Bardzo dokładne i trafne porównanie realiów wydawniczych kiedyś i teraz. Powiedziałbym, że masz u mnie piwo kiedy się następnym razem zobaczymy, ale pewnie od razu byś chciał 3, więc trochę się boję.
Asekuracyjność i dostępność - to są chyba główne wytyczne dla twórców nowego EU. W książki trzeba móc się łatwo wgryźć, mają być zrozumiałe dla jak największej ilości ludzi, dotyczyć czasów bądź bohaterów okołofilmowych i tyle. W komiksach to samo, tutaj to dodatkowo biją rekordy nieoryginalności tytułów - Leia, Lando, Chewbacca, Vader itd. - czytelnik od razu wie czego się spodziewać. Osadzenie w czasie też czadowe - polecam linka: http://starwars.wikia.com/wiki/Timeline_of_canon_comics lwia część w 0 ABY... ups, w "32"
a reszta w okolicy innych filmów bądź Rebelsów. Zachowawczość na 100%. Swoją drogą, zastanawia mnie - kiedyś ludzie lepiej znający się na komiksach mawiali że Marvel przydzielił do pracy nad nowymi seriami świetnych autorów, będzie nowa jakość komiksowa. Coś nie słyszę zachwytów nad którąś, jakąkolwiek z serii? Czyżby równie duża wydmuszka co "nowa, lepsza jakość książek"?
Póki co, wyraźnie widać że nowe EU to inny target niż stare. Stare rozkręciło się w czasie posuchy, pomiędzy Starą a Nową trylogią, jego zadaniem nie było nakręcanie hype`u na kolejny film. Nadszedł czas że było i tak, ale nie zrezygnowali przy tym z rozbudowy świata, każdy kto śledził projekt Clone Wars (ten 2002-2005, nie przeklęte TCW), wie ile on wniósł do świata Gwiezdnych Wojen. Właściwie nadał Atakowi Klonów i Zemście Sithów nową jakość, nie szedłbym na ten drugi film nawet w połowie tak nakręcony, gdybym nie czytał wcześniej tyle o hrabim Dooku, generale Greviousie, czy też postaciach czysto z EU - taki Quinlan Vos. W filmie się nie pojawił, ale jgo przygody zdecydowanie nakręciły u mnie hype, bo czułem te realia, uwielbiałem czasy wojen klonów.
Ludziom się nie chce. Większość słysząc o 100 książkach które może przeczytać, podłamuje się i odpuszcza, ewentualnie wybierze sobie parę które wydadzą mu się interesujące i na tym poprzestanie. Pasjonatów którzy stwierdzą: "wow, tak wielkie uniwersum, super, nie mogę się doczekać żeby je zgłębić i jarać się tym że Vergere z Agentów Chaosu 2 pojawia się w Planecie życia!" jest tylko ułamek całości, więc nie dziwi że przestawili się na nowy model biznesowy - dużo one-shotów do których wystarczy znajomość filmów. Owszem, pojawi się tu czy tam jakiś element rozwijający świat czy nawiązujący do innej książki/serialu/komiksu, ale w "rozsądny" sposób, tak żeby znajomość tamtego nie była obowiązkowa.
Dzisiaj, polecenie czegoś z EU często wymaga wcześniejszego zaznajomienia się z tuzinem innych powieści żeby to miało sens. Ktoś mnie spyta: co byś polecił? Powiem: NEJkę, ale żeby zrozumieć i docenić co tam się dzieje, należałoby przeczytać trylogię Thrawna, X-Wingi, Akademię Jedi, Kryzys Czarnej Floty, trylogię koreliańską i tak dalej... i w tym momencie zanim ktoś dojdzie do tej książki którą chciałem mu polecić to mija rok. I ta osoba przygotowując się, przeczyta sobie dużo książek które są dobre same w sobie, ale z drugiej strony może rzucić całym Star Warsówkiem w ch** po stu stronach "Zasadzki na Korelii"
Często nie da się przeczytać perełki, nie zagłebiając się w świat, a jak już pisałem - spora częśc ludzi tego nie chce. Pan X chciałby przeczytać sobie fajną książkę z tej serii co widział w kinie, ale nie od razu 20 książek. Nie zrozumcie mnie, ja tego podejścia nie krytykuję, po prostu stwierdzam że tak jest. Sam czasem zajaram się innym uniwersum, mam ochotę przeczytać sobie jakąś fajną książkę z uniwersum np. Aliena, ale nie 20 książek z uniwersum Aliena. Używając języka internetowego celebryty, jestem każualem danego uniwersum i nie zależy mi żeby to zmieniać, po prostu chciałbym coś tam z niego poczytać. Jeśli się wkręcę to może zapragnę tych kolejnych 20 książek, ale może nie. Parę razy tak się odbiłem od różnych serii. Np. zajarany maksymalnie filmem Dredd, chciałem poczytać sobie komiksy - zobaczyłem ile ich jest, pobieżnie szukając nie znalazłem wystarczająco jasno wyłuszczonej kolejności czytania i sobie odpuściłem. Pewnie, gdybym posiedział nad tym dłużej i bardziej się zagłębił, to bym to rozgryzł i się wkręcił, ale nie na tym mi zależało. Wejście w to było trudniejsze niż chciałem i nie wyszło. Kiedyś pragnąłem być na bieżąco z komiksami Marvela - ale przeraziła mnie ich ilość, a mi nie wystarczy czytanie pojedynczych eventów i doczytywanie o postaciach których nie znam na wiki. Chcę znać wszystko, a w przypadku Marveli wymagałoby to kolosalnego nakładu czasu i wysiłku. Tu ratunkiem okazało się uniwersum Ultimate, które dla niektórych die-hard fanów Marvela pewnie było bluźnierstwem, ale dla mnie było idealnie tym, czego chciałem - wszystko od początku, uporządkowane i w ilości którą da się ogarnąć. Dlatego w pełni rozumiem ludzi którzy w starwarwarsowym EU nie chcą wychodzić poza każualizm.
Pewnie, można polecić "Plagueisa", ale czy zrobi takie wrażenie bez wiedzy o tym jak pięknie wykorzystuje wątki z "Maski kłamstw", "Łowcy z mroku" itd? Nie zrobi. Dlatego np. wdzięcznym tematem do polecania jest trylogia Bane`a, bo jest oderwana czasowo od reszty, i choć zawiera milion nawiązań i odniesień do wszystkiego do czego mogła się odnieść, to spokojnie można czerpać przyjemność z lektury bez wiedzy że Andeddu pojawia się w Republic i Legacy a Revanem możesz grać w KotORze. Ale to jeden z nielicznych wyjątków. W nowym EU nie ma tego problemu - podobają ci się "Lordowie Sithów"? To ich polecasz, nie trzeba się do nich wcześniej przygotowywać. Wolisz książkę z Battlefronta? To polecasz i ją. Wystarczy znać filmy i wiesz co tam się dzieje. Pewnie, z czasem sytuacja może się rozwinąć, i będzie jakaś super książka, ale przed jej lekturą będziesz musiał przeczytać 5 innych. To naturalna kolej rzeczy przy rozbudowywaniu uniwersum. Ale coś nie wierzę żeby było wiele takich przykładów, przynjamniej na razie polityka firmy wskazuje że chcieliby tego uniknąć. Dla mnie to źle, dla LSa to źle, dla Gufiego to źle - bo frajdę czerpiemy z eksplorowania powiązań między książkami, z wgłębiania się w rozbudowane uniwersum - ale większość jednak ucieszy że może sobie przeczytać książkę o Vaderze i tyle. Więc z biznesowego punktu widzenia ich podejście jest jak najbardziej słuszne. No ale to jest sztandarowe podejście Disneya - finansowo mądre posunięcie, z jednoczesnym deptaniem garstki starych zapaleńców, to ma być uniwersum dla każdego. Jak dla każdego, to dla nikogo, ale na film ludzie pójdą, a i książkę może więcej ludzi kupi, a że nie zakopią się w ten świat jak my swego czasu - kogo to obchodzi?
Kiedyś EU budowało świat, do stopnia w którym samo stało się dla np. mnie ważniejsze niż filmy - filmy to był sam początek, świetnie się na nich bawiłem, ale potem spędziłem 100 razy tyle czasu czytając o dalszych i wcześniejszych przygodach tych postaci. I ich krewnych, znajomych, wrogów, i postaci kompletnie niezwiązanych z nimi. Teraz jest na odwrót - filmy to podstawa, sedno całych nowych Gwiezdnych Wojen, a książki i komiksy bardziej na nich pasożytują, niż je rozwijają. Chcesz przeczytać o jakiejś przygodzie Hana Solo - to masz, ale żeby stało się coś ważniejszego, to musisz poczekać na film, kolejny w kinach już za pół roku, a za półtorej spin-off!
Swoją drogą to zabawne, ile można napisać o uniwersum którym się nie interesuje, o książkach i komiksach których się nie czyta
Na koniec dodam, że dla mnie też to jest ekstra sytuacja, bo przynajmniej w żaden sposób nie ciągnie mnie do nowego EU, w związku z czym nie mam trudności z wytrwaniem w postanowieniu olewania go. Gdybym czytał tu jakieś zachwyty, że oboże jakie rzeczy tam się dzieją, dziwki wóda i lasery, to mógłbym się kiedyś złamać. A tak, jestem bezpieczny - i moralnie i finansowo i czasowo.