Na razie to wszystko jedzie tu na hajpie/hakach. Pierwszy komiks w nowym kanonie, pierwsza książka w nowym kanonie, pierwsza kanoniczna książka po Powrocie Jedi, pierwszy kanoniczny komiks po Powrocie Jedi, pierwsza gra osadzona po Powrocie Jedi. Dowiedz się, jak 3PO zdobył czerwoną rękę; skąd na Jakku znalazł się Gwiezdny Niszczyciel; dlaczego miecz Kylo Rena jest taki a nie inny; kim była żona Hana Solo. Nikogo to nie obchodzi, tak w gruncie rzeczy, ale się sprzedaje. Historia jest budowana pod akcję marketingową i to się będzie w dłuższej perspektywie odbijać czkawką... Nie można w nieskończoność opierać zainteresowania o takie pierdoły... A może można?
Do osób, które już raz to przerabiały raczej to nie trafia. Mieliśmy historie osadzone sto lat po filmach i trzydzieści tysięcy lat przed. Najeźdźcy z innej galaktyki, starożytni Jedi i Sithowie, dwadzieścia różnych Imperiów i masę innych mniej lub bardziej odjechanych pomysłów. Widzieliśmy już tyle (lepszych lub gorszych) eksperymentów i prób rozciągania uniwersum we wszystkie możliwe strony, że trudno czymś zaskoczyć. Na tym tle pierdoły w stylu "zobacz co się działo po Endorze" wypadają mało zachęcająco. Dla nas.
Ale to nie my jesteśmy targetem. Dla nowych fanów, których mami się nowym kanonem, nowymi opowieściami - dla nich to wszystko jest nowe, atrakcyjne. Ich będą jarać nawiązania do The Clone Wars (przeczytałem opublikowany na oficjalnej fragment Aftermath - na kilka wymienionych planet prawie wszystkie były z TCW, a statek Wedge`a też pochodzi z serialu), każdy najdrobniejszy, najbardziej pierdołowaty szczegół wybiegający poza filmy. Jasne, pojawią się nazwy, elementy z EU. Czemu nie, przecież dla autorów to jest sama korzyść. Zamiast wymyślać koło od nowa mogą sobie wejść na Wookiee i mają tam kilkaset gotowych planet z dokładnymi opisami warunków atmosferycznych i produktów eksportowych. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. No i zawsze będzie można łobuzersko mrugnąć okiem do fanów EU i wcisnąć im to między wierszami, jak rodzice przynoszący dzieciom z imprezy jakieś cukierki zgarnięte do kieszeni. O ile u takiego Luceno jest to prawdopodobnie faktyczna chęć przeniesienia do kanonu jak największej ilość treści z EU (ale też własnych pomysłów, bo czemu mają się marnowć), o tyle u reszty to w pewnym stopniu na pewno zwykły pragmatyzm. Mogą kreować nową historię, ale nie od zera, bo do dyspozycji mają tonę gotowych klocków.
Niezbędne... Nic nie będzie niezbędne. Nowy kanon będzie robił dużo zamieszania wokół różnych pierdół, ale w gruncie rzeczy to będą zachowawcze historie trzymające się bezpiecznych terenów. Oficjalnie wszystko może być równorzędne, ale prawda jest taka, że pierwszeństwo miały, mają i będą mieć filmy i nikt tam nie pozwoli sobie na poważne kreowanie uniwersum przez książki czy komiksy. Jasne, będą się pojawiać, będą jakoś rozwijać motywy z filmów i seriali - ale moim zdaniem żadna gra, książka czy komiks w tej nowej chronologii nie wyjdzie poza rolę dodatku, przystawki. Nie dostaniemy pozycji czy serii, które będą otwierały nowe ery, nowe, wielkie konflikty. Które zmienią status quo w uniwersum. W nowym kanonie nie będzie miejsca na projekty pokroju Nowej ery Jedi, Dziedzictwa, KotORów, Dawn of the Jedi - a więc serie, które bardzo konkretnie definiują konkretny kawałek historii. Materiały wypełniające luki, kręcące się gdzieś wokół filmów lub przygotowujące pod nie teren - owszem. Ale nic więcej. Nic, co w jakikolwiek sposób miałoby większy wpływ na kształt uniwersum. Nic, co w choćby minimalnym stopniu wpłynęłoby na swobodę producentów filmów, co wymuszałoby zmiany w scenariuszu. Po prostu nie ma takiej opcji, żeby autorzy komiksów czy książek mogli mieć realny wpływ na KIERUNEK rozwoju uniwersum. Oni są dekoratorami, wypełniają puste, ale wcześniej przygotowane przestrzenie. Nie mają jednak żadnego wpływu na formę samego budynku i pomieszczeń - bo te są i będą budowane przez filmowców. Story Group może sobie łączyć pisarzy z komiksiarzami i producentami, ale jak Kennedy z Igerem powiedzą, że chcą film o muzeum lotnictwa, to będzie film o muzeum lotnictwa i cała ta ekipa z Lelandem i Hidalgo na czele może mówić autorom co najwyżej, na jaki kolor pomalować ściany, żeby wyglądało ładnie.
Nie mówię, że te historie będą złe, w końcu w EU też mieliśmy mnóstwo takiego uzupełniania. Ale wtedy filmów było sześć na krzyż. A teraz mamy sześć zapowiedzianych tylko na najbliższe 5 lat. A przecież będą kolejne. I to będzie definiowało "nowe EU" w stopniu, jakiego nigdy nie doświadczyliśmy w ubiegłych latach. Tam mieliśmy od biedy prośbę Lucasa, żeby nie ruszać tego czy tamtego. Tu historia galaktyki zdefiniowana jest w grafiku produkcyjnym na następne dwadzieścia lat. My tego jeszcze nie czujemy, bo na razie traktujemy wszystko jako zwyczajną promocję filmu. Ale tam, gdzie za "naszych czasów" kończyła się promocja, a zaczynało rozprężenie i okres swobody, tu zacznie się po prostu promocja kolejnego filmu. To nie tak, że po TFA zniknie embargo takie jak po Mrocznym widmie i zaraz wyskoczą nam jakieś Tales of the Jedi. Skończy się Journey to The Force Awakens, zacznie się Journey to Rogue One. Skończą się książki kręcące się wokół Rogue One, wrócimy do podbudówki pod epizod VIII. I tak w koło Macieju przez najbliższe kilka(naście) lat. Nowe "EU" będzie powstawało w diametralnie inny sposób i wcale nie dlatego, że jest teraz mniej czy bardziej kanoniczne. Teraz w marce panuje zupełnie nowy ordnung i on się przełoży na całą resztę - cykl wydawniczy, licencje, sposób rozwoju fabuły i uniwersum, typ pojawiających się książek czy komiksów. Zauważcie, że poza Heir to the Jedi (spadek po EU) i Tarkinem (prawdopodobnie też) nie wyszła (i nie jest zapowiedziana) żadna książka, która nie jest z niczym powiązana - A New Dawn to dodatek do Rebelsów, Dark Disciple to ostatnie tchnienia The Clone Wars, Twilight Company to oczywiście przystawka do Battlefronta (albo nieistniejąca kampania przerzucona na papier) - cała reszta to już część promocji siódmego epizodu. W kolejnych latach te proporcje prawdopodobnie będą jeszcze bardziej "filmowe".
EU przestało istnieć nie tylko pod względem treści, a więc pewnego porządku wydarzeń, ale i formy - bo to, co będzie powstawało teraz będzie miało zupełnie inny kształt, kierunek i priorytety. "Niezbędne" będą filmy. Reszta będzie mniej więcej jak w Marvelu - niby są te seriale, niby mają własne wątki, ale przecież i tak nie ma prawa stać się tam nic, co miałoby znaczenie dla fabuły filmów i kształtu uniwersum. Scenarzyści seriali mają pewną swobodę - zamykającą się między jednym filmem a drugim. Lucas stosunek do EU miał jaki miał, ale jeśli coś nie haczyło bezpośrednio o jego obszar zainteresowań, miał to w de. Teraz nie będzie takich obszarów. Teraz wszystko jest potencjalnym filmem - i śmiem twierdzić, że może być nawet bardziej restrykcyjnie niż w Marvelu, bo tam filmy lecą chronologicznie - a tu każdy film może być osadzony w dosłownie każdym miejscu, bo przecież Disney nie będzie wiecznie kręcił się koło oryginalnej trylogii i zacznie wycieczki w przód, tył i bok. I tam musi być wolne miejsce. Żadnych zobowiązań. Żadnych ograniczeń.