Witam, ostatnio na Bastionie został poruszony temat po której stronie konfliktu rebelia vs Imperium byśmy stanęli, raczej chłodne przyjęcie opinii niezgodnej z powszechnie przyjętym zamysłem twórców że rebelia to ci dobrzy a Imperium to ci źli skłoniło mnie do rozwinięcia rozważań czy na prawdę rebelia jest taka dobra a Imperium takie złe.
Kiedy zacząłem spisywać to co chciałem umieścić w tym temacie wyszło mi kilka stron A4 materiału, część jednak była tak kontrowersyjna politycznie, historycznie czy moralnie że postanowiłem zacząć od nowa starając się opisać wszystko jak najłagodniej.
Osobiście w tym konflikcie poparłbym Imperium, nie dlatego że uważam że wszystko co robiło Imperium było dobre ale z pewnością było to mniejsze zło niż rebelia.
Jak powiedział Kenobi "prawda zależy od punktu widzenia" dlatego proszę o przemyślenie tekstu i komentowanie obiektywnie z punktu widzenia historii lub z perspektywy in-universe zwykłego mieszkańca galaktyki, a nie głównych bohaterów filmu, książki czy innego źródła, ponieważ po pierwsze historia zawsze jest pisana przez zwycięzców i część działań rebelii może być wybielona a część działań Imperium demonizowana a po drugie ta perspektywa powoduje bardzo subiektywne i wypaczone odczucia co genialnie pokazuje nam Clint Eastwood w Sztandarze Chwały i Listach z Iwo Jimy.
Najlepiej zaczynać od początku, czyli najpierw przyjrzyjmy się powstawaniu obu tworów politycznych:
Imperium Galaktyczne to prawna kontynuacja Republiki, Palpatine demokratycznie został wybrany na władcę, sama przemiana Republiki w Imperium również została poparta przez większość Senatu, była więc to jak najbardziej legalna władza. Z punktu widzenia zwykłego obywatela galaktyki rządy Imperium przyniosły pokój i porządek w galaktyce, nastąpił rozwój technologii, wiele światów jak np. Tatooine mogło się w końcu rozwinąć, Imperium było silnym państwem mogącym ochronić swoich obywateli przed zagrożeniem z zewnątrz.
Rebelia, czyli Sojusz dla Przywrócenia Republiki to organizacja założona przez senatorów kochających demokrację, oczywiście dopóki większość głosuje tak jak oni, kiedy większość chce czegoś innego oni uważają to za zamach na demokrację. Na początku jest to organizacja pokojowa, organizuje petycje, wystąpienia w Imperialnym Senacie czy manifestacje. Jednak w pewnym momencie chwyta za broń i zaczynają się napady na zaopatrzenie Imperium, zamachy na Imperialne placówki, kradzieże statków, zabójstwa żołnierzy Imperium, generalnie chaos. Z punktu widzenia zwykłego mieszkańca galaktyki rebelianci to terroryści.
Dodatkowo większość członków rebelii to przemytnicy, uciekinierzy czy dezerterzy z armii Imperium. Nie potrafię znaleźć nawet przybliżonej liczby rebeliantów i ich zwolenników, ale sądząc po wielkości ich baz, czy flot i faktem że większość społeczeństwa tak naprawdę ma gdzieś kto rządzi podejrzewam że jest to znikomy ułamek w stosunku do tryliona mieszkańców samego Coruscant a co dopiero całej galaktyki.
Spójrzmy teraz na osoby rządzące każdą z frakcji:
Imperium, dla zwykłego mieszkańca galaktyki Palpatine to bohater który zakończył Wojny Klonów, a ze słabej i podzielonej Republiki stworzył silne i zjednoczone Imperium, z rozwijająca się gospodarką. Znając całą historię wiemy, że Palpatine aby zdobyć a następnie utrzymać władzę poświęcił miliardy istnień (wliczam tu Alderaan i ofiary Wojny Klonów), jednak jego Imperium gdyby nie zostało zniszczone przez rebelię mogłoby ocalić życie ok. 365 bilionów ofiar wojny z Vongami.
Rebelia, rządzący senatorowie to okropni egoiści, mimo iż ich celem jest obalenie legalnej władzy nie mają oporów przed czerpaniem korzyści z zasiadania w Imperialnym Senacie, dziwnym zbiegiem okoliczności walki z Imperium nasilają się po rozwiązaniu przez Imperatora Senatu, czyli utraceniu przez nich przywilejów związanych z "senatorowaniem". O ich egoizmie świadczy również fakt, że wszystko jedno czy w starym EU czy w nowym kanonie nie traktują wszystkich planet jednakowo, niby Imperium było takie złe ale rebelia zamiast wyzwolić wszystkie planety i "dobić" Imperium kiedy miało taką możliwość, rebelia ograniczyła się do wyzwolenia "swoich" planet jak Chandrila czy Mon Calamari skazując część planet na życie pod "tyranią" resztek Imperium czy First Order.
Ja doskonale zdaję sobie sprawę że wg twórców Imperium jest złe a rebelia dobra, ale paradoksalnie nie wszystko za tym przemawia, a w źródłach, szczególnie filmach czy serialu Rebels prawie wogóle nie ma przykładów zła Imperium przeciwko nie-rebeliantom. Najgorsze co tak na szybko mogę sobie przypomnieć to aresztowania handlarza owoców bez zezwolenia, ale takie rzeczy to nawet u nas, chyba nawet mniej cywilizowanie: https://www.youtube.com/watch?v=YlBBGGZS5IA ale to chyba nie powód aby zacząć strzelać do strażników miejskich i obalać zbrojnie rząd odpowiedzialny za takie przepisy.
Dla zwykłego mieszkańca galaktyki nie mieszającego się do polityki za Imperium nie było aż tak źle.
Imperium pozwalało na prowadzenie małych prywatnych biznesów jak interes Lando na Bespin.
Korzystało z partnerstwa publiczno-prywatnego np. zlecając odnalezienie terrorystów prywatnym łowcom nagród.
Na takich światach jak Tatooine poprawiło się bezpieczeństwo - po incydencie w kantynie pojawiają się szturmowcy w celu zbadania sprawy.
Złe traktowanie innych ras to też mit, Wielki Admirał Thrawn był obcym, na Endorze Imperium zbudowało generator i nie wchodziło w drogę Ewokom, przynajmniej do czasu kiedy rebelianci wykorzystując prymitywne wierzenia Ewoków za pomocą C-3PO nie zmusili ich do walki z Imperium.
Oczywiście jestem świadomy grzeszków Imperium, nie będę ich tu wszystkich przytaczał bo pewnie za chwilę i tak pojawi się cała lista;p Najwyżej później się do nich odniosę. Teraz wspomnę tylko o 2 wymienionych przez Gunfana w poprzednim temacie czyli: zniszczenie Alderaana i rzekoma propaganda przedstawiająca trooperom rebeliantów jako potwory nie biorące jeńców.
Niestety szturmowiec w serialu Rebels zdziwił się że rebelianci zabrali jeńców nie z powodu propagandy, a z powodu że ta ich "walka o wolność i demokrację" zbiera naprawdę krwawe żniwo i to mnie przeraża. W TCW Republika walczyła z separatystami, których na polu bitwy reprezentowały droidy, mogliśmy kibicować tym dobrym aby rozwalili jak największą ich ilość. W Rebels za każdym zastrzelonym, rzuconym w przepaść czy wysadzonym w powietrze "garnkiem" przez tych "dobrych" kryje się odebrane życie. I to nawet nie wyhodowanemu do tego celu klonowi a zwykłej osobie z krwi i kości która do armii trafiła z poboru i gdzieś tam na jakieś planecie ma swoją rodzinę.
Zniszczenie Alderaan, wiem że na tej planecie zginęło wiele niewinnych osób, jednak jakkolwiek bezdusznie by to nie brzmiało, były to konieczne ofiary wojny. Alderaan wspierał terrorystów, dostarczał im statki i fundusze wykorzystywane później do walki z legalną władzą. Co najważniejsze nie robili tego zwykli mieszkańcy ale rządzący, którzy powinni się liczyć się z tym, że walcząc zbrojnie z Imperium narażają wszystkich mieszkańców swojej planety. Dlatego w mojej ocenie największą winę za zniszczenie Alderaan ponosi rodzina Organa. Bo kto jest najbardziej odpowiedzialny za zniszczenie Hiroszimy i Nagasaki przy użyciu broni atomowej? USA czy władze Japonii które zaatakowały USA i wciągnęły swój naród w wojnę?
Podejrzewam, że dostanę sporą listę grzeszków Imperium, fanów rebelii informuję że ona też ma swoje na sumieniu:
- milion ludzi obsługi pierwszej gwiazdy śmierci
- bliżej nieokreślona liczba obsługi i budowniczych, czasem przymusowych na drugiej gwieździe śmierci
- niezliczona ilość żołnierzy Imperium zabita podczas różnych akcji
- zamachy bombowe jak np. https://www.youtube.com/watch?v=M2_7OXpZQ04
I na początek niech będzie tyle, pamiętajcie aby nie oceniać wydarzeń z perspektywy zamierzeń twórców że Imperium jest złe a rebelia dobra a skupić się na obiektywnej ocenie rzeczy ukazanych w filmie, serialu czy innych źródłach.