Obejrzałem 3 moje ulubione filmy Wajdy i teraz jakoś tak refleksyjnie...
Nie ma co przypominać kim był AW dla polskiej kinematografii. Kto wie, ten wie, kto nie... wątpię żeby miał ochotę pogłębić wiedzę.
Jako reżyser brał udział chyba we wszystkich ważnych zjawiskach polskiego kina, przynajmniej do 1990 roku, ale tak naprawdę największe dzieła przypadły na okres głębokiego PRLu, stąd nie ma co się dziwić, że reżyser ten zawsze krążył w okolicach polityki, polityka krążyła wokół niego... to jest częsty zarzut, że jak ktoś ma wyraźne i osobiste spojrzenie na jakieś problemy, to przekłada to potem w sposób "nieuczciwy" w sztuce filmowej.
Nie wiem czy bym się z tym zgodził, nie dostrzegam czegoś takiego w jego twórczości, a możecie być spokojni, że wytknąłbym mu to, gdyby tak było.
Bo po prawdzie AW stworzył wspaniałe filmy, ale jednak moim ulubieńcem pozostaje Władek Pasikowski. Też nie bez krytyki, ale to nie czas.
Jasne - czasami, zresztą po czasie paru lat od premiery, odbieram filmy Wajdy inaczej niż na początku, częściej pewnie negatywnie, ale nie zmienia to faktów - powiedzenie, że AW wielkim reżyserem był brzmi szkolnie-paździerzowo śmiesznie, ale tak jest. Wg. mnie.
A jakie to trzy filmy obejrzałem?
Zacznę od końca, czyli `Dantona` z 1982 roku. Rewolucja zjada swoje dzieci, we wspaniałym miksie polskich i francuskich aktorów. I chociaż brakuje tutaj rozmachu jakiego można by się spodziewać w tej tematyce to to jednak nie ten gatunek. Dramat historyczny, ale jednocześnie kino moralnego niepokoju, mimo że w Polsce od roku martwe z powodu stanu wojennego.
Drugie miejsce (tak czy siak) zajmuje `Ziemia obiecana` z 1974 roku. Bardzo, baaardzo długo przekonywałem się do tego filmu, zmieniał się on w moim odbiorze od ciężkiego filmidła, z reymontowskim cieniem i wręcz przesadnie bolesnymi scenami wyzysku, po niemalże idealnie oddanie "klątwy pieniądza", niszczącej wszystko i wszystkich, łącznie z bogacącym się.
Nie powiem, że na zmianę mojego nastawienia nie wpłynął fakt wędrówek po Łodzi z moją mamą, zarówno od strony historycznej jak i HollyŁódzkiej.
Natomiast miałem możliwość zobaczenia filmu Kurosawy, który wygrał z `Ziemią` Oscara... dam sobie palec uciąć, że Akira dostał statuetkę za nazwisko wyrobione na (taka prawda) kapitalnych filmach.
I w końcu crème de la crème - `Człowiek z marmuru` 1976. Gdybyśmy mieli jeszcze raz wysłać sondę z Voyager Golden Record #2 i wrzucić tam dziedzictwo filmowe świata to niewątpliwie głosowałbym za tym polskim filmem.
Nie oznacza to, że uważam go za najlepszy, ciężko to tak uszeregować, nie jest też moim ulubionym, ale sposób w jaki Wajda połączył przodownika pracy z lat 50-tych i młodą dziennikarkę, poszukującą informacji na jego temat, dorzucając do tego specyficzny i brawurowy debiut Krystyny Jandy... to wszystko + tematyka sprawiają, że uwielbiam go oglądać. Zresztą moim zdaniem zawarte tam treści są aktualne w Polsce do dzisiaj.
Oczywiście z "marmurem" w nieodłącznej parze idzie "żelazo", czyli `Człowiek z żelaza` z 1981 roku. Ale tu właśnie mam lekki problem, bo chociaż Cannes obdarowało reżysera Złotą Palmą to jednak film... jest prawie-że dokumentem.
Nie jest źle zrealizowany, nie ma słabego scenariusza, rolę Jandy przejął kapitalny (chociaż imo często pomijany przez to co się w filmie dzieje i Radziwiłowicza) Marian Opania, ale jakoś tak nie mogę nabrać do niego przekonania.
I tak trochę z Wajdą jest - do lat 90-tych miał kapitalne produkcje, ale i takie, o które mogę się spierać, ALE jednocześnie nie będące złymi.
Po 90-tym... nadal lubię `Pierścionek z orłem w koronie`, mimo sporej krytyki, ale już np. `Katyń` też początkowo wywołał wrażenie, ale potem trochę stracił w moich oczach. Wajda bardzo często "rozliczał się" w swoich filmach z czymś z polskiej historii, teraz przyszło mu trochę samemu ze sobą, z historią swojej rodziny... może nie wszystko można?
Chociaż `Tatarak`, który z kolei był pewnym "rozliczeniem", oczyszczeniem psychicznym Krystyny Jandy po stracie Edwarda Kłosińskiego - jest w porządku.
Dlatego tak bardzo czekam na "Powidoki", bo ostatnie 25 lat nie było raczej dla mnie pozytywne w twórczości AW. W ogóle nie rozumiem idei puszczania tytułów na jakiś festiwal, a potem trzymania ich pół roku w zamrażarce.
Szkoda, że go już nie, ale cieszę się że pozostawił sporą ilość filmów, które (mam nadzieję) będą cieszyły oko i zmuszały do refleksji następne chętne pokolenia. Tu i na całym świecie.