Orsona Krennica. Reżyser filmu nie wykorzystał potencjału tej postaci. Może Orson Krennic miał pecha, bo musiał wystąpić z dwoma legendarnymi postaciami - Vaderem i Tarkinem. Vader zdeptał aktorsko Krennica na Mustafar oraz pokazał Moc w końcowych minutach. Natomiast Tarkin (przez pięć minut myślałem że to prawdziwy Peter Cushing) też zdemolował aktorsko Krennica. Jest opanowany i zabójczy. Trudno wypowiedzieć mi się na temat gry aktorów Foresta Whitakera oraz Madsa Mikkelsena. Nie chce wypowiadać pochopnie, bo za mało się skupiłem na nich. Bo w tych scenach, gdy obaj panowie występują jest zniszczenie Jedha, głośna ,muzyka, Andor i spólka uciekają z celi, Jyn Erso i ważne wskazówki na temat ukrytej wady Gwiazdy Śmierci. Gdy obejrzę dokładnie na BluRay, to się wypowiem. Co do fabuły filmu, trzymała mnie od początku do końca. Choć początek filmu był niezgrabny, to póżniej jest coraz lepiej. Już przed bezpośrednimi wydarzeniami na Scarif, czułem że ekipa Łotra 1 nie przeżyje filmu. Myślałem, że chociaż to K-2SO przekaże plany DS księżniczce Lei. Gdy pojawiły się napisy końcowe, byłem zadowolony z filmu. Ale w samochodzie, gdy wracałem do domu to przypomniałem sobie, że w zwiastunach i spotach pokazywali co innego !!! Miło że LucasFilm mnie oszukało !!! i to pożytywnie ! Ciekaw jestem, jak miał wyglądać pierwotnie film. Do zobaczenia !
Tak. Planety to jeden z atutów R1.
Lah`mu - przepiękne, ten (islandzki) surowy klimat i genialne połączenie zieleni, czarnego "piasku" oraz "bieli"
Wobani - za krótko, by coś więcej powiedzieć niż to, że "Eden" to nie jest. Tak brudnych szturmowców jeszcze nie było.
Jedha - mój faworyt. Można oddzielny film nakręcić o tym miejscu. Tyle ciekawych rzeczy tam widzałem, iż zdumiewają mnie głosy o "nudnym początku filmu".
Pierścień Kafrene - ciekawa lokalizacja, ciasne uliczki w których możemy zobaczyć jak np. Twi`lekanka zagaduje imperialnych "klientów".
Yavin 4 - fajne.
Mustafar - spoko.
Coruscant - coś tam mało ruchu za oknami było. Na Blu-ray dokładnie sprawdzę, może "dzień bez samochodu" był
Eadu - świetne. Jyn w deszczu
Scarif - znakomite miejsce, niestety niewykorzystane w 100%. Ale i tak super.
Łotra obejrzałem już dłuższy czas temu ale długo w ogóle nie miałem ochoty o nim pisać.
Ostatnio obejrzałem jeszcze raz bo akurat była taka okazja i stwierdziłem, że w końcu napiszę tu swoją recenzję zgodnie z obietnicą daną kilku osobom
(Oczywiście będzie tona spoilerów...)
Jest to na pewno produkcja znacznie lepsza od Przebudzenia Mocy, które w porównaniu do niego w zasadzie nie daje się oglądać i powinno zostać wyłącznie zapomniane. Łotr jak najbardziej daje się oglądać, a to głównie dlatego, że jego twórcy ewidentnie włożyli minimalny wysiłek w scenariusz, scenografię i inne elementy. Spróbowali zrobić cokolwiek nowego i troszeczkę nowego zrobili, a przy tym mieli minimum szacunku do uniwersum i nie zrujnowali go, jak uczynił to Abrams. Łotra można więc bronić i da się go jednorazowo obejrzeć, ale film ten ma też tak mnóstwo fundamentalnych mankamentów, że powodują one iż jest to raczej dzieło o jakości, której oczekiwałbym od kiepskiego gwiezdnowojennego serialu, a nie od pełnometrażowego filmu wyświetlanego w kinach.
Fabuła w skrócie jest dość przewidywalna i oczywista ale jednocześnie ciekawa w swych detalach. Rebelia musi zdobyć plany, wiadomo że musi się je udać. Po drodze jest jednak sporo nowości, które powodują, że ogląda się to wszystko w miarę znośnie: wątek z Jedhą jest dość wciągający i planeta prezentuje się ciekawie, momentami ciekawa jest zaprezentowana w filmie struktura samego Sojuszu, dość dopracowane są też wszystkie widoki i planety (które w odróżnieniu od tych w TFA nie straszą i nie wyglądają jak podróbki dekoracji do do niskobudżetowego fantasy). Jest też oczywiste, że ten film stara się przemówić do nas czymś więcej niż gagami dla nastolatków - to dzieło bardziej dojrzałe i troszeczkę dorosłe, choć strasznie naiwne.
Wszystkich dobrych elementów jest więc w filmie całkiem sporo. Przekonują prawie wszystkie sceny walk w kosmosie, które wyglądają na wyreżyserowane, a nie odwalone w pięć sekund (jak w TFA). Dobre (zwłaszcza w porównaniu do TFA) są też prawie wszystkie scenerie (w tym zamek Vadera, choć mogliby pokusić się o ukazanie Vjun, bo kiblowanie Vadera na Mustafar, gdzie został spalony i pocięty jest nieco dziwaczne). Dobrych jest też wiele postaci drugoplanowych, choć wszystkie są przedstawione bardzo pobieżnie. W zasadzie to drugi plan ratuje ten film, bo zarówno K2SO, Cassian Andor, Saw Gerrera, Bodhi, Chirrut, czy Baze posiadają jakieś motywacje, jakieś tło i cele. Jak na pojedynczy film duża część drużyny Łotra broni się więc całkiem dobrze i nie mamy tu tego ohydnego wrażenia, że postacie, które oglądamy są nastolatkami z High School Musical, które mają ubaw na planie z dekoracjami po Nowej Nadziei.
Co jest złe i bardzo złe, co pod wieloma względami kładzie ten film i co czyni z niego tylko umiarkowanie znośne dzieło, do którego nie będę miał ochoty wracać?
Po pierwsze: montaż i tempo, a po drugie główny wątek fabularny oraz główna postać, czyli nasza główna bohaterka.
Przede wszystkim sam film jest bardzo nierówny. Na początku otrzymujemy całkiem niezłe wprowadzenie do historii, po czym po chwili zaczyna się montaż niczym z głupawego teledysku. Żadna scena nie jest poprowadzona spokojnie, film jest mocno rwany, a główny wątek szybko spycha wszystko na bok, pozostawiając uczucie niedosytu. Twórcy ewidentnie chcieli za dużo i dlatego też zupełnie nie przekonuje mnie cała historia przedstawione w Łotrze, która dzieje się w zasadzie w zaledwie kilka dni i pokazuje misję zdobycia planów Gwiazdy Śmierci jako aktywność przypadkową, spontaniczną i pośpieszną. Planety zmieniają się tu zdecydowanie za szybko, nasi "wywiadowcy" zbyt szybko przechodzą od wewnętrznych rozterek i załamania nerwowego do bohaterstwa itd...
Najsłabszym elementem filmu jest jednak bez wątpienia główna rola kobieca. Felicity Jones gra po prostu tragicznie. Jej wieczne wpatrywanie się w próżnię, ta sama płaczliwa minka jakby jej postać miała zaraz się popłakać z powodu utraty rodziny, a do tego żałosna i prześmieszna transformacja jej postaci, która przez pierwszą godzinę ma wszystko gdzieś, a potem, kiedy tata umiera w jej ramionach (scena ta sztampowością i kiczem przebija naprawdę wielu laureatów złotych malin) nagle staje się największą rebeliancką bojowniczką o sprawę.
Cała historia Jyn jest takim typowym disneyowskim wynalazkiem: od zera do bohatera (to schemat który pojawia się też w TFA, gdzie tą samą drogę przebywają i Rey i Finn). To ulubiony schemat filmów robionych przez korporacje, które uważają, że skoro film będą oglądali niedowartościowani ludzie to muszą po projekcji `uwierzyć w siebie` i w to, że w dwie godziny niczym Jyn Erso mogą przeistoczyć się z kryminalisty w bohatera wszechświata. Należało się jednak na coś zdecydować!
Albo 1) niezdecydowana bohaterka, która nieco przypadkiem odgrywa tu jakąś rolę, z przewodnią funkcją postaci granej przez Andora, który jest rebelianckim specjalistą i agentem albo 2) komandoska, stara wyga wywiadu i prawdziwa przywódczyni z krwi i kości, która jest kobietą czynu. Jyn Erso to jednak ani jedno, ani drugie. To beznadziejnie zagrana, źle napisana postać, która jest do filmu doklejona praktycznie na siłę. Ciągle też nie mogę pozbyć się wrażenia, że Erso zabiera czas ekranowy interesującym postaciom drugoplanowym, w tym np. postaci granej przez Whitakera, którą zdecydowanie zbyt szybko i głupio uśmiercono. Jako raczej stary stażem miłośnik sagi nie mogę też wprost znieść tego, że główną funkcję w planie zdobycia planów Gwizdy Śmierci zamiast komandosów i specjalistów odgrywa oczywiście dziewczyna z przypadku, której motywacji tak naprawdę do końca nie znamy, bo to co nam pokazano jest fatalnie odegranym i nieprzekonującym skrótowcem. Ta postać nie posiada zresztą nawet jednej dobrej linii dialogowej. Przez większość filmu odzywa się pojedynczymi słowami, a potem następuje kuriozalna „przemowa”, gdzie nagle staje się najbardziej wierzącą i zapaloną obrończynią sprawy, aż Mon Mothma i cała reszta rebelianckich wyg otwiera buzię ze zdziwienia i chowa się w cień. Wątek Jyn to kiepska komedia, która swoim cieniem kładzie prawie cały ten film. Kiedy w końcu ginie czuje się raczej ulgę, a nie smutek.
Kontynuując niuanse fabularne: mocno irytuje także sama Rebelia. Sojusz jest tu przedstawiony jak kłótliwa zbieranina, gdzie nie ma żadnego poważnego łańcucha dowodzenia. Ot, stoi sobie taka grupka, gdzie każdy kto dołączył choćby pięć minut temu może dołączyć do rozmówek, i debatuje. Wszyscy kłócą się, jak staruszki na targu... Każdy, niczym w Hyde Parku, może sobie rzucać jakieś hasła i zgodnie ze swoim widzimisię coś tam gadać albo robić, zgodnie z rozkazami, albo nie bo w zasadzie wszystko jedno i słuchajta se serca, a nie generała. Ogólnie to taka dziwna grupka, która nie poradziłaby sobie chyba nawet z zarządzaniem dużym sklepem, a co dopiero z organizowaniem galaktycznego powstania. Badziewność Rebelii jest jednak i tak mniejsza od badziewności Ruchu Oporu z TFA. Ta Rebelia ma przynajmniej kilka statków, więcej niż pięć myśliwców i jakąkolwiek bazę, a do tego wygląda na to, że co najmniej kilkuset żołnierzy, więc nie jest zdana wyłącznie na emeryta Hana, zdrajcę, który dołączy do nas 5 minut temu Finna i Chewiego. Zasadniczo jednak nawet Rebelia z Nowej Nadziei jest zorganizowana znacznie poważniej, dojrzalej i sprawia wrażenie spójnego organizmu, armii. Wystarczy przypomnieć sobie scenę odprawy przed walką w ANH i porównać ją z kłótnią przy rebelianckim stole z Łotra. Tutaj mamy dziwne pogaduszki Organy z Mon Mothmą, wtrącającą się kiedy chce Jyn i wyskakujących przypadkowych oficerów.
Dolepiony bardzo na siłę jest też oczywiście Vader. Jego rzeźnicza, dorobiona trochę na doczepkę rola na końcu jest jeszcze jednak do zniesienia bo można ją usprawiedliwić intencją zrobienia z Łotra Jeden wstępu do Nowej Nadziei. Jednak Vader (szczególnie w scenie z zamkiem) zachowuje się tu momentami nieco komicznie, bardziej jak tani polityk, a nie Lord Sithów. Dziwi też, że nagle decyduje się ruszać samotnie do walki z Rebeliantami, skoro tradycyjnie (nawet w Nowej Nadziei) do takich starć posłałby jednak swoich szturmowców.
Film posiada też kilka dziur fabularnych. Wymienię tylko podstawową: w jaki sposób Galen Erso był w stanie dokonać sabotażu projektu Gwiazdy Śmierci? Czy naprawdę stacja ta była dziełem tylko jednej osoby, której pracy nikt nie kontrolował i nie sprawdzał? Czy to projekt i rezultat pracy samotnego artysty, który mógł ukryć ot taki sobie szyb wentylacyjny, dzięki któremu bez trudu można zniszczyć całą stację? Wydaje się, że to absurd. Imperium miało armie naukowców, a tego rodzaju sabotaż byłby raczej dostrzeżony. Zdecydowanie bardziej kupuję wersję z Nowej Nadziei: Imperium nie doceniało i ignorowało zagrożenie ze strony myśliwców. I tyle. Broni się to znacznie lepiej od historii „dobrego i kochającego córunię tatusia, który przez 20 lat projektował superbroń zdolną mordować miliardy istnień bo założył sobie, że dorobi tej broni słaby punkt”. Gorzej, że skoro tego rodzaju wada była wprowadzona w Gwieździe na siłę przez sabotażystę to jak wyjaśnić tę samą praktycznie wadę w Gwieździe Śmierci II? Już nie wspominając o prześmiesznym w tym kontekście „Starkillerze”. Inne dziury fabularne: dlaczego Rebelia powierza całe zadanie właściwie jednej osobie? Dlaczego Gerrera po prostu decyduje się zginąć od imperialnego ataku? Dlaczego Imperium w ogóle ufa staremu Erso skoro już raz uciekł?
Na koniec jeszcze trochę o „przesłaniu” filmu. Wszędzie wkrada się w nim tanie moralizatorstwo. „Tanie” ponieważ film koncentruje się na pokazaniu Rebelii od „mroczniejszej strony”. I robi to całkiem fajnie, ale zaraz potem reżyser mocno nami wstrząsa i każe sympatyzować z Jyn, która odkrywa, że Rebelia nie jest "święta" bo może chcieć kogoś zabić, w tym konkretnie jej tatusia (a jak wiemy w produkcjach amerykańskich nie ma nic bardziej świętego od rodziny i więzów krwi). Jakoś średnio jestem w stanie brać w obronę imperialnego naukowca budującego gwiazdę śmierci, ale może to ja. Szczerze kibicowałem Andorowi żeby zabił Galena. Równie żałosną zagrywką twórców jest dodanie do filmu tych "złych rebeliantów-agentów", którzy chcą nagle "odkupić swoje winy"... Ogólnie rzecz biorąc ten wątek ze „złą Rebelią” jest wręcz komiczny dla wszystkich, którzy trochę chociaż liznęli historii i wiedzą, jak wyglądają realia jakiegokolwiek ruchu oporu, podziemia, czy grup rewolucyjnych. Ale oczywiście tu targetem jest młoda widownia, więc i odkrycia są na poziomie osób niewtajemniczonych w cokolwiek. Stąd śmieszą mnie tak wielkie wyrzuty sumienia i wahania u agentów Rebelii, tacy ludzie nie przetrwaliby działalności w Ruchu Oporu. Wszyscy oni nie robili tak naprawdę niczego złego, chyba że żyjemy w świecie wartości rodem z bajek Disneya, gdzie wojny wygrywa się miłością i brokatem we włosach. Niestety, to moralizowanie robi się od pewnego momentu bardzo irytujące, zwłaszcza także pod kątem usilnego wybielania Galena Erso, który miał być chyba "postacią tragiczną", a wyszła z niego postać bez sensu.
Pozostałe słabe elementy w skrócie... Kiepska i żadna w zasadzie muzyka. Wtórny i nudny wątek rodzinny. Wciąż denerwująca słabość szturmowców. Sztuczność Tarkina oraz Leii i beznadziejne jakościowo wklejki z pilotami prosto z Nowej Nadziei. Wstawianie wszędzie nowych i beznadziejnie wyglądających ras, które nie trzymają się klimatu Gwiezdnych Wojen i wyglądają gorzej od kukiełek z 1979 roku. Ogólna przewidywalność. Beznadziejność sceny śmierci głównych bohaterów, którzy nie usiłują nawet uciekać i się chować tylko ot tak tulą się na tle zagłady. Głupich pojedynczych scen jest zresztą wiele, że dodam tylko kretyńską do kwadratu scenę z "korwetą Hammerhead" (nie psuć mi KOTORów!), która popycha ISD niczym rzymski statek-taran, czy scenę kiedy modląc się Chirrut szedł z prędkością 1 km/h i nie oberwał ani razu (jego postać została też chyba nieco "przepakowana" skoro osiągnął w tym filmie znacznie więcej od wielu trenujących latami Jedi i Sithów). Brak istotniejszych nowych pomysłów i ciągłe zrzynanie ze starych filmów i historii Kyle`a Katarna i Jan Ors (która dobrze sfilmowana, przy tym budżecie biłaby fabularnie Łotra Jeden o całe lata świetlne)…
Podsumowując: Łotr Jeden posiada pewne istotne zalety, które mogłyby zadecydować o jego wartości. Jest filmem, który posiada momentami świetną atmosferę filmu wojennego, posiada wiele interesujących postaci i niedopracowanych wątków, które proszą się o rozwinięcie. Ogółem jednak przeważają tu: wtórność, zła gra aktorska głównej postaci, beznadziejne i sztampowe dialogi, czy scenariusz, który leci na jedno, zużyte już kopyto. Biorąc pod uwagę to, że pod względem historii film ten nie wprowadza żadnych nowości do uniwersum, a jedynie odgrzewa wiele kotletów to ocena nie może być wysoka. To nie są pełnometrażowe Gwiezdne Wojny do jakich przywykłem, zdecydowanie za mało tu nowych treści i nowych pomysłów, a słabość scenariusza, zbyt pośpieszna akcja i główna bohaterka, która sztampowością swojej drogi "od zera do bohatera" psuje cały klimat przeważają.
Można więc ten film zaakceptować, ale jedynie, jako raczej nieudaną próbę stworzenia czegoś nowego, gdzie przeważyło jednak (znów) podrabianie wątków do Oryginalnej Trylogii. Gdzie znów też przeważyło prostackie prowadzenie postaci i gdzie akcja - wzorem gier komputerowych - nie niesie sobą wiele sensu. Film daje się jednak jednorazowo obejrzeć i znieść, także dlatego, że nie rości on sobie praw do miana kolejnego epizodu. To film nieudany, który przy niewielu zmianach mógłby być świetny, a tak pozostał bardzo przeciętny i przede wszystkim raczej nieznośny na dłuższą metę. Próby stworzenia klimatu wojennego, nowe światy, czy ciekawe drugoplanowe postacie ratują jednak ten spektakl i w rezultacie warto go, choćby raz, obejrzeć, aby zobaczyć ile (marnowanych przez Disneya) możliwości drzemie w sadze. Ten film daje się więc bardzo nie lubić, ale przynajmniej nie obraża widza.
+ Bardzo intrygujące postacie drugiego planu
+ A także bardzo dobre momentami aktorstwo na drugim planie
+ Scenografia, planety, pojazdy... wreszcie z klimatem Star Wars
+ Dobry momentami klimat wojenny i dobre sceny walk
+ Przyzwoite walki w kosmosie, które nie są tylko zapychaczem
+ Ciekawa próba rozwinięcia Rebelii
+ Nie jest całkowitą kalką dzieł Lucasa, jak TFA
- Słabość scenariusza, który jest też zbyt rwany
- Historia głównej postaci
- Która w zasadzie równie dobrze mogłaby nie istnieć i oddać pole agentom Rebelii z prawdziwego zdarzenia
- `Przemiana` bohaterki wiarygodna niczym przemiana Rey
- Zupełnie zbyteczny "dramacik rodzinny"
- Gra aktorska Felicity Jones
- Robienie ze szturmowców, Imperium... idiotów
- Zły montaż = za szybkie tempo fabuły
- Niewielka wiarygodność całej historii
- Naiwność przesłania, tanie moralizowanie
- Muzyka... już lepiej było dać samego Williamsa
- Dialogi, szczególnie w scenach z przemowami
- Nic nowego pod słońcem, żerowanie wciąż na tym samym
4,5/10
Dobra i obszerna recenzja. Cieszę się, że oprócz mnie ktoś także zauważył, że Felicity Jones nie wyszła idealnie w tym filmie (wyszła poprawnie - nie wyróżniała się ani dobrze, ani źle), szczególnie w porównaniu do znakomicie zagranych pozostałych bohaterów; tak samo jak z patosem, którego pełno, przez co w niektórych momentach wypada on nawet śmiesznie, jednakże moim zdaniem nie wpływa na odbiór całego filmu. Są to jednostkowe momenty, które nie przyćmiewają całości czy nie są czymś aż nazbyt widocznym. Dlatego też w swojej recenzji nie uwypukliłem tego wątku w myśl zasady, że nic nie jest idealne. Z perspektywy czasu mógłbym co prawda wystawić chociażby ocenę 9,5/10 w kategorii "Gra aktorska", ale byłaby to tylko sztuka dla sztuki według mnie. Szczególnie jeśli uważam 10/10 za ocenę właściwą, mimo wszystko.
Zgadzając się z wszystkimi za i większością "przeciw" (w tym największą wadą - muzyką) i tak daję 9.5/10 - szczególnie, że właśnie skończyłem jeszcze ciepłe BD i zaraz puszczam ANH.
Tak, film jest momentami idealizujacy i naiwny, ale taki ma być. To dalej Starłorsy, czy produkcja dla dzieci, przy której dobrze bawią się i dorosli.
Strasznie dużo tekstu jak na myśl "to nie są Prawdziwe Starłorsy jakie bym zrobił dla siebie i trzech kolegów"
Pobawmy się przez chwileczkę w spekulacje. Biorąc pod uwagę całą listę błędów, które wymieniłem wystarczyłoby 1) wziąć inną aktorkę, 2) przepisać delikatnie scenariusz dot. wątku rodzinnego i 3) zmienić charakter głównej postaci oraz 4) lepiej zmontować ten film i 5) zrobić Rebelię bardziej poważną i dodać jeszcze smaczków żeby już film był 2x lepszy...
Także moja myśl bynajmniej nie wyraża tego, co mi wmawiasz. Raczej to, że film ma kilka naprawdę mocnych stron ale parę kluczowych słabości go kładzie. Kilka dni siedzenia nad scenariuszem i montażem i byłoby znacznie lepiej, a do tego nie byłoby też żadnych strat pod względem marketingowym. To jest zresztą być może główny na tę chwilę problem Disneya: mnóstwo fuszery, za mało solidności (z której słynął Lucas) i zbyt bajkowo-infantylne schematy. Podkreślałem też, że Łotr posiada sporo potencjału w odróżnieniu od TFA.
Chłopie, w recencji wymieniasz całą listę grubych wad, potem kompresujesz ją do pięciu punktów i twierdzisz, że "wystarczy" wprowadzić poprawki w owych pięciu obaszarach i magicznie dostaniemy lepszy film. Otóż tak to kolego nie działa. Te 5 punktów, które podajesz, w zasadzie oznaczają zrobienie zupełnie innego, nowego filmu, opartego na innych założeniach co do gatunku, z inną obsadą, innymi postaciami, innymi środkami technicznymi.
Parę kluczowych słabości kładzie Łotra 1. To prawda, nie da się tego inaczej powiedzieć. Ale z takiej opresji film nie wychodzi dzięki drobnym trikom montażowym czy poprawkach w postprodukcji. Mówimy tu o fundamentalnych błędach, które sprawiają, że film nie ma prawa działać. Zarzucanie "fuszery" jest zupełnie nie na miejscu, bo R1 pod względem czysto technicznym jest zupełnie poprawny, jest wprost wzorcem solidnej reżyserii filmu akcji. Problem jak zwykle leży w detalach.
Drobne szczegóły, w których wszystko się gryzie fabularnie i psuje R1 wynikają z tego, że producenci wzięli zły materiał i wcisnęli go w niewłaściwą formę, kolokwialnie mówiąc. Miał być film wojenno-szpiegowski, a dostaliśmy jakieś "niewiadomoco" z elementami rodzinnej epopei i wątkiem odkupienia (znowu!!). Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, biorąc pod uwagę istnienie ogromnej liczby filmów wojennych i przygodowych, z których można było bezczelnie skopiować strukturę i nikomu by to nie zaszkodziło.
Co do potencjału. Każdy film w jakimś momencie ma potencjał. R1 miał potencjał w momencie "poczęcia", był świetną okazją do zrobienia solidnego filmu przygodowego. Nie udało się, film dla ludzi spoza fandomu jest zupełnie bezbarwny, nudny i bezsensowny. Bez zaplecza w postaci Uniwersum, nikt nie zwróciłby na Łotra uwagi. W przeciwieństwie do Łotra, który wyszedł poważny i monumentalny - TFA to prościutki i skromny film, wypełniony akcją i humorem. Uważam, że TFA znalazło by widzów nawet gdyby Uniwersum nigdy nie powstało. To jest prawdziwy potencjał, zdolność do budzenia emocji i zaangażowania widza.
Ależ ja podpisuję się pod twoim zdaniem rękoma i nogami.
Pięć punktów, które przedstawiłem to w zasadzie zrobienie nowego, innego filmu. Ale na częściowej chociaż bazie tego, co jednak powstało.
Dlatego też twierdze, że Łotr miał pewien potencjał, który jednak zmarnowano. Całkowicie zgadzam się też, że to właśnie pomieszanie wątków i intencji wywołało cały ten galimatias. Łotr jest też właśnie strasznie infantylny, ponieważ wszystko ginie w historiach o tatusiu i córeczce, która pokazana jest fatalna.
Czyli 5 poprawek i byłoby 9/10? Cool!
(całe akapity błędów najwyraźniej tracą na znaczeniu)
Niestety, ciężko traktować poważnie "recenzję" która skupia się na szukaniu powodu, żeby kopnąć w TFA (nie żeby mi to przeszkadzało, jest to strasznie śmieszne w swej dziecinności), dissuje bohaterów identycznych jak w ANH i TPM oraz wychwala solidność Lucasa, której efektem jest reżyserowanie PT na poziomie "Klanu".
Tak, dałoby się przy sporym nakładzie sił ale dotyczącym w zasadzie głównie tych pięciu aspektów zrobić z tego dobry film... Natomiast jeśli oceniasz Prequele na poziomie "Klanu", a Łotra masz za wielkie dzieło to raczej nie mamy o czym dyskutować.
Jesteś niesamowicie konsekwentny pisząc "przy sporym nakładzie sił" "delikatnie przepisać scenariusz".
I faktycznie nieszczególnie mamy o czym dyskutować skoro ROTJ (!) i ROTS (!!!) wyceniasz od czapy na 9,5, a RO na 4,5 (moja ocena RO jest w tym wątku, oceny Epizodów w innych wątkach).
PS Jeżeli filmy oceniasz z takim samym zrozumieniem z jakim czytasz zdanie "reżyserowanie PT na poziomie Klanu", to właściwie nawet nie mam się czmu dziwić.
Co do montażu zgadzam się całkowicie, najgorzej jest w pierwszej połowie filmu.
Rola Jyn również mnie nie zachwyciła...
Wymieniona przez Ciebie opcja numer 1 lub 2 teoretycznie bardziej pasowałyby do EU jakie znaliśmy, ale wersja Łotra 1 też nie jest zła. Nie jest to też dziewczyna z przypadku, to córka "złego" naukowca pracującego dla Imperium, która po poznaniu prawdy chce oczyścić dobre imię ojca i sprawić by jego poświęcenia oraz jej cierpienie przez całe życie nie poszły na marne.
To, że rebelia jest ukazana w taki, a nie inny sposób to akurat bardzo dobrze. W Łotrze nie mamy do czynienia z jedną, zgodną komórką jak np. w serialu Rebels, ale z całą masą takich niezależnych od siebie komórek, które dopiero co zostały połączone przez Mon Mothmę (struktura była na tyle świeża że Mon Mothma nie pomogła na Attolon przed Thrawnem). Bitwa o Scarif była pierwszą operacją połączonych komórek rebelii i dopiero od tego momentu wszystko zaczynało być uporządkowywane. Zauważ że Jyn i jej grupa polecieli na samowolę, identycznie Admirał Raddus, potem dołączyła reszta.
Kompletnie tego nie rozumiem, dlatego z ciekawości jak powinien się zachowywać Lord Sithów? Co do samotnego ruszania po plany, pewnie jakąś minimalną obstawę w tym promie miał, może zginęli, a może pilnowali promu? Tak czy siak Vader musiał jak najszybciej zlokalizować plany na gigantycznym statku dowodzenia, to wymagało jego osobistej interwencji. W ANH cały Tantive IV był "wciągnięty" na pokład Devastatora, teoretycznie co mogło pójść nie tak?;p
Wyjaśniam "dziury" fabularne:
- Galen Erso nie projektował całej stacji bojowej sam, był "tylko" szefem grupy odpowiedzialnej za superlaser. Skoro był odpowiedzialny za superlaser to i za jego zasilania czyli reaktory, a skoro za reaktory to i za ich wentylację, ja tu żadnego absurdu nie widzę;p W filmie Galen wystarczająco wyjaśnia, że wada jest na tyle mała i z pozoru nieistotna że jej nie wyłapią oraz że pracuje nad nią 20 lat (i w domyśle opóźnia ile się da) bo zdaje sobie sprawę że budowę Imperium zakończy z nim lub bez niego bo nie jest niezastąpiony. Powielenie wady w IIDS i tak ma sens - powielono jedynie trudne do zauważenia kwestie stabilności reaktora, tę najbardziej widoczną wadę czyli szyb wentylacyjny prowadzący prosto do niego naprawiono. To, że Palpatine postanowił ryzykować bitwę z nieukończoną jeszcze stacją i w ten sposób do reaktora mógł dolecieć cały myśliwiec to już inna kwestia;p Starkiller to już zupełnie inna para kaloszy, tam nie było reaktora, a zniszczenie oscylatora odpowiedzialnego za bezpiecznie "magazynowanie" energii "wyssanej" ze słońca, gdyby Starkiller nie ładował się akurat do strzału planecie jako tako nic by się nie stało.
- rebelia nie powierza tego zadania jednej osobie, ba nie powierza go nikomu! Jyn, Andor i reszta to samowolka, tak samo dołączający do nich Admirał Raddus.
- Saw Gerrera był wrakiem człowieka, i tak miał małe szanse na ucieczkę, a spowalniałby Jyn i resztę
- Imperium ufało Erso? Hmm, pewnie na tyle na ile można ufać "porwanemu" naukowcowi. Może pomogą Ci słowa Galena który twierdził że grał złamanego człowieka znajdującego pocieszenie w swojej pracy? Krennic nie miał powodu by w to nie wierzyć, w końcu żona Galena zginęła, istniały duże szanse że identyczny los spotkał Jyn, Galen nie miał więc w zasadzie dla czego żyć poza pracą i odkryciami jako naukowiec.
Co do Galena, patrz wyżej. Wątek rebeliantów uświadamiających sobie że niektóre ich działania nie są lepsze od działań Imperium z którym walczą jest wg mnie bardzo dobry. Twierdzisz że w każdym ruchu oporu naturalnym i usprawiedliwionym jest zabijanie niewinnych informatorów? Skąd więc akcje ratunkowe ludzi którzy dostali się w ręce wroga i mogli zacząć "sypać"? Nie łatwiej było ich uciszyć?
Muzyka jest po prostu inna. Nie jest tak dobra jak ta Williamsa, ale tutaj jest po prostu bardzo wysoko postawiona poprzeczka;p Jak się weźmie poprawkę na to, ile autor miał czasu na skomponowanie muzyki to i tak nie jest źle;p
Szturmowcy umownie są tymi złymi, niestety więc muszą przegrać;p Nawet w TESB w mieście w chmurach nie potrafili w nic trafić bo "tarcza fabularna";p
Wycięci piloci z niewykorzystanych ujęć z ANH to świetny smaczek, Tarkin i Leia to już kwestia gustu.
A scena z Hammerheadem jest genialna W końcu jakaś taktyka stosowana przez Admirała. Akcbar w ROTJ nie zrobił kompletnie nic poza stwierdzeniem oczywistości "It`s a trap";p Gdyby nie Lando to straciłby więcej statków i uciekł z pola bitwy;p
Co do Chirruta, "all is as the Force will it", takie uniwersum, deal with it;p
- powielono jedynie trudne do zauważenia kwestie stabilności reaktora
Nawet nie tyle trudne do zauważenia, ile trudne do przeprojektowania, mając wszystkiego 4 lata do dyspozycji i konieczność zbudowania IIDS od zera. Łatwiej uniemożliwić dostęp do wadliwego punktu, niż wymyślać na nowo reaktor nad którym pracowano 20 lat.
Starkiller to już zupełnie inna para kaloszy, tam nie było reaktora, a zniszczenie oscylatora odpowiedzialnego za bezpiecznie "magazynowanie" energii "wyssanej" ze słońca, gdyby Starkiller nie ładował się akurat do strzału planecie jako tako nic by się nie stało
Zawsze mnie zastanawia, dlaczego hejterzy tego drobiazgu nie dostrzegają Nie wspominając, że zniszczenie tego oscylatora wymaga nieporównanie większego wysiłku niż dostanie się do reaktora DS (no, ale to do dyskusji w innym wątku)
Fakt, nawet jeśli wada została zauważona, to nie było zbytnio czasu na jej usunięcie. Dużo łatwiejszym i szybszym rozwiązaniem było uniemożliwienie powtórki z Yavina, niestety Palpiego zabiła niecierpliwość;p
Z trudnością zauważenia, chodziło mi o to, że to nic specjalnie nadzwyczajnego że po bezpośrednim trafieniu reaktor wybucha.
Cóż, 1. zasada hejtowania - jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów;p
Przekonanego nie przekonam, że nie trzeba być przekonanym.
Ale tak w skrócie:
1) Rebelia, jako grupka samowolnych, kłótliwych i niepoważnych ludzi ma kilka dni przed Nową Nadzieją, gdzie wygląda zupełnie inaczej... nie broni się.
2) Ta właśnie samowola bardzo pasuje do klimatów i spójności rodem z Rebels, ale nie pasuje do tego, jak wygląda Rebelia w klasycznej trylogii, nie wspominając o innych źródłach, czy o tym, że tak beznadziejnie funkcjonujący organizm nie dałby rady w jakikolwiek sposób walczyć z Imperium.
3) A jednak Vader walczący z szeregowymi frajerami (i do tego nieskutecznie, bo mu uciekają i to sprzed nosa) jakoś mi nie pasuje. Co do scen na Mustafar to Vader występuje tam dla mnie za bardzo w roli polityka, a do tego to duszenie wypada sztucznie.
4) Jeśli Galen Erso był odpowiedzialny tylko za superlaser (rzecz kluczowa dla działania stacji) to tym bardziej absurdalne, że nikt nie kontrolował jego pracy z jego przeszłością (odejście od Imperium). To robienie z Imperium idiotów... Nie, powielanie wady w II Gwieździe Śmierci jest już w tym kontekście totalnie absurdalne, ponieważ Imperium posiadało wiedzę o słabości pierwszej Gwiazdy. Dodatkowo ta koszmarna dziura zupełnie psuje też dawne wyjaśnienie o którym wspominałem: Imperium nie doceniało myśliwców i dlatego taki słaby punkt w ogóle się pojawił = Imperium wiedziało o nim tylko nie uznało go za istotny. Ta dziura jest ewidentna i psuje nawet obecny Kanon.
- Po pierwsze miałem też na myśli to, że Andor zostaje wysłany wpierw na misję praktycznie samotnie, a po drugie to kwestia tego, jak wypada to na ekranie. Po prostu średnio... historia zbieraniny z przypadku, kiedy Rebelia krótko później jest już znacznie lepiej zorganizowana.
- Saw Gerrera miał sporo czasu na ucieczkę, a do tego był postacią bardzo istotną dla Rebelii i na pewno by się jeszcze przydał. A egoistą nie był... więc niestety tu też trudno to usprawiedliwić.
- Nabranie całego Imperium przez dzielnego tatusia Erso. No po prostu nie.
- Wszystkie działania Rebeliantów były lepsze od działań Imperium bo służyły innym celom. Zabijanie "niewinnych informatorów", jeśli służy obronie organizacji walczącej z Imperium jest czymś oczywisty, tzw. złem koniecznym i na pewno nie powodem do wielkich rozterek. Polecam poczytać o działalności nawet polskiego podziemia... Czasem daje się uratować, czasem nie. Ale zawodowi i długoletni Rebelianci podążający za Erso niczym za Joanną d`Arc w poszukiwaniu odkupienia "win" to parodia.
- Muzyka nie jest inna, jest beznadziejna. Nie zapada w pamięć, nie ma ani jednego dobrego utworu.
- Gdyby te sceny z wyciętymi pilotami miały dobrą jakość i nie przemycali ich na ułamek sekundy tylko pokazali chwilę dłużej byłyby świetne. Ale miały fatalną jakość i tylko nimi mignęli bo sami autorzy filmu zdawali sobie z tego sprawę, że wygląda to fatalnie. Leia i Tarkin to nie kwestia gustu, wyglądają równie fatalnie.
- Scena z Hammerheadem po pierwsze niszczy KOTOR-y, po drugie trywializuje strategię wojskową i pokazuje, że ISD są w zasadzie syfem. Walczmy na "Hammerheady" walące z dyńki, po co niszczyciele skoro padają jak domino!
- Z niczym nie muszę "dealować" bo mam obok, w tym samym uniwersum, źródła typu RPG wydawnictwa FFG, gdzie moc tak nie działa. Chirrut mógł przebiec w tej scenie, a nie iść niczym Jezus po wodzie. Przesadzili, nieznacznie, ale przesadzili.
1) Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że rebelia składała się z wielu komórek, była zbieraniną ludzi i sprzętu z różnych części galaktyki? W ANH widzimy tylko jedną taką część - pilotów myśliwców i bombowców Jana Dodonny? A akurat ci byli zdyscyplinowani i w Rogue One - misje na Eadu i Scarif. Reszty rebeliantów z ANH bym aż tak bardzo nie przeceniał, w końcu Leia wiedząc że jest śledzona poleciała na Yavin;p W TESB widzimy już więcej sił rebelii, m.in. siły naziemne, wszyscy zdają się dobrze współpracować ale to już jest 3 lata po Rogue One/A New Hope?
2) Bitwa o Scarif to pierwsza na taką skalę i pierwsza zwycięska bitwa rebelii, reszta j.w.
3) Vader nie raz i nie dwa musiał zajmować się "brudną" robotą, co w tym dziwnego że większość jego przeciwników w porównaniu do niego to frajerzy?;p http://i.imgur.com/fWJ91hX.png
Z korytarza uciekł praktycznie tylko 1 - ten z planami, który musiał uciec bo inaczej nie było ANH;p Co do politykowania, co w tym dziwnego, że Vader przyjmował dowódców wojskowych w imieniu Palpatine`a? Tym bardziej że chodziło o bronie które oficjalnie w tamtym momencie nie istniały. Imperator chyba nie musi zajmować się każdą sprawą osobiście?
4) Dlaczego myślisz że nikt jego pracy nie kontrolował? Po prostu ta osoba nie dała rady zauważyć tak małej ukrytej wady. Jeśli kontroler miałby większą wiedzę i był mądrzejszy od naukowca, to po co nam ten naukowiec?;p Pytanie jaką wiedzę posiadało Imperium? Że w GŚ jest słabość? Rebelia dostała informację, że chodzi o reaktor, którego wybuch zapoczątkuje reakcję łańcuchową. Wiedzieli więc gdzie szukać i po analizie planów wiedzieli że można zaatakować go przez szyb wentylacyjny, Imperium szukając słabości GŚ mogło założyć że chodziło właśnie o ten "przesadnie" wielki szyb wentylacyjny, a ta wada została w ROTJ naprawiona. Dodatkowo, nawet jeśli Imperium doszło do tego, że z reaktorem też jest coś nie tak, to tak jak pisał bartoszcze, nie było czasu na przeprojektowanie całego reaktora między ANH a ROTJ, znacznie prościej było po prostu ograniczyć dostęp do słabego punktu, co przecież uczyniono (tylko nie skończono budowy stacji).
Cel misji Andora? Zabicie Galena. Nie potrzebował oddziału komandosów bo przecież nie mieli nigdzie wchodzić siłą, a miał być do niego doprowadzony przez jego córkę. O rebelii patrz wyżej.
Był na tyle istotną postacią dla rebelii, że ta uznawała go za ekstremistę i z nim nie gadała;p
Jakiego całego? Dość szybko namierzyli przeciek;p
Tak, oczywiście. Rebelia, taka wspaniała;p
Ok, to Twoje zdanie.
Eee, nie?;p
W jaki niby sposób niszczy KOTORy? Trywializuje strategię wojskową? Wolałeś "It`s a trap Ackbara"?;p Może nie zauważyłeś, ale ten pchany ISD został wcześniej całkowicie wyłączony. w ROTJ Executora zniszczyło "spotkanie" z A-Wingiem, a potem GŚ. Co więc dziwnego że po zderzeniu 2 ISD nadbudówka jednego zostało zniszczona?
1) ANH dzieje się od razu po Łotrze, a jednak Rebelia wygląda zupełnie inaczej. I nie chodzi tylko o siły myśliwskie. Pogaduszki przy "okrągłym stoliku" z Mothmą i Organą, gdzie Jyn wtrąca się kiedy jej się podoba również wypadają żałośnie i słabo przy powadze Rebeliantów z Nowej Nadziei.
2) Jeśli nawet uznamy, że Nowy Kanon ma rację to Bitwa o Scarif powinna być wygrana przez Imperium. Rebeliancka zbieranina jest w tym momencie tak słaba, że to, że ostatecznie wszystko wychodzi tym fatalnie zorganizowanym Rebeliantom (na orbicie kluczowej dla Imperium planety) tylko zmniejsza realizm.
3) Vader stoi od tego typa co uciekł ledwie kilka kroków. Powinien to starcie wygrać i jakoś sobie jednak poradzić skoro już sam się w to zaangażował. Zbyt mocno pachnie to operetką. Co do polityki to po prostu umiarkowanie mi to pasuje, ale najbardziej irytuje tutaj to duszenie mocą tak wysoko postawionego funkcjonariusza Imperium i to w zasadzie bez powodu - chyba tylko po to żeby pokazać znowu duszenie na ekranie dla fanów.
4) Dalej bronisz rzecz, która jest bez sensu. Samotny tatuś - mściciel robiący dla Imperium superbroń xD - ukrywa wadę zdolną zniszczyć tę superbroń i kolejne przed tysiącami pozostąłych naukowców, którzy musieli nad tym projektem pracować... a Imperium, któremu stary Erso już raz uciekł i dla którego służył tylko w zasadzie przez szantaż, niczego się nie spodziewało. No lipa.
5) Cel misji Andora, jak na tak kluczową sprawę powinien zasługiwać na więcej niż jednego człowieka...
6) Dalej nie pasuje do jego charakteru praktycznie popełnienie samobójstwa.
7) Nie jest to tylko moje zdanie. Ta muzyka jest nawet nie do zapamiętania, bez jakości i bez znaczenia.
8) W układzie baśniowym, jaki proponuje uniwersum SW, tak = Rebelia to dobro, a Imperium zło. To już nie moja wina, że ten świat nie oferuje zbyt wiele szarości.
9) Tak, sceny z pilotami z ANH mają fatalną jakość i widać je na ekranie ultrakrótko, polecam się przypatrzeć.
10) Wolałem "It`s a trap Ackbara", gdzie Rebelianci mieli pewność, że osłona będzie wyłączona. Hammerhead, który wygląda na tani szajs popychający i rozwalający ISD niczym klocki lego jest tylko śmieszny. Gdyby tak łatwo dało się rozwalać te statki to nie wiem, jak Imperium mogłoby rządzić gdziekolwiek.
1) Gdzie masz tę niesamowitą powagę rebelii w ANH poza odprawą pilotów, nadzorowaniem misji m.in. przez Leię i rozdaniem medali? Tam po prostu praktycznie nie ma żadnych scen więcej;p No chyba że uznamy za niezwykle poważne poklepywanie się po plecach i uznanie że farmer wilgoci po chwili w symulatorze nada się do takiej misji;p
2) Nawet największy casual wie, że gdyby Imperium wygrało to kłóciłoby się z ANH - "Rebel spaceships, striking from a hidden base, have won their first victory against the evil Galactic Empire."
Tarcza fabularna wielkiej trójki z OT jest znacznie mniej realistyczna, a na to nie narzekasz;p
3) Fakt, Vader powinien poradzić sobie z planami... Tak samo powinien pokonać Kenobiego na Mustafar, Palpatine powinien wyczuć intencje Vadera w ROTJ, a Tarkin użyć kilku tysięcy myśliwców na DS. Czasem nawet jakiś mega wymiatacz popełni błąd;p Inaczej byłoby nudno;p
4) To oczywista oczywistość wynikająca z filmu, ale widocznie nie oglądałeś zbyt dokładnie/nie zrozumiałeś. Imperium, w osobie nadzorującego budowę Gwiazdy Śmierci dyrektora Krennica uznało że Erso jest niezbędny do ukończenia superlasera. Oczywiście było to kompletną bzdurą, wielu innych naukowców mogło tego dokonać, Galen postanowił jednak wykorzystać wiarę Krennica i kreował się na niezastąpionego by do prac nie został skierowany ktoś inny kto nie będzie sabotował projektu.
5) Więcej nie zawsze znaczy lepiej. Niektóre zadania wymagają wielkich armii, inne małych oddziałów, a niektóre nawet pojedynczego agenta. Już prędzej zrozumiałbym czepianie się, że równolegle nie wysłano drugiego, niezależnego agenta z identyczną misją, ale to pewnie braki kadrowe.
6) Przez lata walki z Imperium stracił praktycznie wszystko, ze względu na obrażenia nie uczestniczył już aktywnie w walce, reszta rebelii nie chciała z nim gadać, a jego komórka terrorystyczna i miejsce o które walczył - Jedha właśnie przestawały istnieć. Tak trudno zrozumieć że nie miał już po co żyć?
7) OK, to Twoja opinia;p
8) Tak, przyjęta konwencja to dobra rebelia i złe Imperium, ale w życiu nie wszystko jest tylko czarne lub białe i właśnie Rogue One dodaje do tego sporo szarości;p Ktoś coś mówił o realizmie?;p
9) Co do jakości, mi aż tak nie rzucił się w oczy jej brak, zobaczę po Blu-Rayu. A to że na krótko to źle bo?
10) "It`s a trap" nie polegało na tym, że osłona miała być wyłączona, a nie była, tylko na tym, że oprócz teoretycznie niesprawnej stacji bojowej w trakcie budowy pojawiła się tam flota Imperium, czyli całość było pułapką. Myślałem że przynajmniej w OT się orientujesz;p Ackbar w ROTJ poza stwierdzeniem oczywistości nie popisał się kompletnie niczym, ba gdyby nie Lando to albo wycofałby się znad Endoru albo stracił większość floty bojąc się wciągnąć niszczyciele w bezpośrednią walkę.
Zgadzam się że Hammerhead to tani, mający kilka tysięcy lat szajs;p Popycha jednak całkowicie wyłączony ładunkami jonowymi niszczyciel (brak osłon, silników, turbolaserów). O oporach w kosmosie było na fizyce? (wiem, że w SW jest troszeczkę inaczej, ale generalnie dość podobnie;p) Skala twardości Mohsa na przyrodzie była? ISD nie rozpada się od zderzenia z byle jakim stateczkiem (ba, takie Devastator rozwala jak komary na szybie samochodu;p) a z drugim ISD, w dodatku mamy uderzenie najwytrzymalszej części - kadłuba w tę znacznie słabszą - nadbudówkę. W ROTJ po zniszczeniu tarcz do wyłączenia w walki SSD wystarczył A-wing rozbijający się o mostek? Tak więc nie wiem co tam aż tak zabawnego, ani tym bardziej w jaki sposób ISD są ukazane jako łatwe do zniszczenia?
1) Już pisałem i nie będę się powtarzał. Rebelia w ANH wygląda na sprawny organizm zorganizowany na kształt regularnej armii. W Łotrze mamy okrągły stół. jak w grupie wsparcia, chaos, bajzel... innymi słowy nie ma tu konsekwencji. Jeśli chodzi ci o Luke`a to akurat miał on po swojej stronie moc i był doskonałym pilotem na T-16, argument chybiony.
2) Co nie zmienia tego, że całość wypada mało przekonująco i jeszcze bardziej cementuje disneyowski pomysł, że źli muszą wiecznie przegrywać. Ta bitwa wypada nierealistycznie bo Imperium po prostu nie powinno w tak infantylny sposób sobie nie poradzić...
3) Możesz tak do tego podchodzić. To i tak nie jest dla mnie największy wyznacznik przy ocenie filmu. Największym wyznacznikiem, który zaniża ocenę są kwestie dot. głównej roli, infantylnego wątku rodzinnego, montażu i tych najpoważniejszych dziur fabularnych oraz ogólnej wtórności dzieła.
4) Bycie niezastąpionym a bycie w ogóle niesprawdzonym i nieskontrolowanym to różnica. W urzędzie gminy patrzą ci na ręce... ale budujesz superlaser do superbroni będącej najdroższą inwestycją w historii wojskowości Imperium? Nie no, dajmy ci swobodę i nie patrzmy, co ty tam robisz, zaufanie ponad wszystko!
5) Można to tak tłumaczyć, choć dalej jest to niestety kolejny klocuszek na rzecz lipności Rebelii.
6) Tak, nie pasuje to do charakteru tej postaci. Sam jestem lewakiem i studiowałem żywoty wielu rewolucjonistów... żaden by nie chciał ginąć taką frajerską śmiercią. Przynajmniej mały zgrzyt pozostaje.
8) Łotr nie daje wcale szarości tylko pokazuje w sposób infantylny, że Rebelia jest też zła bo zabija. To logika rodem z bajek dla dzieci, przed lekcjami o samoobronie...
9) Bo za krótko, migają tym tak, że ledwo można zerknąć. Ale robili to po to by ukryć właśnie te mankamenty techniczne.
10) Ackbar nie miał zadania walczyć z flotą Imperium tylko odciągać uwagę od myśliwców, kiedy będą atakowały Gwiazdę Śmierci. Jego zachowanie było w pełni rozsądne i racjonalne oraz przemyślane. W sytuacji, kiedy osłony pozostawały włączone cała sytuacja stawała się pułapką bo okręty Ackbara nie mogły brać udziału w głównym zadaniu tylko musiały zmieniać swoje plany. A pomysł Lando był mocno ryzykowny, ponieważ równie dobrze Han Solo mógł już nie żyć...
Wprowadzaj dalej fizykę do Gwiezdnych Wojen... Na pewno mnóstwo mądrego z tego wyjdzie. No niestety ten Hammerhead miał zapewne zdaniem twórców ciekawie poszerzać uniwersum ale zupełnie rujnuje dotychczasowe założenia taktyczne z innych filmów. Czemu wszystkie pozostałe bitwy nie polegały na używaniu dział jonowych, a potem taranowaniu statków wroga Hammerheadami? To chyba tańsze i szybsze niż nudne ostrzeliwanie się jakimiś laserami. No i po co komu duże statki, kiedy są tak łatwe do rozwalenia? Nie lepiej żeby Imperium miało same Tie Fightery? Bezsens tego pomysłu jest potężny.
1) Sojusz to nie tylko wojsko, to rownież (a może przede wszystkim) politycy i inni "działacze" którzy tym wojskiem zarządzają, werbują czy organizują sprzęt. W ANH nie przypominam sobie tej części rebelii.
2) Na pewno widzieliśmy ten sam film? W Łotrze faktycznie wygrywa rebelia bo udało im się te plany wykraść, z tym że zginęła cała grupa z powierzchni, został zniszczony okręt dowodzenia Raddusa i cale masa mniejszych statków. Równie dobrze możemy powiedzieć że Imperium przegrało bitwę o Hoth bo przecież większość terrorystów zdołała uciec.
3) Dobrze że zgadzamy sie przynajmniej że nie jest to zbyt istotna kwestia. Co do Krennica jako bardzo wysoko postawionego funkcjonariusza Imperium, on chciał za takiego uchodzić, ale pomimo ambicji nie miał szans by choćby dorównać Tarkinowi, to dlatego był przez Tarkina pomiatany, a przez Vadera przywrócony do porządku podduszaniem.
4) Gdyby każdy urzędnik był tak kontrolowany jak piszesz to jakim cudem powstały afery z prywatyzacją i inne machlojki? Erso był kontrolowany, ale sabotaż był na tyle dobrze ukryty że ciężko było go znaleźć.
5) rebelia była lipna;p
6) Hmm, a ilu z tych rewolucjonistów straciło wszystko - rodzinę, dom, chodziło o lasce, miało protezę nogi, musiało wspomagać oddychanie dziwnym aparatem i niedaleko ich siedziby zrzucono bombę atomową tak że mogli podziwiać zbliżającą sie falę uderzeniową?
8) Pokazywanie że rebelia ma brudne ręce bo dla z ich punktu widzenia wyższego dobra zabija niewinnych nie jest dodaniem szarości?
9) Skoro to tak krótko trwa dlaczego było warte wymienia?
10) A dobry dowódca i strateg nie powinien się odnaleźć w każdej sytuacji? Ackbar spanikował widząc że sytuacja jest inna niż usłyszał na odprawie i chciał uciekać...
Zaznaczyłem przecież że nie jest to dokładnie ta sama fizyka;p Nie mniej jakieś podobieństwa są;p
Raddusowi udał się ten manewr poniewaź:
a) miał dostępną broń jonową którą wyłączył jeden ISD
b) wyłaczony ISD "stał" blisko drugiego ISD
c) miał dostępny statek z na tyle mocnym przodem by nie roztrzaskać się o ISD i móc go kawałek przepchać
Rozwiązanie pojawiło się więc z powodu okoliczności i raczej nie ma szans na zastosowanie takiej taktyki za każdym razem.
Ile statków zdolnych staranować ISD miała rebelia? No właśnie;p A wykorzystanie innego ISD nie zawsze jest możliwe.
Lord Budziol napisał:
1)
Ile statków zdolnych staranować ISD miała rebelia? No właśnie;p A wykorzystanie innego ISD nie zawsze jest możliwe.
-----------------------
Pewnie większość prób staranowania ISD skończyła by tak jak ten Gallofree w kontakcie z Devastatorem.
Krogulec napisał:
1) Rebelia w ANH wygląda na sprawny organizm zorganizowany na kształt regularnej armii. W Łotrze mamy okrągły stół. jak w grupie wsparcia, chaos, bajzel... innymi słowy nie ma tu konsekwencji.
-----------------------
Tylko, że ten sprawny organizm na Yavnie IV to sami wojskowi którzy dopiero co przeżyli masakrę nad Scarif i zniszczenie Alderana i tak naprawde niemieli zbyt wiele do stracenia. A Najwyższe Dowództwo uciekło z bazy już w trakcie R1 więc nie było tam nikogo kto by burdel robił. Z resztą wiedza, że Leia została złapana nawet bali by się tam wracać zakładając, i słusznie, że to będzie kolejny cel DS
1) W RO mamy czasy, gdzie jeszcze działa senat galaktyczny, gdzie senatorowie kłócą się między sobą jak w senacie (klasyczny przykład nieszczęścia pt. "cywilna kontrola nad armią"). A dowódcy (jak Radus) robią to, co uważają za słuszne - nb. Maria Teresa nawet przyznawala ordery, gdy niewykonanie rozkazu prowadziło do zwycięstwa. W ANH senat zostal rozwiązany, wojna jest pelnoskalowa, nad czym tu debatować.
2) Ale imperium sobie radziło. Dwa SD przeciw całej flocie terrorystów.
4) Jeżeli tylko Ty się na czymś znasz, to nikt Cię tak naprawdę nie skontroluje, bo niby jak. Nie ma opcji, żeby nawet Twój kolega z działu, zajmujący się czymś podobnym ale jednak innym, nie mówiąc o menadżerach, mógł ocenić czy dane rozwiązanie w szczególe jest potrzebne czy nie. Mówię to z pozycji 25 lat w działach rozwoju.
8) nie, pokazuje że nie jest idealna, w przeciwieństwie do bajek dla najmłodszych gdzie jest ostra granica zło/dobro
9) myślisz się. Klisze zeskanowane w 4K wyglądają świetnie nawet na BD, wystarczy zatrzymać i porównać. Ujęcia są krótkie, żeby nie dublowac ujęć z ANH
I na koniec - ISD wygląda świetnie, doskonale nadaje się do pacyfikowania planet bez wielkiego potencjału militarnego czy zwalczania piratów, zaś co do prowadzenia działań w warunkach wojennych już nie za bardzo - wystarczy porównać komponent lotniczy z grupą bojową przenoszona przez choćby "Venatora".
Finster Vater napisał:
1)
I na koniec - ISD wygląda świetnie, doskonale nadaje się do pacyfikowania planet bez wielkiego potencjału militarnego czy zwalczania piratów, zaś co do prowadzenia działań w warunkach wojennych już nie za bardzo - wystarczy porównać komponent lotniczy z grupą bojową przenoszona przez choćby "Venatora".
-----------------------
Problem jest taki, ze Venator poza myśliwcami był wydmuszką, uzbrojenie było śmieszne zarówno pod względem jego ilości jak i jego mocy, o tarczach i pancerzu nie wspominam.
Luke Skywalker traci rodzinę, dołącza do Rebelii.
Jyn traci ojca.... CO???!!? JAK ONA MOGŁA DOJŚĆ DO REBELII.
Żeby nie było, z większością się zgadzam (i mimo to film oceniam na 10/10 bo zwyczajnie mnie wciągnął mimo mankamentów), ale ten argument "od zera do bohatera" jest naciągany. To przecież typowy zabieg ogólnie w fantasy.
Było tak z Lukiem, Anakinem, Rey i teraz z Jyn. Nie rozumiem dlaczego to jest złe.
A Jyn takim zerem nie była bo 1. Była ścigana przez Imperium.
2. Była córką ważnej imperialnej persony.
3. Należała ponadto do ekipy Sawa i jego terrorystów przez długi czas.
A jej motywy. Serio? Najbanalniejsze do zrozumienia. Straciła Sawa, swojego wieloletniego opiekuna, potem na jej oczach ginie ojciec, zabity przez mężczyznę, który od lat prześladował jej rodzinę. Ona nie miała nic do stracenia. Ja nie wiem jak to tłumaczyć, przecież to absurdalnie proste. A trzeba pamiętać (co było podkreślone w filmie), że ona od lat walczyła, zabijała. Nie znała normalnego i spokojnego życia. Albo nie chciała go już znać.
Hola hola;p Galen Erso ginie od rebelianckich bomb, nie przez Dyrektora Krennica;p
Nie siejmy propagandy;p
Luke był w Nowej Nadziei marzycielem pragnącym dołączyć do Rebeliantów od praktycznie samego początku, do tego miał po swojej stronie moc. Anakin w Mrocznym Widmie był już doskonałym pilotem i od początku marzył o zostaniu Jedi.
Jyn natomiast na początku jest w zasadzie totalnym outsiderem mającym w głębokim poważaniu Rebelię. Chce tylko nawiązać kontakt z ojcem, ale ma zupełnie gdzieś ideały Rebeliantów... po czym po X latach nie spotykania się z dawną "rodziną" ginie Saw, ginie jej ojciec (zabity de facto przez Rebelię) i nagle ona, dosłownie kilka godzin później, postanawia umrzeć za Sojusz, który jeszcze potem (po śmierci ojca) hejtuje za jego metody.
Nawet jeśli uznać, że taka transformacja w ogóle może mieć sens to została pokazana fatalnie. Nie broni się bo jest zwyczajnie zbyt błyskawiczna. Rozumiem, że umrzeć za Sojusz chcą wieloletni komandosi, oddani sprawie mnisi albo zaprogramowane ku temu droidy... ale nie kobieta, która z Rebelią może mieć w zasadzie wyłącznie złe lub mieszane wspomnienia, a do tego chwilę wcześniej w zasadzie zupełnie nie ufa Rebeliantom.
W przypadku wszystkich pozostałych postaci ta droga jest znacznie dłuższa i już poznajemy je z określonymi motywacjami. /Rey nie komentuję bo jest podobnie zepsuta, ale to tak fatalna postać, że aż nie chce mi się jej analizować.
Ale ona nie chciała umrzeć za rebelię?
Te wszystkie gadki i przemowy to po to by jej w wykradnięciu tych planów pomogli? Jyn chciała umrzeć za oczyszczenie dobrego imienia swojego ojca i sprawienie że jego poświęcenie i jej cierpienia nie poszły na marne?
Cała przemiana bohaterki od outsiderki i osoby, która miała to wszystko gdzieś do bohaterki, która chce umrzeć za sprawę najbardziej ze wszystkich... zajmuje z kilkanaście godzin czasu w uniwersum. To za krótko, a do tego oczyszczanie imienia swojego ojca a decydowanie się żeby umrzeć za Rebelię i z czapy rzucać mowami, jaka to sprawa jest ważna... jest tu duża różnica. Nie ma tu konsekwencji, niestety ale jest to efekt zbytniej pośpieszności i złego scenariusza filmu.
Dzięki, doczekałem się. ~
Z częścią się zgadzam, z częścią się nie zgadzam, ale nie mam siły "polimeryzować", czy prostować. Mnie RO kupiło, może nie tak jak "Gwiezdne Wojny" wieki temu w kinie "Pokój", ale było blisko.
Tak czy siak szanuję i jeszcze raz dzięki. ~
Krogulec napisał:
4,5/10
-----------------------
A TFA na ile oceniłeś? Na 1? Bo już nie pamiętam.
O ile dobrze pamiętam, to chyba 0 (zero)
Jakkolwiek trudno nazwać TFA dziełem wiekopomnym, to moim skromnym zdaniem jest zbyt surowa ocena
Chyba 2/10, ale może jako film, a nie SW
Znając stosunek Krogulca do Disneya, nowego kanonu i TFA, ocena 4,5 to w zasadzie 9.5 i wszystko się zgadza. Coś w rodzaju podziękowań Tarkina dla Ahsoki za uratowanie życia.
Prawie 4 miechy obmyślania, jak tu film zjechać i udało się tylko zejść do 4,5/10?
Kurde, RO serio jest dobre.
Ależ owszem, piszę o tym wprost, że Łotr jest w ogóle filmem i nie obraża widza. 4,5/10 to całkiem wysoko jak na film stricte rozrywkowy i bez żadnych artystycznych aspiracji, może też wyjaśnię, że 10/10 mają u mnie klasyki SF i klasyki kina w ogóle.
Dziś obejrzałem po raz trzeci i ocenia się nie zmienia, ale naprawdę do tej pory nie wiem, jak przeszedł ten megababol z ukryciem wady przez Galena Erso xD
Przecież ten facet w praktyce był szantażowany. Zabito mu żonę. Grożono śmiercią córki. Czy naprawdę nikt w Imperium liczącym sobie miliony naukowców i oficerów nie wpadł na pomysł by patrzeć mu na ręce, czy przypadkiem nie sabotuje projektu? Trochę to chyba było do przewidzenia Jest to tak durne, że niszczy większość sensu tego filmu.
Kolejna sprawa - tej z kolei nie poruszyłem w oryginalnej recenzji - czemu Rebelia chce zabić Galena Erso i wysyła w tym celu pojedynczego agenta ze snajperką? Czy nie lepiej było od razu wysadzić cały ten kompleks ze wszystkimi naukowcami niż zabijać wyłącznie jednego człowieka? To też wychodzi na dość dużą bzdurę. Pomijam już cały wątek z tym, że Cassian odmawia wykonania rozkazu bo inaczej podpowiada mu serducho, co w wojsku nie powinno mieć miejsca, ale wiemy, że tu wchodzą zasady rodem z Pocahontas więc trudno.
Na marginesie jeden plus: nie było pocałunku Cassiana i Jyn xD
^JJ Abrams nie lubi tego
amazing, everything you just said was wrong
Jeszcze ciekawsze, że nie zauważyłeś naprawdę wielkiej głupoty która w tym filmie jest, i nie można jej niczym wytłumaczyć.
Przecież ten facet w praktyce był szantażowany. Zabito mu żonę. Grożono śmiercią córki. Czy naprawdę nikt w Imperium liczącym sobie miliony naukowców i oficerów nie wpadł na pomysł by patrzeć mu na ręce, czy przypadkiem nie sabotuje projektu?
No właśnie - był szantażowany, że jak nie będzie współpracował, to mu się wezmą za córkę. Że zabili żonę - typowa praktyka mafijna, zabijamy ci żonę/jedno z dzieci, żebyś wiedział że nie żartujemy, pamiętaj że masz jeszcze dziecko/drugie dziecko. Pomijając że Lyra zginęła na własne życzenie.
I pewnie patrzyli, dlatego zrobił coś tak nieoczywistego, co było trudne do wykrycia.
czemu Rebelia chce zabić Galena Erso i wysyła w tym celu pojedynczego agenta ze snajperką?
Chciała zabić, bo DS była jeszcze nie gotowa i zabicie Galena mogło spowolnić prace. Cassian był wysłany żeby go zlokalizować. Misja ze snajperką to jego inicjatywa, całkiem słuszna.
Czy nie lepiej było od razu wysadzić cały ten kompleks ze wszystkimi naukowcami niż zabijać wyłącznie jednego człowieka?
Właśnie - "z naukowcami". A - nie wiadomo gdzie jest dokładnie placówka naukowa (to dopiero wychodzi na Jedhcie) i czy będą w niej naukowcy. Bo bombardować pustą placówkę trochę bez sensu, czasem właśnie lepiej wysłać sabotażystów a bombardować potem (Norsk -Hydro się kłania)
Natomiast spory babolem filmu jest to, że Krennic zabija niewinnych naukowców, creme de la creme, z których każdy jest dla Imperium ważniejszy niż 1000 szturmowców.Za to to go Sidious powinien udusić "na odległość" na miejscu, a jak nie on, to Vader nie powinien mu darowć.
Finster Vater napisał:
Natomiast spory babolem filmu jest to, że Krennic zabija niewinnych naukowców, creme de la creme, z których każdy jest dla Imperium ważniejszy niż 1000 szturmowców.Za to to go Sidious powinien udusić "na odległość" na miejscu, a jak nie on, to Vader nie powinien mu darowć.
-----------------------
Architekt, co dla mnie budował ten pałac
Już nic piękniejszego nikomu nie wzniesie.
Gdy skończył przygoda go przykra spotkała:
Na zbirów się w lesie
Jak raz napatoczył,
A oni wykłuli mu oczy
(J.Kaczmarski, "Rublow")
GŚ była zbudowana, działała. Ich wiedza już nie była potrzebna, a mogli donieść. Zresztą jak wiadomo z OT, Imperium bez ich pomocy zbudowało kolejną GŚ, jeszcze większą
Nie no, niby można stosować metody bolszewickie w zarządzaniu rozwojem i nauką, ale do niczego dobrego to nigdy i nigdzie nie doprowadziło.
Tekst z "Rublowa" bardzo dobrze tłumaczy dlaczego między krajami wschodu a zachodu jest taka przepaść kulturowa i cywilizacyjna.
Dyskusja dyskusją ale taki rasizm kulturowy to spróbuj jednak powstrzymać.
Ale o czym Ty do mnie rozmawiasz?
Nie. Organizacje, które szantażują i zmuszają do pracy nie ufają w pełni rezultatom tej pracy i na pewno by je sprawdziły. To jest oczywisty babol, zwłaszcza, że nie mówimy o mafii tylko hipergalaktycznym rządzie z miliardami miliardów istnień i całym łańcuchem dowodzenia.
I chyba nie oglądałeś starannie filmu. Cassian dostaje wyraźny rozkaz likwidacji Erso. Nie była to inicjatywa Cassiana tylko odgórny rozkaz. Fajnie by było gdybyś powtórzył sobie film przed wychodzeniem w roli autorytetu
Akurat zabicie naukowców do którego dopuścił Krennic jest całkiem sensowne bo prace są już ukończone, a oni mogliby wynieść jakieś dane (zwłaszcza jeśli większość była szantażowana, a wyglądali na zastraszonych).
Może i nie ufają, ale jak mają sprawdzić? Jak zgraja urzędniczych dyletantów (a taki jest Krennic) ma się rozeznać, czy jest to dobrze zrobione, czy nie? Ja Ci podeślę rezultat symulacji pola magnetycznego i nic z niego nie zrozumiesz, nie mówiąc o znalezieniu celowego błędu w założeniu. Ktoś mi przyśle kod w C+, i ja też nic z niego nie pojmę, nie mówiąc o znalezieniu jakiegoś błędu. Dla przypomnienia - Galen miał topowa i unikalną wiedzę.
Ty nie czytałeś wyraźnie mojej wypowiedzi. Gdzie stoi wyraźnie że chcą Galena zabić i że pomysł ze snajperką był dobry.
Trzecie to jest typowe bolszewickie myślenie, że naukowców bierze się z łapanki i łatwo ich zastąpić. Próbowano tego praktycznie w ZSRR pod koniec lat 30-tych. Rezultaty były opłakane, szczególnie w lotnictwie. Nauka to nie NKVD, gdzie jednego bandytę zamienia się drugim bez wielkiej szkody dla jakości służby.
Po około półrocznej przerwie. Oczywiście na portalu streamingowym, gdyż pomimo lepszego odbioru przy 5 i ostatnim seansie kinowym nie mam zamiaru dać twórcom zarobić kupnem Blu-Raya. Zbyt wielką fantraumę przeżyłem w grudniu za sprawą R1. Pamiętam jak po tym całym zamieszaniu z moją oceną filmu zobaczyłem ponownie TFA - wówczas cały raczkujący sentyment do R1 jako filmu SW legł w gruzach. TFA <3
No, ale do rzeczy. Oglądałem film z przerwami - tak do posiłków, przez co nudniejsze chwile nawet mnie nie znużyły. Od lotu na Scariff do końca filmu oglądałem ciągiem - 45 minut największej radości z filmu zostawiłem sobie w całości.
Muzyka z R1 mi się podoba, jakoś zagnieździła się w mojej głowie i nie chce dać spokoju. To chyba najmocniejszy aspekt tego filmu, bo aktorsko dalej jest średnio, fabularnie zresztą też, podobnie jak z gatunkiem - film ani nie wojenny (poza ostatnimi 45 minutami) ani nie szpiegowski.
Jednak ta muzyka robi sentyment, to sprawia że jak będę się szykował do premiery TLJ, to jednak zobaczę również R1 w ramach maratonu Sagi i TCW. Wcześniej planowałem to pominąć.
Ze względu na muzykę, chcę nawet ocenę podwyższyć.
Z 5,5/10 jako fan SW, na 6/10 jako fan SW.
8/10 jako fan science-fiction nie ulega zmianie.
Ocena końcowa 7/10 również bez zmian.
Wczoraj przyszły teść puścił sobie TFA (prawdopodobnie stwierdził, że jest tak masakrycznie ciepło, że i tak nie zaśnie i robi sobie nocne oglądanie).
I mam zgrzyt. Zgrzyt jeśli chodzi o pojedynek TFA vs R1. Moim zdaniem oba filmy mają swoje oczywiste problemy, ale jednocześnie oba filmy bardzo lubię. Tylko, że za zupełnie inne aspekty. Podchodząc do TV trafiałem akurat na sceny kiedy Rey z Finnem lecieli pierwszy raz Sokołem czy Kylo rozwalającego konsolę. I może to jest fan service, może to takie reżyserskie sztuczki, ale mi się po prostu najzwyczajniej w świecie serce raduje jak widzę te sceny. TFA jest wypełnione takimi scenami, które radują moje serce. W R1 miałem tak tylko raz - kiedy nad Scarif pojawiła się flota Sojuszu i zaczęła się najbardziej epicka bitwa kosmiczna z wszystkich filmów SW. Widząc Merricka niszczącego kolejne TIE i z szaleńczym uśmieszkiem roztrzaskującego się o ziemię myślałem tylko: "TAAAK, to jest Star Wars!". W R1 dużo bardziej doceniam oryginalną historię i nietypowy jak na SW klimat. Ale R1 oglądam jak każdy inny film, a podczas seansu TFA czuję w 100% ten klasyczny Star Warsowy klimat. I to powoduje, że oba filmy to dla mnie takie 8/10. TFA traci punkty za brak oryginalności, R1 w sumie nie wiem do końca za co.
Mossar napisał:
nad Scarif pojawiła się flota Sojuszu i zaczęła się najbardziej epicka bitwa kosmiczna z wszystkich filmów SW.
-----------------------
Nope. Do ROTJ i ANh nie ma startu.
W ANH nie ma kosmicznej bitwy sensu stricto. Jest 60 myśliwców na krzyż i to wszystko. Z bramy nad Scariff wylatuje ich kilka razy więcej, mamy w RO dwa SD, mamy walki naziemne. Tak więc tego...
ANH jeszcze spoko, mógłbym się nawet zgodzić. Ale przecież bitwa w ROTJ to totalna zżynka z ANH - jak Ty to mogłeś, Lubsok, oglądać spokojnie?
Poza faktem, że w obu bitwach chodzi o zniszczenie DS, to nic tych starć nie łączy.
W przypadku SW Disneya tyle by Ci wystarczyło, żeby nazwać to zżynką.
A tak uściślając moją wcześniejszą wypowiedź - na mnie bitwa nad Scarif robi większe wrażenie niż np. bitwa z ROTJ. Pomijam różnice wizualne spowodowane skokiem technologicznym, bo to by było niesprawiedliwe przy ocenie. Ale uważam, że bitwa w R1 ma dużo większą różnorodność, świetną grę kamerą przy scenach powietrznych. Atak korwety na DSa może być trochę przesadzony, ale mi się podobał.
Co do ANH to mógłbym się przychylić, że tą "bitwę" traktuje na równi z tą z R1. Jest krótsza, bardziej skondensowana, ale za to mega kultowa i dynamiczna.
Od początku twierdziłem, że muza jest dobra
Ten główny motyw (0:20 - 0:40) jest świetny:
https://youtu.be/DaEJU2wqvZQ?list=PLXX8hIOUApg9CSibNqaenMW_hQwrsJgac&t=19
Mossar napisał:
...kiedy nad Scarif pojawiła się flota Sojuszu i zaczęła się najbardziej epicka bitwa kosmiczna z wszystkich filmów SW.
CO???
Na szczęście uściślił
A tak uściślając moją wcześniejszą wypowiedź - na mnie bitwa nad Scarif robi większe wrażenie niż np. bitwa z ROTJ.
No i w porządku, bo najbardziej epicką bitwą jest ta:
https://youtu.be/xPZigWFyK2o
Ale bitwa nad Scarif spokojnie mieści się w pierwszej trójce
HAL 9000 napisał:
No i w porządku, bo najbardziej epicką bitwą jest ta:
https://youtu.be/xPZigWFyK2o
-----------------------
No i to rozumiem.
Pomijają już muzykę, bo ten motyw gdy zgłaszają się piloci to jeden z moich ulubionych. To mamy tu ładnie zbudowane napięcie - jeszcze zanim się zacznie starcie. Potem pułapkę, bezpośrednią wymianę ognia między dużymi statkami, nowe myśliwce, zwroty akcji - w pełni sprawną Gwiazdę Śmierci, a wszystko to znakomicie skadrowane i widać, że zostało wcześniej rozrysowane i przemyślane.
Qel Asim napisał:
Oczywiście na portalu streamingowym, gdyż pomimo lepszego odbioru przy 5 i ostatnim seansie kinowym nie mam zamiaru dać twórcom zarobić kupnem Blu-Raya.
-----------------------
Chyba żartujesz. Ej, jak ja mogłem kupić BD z tym fanfilmem Abramsa tylko po to, żeby mieć całość (i to w dodatku Steelbooka, bo tak zbieram SW), to Ty możesz wydać kasę na R1. Bo inaczej co z Ciebie za fan?
Wolny Gunfanie, wolny fan
Zresztą za chwilę i tak R1 będzie na Netflixie dostępny (w sumie, nie wiem dlaczego jeszcze go nie ma - miał być 18.07.), czyli będę mógł w grudniu podejrzeć R1 z w pełni legalnego źródła.
No jak nie ma, jak jest?
Heh, jestem jednym z trzech (ewentualnie czterech) największych hejterów TFA na Bastionie, a też mam ten film w kolekcji. xD
Hehe, zaraz się okaże że nawet Krogulec ma - bo np. dostał w prezencie czy coś
O ile dobrze pamiętam to drugi raz obejrzał TFA, bo ktoś z rodziny kupił to z Polityką, więc w sumie w pewnym sensie ma to w domu. xD
Hehe, ale jaja
To tym bardziej nie kupię R1
Po tym co przeżyłem w grudniu, nie ma takiej opcji po prostu Przynajmniej będę tym niezłomnym
W moim steelbooku mam zbędne DVD, tak więc nie możesz być pewien dnia ani godziny.
Mam rozumieć że chcesz mi przesłać DVD z filmem?
Uch, jak to dobrze że adresu nikt nie zna
Przesłać to może i nie, ale nie zdziw się jak ktoś kiedyś Ci dostarczy
Złamać niezłomnego - bezcenene
Ja to bym nawet HS kupił na BD, gdyby coś takiego wyszło.
E, nie. Częścią uroku HS jest wg mnie oglądanie go w kijowej jakości i z dziwnych źródeł. I koniecznie w zakrapianym towarzystwie innych fanów
Bez w/w elementów obawiam się, że film straciłby to "coś"
No przecież nie napisałem, że będę oglądał Ale jak być fanem to na 100% i mieć wszystko
A co do meritum to pełna zgoda, w zakrapianym towarzystwie HS "smakuje" najlepiej (o ile w ogóle) szczególne ze starej kopi VHS z dubbingiem pana Kazia z klatki obok. I potem te rozkminy, jak wygląda forma "bankai" lightsabra Dartha Vadera.
Ale mi tu kolega nostalgiczne obrazy przywołał z pamięci
Chciałem coś napisać, się pochwalić że ja też TFA nie posiadam, ale potem sobie uświadomiłem że w oryginale to nawet Starej Trylogii nie mam
Do takich rzeczy lepiej się nie przyznawać. xD
Odpowiadam wszystkim rozmówcom, ale że do nikogo ad personem to kliknąłem "Odpowiedz" do mojego posta.
Trzeba oddać że bitwa na i nad Scariff jest bardzo dobrze zrobiona. Bitwa nad Endorem była rewelacyjna i na pewno jest wzorem dla wszelkich innych bitew w kinowym science-fiction. Bitwa z ANH to jednak dość niskobudżetowa "impreza" nawet jak na tamte czasy - w ROTJ już była pompa, więc bitwa wygląda genialnie do dzisiaj.
Natomiast co wyróżnia R1 w kwestii bitwy, to doskonała synchronizacja tego co widać na ziemi, nad ziemią i w kosmosie. Trzeba przyznać że Edwards nakręcił coś co wygląda jak dobry reportaż z bitwy puszczany w TV na livie - wszystko pasujące do siebie sekunda po sekundzie. Dlatego przy dzisiejszych standardach, czy mi się to podoba czy nie - muszę przyznać że to najlepiej zrobiona bitwa w filmowych SW.
Niemniej bez bitwy nad Endorem nie byłoby mowy o takiej bitwie nad Scariff. Jak gdzieś pisałem w grudniu - to czysta zrzynka, ale w dużo lepszej oprawie - no i z pełną synchronizacją działań lądowych i powietrznych na planecie - a tego tak w ROTJ nie było widać. W ROTJ to jednak było tylko pozorne. W R1 wydaje się jakby cała akcja bitwy rozgrywała się w czasie rzeczywistym.
Bitwa na Scarif jest zdecydowanie lepsza od walki miśków ze szturmowcami. Jednak bitwa w kosmosie do pięt nie dorasta tej z ROTJ.
To tak, niemniej mi chodzi przede wszystkim o synchronizację jednego z drugim i trzecim. Tego w ROTJ nie było.
W ROTJ jest jeszcze walka Luka z ojcem i jego pracodawcą więc wiesz...
Ja chciałbym kosmiczną bitwę bez cięć, najbliższa okazja będzie w TLJ
Dobre w sumie. Nie byłem wkur*. Mam nadzieję, że będzie sequel.
Jackson napisał:
Mam nadzieję, że będzie sequel
-----------------------
Jesteś pewien że zobaczyłeś go do końca? Albo że to na pewno ten film
Nie znasz za dobrze Dżeksona, co?
Btw, cieszę się, że taki fandomowy weteran aprobuje RO. Good to hear.
-
Mam nadzieję, że będzie sequel.
Raczej nie będzie, bo wprawdzie można dać ogłoszenie do gazet, że szukamy podobnych aktorów, to jednak dekoracje na Scarif spłonęły doszczętnie a budowa nowych to jednak są duże koszty - zresztą nie ma planów, bo archiwum też spłonęło.
A co do R1, to... MNIE TEŻ SIĘ PODOBA
Obejrzałem dziś ponownie RO. Kurde, jaki ten film jest dobry, ten klimat OT - normalnie ciary. Dlaczego do cholery Disney nie może zrobić więcej takich filmów, tylko porażki w stylu Solo.
Sam jesteś porażka. ~
Dobre SW: RO i SOLO
Kiepskie SW: TFA i TLJ
Elementarne.
Ech, tylko w połowie masz rację;p
Dobre SW: RO, SOLO, TFA, TLJ
Kiepskie SW: HS
Ty masz jeszcze mniej.
Dobre SW: Solo, R1
Słabe SW: TFA, TLJ
Nie-SW: HS
Dobre SW: RO, SOLO, TFA, TLJ, OT, PT
HS nie jest takie kiepskie, ale wina (czy czego tam) czasem brak.
...ale tylko odrobinę!
Dlaczego?
Już tłumaczę.
Otóż na ostatnim obozie językowym, jaki prowadziłem, odkryłem że na dysku przenośnym kierowniczki i jednocześnie mojej nieco starszej ode mnie przyjaciółki (tylko o 16 lat ), jest całkiem sporo filmów science-fiction. Cóż, z tej strony jeszcze jej nie znałem - zapytana stwierdziła że to w sumie jej ulubiony gatunek filmowy.
No i co oczywiste, znalazłem też Łotra 1 w tymże zbiorze.
Włączyłem, zobaczyłem scenę z masakrą rebeliantów, no i tyle. Po czym weszła koleżanka, zapytała co oglądam. Na to ja że spin-off`a GW.
A ona na to że w sumie to całe lata nie może się przemóc by w końcu zobaczyć SW i w sumie to możemy to zobaczyć w wolnej chwili. Dodam że koleżanka urodziła się miesiąc i parę dni po premierze Star Wars, czyli ma dokładnie tyle lat co ANH.
Trochę mnie zamurowało, koleżanka jako osoba, która kojarzy science-fiction od Star Treka po Jupiter Ascending i lubi gatunek, nigdy nie przekonała się do tego by zobaczyć chociaż jeden epizod SW. Powiedziała mi żebym włączył film i będziemy oglądać, bo lektor prowadzi zajęcia z angielskiego i mamy 2 godziny luzu.
Oczywiście zacząłem zaraz dokładnie szukać czy nie ma przypadkiem na dysku TFA lub jakikolwiek inny epizod, ale nic z tego.
Trzeba było zobaczyć R1 - jedyny film z SW w na dysku, gdyż internet działał bardzo słabo i przez to nie było opcji znaleźć TFA, ANH czy TPM na streamie.
Jeszcze koleżanka była przekonana że sprawia mi radość bo mogę na obozie oglądać moje ulubione Gwiezdne Wojny. Trzeba było zrobić dobrą minę do złej gry Inna sprawa że na dysku nie było niczego lepszego do zobaczenia, czego bym wcześniej nie widział. Także o dziwo, perspektywa kolejnego seansu R1 nie była aż tak straszna.
Ostatecznie seans zajął nam trzy dni. Niestety, ale jak to zwykle na obozie bywa, nawet podczas zajęć z lektorem, co chwilę coś trzeba było robić i nie było opcji by przez dwie godziny oglądać film i się zluzować. Taka specyfika pracy
Niemniej udało się. Zobaczyliśmy na raty R1.
Musiałem w niektórych momentach komentować o co chodzi i dojaśniać, czasem wytłumaczyć jakiś drobny fanserwis - to było nawet całkiem przyjemne.
Niemniej ścisłe meritum, sprawy to to że koleżanka po seansie Łotra 1 przekonała się do SW i chce zobaczyć pozostałe filmy.
To nieco zrehabilitowało R1 w moich oczach. Ktoś z kim się przyjaźnię, polubił SW z powodu Łotra 1. Generalnie jest to dla mnie zadziwiające i nienormalne, ale to fakt. R1 pozyskało potencjalną fankę serii.
Na poziomie kryterium gwiezdnowojnowatości, moja ocena wobec R1 nie ulega zmianie. R1 jest SW ale bardziej jako obraza tego co w SW dla mnie najważniejsze. Niemniej po raz pierwszy mam miłe wspomnienia i wrażenia po seansie tego filmu.
R1 nieco się zrehabilitowało z uwagi na te kilka miłych wspomnień i wrażeń.
Qel Asim napisał:
Jeszcze koleżanka była przekonana że sprawia mi radość bo mogę na obozie oglądać moje ulubione Gwiezdne Wojny. Trzeba było zrobić dobrą minę do złej gry
-----------------------
Tu się uśmiałam xD
I taki clickbaitowy tytuł, że podejrzewałam najgorsze, a to jednak zasługa koleżanki w przebrnieciu przez R1 I teraz pytanie czy jak zaczęła od R1 i się podobało to czy od reszty się nie odbije.
Evening, trochę wiary we mnie!
R1 jest obrazą "gatunku" i jako najbardziej zagorzały zwolennik tego poglądu na Bastionie, nie zmieniam zdania od tak
Natomiast dodam coś do mojego oświadczenia o robieniu dobrej miny do złej gry.
Otóż to że jestem fanem SW było na tym i poprzednich turnusach, jakie wielokrotnie prowadziłem z tą koleżanką jasne od samego początku. Choćby to że niemalże przez 3/4 turnusu codziennie miałem inny T-shirt SW
To zobowiązuje. Choćby mnie w dupie piekło, czułem się w moralnym obowiązku bronić SW nawet jeśli to było to moje znienawidzone R1.
Stąd chociaż zaznaczyłem że to w sumie najmniej lubiany przeze mnie film SW, to jednak nie psioczyłem, nie prychałem podczas seansu ani nie narzekałem. Komentowałem, ale absolutnie bez odrobiny hejtu.
Dlaczego? Bo hejt na R1 mogę uprawiać na wyższym poziomie w gronie fanów, tych co zrozumią argumentację i ją przyjmą (lub nie).
Wobec osoby, która ma obojętny stosunek do SW i nigdy wcześniej nie widziała ani jednego epizodu, wg mnie nie można pokazać tego co na prawdę myśli się o tym konkretnym dziele. Jakbym był cięty na TLJ, a byłby to jedyny film SW na dysku,to też tak bym do tego podchodził.
Nie zachęcę kolejnej osoby do SW, jeśli przy pierwszym oglądanym filmie będę rzucał mięsem na wszystko co mnie w nim irytuje Nie tędy droga. Chcąc, nie chcąc, musiałem skupić się na nielicznych plusach gwiezdnowojennych i walorach filmu jako takiego (w sensie nie SW), a przede wszystkim na kwestii całego fanserwisu - bo chociaż mnie niekoniecznie przekonuje, to jednak jest w tym jakiś kunszt wykonania.
Tak, dokładnie. Piszę o tym w kontekście tego wszystkiego co niektórzy fani wypisują o Rianie i TLJ oraz porażce finansowej Solo. To bardzo smutne że jako fandom jesteśmy postrzegani jako niszczyciele starań twórców. Nie tak powinniśmy być postrzegani na zewnątrz, wśród laików.
No i już jestem po seansie. Kapitalny film i rewelacyjny casting
Tak sobie myślę że scena z Vaderem robi kapitalną robotę dla kogoś kto zaczyna swoją przygodę ze Star Wars od R1.
Oglądasz sobie jakiś film SF a tu na koniec facet w masce wyciąga miecz świetlny i... co to było? Chcesz wiedzieć więcej
Qel Asim, Twoja koleżanka nie ma wyjścia, musi oglądać teraz ANH i OT
PS
Co bym chciał zmienić?
U-wing jest za słaby na tak duża rolę. Hera powinna podrzucić Cassiana na Jedhę swoim VCX-100 a tam nasi bohaterowie przejeliby jakiś kultowy pojazd (z Art of R1) od Gerrery i miód malina 💗
Tak się w sumie zastanawiam - jakbym miał dziecko - to od której częsci wprowadzałbym je w SW? Jasne, standardowo najlepiej od OT, ale w sumie taka kolejność byłaby ciekawa:
Solo -> R1 -> OT -> PT -> ST
Z drugiej strony zaczynając SW od Solo mogłoby nie połknąć bakcyla. Ale mogłoby to być śmieszne doznanie. Poznać droidy nie od R2D2 tylko L3 i jej próby emancypacji droidów. Od początku wiedzieć jak Han poznał Chewiego. Poznać Imperium z trochę innej strony - nie jako tego złego tylko taką klasyczną organizację rządzącą. Fajne by też musiało być oglądanie TPM po tym jak początek spoilera Maula poznało się właśnie w Solo koniec spoilera. Przylot na Bespin w TESB też byłby fajnym smaczkiem. No ale nie wiem czy bez mieczy świetlnych i Mocy można by się zainteresować tym uniwersum.
Jakbym miał dziecko, to za zacząłbym od TFA, ewentualnie tak jak ja sam zaczynałem, czyli od ROTJ (rodzice przewidzieli, że czterolatkowi spodobają się Ewoki). Niemniej opcja z Gunganami i Anakinem jako dzieckiem też jest spoko. Gorzej że później pojawi się ROTS gdzie to dobre dziecko wyrosło i morduje inne dzieci. Hehe, w sumie to kiedyś był na Forum taki temat rozpoczęty przez Kasię, w kontekście TCW.
Także TFA lub ROTJ, chociaż raczej ROTJ bo zawiera więcej infantylnych postaci - Ewoki, stwory w pałacu Jabby itp.
Dury smartfon. Kasis nie Kasia, żeby nie było wątpliwości
Aha, no i przy okazji. Analityczne myślenie zaczyna się od około 12 roku życia. Do młodszego dzieciaka może nie dotrzeć o co chodzi z Maulem, a tym bardziej nie wyłapie innych smaczków.
Niemniej dla dorosłego lub nastolatka to byłby ciekawy pomysł
Mossar napisał:
Tak się w sumie zastanawiam - jakbym miał dziecko - to od której częsci wprowadzałbym je w SW? Jasne, standardowo najlepiej od OT, ale w sumie taka kolejność byłaby ciekawa:
Solo -> R1 -> OT -> PT -> ST
-----------------------
Z punktu widzenia wprowadzania kogoś w świat SW, spinoffy kompletnie psują jakąkolwiek inną kolejność niż chronologiczna (BBY).
Jeśli odstawić na bok spinoffy, to niezmiennie kolejność Orlińskiego (zmodyfikowana o sequele):
ANH->TESB->PT->ROTJ->ST
Dosyć ciekawe, ta przerwa w OT na rzecz PT. Chociaż nie wiem, czy to nie wprowadza zamieszania.
Jak najpierw obejrzysz całe PT, to w OT od początku będzie wiadomo kim jest Vader. A tak dochodzisz do NOOOOOOOOO i idziesz fullretrospekcja a potem dopiero dowiadujesz się jak się to wszystko skończy.
Dla dziecka najlepsze jest TPM - Lucas specjalnie dla dzieci robił ten film przecież.
TFA czy SOLO też będzie OK.
I teraz pytanie:
Czy zaczynać od najlepszego?
Po fajnym TPM i TFA, bardzo nudna będzie ANH!
Jak masz tylko jeden strzał to bierzesz pewniaka, ale jak więcej szans to najlepiej zacząć od ANH.
W każdym razie unikać R1 - to najgorszy film dla dziecka i jest 100 razy gorszy od ROTS (to co się dorosłym wydaje straszne, wcale takie dla dzieci nie jest np. płonący Anakin, ucinanie kończyn itp.).
Generalnie to masz rację. TPM faktycznie był targetowany na dzieci.
W sumie, w przypadku dzieci myślę że system oglądania trylogiami leży.
ROTJ, TPM, TFA, ANH i Solo (chociaż Solo totalnie w ostatniej kolejności). Te filmy są idealne dla dzieciaków. Kinowe TCW też da radę.
Natomiast TESB, ROTS i TLJ dla dzieciaków z okolic przedszkola/zerówki/pierwszej klasy podstawówki to zdecydowanie produkt nie dla nich.
Raz że za mocny, a dwa zbyt zawiły.
Dzieciakom chyba lepiej po prostu puścić pojedyncze filmy, z tych lżejszych i dopiero jak się spodoba ewentualnie kolejne.
Jedno wiem na pewno, R1 zdecydowanie nie jest dla maluchów. Także w pełni się z Tobą zgadzam
Ale namieszałeś
Natomiast TESB, ROTS i TLJ dla dzieciaków z okolic przedszkola/zerówki/pierwszej klasy podstawówki to zdecydowanie produkt nie dla nich.
Raz że za mocny, a dwa zbyt zawiły. - to jest Twoja opinia a nie dzieci!
TESB będzie zwyczajnie nudny i tyle, ROTS jak najbardziej się nadaje.
Powtórzę raz jeszcze
Jeżeli to nasze dzieci, to jedziemy ambitnie od OT, a jeżeli porwaliśmy jakieś dziecko z ulicy i ściga nas policja to PT (szkoda czasu)
Tak, teraz już nie ma wyjścia. W końcu musiałem jej wytłumaczyć czemu wszyscy bohaterowie musieli zginąć No i sam fakt spójności obu filmów, to też jej zaznaczyłem.
Zastanawiam się tylko czy jej zasugerować ANH, TESB i ROTJ, a dopiero później PT, czy może jednak ANH, TESB, PT i dopiero ROTJ, TFA i TLJ.
No i co z Solo, bo ten film zdecydowanie by się jej spodobał, skoro lubi Indianę.
Na pewno trzeba zacząć teraz od ANH, to pewne
Co Ty tak podkreślasz wiek koleżanki? Młoda dziewucha.
I po RO kieruj ją w OT, a nie chronologię. SOLO dopiero po PT, niestety. ST na koniec, albo wcale. ~
Po co podkreślam wiek?
Otóż po to by zaznaczyć że miała dosłownie całe życie na to by poznać SW - w końcu to równolatka ANH. A stało się to dopiero teraz, za moją sprawą Tu nie chodzi o robienie z niej kogoś starszego, tylko o moją dumę że dzięki mnie ktoś z pokolenia OT , skorzystał z drugiej szansy i zaczął poznawać SW.
Chociaż dodam że koleżanka kojarzyła dość dobrze LORDA Vadera (na hasło DARTH Vader nie skojarzyła że może chodzić o tę samą osobę), bo jak stwierdziła, to już ikona popkultury, no i kojarzyła że w tych starych filmach grał Ford - którego bardzo lubi z Indiany i innych filmów.
Natomiast jeśli już zauważyłeś ten aspekt, to dodam że drugiej tak młodej mentalnie osoby wśród moich znajomych na prawdę znaleźć nie potrafię. To osoba na prawdę bardzo młoda duchem. Fizycznie też się bardzo dobrze trzyma, ale to akurat mam gdzieś Także masz rację - to młoda osoba
Nie udało mi się załapać na Imperium Kontratakuje w Multikinie, bo akurat bydgoskie było zamknięte, w międzyczasie wyemigrowałem do Sofii i okazało się, że grają tu Rogue One w 3D. Bilet 7 lewa llus okulary, zestaw dla dwojga 10 lewa (przelicznik to około x2.20 i wyjdą plny), więc chyba taniej niż w Polsce, ale była też jakaś promocja na bilety, nie wiem w sumie. I reklam mniej bo 12 minut. Najtaniej wychodziło chyba w Banja Luce i w Belgradzie, tam za bilet z kolą i popcornem około dyszki. Na sali była tylko nasza dwójka. No i chciałem napisać, że byłem na tym chyba czternasty raz i to najlepszy starwarsowy film pod każdym względem.
Na zakończenie mini-maratonu SW (Disney), zostawiłem sobie R1, bo R1+HDR to jak Milka+Pepsi, jest słodko i orzeźwiająco
Piękna czerń, wspaniały kosmos, przy logo ROGUE ONE, można zrobić pauzę i się masturbować jak ktoś lubi
Bogactwo kolorów i mnogość odcieni, czasami się zastanawiam czy to ciemny pomarańcz czy już czerwień itd. Wszystkie lokacje wyglądają pięknie, tu nie ma żadnych eksperymentów z kolorystyką i oświetleniem (SOLO) więc każdy będzie zadowolony. Oprócz rozszerzonej palety kolorów, również dynamika bez zarzutu - płomienie, rozbłyski, wszystko jest jak trzeba i japa się cieszy.
Po seansie miałem wrzucić płytę BD dla porównania, ale nie chciało mi się, zamiast tego puściłem jeszcze raz kultową scenę z jak Czarny Wdowiec morduje terrorystów, i jeszcze raz, i jeszcze raz... w końcu po to się kupuje płyty, co nie
Aki-Aki
R0 to film, który się odbił czkawką Łukaszfilmowi - bo jak po takim filmie narzekać że się nie da zadowolić prawie wszystkich fanów, zrobić fajnych lokacji, interesujących postaci, ciekawej historii i jeszcze na dodatek zarobić.
Inna sprawa że takie filmy mógł robić sam George Walton Lucas Junior już w latach 80-90.
Tylko że nie chciał odcinać kuponów w taki chamski (i nieudolny) sposób jak Disney, bo to nie są PRAWDZIWE Gwiezdne Wojny, to podróbki!
Mikrobiotyczny Świat George`a Lucasa to byłoby coś, ale jak się nie ma co się lubi... sęk w tym że przez nieudolne działania Disneya już nawet tych podrabianych zamienników nie ma ino została serialowa Dykta Und Popelina And paździerz
Chłam wypiera dobre rzeczy, tak się dzieje ze wszystkim i wszędzie, i nie ma na to rady
Aki-Aki