TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Blogowisko

Felietony Mistrza Mateusza

Mistrz Mateusz 2015-07-02 14:28:56

Mistrz Mateusz

avek

Rejestracja: 2011-04-04

Ostatnia wizyta: 2024-10-09

Skąd: Piła

Jak widzicie, postanowiłem, że będę pisał felietony, jeżeli tak to można nazwać. Na jakie tematy? Oczywiście o piłce nożnej. Jako, że obecnie nie ma zbyt dużo meczów, sezon się jeszcze nie zaczął, to postanowiłem, iż będę takowe felietony pisał. Nie mogę się już rzecz jasna doczekać sezonu, szczególnie europejskich pucharów, mam tu na myśli eliminacje, w których grają polskie kluby. Teraz mam dużo wolnego czasu, w ostatnich miesiącach nie miałem go dużo, więc nie mogłem pozwolić sobie na pisanie opisów meczów i innych tego typu rzeczy. Ale teraz mam czas, a zatem pobawię się trochę w pisanie felietonów, nie wiem, czy to dobra nazwa, sami możecie to ocenić. Jestem obecnie w trakcie pisania pierwszego z nich. Napisałem już ponad połowę i jutro, może nawet jeszcze dzisiaj, jeżeli się wyrobię, zostanie opublikowany przeze mnie. Niech Moc będzie z Wami.

LINK
  • ...

    Qel Asim 2015-07-02 14:44:04

    Qel Asim

    avek

    Rejestracja: 2010-09-21

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd: Pszczyna

    Szkoda, liczyłem na jakieś SW czy coś, a nie piłkę nożną...

    Niemniej powodzenia!

    LINK
    • Re: ...

      Mistrz Mateusz 2015-07-02 18:40:10

      Mistrz Mateusz

      avek

      Rejestracja: 2011-04-04

      Ostatnia wizyta: 2024-10-09

      Skąd: Piła

      Spokojnie, to też będzie, natomiast nie w najbliższym czasie . Być może po premierze TFA. Niech Moc będzie z Wami.

      LINK
  • .

    Matek 2015-07-02 15:10:18

    Matek

    avek

    Rejestracja: 2004-10-04

    Ostatnia wizyta: 2018-06-22

    Skąd: Skierniewice

    Jesteś niesamowitym człowiekiem, Mordo.

    Pozostaje czekać, swoją drogą niezły marketing, generujesz hype nim odsłoniłeś karty.

    LINK
  • Re: Felietony Mistrza Mateusza

    Boris tBD 2015-07-02 15:42:17

    Boris tBD

    avek

    Rejestracja: 2001-09-17

    Ostatnia wizyta: 2020-04-14

    Skąd: Piaseczno

    OK, wyrażam zgodę na pisanie!

    LINK
  • jestem za!

    Vos 2015-07-02 23:29:45

    Vos

    avek

    Rejestracja: 2007-05-07

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Warszawa

    Kocham twoje felietony w temacie "Piłka Nożna", liczę na taką samą długość postów i ilość emotikon co zwykle!

    LINK
  • Pazdan w Legii - czy aby to dobry ruch?

    Mistrz Mateusz 2015-07-03 23:53:11

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Michał Pazdan przenosi się z Jagiellonii Białystok do Legii Warszawa. Taką informację już niestety potwierdzono. Czemu niestety? Dlatego, że nie uważam, aby to był dobry ruch transferowy w wykonaniu reprezentanta Polski. Moim zdaniem przejście do Legii dla polskiego zawodnika, który wyróżnia się w polskiej lidze, grając na co dzień w nieco słabszym klubie, nie jest od pewnego czasu dobrym rozwiązaniem. Czemu? To jest dobre pytanie, ale na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, około szesnastu, każdy piłkarz, który był w dobrej formie i prowadził swój zespół, był jego liderem i przechodził do Wojskowych, to tam spadał z tą formą. Po kilku słabszych występach, już siadał na ławce i zwykle się z niej nie podnosił. Tak było między innymi z Michałem Masłowskim ściągniętym do ekipy wicemistrza Polski z Zawiszy Bydgoszcz na początku tego roku kalendarzowego, a także z Arkadiuszem Piechem, który dołączył do legionistów latem poprzedniego roku. Prócz tego Igor Lewczuk, były defensor Zawiszy, też raczej tego sezonu nie może zaliczyć do udanych. Tak naprawdę, to nie dostawał zbyt wielu szans, tak było w pierwszej połowie sezonu, lecz w drugiej, przynajmniej na początku, także był rezerwowym. Grać zaczął dopiero wtedy, kiedy Iñaki Astiz i Dossa Junior nie byli zdolni do gry. Co prawda rozegrał kilka, może nawet kilkanaście spotkań, jednakże było to spowodowane niedyspozycją wyżej postawionych w rankingu Henninga Berga stoperów. A co do tych, których wymieniłem nieco wcześniej, czyli Masłowskiego i Piecha, to trzeba powiedzieć, iż spędzony przez nich czas przy Łazienkowskiej można chyba uznać za stracony. Nie mam wątpliwości co do tego w przypadku Arka. Kiedy przychodził do Legii, to miałem wrażenie, że będzie to prawdziwe wzmocnienie ekipy ówczesnego mistrza kraju. Poszukiwali napastnika, który będzie strzelał dużo bramek, będzie dawać tę gwarancję co najmniej dwudziestu strzelonych goli we wszystkich rozgrywkach. Bo nie ukrywajmy, że Dwaliszwili raczej nie był dobrym graczem dla zespołu, który marzy o Lidze Mistrzów. Gruzin raczej był trochę drewniany, pomimo tego, iż potrafił zdobyć kilkanaście goli na przestrzeni sezonu, to nie pasował do Legii. Pomimo tego, że Legioniści nie grają jakiegoś nieprawdopodobnego futbolu, nie grają tak pięknie i technicznie jak chociażby Wisła, no ale taki drewniak to już jest przegięcie, nawet jak na zespół grający prostą, trochę prostacką piłkę. Oczywiście, był wtedy jeszcze Marek Saganowski, ale oczywiste było, że on raczej nie zagra całego sezonu, albo chociażby rundy, bo jest już wiekowy, ma trzydzieści pięć lat, do najmłodszych nie należy, zdrowie nie pozwala mu w zasadzie grać pełnych dziewięćdziesięciu minut. Był Orlando Sa, portugalski snajper ściągnięty zimą 2013 roku. Ale raczej nikt nie brał go jako opcję numer jeden, bo przecież w swoim pierwszym sezonie w trzynastu występach zdobył zaledwie jednego gola. Słaby wynik, jak na napastnika, który niby jest taki świetny i Ekstraklasa jest dla niego za mała. Nie wiem nawet, czy nie wydawał się większym drewnem niż Dwaliszwili. Także Piech był czwartym napastnikiem w Legii. Może trochę to dużo, tyle, że trener Berg często, na początku sezonu, decydował się na grę dwoma napastnikami. Było to spowodowane tym, że latem mieli sporo spotkań do rozegrania, bo przecież już w połowie lipca zaczęła się Ekstraklasa, poza tym przecież grali w europejskich pucharach, walczyli o tę upragnioną Ligę Mistrzów. A tych spotkań w kwalifikacjach do Champions League nie było mało, bo aż sześć (cóż, tak naprawdę to cztery, lecz potem grali w rundzie play-off o Ligę Europy przez głupotę podczas dwumeczu z Celtikiem). Potrzebowali wówczas zatem szerokiej kadry. I takową mieli, trener Berg wyselekcjonował sobie dwie drużyny, dosłownie dwie inne jedenastki. Jedna grała w Europie, druga w Polsce. Więc czterech napastników to nie jest za dużo, jeżeli w tej jedenastce ligowej występowało ich dwóch. Tyle, że szkoleniowiec Legii Warszawa nie korzystał z klasycznego napastnika, z tej prawdziwej dziewiątki w pucharach. Raczej grał z Dudą i Radoviciem, dwoma ofensywnymi pomocnikami. Pamiętam, że ich zmiennikiem w tych pucharowych grach był Sa. No więc cóż, pewne było to, że z Legii odejdzie jeden snajper. Jeżeli w Europie nie gra żaden, a na naszych boiskach "Wojskowi" grali z dwójką tylko podczas tego okresu letniego, to po co aż czterech? Pozbyto się Dwaliszwilego. To chyba był najmądrzejszy ruch, bo "Sagana" nikt się nie pozbędzie, Piech dopiero co przyszedł, a Sa musiał dostać prawdziwą szansę. Wydawało się wtedy, iż Piech będzie często grał, tym bardziej, iż w Ekstraklasie pokazywał często swoją klasę w poprzednich swoich drużynach. Tak się jednak nie stało. Co więcej, trener Berg... nie zgłosił go do rozgrywek Ligi Europy... Zgłosił bodajże trzydziestu siedmiu graczy, nawet juniorów, ale nie doświadczonego gracza, który mógłby dużo wnieść w grę zespołu. Parodia, po prostu parodia. To był jak dla mnie taki pierwszy znak, że tacy piłkarze jak Piech, Masłowski czy właśnie Pazdan powinni się trzymać z dala od klubu ze stolicy naszego kraju. Zimą Arek odszedł z Legii, poszedł na wypożyczenie do Bełchatowa, gdzie w lidze zdobył kilkanaście goli. Wystarczyło tylko dać mu szansę, to przecież by odpalił. Podobna historia z Masłowskim. W fantastycznej formie był Radović i Duda, obaj grali w pierwszym składzie, Sa był tylko rezerwowym, tak naprawdę to także i w Ekstraklasie. Duet pomocników często występował nawet i w tych rozgrywkach razem. Przyczynili się do awansu Legii do 1/16 finału Ligi Europy. Aż tu nagle przyszedł sobie klub z drugiej ligi chińskiej i kupił Radovicia. Wtedy kilka szans dostał powracający po długiej kontuzji i rehabilitacji do gry Michał Masłowski. Nawet zagrał z Ajaksem w tej nieszczęsnej Lidze Europy. Zaprezentował się też w lidze. Tyle, że z niezbyt dobrym skutkiem. Wypadał raczej słabo, nie grał tak, jak sezon wcześniej w barwach bydgoskiego Zawiszy. I już został odstawiony, po kilku słabszych grach, po długiej przerwie od gry spowodowanej kontuzją. Masakra. Udowodniłem, że Warszawa to obecnie nie najlepsze miejsce dla takich graczy jak Pazdan. No dobrze, ale dlaczego tak się dzieje? Ja mam na to pytanie odpowiedź, nie wiem, czy dobrą, tego nie wiem. Myślę, że po prostu nie ma obecnie zbyt dobrej atmosfery w ekipie Berga. Przede wszystkich początek sezonu i te dwa składy Norwega, jeden ligowy i drugi pucharowy. Wyselekcjonował sobie otwarcie skład tych lepszych, i skład tych gorszych. Ja nie czułbym się dobrze, gdybym jako piłkarz był w takiej sytuacji, nawet jako piłkarz tej lepszej wyjściowej jedenastki. Dlaczego? Bo sieje to tylko negatywne emocje w szatni, poza tym nie ma żadnej rywalizacji o miejsce w składzie, takiej zdrowej rywalizacji. Prócz tego jego wypowiedzi, pewne decyzje personalne, na przykład dotyczące Orlando Sa, który strzelał mnóstwo goli, a mało grał. No i nie zapominajmy o tych jego słynnych zarzucanych "wędkach". Może nie są to takie klasyczne "wędki", bo chyba się nie zdarzyło, że zdjął piłkarza, który wcześniej wszedł na plac gry z ławki, jednakże kilkakrotnie zmieniał piłkarzy przed przerwą bez większego powodu. Poza tym nie wykonywał zmian w Lidze Europy, odsunięcie Koseckiego. Powiedziałbym też, że odejście lidera, jakim był Radović odbiło się na mentalności wielu piłkarzy, którzy w drugiej połowie sezonu grali gorzej. Mam wrażenie, że ta atmosfera też źle wpływała na samego Berga, przez co podejmował więcej niepotrzebnych decyzji, z meczu na mecz, z tygodnia na tydzień. Myślę, że Pazdan może jeszcze gorzko żałować tej decyzji, bo w Legii nie ma teraz atmosfery, jest tam nieciekawie, wszyscy są w rozsypce po przegranej w lidze. I Berg może na niego nie stawiać, tak jak to było z Piechem, Masłowskim czy Lewczukiem...


    Opinia publiczna raczej nie ocenia tego transferu pozytywnie. Kibice, a także niektórzy dziennikarze sportowi. Ja też twierdzę, że ten transfer nie jest dobry dla Pazdana. Dariusz Dziekanowski, były reprezentant Polski, twierdzi, że "Tomasz Gollob", jak był określany w szatni swojego już poprzedniego zespołu, jest słaby mentalnie i... zakompleksiony... To przez to, że po wywiadzie po meczu z Gruzją zdziwił się, że prezes Boniek w ogóle go kojarzy. Szczerze powiedziawszy, to nawet tego wywiadu nie widziałem. Brzmi to dziwnie, nie rozumiem, dlaczego miałby go nie znać, w końcu jest prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Cóż, gdybym to obejrzał, to wiedziałbym, czy mówi żartobliwie, czy był rozkojarzony albo coś innego, bo ciężko mi uwierzyć, że ma naprawdę aż tak niską ocenę samego siebie, bo to byłoby faktycznie dziwne, tym bardziej, że już niejednokrotnie grał w reprezentacji, został obrońcą sezonu w naszej lidze. "Dziekan" uważa, że Pazdan nie poradziłby sobie w Bundeslidze, nie mówiąc już nic o Legii. Ja twierdzę podobnie, przynajmniej co chodzi o Legię, tyle że Dariusz sądzi, że ma słabą mentalność, i to przez to, a ja sądzę, że poradzić sobie tam by nie mógł tylko przez Berga i tamtejszą atmosferę. Powiem szczerze, iż moim skromnym zdaniem lepszym kierunkiem byłyby dla niego Niemcy, ale o tym w późniejszej części. Ogółem podsumowując, trochę to dziwna ocena, ale prawda jest taka, że on często gada głupoty. W końcu nie bez powodu jest ekspertem w Polsacie, a nie w nC+. W tej pierwszej stacji są tacy znawcy, jak ze mnie piłkarz, a uwierzcie, talentu to za grosz nie mam. Łapiński, Dziekanowski, Kowalczyk czy od święta Hajto. Tomasz Hajto, były piłkarz niemieckich klubów, były reprezentant Polski, i były już szkoleniowiec GKSu Tychy, z którym spadł do... trzeciej klasy rozgrywkowej. Oni to tylko tak pięknie potrafią mówić w telewizji, a jak przychodzi do trenowania drużyny piłkarskiej, nawet nie z najwyższego poziomu, to pokazują swój prawdziwy "talent". Jestem ciekaw jakby to wyglądało z moimi ulubionymi ekspertami z mojej ulubionej stacji - nC+, jak na przykład z Grzegorzem Mielcarskim czy Kazimierzem Węgrzynem. Pewnie lepiej by sobie poradzili, bo to prawdziwi eksperci, ale nie mam zamiaru się rozpisywać nie na temat. Wracając do Hajty, to miałem pisać o jego opinii ne temat Pazdana. On natomiast, w przeciwnieństwie do Dziekanowskiego, jest zdania, że kilkunastokrotny reprezentant naszego kraju bez problemu poradzi sobie, broniąc barw legionistów. Cóż, trzeba powiedzieć, że faktycznie dobrze go zna, najpierw grał z nim w Górniku Zabrze, a potem sprowadził go do Jagi, kiedy był jeszcze trenerem tego klubu. Spędził z nim wiele lat, także zna go dobrze. Były piłkarz Schalke odwołał się jeszcze do słów "Dziekana". Stwiedził, że bardzo szanuje byłego gracza "Wojskowych", ale nie zgadza się z jego opinią. Powiedział też, że nie wie, czy Dziekanowski w ogóle zna Pazdana osobiście. No właśnie, jeżeli go nie zna osobiście, to nie może być pewien, że jest zakompleksiony i słaby mentalnie. Za to Hajto zna go dobrze, spędził z nim wiele lat, więc na pewno zna go lepiej i wie, że sobie tam poradzi. Piłkarsko na sto procent się nadaje, tylko nie wiadomo, czy Berg go nie odsunie. Ogółem jest to charakterny gracz, i tutaj zgodzę się z Darkiem, który mówi, że jest podobny do Glika, waleczny, nieustępliwy, odważny. To cechy, dzięki którym mógłby sobie zaskarbić sympatię Henninga Berga, ale i tak nie jestem co do tego przekonany.


    Warto też powiedzieć kilka słów o sytuacji "Wojskowych" ze stoperami, a także i środkiem pomocy, w szczególności o tych tak zwanych "szóstkach", bo na tych dwóch pozycjach może przecież główny bohater tego felietonu występować. Co chodzi o tę pozycję, na której ostatnio zaliczył dwa występy z orzełkiem na piersi, to warto powiedzieć, iż w już poprzednim sezonie występowało na niej głównie czterech zawodników, czyli Jakub Rzeźniczak, Igor Lewczuk, a także dwójka, która w Legii już nie jest, a mianowicie Dossa Junior i Iñaki Astiz. Prócz tego na początku sezonu, kiedy mieliśmy te dwie jedenastki, pucharową i ligową, to Henning Berg dał kilka okazji do zaprezentowania swoich umiejętności mojemu imiennikowi - Mateuszowi Wietesce. Potem, kiedy rotacja nie dotyczyła w każdym meczu każdego poszczególnego piłkarza, to najczęściej występowali Rzeźniczak i Junior. Wtedy Legia była w dobrej formie, nie zaliczała tak dużej ilości wpadek w lidze i radziła sobie znakomicie w Lidze Europy, obaj stoperzy byli pewniakami i wydawało się, że będzie to najlepsza para stoperów od lat w polskiej drużynie. Tyle, że zaczęli grać słabiej, wpadki w lidze, oni też byli często zamieszani w straty bramek, potem kontuzje i urazy nękały Cypryjczyka z portugalskim paszportem. Astiz również miał problemy zdrowotne, ale kiedy doszedł do siebie, to grał częściej. Nawet dobrze się prezentował i wydawało mi się, iż w obliczu prawdopodobnego odejścia Hiszpania spowodowanego wygasającą wraz z końcem sezonu umową włodarze jeszcze aktualnego mistrza Polski poczynią odpowiednie kroki, by tego stopera przy Łazienkowskiej zatrzymać. Tak się jednak nie stało, później ponownie trapiły go urazy, odszedł do APOELu. W pewnym momencie był nawet bliski podpisania kontraktu z Lechem, jednakże tak się ostatecznie nie stało i opuścił nasz kraj. W zasadzie może to i dobrze, bo nie jestem pewien, czy byłby w stanie pomóc "Kolejorzowi" w walce o Champions League. Zespół opuścił też niestety Junior. Szkoda, bo to naprawdę dobry stoper. Silny, waleczny, szybki, dobrze radzący sobie w pojedynkach powietrznych i w walce jeden na jeden. Oczywiście, w europejskich pucharach miał kilka wpadek, może nie jest taki dobry, bo jednak co innego grać w polskiej lidze, a co innego w Europie. Tylko nie rozumiem, czemu akurat wybrał taki kierunek, a mianowicie Konyaspor. Cóż, przynajmniej wpadło jakieś 400 tysięcy euro. Moim zdaniem jest wart trochę więcej, ale sumka i tak nie do pogardzenia. W tym momencie Legia pozostawała z zaledwie dwoma doświadczonymi stoperami, czyli z tymi, którzy tworzyli duet w ostatnich kilku, a może nawet i kilkunastu kolejkach Ekstraklasy, czyli z Rzeźniczakiem i Lewczukiem. Jest jeszcze niby Mateusz Wieteska, ale on ma jeszcze czas na to, by być konkurentem dla starszych kolegów. Chociaż podobno ma dostawać więcej szans. Czyżby oznaczało to, że Legia nie ściągnie już żadnego stopera? Byłoby to co najmniej dziwne, bo trzech doświadczonych graczy na tę pozycję to trochę za mało, przynajmniej moim zdaniem. Uważam, że trzeba mieć przynajmniej czterech takich piłkarzy, bo na taki zespół jak Legia to trochę za mało, jeżeli rywalizują na trzech frontach. Na tej pozycji są częste zawieszenia za kartki, jakieś kontuzje i urazy też oczywiście mają miejsce. Pamiętam, jak w przedostatnim sezonie Borussia miała problemy ze stoperami. Wówczas mieliśmy tylko Hummelsa, Papastathopoulosa i Suboticia. Ten ostatni był kontuzjowany niemal przez siedemdziesiąt pięć procent sezonu i zostaliśmy z dwójką. Przez to kilka występów zaliczył młody i niedoświadczony Marian Sarr. Pamiętam też, iż jeden z dwójki Sokratis i Hummels nie byli z jakiegoś powodu zdolni do gry, a byliśmy przed spotkaniem z Bayernem. Wtedy szybko trzeba było zakontraktować bardziej doświadczonego obrońcę, jakim był Manuel Friedrich. A zatem jeżeli zdobywca Pucharu Polski nie kupi żadnego obrońcy, to zostanie trójka "Rzeźnik", Lewczuk i Pazdan. Ten pierwszy ma pewne miejsce w składzie, jest zbyt dobry, by siedzieć na ławce. Jest to wicekapitan drużyny, wieloletni gracz "Wojskowych". Więc o miejsce obok Kuby walczyć będą byli zawodnicy Zawiszy i Jagiellonii. Myślę, że na początku Pazdan raczej nie będzie grać, bo duet Rzeźniczak - Lewczuk dobrze spisywał się w tych ostatnich meczach poprzedniego sezonu. Czyli, jeżeli w ogóle wywalczy sobie miejsce w składzie, to niezbyt szybko, bo przecież ciężko będzie mu wygryźć takich mocnych, przynajmniej w ostatnim czasie, rywali. Ale raczej pewne jest to, że będzie pierwszym zmiennikiem na tę pozycję. A jakie szanse miałby na grę nieco wyżej, w pomocy? Myślę, że raczej będzie brany pod uwagę na obronę, tym bardziej, jeżeli Legia nie kupi jeszcze jednego stopera. Jeżeli kupi, to myślę, że tam też będzie mógł czasem występować. Legia od lat gra dwójką klasycznych "szóstek", którzy z grą ofensywną nie mają zbyt wiele wspólnego. Jodłowiec i Vrdoljak są dosyć drewniani, nie potrafią podawać do przodu, jedyne co potrafią, to przecinać akcje rywala. "Jodła" ma może jeszcze dobre uderzenie z dystansu i to wszystko. Poza tym są coraz starsi, obaj są po trzydziestce. Potrzebują dobrego zmiennika, bo Furman to jednak ósemka, a potrzebny jest jeszcze jeden defensywny pomocnik, ponieważ odszedł Hélio Pinto i mogą mieć problemy z obsadą tej pozycji. Chyba, że też się na niej wzmocnią. Bogusław Leśnodorski stwierdził, że może wydać nawet cztery, a może nawet i pięć milionów euro. Robi to wrażenie, gdyby faktycznie tyle wydali, to nie wiem, czy nie byłby to rekord pod względem wydanych pieniędzy w jednym okienku transferowym. Jak do tej pory wydali te 700 tysięcy euro, sto procent tej kwoty na jednego zawodnika, jakim jest właśnie Pazdan, bo Nemanję Nikolicia ściągnęli za darmo, a Pablo Dyego tylko wypożyczyli. Więcej jak do tej pory zarobili, bo sprzedali Orlando Sa do Reading za półtorej miliona euro, poza tym za prawie pół miliona zyskali za sprzedaż Dossy Juniora. Prawda jest taka, że jeżeli Legia nie kupi ani stopera, ani defensywnego pomocnika, to będzie często grał, tylko czy będzie podstawowym graczem czy też nie - czas pokaże. Chyba, że będzie podstawowym zawodnikiem Legii B, która grać będzie w lidze, a Legia A w europejskich pucharach.


    Wcześniej wspomniałem o tym, iż Michałem Pazdanem interesowały się niemieckie kluby, z Schalke 04 Gelsenkirchen na czele. Prócz tego chętne były takie drużyny jak VfB Stuttgart czy HSV Hamburg. Czyli, trzeba to przyznać, wielkie kluby. Każdy z przed momentem wymienionych odnosił w swojej historii dużo sukcesów, i to jeszcze nie tak dawno temu. Ci pierwsi, czyli "Die Königsblauen", to obecnie największy zespół spośród tych trzech. Praktycznie co roku grali w Lidze Mistrzów, w ostatnich trzech sezonach występowali w tych elitarnych rozgrywkach. I co więcej, w każdym z tych trzech sezonów brali udział w fazie pucharowej. Jest to zespół z bogatą historią, tradycjami. Pomimo tego, że w ostatnim sezonie zajęli zaledwie szóste miejsce, to i tak nadal są jedną z najlepszych drużyn z czołówki, najlepsza czwórka w Niemczech, nie mam co do tego wątpliwości. Siedmiokrotny mistrz Niemiec, zdobywca czterech Pucharów Niemiec, zwycięzca Pucharu UEFA. Nic innego chyba nie trzeba dodawać, są silni na krajowym podwórku, dobrze grają w Europie. Tyle że, jak już wcześniej wspomniałem, nie mieli zbyt udanego sezonu. Szybko odpadli w Pucharze Niemiec, w lidze szóste miejsce, co oznacza, iż zagrają tylko w Lidze Europejskiej, odpadli po emocjonującym rewanżu z Realem Madryt w 1/8 finału Champions League, gdzie pokonali "Królewskich" 4:3. Wtedy dobrze się zaprezentowali, myślałem, że będzie to taka mobilizacja dla nich, że zapewnią sobie Ligę Mistrzów na ten nadchodzący sezon. Myślałem, że coś kiedyś w przyszłości mogą osiągnąć z Roberto Di Matteo w roli szkoleniowca drużyny. Niestety, w lidze wyszło słabo, przez co głową zapłacił włoski trener, a także dwóch piłkarzy - Sidney Sam i Kevin-Prince Boateng. Po prostu grali słabo, nic nie pokazywali, nic z siebie nie dawali i po prostu pozbyto się dwóch najsłabszych ogniw, które nie są gotowe umierać za drużynę. To był jasny i klarowny znak, dla kibiców, ale też i dla reszty graczy, że od teraz grać w Schalke będą tylko tacy piłkarze, którym zależy na drużynie i są tak zwanymi "walczakami". A Michał Pazdan napewno takowym jest, on walczy, za dwóch albo nawet i trzech na boisku, pokazuje prawdziwe zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. Taki transfer dla niego, taki prawdziwy sportowy awans na sto procent byłby dla niego dodatkową mobilizacją. Tylko, no właśnie, czy sportowo by sobie tam poradził? Szczerze wątpię. Wiadomo, Schalke w ostatnich latach zrobiło kilka niezbyt rozważnych ruchów transferowych (najlepszymi tego przykładami są Sam i Boateng), co stwierdził też sam Tomek Hajto, i tutaj się z nim zgodzę, więc teraz uważają, zastanawiają się kilka razy, czy aby napewno dany piłkarz wniósłby sporo jakości, wpłynąłby na poprawę gry. Warto też dodać, iż "Die Knappen" zakontraktowali nowego trenera, jakim jest André Breitenreiter. W zeszłym sezonie trenował SC Paderborn. Może i awansował z nimi do Bundesligi, zrobił coś wspaniałego dla tego miasta i klubu, lecz po sezonie spadł, po słabym sezonie. Bardzo się zdziwiłem tym, ale pomyślałem, że może to być dobry ruch, bo po dwóch trenerach, którzy zawiedli, czas przyszedł na coś innego, nie na trenera, który jest jakąś trenerską gwiazdą, a na młodego, zdolnego szkoleniowca, który ma z pewnością dużą ambicję i będzie chciał coś z tym zespołem osiągnąć, i przez osiągnąć, nie mam na myśli czwartego miejsca w lidze i awansu do fazy pucharowej Ligi Europy. Szczerze przyznam, że gdyby nie on, to nie uwierzyłbym w to, iż taki klub zainteresował się Pazdanem. Bo jednak prowadził niezbyt bogaty klub, delikatnie mówiąc, który raczej na wszystko musi oszczędzać pieniądze i nie może sobie pozwolić na duże transfery, nawet za trzy albo cztery miliony euro. I jeżeli robi taki przeskok z dnia na dzień, jeżeli jednego dnia prowadzi słabiaka, a drugiego jest szkoleniowcem jednej z najlepszych drużyn w kraju, to ciężko się przestawić, ciężko wyjść z butów tego malucha. I sam woli piłkarzy, za których nie musi dużo płacić, a dużo wnoszą do zespołu. Czyli tanio, a dobrze. Jednak nie zdecydowali się na Pazdana. Absolutnie się nie dziwię, bo moim zdaniem tam by zaginął, nie grałby, pomimo wcześniej wymienionych cech, na które uwagę zwracają obecnie władze zespołu z Zagłębia Ruhry, a które posiada Michał. Nie miałby szans na grę, przynajmniej moim zdaniem, bo jest tam duża konkurencja, co chodzi o stoperów. Niepodważalną postacią defensywy jest mistrz świata Benedikt Höwedes. To jeden z najlepszych stoperów w Europie, zabiegają o niego wielkie kluby, na czele z Arsenalem, ale raczej nie opuści Gelsenkirchen. Prócz tego mamy Joëla Matipa. Nie wiadomo, czy pozostanie w zespole, bowiem zainteresowanie nim wykazało Newcastle. Chociaż zdziwiłbym się, gdyby tam odszedł. Prócz tego wykupili już Matiję Nastasicia z Machesteru City. Swoją drogą dobry transfer, gratuluję. Santana prawdopodobnie odchodzi do Köln. W zasadzie to jest już niemal pewne. Ostatnie pół roku spędził w Olympiakosie. Teraz odchodzi do, co to dużo mówić, ligowego średniaka. Szkoda mi go, bo to dobry stoper. Ale godnie zastąpi Kevina Wimmera, który odchodzi do Tottenhamu, jestem tego pewien. Jest jeszcze Jan Kirchhoff, który jest wypożyczony z Bayernu. Ale on grał raczej jako defensywny pomocnik. Nie wiadomo tak naprawdę, co z nim będzie. Bawarczycy chyba go już nie będą chcieli. Schalke ma jeszcze możliwość wykupienia go. Tak swoją drogą dziwne jest to, iż zimą mogli go kupić za sześć milionów, a teraz za trzy. Dziwny zapis, oczywiście nie wykupią go za większe pieniądze, jeżeli mogą poczekać kilka miesięcy i mieć go za połowę mniej. Warto jeszcze dodać, iż jest on szklanką, ciągle kontuzjowany. Niewiadoma. Papadopoulos został już wykupiony przez Leverkusen, a Ayhan raczej też nigdzie się nie wybiera. Podsumowując, tak naprawdę, to pewne jest tylko to, że na następny sezon będą mieli Nastasicia. Pewne w około dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach jest pozostanie Ayhana. Höwedesa oceniam na osiemdziesiąt. Pozostanie Santany na jakiś jeden, bo już w zasadzie jest blisko Kolonii. Za to Matip jak i Kirchhoff 50 na 50. Tak czy siak, mają dużą konkurencję na tej pozycji i nie wiem, czy Pazdan byłby im potrzebny i czy by się przydał, biorąc pod uwagę przykładowe odejście dwóch stoperów, na przykład Höwedesa i Santany. Wtedy nadal jest Nastasić, Ayhan, Matip i Kirchhoff. Cóż, znowu się rozpisałem . Teraz chciałbym powiedzieć kilka słów o Stuttgarcie. Ten klub też jest bardzo utytułowany, jest pięciokrotnym mistrzem Niemiec, trzykrotnym zdobywcą Pucharu Niemiec. Od trzydziestu ośmiu lat nieprzerwanie występują w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech. Występowali też w Champions League, i to jeszcze nie tak dawno temu. Ale w ostatnich latach nie wyglądało to zbyt wesoło. Od dwóch lat grają o utrzymanie. Udało im się zachować ligowy byt dwa lata temu, powtórzyli ten wyczyn kilka tygodni temu. Jednakże, jak to się mawia, do trzech razy sztuka. Nie spadli za pierwszym razem, za drugim też nie, lecz za trzecim mogą. A zatem włodarze klubu uznali, iż czas dokonać wzmocnień, by nie walczyć o utrzymanie, a o wyższe cele. Ściągnęli już dwóch bardzo dobrych bramkarzy, a mianowicie Przemysława Tytonia i Mitchella Langeraka (). Nowy szkoleniowiec, Alexander Zorniger sam stwierdził, iż z walką o pozostaniu w Bundeslidze nie chce mieć nic wspólnego. Mają tam ambitne plany, ale to dobrze. Przebudowują drużynę. Zaczęli od bramki, mają spokój na lata na tej pozycji, bo ściągnęli dwóch wartościowych i równorzędnych golkiperów. Teraz czas przejść do obrony. Zainteresowali się Pazdanem, co przyznał sam dyrektor sportowy "Die Roten" Robin Dutt. Czyli coś było na rzeczy. Szkoda, że nie zdecydował się na tę drużynę, bo moim zdaniem to była najlepsza opcja. Miałby tam kolegę Polaka, poza tym zespół jest w przebudowie, tak samo obrona i mógłby tam znaleźć miejsce dla siebie. Ruediger lada moment odejdzie, bo interesują się nim poważne marki na europejskim rynku. Daniel Schwaab chyba nigdzie się nie wybiera, ale nie jest to pewniak do gry w pierwszej jedenastce, bo popełniał sporo błędów w minionym sezonie. Niedermeier też nie odchodzi, ale ja jego fanem nie jestem, jak dla mnie słaby obrońca. Haggui już odszedł do Fortuny Duesseldorf. Czyli tak naprawdę zostaną z dwójką stoperów, jeżeli sprzedadzą Antonio Ruedigera (plus młodziutki Timo Baumgartl). Także Pazdan przydałby im się. Ale cóż, nie kupili go. Szkoda . Wymieniłem wcześniej jeszcze jeden zespół. HSV Hamburg. To zespół, który z tych, które miały go na radarze jest chyba najbardziej utytułowany. Sześć razy zdobywali tytuł krajowy, ośmiokrotnie zostawali drugą najlepszą ekipą w kraju, mają na swym koncie także trzy Puchary Niemiec i jeden Puchar Ligi Niemieckiej. Na arenie międzynarodowej również odnosili zwycięstwa. Zdobyli Puchar Mistrzów, Puchar Zdobywców Pucharów oraz Puchar UEFA. I co więcej, od momentu powstania Bundesligi, a miało to miejsce ponad pięćdziesiąt lat temu, ani razu jej nie opuścili. Zegar na ich stadionie odlicza czas, czas, który kiedyś się zatrzyma. Odlicza on pobyt zespołu z północnej części Niemiec w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na sto procent się kiedyś zatrzyma, być może nawet wkrótce, bowiem ostatnie lata tego klubu to seria porażek i niepowodzeń. Ciężko sobie wyobrazić ligę niemiecką bez nich, jednakże na nią obecnie nie zasługują. Stoczyli się tak, że jest to wręcz nieprawdopodobne. Zawsze można oczywiście przeżywać kryzys, tak jak na przykład klub, któremu kibicuje, czyli Borussia Dortmund, ale coś takiego jest niedopuszczalne. Dwa razy mało brakowało, a byliby klasę niżej. W obu poprzednich sezonach zajmowali trzecią pozycję od tyłu i musieli grać w barażach. Dwa razy wygrali, ale w zeszłym sezonie mogli nie mieć nawet tych baraży, a nawet i w nich mieli masę szczęścia, bo utrzymanie zawdzięczają pomyłce sędziego. Nie mogę patrzeć na to, co stało się z tym klubem. To, jacy piłkarze ta, grają, którzy nic nie dają zespołowi, to jest po prostu masakra. Stuttgart też walczył o utrzymanie, też w dwóch ostatnich sezonach, ale oni próbują coś zmienić, a ci nic. Dlatego też złym ruchem byłoby odejście do Hamburga dla Pazdana. Tam obrońcy nadal są tacy, jacy byli, czyli tragiczni. Wiadomo, mógłby nie wygrać rywalizacji z nimi, chociaż zakładam, iż jednak zostałby tam postacią numer jeden w defensywie. Ale tam jest taka atmosfera, że nie warto tam iść. Popełniłby kilka błędów i już by było po nim w tej ekipie. Atmosfery tam nie ma. Odszedł Westermann, odszedł Rajković, nadal jest przeciętny Djourou, jest też Cléber, z wypożyczenia z Fortuny wraca młody i bardzo utalentowany Tah, a zatem zostają z trójką stoperów, i to na dodatek tylko jednym, który ma jakiś talent (mówię o Tahu). Tak swoją drogą, to nie rozumiem dlaczego w zeszłym sezonie grał w drugiej lidze, bo w sezonie 2013/2014 grał dosyć często i dobrze się prezentował, dużo lepiej niż niektóre słabe dziadki z defensywy. On może się tam tylko zmarnować, zbyt duży talent, by tam grał, za mały klub dla niego moim zdaniem. Ogółem najlepszym rozwiązaniem dla Pazdana byłby transfer do Stuttgartu, jednakże tam się nie pojawi . Chociaż nie wiem, czy nie lepsze byłoby przejście do jednego z beniaminków Bundesligi, bo to raczej słabe kluby bez nazwisk i od razu wskoczyłby tam do pierwszego składu. Ale nim się raczej nie interesowali. Ale ogólnie polecałbym polskim graczom taki kierunek, czyli jeden z dwóch beniaminków Bundesligi, gdzie mieliby łatwiej o miejsce w składzie.


    Chciałbym napisać dosłownie kilka słów o opiniach samego Pazdana i jego nowego szkoleniowca - Henninga Berga. Były obrońca Jagiellonii w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego mówił o tym, że jest zadowolony z tego transferu, iż jest to dla niego awans sportowy i tym podobne. Stwierdził też, że to dla niego udany rok, bo dobrze grał w lidze, został obrońcą sezonu, zajął z Jagą trzecie miejsce w lidze, dostał powołanie do reprezentacji, zagrał dwa mecze, dwa dobre mecze, dzięki czemu ma bardzo duże szanse na pierwszy skład kadry. Prócz tego urodził mu się syn. Dziennikarz wypytywał się też o zainteresowanie niemieckich klubów. Michał mówił, iż rzeczywiście były zainteresowane jego usługami, ale nie byli tak konkretni jak Legia, która sfinalizowała jego transfer w tydzień, bo o tym, iż jest na celowniku "Wojskowych" dowiedział się dopiero po zgrupowaniu kadry. Mówił też, że wybór Legii może okazać się lepszy niż wybór jakiegoś niemieckiego klubu, bo nie wie, czy tam by grał, a tutaj ma większe szanse na regularne występy. Tak przynajmniej twierdzi. Dodał jeszcze, że pojawiła się przed nim szansa na grę w kadrze, dlatego też musi obecnie grać. O reprezentacji wspomnę jeszcze za moment. Na koniec, pytany przez dziennikarza, stwierdził, iż już przyzwyczaił się do barw Legii. A co powiedział Henning? On uważa, że Pazdan to jeszcze młody piłkarz (), że ma dopiero dwadzieścia osiem lat i najlepsze lata ma prawdopodobnie przed sobą, pomimo dużego doświadczenia. Powiedział też, że może występować razem z Rzeźniczakiem albo Lewczukiem, może też grać w środku pomocy, podczas gdy "Rzeźnik" będzie tworzyć podstawową parę stoperów z Lewczukiem. Dodał, że jest zadowolony z tego transferu.


    No właśnie, napisałem też o reprezentacji. Chciałbym teraz to bardziej rozwinąć (oczywiście bez niepotrzebnego rozpisywania się ). Michał Pazdan ma za sobą udane pół roku, a czerwiec to w ogóle zapewne najlepszy miesiąc w jego życiu, a przynajmniej w jego karierze. Brąz z Jagą w lidze, Gala Ekstraklasy, na której został obwołany obrońcą sezonu, potem powołanie do kadry, świetny występ w meczu eliminacyjnym, potem bardzo dobry mecz w meczu towarzyskim, transfer do Legii (na jego miejscu z tego bym się tak nie cieszył ). I faktycznie, narodziła się przed nim szansa na grę w kadrze. W meczu z Gruzją zastąpił zawieszonego za kartki Kamila Glika i, jak już to wspomniałem, zaprezentował się świetnie, napewno jeden z lepszych meczy w jego karierze. Był pewny w swoich interwencjach, nie bał się niczego, nie był spięty, zestresowany, nie bał się twardej, odważnej gry, potrafił przepchnąć rywali. Michała często w kadrze widziałem i nie wiedziałem, co on tutaj robi. Wydawał mi się po prostu zwykłym drewniakiem, był krytykowany przez kibiców, także i przeze mnie. Byłem uradowany, kiedy Nawałka z niego zrezygnował. Miałem wrażenie, że przejrzał na oczy. Ale po tak udanej rundzie, całej rundzie w lidze musiał dostać powołanie. I je dostał. Sądziłem, iż i tak nie zagra, bo Adam ma swój własny ranking. Spodziewałem się pary stoperów Szukała i Cionek (mam tu na myśli mecz z Gruzją). Jednak, o dziwo, zdecydował się na Pazdana. I to był strzał w dziesiątkę. Absolutnie zbliżył się do pierwszej jedenastki, na sto dwadzieścia procent wyprzedził Cionka w rankingu Nawałki. Może nasz trener w końcu przejrzy na oczy i przestanie powoływać tego piłkarza, który jest bardzo średnim obrońcą. Warto jeszcze powiedzieć, iż obecnie Kamil Glik jest nie do ruszenia. Nie ma co tu dużo pisać, nie mam zamiaru się rozpisywać, bo to oczywiste, dlaczego jest nie do ruszenia. Miałem wrażenie, że Szukała też jest nie do ruszenia, że para Glik i Szukała to najlepsza para stoperów w reprezentacji od wielu, wielu, wielu lat. Być może nawet najlepszy duet w tym wieku. Tylko Szukała może stracić miejsce w podstawowej jedenastce. Nie oszukujmy się, jest już po trzydziestce, gra w lidze arabskiej, wyjechał z Europy i widać to w jego grze. Jest tak niepewny przy wyprowadzeniu piłki, nie potrafi tak naprawdę podać celnie, jest jakiś spięty, zestresowany, nie wiem, z czego to wynika, może z tego, ale dlaczego jest zestresowany, przecież już grał w kadrze na wysokim poziomie. Mówię, może ten wyjazd ze Starego Kontynentu sprawił, że jego forma nie jest obecnie najlepsza. Myślę, że jeżeli nie wróci na nasze europejskie boiska, to nie ma co mówić o tym, że może zagrać w pierwszym składzie. A teraz, co gorsza, nadchodzi mecz z Niemcami, to nasze najbliższe spotkanie... Więc może być ciężko. Wiadomo, Pazdan może go zastąpić, jednakże boję się, że nie jest zgrany z Glikiem i może sobie u jego boku we wrześniu nie poradzić. Jeżeli w ogóle zagra za Szukałę, bo może się okazać, że nie będzie grał w ogóle w Legii. Ale to zobaczymy. Byłoby miło, gdyby jednak grał, i to jako stoper, by był gotów na Euro, na którym prawdopodobnie zagramy. Miejmy nadzieję...


    A co to oznacza dla Jagiellonii? Na pewno wzmocnienie kasy klubowej, jak dla takiego klubu, który, co tu dużo mówić, do najbogatszych w naszym kraju nie należy, ogromny zastrzyk gotówki. Pieniądze o jakich mówimy, czyli te w przybliżeniu 700 tysięcy euro, to mnóstwo kasy dla nie tylko średniozamożnej Jagi, lecz także i każdego jednego polskiego zespołu, nawet tych, które są od dłuższego czasu niż "Duma Podlasia" na topie, jak na przykład Lech czy właśnie ta nieszczęsna Legia. Nawet oni nie pogardziliby taką sumą pieniędzy. Włodarze trzeciego zespołu poprzedniego sezonu T-Mobile Ekstraklasy mogą przeznaczyć te środki na rozwój swojej młodzieży, na szkółki i tego typu rzeczy, albo zainwestować to w nowych graczy, którzy wzmocniliby Jagę przed nadchodzącym ciężkim sezonem. Trzeba przypomnieć, iż ekipa prowadzona przez Michała Probierza będzie grała na kilku frontach, więc potrzebna jest szeroka kadra, a takową oczekiwaliby chyba kibice każdej drużyny, jeżeli twój okochany klub stanie przed szansą zaistnienia na Starym Kontynencie. Co prawda, nie jest powiedziane, iż były już niestety zespół Michała Pazdana przejdzie pierwszego rywala, bo w końcu w piłce wszystko jest możliwe, jednakże w tej pierwszej batalii o Ligę Europy to nasze zespoły są zdecydowanymi faworytami, mam tu na myśli i Śląsk, i Jagę, a także zaczynające swoją przygodę w europejskich pucharach od drugiej rundy Legię czy Lecha. Tak w zasadzie, to trzeci i czwarty zespół Ekstraklasy mają na początku łatwych rywali, bo Jaga rywalizować będzie z Litwinami. Raczej mało znany i groźny klub, poza tym zespół z północno-wchodniego krańca Polski będzie miał do pokonania 400 kilometrów, by dotrzeć na starcie ze swoim rywalem. Wychodzi na to, że na te spotkanie będą mieli bliżej niż na niektóre w naszym kraju . W poprzednim sezonie bliżej mieli tylko do Warszawy, Łęcznej, Bełchatowa oraz Kielc. Jeżeli pokonają zespół z sąsiedniego państwa, to w drugiej rundzie przyjdzie im walczyć z zespołem gruzińskim bądź cypryjskim. Też nic trudnego. Tak się przynajmniej wydaje, bo w praktyce może być zupełnie inaczej, tym bardziej, iż będą osłabieni brakiem jednego z najlepszych graczy nie tylko klubu, ale zapewne i ligi, przynajmniej na swojej pozycji. Chociaż jeden piłkarz niby meczu nie wygra, ale w ostatnich kilku miesiącach zrobił taki postęp, że wydaje się to wręcz niemożliwe. Zmężniał, stał się prawdziwym liderem nie tylko na boisku, ale również i w szatni. Poza tym nie zapominajmy, iż białostoczanie są niezbyt doświadczeni na arenie międzynarodowej. Chociaż nie trzeba być wielce doświadczonym, by zaliczać naprawdę kompromitujące wpadki, czytaj Lech Poznań z Żalgirisem Wilno i Stjarnan. Nie lubię do tego wracać, bo pochodzę z Wielkopolski i siłą rzeczy jestem za "Kolejorzem", ale to tak tylko w ramach przypomnienia. W ten sposób chciałem jedynie ukazać drugą stronę medalu i udowodnić, że nikt nie jest niezastąpiony. Czyli z Pazdanem też mogliby przegrać. To oczywiste, jednakże on tyle zdrowia zostawia na boisku, że na pewno będzie to spore osłabienie. Muszą się wzmacniać, to jasne. Co prawda pozyskali Vassiljeva, który moim zdaniem jest mega piłkarzem, bardzo go cenię i lubię, można powiedzieć, że jestem fanem jego talentu piłkarskiego, bo to co on potrafi zrobić na boisku, to jest jakieś niepojęte. Aż dziw bierze, że on gra w naszej lidze, a nie w jakiejś silniejszej, że nie zrobił prawdziwej kariery, bo ma naprzeciętne umiejętności, takiego piłkarza brakuje właśnie przykładowo w Legii czy nawet w Lechu. Powiem więcej, nawet i w naszej narodowej reprezentacji. Ale dobrze, muszę już skończyć, bo za chwilę wyjdzie z tego felieton w połowie o Pazdanie i w połowie i Vassijlevie . Nie mogę pisać dużo na jakiś wątek poboczny, bo wtedy się rozkręcam. To temat na zupełnie inny felieton czy coś w tym rodzaju, jak na przykład ogólne podsumowanie transferów polskich klubów. Ale to trochę później. Zakontraktowali Estończyka, jest to mega wzmocnienie jak już wcześniej wspomniałem, prócz tego przybył Piotr Grzelczak, też to może być niezłe uzupełnienie kadry, lecz nie mogą spocząć na laurach, bo jeżeli doprowadzą do tego, że ich następnymi wzmocnieniami będzie pozostanie w Białymstoku Gajosa czy Tuszyńskiego, to trochę za mało, szczególnie, że ci wszyscy wymienieni wyżej piłkarze występują trochę wyżej niż Pazdan. Teraz trzeba skoncentrować całą swoją uwagę na defensywie i to tam poszukiwać graczy. Teraz jakże kontrowersyjny w swoich wypowiedziach, przynajmniej jak na szkoleniowca, Michał Probierz będzie musiał się głowić i zastanawiać, co zrobić, żeby zastąpić najlepszego defensora ligi ubiegłego sezonu...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź felietonu

    Mistrz Mateusz 2015-12-02 17:58:06

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Witam Was bardzo serdecznie. Dawno w tym temacie nie pisałem, ogółem, to założyłem go w wakacje i ostatni, a zarazem jedyny, felieton napisałem właśnie na tym samym początku lipca. Potem miałem okazję jeszcze kilkanaście razy napisać jakieś opisy różnych spotkań, ale od około połowy sierpnia nic w zasadzie o piłce nie miałem okazji napisać. Teraz mamy grudzień i cztery miesiące niczego nie opublikowałem, pomimo tego, że zacząłem wiele opisów meczów i felietonów, różnego rodzaju tekstów, lecz z braku czasu, jak i w zasadzie też ochoty, niczego nie skończyłem. Mam ambicję, by po świętach, kiedy zacznie się runda wiosenna wielu rozgrywek, powrócić i zagospodarować na to tyle czasu, by zawsze regularnie i systematycznie te opisy i teksty wysyłać. Teraz nastąpi być może takie przełamanie, bo w zasadzie zostało mi napisanie zakończenia tego felietonu, piłkarskiego oczywiście, bo na tę chwilę nie planuję niczego gwiezdnowojennego. Możecie się zatem domyślić, czego on będzie dotyczył. Tak, chodzi mi o Złotą Piłkę i moje zdanie na jej temat i braku nominacji Roberta Lewandowskiego do czołowej trójki. Temat niewątpliwie ciekawy i popularny. Gorąco zachęcam, byście przyszli i przeczytali. Wiem, że czytelników moich dzieł nie jest najwięcej, ale tym razem nie jest to takie długie, jak ten pierwszy, który, powiedzmy sobie szczerze, nie był napisany w godzinę, a w co najmniej kilkanaście, bo właśnie tyle, z tego co pamiętam, poświęciłem wówczas na stworzenie tamtego felietonu, a pisałem to na przestrzeni prawie całego tygodnia. Jak wspomniałem, na pewno jest to krótsze i myślę, że poświęcenie nawet dwudziestu minut wolnego czasu to nie jest tak wiele. Poza tym liczę na ciekawą dyskusję, bo temat jest też na pewno kontrowersyjny i budzący emocje, być może też tak jak i moja cała opinia dla wielu z Was. Na tej stronie nie brakuje fanów futbolu, więc liczę, że naprawdę to przeczytacie, być może ocenicie jakość tekstu, bo planuję zostać dziennikarzem sportowym w przyszłości, i te teksty to też dla mnie takie ćwiczenia i rozwijanie się, więc każda rada będzie dla mnie bardzo przydatna i na pewno ją docenię. Ktoś mógłby zapytać, czemu piszę zapowiedź felietonu. Odpowiedź jest prosta, wtedy może nie chciałoby mi się tego kończyć. Tak już miałem z tego typu tekstami, że już niby końcówka, ale nie miałem jakoś takiej motywacji, by to zakończyć i opublikować. Teraz byłoby mi głupio, gdybym tego nie wysłał. A zatem jeszcze raz zapraszam do przeczytania i dyskusji, najprawdopodobniej w piątek wieczorem lub w sobotę rano to zakończę i przedstawię. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Lewy wyeliminowany. Przegrywa maretingową walkę w świecie skorumpowanego futbolu

    Mistrz Mateusz 2015-12-13 20:09:36

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    To jest już pewne: kapitan dorosłej reprezentacji Polski mężczyzn w piłce nożnej i najskuteczniejszy strzelec mistrza Niemiec Bayernu Monachium Robert Lewandowski nie zostanie najlepszym piłkarzem na świecie. Nie dostanie Złotej Piłki...


    Dwa tygodnie temu w niedzielę po godzinie czternastej FIFA podała trzy nazwiska, spośród których już jedenastego dnia stycznia zbliżającego się wielkimi krokami przyszłego roku podczas oficjalnej gali w Zurychu wyłoniony zostanie ten jeden, ten najlepszy, ten który na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy grał najlepiej spośród wszystkich zawodowych piłkarzy na planecie, brylował najbardziej, był najjaśniejszą gwiazdą w otoczeniu innych wielkich gwiazd. Niestety, w tym gronie zabrakło mojego idola - Roberta Lewandowskiego. Gracz monachijskiego Bayernu miał wielką szansę na otrzymanie tej nagrody, a przynajmniej dostanie się do najlepszej trójki. Był w gronie dwudziestu trzech nominowanych, ale czy to może go usatysfakcjonować? Po pierwsze, zacznijmy od tego, że dla niego, jak już to wielokrotnie podkreślał, nie jest to aż tak istotne. Wiadomo, fajnie jest taką nagrodę, jakby nie było najbardziej prestiżową w świecie futbolu dostać, byłoby to ogromne wyróżnienie, lecz nie stanie się nic wielkiego, jeżeli tej nagrody nie dostanie, bo najważniejsza jest gra na boisku, praca na rzecz zespołu, w którym w danym momencie się występuje, ciągłe udowadnianie klasy. Mądre podejście, chyba najlepsze, jakie w takim położeniu może piłkarz pokroju Roberta przyjąć. Mało który piłkarz miałby inne podejście, to trzeba przyznać. Do grona tych dwudziestu trzech wybrańców trafiają sami profesjonaliści, pracusie i piłkarze utalentowani, ale którzy zawsze potrafili odpowiednio pokierować tą swoją karierą, kierować się chłodną głową, trzeźwym myśleniem, umiejący ten swój talent zamienić w coś wielkiego. Popularna sodówa takim graczom na pewno nie odbije, to im na pewno nie grozi. Ciężko sobie wyobrazić w tym gronie piłkarza, który jest tym talentem, ale nie potrafi wykorzystać tych swoich umiejętności, którymi został obdarzony przez Boga, a zamiast pracować to na przykład imprezować. Trzeba przyznać, że kiedy popatrzy się na tę listę nominowanych, to trzeba zauważyć, że nie każdy miał łatkę wielkiego talentu, brylantu, perły czy innego kamienia szlachetnego. Nie, chociażby taki Thomas Mueller. Teraz, kiedy jest w takiej formie w jakiej jest, strzela mnóstwo goli, to zauważa się, jaki jest niedoceniany. Media z całej Europy i z całego świata oceniają go teraz jako najbardziej niedocenianego piłkarza na Ziemi, i to nie jest chyba osąd na wyrost. Zauważają przy tym jednocześnie, całkowicie słusznie, że nie ma jakiś wielkich umiejętności, nie ma wielkiej techniki, ma długie nogi, które nie pomagają mu w grze w takim zespole, w którym na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut wymienia się grubo ponad pół tysiąca podań. Nie ma strzału, nie ma dobrej gorszej nogi, w zasadzie to jest zupełnie słaby, ale zawsze mu to wychodzi, znajduje się tam, gdzie piłkarz o jego charakterystyce i grający na podobnej do jego pozycji powinien się znaleźć i robi to, za co zarabia niemałe pieniądze, czyli pokonuje bramkarzy rywali. To jest właśnie piłkarz, który doszedł do tego miejsca dzięki ciężkiej pracy, grając bez przerwy w piłkę jako młody chłopak, w nastoletnim wieku, a nawet wcześniej. On to zauważa, zauważają to media, wszyscy to wiedzą. Są natomiast piłkarze, którzy mają ogromny potencjał. Co jakiś czas pojawiają się newsy w stylu: "oto nowy Messi", a po kilku latach piszą o nim znowu, ale zamiast grać w lidze hiszpańskiej, angielskiej, niemieckiej gra w piątej lidze szwedzkiej. To jest ważne, żeby taki talent nie bazował tylko na łatce tego talentu przez całą swoją karierę, bo daleko tak nie ujedzie. Trzeba cały czas pracować, codziennie po kilka godzin, doskonalić się, poprawiać swoje błędy. Robert też nie był jakimś niewiadomo jakim talentem, to nie miał być nowy Thierry Henry czy inny wielki piłkarz, nie, on mając te osiemnaście lat grał jeszcze w trzeciej polskiej lidze. Teraz, kiedy mamy dwóch wspaniałych napastników, których mogą nam zazdrościć wszyscy, dużo porównuje się, w jakim miejscu w takim i takim wieku był Robert, a w jakim Milik. I Milik znacznie lepiej na tym wychodzi, zawsze jest znacznie dalej. Mając osiemnaście lat był już za granicą, podczas gdy "Lewy" awansowywał ze Zniczem Pruszków do zaplecza najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Mając dwadzieścia lat miał na koncie już dziesięć występów z orzełkiem na piersi, podczas gdy były gracz Borussii Dortmund w reprezentacji wtedy debiutował. Arek zadebiutował w Lidze Mistrzów także mając dwadzieścia lat, wtedy zdobył też pierwszą bramkę w tych elitarnych rozgrywkach, podczas gdy Robert dokonał tego będąc starszym o trzy lata. Były lechita po raz pierwszy (i jednocześnie jak na razie ostatni) zagrał z kadrą na dużym turnieju mając prawie dwadzieścia cztery lata, snajper Ajaksu zrobi to w wieku dwudziestu dwóch lat. I tak dalej i tak dalej. Można tak wyliczać i wyliczać. Chodzi po prostu o to, że rozwój u każdego przebiega w innym tempie. Jeden jest bardziej utalentowany, inny mniej, ale na koniec ciężka praca, taka uczciwa, szczera, bez ociągania się, bez oszukiwania trenerów, ale przede wszystkim siebie, weryfikuje wszystko. Byli w polskiej piłce tacy jak na przykład Dawid Janczyk, który miał być piłkarzem klasy światowej, to było pewne. Tak przynajmniej wszyscy twierdzili, nastąpiło pompowanie balonika, chłopak się tym zachłysnął, sodówa uderzyła do głowy, nie wytrzymał psychicznie i skończył jako talent, taki niespełniony, a nie jako gracz z samego topu. A obok Aguero był jednym z dwóch najlepszych strzelców młodzieżowych mistrzostw świata. Także różnie to bywa. Dla przykładu, obrońca trofeum, doskonale znany nam wszystkim Cristiano Ronaldo też nie był takim talentem, on przede wszystkim doszedł do tego miejsca ciężką pracą, co wielokrotnie było mówione przez niego, przez jego bliskich, dziennikarzy i tak dalej. Wiadomo, ciężka sytuacja rodzinna też zmusiła go do tego, przez nie najlepszą sytuację materialną wielu decyduje się na takie rozwiązanie, by właśnie zostać piłkarzami. Niektórym pomaga talent, niektórzy także w tym aspekcie mają lekko pod górkę i muszą coś udowodnić pracą. Dlatego na naszym kontynencie, który bezsprzecznie jest najlepszy piłkarsko spośród wszystkich, pod wieloma względami (w zasadzie wszystkimi), gra tylu Brazylijczyków, Argentyńczyków, Kolumbijczyków i innych pochodzących z Ameryki Południowej. Tam jest bieda i chcą się z niej wyrwać, to też jest taki bodziec. Dwóch graczy z tego kontynentu w finałowej trójce to nie przypadek. Ośmiu Amerykanów Południowych wsród nominowanej dwudziestki trójki to też nie przypadek. Ale nie tylko tam jest biednie. Zresztą nie mówię, że tylko bieda to główny powód dla nich, czy w ogóle jeden z, by od razu zostawać piłkarzami, ale duży procent piłkarzy pochodzących spoza Starego Kontynentu występujących tutaj został piłkarzami z tego właśnie względu, ale tylko dla niektórych był to ten główny powód. Ale, jak wspomniałem, nie każdy musi pochodzić przykładowo z Ameryki czy z Afryki, by wywodzić się z biednej rodziny. Bieda też jest w Europie, nawet w krajach ogólnopojętego rozwiniętego "Zachodu". CR7 pochodzi z biednego rejonu Portugalii i niejednokrotnie mówił, jak mu się żyło, i że miał jeszcze większe parcie na to, by być kim jest ze względu na rodzinę, by zapewnić im godny byt. Robert może z takiej rodziny się nie wywodzi, ale na pewno nie bazował głównie na tym talencie, on również potrzebował pracy. Trzeba też przyznać, że trafiał na odpowiednich trenerów w swojej karierze, którzy odpowiednio go nastawili, ukształtowali pod względami czysto piłkarskimi, ale też po prostu ludzkimi, pozwalając mu być absolutnym przeciwieństwem Janczyka. Ale to nie tylko trenerzy, to odpowiedni menedżer, zdroworozsądkowa matka, pomoc ze strony siostry i znajomych. Można powiedzieć, że miał dużo szczęścia. Wszystko wisiało w zasadzie na włosku. Być może gdyby został w Legii, to nie byłby dzisiaj w Bayernie. Dzięki temu miał jeszcze większą ambicję, by pokazać, jak bardzo się mylili. Jego droga była kręta i wyboista, pokonał dużo przeciwności losu, miał niejeden ciężki moment w życiu. Kiedy powinien był skupić się na graniu w piłkę i rozwijaniu się, to zmarł mu ojciec. Po niedługim okresie czasu dostał swoją kartę w rękę i na Łazienkowskiej powiedziano mu "tam są drzwi". Nie wiem, czy ja bym po takim czymś się podniósł mentalnie. By z takiej ciężkiej sytuacji się wygrzebać, trzeba mieć silną psychikę, chociażby by radzić sobie w takich sytuacjach i mieć dalej siłę skupić się na kopaniu futbolówki lub po prostu, by odmawiać sobie wiele rzeczy, wiele pokus jest dla takich młodych ludzi, szczególnie w obecnych czasach. Jak powiedziałem trzeba być otoczonym odpowiednimi, odpowiedzialnymi ludźmi, którzy odpowiednio nim pokierują. Teraz, kiedy tak głośno było o jego formie, kiedy strzelał te pięć goli w dziewięciu minutach z Wolfsburgiem i zaczęło się pompowanie balonika, zaczęły pojawiać się komentarze, że wygra Złotą Piłkę, to zewsząd pojawiały się osoby co najmniej dziwne. Nagle w mediach wyskakują jak króliki z kapeluszów jakieś przedszkolanki, które już widziały jego talent, albo jakiś wuefista, który miał zastępstwo z jego klasą w podstawówce i nauczył go czegoś. Idealna okazja by się wypromować, czyż nie? Tacy ludzie na pewno nie mieli jakiegoś wpływu na jego karierę, ale to już nieważne. Abstrahując już od tego, to wiem, że nie było mu łatwo i już to miejsce za podium może uznać jako sukces. Bo na pewno znajdzie się na co najmniej piątym miejscu. Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, jaki to sukces, skoro już na tym piątym miejscu kiedyś był. Tak, ale sztuka się jest na nim utrzymać. A on wciąż się rozwija piłkarsko, ten proces w zasadzie nigdy się nie zakończy. To takie perpetum mobile, proces ciągły.


    Dlaczego o tym piszę? Piszę o tym dlatego, że właśnie ta praca, jaką wykonuje każdy z tych piłkarzy codziennie w trakcie treningów, na siłowni, na basenie, na gierce, w trakcie gry w "dziadka", powinna procentować i przynosić dobre efekty w postaci dobrej gry, formy, strzelania sporej liczby bramek, asystowania, dobrego bronienia, polepszania się pod każdym względem. Co ostatecznie prowadzi do takich wyróżnień jak choćby to. Tak to powinno wyglądać. Powinno. No właśnie, powinno. A nie do końca tak jest. Tu nie tylko świetna gra jest ważna. Teraz jest dużo wyliczeń, według których pod wieloma względami Robert bije całą tę trójkę. Gdyby odjąć gole z karnych, to miałby ich najwięcej, ma więcej asyst od Ronaldo, więcej goli i lepszy współczynnik gola na mecz od Neymara, najwięcej goli w reprezentacji, więcej tytułów drużynowych od Ronaldo, to on ma koronę króla strzelców eliminacji do mistrzostw Europy, to on był najlepszym piłkarzem tych eliminacji, nie Ronaldo, którego było stać na zdobycie zaledwie trzech goli w pięciu meczach w barwach swojej reprezentacji, a w zasadzie to w jednym, bo wszystkie strzelił przeciwko Armenii, czyli drużynie balansującej między poziomem bardzo średnim a słabym. Wiadomo, można tak wyliczać i wyliczać, podawać te liczby, wyciągać je jak z kapelusza. Pod wieloma względami to na przykład Messi jest lepszy od Roberta, na przykład pod względem liczby tytułów w tym roku, to fakt, ale to nie o to w tym chodzi. Zwróćcie uwagę, kto głosował. Głosowali kapitanowie reprezentacji narodowych, ich trenerzy i dziennikarze. Jacy dziennikarze? To jest właśnie niesprawiedliwe w tym wszystkim, dziennikarze. Co oni mają do tego? Jak ich wybierają? To wszystko ma prawo budzić w nas kontrowersje. Jeszcze gdyby byli to dziennikarze tylko i wyłącznie z Europy, to rozumiem, ale jeszcze jacyś Afrykanie głosują, to jakaś paranoja. Okej, ktoś powiedziałby, że każdy ma prawo głosu, nie można kogoś dyskryminować, że to podchodzi pod rasizm, ale chodzi mi po prostu o to, że oni w gronie tych dwudziestu trzech nominowanych mają jedynie Yaya Touré. Wiadomo, trochę Afrykanów gra w Europie, ale o to właśnie chodzi, że to wszyscy grają w Europie z grona tych nominowanych. A zatem, skoro to Europa jest najlepsza piłkarsko i wszyscy grają w Europie, to powinno głosować najwięcej europejskich dziennikarzy. Zobaczcie, że najwięcej Europejczyków głosowało na swoich, czyli na między innymi Ronaldo i Lewandowskiego. Mnóstwo gra tu piłkarzy z Ameryki Południowej. Dlaczego? Po pierwsze klimat sprzyja do grania w piłkę i rodzą się tam talenty. Po drugie, jak już wcześniej wspomniałem, są do tego poniekąd zmuszeni, bo bieda. Po trzecie, dla europejskich klubów są na ogół tani, coraz więcej zespołów ze średniej półki ściąga do siebie Amerykanów, na których potem zarabia krocie. Może Szachtar to nie klub ze średniej półki, to dobra europejska drużyna, ale to dobry przykład. Sprowadzają dużo Brazylijczyków za grosze, by zarabiać na nich czasem nawet trzydzieści razy więcej podczas sprzedawania ich do lig włoskich, angielskich, hiszpańskich czy niemieckich, a także francuskich i nawet rosyjskich i portugalskich. I po czwarte, co chyba najważniejsze, marketingowo bardziej się to opłaca niż sprowadzenie Polaka. Ktoś by mógł być zdziwiony, dlaczego, skoro tam jest niby taka bieda, to nie Europa, w której sercu się znajdujemy, ale tak to po prostu wygląda, oni żyją tą piłką, i nawet jak ktoś jest biedny, to nie pożałuje na koszulkę Barçy z napisem "Neymar". Dlatego też każdy angielski klub musi mieć jednego Azjatę, bez znaczenia, czy jest dobry piłkarsko, czy się nadaje, czy gra czy też nie. Azjaci tym żyją, są dumni, że ich rodak tak dobrze sobie radzi i mają bzika na tym punkcie. W Polsce to tak nie wygląda. Nie tylko w Polsce, bo w innych krajach Europy na pewno też. Powiedzmy, że gdyby Real zamiast ściągnięcia do siebie Bale`a kupiłby nawet Neymara, zwijając go "Dumie Katalonii" sprzed nosa, to pod względem pieniędzy na sto procent wyszedłby na tym lepiej. Tak to obecnie wygląda, światem rządzi pieniądz i władza. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, że Messi czy Neymar są tylko z powodów czysto pieniężnych. Nie, ale to na pewno jeden z głównych powodów. Bo powiedzmy sobie szczerze, niby w czym Robert był gorszy od nich, albo tym bardziej od Ronaldo, który od jakiś czterech miesięcy jest bez formy, tak totalnie? Złota Piłka to nie nagroda, która jest przyznawana słusznie, obiektywnie. Chociaż trzeba sobie jasno powiedzieć, że w piłce, szczególnie w dziennikarstwie, a przecież dziennikarze w tym głosowaniu biorą udział, nigdy nie było obiektywizmu. To subiektywna opinia, czyjaś własna opinia. Dlatego ta Złota Piłka nigdy nie będzie dobra. To nie jest wyznacznikiem jakości danego piłkarza, jak grał w ostatnim roku, czy był najlepszy czy nie. Nie mówię, że Złoty But to najlepszy wyznacznik. W zasadzie to takiej nagrody nie ma, ale na pewno jest wiele bardziej sprawiedliwych niż ta. Tutaj liczy się nie tylko to, jak kto grał, a przede wszystkim względy marketingowe, bo to jest teraz przecież najważniejsze, ile kasy się zarobi. I dlatego Polakowi ciężko będzie wygrać kiedykolwiek tę nagrodę...


    Ogółem to przyznam szczerze, że przestałem się tym emocjonować rok temu. Tak to zawsze to wszystko śledziłem, czekałem na wyniki, ale po tym, jak w zeszłym roku nie został nominowany Robert, to odpuściłem, bo zdałem sobie sprawę, jak skorumpowane to wszystko jest, że jest w tym gronie taki młody Pogba, który raz gra kapitalnie, a innym razem mizernie. To ogromny talent, umie jak na swój wiek już bardzo dużo, ale wówczas nie był gotowy na nominację do takiego wyróżnienia. Piłkarz, który gra raz dobrze, a raz źle w dwudziestce trójce najlepszych? Ktoś powie, że Robert nie miał tamtego roku udanego. Żadnego tytułu z Borussią w tym 2014 roku, ani z Bayernem. Zaledwie siedem goli w rundzie jesiennej Bundesligi i trzy Ligi Mistrzów. Mizerne wyniki. Ale mimo to było to co najmniej kontrowersyjne, że taki napastnik nie znalazł się w gronie nominowanych. Nie oczekiwałem, że od razu będzie chociażby w pierwszej piątce, jak w tamtym roku, kiedy to z Borussią doszedł do finału, ale liczyłem chociaż na tę nominację. I się wówczas przeliczyłem. Tym bardziej ta nagroda nie jest tak bardzo wiarygodna, kiedy dookoła wokół tego światowego futbolu nie dzieje się dobrze, kiedy mają i miały miejsce takie przekręty na światową skalę i teraz to wszystko wypływa po kolei na jaw. Ciężko więc wierzyć w to, że nigdy nie doszło, czy teraz też nie dochodzi do jakiś przekrętów. Ktoś by mógł napisać, że piszę typowo jak jakiś fanatyk, który jest obecnie obrażony na cały świat, że jego idol czegoś tam nie wygrał. Nie, to nie o to chodzi, po prostu patrząc na sprawę z boku, tak można by było pomyśleć, naprawdę. A zatem już doszliśmy do wniosku, że to nie jest nagroda w stu procentach sprawiedliwie przyznawana. A zatem jaka jest? Nie wiem, szczerze mówiąc nie wiem. Chyba takiej nie ma, nie było i nigdy nie będzie, bo ciężko ustalić jakieś reguły, zasady, które byłyby najlepsze, najbardziej obiektywne. Ale na pewno trzeba tutaj dokonać zmian, jakiejś reformy. Już wkrótce zmiana w fotelu dowódcy tej całej skorumpowanej organizacji, więc do roboty. Powiedziałbym, że Złoty But faktycznie jest lepszym wyznacznikiem, kto jest najlepszy. Ale na pewno ma swoje wady, bo po pierwsze bierze pod uwagę tylko napastników, którzy strzelają najwięcej bramek. A zatem wiadomo, że w ścisłej, powiedzmy dziesiątce czy dwudziestce lub dwudziestce trójce, czyli takiej liczbie, jaka zawsze jest nominowana do Złotej Piłki nie znajdzie się żaden stoper, bramkarz, boczny obrońca, defensywny pomocnik. Ciężko będzie znaleźć nawet zwykłego środkowego pomocnika czy innego playmakera bądź skrzydłowego. Ronaldo stwierdził, że bardziej ceni Złotego Buta niż Złotą Piłkę, bo, jak też sam zauważył, Złota Piłka to subiektywna ocena, natomiast w przypadku Złotego Buta nikt nie ocenia, weryfikuje boisko, ten kto strzeli najwięcej, jest najlepszy. Tak stwierdził, nie wspomniał o współczynniku, który jest akurat w tym przypadku bardzo istotny, ponieważ wyobraźmy sobie, gdyby nie było przykładowo mnożenia goli razy dwa dla najlepszych lig i razy półtorej dla chociażby lig polskiej i ukraińskiej. Wówczas Nikolić i Teixeira mieliby łatwiejsze zadanie, bo prościej jest strzelać słabszym w słabszej lidze, dlatego ten przelicznik musi być. Natomiast ciężko, by oddawało to, kto jest najlepszy. Wśród samych atakujących może tak, ale czy to tylko atakujący musi być najlepszy, a nie przykładowo ofensywny pomocnik, na przykład Kevin De Bruyne, najlepszy asystent w Europie? Bo ciężko mi sobie wyobrazić, by na podstawie tego Złotego Buta trzeba by było oceniać, iż to Nikolić jest lepszy od Belga, bo zdobył więcej bramek. Teraz jest dużo propozycji, by dla każdej pozycji na boisku bądź po prostu formacji było oddzielne głosowanie. Okej, ale wtedy będziemy mieli na przykład trzech najlepszych piłkarzy? To byłoby dziwne. Chyba, że z grona tych najlepszych defensorów, pomocników i napastników wybrany zostałby jeden. W takim razie to i tak ten napastnik byłby wybrany jako najlepszy, bo to zawsze oni są najbardziej cenieni. Taka jest smutna prawda, ciężko nawet głosującym docenić takiego pomocnika. Bo to trzeba strzelać mnóstwo goli, by być najlepszym, co jest niesłusznym założeniem. Dlatego bardzo ciężko przyjąć coś, co byłoby najlepsze dla wszystkich, najsprawiedliwsze.


    Teraz my wszyscy, Polacy, jesteśmy i powinniśmy być smutni i zawiedzeni. Za chwilę pewnie ktoś by wyskoczył, że nie powinienem pisać za kogoś, ale dla mnie takie zachowanie, jak pisanie, że "Lewy" to drewno, że nie nadaje się do Bayernu, to po prostu antypatriotyzm. Jeszcze kiedyś, kiedy grał słabo w reprezentacji i nie strzelał w niej goli, podczas gdy w tym samym czasie brylował w BvB można było to przełknąć, to hejtowanie go, krytykowanie czy nawet obrażanie, gwiżdżenie i buczenie na niego, chociaż było to już wyjątkowo wkurzające i męczące, szczególnie dla jego fana. Ale teraz takie coś jest wręcz niedopuszczalne, kiedy jest kapitanem i prowadzi tę drużynę od zwycięstwa do zwycięstwa. Ja zawsze za niego trzymam kciuki, nawet kiedy gra w Bayernie. Mam nadzieję na to, że zdobędzie tytuł króla strzelców Bundesligi, pomimo tego, że jestem kibicem zespołu, w której gra jak do tej pory najskuteczniejszy zawodnik ligi, czyli Pierre-Emerick Aubameyang. Jakiś kibic klubu z Zagłębia Ruhry by się na mnie zapewne za to obraził, niejeden zacząłby pewnie mnie obrażać i pisać, że jestem pseudokibicem i sezonowcem, że jestem przy tej drużynie tylko ze względu na Łukasza Piszczka. A z takimi komentarzami wielu innych patriotów, którzy naprawdę kibicują BvB, ale trzymają jednocześnie kciuki za Roberta się spotkało. Naprawdę, gdybym był sezonowcem, to już dawno "kibicowałbym" Bayernowi, bo przecież Robert jest obecnie lepszym, bardziej medialnym i klasowym zawodnikiem, więcej się o nim mówi i pisze, więcej gra niż Łukasz, jest bardziej ofensywnym zawodnikiem, a zatem strzela więcej goli. Poza tym, jak wspomniałem, gra więcej niż obecnie Łukasz w "żółto-czarnych" barwach. Prawy obrońca reprezentacji Polski zagrał do tej pory mało spotkań w Bundeslidze w tym sezonie, do tego nie wszystkie były w pełnym wymiarze czasowym. Ale ja nadal kibicuję tej drużynie i oglądam ją zawsze, bez względu na to, czy w jednej chwili jest w niej trzech Polaków na boisku w podstawowym składzie, czy ani jeden. W tym sezonie nie opuściłem żadnego spotkania jak do tej pory. Wiadomo, zacząłem śledzić losy tej ekipy, kiedy grali w niej Polacy. Wtedy już mówiłem, że jestem jej kibicem, ale mnie wyśmiewano. W zasadzie to sam w to do końca nie wierzyłem, ale nie chciałem się nawet przed samym sobą do tego przyznać. Prawdziwym kibicem zostałem chyba dopiero jakoś tak w połowie 2013 roku, tuż po finale Ligi Mistrzów. Wtedy już nie tylko obchodzili mnie Robert, Kuba i Łukasz, którzy byli i są nadal moimi idolami, lecz cały zespół, cała drużyna. Oczywiście, kiedy Piszczek nie gra, to jestem smutny i zawsze ściskam kciuki za to, by Tuchel wystawił go. Teraz pewnie też by się jakiś ekspert odezwał, że ja jestem kibicem Polaków, a nie Borussii, ale myślę, że to normalne, że życzę dobrze mojemu rodakowi, że trzymam za niego kciuki, że go dopinguję. Gdyby był słabszy niż jego rywal, to wiadomo, że nie chciałbym, by grał tak często, ale kiedy jest, przynajmniej jak dla mnie, najlepszym prawym obrońcą na świecie, to ciężko, bym godził się z tym, iż nie gra. Teraz zaczyna grać coraz więcej, co mi się podoba. Coraz więcej Tuchel zaczął rotować składem, co też lubię, bo moim zdaniem każdy powinien dostawać szansę, by każdy był zadowolony. Skoro Thomas bierze przykład z Guardioli, to tym bardziej powinien brać przykład z niego co chodzi o skład, o rotację. Jeżeli ma się do dyspozycji najlepszego prawego defensora na globie i najlepiej zapowiadającego się prawego defensora na globie, który za jakieś cztery lata stanie się tym najlepszym na tej pozycji, do tego obaj to dwaj najlepsi piłkarze grający na tej flance obrony w lidze niemieckiej, to ciężko, by nimi nie rotować. Poza tym Ginter może grać też jako stoper i defensywny pomocnik, a "Piszczu" poradziłby sobie również jako prawy pomocnik. Poza tym, to nie jest jedyny piłkarz, który moim zdaniem zasługuje na więcej szans. Moim zdaniem za mało gra na przykład Leitner. W tym sezonie otrzymał od naszego szkoleniowca zaledwie kilkanaście minut w dwóch spotkaniach Ligi Europy. Ale zostawiając ten wątek i wracając do tematu kapitana reprezentacji Polski, to naprawdę uważam, że przykładowo niegłosowanie na niego do drużyny roku FIFA to skandal i zbrodnia w biały dzień. Ja rozumiem, że każdy może mieć inne upodobania piłkarskie i komuś może bardziej imponować gra na przykład Suáreza, ale bądźcie patriotami, pomóżcie najlepszemu piłkarzowi w historii polskiej piłki. Ostatnio ktoś napisał, że dla niego Lewandowski przegonił już Bońka, a prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej oburzył się, ale takie są po prostu fakty. Ten dziennikarz był i jest dosyć młody i nie miał okazji oglądać Zibiego w akcji, tak jak zresztą i ja, ale tamte czasy były zupełnie inne, piłka się cały czas rozwija i coraz ciężej jest grać na tak wysokim poziomie. Wiele ludzi się sprzecza, kto jest najlepszym piłkarzem w historii futbolu, jedni wymieniają Pelé, inni Maradonę, jeszcze inni Messiego. Ogółem to ja sam nie wiem, ale zdaję mi się, że gdyby ci dwaj pierwsi grali w obecnych czasach, to nie byliby tak genialni jak teraz. Przecież kiedyś grało się z trzema defensywnie usposobionymi zawodnikami i co najmniej pięcioma napastnikami, nie była tak rozwinięta taktyka, tacy dryblerzy jak ci dwaj mieli łatwo z obrońcami. Odwracając to, to moim zdaniem, gdyby Messi, Ronaldo czy Lewandowski grali w ich czasach, to ich wyniki byłyby też o wiele bardziej spektakularne niż jak grają teraz. Wracając do Bońka, to jednak nie strzelał tak wiele bramek. Jestem ciekaw ogółem, ile goli strzelałby dziś na boiskach europejskich, jakby sobie ogólnie radził. Myślę, że gorzej. Tak samo Deyna, inny wybitny piłkarz pochodzący znad Wisły. Teraz można powiedzieć, że Robert jest w cieniu tych dwóch legend, bo oni zajmowali wyższe miejsca w głosowaniach na najlepszego piłkarza świata, ale pamiętajmy, że to nie koniec kariery Lewandowskiego, i że Polak ostatniego słowa jeszcze nie powiedział, ma jeszcze przynajmniej siedem lat spokojnego grania na najwyższym poziomie przed sobą. Nawiążę też do czegoś, o czym wcześniej pisałem wcześniej, czyli do tego, co liczy się bardzo przy tego typu głosowaniach, czyli o względach marketingowych i czystozarobkowych. Kiedyś na pewno łatwiej było Polakowi dostać się do, powiedzmy, najlepszej trójki, bo to, co jest teraz, nie liczyło się tak bardzo jak dziś. Wystarczy to udowodnić, podając, jakie kwoty transferowe były uważane kiedyś za kosmiczne, a jakie dzisiaj. Boniek do Juventusu przechodził za jakieś dwa miliony dolarów i był to masakrycznie wysoki transfer, a dzisiaj takie transfery to chleb powszedni. Dzisiaj nikogo już nie zdziwi wydanie pięćdziesięciu milionów euro za nastolatka, który niczego wielkiego nie osiągnął i nie zrobił, czy sześciedziesięciu pięciu milionów za obrońcę. Wyżej pisałem o Messim i Ronaldo, a także Robercie, porównując ich do Maradony czy Pelé. Skoro już jesteśmy przy temacie, kto jest najlepszym piłkarzem w historii, to warto napisać, że wiele osób twierdzi, iż to właśnie ta obecna dwójka, która co roku jest w pierwszej trójce jest najlepsza i tak pozostanie. Ogółem jest dużo głosów, że to ogromny pech dla między innymi Roberta, że gra w czasach tych dwóch. Sam nie wiem, co o tym sądzić. Moim zdaniem on już im dorównuje piłkarsko, może nie marketingowo. Na pewno nie jest tak znany na świecie jak ta dwójka, niedzielni kibice futbolu kojarzą zapewne tylko graczy "Blaugrany" i "Królewskich", indywidualne kontrakty, jakie mają podpisane z różnymi wielkimi firmami i koncernami Leo i Cristiano to przepaść w porównaniu z Robertem, to na pewno. A zatem to kolejny dowód na to, że nie decydują tylko walory sportowe, bo, jak napisałem, sportowo RL9 dorównuje już LM10 i CR7. Strzela tyle co oni, ma podobne wyniki strzeleckie, a przecież według Ronaldo to najlepszy wyznacznik tego, kto jest najlepszy. A zatem Robert niewątpliwie ma trochę pod górkę. Jestem jedynie ciekaw, co by było, gdyby za kilka miesięcy ta dwójka przestała grać w piłkę. Jak wtedy wyglądałaby finałowa trójka? Bo ciężko sobie wyobrazić, by się w niej nie znaleźli, nawet gdyby mieli słabsze sezony niż obecne. Moim zdaniem byłby w niej Robert, Neymar i Suárez, na ten rok, jakby to wyglądało za rok, gdyby ich faktycznie nie było, to byśmy dopiero zobaczyli. Ale powiedzmy tak, to już jest trochę nudne, że ciągle wygrywa raz jeden, raz drugi. Nawet gdyby odstawić na bok walory marketingowe i brać pod uwagę tylko formę z poprzedniego roku, nie patrząc też na zasługi, to dlaczego taka trójka nie miałaby być? Tym bardziej, że Robert, Neymar i Suárez cały czas grali, i to do tego dobrze. A Messi nie zawsze był w wielkiej formie, nie zawsze był też zdrowy, podobnie jak Portugalczyk. Ja mam nadzieję, że doczekam czasów, kiedy to przede wszystkim forma z ostatniego roku będzie najistotniejsza w tego typu konkurencjach, nie pieniądze, nie popularność, nie klasa, jaką prezentowali wcześniej. Ogółem to mówi się, że Ronaldo najlepszy czas ma za sobą i ten jego brak formy nie wziął się z niczego. A zatem może już za rok nie będzie go w trójce? Czas na zmiany, czas zmieniać tę nieuczciwość. Najpierw to może zacznijmy od oczyszczenia piłki z tego całego skorumpowanego towarzystwa na czele z Blatterem. By Złota Piłka miała jakiś sens, to na początku trzeba przywrócić wiarę w czystą, prawdziwą, zdrową, piękną rywalizację na boisku.


    Teraz dużo się też dyskutuje, że Robert nigdy nie zdobyłby Złotej Piłki grając cały czas w Niemczech. Mówi się, że grając tylko w La Liga, w Realu lub Barcelonie, można mieć szansę wygrać tę nagrodę. Chyba coś w tym rzeczywiście jest. Zobaczcie, że rzadkością jest w ogóle obecność zawodnika spoza Hiszpanii w tej finałowej trójce. Niby to ta liga angielska jest najbardziej i najchętniej oglądana, najbardziej popularna, niby najlepsza, najwięcej mają dochodów, oglądają ją setki milionów ludzi z całego świata, ale oni są pod tym względem najdalej, kiedy pod lupę weźmiemy trzy najlepsze ligi Europy. Na drugim miejscu jest gdzieś tam ta Bundesliga, a w zasadzie Bayern Monachium, którego przedstawicielem raz jest Ribéry, raz Robben, innym razem Neuer. Tak bywało w ostatnich kilku latach, ale na przestrzeni dekady przynajmniej w połowie przypadków w finałowej trójce byli sami gracze z Ligi BBVA. Wiadomo, można powiedzieć, że ta liga ma dobrą markę, jest kilka ciekawych drużyn, które prezentują dobry futbol, dwie drużyny to top trzy Europy, zawsze dochodzą do minimum tego półfinału Ligi Mistrzów, ale to jednak angielska liga jest bardziej wyrównana i rozgrywki w tym kraju powinny budzić większe emocje. Niemiecka powinna być w tym aspekcie daleko z tyłu, bo przecież na ogół Bayern miażdży rywali. Dobrze, zostawmy już to, wiadomo, że grając w tych dwóch najlepszych klubach w Hiszpanii ma się największe szanse na zdobycie tego typu wyróżnienia. A zatem co, czas się pakować i jechać do stolicy tego kraju lub też stolicy Katalonii. Teraz raczej bliżej byłoby Polakowi do tej pierwszej stolicy, tej ogólnej. Notowania Ronaldo w ekipie z Santiago Bernabéu regularnie słabną, gra coraz słabiej, strzela coraz mniej, spekuluje się, jak zresztą napisałem o tym trochę wyżej, że to jego końcówka, że osiągnął już swój szczyt i teraz będzie schodził w dół. Manchester United, Paris Saint-Germain. Ta telenowela trwa od jakiegoś czasu, znika i powraca ze zdwojoną siłą co okno transferowe. To już chyba będzie nieuniknione. A zatem to życiowa szansa dla Roberta, tym bardziej, że Florentino Pérez chce zrobić małą rewolucję i zbudować drużynę właśnie wokół naszego kapitana, podobno. Mówi się, że "Królewscy" wyłożą sto milionów euro. Agent "Lewego", Cezary Kucharski, był podobno w Madrycie. A zatem czekamy na rozwój sytuacji. Jedno jest pewne - jeżeli w Bayernie każdy chce zdobyć bramkę i pomimo tego, że wygrywają po 4:0, to nie jest powiedziane, iż Polak zdobędzie chociaż dwadzieścia pięć procent tego dorobku bramkowego drużyny, to lepiej się naprawdę wyprowadzić i spróbować czegoś nowego. Tym bardziej, jeżeli przyniosłoby to w przyszłości sukces Robertowi i polskiej piłce. Być może już za rok...



    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Lewy wyeliminowany. Przegrywa maretingową walkę w świecie skorumpowanego futbolu

      Kathi Langley 2015-12-14 01:49:18

      Kathi Langley

      avek

      Rejestracja: 2003-12-28

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Poznań

      Jak tam poznawanie produkcji firmowanych przez wielkie korporacje?

      LINK
      • Re: Lewy wyeliminowany. Przegrywa maretingową walkę w świecie skorumpowanego futbolu

        Lorn 2015-12-14 07:12:48

        Lorn

        avek

        Rejestracja: 2005-01-16

        Ostatnia wizyta: 2024-04-30

        Skąd: Sosnowiec / Kraków

        OMG, poważnie zachęcasz go do dalszego pisania?
        Albo co gorsza, myślisz że wyłapie subtelną nutkę ironii?

        LINK
        • Re: Lewy wyeliminowany. Przegrywa maretingową walkę w świecie skorumpowanego futbolu

          Kathi Langley 2015-12-14 10:01:07

          Kathi Langley

          avek

          Rejestracja: 2003-12-28

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Poznań

          nie no, zaleciłam by poszerzył swoją wiedzę o kinie rozrywkowym zanim zacznie wygłaszać kolejne uogólnienia, i zanim zacznie publikować kolejne ściany tekstu - ścianę tekstu mamy więc się upewniam, czy zastosował się do reszty

          LINK
    • Re: Lewy wyeliminowany. Przegrywa maretingową walkę w świecie skorumpowanego futbolu

      Hardrada 2015-12-14 17:03:29

      Hardrada

      avek

      Rejestracja: 2011-01-01

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd:

      Scrollowanie tak mi się niefortunnie zatrzymało, że nie mogłem się powstrzymać:
      http://i.imgur.com/Mo7Gg8d.png

      PS: nie żebym czytał - sprawdzałem tylko, czy pobiłeś swój rekord. Nie pobiłeś

      LINK
  • W wielkiej piłce nie ma sentymentów

    Mistrz Mateusz 2016-01-15 23:07:07

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Sir Alex Ferguson i Arsène Wenger - dwaj ostatni menedżerowie będący przywiązani do klubowych barw, utożsamiający się z trenowanymi przez nich drużynami. Ostatni dwaj szkoleniowcy reprezentujący stare czasy, w których bardzo liczyło się przywiązanie, sentyment, coś więcej niż korzyści materialne. Dzisiaj nikt w świecie wielkiego futbolu nie zwraca uwagi na tego typu uczucia i wartości, zaczynając od piłkarzy czy trenerów, dla których w większości przypadków ważniejsze są zera na koncie, a na włodarzach, działaczach i sternikach wielkich klubów, które w zasadzie zamieniły się w koncerny, kończąc.


    Rafael Benitez został zwolniony z Realu Madryt czwartego stycznia, pół roku po tym, kiedy to Florentino Pérez powierzył mu tę funkcję. Dla byłego już szkoleniowca "Królewskich" zespół ze stolicy Hiszpanii był pisany i pewnością było, że prędzej czy później będzie miał okazję pracować w tej drużynie, tym bardziej, jeżeli spojrzymy jak często dochodzi do przetasowań na stanowisku trenera w największych europejskich klubach. "Rafa" pochodzi z Madrytu, to jest jego dom, tu się wychował, tu kończył szkołę, tu ma rodzinę. Tutaj też zaczął swoją przygodę z piłką. Kariera byłego menedżera między innymi Liverpoolu czy Chelsea nie była zbyt owocna, nie był wielkim piłkarzem, nie osiągnął zbyt wiele. Wychowankowi Realu nie powiodło się w jego ukochanym zespole, kończąc przygodę z "Los Blancos" zaledwie na drugiej drużynie. Więc tym bardziej był zapewne bardzo zmobilizowany, by odnieść sukces. Nie powiodło mu się piłkarsko, to chociaż może jako trener byłby w stanie odnieść jakiej triumfy w najważniejszych rozgrywkach. Tym bardziej, że jest bardzo dobrym szkoleniowcem, tego nie można mu ujmować. Pokazał co potrafi w takich klubach jak właśnie Liverpool, Chelsea czy Valencia albo Napoli. Nie przez przypadek był trenerem takich ekip, które co sezon walczą o najwyższe cele. Rezultaty też są imponujące: dwa zwycięstwa w Lidze Europy, dwa finały Ligi Mistrzów (w tym jeden wygrany), dwa mistrzostwa Hiszpanii, Puchar Anglii, Superpuchar Europy i wiele innych. To musi robić wrażenie. Więc kwestią czasu było to, kiedy Real zgłosi się do sześciokrotnego menedżera miesiąca Premier League.


    Ale nie da się ukryć, że postać byłego trenera Jerzego Dudka budzi wiele kontrowersji, opinie na jego temat zawsze były podzielone, nie tylko wśród Polaków, którzy mają do niego nierzadko duży żal za to, że posadził na ławce wspomnianego Dudka, który został legendą "The Reds", przyczyniając się znacznie do triumfu w Champions League. Trzeba mieć jednak do niego szacunek, bo jest obecnie jednym z najlepszych ludzi w swoim fachu na Starym Kontynencie, to absolutnie nie ulega wątpliwości. Jednak styl gry, jaki preferował w większej części swojej kariery pozostawiał dla wielu dużo do życzenia. Na początku, kiedy przyszedł zmobilizowany, żądny tytułów do ekipy z Santiago Bernabéu głosił, iż Real będzie prezentował bardzo ofensywny, efektywny, a zarazem efektowny styl gry, jednocześnie bardzo skupiając się na poprawie działań defensywnych. Był ambitny, to też trzeba Benitezowi przyznać, lecz skończyło się w tym przypadku jedynie na planach, bo z nich nic nie wyszło. Być może także przez swoje buńczuczne zapowiedzi był obiektem drwin wśród kibiców "Królewskich". Gra defensywna w ostatnim roku pracy Carlo Ancelottiego nie wyglądała imponująco, Real tracił te gole. Więc rozumiem, że "Rafa" chciał tę grę w destrukcji udoskonalić, ale zapowiadał poprawę, a nie pogorszenie, bo ostatecznie pod tym względem nastąpił regres. Tak samo styl gry nie jest tak imponujący jak był za kadencji jego poprzednika. Największa gwiazda tego zespołu, czyli Cristiano Ronaldo, przestała strzelać tyle goli, Portulalczyk przestał tak błyszczeć. Dużo kibiców na pewno oceniając efektywność i efektowność gry patrzyła przez pryzmat formy CR7, która drastycznie spadła, pomimo zapisania na swoim koncie całkiem przyzwoitej sumy trafień.


    Od początku zatem nie było po drodze Benitezowi z Realem. Przeznaczeni dla siebie kochankowie okazali się nie do końca pasować do siebie. Od samego początku pracy Hiszpana w Madrycie spekulowano o jego możliwym zwolnieniu i ostatecznie nie może to być chyba dla nikogo niespodzianką, bo wiadomo było, że prędzej czy później Florentino Pérez nie wytrzyma ciśnienia, po raz kolejny wykaże się brakiem cierpliwości i podejmie śmiałą decyzję. Atmosfera w szatni nie była za dobra, ale do tego zdążyliśmy w przypadku "Królewskich" się przyzwyczaić, bo przecież pamiętamy, co działo się za kadencji José Mourinho. Chociaż, jak widać, chyba nie było aż tak tragicznie, skoro podobno "The Special One" dostał ofertę od włodarzy klubu z Madrytu, po tym jak stracił pracę w swej ukochanej Chelsea. Ale to ogółem nic pewnego, nie można być przekonanym, że nie jest to zwykła "kaczka dziennikarska". Wracając do wątku Beniteza i jego nieudanej próby stworzenia z Realu hegemonu większym niż jest, to warto powiedzieć coś o dosyć zabawnej sytuacji, kiedy to jego byli pracodawcy nakazali mu, aby zrzucił trochę kilogramów, bo sami dobrze wiemy, jaką tuszę ma 56-latek. Być może faktycznie trenerowi takiej drużyny nie wypada być tak grubym, ale to była bez wątpienia publiczna szpila w wykonaniu sterników klubu. Widocznie zorientowali się, iż błędem było zatrudniać byłego trenera Napoli. Trochę jednak za późno na tego typu refleksje, kiedy jest już po sprawie. Nieroztropność, brak chłodnej głowy, zbyt pochopne działania - kolejne wady i minusy właścicieli klubów piłkarskich.


    Teraz kibice ekipy z Santiago Bernabéu znajdują się w ekstazie, kiedy to znienawidzony przez nich grubas wyleciał z pracy. Śmieją się, że teraz czas na to, by został menedżerem McDonalds`a. Ale mnie jest go bardzo żal, tak po ludzku. Nie zabrakło łez na oficjalnej konferencji, na której potwierdzone zostało zakończenie współpracy. Nie ma się co dziwić, Real to dla niego coś więcej niż klub. Ja mam takie wrażenie, że on jest zupełnym przeciwieństwem Guardioli, który pomimo owocnej pracy w jednym miejscu chce szukać nowych wyzwań. Benitez z chęcią zostałby w Madrycie do końca życia, prowadząc Real tyle, co niegdyś Manchester United prowadził Ferguson czy jeszcze obecnie Wenger Arsenal. Ale tak się niestety nie da, takie czasy romantyzmu w futbolu przeminęły z wiatrem i wątpliwe, czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek powrócą.


    Ostatnim przeżytkiem tej ery przywiązania i miłości do jednej drużyny, jeżeli chodzi o trenerów, jest właśnie Arsène Wenger. Francuz pracuje w ekipie "Kanonierów" prawie dwie dekady. Po tym, jak karierę menedżera postanowił zakończyć Ferguson, pochodzący ze Strasburga szkoleniowiec został ostatnim przedstawicielem tamtych pięknych czasów. Obecnie jeden trener jest w stanie pracować w jednym miejscu maksymalnie przez siedem, osiem lat. Dobrym przykładem tego jest Juergen Klopp, który gdyby nie olbrzymi kryzys, który dopadł przed rokiem zespół z Borussii Dortmund, pewnie dalej pracowałby w tym miejscu, pomimo kuszących i intratnych propozycji z bardziej zamożnych klubów Europy. Zrobił świetną robotę z tym zespołem, podnosząc go z kolan i prostując, wyciągając z marazmu. Ale jak ostatnie dwa, trzy lata dobitnie udowodniły, każda drużyna, nawet ta, która uznawana jest za jedną z najpotężniejszych, musi przejść ten kryzys. W jego obliczu, tym bardziej tak ogromnego, jaki miał miejsce w Dortmundzie, często włodarze klubowi nie wytrzymują presji, ciśnienia i nie okazują litości nawet klubowym legendom, bohaterom, którzy zasłużyli się klubowi i na zawsze zapisali się w jego historii pozytywnie. Ale tutaj warto pochwalić i docenić zarząd klubu z Westfalii, który postawił na zaufanie, więź i nie dokonywał pochopnych decyzji, od razu wyrzucając, przy pierwszym okresie słabości. W takich chwilach warto podać rękę temu tonącemu, bo to mu pomoże, a nie ciągła presja narzucana na niego przez sam zarząd, ale przede wszystkim przez media. Generalnie, gdyby była to Anglia, czyli obecne miejsce pracy Kloppa, to na pewno byłby zmuszony szukać posady w innym miejscu, bez względu na przeszłość i zasługi. Wiadomo, "nie można żyć przeszłością", "pomniki nie grają" (popularne określenie w stosunku do upadających piłkarzy), ale dla mnie to brak szacunku, jeżeli od razu wymierza się wyrok bez dania szansy. Niby w całej Europie, nawet niekoniecznie w tych najlepszych ligach na Starym Kontynencie, jest pod tym względem podobnie, ale Niemcy są jednak wyjątkiem, chociaż w pewnym stopniu. Sam Klopp, który ostatecznie sam po sezonie zrezygnował z dalszej współpracy powiedział, że w Anglii nie ma cierpliwości i wszyscy chcieliby, żeby wyniki były od razu. Tak niestety kibicom, mediom i władzom klubów się wydaje, że jak się pstryknie palcem, to od razu wyniki mają być i koniec kropka. Były szkoleniowiec Mainz zauważył też, że wszyscy wymagają od jego podopiecznych, by ci już stanowili o sile zespołu. Kiedy nowy piłkarz przychodzi do nowego miejsca, potrzebuje czas na aklimatyzację, na zapoznanie się z nowym miejscem, oswojenie się nierzadko z inną rzeczywistością. To zauważył Juergen, który na początku swej jakże owocnej pracy także nie mógł się zbytnio pochwalić wynikami, tak samo jak zresztą inny trener-ikona, czyli Diego Simeone, który wyniósł Atletico na szczyt po kilkudziesięciu miesiącach ciężkiej pracy. Obecny menedżer Liverpoolu podał przykład Roberta Lewandowskiego, który kiedy przychodził do Borussii miał ledwie 22 lata i niemal żadnego doświadczenia. Każdy od niego wiele wymagał, zapominając jaka jest przecież kolosalna różnica pomiędzy polską a niemiecką ligą. W końcu ten napastnik odpalił, bo został otoczony dobrą opieką, ufali mu koledzy, sztab szkoleniowy, trener na niego stawiał i mu pomagał. Oczywiście, są wyjątki od reguły, ale to praktycznie zawsze. Na przykład Ciro Immobile, który był ściągany z Włoch do BvB z myślą o godnym zastąpieniu Polaka, ale wyszło inaczej. Co prawda dostał tylko rok, ale szans trochę miał, a i on sam odrzucał tę pomocną dłoń. Są piłkarze, którzy znacznie lepiej czują się w jednym miejscu, najczęściej w swej ojczyźnie i nawet jeżeli poziom dwóch lig jest do siebie zbliżony, to nie są w stanie grać tak dobrze, jak w tamtej. Wracając do meritum, to trzeba powiedzieć, że Klopp też może za chwilę skończyć pracę na Anfield, bo sternicy "The Reds" wykazali się już brakiem cierpliwości w tym sezonie. Można się kłócić, czy Brendan Rodgers to właściwa osoba na trenera takiej legendarnej drużyny, ale chyba jednak tak, skoro plany o mistrzostwie Anglii, tak wyczekiwanym przez kibiców ekipy z czerwonej części miasta Beatles`ów, pokrzyżowało pechowe poślizgnięcie się, i w efekcie stracenie równowagi, a w ostateczności gola w meczu na szczycie z Chelsea klubowej legendy, jednego z ostatnich tak oddanych piłkarzy, czyli Stevena Gerrarda, który pisze o tym między innymi w swej autobiografii, wspominając swój czas na Anfield. W tej kampanii ligowej w Anglii doszło do innego bolesnego rozstania, które miało miejsce w Swansea. Klub Łukasza Fabiańskiego pożegnał Garry`ego Monka, który robił wyniki ponad stan z ekipą z Walii. Tutaj sentymentów też nie było, tak samo jak w przypadku José Mourinho, któremu Abramowicz pokazał drzwi bez chwili zawahania. Portugalczyk, pomimo tych ciężkich dla siebie czasów mógł liczyć na wsparcie kibiców, którzy stali za nim murem. Obecnie spekuluje się coraz więcej o prawdopodobnej roszadzie w United. Louis van Gaal w zeszłym sezonie wyciągnął Manchester z dołka, w którym znajdował się za kadencji Davida Moyesa (kolejny przykład braku dania prawdziwej szansy) i wprowadził z powrotem na europejskie salony. Nie trzeba zresztą sięgać daleko, wystarczy podać przykład Lechii Gdańsk, która na przestrzeni dwóch lat miała... sześciu trenerów... Piłkarze też ciągle się zmieniali, przewinęło się ich w tym czasie ze czterdziestu. Zupełny brak stabilizacji i nienormalne działanie. Po prostu Sodoma i Gomora. A zatem jest wiele przykładów zakończenia ery romantyzmu w futbolu; w futbolu, w który, liczy się przede wszystkim pieniądz.


    Teraz trenerem Realu został Zinédine Zidane, który jest legendą klubu z Madrytu. Przed laty święcił sukcesy z tym klubem w różnych rozgrywkach, by dziś poprowadzić tę drużynę jako trener. To było tak samo pewne jak przyjście Beniteza. Może nie pochodzi z Madrytu i nie jest wychowankiem tego klubu tak jak jego poprzednik, ale ma Real w sercu, występował tu wiele lat, wygrywał trofea, a w końcu szkolił drugą drużynę. Co jakiś czas spekulowano, że to już jest ten moment, na przykład po zwolnieniu Ancelottiego. Także to była tylko kwestia czasu. Tylko pytanie, czy jest już na to gotowy? Jest niedoświadczonym menedżerem, ma dopiero 43 lata i w CV żadnego klubu oprócz tych rezerw zespołu z Santiago Bernabéu. To nie jest najlepszy wynik. Wiadomo, w piłce są trenerzy, którzy przychodzą do wielkich klubów bez doświadczenia i jest ta obawa, że może sobie nie poradzić, ale czasem jest to wielkie odkrycie i sukces ludzi sterujących klubem. Też można się kłócić, czy będzie takim trenerem, jakim był piłkarzem, ale tutaj bywa różnie. Na przykład Pep Guardiola był genialnym zawodnikiem i jest genialnym trenerem. Są osoby, które nie mają wielkich karier piłkarskich, a jako szkoleniowcy brylują, jak na przykład José Mourinho, Rafael Benitez czy Juergen Klopp. Są też tacy, którzy byli piłkarzami z najwyższej półki, a daru prowadzenia drużyny nie dostali. Są różne przypadki, więc tutaj nie ma się co zastanawiać, bo to już czyste gdybanie i zwykłe wróżenie z fusów. Wiadomo, że to nie przypadek, że objął to stanowisko, było mu ono pisane, podobnie jak Benitezowi. Ma na pewno talent do trenerki, moim zdaniem poradzi sobie, tylko czy ma odpowiednią psychikę i poradzi sobie z presją, z którą nie radził sobie zawsze podczas gdy biegał jeszcze po boisku? Dwóch ostatnich trenerów zostało zwolnionych w trakcie sześciu miesięcy i to też może na Zidanie się odbić. Presja będzie wielka. Moim zdaniem to był zbyt pochopny ruch z mianowaniem go na szkoleniowca pierwszej drużyny. Nie w takich okolicznościach, kiedy to atmosfera w zespole jest nienajlepsza; "Los Galacticos" nie wygrali nic w roku, i to dosłownie, największe gwiazdy nie błyszczą, a do tego dochodzi ta kompromitacja w Pucharze Króla. Także nie będzie to łatwy orzech do zgryzienia dla "Zizou"...


    Na razie jednak zaczął z "wysokiego C", demolując rywala 5:0, ostrząc tym samym zęby sympatykom "Królewskich". Ale żeby zobaczyć rękę trenera trzeba trochę poczekać, tak samo jak z wysnuwaniem jakichkolwiek wniosków. Na takie podsumowania i rozliczenia trzeba poczekać pół sezonu, a najlepiej rok. Benitezowi nie dano tego roku. A zatem przy pierwszej lepszej wpadce zaczną się spekulacje o zwolnieniu Francuza? Czy wytrzyma ten rok? Nie wiem, czas pokaże, przekonamy się wkrótce. Pytanie numer dwa brzmi: czy chociaż w jakiś sposób nawiąże do Fergusona i Wengera? Albo choćby tego Kloppa? Wątpliwe, bo jak widzimy, praca trenera jest bardzo niestabilna, nie można zbytnio planować dalekosiężnych planów związanych z nią, bo można się bardzo szybko ocknąć w innej rzeczywistości. Niewątpliwie bardzo dużo się w niej dzieje, szczególnie w tych ostatnich latach. Jak zatem będzie z Zidane`em? Ja w każdym razie życzę mu powodzenia i szczęścia, braku presji ze strony zarządu, kibiców i mediów. Niech dadzą mu spokojnie popracować, a myślę, że pomimo iż jest to wielka niewiadoma, to z tej mąki będzie chleb dla Realu.




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Oj Mistrzu...

      Hardrada 2016-01-16 17:47:50

      Hardrada

      avek

      Rejestracja: 2011-01-01

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd:

      Po naszej ostatniej wymianie zdań postanowiłem Ci nieco odpuścić, ale wybrałeś temat, w którym siedzę (i zjadalną długość tekstu), toteż go przeczytałem. I choć już się przyzwyczaiłem, że na Bastionie obiektywnie o Realu Madryt raczej nie będzie, to tutaj, fragmentami, to są po prostu brednie na poziomie zakompleksionych katalońskich szmatławców (+AS), które codziennie prześcigają się w tym, jak dosrać Realowi:

      - warto powiedzieć coś o dosyć zabawnej sytuacji, kiedy to jego byli pracodawcy nakazali mu, aby zrzucił trochę kilogramów

      Serio? Czyżby to samo źródło, które pisało, że Perez zabronił fotografowania jego łysiny? Poza tym coś słabo Real egzekwował ten nakaz - skoro Benitez, jak gdyby nigdy nic, wcinał sobie smaczne kanapeczki w czasie meczów... aż mu się uszy trzęsły
      https://www.youtube.com/watch?v=asbKnWc24aI


      - Nie zabrakło łez na oficjalnej konferencji, na której potwierdzone zostało zakończenie współpracy

      Hmm, z tego co mi wiadomo to... NIE BYŁO żadnej oficjalnej konferencji z udziałem Beniteza, na której "potwierdzone zostało zakończenie współpracy". Skąd masz to info? Mistrzu, nie idź tą drogą.

      Przede wszystkim jednak, nie wiem też jak skomentować te próby umieszczenia Benka na półce z TOPem. Mówimy tutaj o trenerze, który ostatnie większe sukcesy odnosił ponad dekadę temu. O trenerze, którego żegnano ostatnio wszędzie raczej bez hehe "łez". Z resztą jego przygoda z Napoli była wystarczająco długa, żeby wyrobić sobie zdanie o tym, czy mogło mu się udać w takim klubie jak Real. Wymowne jest też to, co mówią o nim sami piłkarze, którzy z nim pracowali. Nawet w Liverpoolu - np. Gerrard.

      Prawda jest taka, że zwolnienie Ancelottiego i zatrudnienie Beniteza, podchodzi pod sabotaż. I to było jasne od samego początku. Kibice tego nie chcieli, socios Realu tego nie chcieli, w końcu sami piłkarze też tego nie chcieli. To jest rozdział, który nie powinien nigdy się wydarzyć i dobrze, że skończył się tak szybko. Szkoda tylko, że razem z Benkiem nie odszedł człwiek odpowiedzialny za ten cały cyrk. Chyba jedyny, który myślał, że to się może udać. A Zidane? Ma na starcie jedną przewagę nad Benitezem - jest niewiadomą. A to już jakiś konkret!

      LINK
      • Re: Oj Mistrzu...

        Mistrz Mateusz 2016-01-16 18:01:54

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        No, bardzo się cieszę, że przeczytałeś mój tekst. Jak już gdzieś wspomniałem, staram się pracować nad skracaniem długości moich wypocin, więc tak sądziłem, że ktoś to tutaj przeczyta.

        Co do tych łez, to tutaj faktycznie przesadziłem, bo nie było, tak jak napisałeś, żadnej oficjalnej konferencji z jego udziałem, za błąd przepraszam. Ale generalnie na pewno się wzruszył, ostatnio podczas meczu Liverpoolu z Arsenałem gościł na Anfield i widać było, że jest jeszcze tym zdołowany, patrząc na jego twarz można było odnieść takie wrażenie.

        A co do tego schudnięcia, to być może faktycznie to plotki, zresztą napisałem, że być może mogły to być zwykle brednie, ale w każdej plotce jest ziarnko prawdy. I to, że nie dostosował się do poleceń zarządu też mogło się przyczynić do utraty przez niego pracy.

        W Napoli zaczął bardzo dobrze, następny sezon był słaby w wykonaniu jego podopiecznych, to fakt. Ale naprawdę nie można mu umniejszać klasy szkoleniowej. Takie jest moje zdanie na ten temat.

        Fajnie, że po raz pierwszy przeczytałeś mój tekst i dopiero wtedy się wypowiedziałeś . Mam nadzieję, że w przyszłości będzie więcej ciekawych, konstruktywnych i merytorycznych dyskusji i wymian zdań w tym temacie . Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: Oj Mistrzu...

          Hardrada 2016-01-16 19:08:27

          Hardrada

          avek

          Rejestracja: 2011-01-01

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd:

          Mistrz Mateusz napisał:
          staram się pracować nad skracaniem
          -----------------------
          Jeśli tak, to się chwali. Umiejętność krótkiego i konkretnego przekazywania myśli, jest w cenie. Sam mam z tym problem - w pracy, na początku, dostałem parę ochrzanów za "zbyt długie maile" do klienta. Nie to że były złe, niemerytoryczne, czy cokolwiek - po prostu za długie.
          Zatem warto nad tym pracować!

          Co do zdołowanego Beniteza - oczywiście, stracił szansę prowadzenia swojego klubu, co było jego marzeniem od dawien dawna. Ale większość ludzi chciałaby mieć jego jego problemy... łącznie z $$$ do wydania. Nie ma co nad nim ubolewać, krzywda mu się nie dzieje. Poza tym wiedział na co się pisze - skoro Ancelotti stracił pracę w takiej sytuacji, to wiele świadczyło o osobie, która go zatrudniła (i zwolniła). Mógł też dokonać krytycznej samooceny - na przykład czy po tym, co w defensywie prezentowało jego Napoli, on rzeczywiście może cokolwiek "poprawiać" po Ancelottim. I czy rzeczywiście to był główny problem Realu Madryt. Ja śmiem twierdzić, że 2xNIE.

          LINK
  • Kulki zostały (po)rzucone - Łysy z FIFA rewolucjonizuje światowy futbol

    Mistrz Mateusz 2016-03-10 00:58:32

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Światowa piłka nożna jest skorumpowana od wielu lat - wiemy to nie od dziś. Z misją jej ratowania rusza dobrze nam znany i przez wszystkich lubiany, zawsze uśmiechnięty i sympatyczny Szwajcar Gianni Infantino, w środowisku piłkarskim lepiej znany jako "Łysy z UEFA". Od teraz 45-latek jest "Łysym z FIFA". Były już sekretarz generalny europejskiej federacji został wybrany na prezydenta światowej organizacji z myślą o oczyszczeniu futbolu. Prócz procesu naprawiania skorumpowanych rejonów tej dyscypliny sportu czeka nas wiele istotnych zmian, które mają na celu udoskonalić tę piękną grę. Zostało postanowione - czas na rewolucję i zarazem ewolucję...


    Nowy prezydent nie śpi, ani nie fantazjuje

    Szwajcar jest zdecydowanie innowatorem, zwolennikiem udoskonalania piłki. Infantino jest w pewnym sensie przeciwieństwem swojego poprzednika Seppa Blattera, i to nie tylko dlatego, że różni ich podejście choćby do łapówek i przekrętów. Różni ich także podejście do zmian w światowym futbolu. Blatter miewał pomysły co najmniej szalone, jak choćby te o... powiększeniu bramki czy zlikwidowaniu spalonego. Infantino od początku swojej pracy na fotelu przywódcy FIFA myśli rozwojowo i stawia na zdrowy rozsądek. No i przede wszystkim nie opiera się potrzebnym, wyczekiwanym przez wszystkich zmianom.


    Czas na potrzebne zmiany

    Od wielu lat toczyła się dyskusja na temat wprowadzenia tak zwanego systemu goal line. W końcu, pomimo oporu władz najważniejszej organizacji piłkarskiej na globie, tę zmianę wprowadzono. Generalnie to nie rozumiem, czemu ktoś nie chciał pojawienia się tak przydatnej pomocy dla sędziów, którzy nierzadko nie są w stanie dostrzec, czy futbolówka przekroczyła linię bramkową czy nie, a przecież ludzkie oko się myli. Jedynym wytłumaczeniem zwlekania z tym nieszczęsnym goal line mogłyby być chyba te sprawy łapówkowe, bo ten system mógłby pokrzyżować komuś plany...

    Co prawda goal line technology stało się chlebem powszednim na europejskich salonach, lecz nie sprawia to, że wyniki meczów nie są wypaczane. Jak już wspomniałem, ludzkie oko nie jest nieomylne. Czasami sędzia nie zobaczy kluczowego zagrania ręką w polu karnym, nie odgwiżdże ewidentnego rzutu karnego, nie dojrzy spalonego. Wiele klubów czy organizacji piłkarskich wnosiło o możliwość stosowania challenge`y, tak jak w innych dyscyplinach, jak na przykład tenis czy siatkówka. Wypowiadało się na ten temat wiele osób, trenerzy, piłkarze, działacze sportowi, eksperci i tym podobni. Większość zdecydowanie popiera ten pomysł. Nie da się ukryć, zdecydowanie ułatwiłby on życie arbitrom, nikt już by ich nie mógł oskarżyć o stronniczość czy o to wspomniane już wypaczanie wyników spotkań.

    Teraz system ten dostał zielone światło. Będzie on testowany w młodzieżowych rozgrywkach, a potem zostanie powołany do życia na najwyższym poziomie. Tylko pytanie: czy aby na pewno jest on potrzebny? Większość uważa, że tak, ja za to mam mieszane uczucia. Pada wiele zarzutów, że to może sprawić, iż tempo gry spadnie. Aż tak na pewno nie spadnie, bo plan jest taki, by w jednej połowie można było dwukrotnie powiedzieć "sprawdzam". Ale mimo to nie wiemy, ile czasu będzie to zajmować, kto będzie decydować o spornych sytuacjach, jak się to będzie odbywać. Na te wszystkie pytania nie znamy jeszcze odpowiedzi. Na pewno jednak poznamy, i to już wkrótce, skoro w tak krótkim czasie Infantino zaczyna wprowadzać swoje obietnice wyborcze. Jest inteligentnym gościem, na sto procent ma jakiś sensowny pomysł, by zadowolić, w miarę możliwości, wszystkich, i optymistów tej dość radykalnej zmiany, jak i pesymistów, których 45-latek będzie chciał jak najbardziej przekonać do swoich racji.


    Co to oznacza dla Polski?

    Światowy futbol na tej zmianie może tylko zyskać. FIFA wizerunkowo nie wyglądała najlepiej podczas tych chorych rządów Blattera. Infantino przyprowadzi normalność i wszystko wróci na odpowiednie tory. Pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi: czy ta zmiana da coś nam, Polakom? Naszej piłce? Naszej lidze? Naszym rozgrywkom? Naszym klubom? Zbigniew Boniek twierdzi, że jak najbardziej. Jestem tylko ciekaw, w czym miałaby pomóc ta nominacja przyjaciela prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.

    Być może dojdzie do jakiś zmian w europejskich pucharach, dzięki którym łatwiej będzie nam dostać się do tej upragnionej Ligi Mistrzów. Jednak o zmienianiu konstrukcji rozgrywek kontynentalnych decydować powinna UEFA, z którą już wiele wspólnego Gianni nie ma.

    Wcale niewykluczone, że już za kilka lat udałoby nam się zorganizować mistrzostwa świata. Spekuluje się, że moglibyśmy zrobić ten mundial wraz z Niemcami. Jeżeli tak by się stało, to chapeau bas dla PZPNu i ogromne podziękowania dla Infantino, bo to niewątpliwie pomogłoby nam w rozwoju piłkarskim. Poprzednie władze polskiej federacji nie potrafiły wykorzystać tego przy okazji EURO 2012, ale ci ludzie na pewno nie popełnią tego samego błędu. Tak swoją drogą, to warto docenić, jak Szwajcaria i Austria wykorzystały organizację EURO 2008 i dokonały ogromnego progresu piłkarskiego. Jeszcze przed tym 2008 rokiem nie do pomyślenia było, by taka Bazylea mogła poradzić sobie z Wisłą Kraków, a dzisiaj ta sama Bazylea bije na głowę Lecha, wygrywając z mistrzem kraju cztery mecze.


    Absurdów też nie brakuje...

    Infantino jest przeciwieństwem Blattera. To fakt, jeden wprowadza ważne, potrzebne i wiele znaczące dla futbolu zmiany, podczas gdy były już prezydent FIFA fantazjował o żałośnie nierealnych zmianach, bo miał takie "widzimisię". Ale chyba nie różnią się zupełnie, bo rodak Blattera również wzbudza kontrowersje swoimi słowami. Zapowiada chociażby zmianę w przepisach, jeżeli chodzi przykładowo o czerwone kartki, a także zwiększenie liczby drużyn uczestniczących w mundialu...

    Jeżeli chodzi o sprawy sędziowskie, to już wkrótce również może się wiele w przepisach zmienić. Generalnie to co jakiś czas FIFA czy UEFA zmienia i mąci w głowach piłkarzy, sędziów, kibiców, dziennikarzy, czyli po prostu wszystkim. Nie każdy kibic się w nich do końca orientuje, a kiedy kombinuje się przy nich regularnie co sezon, to tym bardziej można mieć prawo się w tym nie orientować. Teraz chodzą słuchy, jakoby miałoby wejść w życie zalecenie, by sędziowie nie pokazywali czerwonych kartek zawodnikom, którzy faulują rywala będącego sam na sam z bramkarzem lub mającym po prostu otwartą drogę na bramkę przeciwnika. Podobno "czerwo" miałoby być przez arbitrów używane tylko w przypadku bardzo brutalnych fauli. Kompletny bezsens. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że ma być wycofane tak zwane podwójne karanie, czyli wykluczanie z gry zawodnika dopuszczającego się przewinienia w polu karnym, ale to pierwsze to naprawdę pomysł godny tego prawdziwego wizjonera futbolu Blattera.

    Latem odbędzie się pierwsze EURO z udziałem 24 drużyn. Do tej pory w tym wieku występowało jedynie 16 reprezentacji. Dlatego też ciężko było nam się dostać na turniej główny. Nie wspominając o tym, że kiedy było jeszcze mniej uczestniczących ekip, to w ogóle ta sztuka nam się nie powiodła. Były podzielone głosy, jedni twierdzili, że połowa kontynentu grająca w mistrzostwach to przesada, inni uznali tę liczbę za odpowiednią. Co prawda tego lata we Francji zobaczymy słabsze drużyny, które nie miałyby szans na zagranie na takiej imprezie, ale to właśnie dobrze, że takie zespoły jak Albania, Irlandia Północna czy Islandia dostaną takową okazję. Poza tym teraz droga jest łatwiejsza dla wielu średnich reprezentacji, jak i tych pukających do czołówki, jak choćby my.

    Natomiast mistrzostwa świata z 40 ekipami to już lekka przesada, delikatnie mówiąc. Co prawda na mundialu gra tylko 13 drużyn z Europy, ale nawet gdyby te 7 dodatkowych miejsc przeznaczono dla Starego Kontynentu, to nie podniosłoby to prestiżu i atrakcyjności rozgrywek. Teraz turniej trwa ponad miesiąc, a zatem całkiem sporo. Nie wyobrażam sobie dwumiesięcznych mistrzostw świata. Początek rywalizacji nie byłby godny mundialu, byłaby to nudna walka słabych, w wielu przypadkach, zespołów. Nie zapominajmy przecież, że piłkarze też potrzebują wolnego. Kiedy mieliby się regenerować? Spójrzmy chociażby na Neymara, który co rok w wakacje zamiast odpoczywać, regenerować się i przygotowywać do następnego sezonu, to gra na wielkich turniejach dla Brazylii. W końcu to się odbije na jego zdrowiu i formie. Zresztą wielu jest graczy, którzy z powodu przemęczenia mają zniżkę formy i wiele urazów. Po takich wielkich turniejach nie przypominają siebie, są też często bardziej kontuzjogenni.


    Konkurencja dla Europy?

    Nie da się tego ukryć, Europa to kontynent najlepszy piłkarsko. Grają tu najlepsze drużyny, to my mamy najlepsze ligi, najlepsze rozgrywki, najlepszych piłkarzy, najlepszą infrastrukturę, organizację i tak dalej. Długo by można było wymieniać. Każdy chce oglądać nasze rozgrywki, europejską Ligę Mistrzów. Wygranie Klubowych Mistrzostw Świata dla zespołu ze Starego Kontynentu jest wręcz formalnością. Możemy cieszyć się, że to my jesteśmy najlepsi, już dawno uciekliśmy konkurencji. Wiadomo, finansowo nas nie dogonią, ale miło by było, gdyby chociaż trochę zbliżyli się pod względem czysto sportowym.

    Infantino wygrał wybory w uczciwym dla odmiany losowaniu. W nim dostał wiele głosów od przedstawicieli chociażby afrykańskiej czy azjatyckiej piłki. Oni liczą na to, że 45-latek przyczyni się do rozwoju futbolu w tych rejonach naszej planety. Blatter też to zawsze zapowiadał, a ostatecznie przez 18 lat swojej prezydentury niezbyt wpłynął choćby na zwiększenie rangi i prestiżu tych nieszczęsnych Klubowych Mistrzostw Świata. W Infantino Afrykańczycy i Azjaci upatrują nadzieję. Chyba nie jest ona płonna, bo, jak widzimy, nowy prezydent FIFA dotrzymuje swoich obietnic i je realizuje. A przecież nie raz wspominał coś o poprawieniu jakości afrykańskiej czy azjatyckiej Ligi Mistrzów. Jak już wspomniałem, finansowo nas tak bardzo nie dogonią, ale nawet nie mając tak wielkich pieniędzy można rywalizować jak równy z równym. Najlepszym tego przykładem jest chyba Leicester.


    Co z tą Rosją i Katarem?

    Wszyscy dobrze wiemy, że Rosja i Katar kupiły sobie organizowanie mistrzostw świata. Pytanie brzmi, czy przyjście nowej władzy pozbawi ich szans na bycie gospodarzami dwóch następnych mundiali? Na pewno mają już podpisane jakieś wiążące umowy z FIFA, ale powinna być jakaś możliwość anulowania tych mistrzostw. Tym bardziej, jeżeli ktoś by dowiódł, że faktycznie doszło do korupcji przy wyborze gospodarzy. Odpowiednie służby działają, więc jeszcze nie wszystko stracone.

    To co najistotniejsze to to, że w 2022 roku mistrzostwa mają odbyć się... zimą, co kompletnie wywali do góry nogami kalendarz w Europie. Infantino nie jest podobno fanem takiego rozwiązania. Latem jednak nie da się rozgrywać tam meczów. Zatem może chociaż z tego względu turniej w tym kraju zostanie odwołany?


    Kulki, kulki i po kulkach...

    Niestety, trzeba się będzie do tego przyzwyczaić. Losowania faz grupowych Ligi Mistrzów, Ligi Europy, wszystkich play-offów, eliminacji, fazy pucharowej, grup eliminacyjnych do mistrzostw świata i Europy, i samych mistrzostw Europy, odbywać się będą bez Gianniego Infantino. Jeszcze do niedawna to było nie do pomyślenia, że łysy miałby nie tłumaczyć nam tych skomplikowanych zasad losowania, które w praktyce jednak wyglądają cholernie prosto. Niestety, nie będzie już tym samym "Łysym z UEFA". Porzucił kulki w imię czegoś ważnego. Czas posprzątać po jego rodaku i skorumpowanych pomagierach. Myślę, że Infantino to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Najważniejsze, że jest czysty i ma dobre pomysły, jak sprawić, by futbol był lepszy i się rozwijał na całym świecie.



    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Karol Linetty - historia kontuzjogennego talentu

    Mistrz Mateusz 2016-03-24 15:02:09

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Club Brugge, Leicester City, Manchester United, Tottenham, a nawet Real Madryt - to zespoły, które zainteresowane są polskim 21-letnim pomocnikiem Lecha Poznań Karolem Linettym. Wielki talent polskiej piłki latem czeka turniej, po którym do jednego z wcześniej wymienionych klubów się przybliży albo wręcz przeciwnie - oddali się. Jednak czy na pewno zagra na tym turnieju, skoro po raz kolejny nawiedzają go kontuzje, które uniemożliwiają mu w sporym stopniu rozwój?


    Kontuzjowany, ale powołany

    Adam Nawałka wysłał powołania na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski dla 25 zawodników. Wśród nominowanych niespodziewanie znalazł się Karol Linetty. Oczywistym było, że piłkarz "Kolejorza" nie wystąpi w meczach międzypaństwowych z Serbią i Finlandią. Kilka tygodni temu nabawił się kolejnej kontuzji, tym razem ma złamane żebra. Pytanie zatem brzmi, po co selekcjoner powołał wychowanka Sokoła Damasławek, skoro i tak wiedział, że nie będzie mógł skorzystać z usług 9-krotnego reprezentanta kraju?

    Rozpoczęła się poważna dyskusja dotycząca sensu obecności Linettego w kadrze. Powstało wiele teorii, dlaczego Karol znalazł się w tym gronie 25 piłkarzy. Jedna z nich mówi, że chodzi tutaj o, mówiąc krótko, atmosferę, która jest przecież bardzo ważna dla Adama Nawałki, bo gdyby nie ona, to pewnie nasza drużyna narodowa nie znajdowałaby się w tym miejscu, w jakim obecnie się znajduje. Na pewno coś w tym jest. Linetty jest dla byłego szkoleniowca Górnika Zabrze istotnym elementem układanki. Przypomnijmy sobie tylko, jak dobry występ zaliczył przeciwko Irlandii. Adam wierzy w 21-latka i na sto procent nie byłby w stanie go skreślić po słabszym okresie bądź po jakiś urazach, bo zna jego wartość, jego potencjał i wolę walki, a także ambicję.

    Inna teoria brzmi, że przybył na zgrupowanie, by przebadał go sztab medyczny reprezentacji. Przecież wiemy, że Nawałka zawsze chce wiedzieć wszystko, bo jest profesjonalistą. Ja natomiast uważam, że obie te teorie zawierają prawdę, ale ja mam jeszcze jedną. Na pewno w tej całej sytuacji chodzi w pewnym stopniu o reklamy, umowy sponsorskie i obowiązki wobec tych sponsorów. Skoro piłkarz Lecha ma pojechać na EURO, to wypada, aby w takich reklamach się pojawił. Swoją drogą, ta nominacja jest wyraźnym sygnałem od selekcjonera, że na niego liczy i jest dla niego w dużej mierze pewniakiem do wyjazdu do Francji. Jednak nie da się ukryć, że nie jest to codzienna sytuacja, kiedy kontuzjowany piłkarz zostaje powołany przez trenera.


    Wieczny pechowiec

    Miałbym ogromny problem ze zliczeniem wszystkich ważnych w karierze Polaka meczów, które go ominęły przez te nieszczęsne problemy zdrowotne. Na pewno nie starczyłoby palców u obu rąk. Ważne spotkania w lidze, starcia w europejskich pucharach, a także mecze z orzełkiem na piersi. Wszyscy doskonale pamiętamy sytuację sprzed ponad pół roku, kiedy Polska mierzyła się z Niemcami we Frankfurcie. Istotny mecz, pojedynek o pierwsze miejsce w tabeli grupy eliminacyjnej. To miała być pierwsza prawdziwa próba młodego gracza w kadrze. Wcześniej nie dostał prawdziwej szansy, bo grał tylko w meczach towarzyskich, a w kwalifikacjach grywał "ogony". Media uważały, że nie ma innej opcji jak występ Linettego od pierwszej minuty. Adam Nawałka miał plan, by zagrał wraz z Krychowiakiem i Mączyńskim w środku pola. Jednak na jednym z treningów przed meczem Kuba Błaszczykowski go postrzelił, ale nie bronią, a... piłką, przez co nie był w stanie wystąpić w tym jakże ważnym dla Polski spotkaniu. Nawet zwykłe uderzenie piłką w głowę uniemożliwiło mu grę. W reprezentacji była z tego powodu szydera. Gdy pytano jego kolegów z drużyny o tę sytuację, to nie można było usłyszeć innej odpowiedzi niż: "No, ja to bym mimo wszystko zagrał", okraszonej uśmieszkiem. Nie da się w teraz nie rzucić kamyczka do ogródka Linettego. Trzeba odnotować, że w trakcie eliminacji Kamil Glik grał z rozciętym łukiem brwiowym, a Krychowiak, uwaga, ze złamanymi żebrami.

    Trochę ta sytuacja przypomina mi inne zdarzenie związane z tym spotkaniem rozgrywanym we Frankfurcie, ale dotyczącym mojej osoby. Po meczu wracałem samolotem do Bydgoszczy. Miałem być w domu o dwunastej w dzień, a wyszła... dwunasta w nocy. A to wszystko przez to, że chwilę za długo rozmawialiśmy ze znajomymi w kawiarni i przegapiliśmy nasz lot... Przez taką błahostkę musieliśmy wszystko robić na około, sami sobie utrudniliśmy życie. Krótko mówiąc, tę niemiłą przygodę stworzyliśmy na własne życzenie. Tak samo z Linettym. Taka "kontuzja" to nie kontuzja, to zwykła błahostka. Powinien był w tamtym momencie zacisnąć zęby, być twardym i mimo bólu wyjść na murawę.


    Trzeba ustabilizować formę

    Nie da się ukryć, że tych tak zwanych "cyferek" Linetty nie ma piorunujących, nawet jeżeli sklasyfikowalibyśmy go jako środkowego pomocnika lub defensywnego pomocnika. Nawet kiedy jego forma była wysoka, to i tak pojawiało się wiele zarzutów pod jego adresem, że prawie w ogóle nie strzela i nie asystuje. Jednak wejście w tę rundę miał naprawdę imponujące. Nawet najwięksi krytycy i najwięcej oczekujący kibice piłkarscy musieli być pod wrażeniem występu Karola. W pierwszym tegorocznym spotkaniu w Ekstraklasie przeciwko Termalice zaliczył aż trzy asysty i był ojcem sukcesu Lecha, jakim było efektowne pokonanie rywala z Niecieczy. Nie zawsze jest tak różowo. Co prawda takie mecze zdarzają mu się nierzadko, ale Linetty jest wyjątkowo nieregularny. Wiadomo, można powiedzieć, że młodość rządzi się swoimi prawami i w takim wieku każdy ma wahania formy, nawet Paul Pogba, który przecież trafił do jedenastki roku FIFA. Jednak u młodych graczy przejawia się to w ten sposób, że jeden mecz zagrają dobry, drugi słaby, trzeci średni, potem kolejny słaby i następny znowu dobry, a Polak potrafi grać cały czas dobrze przez kilka tygodni, by potem nie mieć formy. A ona jest przecież ważna, by pojechać na EURO. Spójrzmy, Adam Nawałka nie powołał Peszki i Mili, pomimo tego, że w rundzie wiosennej zaczęli grać dużo więcej. Nawet tak zasłużeni gracze dla tej reprezentacji zostali pominięci, pomimo regularnej praktyki meczowej. Dlaczego? Bo tej formy właśnie nie było. Na mistrzostwa kontynentu pojedzie tylko 23 piłkarzy, a członkami tej reprezentacji, która tak świetnie radziła sobie w eliminacjach, było przynajmniej 28. Więc zobaczmy, z ilu graczy będzie musiał Nawałka zrezygnować.

    Jeszcze jedna rzecz wiąże się z formą i liczbami piłkarza "Kolejorza". Na początku kariery w Lechu występował za plecami środkowego napastnika, a potem został przesunięty nieco niżej i grał w roli "8", albo nawet "6". Jego gra na każdej z tych pozycji była raz lepsza, raz gorsza. Jednak mnie się wydaje, że mimo wszystko powinien na tę tak zwaną "kierownicę" powrócić na stałe. Zagrał świetnie na tej pozycji z Niecieczą. Myślę, że na niej potrafiłby te asysty i gole regularnie zaliczać.


    EURO trampoliną do gigantów

    Karol jest fanem ligi angielskiej. To podkreśla bardzo często. Jego marzeniem jest gra na Wyspach. Interesują się nim na poważnie kluby z tego kraju. Pewne jest, że latem z drużyny obecnego mistrza Polski odejdzie. Tylko pytanie brzmi, czy będzie to Tottenham, który podobno proponował około 4-5 milionów za jego usługi, czy klub słabszy, który nie walczy o tak wysokie cele. Dużo będzie zależało od jego gry na turnieju. Jeżeli awansowalibyśmy na przykład do ćwierćfinału, a Linetty grałby chociaż w części z tych meczów chociaż przyzwoicie, to na pewno oferty za niego złożą potężne kluby. Obecnie jednak trwa jego walka a czasem - przezwyciężyć kontuzje, urazy i wszelkie problemy zdrowotne i dojść do takiej dyspozycji, by naprawdę zasłużyć na powołanie do kadry na mistrzostwa Europy.



    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Kuba wróci do żywych?

    Mistrz Mateusz 2016-03-31 08:31:41

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Sierpień 2015 - właśnie wtedy po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że w wielkiej piłce nie ma sentymentów. Po tragicznym sezonie 2014/15 w wykonaniu Borussii Dortmund, barw której Jakub Błaszczykowski bronił od ośmiu lat, przyszedł czas na zmiany. Najważniejszą była rezygnacja ze stanowiska Juergena Kloppa, który przychodził do klubu z Westfalii wtedy, kiedy doświadczony reprezentant Polski. Byłego trenera Mainz zastąpił inny menedżer, który jeszcze rok wcześniej pracował w tym klubie - Thomas Tuchel. Od razu na starcie zrezygnował z kilku ludzi Kloppa, którzy wraz z nim osiągali wielkie sukcesy. Jednym z tych, którzy zostali odstrzeleni, był właśnie Kuba - legenda drużyny z Zagłębia Ruhry. Nie powinno to jednak aż tak dziwić, bo we wcześniejszym sezonie zagrał tylko kilka meczów, w których nie błysnął. Gwiazda piłkarza, o którego niedawno zabijały się wszystkie europejskie kluby, niewątpliwie spadła.


    Fiorentina była błędem

    Po ośmiu latach występowania w zespole z Signal Iduna Park czas nadszedł na rozstanie. Klubowa legenda, którą od kilkudziesięciu miesięcy bez przerwy trapiły kontuzje, zamienił Niemcy na słoneczną Italię. Wiele drużyn zabiegało o 30-latka: niemieckie, włoskie, a nawet angielskie i hiszpańskie. Błaszczykowski mógł przebierać w ofertach. Wybrał topowy zespół włoskiej Serie A.

    Miałem mieszane uczucia co do tej decyzji Kuby. Z jednej strony pomyślałem, że to dobry kierunek, że tam może się odbudować. To w końcu bardzo dobra drużyna, która co roku walczy w europejskich pucharach i marzy im się Liga Mistrzów. W tej walce o tę upragnioną Ligę Mistrzów Kuba mógłby przecież im pomóc, gdyby był zdrowy. Poza tym nie ma jakiejś wybitnej konkurencji, więc spokojnie będzie miał zagwarantowane miejsce w pierwszej jedenastce. Do tego już po kilku dniach jego pobytu w stolicy Toskanii zaczęły dochodzić nas wieści, że złapał dobry kontakt z trenerem Paulo Sousą, który pracował przecież w podobnej mentalnie do Niemiec Szwajcarii.

    Z drugiej jednak strony pomyślałem, że gdyby poszedł na przykład do Herthy Berlin czy Stuttgartu, czyli drużyn o wiele słabszych od BvB, to tam tym bardziej miałby zagwarantowane miejsce w składzie i byłby niekwestionowaną gwiazdą i liderem. Gdyby rozegrał dobry sezon w zespole pokroju wcześniej wspomnianych Herthy lub Stuttgartu, to byłaby duża szansa na jego powrót do Dortmundu, bo przecież został jedynie wypożyczony i tylko taka opcja wchodziła w grę. Czasami warto zrobić kilka kroków w tył, by potem zrobić ich jeszcze więcej do przodu. Za tą opcją przemawiał jeszcze fakt, że nie będzie musiał się aklimatyzować we Włoszech, bo zna Niemcy, tutejsze zwyczaje, tradycje, język, kulturę, mentalność, która znacznie różni się od tej na Półwyspie Apenińskim.

    Ostatecznie okazało się, że nie był to dobry krok w wykonaniu byłego kapitana reprezentacji. Co prawda wejście miał naprawdę niezłe, zdobył ważną bramkę w jednym z pierwszych meczów, która dała Fiorentinie zwycięstwo, ale potem było już tylko gorzej. Przyszły kolejne kontuzje, urazy, mikrourazy, choroby. Poza tym, zdaję mi się, że kluczowa była też tamtejsza mentalność, do której Kuba po prostu nie pasuje.

    Choć wciąż jest piłkarzem "Violi", to raczej już nic nie zmieni jego sytuacji. Kiedy zespołowi Paulo Sousy została jedynie rywalizacja w lidze, to Polak nie ma już co liczyć na granie. Jeszcze kiedy ekipa ze Stadio Artemio Franchi grała dwa razy w tygodniu, to mógł liczyć na ten jeden występ. Jednak teraz nie. Zimą przybyło mu konkurentów, inni są w lepszej formie od niego. A co najważniejsze, nie mierzą się z ciągłymi problemami zdrowotnymi. Trzeba powiedzieć sobie jasno: to był zmarnowany rok w karierze Błaszczykowskiego. Kontuzje, nieregularna gra, w większości słaba forma. Szkoda, że Włosi już od razu go skreślają. Ale przecież przyzwyczailiśmy się do tego, że w obecnych czasach mało jest cierpliwych i wyrozumiałych.


    W klubie nie gra, a w kadrze jest

    Do końca sezonu Fiorentinie pozostało już tylko osiem spotkań w Serie A. Jeżeli Kuba dostanie jakieś minuty, to pewnie niezbyt dużo. Wątpliwe, by zagrał chociaż połowę spotkań. Jego sytuacja w zespole z Toskanii jest nie do pozazdroszczenia. Latem powróci do Dortmundu (Fiorentina ogłosiła oficjalnie, że nie zamierza wykupywać wychowanka Rakowa Częstochowa), ale raczej nie ma się co tam rozsiadać. Zatem będzie zmuszony do poszukania sobie nowego miejsca pracy. Pomimo tych problemów, były gracz krakowskiej Wisły wciąż jest powoływany do reprezentacji. Na marcowe zgrupowanie Adam Nawałka zaprosił skrzydłowego, a pominął między innymi Peszkę i Milę, którzy na wiosnę zaliczyli podobną liczbę spotkań co nasz były kapitan.

    Zrozumiałe jest jednak pominięcie Cionka, Szukały i Olkowskiego, bo są zawodnikami defensywnymi. Selekcjoner na pierwszej konferencji na zakończonym już zgrupowaniu powiedział, że jeżeli jesteś defensywnym zawodnikiem, to praktyka meczowa jest niezwykle ważna i nie będzie brał pod uwagę zawodnika siedzącego na ławce. Jeśli chodzi natomiast o ofensywnych graczy, to Adam powiedział, że tutaj podchodzą do każdego przypadku indywidualnie. Więc nie da się w tym przypadku nie zauważyć, że nieco nagiął swoje własne zasady. Wcześniej cały czas powtarzał jak mantrę, że nie zamierza wysyłać powołań do niegrających. Sądzę, że nagiął tę zasadę specjalnie dla Kuby.

    Myślę, że jest to mądre podejście - defensywni piłkarze bez rytmu meczowego po prostu się nam nie przydadzą, a taki piłkarz jak Błaszczykowski zawsze może zrobić na boisku tę różnicę - wejść w drybling, wywalczyć stały fragment gry, zainicjować groźną akcję. Poza tym klub klubem, a reprezentacja reprezentacją. Przecież to są dwa różne światy. Z takiego założenia wychodzi również szkoleniowiec najlepszego zespołu narodowego świata, jakim są mistrzowie globu Niemcy - Joachim Löw. 56-latek wciąż powołuje i stawia na Mario Götze, pomimo jego problemów z grą w Bayernie Monachium. Były piłkarz Borussii Dortmund dał naszym przyjaciołom z zachodu triumf na mundialu w dogrywce finału. Choćby za zasługi należy mu się to miejsce. Nie zapominajmy jednak, że to wciąż świetny piłkarz. Pomimo podobnych problemów, jakie ma Jakub - kontuzje, brak regularnej gry, słaba dyspozycja - potrafi zdobyć bramkę przeciwko Włochom, które notorycznie leją Niemców. Poza tym, Löw sam podkreśla, że dla niego jedną z najistotniejszych rzeczy jest dobra atmosfera. Adam wychodzi przecież z podobnego założenia.


    Nawałka ma ból głowy

    Mecze z Serbią i Finlandią miały dać Nawałce ostateczne odpowiedzi i pokazać, na kogo będzie mógł liczyć w kontekście nadchodzących mistrzostw Europy. To była ostatnia okazja na pokazanie się selekcjonerowi z dobrej strony i przedłużenie swoich szans na wyjazd do Francji. Powiedzmy sobie szczerze, na tę chwilę Adam ma co najmniej 18 pewniaków. Decydujące w wielu przypadkach będą nadchodzące miesiące. Plus oczywiście zgrupowanie w Arłamowie w maju. Na pewno po tym dwumeczu nasz trener ma ból głowy przynajmniej na kilku pozycjach, a jedną z nich jest rzecz jasna bok pomocy.

    Z dobrej strony pokazał się w zasadzie każdy piłkarz, który zagrał na skrzydle. Kiedyś było takie powiedzenie - Polska skrzydłowymi stoi. Nie można było w zasadzie się z tym nie zgodzić. Kosecki, Peszko, Wszołek, Sobota, Grosicki, Rybus i oczywiście Błaszczykowski - to tylko kilku dobrych bocznych pomocników. Jednak jak się spojrzy na suche liczby tych zawodników w kadrze, to włosy po prostu stają dęba. Jedynie ten ostatni miał i nadal ma je na przyzwoitym poziomie. Teraz wydaje się, że Polska naprawdę skrzydłowymi stoi. Podczas EURO i eliminacji do mistrzostw świata 2018 to może być naprawdę nasza siła.

    Paweł Wszołek powrócił do reprezentacji z przytupem - w starciu z Finami zdobył dwa gole i zaliczył asystę. Kamil Grosicki w tym meczu również miał dublet i jedno kluczowe podanie przy bramce Wszołka. Natomiast Kuba zagrał kapitalnie przeciwko Serbii w Poznaniu. Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na boisku. W końcu to on zdobył jedynego, zwycięskiego gola. Zostawiając już tę bramkę w spokoju i nie patrząc na jego występ jedynie przez jej pryzmat, to trzeba naprawdę go docenić. Tamtego wieczoru dał z siebie wszystko. To był taki Jakub Błaszczykowski, jakiego pamiętam z występów w Borussii Dortmund. Dryblował, kiwał, biegał, męczył obrońców rywali, kapitalnie rozgrywał, dośrodkowywał, strzelał, był po prostu wszędzie. Myślę, że tym spotkaniem definitywnie przybliżył się do wyjazdu, pomimo małej liczby minut spędzanych na włoskich boiskach.

    Myślę jednak, że Adam Nawałka ma obecnie mętlik w głowie. Z jednej strony byłoby to trochę nieuczciwe, jeżeli na mistrzostwa pojechałby 77-krotny reprezentant kraju, podczas gdy w domu pozostałby na przykład Peszko - inny boczny pomocnik. Bo przecież obaj grają podobną liczbę meczów i nie brylują wtedy, kiedy są na placu gry. Tym bardziej nieuczciwe byłoby to, że to przecież Peszko więcej zrobił dla tej reprezentacji w trakcie eliminacji. Piłkarz Lechii zdobył cholernie ważną bramkę w Dublinie z Irlandią w połowie kwalifikacji. Kuba natomiast zanotował tylko jedno trafienie, w dodatku z karnego, przeciwko Gibraltarowi, z którym i tak gładko wygraliśmy 8:1. Poza tym, można mieć wątpliwości, czy piłkarz niegrający w klubie jest w stanie zrobić coś na wielkim turnieju. Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że nawet w najlepszych reprezentacjach kluczowe role odgrywają zawodnicy bez codziennej gry w swoim macierzystym zespole. W historii futbolu było wielu, którzy byli jedynie zmiennikami w klubie, a w narodowej drużynie radzili sobie dobrze. Myślę jednak, że piłkarz o takiej klasie jak "Błaszczyk" zawsze może wejść chociaż z tej ławki i zrobić tę różnicę, dać tę jakość. Dał ją z solidnym rywalem, jakim jest Serbia. Jeszcze jedną rzeczą, która przemawia za powołaniem Kuby jest ta atmosfera. Jedno jest pewne - Nawałka ma obecnie problem. Cieszmy się jednak, że bardziej problem bogactwa, jeżeli chodzi o tę pozycję, niż biedoty. Moim zdaniem Kuba pojedzie na EURO. Chyba że znowu w maju i czerwcu będą trapić go te nieszczęsne kontuzje...



    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Ogłoszenie

    Mistrz Mateusz 2016-04-28 23:39:42

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Po kilkutygodniowej przerwie wracam do regularnego pisania moich felietonów. Po prostu musiałem nieco od tego odpocząć, naładować akumulatory, by ruszyć dalej. W sumie w marcu opublikowałem trzy teksty, a w tym roku cztery. Generalnie to w tym roku napisałem ich osiem, a w zasadzie to już dziewięć. Jutro premiera tego właśnie dziewiątego. Pozostało mi popoprawiać pewne rzeczy, pociąć trochę, bo tekst publicystyczny jest jak rzeźba - trzeba po prostu zbędne elementy odciąć. Będę się starał regularnie pisać i przynajmniej jeden felieton na tydzień publikować. Tak będzie na pewno aż do połowy czerwca.

    Oczywiście zachęcam Was gorąco do czytania, komentowania i brania udziału w dyskusji. Jak wiecie, cały czas nad tymi tekstami pracuję, skracam je, są już naprawdę zjadliwe. Gdyby ktoś nawet nie miał nic ciekawego do powiedzenia w danym temacie, to niech chociaż napisze posta, że przeczytał. Zawsze fajnie nabić sobie łatwo posta . Nawet jeżeli nie chcecie nabijać sobie posta, to napiszcie chociaż wiadomość prywatną. Mnie cieszy każdy czytelnik. Miło by było z Waszej strony rownież, gdybyście pisali jakieś rady - czego mam unikać, co poprawić i tak dalej. Możecie również sugerować mi jakieś tematy. Czasami pod tym względem jest kiepsko, więc każda propozycja będzie pomocna i na pewno każdą rozważę.

    Co do felietonów gwiezdno-wojennych, to jeszcze nie wiem, kiedy zacznę takowe pisać. Oczywiście, jeżeli macie jakieś ciekawe gwiezdno-wojenne tematy, to także śmiało piszcie. Jeszcze raz powtarzam: każdy czytelnik mnie cieszy i motywuje mnie do dalszego działania. Więc miło by było, gdybyście napisali chociaż, że przeczytaliście.


    Jeszcze mam dla Was, na zachętę, jeden z akapitów mojego najnowszego felietonu. Do przeczytania w całości będzie już jutro rano. A oto ten "sneak peek":

    Ostatnie wydarzenia w naszej lidze mnie strasznie niepokoją. To, na co pozwalają sobie niektórzy kibice, przechodzi ludzkie pojęcie. Brak na to słów. Nie rozumiem, jak oni są w stanie kazać piłkarzowi zdjąć koszulkę klubową, argumentując to, iż nie jest godny jej nosić, bo słabo zagrał, a nawet mu ją zdzierać. Do tego wyzywać, obrażać, poniżać. Brak jakiejkolwiek kultury. I te akcje na linii Probierz-kibice, gdzie omal nie doszło do rękoczynów. Im się wydaje, że wszystko im wolno. Wymagają niewiadomo czego. Niech jeszcze zaczną żądać zwrotu pieniędzy za bilety, kiedy zespół nie wygra. Jeszcze chyba tylko tego brakuje.


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Ogłoszenie

      Qel Asim 2016-04-28 23:52:09

      Qel Asim

      avek

      Rejestracja: 2010-09-21

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Pszczyna

      Mistrz Mateusz napisał:
      Więc miło by było, gdybyście napisali chociaż, że przeczytaliście.


      -----------------------
      Przeczytane
      Niemniej więcej czytał nie będę, dopóki nie zaczniesz pisać o czymś innym niż piłka nożna

      LINK
      • Re: Ogłoszenie

        Mistrz Mateusz 2016-04-28 23:54:54

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Miałem na myśli sam felieton, a nie ten post . Co do tego, że nie czytasz nic piłkarskiego, to wiem, bo nie lubisz piłki i jak najbardziej to rozumiem. Ale mam nadzieję, że zaproponujesz mi jakiś temat SW-owy. Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: Ogłoszenie

          Qel Asim 2016-04-29 00:10:31

          Qel Asim

          avek

          Rejestracja: 2010-09-21

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Pszczyna

          Ja mam proponować? Nieee... to Twoja robota, wymyśl sobie sam panie felietonisto!

          Chociaż zawsze możesz pisać o Bastionie jako takim... byle pozytywnie!

          LINK
          • Re: Ogłoszenie

            Mistrz Mateusz 2016-04-29 00:35:42

            Mistrz Mateusz

            avek

            Rejestracja: 2011-04-04

            Ostatnia wizyta: 2024-10-09

            Skąd: Piła

            To już ostatnio pisałem, w moim temacie "Pół dekady z Mistrzem Mateuszem", ale mało osób widziało, czytało czy komentowało niestety . A z pomysłami na felietony o SW jest u mnie na bakier . Niech Moc będzie z Wami.

            LINK
  • Ej, to moje miejsce!

    Mistrz Mateusz 2016-04-29 07:12:02

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Pomysł na ten felieton zaczerpnąłem dzięki pewnej sytuacji, która miała miejsce nie tak dawno temu na wydarzeniu sportowym, a konkretnie meczu piłkarskim. Sytuacja generalnie niezbyt miła, przyjemna, ogółem to niepotrzebna i wręcz żałosna, ale zmuszająca do pewnej refleksji i głębszego zastanowienia się, kim jest kibic, najogólniej mówiąc. Jakie ma upodobania i kulturę osobistą. Jak zachowuje się w trakcie tych meczów. I niestety, po skrzętnym przeanalizowaniu wszystkich przypadków, możliwości i zachowań tychże ludzi, stwierdzam, iż nierzadko nie jest najlepiej pod względem kultury i poziomu chociażby...


    Dzieli czy łączy?

    Jest 23 marca bieżącego roku, reprezentacja Polski rozgrywa mecz towarzyski w Poznaniu. Właśnie wtedy do głowy wpadł mi pomysł, by napisać ten tekst. Niestety, do stolicy Wielkopolski dotarłem trochę później i na stadionie byłem jakieś dziesięć minut po rozpoczęciu spotkania. Chciałem zająć swoje miejsce, ale niestety, niespodzianka, pewien pan to miejsce zajął. Grzeczne prośby na nic się nie zdały, trafił się wyjątkowo niemiły typ spod ciemnej gwiazdy. Typowy obraz słabo wykształconego, nieobdarzonego zbytnio inteligencją ani umiejętnością posługiwania się poprawną polszczyzną (cóż, jedynie łaciną), opryskliwego, chamskiego i nieprzyjemnego kibica. Co można zrobić w takiej sytuacji? Najlepiej odpuścić i poszukać innych miejsc. To wydaje się najlogiczniejszym rozwiązaniem. Tyle że trzeba pamiętać, iż to też są czyjeś miejsca. A ktoś inny może okazać się upartym osłem i również upierać się, że to jego miejsce i koniec. Zatem rozpętała się prawdziwa wojna. Walka o miejsca. Bo przecież to jest najważniejsza rzecz tego wieczoru. Polski Związek Piłki Nożnej wymyślił bardzo fajne hasło: "Łączy Nas Piłka". W tym przypadku raczej "Dzieli Nas Piłka". A przecież nie o to w tym pięknym sporcie chodzi, jeżeli kibicuje się tej samej drużynie...


    Kibicowski absurd goni kibicowski absurd

    Ostatecznie stwierdzam, że kibic jest generalnie bardzo wybredną osobą, oczekującą wiele, nierzadko niewiele dającą od siebie. Kiedy nie dostanie swoich zabawek, to obraża się na cały świat. Wobec tego świata zachowuje się w sposób zły, okropny, chamski. Ma ogółem małą wiedzę, małe pojęcie o tymże sporcie, którym niby tak bardzo się interesuje. Postać tego "typa spod ciemnej gwiazdy", jak to pieszczotliwie określiłem gościa, który zajął moje miejsce, uosabiała wiele cech tego typowego, przeciętnego kibica. Przede wszystkim brak umiejętności posługiwania się językiem polskim i liczne wulgaryzmy. A także buta, chamstwo, opryskliwość, roszczeniowa postawa.

    Najbardziej, co mnie w tej grupie społecznej denerwuje, to nie tyle brak inteligencji, bo z tym niekażdy się rodzi, czy też posługiwanie się bardzo złym językiem lub nawet zła postawa wobec innych kibiców. Nie, to wymieniłbym w dalszej kolejności. Przede wszystkim wnerwia mnie brak kultury wobec piłkarzy. Już nie mówię o tak skrajnym zjawisku jak rasizm, który niestety nadal jest obecny na cywilizowanych, europejskich stadionach, bo to powinno się bezwzględnie tępić i dla takich ludzi w społeczeństwie nie powinno być miejsca, ale chociażby gwizdanie, nieprzychylne okrzyki pod adresem zawodników. Potrafiłbym jeszcze jakoś zrozumieć brak szacunku do innego kibica, chociaż to i tak chore, skoro wszyscy przychodzą na stadion w tym samym celu - dobrze się bawić, obejrzeć świetne widowisko, wspierać swoich ulubieńców. Hasło brzmi: "Łączy Nas Piłka", nie "Dzieli Nas Piłka". Jednak nie potrafię zrozumieć braku tego szacunku do piłkarzy klubu, któremu się kibicuje. Praktycznie takie słowo jak "szacunek" w słowniku takich ludzi nie figuruje. W zasadzie to się jednak pojawia, ale tylko wtedy, kiedy ich drużyna jest "na fali", wygrywa mecz za meczem. Kiedy przyjdzie dołek, nawet drobny, od razu trzeba wykorzystać szansę i pogwizdać sobie, pokrytykować, rzucić parę epitetów w kierunku piłkarzy, wyjść przed końcem meczu.

    To wychodzenie przed końcem meczu jest tragiczne. Rozumiem jeszcze coś takiego, jeżeli ktoś spieszy się na tramwaj, pociąg czy jakikolwiek inny środek lokomocji, lub po prostu musi gdzieś szybko dotrzeć w ważnej sprawie. Natomiast nie kupuję nawet wychodzenia w celu uniknięcia korków, jeśli przyjechało się na stadion samochodem. A tym bardziej nie rozumiem takiej postawy, kiedy to pseudokibic (bo na pewno nie kibic) opuszcza stadion, będąc rozzłoszczonym na cały wszechświat, kiedy to jego drużyna wygrywa mecz za meczem, zgarnia kolejne punkty, jest w wybornej formie i przychodzi słabsze spotkanie, w którym nic nie mogą zrobić, bo po prostu mają gorszy dzień, co się zdarza i jest normalne. Gdy dana drużyna, której się kibicuje, jest w świetnej formie, to powinno się tym bardziej stać za nią murem, i tym bardziej te wpadki wybaczać, a nie odwracać się w takich momentach plecami. Kibicem się jest, a nie bywa. W pełni popieram Zbigniewa Bońka, który nie może pojąć, jak można nazywać się fanem danego zespołu, kiedy na ich spotkania przychodzi się tylko wtedy, gdy przeciwnik jest atrakcyjny lub stawka jest wysoka. Albo tylko wtedy, kiedy zwycięża. Ogółem to jestem w stanie zrozumieć na przykład akcję kibiców Newcastle United, którzy na znak protestu kilka sezonów temu zawsze wychodzili w 69. minucie spotkania, bo właśnie w 1969 roku "Sroki" osiągnęły swój największy sukces w historii. Fani zespołu z St James` Park mieli do tego w mojej opinii absolutnie prawo, jako że chcieli się sprzeciwić złemu zarządzaniu klubem przez włodarzy, co doprowadziło do upadku tej, niegdyś wielkiej, potęgi. Inny powód wychodzenia ze stadionu, odwracania się plecami do piłkarzy, nie dopingowanie ich, a wręcz obrażanie ich i gwizdanie na nich, po prostu do mnie nie trafia.


    Restauracja czy stadion?

    Kiedy siedzi się na stadionie, nie sposób nie zwrócić uwagi na duży ruch, na ogół w przerwie meczów. Czy wszyscy muszą w tym czasie skorzystać z toalety? Nie, najważniejsze, żeby się najeść. Najlepiej potem wrócić w 60. minucie i przegapić kilka goli, absolutnie się tym nie przejmując. Kiedy Robert Lewandowski przeszedł do historii, strzelając pięć goli w dziewięć minut w tym pamiętnym spotkaniu z Wolfsburgiem, jeden kibic po meczu, jakże uradowany, z dumą przyznał, że nie widział ani jednej bramki na żywo, bo stał w kolejce za jedzeniem, absolutnie nie przejmując się tym faktem, bo przecież potem obejrzał powtórki. Hasło "chleba i igrzysk" w tym przypadku powinno się zamienić na "chleba i... chleba, igrzyska są niepotrzebne"...

    Ogółem to bardzo zastanawia mnie obecność takich ludzi na stadionach. Co oni na nich robią, skoro samo wydarzenie jest dla nich sprawą drugorzędną? Po co oni tam są? Wiadomo, niektórzy zostaną zaciągnięci na stadion przez rodzinę, znajomych, którzy tym się zdecydowanie bardziej interesują niż oni, ale jak ktoś może chodzić praktycznie na każdy mecz, powiedzmy Bayernu, jeżeli niewiele go obchodzi, jaki będzie wynik, i czy widział pięć fantastycznych goli czy nie? Wielu prawdziwych kibiców chciałoby dostać się na mecz takiego Bayernu Monachium, ale niestety nie należy to do rzeczy łatwych, bo zainteresowanie jest ogromne, a miejsca zajmują tacy właśnie delikwenci, dla których liczy się jedzenie, bo to przecież podstawa...


    Kultura kibicowania - ktoś wie co to jest?

    Ostatnie wydarzenia w naszej lidze mnie strasznie niepokoją. To, na co pozwalają sobie niektórzy kibice, przechodzi ludzkie pojęcie. Brak na to słów. Nie rozumiem, jak oni są w stanie kazać piłkarzowi zdjąć koszulkę klubową, argumentując to, iż nie jest godny jej nosić, bo słabo zagrał, a nawet mu ją zdzierać. Do tego wyzywać, obrażać, poniżać. Brak jakiejkolwiek kultury. I te akcje na linii Probierz-kibice, gdzie omal nie doszło do rękoczynów. Im się wydaje, że wszystko im wolno. Wymagają niewiadomo czego. Niech jeszcze zaczną żądać zwrotu pieniędzy za bilety, kiedy zespół nie wygra. Jeszcze chyba tylko tego brakuje.

    Są jednak grupy kibicowskie, które zachować się potrafią i kulturę mają. Spójrzmy choćby na Anglię - tam każde celne zagranie nagradzane jest brawami. Gwizdy są w skrajnych przypadkach, takich jak to nieszczęsne Newcastle czy Aston Villa. Kibic jest z drużyną na dobre i na złe. Najlepszymi tego przykładami są chyba Chelsea i Liverpool. "The Blues" jeszcze w tamtym sezonie zdobywali mistrzostwo Anglii, a w tym byli blisko strefy spadkowej. Mimo to kibice szanowali piłkarzy i trenera, wspierali ich, stronili od ubliżania i poniżania. Liverpool to jeszcze lepszy przykład. Przecież ta drużyna w zeszłym roku do Ligi Mistrzów awansowała dopiero po dekadzie prób. Mimo to ich fani byli z nimi, zawsze ich żywiołowo dopingowali, śpiewali, przygotowywali piękne oprawy. W sezonie 2013/14 byli blisko mistrzostwa, ale niefortunne poślizgnięcie Stevena Gerrarda sprawiło, że "The Reds" stracili szanse na pierwsze miejsce w lidze. Nie szydzono z kapitana, nie gwizdano na niego, wręcz klaskano, dodawano mu otuchy, próbowano go pocieszyć. Teraz, za Kloppa, zespół z czerwonej części Merseyside rozgrywa mnóstwo dreszczowców, takich jak mecze z Arsenalem czy Norwich w lidze, czy starcie z Borussią Dortmund w Lidze Europy. W każdym z tych spotkań podopieczni niemieckiego szkoleniowca mieli lepsze i gorsze momenty. Nie minęło nawet dziesięć minut, a już przegrywali z BvB 0:2 i wydawało się, że jest już musztarda po obiedzie. Jednak dzięki kapitalnemu zachowaniu kibiców i ich dopingowi, udało im się odrobić straty i wygrać ostatecznie 4:3, choć do 65. minuty przegrywali 1:3, a tylko wygrana dawała im awans. Jak widać, są miejsca na Starym Kontynencie, w których się wierzy w swoich piłkarzy. W większości przypadków już rozpoczęliby tę kocią melodię. Albo najlepiej, wyszliby ze stadionu...


    Oliwa sprawiedliwa

    Czasami życie kibica jest trudne. Nieraz bywa tak, że ci kibice mają pełne prawo być zawiedzionym. I nie chodzi mi tu o tak skrajne przypadki jak Aston Villa czy Newcastle, lub Hamburg i Hannover w Niemczech, bo tutaj mają wręcz obowiązek być wściekłym. Tak było chociażby w przypadku Leicester City. Klub ten awansował do Premier League. Jednak potem musiał drżeć o utrzymanie. Niewiadomo jakim cudem tak naprawdę uniknęli degradacji, bo było to już niemal pewne. Jednak, pomimo słabej formy, zawsze ci kibice meldowali się na stadionie, zawsze dopingowali swoją ekipę, zawsze z nią byli. W Anglii generalnie zawsze frekwencja wynosi przynajmniej 98%. Nie inaczej było w tym przypadku. Po tych ciężkich czasach nadeszły o wiele lepsze, i za chwilę to Leicester zagwarantuje sobie pierwsze w historii mistrzostwo Anglii. Można rzec: "oliwa sprawiedliwa". Cierpieli, by teraz się radować. Ostatnio, kiedy "Lisy" rozgrywały domowe spotkanie, zdobyli gola na wagę trzech punktów w doliczonym czasie gry. Radość sympatyków Leicester była tak ogromna, że wywołali mikrowstrząsy na stadionie, które zarejestrowały sejsmografy. Nie dość, że romantyczna historia, które w futbolu osobiście kocham, to na dodatek jeden z nielicznych przykładów, że warto być zawsze z drużyną na dobre i na złe.


    Nastąpi progres?

    Historia zatoczyła w pewien sposób koło. Trochę ponad miesiąc temu pewna sytuacja na stadionie w Poznaniu spowodowała, że ten tekst powstał. Po tym miesiącu ponownie pojawiam się na stadionie w stolicy Wielkopolski i mam kolejny dowód na to, jaki poziom reprezentuje przeciętny kibic piłki nożnej. Wtedy poszło o krzesełka, teraz można było usłyszeć nieprzychylne przyśpiewki na temat innego zespołu, wręcz wulgarne i chamskie. Za które powinno się ogółem karać. Ważne, by ten progres na europejskich obiektach następował i mniej było chamstwa, braku kultury, a więcej zrozumienia, sympatii i przede wszystkim radości z futbolu, który ma cieszyć i łączyć, a nie dzielić. Jakiś progres musi nastąpić. Zacznijmy chociaż od tych głupich miejsc...




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Czerczesow z Żelkiem, czyli o trudnym żywocie dziennikarskim

    Mistrz Mateusz 2016-05-05 07:42:07

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Tę sytuację można porównać do żucia starego, gumowatego żelka. Tak opisać można traktowanie dziennikarzy w Polsce. Nie widać końca tego braku szacunku wobec polskich przedstawicieli mediów. Tezę tę potwierdził ostatnio wywiad Stanisława Czerczesowa, trenera Legii Warszawa, z dziennikarzem nc+, Żelkiem Żyżyńskim. Mój kolega po fachu, zadając, wydawałoby się, normalne, a wręcz ciekawe pytanie, spotkał się z tym niemiłym zjawiskiem.

    Ostatnio ta rozmowa rosyjskiego szkoleniowca z polskim reporterem była pretekstem felietonu mojego znajomego, zastępcy redaktora naczelnego Przeglądu Sportowego Przemysława Rudzkiego. Przemek pisał tam, jak zwykle zresztą, bardzo interesująco. Ten tekst zmusił mnie do głębszego zastanowienia się, jak to naprawdę wygląda z tym postrzeganiem dziennikarzy w naszym kraju, i to nie tylko przez część naszych rozmówców…


    Nie jest łatwo

    Na pewno ta praca nie należy do najłatwiejszych. By być dziennikarzem, trzeba obecnie posiadać ogromną wiedzę w swojej specjalizacji. Jeżeli mówimy o dziennikarzu sportowym, to musi on mieć przynajmniej jedną dyscyplinę w małym paluszku, a w pozostałych być rozeznanym tak, by nie dać się zaskoczyć żadnym pytaniem. Poza tym trzeba być otwartym, odważnym, kontaktowym. Przedstawiciel mediów, bez różnicy, czy pracuje w telewizji, w gazecie czy gdziekolwiek indziej, musi posługiwać się poprawną polszczyzną i znać perfekcyjnie przynajmniej jeden język obcy. No i trzeba radzić sobie z presją i stresem, które towarzyszą ci niemal non stop.

    Niektórzy ludzie twierdzą, że jest to bardzo łatwa praca. Przecież występuje się w telewizji, twoje nazwisko jest dosyć znane, a do tego zarabiasz fortunę. Owszem, część dziennikarzy ma z tego niezłe pieniądze, ale nie każdy. Ci, którzy nie pracują za biurkiem, a latają ciągle z mikrofonem, niewątpliwie mają najgorzej. Czasami na zrealizowanie jednego materiału poświęcają cały dzień. Po to, by ich trud pracy zamienił się na przykład w dwie minuty materiału w programie informacyjnym. Mógłbym dalej wymieniać powody, dlaczego to dziennikarskie życie nie jest łatwe, ale myślę, że tyle wystarczy, by uświadomić sobie, jaka ta praca jest niekiedy trudna.


    Kibice nie pomagają

    Wspomniałem o tym, że ludzie twierdzą, iż praca ta jest taka łatwa i przyjemna. Ludzi krytykujących zawsze jest sporo. Widz, słuchacz czy czytelnik wytknie danemu dziennikarzowi każdy, nawet najmniejszy błąd. Wystarczy, że się na chwilę zatniesz, przejęzyczysz, przekręcisz jakieś nazwisko czy pewną statystykę. Nawet jeżeli darzy cię sympatią, lubi twoje teksty, twój sposób komentowania meczów, to nie ma zmiłuj.

    Kiedyś Przemek Rudzki powiedział w jakimś wywiadzie, że kibic wybaczy dziennikarzowi każdy błąd, jeśli widzi, iż ten dziennikarz robi to z pasji. Jeżeli jest wyrachowany i pracuje na przykład jako komentator meczów siatkówki, licząc jedynie na zarobek, a zainteresowania tematem z jego strony nie ma żadnego, to taki gość już w oczach tego fana sportu nie istnieje. Niewątpliwie jest w tym sporo racji, ale nie mogę się z tym do końca zgodzić. Czasem ten fan sportu nie wybaczy też temu pasjonatowi. Oczywiście, ludzie są różni. Niektórzy sprawę oleją, bo zdają sobie sprawę, jak trudna robota to jest, inni się z tego trochę pośmieją i potem o tym zapomną, a kolejni uczepią się do tego faceta jak rzep psiego ogona i spokoju mu nie dadzą, krytykując go na każdym kroku, nie patrząc na to, czy robi błędy czy nie. Cóż, taka to już natura ludzka…


    Ja też to przeżyłem

    Ostatnio sam przeżyłem to na własnej skórze. Spadła na mnie ogromna fala krytyki za tytuł artykułu. Owszem, po przemyśleniu tematu nie sposób nie zauważyć, że popełniłem błąd. Bardzo tego teraz żałuję, lecz czasu nie cofnę. Wiem, że muszę wyciągnąć z tego wioski i starać się takich wpadek nie powielać. Ale co z tego, jeżeli i tak pewne osoby już mnie skreśliły? Teraz to będzie dla nich bez znaczenia, po prostu się nie znam i się nie nadaję.

    Zatem kolejną ważną cechą, jaką powinien posiadać dziennikarz, jest odporność na krytykę i bardzo duży dystans. Osoba publiczna jest cały czas krytykowana. Jak widać, nie inaczej jest z przedstawicielami mediów. Więc bardzo istotne jest to, by się tą krytyką nie przejmować i robić dalej to, co się robi. Szkoda jednak, iż niektóre osoby tak skutecznie umilają życie…


    Chyba jednak preteksty są

    Oczywiście, część dziennikarzy daje pretekst, by nie patrzeć na nas łaskawie. Jeżeli ktoś przykładowo cały czas pisze głupoty, jego tekstów nie da się czytać, jest stronniczy, widać w nim niczym nieuzasadnioną i nieuargumentowaną niechęć w stosunku do jakiegoś zawodnika, osoby związanej ze sportem, organizacji sportowej czy drużyny, albo po prostu jest zwykłym pismakiem i pisze same plotki wyssane z palca, wprowadzając tym samym ludzi w błąd, to absolutnie uprzedzenie rozumiem. Jednak nie można generalizować i wrzucać wszystkich do jednego worka. Tak samo jak są normalni kibice, którzy zachowują się kulturalnie, to są też pseudokibice. Są ludzie zawistni, którzy być może zazdroszczą sławy i rozpoznawalności niektórym dziennikarzom, ale są też tacy, którzy nic do tych dziennikarzy nie mają, a wręcz przeciwnie - cieszą się, że ktoś spełnił swoje marzenia, robi to, co naprawdę lubi. Są tak samo rozmówcy typu Czerczesow, którzy nie mają szacunku do przedstawicieli mediów, po prostu mając ich za nic i nimi ciągle pomiatając, i rozmówcy kulturalni, sympatyczni, lubiący kontakt z mediami, uważający ich za przyjaciół i partnerów. Bo tak właśnie my, dziennikarze sportowi, powinniśmy być traktowani. Jako partnerzy, przyjaciele, a nie jako wrogowie, zło konieczne.

    W tym tekście skupiłem się na relacji dziennikarzy z resztą społeczeństwa w naszym kraju. Jednak warto zauważyć, iż to nie tylko u nas występuje ten problem. Spójrzmy tylko na Anglię. Tam to już w ogóle dziennikarz jest wrogiem numer jeden. Mają tak ograniczony dostęp do piłkarzy, że to się w głowie nie mieści. Co chwila jakiś trener ich obraża. Na przykład José Mourinho mówi do kogoś, że jest głupi, a Louis van Gaal obraża swojego rozmówcę od grubasów, a innemu wróży, że zostanie zwolniony z pracy. Trzeba jednak powiedzieć, że w żadnym innym kraju w Europie nie ma takich wróżbitów, jak właśnie na Wyspach. Jednak, jako że tam szczególnie środowisko sportowe jest do nich wrogo nastawione i ogranicza ich kontakt z zawodnikami do minimum, to z czegoś wyżyć jednak muszą, więc zaczynają sami sobie pewne historie wymyślać. Takie perpetuum mobile...


    Co zrobić, żeby było lepiej?

    Zatem powstaje pytanie: co zrobić, aby było lepiej? Szczerze mówiąc, nie wiem. Myślę, że na to pytanie nie można znaleźć odpowiedzi. Ani żadnego sposobu na polepszenie traktowania dziennikarzy. Generalizowanie jest wszechobecne. W każdej grupie musi się trafić jakaś błędna owca. I przez tych słabych dziennikarzy wszyscy przedstawiciele mediów są postrzegani źle. Mentalności ludzkiej się chyba niestety nie zmieni. Chociaż chciałbym kiedyś doczekać czasów, w których nikt nie będzie tym dziennikarzom dogadywał, ich obrażał, nie miał do nich szacunku. Cóż, to chyba marzenia ściętej głowy...

    Dla tych, którzy narzekają na poziom dziennikarstwa w Polsce, mam jedną radę: idźcie do jakiejś redakcji, z łatwością dostańcie tam pracę i piszcie same genialne felietony, no i oczywiście świetnie komentujcie mecze, nie popełniając przy tym żadnych błędów rzecz jasna. Akurat poziom dziennikarstwa w naszym kraju jest bardzo wysoki, i do tego o wiele przewyższa poziom naszej ligi. Wystarczy spojrzeć, jak tę ligę polepszyło wizerunkowo nc+. A taki Czerczesow nadal będzie obrażał Żelka...




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Młodzież kontratakuje

    Mistrz Mateusz 2016-05-07 14:23:06

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Wielu moich czytelników wie, że jestem młodym człowiekiem. Wiele osób, nawet po krótkiej rozmowie, jest zaskoczonych, że nie mam co najmniej 18 lat. Bynajmniej nie chodzi tutaj jedynie o, z tego co zdążyłem zaobserwować, wygląd. Ba, ostatnio miałem przyjemność rozmawiać z pewną kobietą, która w pewnym momencie powiedziała: "co ty chłopcze studiowałeś?". Powiedziałem, iż będę szedł dopiero do liceum. Jak stwierdziła, wszystko zrobiło swoje. I wygląd, i, jak to ujęła, sposób prowadzenia rozmowy, a także to, iż w tak młodym wieku zacząłem pracować. Nie ja jeden zresztą. Ostatnio w Ekstraklasie zadebiutował mój rówieśnik, co zmusiło mnie do pewnych refleksji...


    Trudne początki

    Pierwszą moją myśl można zatytułować: "co ja robię ze swoim życiem?". Każdy dziennikarz sportowy marzył kiedyś, by piłkarzem zostać. Z powodu braku talentu nie biega na boisku, a często z mikrofonem w ręku. Ja nie byłem inny. Również chciałem być zawodowym piłkarzem. Do dzisiaj mam do siebie wyrzuty sumienia, być może niepotrzebne, bo w zasadzie za późno zacząłem trenować, grać i w ogóle o tym myśleć. Poza tym byłem i jestem wybitnym przykładem braku talentu. Jednakże tych wyrzutów trudno nie mieć, kiedy ma się szesnaście lat i dowiaduje się, że twój rówieśnik właśnie debiutuje w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Podczas gdy ja, może nie zawodowy sportowiec, ale dziennikarz sportowy, co też do czegoś zobowiązuje, nie mogę przebiec nawet dwóch pełnych kółek wokół osiedla...

    Początki kariery bywają jednak trudne. Przemysław Bargiel, obecnie najmłodszy zawodnik w historii polskich rozgrywek, paradoksalnie, pomimo takiego wejścia smoka, wcale piłkarzem być w następnych latach nie musi. A przynajmniej piłkarzem na takim poziomie...

    Sam mam kilku starszych ode mnie kolegów, którzy swoją przyszłość zawodową wiązali właśnie z futbolem. Zapowiadali się naprawdę nieźle, mając te 16 lat. Wydawało się, że kariera stoi przed nimi otworem. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Jednak nie byli tak dobrzy jak wszyscy sądzili. Brylowali na rynku lokalnym, czy nawet regionalnym i mało kto ich tutaj nie znał, ale rynku krajowego czy globalnego już nie opanowali i próby zakończyły się fiaskiem. Poza tym, kluczowe pewnie było ich wysokie mniemanie o własnych umiejętnościach...


    Sodówa

    Bargiel to jeden z najmłodszych debiutantów w polskiej lidze, pierwszy piłkarz urodzony w 2000 roku. Ludzie mówią, że jest wielkim talentem i że zrobi wielką karierę. Umiejętności na pewno ma spore, skoro pierwszy raz występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej w wieku zaledwie szesnastu lat. Jednak dużo już takich było, co w młodym wieku debiutowali, mówiono o nich w samych superlatywach, zastanawiano się, do jakiego klubu z europejskiego topu pójdą, a potem ani widu, ani słychu. Najczęstszym powodem tych piłkarskich upadków jest sodówka, która często dopada młode talenty, którym wydaje się, że są już gwiazdami.

    Nie wiem, jaką osobą jest Bargiel. Być może jest skromny, poukładany, zna swoje miejsce w szeregu, ale to bez znaczenia. Sodówa może dopaść każdego. Szczególnie, jeżeli w wieku zaledwie 16 lat ma się podpisany kontrakt z klubem Ekstraklasy, zarabia się pieniądze, i to niezłe, no i jest się znanym i kojarzonym. Już pewnie ludzie go rozpoznają na ulicy, w sklepie, restauracji i proszą o zdjęcie lub autograf. Nawet najskromniejszej osobie na świecie może w takich okolicznościach odbić. W takich momentach ważne jest wsparcie starszych: rodziny, klubu, kibiców, kolegów z szatni, znajomych. Czasami trzeba po prostu takich młodych ludzi, choćby na wszelki wypadek, trzymać mocno, żeby za daleko nie odfrunęli.


    Psychicznie trzeba to znieść

    Kiedy wchodzisz do zespołu w tak młodym wieku, niewątpliwie musisz być bardzo odporny i silny psychicznie. W ogóle wejście do szatni, w której niejeden spokojnie mógłby być twoim ojcem, na pewno nie jest łatwe. Trzeba się zaaklimatyzować, poznać szatnię i nowych kolegów, nauczyć się w tym nowym miejscu przebywać. To do łatwych nie należy. Poza tym trzeba być bardzo kontaktowym, odważnym, niczego nie można się bać. Trudno być najmłodszym piłkarzem w szatni. Jeszcze trudniej jest w ogóle do niej w tak młodym wieku wejść.

    Na pewno chłopak nie spał kilka nocy przed debiutem. Chodził poddenerwowany, podekscytowany, nie mógł znaleźć sobie miejsca, uspokoić czy zrelaksować się. Kiedy wychodzi się wtedy na boisko, to często ma się giętkie nogi, jest się nieskupionym, zdezorientowanym. I mega zestresowanym. Presja niewątpliwie jest w takich sytuacjach ogromna. To zupełnie co innego grać w juniorskich drużynach a w jednej z najlepszych ekip w kraju. Co chyba jednak najważniejsze, to to, iż teraz wymagania wobec Przemka wzrosną. Kiedy debiutuje mając 16 lat, i do tego mnóstwo osób wypowiada się tak o nim, wielu kibiców będzie oczekiwało, że w każdym następnym meczu będzie grał na miarę największych gwiazd ligi. To normalne, bo w końcu kibice są bardzo wymagający. Ale na pewno będzie również spadała na niego krytyka, kiedy zagra słabo, a tak raczej będzie, bo trudno o same dobre występy w tym wieku. Często, nawet w przypadku graczy o kilka lat od niego starszych i już z jakąś uznaną marką na Starym Kontynencie, taka sinusoida ma miejsce. Więc potrzeba też cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do celu.


    Lepsze pokolenie?

    Wiele osób związanych z futbolem uważa, że z roku na rok mamy coraz bardziej utalentowaną młodzież. Niektórzy mówią, że polscy juniorzy są obecnie obdarzeni większym talentem od niemieckich. Wydaje mi się to dużą przesadą. W końcu Niemcy to mistrzowie świata, do tego mają najlepszych piłkarzy na globie. Jednak nie da się ukryć, że pod względem szkolenia, zachodnie rejony Europy są bardziej rozwinięte od Polski. Tak jest od wielu lat. Pomimo rozwoju szkolenia w naszym kraju, wciąż przewaga chociażby Niemiec jest ogromna. Co prawda zakłada się coraz więcej profesjonalnych szkółek, coraz więcej w młodzież się inwestuje, na przykład na sprzęt, boiska, trenerów, którzy są o wiele bardziej wykształceni niż wcześniej. Nie można jednak zapomnieć, iż zachód też się cały czas rozwija. Więc być może jest w tym coś, że talenty mamy przynajmniej tak samo dobre jak za naszą zachodnią granicą. Tyle że nie potrafimy tego dobrze wykorzystać...

    Patrząc na ostatnie lata i wejścia nastolatków do dorosłej piłki, to śladowa ilość zrobiła kariery, jakie im wróżono. Tak to już jest, że nie każdy zostanie tym, kim przewidziano, że będzie. Sam talent nie wystarcza. Potrzeba także dużo uczciwej pracy. Z tym u niektórych początkujących piłkarzy w ostatnich latach bywało różnie. W jednym z wywiadów Mariusz Stępiński opowiedział o swojej przygodzie z niemiecką piłką. Snajper Ruchu Chorzów stwierdził, iż tam nikt nie narzeka, każdy chętnie pracuje, nie ma takiego marudzenia, za to jest praca na całego. Czyli nie można zwalić wszystkiego na złych trenerów i warunki finansowe. Ci młodzi piłkarze czasami sami są sobie winni.


    Pokusy

    W życiu młodego człowieka jest mnóstwo pokus. Co normalne, 16-latek jest ich ciekaw. Nie inaczej jest w zawodzie, w którym tym bardziej powinno się o takich pokusach zapomnieć.

    To wszystko zniszczyło już wiele talentów, jak na przykład Dawid Janczyk. Albo chociaż spowolniło ich rozwój, jak w przypadku Kamila Grosickiego. Te rzeczy powinny być wrogiem numer jeden dla Bargiela i spółki. Nie zawsze tak niestety jest. Szkoda, że niektórzy nie zdają sobie sprawy, że takie bezsensowne zachowania prowadzą do początku końca marzeń o zrobieniu kariery z prawdziwego zdarzenia. Chciałbym już nigdy nie usłyszeć, że chłopak z ogromnym potencjałem marnuje sobie życie w ten sposób. Tylko czy to nowe pokolenie na pewno będzie mądrzejsze?


    Za dekadę najlepsi?

    W mediach przewijały się buńczuczne zapowiedzi osób związanych z polską piłką, że za dekadę będziemy mieć najlepszą kadrę w historii, a do tego będziemy bić na głowę resztę stawki. Odważne zapowiedzi. Zbigniew Boniek powiedział, zresztą nie tylko on, że wśród tych młodych pokoleń jest coraz więcej świadomości, co jest dobre, a co złe. Są oni wychowywani na prawdziwych sportowców, nie tylko przez rodziców, ale też przez swoich trenerów. Jedzą zdrowo, prowadzą aktywny tryb życia, dbają o swój rozwój. Dodając do tego talent i dobre prowadzenie przez odpowiednich ludzi, faktycznie możemy patrzeć w przyszłość optymistycznie. Ale czy już za dziesięć lat czeka nas prawdziwy sukces? Wiem jedynie, że nadchodzi nowe. To pokolenie może dać nam naprawdę wiele radości. Jeżeli to nie oni będą tymi mistrzami, to na pewno ich następcy...


    Dzisiaj Bargiel, a jutro?

    Dzisiaj Przemysław Bargiel jest na ustach wszystkich. Dzisiaj wszystkie oczy są zwrócone w jego stronę. Dzisiaj każdy trzyma za niego kciuki. Sukces Bargiela, pierwszego przedstawiciela rocznika 2000 w wielkiej piłce, będzie sygnałem dla reszty: skoro on może, to czemu nie ja? Dzisiaj tym Bargielem jest Bargiel, ale kto będzie nim jutro?




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź felietonu

    Mistrz Mateusz 2016-05-12 01:30:03

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Już jutro (w zasadzie to dzisiaj) opublikuję swój kolejny felieton. Jeszcze jedynie nie wiem, czy będzie to z rana czy po południu. Wszystko zależy od tego, jak się wyrobię, bo muszę pewne rzeczy poprzycinać i popoprawiać, czy krótko mówiąc: zredagować. Zapowiadam ten felieton z prostego powodu: dotyczy on Borussii Dortmund, której, jak zapewne większość wie, prywatnie jestem kibicem. No ale właśnie: nic w tym tekście na to nie wskazuje. Jako dziennikarz sportowy nie wypada mi pisać subiektywnie. Staram się być jak najbardziej obiektywny, ale mając własne zdanie rzecz jasna.

    Co do samych publikacji, to wcześniej zapowiadałem, iż przynajmniej do połowy czerwca będę te teksty publikował regularnie, co piątek. W zeszłym tygodniu jednak napisałem dwa. Jeden poszedł w czwartek, drugi w sobotę. Więc jednak rezygnuję ze sztywnego trzymania się danego dnia. Ostatnio, po tym, jak te akumulatory naładowałem, mam wenę. Więc być może pozostanę przy tych dwóch tekstach tygodniowo. Jednego możecie być pewni: na pewno będą one się pojawiać od czwartku do niedzieli.

    Jeszcze kilka słów o wyświetleniach i liczbie czytelników. Ostatnio prosiłem, by ten, kto przeczyta, napisał choćby: "przeczytałem". Wyświetleń jest sporo, od kiedy opublikowałem te trzy ostatnie, przybyło ich ze 40, jak zdążyłem zaobserwować. Więc nie chce mi się wierzyć, że nikt tego nie czyta. A bardzo fajnie byłoby wiedzieć, że dla kogoś to jednak piszę. Każdy czytelnik będzie motywował mnie do dalszego działania.


    To chyba na tyle, co chciałem napisać . Wypatrujcie jutro nowego felietonu . Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Bayern przychodzi jak po swoje - Hummels zdrajca

    Mistrz Mateusz 2016-05-12 23:30:02

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Futbolowych zdrajców mieliśmy w ostatnich latach wielu. Luis Figo, Sol Campbell, Ashley Cole, Carlos Tévez, Mario Götze. Można wymieniać i wymieniać. To grono cały czas sukcesywnie się powiększa. Teraz do tej grupy dołączył dotychczasowy kapitan Borussii Dortmund Mats Hummels…


    Wszędzie zdrajcy

    Zdrajcy byli, są i będą. Co chwilę dochodzi do spektakularnych transferów za dziesiątki milionów euro, także na linii dwóch wielkich rywali. Pierwszy taki futbolowy zdrajca, który przychodzi mi do głowy, to oczywiście Mario Götze, który przed trzema laty opuścił Borussię Dortmund na rzecz monachijskiego Bayernu. Transfer na linii dwóch największych niemieckich hegemonów, które we wcześniejszych kilku latach dzieliły się trofeami krajowymi, a na arenie międzynarodowej szło im równie dobrze. Przecież ten transfer został sfinalizowany przed finałem Ligi Mistrzów, w którym doszło do starcia tych dwóch wielkich ekip.

    Götze był wychowankiem klubu z Westfalii, choć urodził się i wychowywał w stolicy Bawarii. Przedzierał się przez młodzieżowe zespoły klubu z Zagłębia Ruhry, by potem wejść do pierwszej drużyny i skraść serca kibiców z Signal Iduna Park. Dzięki swojej kapitalnej grze został idolem sympatyków, ale od razu po tym transferze został wrogiem numer jeden. Za każdym razem, kiedy pojawiał się w Dortmundzie, spotykał się z gwizdami. Gdyby ci kibice go dorwali, to aż strach myśleć, co by mu zrobili. Groźby i zastraszanie też w tym przypadku były normalnością. Kibice Borussii, którzy mieli koszulki z jego nazwiskiem na plecach, pozbyli się ich. Albo przekreślali to nazwisko taśmą. Generalnie to nie dziwi mnie taka postawa kibiców BvB. W końcu był ich idolem, wiązali z nim wielkie nadzieje, kochali go, a ten odszedł do największego rywala.


    Po co to robią?

    Pytanie zatem brzmi: po co ci piłkarze przechodzą do największych rywali? Przecież muszą zdawać sobie sprawę z tego, jak będą w następnych latach traktowani i postrzegani. Muszą zdawać sobie sprawę z tego, że będą w gronie najbardziej znienawidzonych ludzi przez tych kibiców. Muszą zdawać sobie sprawę z tego, że nie będą mieli czego już tam szukać i tym samym niszczą sobie reputację.

    Nic do mnie nie przemawia: ani większe zarobki, ani większa szansa na trofea, ani chęć zmienienia otoczenia, ani chęć podjęcia nowych wyzwań. Właśnie te dwie ostatnie rzeczy podobno zadecydowały, że Hummels opuścił Dortmund po ośmiu latach grania w żółto-czarnych barwach. Na pewno ważne były w tym wszystkim o wiele większe zarobki, ale do tego się nie przyzna. Poza tym, moim zdaniem odejście za granicę byłoby dla niego korzystniejsze, bo to jeszcze większe wyzwania i zarobki. No i nikt w Dortmundzie by się do niego nie przyczepił.

    Teraz dotychczasowy kapitan Borussii trafił na czarną listę kibiców. Absolutnie mnie to nie dziwi. Po tylu fantastycznych latach, po tylu świetnych, niezapomnianych momentach i kapitalnych meczach opuszcza drugi najlepszy zespół w Niemczech na zawsze. Bo nie wyobrażam sobie, by miał jeszcze kiedykolwiek wrócić do ekipy obecnego wicemistrza kraju.


    Nagrabił sobie

    Już sam fakt, że ten transfer doszedł do skutku sprawia, że stracił w oczach wielu kibiców. Tym bardziej nagrabił sobie swoim zachowaniem. Od kiedy zaczęła się ta telenowela, kręcił cały czas. Raz mówił tak, innym razem inaczej. Prócz tego nie zapominajmy, że nie tak dawno rozgrzeszał Mario Götze, kiedy przechodził do Bayernu. Dodając, że nigdy by nie dołączył do drużyny z Allianz Arena. Szybko zmienił zdanie…

    Gdyby odszedł do Monachium w tym tragicznym zeszłym sezonie, to na pewno patrzyłoby się na ten transfer nieco inaczej. Wszyscy w Dortmundzie byliby wówczas zbyt przejęci tak tragiczną grą i nie poświęciliby tyle czasu na wylewaniu pomyj na 28-latka. Teraz, kiedy Bawarczycy zdobyli mistrzostwo dopiero na dwie kolejki przed końcem sezonu i wszyscy eksperci twierdzą, iż w nadchodzącej kampanii będziemy oglądać zaciętą rywalizację Borussii i Bayernu o prym w Bundeslidze, trudno byłoby go nie krytykować jeszcze bardziej. Bo bez tak ważnego elementu w układance Thomasa Tuchela ta rywalizacja będzie mniej wyrównana…


    Kolejny policzek Bayernu

    Mnie kibiców Borussii jest bardzo żal. Po raz kolejny Bayern ograbia BvB. Nie tak dawno temu był Götze, był Lewandowski, były przymiarki i zakusy o Gundogana i Reusa. To już kolejny policzek w wykonaniu włodarzy bawarskiego klubu. A przecież, kiedy głośno zrobiło się o tym, iż chcą podkupić dwie gwiazdy głównego rywala, ci powiedzieli, że więcej nic takiego nie zrobią, by poziom ligi był jak najwyższy. Niby nie chcą osłabiać najpoważniejszego przeciwnika, by po roku ponownie ich okraść. Mnie takie zachowanie Rummenigge i spółki bardzo się nie podoba. Niby to wszystko odbywa się zgodnie z prawem i nie jest niedozwolone, ale jednak bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące. Ja teraz jedynie kibicuję sternikom klubu z Zagłębia Ruhry, by znaleźli odpowiednie zastępstwo i po kolejnym zdrajcy nie płakali, bo nie warto.


    Kłopot bogactwa Ancelottiego

    Bayern w tym sezonie miał spore problemy ze środkiem defensywy. Mistrz świata Jérôme Boateng przez większość rundy wiosennej się leczył, Holger Badstuber leczył się przez większość sezonu, a Javi Martinez przez połowę rundy jesiennej. Poza tym słabo spisywał się Dante, co poskutkowało jego odejściem. Był nawet moment, że w zespole Pep Guardiola miał do dyspozycji tylko jednego stopera z krwi i kości. Hiszpan musiał wtedy korzystać z nominalnego lewego obrońcy Davida Alaby albo niedoświadczonego środkowego pomocnika Joshuy Kimmicha.

    Teraz Ancelotti będzie miał pozytywny ból głowy. Jeżeli wszyscy będą zdrowi, to do dyspozycji będzie miał dwóch mistrzów świata i najdroższego zawodnika w historii klubu. Trudno wyobrazić sobie, że gość, za którego zapłacili 38 milionów będzie grzał ławę. Do tego jest przecież Niemcem. Chyba że Włoch nie będzie na to patrzył i posadzi Hummelsa na ławce, jeżeli uzna, że w lepszej dyspozycji są inni. Swoją drogą, dużo mówi choćby to, że były kapitan Borussii nie był jego pierwszym wyborem…


    Więcej strat niż zysków?

    Gdyby spojrzeć na ten transfer, to można ocenić, że jest on dla Hummelsa korzystny. Będzie zarabiał o wiele więcej i będzie miał o wiele większe szanse na zdobywanie trofeów. Niby szykują się piękne kolejne lata. Jednak Mario Götze miał przecież też być wielką gwiazdą w Monachium. A ostatecznie skończyło się na tym, iż w większości spotkań jest tylko zmiennikiem. Teraz sporo mówiono o tym, że może wrócić do Borussii. Ale drogi powrotnej już nie ma. Kibice na to nie pozwolą. Tak samo może być jeszcze z Hummelsem. Jednak wówczas drogi powrotnej też nie będzie...




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Bayern przychodzi jak po swoje - Hummels zdrajca

      Master of the Force 2016-05-13 08:07:08

      Master of the Force

      avek

      Rejestracja: 2010-04-25

      Ostatnia wizyta: 2024-10-31

      Skąd: Olsztyn

      Wymieniając zdrajców, nie zapominaj o Lewandowskim

      *Przeczytałem tylko wstęp.

      LINK
      • Re: Bayern przychodzi jak po swoje - Hummels zdrajca

        Lorn 2016-05-13 08:08:36

        Lorn

        avek

        Rejestracja: 2005-01-16

        Ostatnia wizyta: 2024-04-30

        Skąd: Sosnowiec / Kraków

        nie czytam tych ścian tekstu, ale trzeba przyznać, że kolega się rozwija, zaczynają się pojawiać śródtytuły, a nawet akapity!
        Jeszcze parę lat i kto wie...

        LINK
      • Re: Bayern przychodzi jak po swoje - Hummels zdrajca

        Mistrz Mateusz 2016-05-14 01:30:47

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        W tekście jest dalej wymieniony. Aczkolwiek po analizie tekstu dostrzegam jego wady. Przede wszystkim powinienem, tak teraz uznałem, zdefiniować, co to w ogóle jest ta zdrada. Że to jest jak orzeł i resztka. Wiecie o co chodzi. W każdym razie to trochę inny rodzaj zdrady. On jest najemnikiem, nie jest wychowankiem tego klubu, jest obcokrajowcem. Tak samo mógłbym wymienić w tym gronie Hämäläinena. Generalnie to ja jako jeden z nielicznych nie mam do niego o to większych pretensji. Ale wracając jeszcze do Roberta, to kluczowym czynnikiem jest to, iż jak gra na Signal Iduna Park w barwach Bayernu, to kibice na niego nie gwizdają. Patrząc chociażby przez pryzmat tego, widać że jest to coś innego niż taka klasyczna zdrada, o których wspomniałem. Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
  • Wasyl, czyli jak mistrz Anglii nie jedzie na EURO

    Mistrz Mateusz 2016-05-23 16:37:34

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Nie tak dawno temu narodziła się pewna historia. Strasznie romantyczna. Która w dzisiejszych czasach w zasadzie nie miała prawa się zdarzyć. Leicester City zostało mistrzem Anglii. Leicester, w którego barwach występuje nasz rodak, Marcin Wasilewski. Piłkarz po przejściach. Który kilka lat temu doznał tragicznej kontuzji. Jednej z najgorszych w historii futbolu. Jednak wrócił i nieoczekiwanie zdobył mistrzostwo najlepszej ligi świata. Historia tak samo romantyczna i niewiarygodna jak ta o jego klubie. Mimo to zawodnik ekipy mistrza Premier League nie znalazł uznania w oczach Adama Nawałki, podczas gdy na zgrupowanie powołany został zawodnik występujący w drugiej lidze portugalskiej - Paweł Dawidowicz...


    Prawdziwy twardziel

    Wszyscy pamiętamy tę sytuację. Jest 30 sierpnia 2009 roku. Axel Witsel brutalnie atakuje Marcina Wasilewskiego, łamiąc mu nogę. Polak musiał przejść cztery operacje i żmudną rehabilitację. Czekał go co najmniej roczny rozbrat z piłką. Istniało spore prawdopodobieństwo, że to oznacza koniec kariery "Wasyla". Jednak on się nie poddał. Wrócił do gdy szybciej niż przewidywano.

    Początki były dla niego trudne. Nie był w stanie przebić się do składu Anderlechtu. Co zrozumiałe, bo po czymś takim niezwykle trudno odzyskać to, jeszcze do niedawna, niepodważalne miejsce. Nawet po czteromiesięcznej przerwie trudno jest wrócić do optymalnej formy. Czucie piłki jest wówczas zupełnie inne. Nie wychodzą nawet proste podania na trzy metry do kolegi.

    Po pewnym czasie Marcin był zmuszony szukać nowego miejsca pracy, jeżeli chciał w tę piłkę rzeczywiście grać. A chciał, bo to prawdziwy piłkarz, który nie zadowoli się siedzeniem na ławie, czy tym bardziej na trybunach. Być to dla niego na pewno niełatwy okres. Ostatecznie we wrześniu 2013 roku znalazł nowy klub, którym był średniak drugiej ligi angielskiej. Były piłkarz Lecha Poznań od początku był sceptycznie nastawiony do przejścia do tego klubu. Co prawda zawsze marzyła mu się gra na Wyspach, ale granie co roku o kilka trofeów wydaje się lepsze od gry o utrzymanie w drugiej klasie rozgrywkowej. Poza tym chciał tego w młodości. Może uznał, że to już nie ten moment. Ostatecznie namówiła go żona. I nie żałował tej decyzji. Przetrwał ten trudny okres i dokonał swojej najlepszej decyzji w karierze...


    Historia jak z ekranu

    Marcin Wasilewski wszedł do szatni Leicester i od razu został liderem zespołu, zarówno na boisku jak i poza nim. Nie dość, że odpowiadał za atmosferę, to był jeszcze kluczowym punktem zespołu, który ze środka tabeli szybko przedarł się na jej sam szczyt i niedługo potem znalazł się w elicie. Gdyby nie udział Polaka, tego awansu najpewniej by nie było. Jego wkład w ten sukces był ogromny. Jego świetna gra nie przeszła uwadze polskim mediom, które od razu zaczęły go widzieć w reprezentacji. Udzieliło się to także kibicom, którzy zaczęli się domagać "Wasyla" w kadrze.

    Nawałka jednak wciąż go nie powoływał. Stwierdził jedynie, że go obserwuje, podobnie jak wszystkich innych występujących poza granicami naszego kraju. Nawet niby ktoś ze sztabu jeździ, obserwuje Marcina i z nim rozmawia. 60-krotny reprezentant Polski stwierdził natomiast, że nic takiego nie ma miejsca.

    W następnym sezonie 35-latek występował rzadziej. Kiedy zespół awansował do Premier League, to konkurencja w drużynie zdecydowanie się zwiększyła. Nie oznacza to jednak, iż Wasilewski nie miał swojego wkładu w utrzymanie zespołu. Wręcz przeciwnie, w drugiej części sezonu, kiedy Leicester zaczęło piąć się w górę tabeli, wychodząc ze strefy spadkowej, Marcin ponownie został istotną postacią w drużynie i trzymał defensywę w ryzach. Jego forma była na tyle dobra, że w mediach zaczęło naprawdę huczeć na temat jego obecności w reprezentacji. W końcu Adam Nawałka został zapytany wprost, dlaczego nie powołuje tak doświadczonego i cennego piłkarza. Selekcjoner stwierdził, że ma swoją koncepcję i nie zamierza jej zmieniać. Z jednej strony odpowiedź pokazująca, że naprawdę ma jakąś koncepcję, ale z drugiej zaskakująca, że piłkarza, który strzela bramkę Manchesterowi United i radzi sobie niezwykle dobrze w najsilniejszej europejskiej lidze tak łatwo skreśla. Nie wiadomo w zasadzie dlaczego. Głupotą byłoby, gdyby chodziło tutaj o metrykę. Bo przecież wiek nie gra...


    Hollywood

    Pewne jest, że ta niebywała historia Leicester trafi do Hollywood. Powód? W jednym z angielskich dzienników powstał felieton, w którym autor wymienił wszystkie osoby związane ze światem piłki, które uważały zespół Claudio Ranieriego jako głównego kandydata do spadku. Firmy bukmacherskie plajtują przez tę drużynę. Ściągnięto do niej takich piłkarzy jak Riyad Mahrez czy N`Golo Kanté, czyli zawodników, którzy grali w bardzo słabych klubach i przyszli za grosze. Ożywiono Vardy`ego. Cała ta trójka została gwiazdami ligi. Piłkarz sezonu, pomocnik sezonu i wicekról strzelców. Do tego trener, który jeszcze niedawno, trenując reprezentację Włoch, przegrał z Wyspami Owczymi. Każdy pukał się w głowę, jaki sternicy klubu ściągają szrot. I do tego zwalniają trenera, który dał im utrzymanie. Do tego Arek Milik miał propozycję przejścia do ekipy z King Power Stadium, ale uznał, że nie ma co przechodzić do zespołu, w którym będzie bił się o utrzymanie i nie będzie miał żadnych okazji podbramkowych. W tym wszystkim uczestniczył Marcin Wasilewski, ale niestety, jego wkład w sukces Leicester jest o wiele mniejszy niż wkład w dwa poprzednie sukcesy.

    Marcin zagrał jedynie w czterech meczach ligowych. Co ciekawe, nie przysługuje mu w ogóle medal za mistrzostwo. Gdyby rozegrał jedno spotkanie więcej, wtedy dostałby ten medal. Klub na pewno zrobi mu jednak replikę i będzie wnosił, by ten medal władze ligi mu przyznały. Może nie grał wiele, ale częścią drużyny jest. Swoją drogą, zaimponowało mi, że na pytanie, czy nie jest zły na Ranieriego, czy nie ma do niego pretensji, odpowiedział, iż absolutnie nic nie ma mu do zarzucenia, skoro wszystko poukładał niemal perfekcyjnie. Widać, że jest normalny, nie obraża się na nikogo, tylko robi to, co ma robić. Myślę, że dzięki tej swojej normalności, a także dzięki temu charakterowi, wszyscy go tak świetnie postrzegają i uwielbiają. Niewątpliwie jest dobrym duchem w szatni. Jeżeli Nawałka nie chciał skorzystać z Wasilewskiego na boisku, to może warto było rozważyć wykorzystanie go w nieco innej roli?


    Support dla trenera?

    Do szerokiej kadry reprezentacji Polski Adam Nawałka powołał między innymi Pawła Dawidowicza i Thiago Cionka. Mnie obecność obu dosyć zaskakuje. Niby w czym oni są lepsi od "Wasyla"? Ten pierwszy jest młodszy, ale czy to stanowi przewagę? Jest przyszłościowy, to fakt, ale to nie talent gra, tylko umiejętności. Ważne jest też doświadczenie turniejowe, którego zawodnik rezerw Benfiki Lizbona nie posiada. Ten drugi w pierwszym kwartale tego roku w ogóle nie grał. Przez to stracił też miejsce w reprezentacji. Ale je odzyskał, po tym, jak wskoczył do pierwszego składu Palermo. Grał dobrze, to fakt. Jednak on tym roku kalendarzowym zagrał niemal tyle samo co Marcin. Do tego warto dodać, iż Wasilewski w tych meczach, w których grał, spisywał się co najmniej bardzo dobrze. Więc dlaczego to nie on dostał powołanie, a Cionek, grający jednak w słabszej lidze, czy Dawidowicz, który występuje jedynie w rezerwach swojego klubu?

    Wiadomo, trener ma jakąś koncepcję. Przecież 60-krotny reprezentant Polski nie jest pierwszym i ostatnim zawodnikiem, który pomimo zasług i wyróżnień nie jedzie na wielką imprezę. Swego czasu Joachim Löw konsekwentnie pomijał Stefana Kießlinga, byłego króla strzelców Bundesligi. Teraz za to nie powołał Roberta Hutha, klubowego rywala Wasilewskiego. A przecież Niemiec był liderem formacji defensywnej drużyny mistrza Anglii. Poza tym na te mistrzostwa nie pojedzie wielu zasłużonych graczy dla swoich drużyn narodowych. Pierwszy przykład z brzegu: Sebastian Mila.

    Marcin ma umiejętności przywódcze, jest duszą towarzystwa, ma poczucie humoru, jest bardzo otwarty i kontaktowy. Na pewno ma też jakąś wiedzę o piłce. Nie bez powodu Anderlecht ma go w przyszłości zatrudnić w przyszłości w roli dyrektora sportowego. Jeżeli miałby nie występować, to mógłby posłużyć chociaż jako support dla selekcjonera. Nie dość, że mógłby podpowiedzieć coś trenerowi, to jeszcze potrafiłby pokazać coś tym młodszym chłopakom, mogliby się od niego uczyć. Byłby motywatorem, potrafiłby zagrzać do walki. Szkoda, że Nawałka nie skorzystał z niego chociaż w taki sposób.


    Nie będzie pięknego zwieńczenia kariery

    Kariera Marcina powoli dobiega końca. Jest coraz starszy, kondycja już nie taka jak kiedyś. Były gracz "Kolejorza" chce na pewno się jeszcze sprawdzić w innych rolach, między innymi jako ten dyrektor sportowy w Anderlechcie. Być może latem będzie musiał szukać nowego klubu. Na pewno będzie to jego ostatni kontrakt. Maksymalnie dwuletni. Szkoda, że tak piękna kariera z licznymi wybojami nie będzie zwieńczona imprezą, na której mamy szansę coś ugrać po raz pierwszy od kilkunastu lat. Jeżeli teraz się nie załapał, to za dwa lata tym bardziej się nie załapie.

    O Leicester powstanie film. A o Wasilewskim najpewniej książka. Już dziennikarze sportowi zapewne za nim biegają, by tę biografię stworzyć. Szkoda tylko, że nie będzie tam rozdziału, w którym byłoby napisane o medalu zdobytym na EURO...





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Ale jak to bez Wawrzyniaka?

    Mistrz Mateusz 2016-05-30 09:30:53

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Sentymentów nie ma. Pomniki nie grają. O tym przekonaliśmy się nieraz. Tydzień temu pisałem o mistrzu Anglii Marcinie Wasilewskim, którego Adam Nawałka pominął przy powołaniach do szerokiej kadry. Dzisiaj selekcjoner ogłosi ścisłą kadrę na EURO. Może zabraknąć kolejnego wielokrotnego reprezentanta Polski. Jakub Wawrzyniak, bo o nim mowa, po raz trzeci może nie zagrać w europejskim czempionacie. Chyba że kontuzja uniemożliwi występ w turnieju jego konkurentowi Maciejowi Rybusowi...


    Krytyka kibiców

    Wobec Wawrzyniaka kibice zawsze byli bezlitośni. Ciągle go krytykowali, wyśmiewali, drwili z niego. Wręcz do przesady. Nie bez kozery. Kuba często zaliczał naprawdę słabe występy, popełniał sporo dużo kosztujących błędów, a czasami z jego wpadek śmiano się miesiącami. Albo nawet dłużej. Tak było chociażby po spotkaniu towarzyskim z Niemcami. 6 września 2011 roku. Gdańsk. Starcie dwóch odwiecznych rywali. Jest dziewięćdziesiąta minuta. Sędzia dyktuje rzut karny dla Polski. Do "jedenastki" podchodzi ówczesny kapitan Jakub Błaszczykowski i zapewnia, wydawałoby się, pierwszy triumf nad Niemcami. W tym momencie Jakub Wawrzyniak na pewno nie spodziewał się, że za chwilę stanie się wrogiem publicznym numer jeden. I największym pośmiewiskiem w kraju. Końcówka doliczonego czasu gry. "Wawrzyn" poślizgnął się, przez co zawodnik rywala z łatwością wszedł w pole karne, dograł do Cacau, a ten strzelił na 2:2. Pierwszej wygranej nad Niemcami nie ma. A to wszystko przez Jakuba Wawrzyniaka. Myślę, że to był taki punkt kulminacyjny. Krytyka byłego piłkarza Legii Warszawa do tej pory była umiarkowana i bardziej żartobliwa. Po tym wydarzeniu mało kto nie powiedział złego słowa na wychowanka Sparty Złotów.

    Kibice są wymagający, to wiemy nie od dziś. Pisałem już o tym parę razy. Zawsze oczekują dobrej gry od danego zawodnika, a wpadek nie wybaczają. Do tego gra Wawrzyniaka zbiegła się czasowo z wpadkami reprezentacji i jej coraz gorszą grą. W pewnym momencie tych jego wpadek trudno było zliczyć.

    Dlatego Franciszek Smuda, jeszcze przed EURO 2012, zaczął poszukiwać nowego lewego obrońcy. W naszej lidze trudno było o lepszego niż Wawrzyniak. Za granicą żaden polski lewy defensor również nie występował. Ale występował lewy obrońca z polskimi korzeniami...


    Farbowany lis konkurencją

    Franek Smuda szukał, szukał, aż w końcu znalazł. Stworzył konkurencję dla Wawrzyniaka. W polskiej lidze nie znalazł nikogo, za granicą też, więc postanowił powołać Niemca z polskimi korzeniami. Sebastian Boenisch na początku kręcił, licząc, że dostanie powołanie od Joachima Löwa na EURO 2012. Trzeba jednak powiedzieć, że był zdecydowanie za słaby, by załapać się do niemieckiej drużyny. Co prawda wówczas był w życiowej formie, ale to i tak było zdecydowanie za mało. Pomimo tego, że Niemcy nie mają, ani nie mieli, bogactwa na skrzydłach defensywy.

    Ostatecznie "Franz" na mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce i na Ukrainie zaprosił kilku zawodników, którzy mieli wzmocnić kadrę. Dokonał naturalizacji takich piłkarzy jak: Obraniak, Perquis, Polanski i Boenisch właśnie. Wawrzyniak jest raczej osobą, która wykonuje swoją pracę i nie ma pretensji do trenera, prezesa, kolegów czy kogokolwiek innego o cokolwiek. Ma do każdego szacunek i wie, że nie wypada się wypowiadać o pracy tych osób wymienionych powyżej. Ale dla Smudy zrobił wyjątek. Stwierdził sam o sobie, że jest zastępcą lewego obrońcy, który nie istnieje, deprecjonując przy tym rolę Boenischa w zespole narodowym. Był to tym samym policzek wymierzony w stronę obu tych panów. Trudno się dziwić, skoro obaj pozbawili go występu na EURO. W tamtym momencie mógł jedynie powiedzieć: do trzech razy sztuka...

    Po niedługim czasie okazało się, że Boenisch faktycznie do kadry średnio się nadaje. Jego wpadki z Ukrainą, Czarnogórą czy ta wisienka na torcie, jaką była zawalona bramka z San Marino sprawiły, że następca Smudy, Waldemar Fornalik, z jego usług zrezygnował. Występ w tym nieszczęsnym meczu z San Marino był dla niego ostatnim. Chyba trochę późno zorientowano się, że to faktycznie jest tak, jak Wawrzyniak mówi. Cały czas był traktowany jak piąte koło u wozu. Robiono z niego zastępcę nieistniejącego piłkarza. Wreszcie powiedziano: "basta" i zakończono tę operację na nieznieczulonym organizmie, jakim było eksperymentowanie na tej pozycji.


    Eksperymenty powracają

    Brak zaufania do Wawrzyniaka jednak nadal był. Po tragicznym występie reprezentacji na EURO i w eliminacjach do mistrzostw świata 2014, Boenischowi pokazano drzwi. Tak samo selekcjonerowi Fornalikowi, którego zastąpił Adam Nawałka. Nawałka, który na początku swojej pracy z reprezentacją postawił na eksperymenty. Nie tylko na pozycji lewego obrońcy. Swoimi pierwszymi powołaniami pokazał, na kogo liczy, a na kogo nie. Komu wierzy, a komu nie. W grupie tych, którym były szkoleniowiec Górnika Zabrze nie zaufał znalazł się między innymi "Wawrzyn".

    Trener postanowił na początku przetestować sporo ligowców. Jeżeli chodzi o pozycję Jakuba, byli to między innymi: Kosznik, Marciniak i Brzyski. Czyli piłkarze o wiele słabsi od byłego piłkarza Legii. W końcu Adam zdał sobie z tego sprawę i przywrócił Kubę do kadry. A ten udowodnił, że jest definitywnie najlepszym nominalnym lewym obrońcą w Polsce. Pokazał klasę w eliminacjach do mistrzostw Europy, prezentując się z naprawdę dobrej strony w obu meczach z Irlandią, rewanżowym starciu ze Szkocją czy tym historycznym meczu z Niemcami, kiedy to pokonaliśmy mistrzów świata. To, co los mu odebrał trzy lata wcześniej, oddał z nawiązką. Co innego mecz towarzyski, a co innego mecz eliminacyjny. Złośliwi mogliby jedynie powiedzieć, że nie przegraliśmy, bo grał jedynie do 84. minuty i nie miał zatem jak tego błędu w doliczonym czasie gry popełnić. Jednak trzeba stwierdzić, że naprawdę był ważnym punktem reprezentacji w tych eliminacjach. Z pewnością przejdzie do historii polskiej piłki. Dzięki udziale w tym wygranym spotkaniu z Niemcami zapisał się złotymi zgłoskami. Niby zagrał tylko w czterech poważnych meczach w tych kwalifikacjach (piąty był z Gibraltarem), ale we wszystkich zagrał dobrze i mogliśmy być z niego naprawdę dumni. Ja szczególnie, jako że się z nim utożsamiam ze względu na jego pochodzenie.

    Z drugiej strony tylko pięć rozegranych spotkań na dziesięć możliwych budzi niepokój. Ponownie nie był pewniakiem do gry w pierwszym składzie, pomimo dobrej gry w tych meczach, w których grał. Był jedynym nominalnym lewym defensorem, i to do tego dobrze się spisującym, lecz mimo to na jego pozycji występował prawy obrońca, występujący od święta na lewej flance, oraz lewoskrzydłowy, do tej pory częściej grający w roli środkowego napastnika niż lewego obrońcy. Świadczy to o tym, że tego zaufania Kuba nadal nie miał. Szkoda, bo myślę, że po tylu niemiłych historiach z jego udziałem, powinno dać mu się wyszaleć na tej lewej flance i mu naprawdę zaufać, bo na to zasługuje.


    Nieszczęście Rybusa szczęściem Wawrzyniaka?

    Teraz spekuluje się, iż 48-krotny reprezentant kraju może na to EURO nie pojechać. Po raz kolejny może zostać odstawiony na boczny tor. Na EURO 2008 nie zaufał mu Leo Beenhakker, wystawiając go tylko w jednym meczu. Na EURO 2012 nie zaufał mu Franciszek Smuda. Na sześć możliwych spotkań rozegrał tylko jedno. Kiedy wydawało się, iż teraz ma największe szanse, szczególnie po dobrych eliminacjach, to nagle okazuje się, że nie tyle że może nie zagrać, co w ogóle nie pojechać.

    Rozumiem to, że miał uraz, znajdował się w słabszej formie. Jest to jednak zbyt ważna postać dla tej reprezentacji. Zbyt dobrze grał w eliminacjach. Jest zbyt zasłużony. Jest zbyt dobry. Niby w wielkiej piłce nie ma sentymentów, ale Nawałka ma sentymenty dla tych legend i zasłużonych. Dla słabo spisującego się Peszki, w pewnym momencie w ogóle nie grającego, jednak powołanie się znalazło. Zatem dlaczego powołanie miałoby się nie znaleźć dla solidnie spisującego się w barwach klubu z Trójmiasta Wawrzyniaka?

    Wiadomo, nie jest powiedziane, że ten Peszko pojedzie. Jednak kontuzja Wszołka sprawiła, że raczej trudno wyobrazić sobie kadrę bez Sławka. Prócz niego na skrzydłach pozostaliby jedynie Błaszczykowski i Grosicki, a także młody, niedoświadczony Kapustka. Więc on raczej pojedzie. Tylko za zasługi, bo patrząc na jego formę, to nie zasługiwał, by znaleźć się w szerokiej kadrze, nie mówiąc już o tej ścisłej. Jednak nagle okazuje się, że główny rywal Wawrzyniaka także nie pojedzie. To jeszcze nie jest pewne, ale najprawdopodobniej Maciej Rybus, z powodu urazu barku, będzie musiał wybić sobie z głowy występ we francuskim czempionacie. To otwiera szansę przed Wawrzyniakiem. Jeżeli Rybus nie pojechałby na mistrzostwa, to nadal byłoby dwóch piłkarzy, którzy zaliczyliby udział we wszystkich dotychczasowych występach Polski w mistrzostwach Europy. Prócz Łukasza Piszczka na tej jakże krótkiej liście wciąż byłby Kuba Wawrzyniak. Jestem tylko ciekaw, czy tym razem "Wawrzyn" by grał, czy przegra rywalizację z podstawowym prawym obrońcą Arturem Jędrzejczykiem?





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Czy gospodarz zawiedzie?

    Mistrz Mateusz 2016-06-08 09:28:59

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Nie zawsze gospodarz należy do najlepszych drużyn. Wystarczy sięgnąć pamięcią cztery lata wstecz. Wówczas mistrzostwa Europy odbywały się w Polsce i na Ukrainie. Oba te kraje nie należą do europejskich potęg, a tym bardziej nie należały wtedy. Dzisiaj sytuacja wydaje się inna. Francuzi, jako gospodarze EURO 2016, uważani są za jednego z głównych faworytów zbliżającego się wielkimi krokami turnieju. Pytanie jedynie brzmi: czy podołają?


    12 zawodnik jest kluczowy

    Gospodarza zawsze dopinguje mnóstwo ludzi. Dziesiątki tysięcy. Są przy ich boku niemal non stop. Takie wsparcie jest bardzo pomocne. Często od tego wsparcia wiele zależy. Choćby to, jak pewne sprawy się rozstrzygną w trakcie trwania turnieju. Oczywiście, to zawodnicy grają i reprezentują swój kraj. Jednak kibice również. W sporcie wygrywa się umiejętnościami zaprezentowanymi na boisku czy parkiecie, to fakt, jednak czasami czegoś może zabraknąć. Wtedy to ten tak zwany dwunasty zawodnik (w przypadku piłki nożnej) jest kluczowy. Zagrzeje do walki, dalszej pracy. Zachęci graczy do dalszego wysiłku i dalszych starań.

    Pierwszy przykład, który przyszedł mi do głowy, to ostatnie mistrzostwa świata w siatkówce. Odbywały się w Polsce. Biało-czerwoni są akurat bardzo dobrzy w tej dyscyplinie sportu i należą do ścisłej światowej czołówki. Nie bez kozery w ostatnich latach daleko dochodzili w każdym ważnym międzypaństwowym turnieju. A nawet je wygrywali. Jednak gdyby nie kibice, to tego sukcesu, jakim był triumf nad Brazylią w meczu finałowym, by nie było.

    Podczas tego mundialu na każdym spotkaniu z udziałem naszej reprezentacji była fantastyczna atmosfera, którą wytwarzali najwięksi fani tej dyscypliny. I prawdziwi patrioci zarazem. Po zakończeniu mistrzostw jeden z rosyjskich siatkarzy powiedział, że gdyby nie wsparcie kibiców, to Polska nie zdobyłaby złota. Niewątpliwie miał sporo racji. W wielu momentach, kiedy widać było, iż znajdujemy się w dołku, miłośnicy siatki wyciągali naszych graczy z tarapatów. Najlepszym przykładem jest finał z Brazylią, kiedy to podopieczni Stéphane`a Antigii przegrali pierwszy set. Kibice dali im siłę do walki swoim świetnym dopingiem. Poniesieni nim siatkarze wygrali to spotkanie, stając się mistrzem globu.


    Nie zawsze jest jak w bajce

    Jednak nie zawsze jest tak różowo. Bywa, że przygoda gospodarza z własnym turniejem rzeczywiście kończy się happy endem, tak jak w przypadku tych mistrzostw świata w Polsce w 2014 roku. Bywa też, że kończy się źle. Albo czasami nawet mało powiedziane. Spójrzmy tylko na mistrzostwa świata 2014. Tyle że w piłce nożnej. Albo mistrzostwa Europy 2016. Tyle że w piłce ręcznej.

    W tym pierwszym przypadku Brazylia była wymieniana w roli jednego z głównych faworytów. Po wielu latach posuchy, Canarinhos mieli wrócić na szczyt. Przyszło nowe. Lepsze. Tak się przynajmniej wydawało. Tym bardziej, że rok wcześniej to pokolenie utalentowanych graczy udowodniło w Pucharze Konfederacji, że grać potrafi, wygrywając ten turniej. Poza tym trzeba pamiętać o warunkach pogodowych, które w Brazylii zdecydowanie nie sprzyjały europejskim potęgom. No i najważniejsza rzecz - fanatyczni kibice, którzy mieli ponieść Brazylijczyków do pierwszej wygranej na mundialu od dwunastu lat.

    Ostatecznie się nie powiodło. Ówcześni podopieczni Luiza Felipe Scolariego ponieśli prawdziwą klęskę w półfinale. 1:7 z Niemcami. Prawdziwy koszmar. I niedowierzanie. Naprawdę trudno uwierzyć w to, że zespół, który rok wcześniej okazał się zdecydowanie najlepszy na własnym terenie w Pucharze Konfederacji i był w bardzo dobrej formie od początku turnieju, zaprezentował się tak słabo.

    Podobnie było parę miesięcy temu w Polsce. Mistrzostwa Europy. My jesteśmy ich gospodarzami. Idziemy jak burza. Jesteśmy jednymi z faworytów. Aż wreszcie przyszedł ten nieszczęsny mecz z Chorwacją. Który przegraliśmy aż trzynastoma bramkami. Coś, w co trudno było uwierzyć.


    Życie gospodarza nie jest takie łatwe

    Jak widać, czasami trudno jest być tym gospodarzem. Niby jest to swego rodzaju handicap i ułatwienie. Nie dość, że gra się na własnych boiskach, to ma się za sobą mnóstwo kibiców. Którzy powinni ułatwić zadanie. Paradoksalnie czasami utrudniają.

    Wiele zależy zapewne od psychiki. I nastawienia. Niektórzy nie radzą sobie z presją. A jest ona zdecydowanie większa, kiedy gra się przed własną publicznością i rzeczywiście czuje się o wiele większe oczekiwania ze względu na miejsce rozgrywania turnieju. Kibice potrafią tę presję wywołać jak nikt inny.

    Poza tym, mam takie wrażenie, że kiedy ma się z tyłu głowy, iż ten kibic pomoże swoim wsparciem, wychodzi się na boisko czy parkiet z większym luzem i być może mniejszą koncentracją. Coś na pewno musi w tym być. Patrząc na grę wyżej wspomnianych Brazylijczyków, czy tym bardziej Polaków, trudno nie zauważyć, że do końca skoncentrowani nie byli. Widać było dużo rozluźnienie. Zbyt duże. Zatem można stwierdzić, że rola gospodarza czasami bardziej szkodzi niż pomaga...


    A jak będzie z Francją?

    Już za miesiąc będziemy pewni, do której grupy gospodarzy zaliczyć Francję. Jestem bardzo ciekaw ich występu. Myślę, że rzeczywiście są jednymi z głównych faworytów do wygrania tych mistrzostw. Przede wszystkim dlatego, że żadna drużyna nie wybija się w tej chwili ponad resztę. Nie ma obecnie nikogo w znacznie lepszej sytuacji niż reszta. Niemcy zawodzą, Anglicy od lat są słabi w turniejach, Włosi mają bardzo słabą kadrę, a Hiszpanie to chyba nie to. Szwajcaria, Austria czy Belgia są wciąż za młode i mało doświadczone, pomimo wielu gwiazd. Tak można było powiedzieć właśnie o Francji przed dwoma laty, kiedy Trójkolorowi przegrali z Niemcami w ćwierćfinale. Wówczas podopiecznych Didiera Deschampsa zdecydowanie nie było stać na więcej. Wyciągnęli z tego mundialu maksa. Od początku budowali zespół pod swoje mistrzostwa Europy. I chyba im się to udało.

    Francuzi niewątpliwie są bardzo silni kadrowo. Mocna obrona z wieloma znanymi defensorami występującymi w najlepszych europejskich klubach, świetny środek pola i niesamowity urodzaj w ataku. Ci młodzi, którzy dwa lata temu nie byli gotowi na sukces, definitywnie dojrzali. Ich umiejętności są obecnie na o wiele wyższym poziomie niż przed tymi dwoma laty.

    Tylko pytanie, czy stres nie spląta im nóg. Będą pod olbrzymią presją. Francuzi bardzo liczą na tę reprezentację. Że wreszcie odniesie sukces. Że wygra ten turniej. Myślę, że ta młodzież dojrzała piłkarsko, ale czy dojrzała mentalnie? Czy psychicznie sobie z tym poradzi?

    Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jednak do tego wszystkiego dochodzi inna kwestia: to całe zamieszanie i wisząca w powietrzu zła atmosfera związana z atakami terrorystycznymi. Piłkarze na pewno nie przejdą wobec tego obojętnie. Oni też mają kontakt z mediami, widzą, co się dzieje i na pewno w jakimś stopniu się to na nich odbija. Te ciągłe strajki, groźby zamachów. Przecież kuzynka jednego z piłkarzy Tricolores, Lassany Diarry, zginęła w listopadzie w jednym z tych ataków. W dodatku wtedy, kiedy on grał w meczu z Niemcami. O śmierć otarła się także siostra Antoine`a Griezmanna. Zatem trudno o to, by byli spokojni i skupili się wyłącznie na graniu.

    Patrząc jednak tylko na piłkarskie względy, to piłka jest po ich stronie. Przecież zawsze wygrywali wielki turniej, kiedy mieli w składzie klasowego rozgrywającego, takiego jak Platini czy Zidane. Teraz mają prawdziwą perełkę europejskiego i światowego futbolu - Paula Pogbę. Więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Chyba że zadecyduje ta psychika...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Czy gospodarz zawiedzie?

      Shedao Shai 2016-06-08 09:42:50

      Shedao Shai

      avek

      Rejestracja: 2003-02-18

      Ostatnia wizyta: 2024-11-21

      Skąd: Wodzisław Śl. / Wrocław

      No i się wyjaśniło czemu tyle musieliśmy czekać na zagadki

      LINK
      • Re: Czy gospodarz zawiedzie?

        Lord Budziol 2016-06-08 10:15:26

        Lord Budziol

        avek

        Rejestracja: 2011-02-12

        Ostatnia wizyta: 2024-07-21

        Skąd: Imperial City

        Gospodarz Konkursu Cię zawiódł?;p

        LINK
      • Re: Czy gospodarz zawiedzie?

        Mistrz Mateusz 2016-06-10 15:19:02

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Akurat ten tekst pisałem w nocy z wtorku na środę. Niestety w tym pierwszym tygodniu czerwca miałem mało czasu. A wcześniej byłem zajęty czym innym. Między innymi trzema weekendowymi artykułami na mój portal. Na jednych zawodach siedziałem siedem godzin, by o nich coś napisać. Poza tym przygotowywałem się do wywiadu. I pracowałem nad czymś jeszcze. Szczegóły wkrótce.

        Fajnie, że coś obaj tutaj napisaliście, ale moglibyście chociaż to przeczytać i napisać, że przeczytaliście. Nie wymagam od Was oceniania, komentowania i radzenia, chociaż miło by było . Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
  • Nowy cykl: EURO okiem Bastionowicza

    Mistrz Mateusz 2016-06-11 00:02:18

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Chciałbym ogłosić, iż rozpocząłem nowy cykl felietonów o nazwie "EURO okiem pilanina Bastionowicza".

    Jak zapewne wiecie, jestem z Piły. Teraz wyjechałem na EURO, by relacjonować tamtejsze wydarzenia na moim portalu. Będę pisał o atmosferze, nastrojach i tym, czego w telewizji się nie zobaczy. Mam nadzieję, że zaciekawi Was ten cykl felietonów. Będę tutaj podrzucał Wam linki do każdego wpisu. Oto pierwszy:

    http://www.asta24.pl/2016/06/10/jade-na-euro/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: bezpieczne EURO

    Mistrz Mateusz 2016-06-12 02:02:00

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Tym razem o bezpieczeństwie we Francji:


    http://www.asta24.pl/2016/06/11/euro-okiem-pilanina-bezpieczne-euro/


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: co z formą kadry?

    Mistrz Mateusz 2016-06-12 17:36:09

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Już za pół godziny ...

    http://www.asta24.pl/2016/06/12/euro-okiem-pilanina


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Działo się. Pomeczowe refleksje

    Mistrz Mateusz 2016-06-15 01:32:14

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Myślę, że to jest najciekawszy wpis, jaki dotychczas zamieściłem. Zresztą zebrałem za niego najwięcej pochwał . Zapraszam do lektury.

    http://www.asta24.pl/2016/06/14/euro-okiem-pilanina-pomeczowe-refleksje/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: EURO krajoznawczo

    Mistrz Mateusz 2016-06-16 02:47:30

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dzisiaj (a w zasadzie już wczoraj o tym pisałem) nieco bardziej turystycznie:

    http://www.asta24.pl/2016/06/15/euro-okiem-pilanina-euro-krajoznawczo/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Od dzisiaj w Paryżu

    Mistrz Mateusz 2016-06-16 20:25:14

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Już za nieco ponad pół godziny chwila prawdy kadry Adama Nawałki. Dzisiejszy felieton:

    http://www.asta24.pl/2016/06/16/euro-okiem-pilanina-dzisiaj-paryzu/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: kadra zdała sprawdzian

    Mistrz Mateusz 2016-06-19 03:38:59

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Brawo dla reprezentacji Polski! Naprawdę świetne zawody przeciwko mistrzom świata. Więcej moich przemyśleń o meczu tutaj:


    http://www.asta24.pl/2016/06/18/54150/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Z odwiedzinami u Szwedów i Polaków

    Mistrz Mateusz 2016-06-20 03:17:56

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Tym razem byłem w La Baule .

    http://www.asta24.pl/2016/06/19/euro-okiem-pilanina-odwiedzinami-u-szwedow-polakow/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Błaszczykowski mnie zawiódł

    Mistrz Mateusz 2016-06-21 12:12:13

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Wczorajszy felieton. Trochę poleciałem. Jest ostro. Polecam:


    http://www.asta24.pl/2016/06/20/54276/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Życie dziennikarza we Francji

    Mistrz Mateusz 2016-06-22 01:32:27

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Teraz już wrzucam dzisiejszy felieton . Trochę o trudnym życiu dziennikarzy sportowych w nie do końca poukładanej, nieco chaotycznej Francji.

    http://www.asta24.pl/2016/06/21/euro-okiem-pilanina-zycie-dziennikarza-we-francji/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: EURO okiem Bastionowicza: Życie dziennikarza we Francji

      Finster Vater 2016-06-22 05:57:43

      Finster Vater

      avek

      Rejestracja: 2016-04-18

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Kazamaty Alkazaru

      Nie do końca jest tak, że we Francji jest złe oznakowanie. Jest dobre, tylko trzeba się wczuć we francuski sposób pojmowania rzeczywistości. Jeżeli nie widzimy na tablicy miejscowości gdzie jedziemy, kierujemy się na "Toutes Directores" i jedziemy tak długo, aż interesująca nas miejscowość się pojawi na znakach. Nie należy się dziwić jak poprowadzi nas to dookoła i przez płatne autostrady. A, i zazwyczaj drogowskazy kierujące do "centre" prowadzą do centrów handlowych na peryferiach.

      LINK
      • Re: EURO okiem Bastionowicza: Życie dziennikarza we Francji

        Mistrz Mateusz 2016-06-23 03:06:42

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Na pewno masz dużo racji, ale dla Polaka jest to spora różnica. I pewnie dla wielu innych Europejczyków. Swoją drogą, widzę, że jesteś obeznany we Francji.

        No i dziękuję, że przeczytałeś felieton. No i nareszcie jakaś normalna odpowiedź, a nie ciągła krytyka. Dzięki. Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: EURO okiem Bastionowicza: Życie dziennikarza we Francji

          Finster Vater 2016-06-23 04:16:15

          Finster Vater

          avek

          Rejestracja: 2016-04-18

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Kazamaty Alkazaru

          Od końca - krytyką się nie przejmuj, tak to już jest że bezinteresowny hejt to jedyne czego w Polsce jest w nadmiarze. Quidquid agis, prudenter agas et respice finem.

          Co do Francji, to francuska prowincja to moja dawna "miłość". Jak jeszcze mieszkałem w Polsce to starałem się być tam co rok, ucząc się tego pięknego kraju od znajomych i na własnych błędach. Ech... chyba częstych długich wyjazdów do Francji najbardziej mi brakuje.

          LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: dwa ostatnie felietony

    Mistrz Mateusz 2016-06-25 14:14:38

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Przedostatni felieton:

    http://www.asta24.pl/2016/06/23/euro-okiem-pilanina-pomeczowe-mysli-prawdopodobny-powrot/


    I, jak do tej pory, ostatni:

    http://www.asta24.pl/2016/06/25/euro-okiem-pilanina-meczem/


    A już za niecałą godzinę najważniejszy mecz polskiego trzydziestolecia. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: lecimy do Marsylii!

    Mistrz Mateusz 2016-06-28 00:08:23

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Już pojutrze będę w Marsylii. Przed nami kolejny, tak jak to mówi reprezentacja, finał. I kolejny najważniejszy mecz trzydziestolecia polskiej piłki nożnej. Miejmy nadzieję, że jeszcze trzy takie przed nami.

    http://www.asta24.pl/2016/06/27/euro-okiem-pilanina-lecimy-marsylii/

    A w samym felietonie między innymi o różnicach w oglądaniu meczów w telewizji a na stadionie oraz o ogromnych emocjach i podwyższonej adrenalinie. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: jak nas tam traktują

    Mistrz Mateusz 2016-06-29 18:53:38

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Finster Vater - no tak, ale zawsze pierwszy mecz jest tym najważniejszym. Nie ma co wybiegać w przyszłość. Na tę chwilę mecz z Portugalią jest najważniejszym meczem trzydziestolecia polskiej piłki nożnej. W przypadku awansu najważniejszym będzie mecz z Walią lub Belgią.

    A oto wczorajszy felieton o traktowaniu Polaków i kibiców we Francji. Tym razem o wiele, wiele krótszy:

    http://www.asta24.pl/2016/06/28/euro-okiem-pilanina-nas-traktuja/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: o bezpieczeństwie słów kilka

    Mistrz Mateusz 2016-06-30 07:43:16

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dzisiaj ponownie o kwestiach bezpieczeństwa:

    http://www.asta24.pl/2016/06/29/euro-okiem-pilanina-o-bezpieczenstwie-slow/

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: dwa ostatnie felietony

    Mistrz Mateusz 2016-07-04 05:22:52

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Niestety, EURO się dla nas skończyło. Ale możemy być dumni z naszej reprezentacji. Która po raz pierwszy nie straciła gola w fazie grupowej dużego turnieju. Która jest jedną z czterech ekip w historii europejskiego czempionatu, która odpadła, nie przegrywając ani jednego meczu. Straciliśmy ledwie dwie bramki, co daje najmniejszą średnią traconych goli na mecz na wielkim turnieju - 0,40. Drugi najlepszy wynik to, jak na tę chwilę - 0,70 bramki na mecz (MŚ 1974). Ba, nie było momentu, byśmy na tych mistrzostwach przegrywali, a na prowadzeniu byliśmy łącznie 149 minut. Poczyniliśmy wielki progres. Możemy być zawiedzeni, bo drabinka ułożyła się dla nas niezwykle korzystnie. Ale przed turniejem ćwierćfinał i dosłownie otarcie się o medal wziąłbym w ciemno. Więcej w tym drugim, dosyć długim, felietonie. A kończąc wątek reprezentacji: dziękujemy, gratulujemy i czekamy na więcej!

    A oto dwa felietony:

    http://www.asta24.pl/2016/06/30/euro-okiem-pilanina-bedzie-sie-dzialo/

    http://www.asta24.pl/2016/07/02/55061/


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Kibice, kibice i jeszcze raz kibice

    Mistrz Mateusz 2016-07-05 14:58:14

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Tym razem i kibicach. Podsumowanie meczu z Portugalią i tych spraw generalnie.

    http://www.asta24.pl/2016/07/04/euro-okiem-pilanina-kibice-kibice-jeszcze-kibice/


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • EURO okiem Bastionowicza: Co to znaczy być na EURO?

    Mistrz Mateusz 2016-07-08 00:05:14

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Kończymy!

    http://www.asta24.pl/2016/07/06/euro-okiem-pilanina-znaczy-byc-euro/


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Faza buraczana trwa w najlepsze - jakie to ma dla nas skutki?

    Mistrz Mateusz 2016-07-12 16:31:41

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Naturalnym mogłoby się wydawać, iż forma kadry powinna, chociaż w niewielkim stopniu, odbić się na rezultatach naszych drużyn klubowych w europejskich pucharach.

    Nie dajmy się jednak zwieść - to się nie zazębia i nie ma, być może trochę paradoksalnie, nic ze sobą wspólnego. Jedynie mogą wzrosnąć wymagania wobec tych klubów ze względu na nadejście kolejnej złotej ery w dziejach naszej piłki.

    Dowodem na brak powiązania między jednym a drugim jest to, że kiedy kibice w Europie emocjonowali się najlepszą piłką na świecie w postaci występów tak znakomitych drużyn jak reprezentacje Niemiec, Francji czy Portugalii podczas mistrzostw Europy, gdzieś tam na skrajach Starego Kontynentu rozgrywa się tak zwana "faza buraczana" europejskich pucharów. W której, niestety, biorą lub brały udział (uszczypnijcie się, to na pewno tylko zły sen) polskie kluby...


    Geneza fazy buraczanej

    Ostatnio rozmawiałem z moim znajomym dziennikarzem, Michałem Białońskim. Stoczyliśmy bardzo ciekawą pogawędkę w malowniczej miejscowości La Baule, w której stacjonowała reprezentacja Polski podczas EURO 2016. Porozmawialiśmy o kadrze, o turnieju, wrażeniach z pobytu we Francji. W pewnym momencie przeszliśmy na niemiły temat dotyczący polskich klubów i kondycji polskiej piłki klubowej. Generalnie to Ameryki nie odkryliśmy, wymieniliśmy tylko od lat powtarzane, niestety na razie niezmienne fakty i prawdy.

    Prawda jest taka, że nie jest pod tym względem najlepiej. Kiedy reprezentacja gra swój najlepszy turniej od trzech dekad i obserwuje ją cała Polska, przygotowania takich zespołów jak Zagłębie Lubin i Cracovia do występów na europejskiej arenie są już na zaawansowanym etapie. Piłkarze mieli zaledwie tydzień lub dwa wolnego po zakończonych rozgrywkach ligowych, by po nich zacząć przygotowania do walki w, jak to ładnie, ironicznie i błyskotliwie zarazem określił Michał Białoński - fazie buraczanej.

    Ta faza buraczana to nic innego jak mecze w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy przeciwko, teoretycznie, najsłabszym zespołom grającym w europejskich pucharach. No bo w końcu takie nazwy jak Teuta Durrës, SK Samtredia, Balzan Youths czy NSI Runavik w ogóle Wam coś mówią? Albo te, chociaż w mniejszym stopniu, ale jednak: Sławia Sofia oraz Shkëndija Tetowo? No właśnie. A powinny. Bo to właśnie z tymi dwoma ostatnimi zespołami nasi przedstawiciele dzielnie walczyli o uniknięcie kolejnych blamaży...


    Co ta UEFA wyrabia?!

    Mnie jedynie w tej całej zabawnej sytuacji zastanawia, czy ludzie z europejskiej federacji mają głowę na karku? Czy oni w ogóle myślą? Jak dla mnie chorym jest to, że podczas największego piłkarskiego święta, najważniejszej imprezy piłkarskiej na tym kontynencie, która odbywa się zaledwie co cztery lata, zespoły grają o wejście do drugich najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych w Europie. Zakłócając przy tym radość z oglądania walki swoich drużyn narodowych na tym turnieju. W naszym przypadku walki o wejście do strefy medalowej. Bo nienormalnym jest dla mnie to, że dwa polskie kluby grają w międzypaństwowych rozgrywkach dokładnie w ten sam dzień, dokładnie o tej samej porze, kiedy rozgrywany jest najważniejszy mecz trzydziestolecia polskiej piłki nożnej!!!

    Wydaje mi się to także nielogiczne z marketingowego punktu widzenia. Przecież ta maszynka do robienia pieniędzy, jaką jest UEFA, marnuje okazje na dodatkowe zarobki. W trakcie trwania mistrzostw odbyły się aż sto cztery mecze w fazie buraczanej (także eliminacje do Ligi Mistrzów, gdzie grają takie zespoły jak: Alaszkert Martuni albo Lincoln Red Imps). To przecież choćby kasa z praw telewizyjnych. Założę się, że mało jaka telewizja pokazywała tę fazę rozgrywek. Bo i kto by to oglądał?

    Myślę, że jest to dodatkowy strzał w stopę ze strony UEFA za względu na kibiców tych klubów. Niejeden kibic Cracovii miał dylemat - obejrzeć ćwierćfinał europejskiego czempionatu z udziałem naszej kadry czy swój ukochany klub w fazie buraczanej. Domyślam się, że wielu, z bólem serca, ale jednak, wybrała tę pierwszą opcję.


    A może reforma?

    Coraz więcej jest głosów, które mówią, że niezbędna jest reforma. Nie tylko jeżeli chodzi o tę początkową fazę buraczaną. Ale o całe puchary. Małe kluby nie mają wiele do powiedzenia i od dłuższego czasu chcą mieć więcej praw. Nie wiem w sumie, czy to dobrze i ich żądania na pewno są słuszne. W końcu nie tak dawno temu dostaliśmy ogromny handicap w postaci wprowadzenia eliminacji dla mistrzów i niemistrzów, dzięki czemu mistrz Polski nie może trafić na Barcelonę, tak jak przed kilkoma laty Wisła Kraków. Jednak nie potrafimy tego wykorzystać...

    Fakt jest taki, że Liga Mistrzów to zabawa dla tych dużych. Ale - z drugiej strony - moje pytanie brzmi: dla kogo to ma być? Moim zdaniem nazwa nie powinna wprowadzać nas w błąd. Wiele osób uważa, że skoro to Liga MISTRZÓW, to powinni grać sami mistrzowie krajów. Moim zdaniem zaniżyłoby to jedynie poziom europejskiej piłki i jej atrakcyjność. Bo kto chciałby oglądać mecze mistrza Bośni z mistrzem Węgier w najlepszych rozgrywkach klubowych na świecie? Jak dla mnie określenie Liga MISTRZÓW jest bardziej umowne i tak to powinno się interpretować. Drugie słowo uosabiając z siłą tych drużyn, a nie z ich aktualną pozycją na krajowym podwórku.

    Jeżeli już coś miałoby podlec reformie, to raczej eliminacje. Po pierwsze - niech biorą w nich udział także te mocarstwa. Niech udowodnią tym niedowiarkom, że, pomimo iż nie zawsze mogą szczycić się mistrzowskim tytułem we własnej lidze, zasługują na występy w Champions League. Po drugie - powinno odbywać się to w innym terminie. Szczególnie kiedy mamy za sobą wielkie imprezy (prócz EURO rozgrywano w tym roku Copa America) i jedną, jaką są Igrzyska, przed nami. Niedopuszczalnym jak dla mnie jest to, że Zagłębie przystępuje do walki o grę w fazie grupowej bez największej gwiazdy, jaką jest Filip Starzyński, a Cracovia musi radzić sobie bez swojego supertalentu Bartosza Kapustki. Zapewne inaczej by się to ułożyło dla krakowian, gdyby rewelacja EURO była w stanie wystąpić...

    Nie można jednak zapomnieć o jednej rzeczy - jednym z głównych argumentów powiększenia ligi do trzydziestu siedmiu kolejek i w konsekwencji potrzeba rozpoczęcia zmagań na ligowych boiskach już w połowie lipca, były nasze występy w europucharach. Po roku okazało się, że aż dwa polskie kluby muszą rozpoczynać eliminacje wcześniej - właśnie w tej fazie buraczanej, tyrając się po Cyprach, Kazachstanach, Azerbejdżanach czy innych Armeniach. Wznawiając przy tym przygotowania do sezonu... tydzień po zakończeniu poprzedniej kampanii... Sorry, ale sami jesteśmy sobie winni. A ligi już wcześniej przestawić się nie da...


    Będzie trudno...

    Przypominacie sobie eliminacje do Ligi Europy sprzed roku? Jagiellonia odpadła z Cypryjczykami w drugiej rundzie. Albo sprzed dwóch lat? Ruch okazał się słabszy - minimalnie bo minimalnie, ale jednak - od Ukraińców w play-offach. Albo Zawisza? Szybko został sprowadzony na ziemię przez Belgów. Co łączy te drużyny? Nie dostały się do fazy grupowej, tak jak większość. To też. Ale przede wszystkim konsekwencje, jakie czekały te zespoły - bicie się o utrzymanie w lidze. Bo kadry są wąskie, a zagranie trzydziestu siedmiu ligowych meczów dla takich drużyn, zakończenie rozgrywek w czerwcu i wznowienie przygotowań po tygodniu, by jeszcze w tym samym miesiącu zacząć grać w fazie buraczanej jest pocałunkiem śmierci.

    Mnie generalnie śmieszy, kiedy słyszę narzekanie polskich zawodników i trenerów. Najbardziej rozbawia mnie chyba Jan Urban, który uparcie stoi przy swoim, że wprowadzenie ESA37 było głupotą. Bo, jak tłumaczy, Lech rozegrał jesienią minionego sezonu trzydzieści osiem spotkań, czyli tyle, ile gra cała liga hiszpańska. Okej, tyle w Hiszpanii grają. Tyle że kluby przeciętne. Siedem drużyn gra tam od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu - albo i więcej - meczów w sezonie. Jeżeli chcesz grać w Europie i coś w niej znaczyć, musisz liczyć się z tym, że niezbędna jest szeroka kadra i odpowiednie przygotowanie do rozgrywek. I sumienna praca, bez narzekania na liczbę spotkań. Bo to wyjścia z fazy buraczanej nam nie da. A tylko ekipy pokroju Lecha i Legii nas mogą stamtąd wyciągnąć - większy potencjał, większy budżet, i przede wszystkim więcej czasu na przygotowania do europucharów.

    Legia już dzisiaj rozpoczyna grę w eliminacjach do Champions League. Zobaczymy jak to będzie. Oni też zagrają bez kilku graczy, którzy wystąpili na EURO. Nie wystąpią między innymi Ondrej Duda, Nemanja Nikolić, Tomasz Jodłowiec i Michał Pazdan. Jednak pierwsza przeszkoda nie powinna stanowić większych problemów. Pomimo niedługich przygotowań, braków kadrowych i szybkiego rozpoczęcia walki w meczach o stawkę. Zobaczymy, co będzie potem. Bo w tym roku to oni są naszą jedyną nadzieją. W Zagłębie i Piasta nie wierzę. Mogą się co najwyżej skompromitować.

    Jeżeli Legia weszłaby do Ligi Mistrzów, co od dwóch dekad pozostaje wyłącznie marzeniem polskiego kibica, nie muszę nawet mówić, co by to oznaczało. Odskoczenie od reszty stawki na lata świetlne bez dwóch zdań. No i może faza buraczana skończyłaby się dzięki awansowi w rankingu?

    Prędzej jednak od fazy buraczanej zostalibyśmy uwolnieni w przypadku reformy. Nad którą te wszystkie komitety i stowarzyszenia dyskutują. Ale do której raczej, moim zdaniem, nie dojdzie. Dużym to nie na rękę. Więc szansa na rozpoczęcie gry dla naszych reprezentantów na międzynarodowej arenie choćby w tym samym czasie, co na krajowym podwórku, jest nikła. Jedynym pocieszeniem pozostaje fakt, że Cracovia odpadła, kiedy Europa jeszcze nie patrzyła...




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Kolejne felietony

    Mistrz Mateusz 2016-07-28 18:04:51

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Po zakończeniu cyklu felietonów „EURO okiem Bastionowicza” postanowiłem zrobić sobie dłuższą przerwę od pisania. Co prawda nadal piszę artykuły na moim portalu (na tym samym, na którym publikowałem ten blog), ale to zupełnie inna bajka. Felieton to coś zupełnie innego. W pisaniu bardziej wyczerpującego. Wymagającego większego zaangażowania, skupienia się. Dania z siebie wszystkiego. Wspięcia się na wyżyny swoich dziennikarsko-literackich umiejętności.

    Co prawda napisałem jeden felieton po blogu, ale wyłącznie jeden. Niby dziesięć dni po zakończeniu cyklu „EURO okiem Bastionowicza", lecz od ponad dwóch tygodni nic nie napisałem ani nie opublikowałem.

    Potrzebowałem po prostu drobnej przerwy. Pisząc felieton o fazie buraczanej myślałem, że żadna przerwa nie będzie konieczna. Myślałem, że się tym w żadnym stopniu nie zmęczyłem i jestem gotów do dalszego regularnego pisania. Niestety, jednak się pomyliłem. Codzienne pisanie około pięciuset słów przez ponad pół miesiąca jednak wyczerpuje. Chociaż, niewątpliwie, pisanie jest dla mnie narkotykiem.

    Niczego nie obiecuję, ale mam nadzieję, że w najbliższym tygodniu wrócę do regularnego pisania. Tak jak od stycznia do czerwca, będę starał się pisać przynajmniej jeden felieton tygodniowo. Mam jeden pomysł, za który lada moment się zabiorę. Nie wiem jedynie, kiedy to opublikuję. Ani w jakie dni będę publikował następne teksty. Wolę nie określać tego, bo, jak zwykle, zapewne by nie wyszło. Ostatnio pisałem, że felietony będą się pojawiać w weekendy, po czym pojawiały się w czwartki. Ogłosiłem zatem, iż na pewno nie będą pojawiać się od poniedziałku do środy, po czym... właśnie w te dni się pojawiały. Zatem, tak jak napisałem, niczego nie obiecuję. Mogę jedynie zapewnić, że Mistrz Mateusz is back. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź jutrzejszego felietonu

    Mistrz Mateusz 2016-08-10 22:49:28

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Już jutro rano opublikuję pierwszy felieton po moim powrocie do, mam nadzieję, regularnego pisania. Miał się on ukazać tydzień temu, ale dałem sobie jednak trochę więcej wolnego, za co przepraszam. Ale już jutro będzie pierwszy. I być może, chociaż nie obiecuję, nie ostatni w tym tygodniu. A będzie on o Legii i losowaniu czwartej rundy Ligi Mistrzów. Ja po raz kolejny wezmę za przykład mojego idola, i znajomego zarazem, Przemka Rudzkiego i, podobnie jak on, zamieszczę fragment felietonu, który musi przejść jeszcze etap ostatecznej obróbki, na dzień przed publikacją całego tekstu. Łapcie:

    Przez to, co Legia prezentuje, doszedłem do wniosku, że trenerzy są jak politycy. Przychodzą, obiecują gruszki na wierzbie i przekonują, jak to będzie genialnie, a potem wychodzi kaszana. Spójrzmy tylko na Hasiego. Albańczyk obiecywał piękną grę wojskowych, granie piłką, dużą wymianę krótkich podań, cudowne akcje rodem z ligi hiszpańskiej, a nawet tiki-takę. I poprawę gry obronnej. Żadnej z tych obiecanek jak do tej pory nie spełnił. Tak samo zresztą jak jego dwaj poprzednicy - Berg i Czerczesow. Moje nadzieje na lepszą i atrakcyjniejszą Legię Hasi podtrzymuje dobrymi transferami. Ściągnięcie dwóch Francuzów (Thibault Moulin i Steeven Langil) i Belga (wcześniej wspomniany Ofoe) to definitywnie kroki w dobrą stronę. Były szkoleniowiec Anderlechtu sprowadził zawodników, którzy potrafią zrobić różnicę w kluczowych momentach. Jeżeli warszawiakom nie będzie szło w rywalizacji z Dundalk (nie daj Boże), to zawsze będzie można liczyć na nowe twarze w ekipie mistrza Polski.


    Ja oczywiście zachęcam do czytania i komentowania. Nie musicie pisać niewiadomo jak długie posty. Wystarczy, że napiszecie, że przeczytaliście. Jeżeli nie chcecie na forum, to możecie w wiadomości prywatnej. To zawsze mobilizuje do dalszej pracy. Wszelkiego rodzaju rady i wskazówki również mile widziane. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Legia w Lidze Mistrzów. Tego już nie da się spartolić

    Mistrz Mateusz 2016-08-11 16:13:17

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Na Legii presja-gigant. Odpadnięcie teraz to będzie większa kompromitacja niż Bereszyński-gate - napisał po losowaniu czwartej, ostatniej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, Przemysław Rudzki. Trudno się nie zgodzić z dziennikarzem Przeglądu Sportowego. Gdyby mistrzowie Polski nie uporali się z mistrzem Irlandii - Dundalk FC - którego cały zespół jest wart mniej niż Michał Kucharczyk, to moglibyśmy mówić o największym frajerstwie w historii polskiego futbolu...


    Szczęśliwe losowanie

    Jest piątek. Południe. Oczy całej piłkarskiej Polski zwrócone są w kierunku telewizorów. Wszyscy czekają z napięciem, lekko poddenerwowani i spięci. Już za chwilę ludzie UEFA za pomocą magicznych kulek zadecydują, z kim mistrz Polski zmierzy się o raj.

    Pomimo tego, że legioniści zostali rozstawieni (po raz pierwszy w historii), to można było mieć obawy. W końcu ich przeciwnikami mogły zostać tak dobre drużyny jak FC Kopenhaga, Dinamo Zagrzeb czy Łudogorec Razgrad, które w ostatnich latach dostawały się do Champions League. Stawkę tę uzupełniał mistrz Izraela - Hapoel Beer Szewa - oraz Dundalk właśnie. Wszyscy ściskali kciuki za to, by trafić na jednego z tej dwójki. A najlepiej na Irlandczyków, których drużyna jest około pięć razy mniej warta niż nowy nabytek warszawiaków - Vadis Odjidja-Ofoe.

    I stało się. Mogliśmy przełączyć kanał z uśmiechem na twarzy. Legii się niebywale poszczęściło. Zagrają z kompletnymi amatorami. Warto przypomnieć, iż przed dwoma laty mierzyli się z St. Patrick`s Athletic. Wtedy pokonali ówczesnego mistrza Irlandii 6:1 w dwumeczu. Oby tym razem było podobnie. Jednak, tak naprawdę, liczba zaaplikowanych goli jest sprawą drugorzędną. Najważniejszy jest sam awans...


    Amatorzy wyzwaniem?

    Część osób już raduje się z powrotu klubu znad Wisły do tych elitarnych rozgrywek po dwudziestoletnim impasie. Inni przestrzegają przed siłą potężnych wyspiarzy. Ostrzegając, że wyrzucili za burtę etatowego bywalca europejskich salonów, BATE Borysów. O jakości Białorusinów niech świadczy ich wygrana nad Bayernem Monachium w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Zatem w istocie jest to wielki sukces amatorskiej drużyny (triumfu gratulował im nawet sam prezydent Irlandii).

    Tyle że mecz meczowi nierówny. BATE zlekceważyło rywala. I słono zapłaciło. Nie będzie zaskoczeniem, jeżeli napiszę, że wiem niewiele o Dundalk. Słyszałem natomiast, że wyspiarska ekipa nie wybacza nieprzygotowanym. Jestem święcie przekonany, iż Besnik Hasi i jego podopieczni będą przygotowani jak nigdy. Spośród wszystkich krajów, które doczekały się swojego przedstawiciela w piłkarskim raju, czekamy najdłużej na powrót. Więc nie ma tu miejsca na niewyciąganie wniosków z wcześniejszych wpadek czy wpadki BATE albo lekceważenie i nieprzygotowanie się w stu dwudziestu procentach.


    Presja przekreśli plany?

    Tak jak napisał Przemek Rudzki - na Legii ciąży obecnie gigantyczna presja. Już wielokrotnie plątała ona nogi piłkarzom naszych klubów, którzy, między innymi przez nią, w decydujących momentach zawodzili i odpadali z pucharów.

    Teraz w istocie będzie ona szczególna. Nie dość, że legioniści (ani żaden inny polski klub) nie mieli długo okazji mierzyć się w czwartej rundzie kwalifikacji, to na dodatek nigdy do tej rywalizacji nie podchodzili w roli faworyta. Kiedy o fazę grupową grali ze Steauą Bukareszt, to zdecydowanie nie byli za takowego uważani. Grać będą z amatorami, którzy, patrząc na współczynnik UEFA, są zdecydowanie najsłabszą ekipą spośród grona dwudziestu biorących udział w tej rundzie. Poza tym przez ich głowy z pewnością przeszły myśli typu: co będzie, jak przegramy? Wówczas na pewno zostaną obwieszczeni frajerami stulecia. Kibice i media nie pozostawią na nich suchej nitki. Myślę, że to wystarczająco dużo powodów, by ta presja była naprawdę ogromna.


    A co z formą i stylem?

    Patrząc na rangę obu klubów na arenie międzynarodowej, widać od razu, że różnica jest kolosalna. Pytanie tylko brzmi: czy Legia Warszawa znajdująca się w tak kiepskiej formie jest w stanie poradzić sobie z Dundalk tak, jak dwa lata temu z innym przedstawicielem wyspiarskiego państwa?

    Nie ma co gadać - Legia nie porywa. Ich styl jest bardzo mizerny. Nie, oni po prostu nie mają stylu. W tym sezonie obejrzałem każde ich spotkanie, z wyjątkiem Superpucharu, w którym dostali manto od obecnej czerwonej latarni ekstraklasy - Lecha Poznań - 1:4. Przez to, co Legia prezentuje, doszedłem do wniosku, że trenerzy są jak politycy. Przychodzą, obiecują gruszki na wierzbie i przekonują, jak to będzie genialnie, a potem wychodzi kaszana. Spójrzmy tylko na Hasiego. Albańczyk obiecywał piękną grę wojskowych, granie piłką, dużą wymianę krótkich podań, cudowne akcje rodem z ligi hiszpańskiej, a nawet tiki-takę. I poprawę gry obronnej. Żadnej z tych obiecanek jak do tej pory nie spełnił. Tak samo zresztą jak jego dwaj poprzednicy - Berg i Czerczesow. Moje nadzieje na lepszą i atrakcyjniejszą Legię Hasi podtrzymuje dobrymi transferami. Ściągnięcie dwóch Francuzów (Thibault Moulin i Steeven Langil) i Belga (wcześniej wspomniany Ofoe) to definitywnie kroki w dobrą stronę. Były szkoleniowiec Anderlechtu sprowadził zawodników, którzy potrafią zrobić różnicę w kluczowych momentach. Jeżeli warszawiakom nie będzie szło w rywalizacji z Dundalk (nie daj Boże), to zawsze będzie można liczyć na nowe twarze w ekipie mistrza Polski.


    Skok milowy

    Dzięki awansowi do Ligi Mistrzów Legia dokona milowego skoku. Zarobi kolosalne pieniądze. Nagle ze stumilionowego budżetu zrobi się dwa razy taki. Klub ze stolicy zdecydowanie odskoczy reszcie stawki. Pozwolą sobie na ściągnięcie trzech co najmniej takich samych piłkarzy jak Odjidja-Ofoe. Co rok będą wygrywać ligę w cuglach i staną się Bayernem bądź PSG ekstraklasy pełną gębą.

    W ostatnich latach sporo było porównań Legii do Bayernu. Tyle że od co najmniej trzech lat nie mieliśmy mistrza Polski. Od lat najlepsza drużyna w naszym kraju wygrywała ligę w mało przekonującym stylu, ze sporą liczbą remisów i przegranych, a także straconych goli. Dwa lata temu Lech Poznań był najsłabszym triumfatorem rozgrywek ligowych w całej Europie pod względem liczby punktów. Teraz z pewnością będzie inaczej.

    Życzę im mocnych przeciwników w grupie. Z kilku powodów. Pierwszym z nich jest ich rozrastający się budżet. Dzięki konfrontacjom z takimi ekipami jak Real, Barcelona czy Bayern, na pewno się wzbogacą na biletach i prawach do transmisji. Poza tym to coś świetnego móc zagrać przeciwko takim zespołom w meczu o stawkę. Powiedzmy sobie szczerze - na kogokolwiek Legia w grupie by nie trafiła, to i tak szanse na awans są nikłe. A lepiej odpadać z potęgami.

    Legioniści nie chcą tam grać, by wygrywać i awansowywać. Oczywiście, o to chodzi w sporcie, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Prezesi stołecznego klubu mocno stąpają po ziemi i nie chodzą z głowami w chmurach. Stąd też właśnie tak podchodzili do letnich transferów. I nie będą również oczekiwać niewiadomo jakich cudów. Wiedzą doskonale, gdzie znajduje się ich miejsce w szeregu. Do tej zapełnionej nowobogackimi sali balowej wchodzą po to, by uczyć się dobrych manier. Zbierać doświadczenie, które wykorzystają w następnych latach.

    Poza tym, naszym drużynom zawsze lepiej grało się z lepszymi. Czy oznacza to cokolwiek w przypadku Dundalk? Śmiem wątpić. Tym bardziej, że w dwumeczu nie zagra Bartosz Bereszyński. Zatem już nic nie może stanąć Legii na drodze do raju...




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • W wielkiej piłce nie ma sentymentów: Götze in, Kuba out. Dziwny jest ten świat..

    Mistrz Mateusz 2016-08-18 17:44:37

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    -Jak najwięksi do ciebie przychodzili, to im odmawiałeś, bo dla nas krwawiłeś i Dortmund był twoim domem. 9 lat potu i krwi na prawej stronie, z przodu czy z tyłu - to słowa piosenki niemieckiego rapera - Mikiego Puljica - o byłym już zawodniku Borussii Dortmund - Jakubie Błaszczykowskim, który niedawno opuścił Signal Iduna Park i przeniósł się do VfL Wolfsburg. -Chociaż jesteś teraz "Wilkiem", chciałbym, żebyś dostał pomnik ze złota - śpiewa M.I.K.I.

    Reprezentant Polski to prawdziwa legenda klubu z Westfalii. Raper nazwał go "Tottim Borussii". Warto przy tej okazji przypomnieć, iż Francesco Totti to żywa legenda AS Romy. 39-latek od 1992 roku jest piłkarzem rzymskiej drużyny, dla której rozegrał ponad sześćset spotkań w samej lidze włoskiej.

    -Oferta od Schalke, ale nie chciałeś być zdrajcą. Teraz musisz odejść, a zdrajcy wracają, dziwny ten świat - wylewa swoje żale niemiecki artysta. Odwołując się rzecz jasna do powrotu Mario Götze, który przed trzema laty zdradził BVB na rzecz największego rywala - Bayernu Monachium. Teraz trener Thomas Tuchel i zarząd Borussii wspólnie uznali, że w zespole nie ma już miejsca dla wiernego od lat żółto-czarnym barwom Kuby, a jest dla gościa, którego nienawidzi większość fanów dortmundzkiego potentata. W istocie, dziwny jest ten świat...


    Tuchel na nie

    Warto przypomnieć, że już rok temu Kuba Błaszczykowski opuszczał Dortmund. Poprzedniego lata, nowy szkoleniowiec BVB - Thomas Tuchel - odstawił ludzi Kloppa, którzy wraz z nim osiągali wielkie sukcesy: dwa mistrzostwa Niemiec i finał Ligi Mistrzów, co przywołuje zresztą Miki Puljic, nazywając Kubę przy okazji liderem zespołu. Po licznych kontuzjach, które od wielu miesięcy trapiły Polaka, znalazł się w gronie tych niechcianych. Przeniósł się wówczas na roczne wypożyczenie do Fiorentiny, by odbudować swoją markę i, być może, powrócić do Dortmundu.

    Wrócić, wrócił. Ale nie w blasku chwały po fenomenalnym sezonie w słonecznej Italii, a po rozczarowujących rozgrywkach, w których mało grał. Zespół ze Stadio Artemio Franchi miał prawo wykupu skrzydłowego, lecz z niego nie skorzystał, zwracając go drużynie z Zagłębia Ruhry.

    Mimo kiepskiego sezonu, były zawodnik krakowskiej Wisły został powołany przez Adama Nawałkę do 23-osobowej kadry na EURO 2016. Okazał się kluczową postacią naszej reprezentacji, która, między innymi dzięki jego bramkom i dobrej grze, zaszła aż do ćwierćfinału i otarła się o medal. Życie okazało się jednak, po raz kolejny w przypadku byłego kapitana drużyny narodowej, niesprawiedliwe. Kuba nie wykorzystał karnego, przez co musieliśmy obejść się smakiem. Mimo to, wszyscy wspierali i podtrzymywali na duchu pomocnika. Nikt nie rozpamiętywał mu tego karnego. Został okrzyknięty bohaterem narodowym. Poza tym dobrze wiemy, co znaczy duża piłkarska impreza, którą oglądają kibice w całej Europie, a także wysłannicy wielu drużyn szukających wzmocnień. Lepszego okna wystawowego nie ma...


    Brak drugiej szansy

    Lepszego okna wystawowego nie ma. Wielu piłkarzy, dzięki dobrym występom w tak ważnych meczach, często - czasami zasłużenie, czasami nie - staje się bohaterami ciekawych transferów. Pierwszym przykładem, który przychodzi mi do głowy, jest Bartosz Kapustka, który był na ustach całej Europy po świetnym meczu przeciwko Irlandii Północnej. Między innymi dzięki temu przeszedł za ogromne pieniądze do mistrza Anglii - Leicester City.

    Wydawałoby się, że po turnieju, który niewątpliwie był turniejem życia dla Błaszczykowskiego, oferty będą przychodzić non stop i będzie ich multum. Sporo mówiono o zainteresowaniu ze strony byłego trenera Kuby - Jurgena Kloppa, który chciał ściągnąć go do Liverpoolu. Była ta wspomniana oferta z Schalke, a także z Wolfsburga. Zatem sporo było chętnych na pozyskanie 30-latka. Natomiast mnie dziwi to, jak Kubę potraktowano w Dortmundzie. W końcu jest zasłużonym zawodnikiem, legendą. Fani BVB go uwielbiają, pisali nawet do zarządu klubu petycję o to, by nie sprzedawano Polaka.


    Dziwna polityka transferowa

    Z westfalskiego zespołu odeszły trzy wielkie gwiazdy - Ilkay Gundogan, Henrikh Mkhitaryan oraz Mats Hummels. Do kasy klubowej wpłynęło ponad sto milionów euro. Trzeba było zatem tę trójkę zastąpić. Najpierw ściągnięto graczy młodych, nieopierzonych, takich jak Merino, Guerreiro, Mor i Dembele, po czym uznano, że przyda się ściągnąć piłkarzy wyższej klasy. Borussen zagięli wówczas parol na dwóch reprezentantów Niemiec - Mario Götze i Andre Schurrle. Ostatecznie obie sagi transferowe się zakończyły i włodarze klubu z Zagłębia Ruhry dopięli swego. Tego pierwszego odkupili z Bayernu za ponad dwadzieścia milionów, a tego drugiego pozyskali z Wolfsburga za więcej niż trzydzieści.

    Kadra niemieckiego klubu stała się bardzo bogata. Po tych wszystkich zakupach Thomas Tuchel zyskał niemal dwie równorzędne jedenastki. Jasnym stało się, że dla niektórych zawodników nie starczy już miejsca. Kuba, tak jak rok temu, dostał zielone światło na szukanie nowego pracodawcy.

    Okazał się nim Wolfsburg. "Wilki" pozyskały reprezentanta Polski za... pięć milionów euro. Pomimo wieku, licznych kontuzji na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy oraz słabego sezonu w Fiorentinie, jest to suma absolutnie nieadekwatna do umiejętności Błaszczykowskiego. Tym bardziej, kiedy spojrzymy na te wszystkie zwariowane transfery, jak Pogba w Manchesterze United za sto pięć milionów albo Higuain w Juventusie za dziewięćdziesiąt. Reasumując, dyrektor sportowy VfL - Klaus Allofs - zdecydowanie wygrał z duetem dortmundzkich włodarzy Watzke-Zorc, którzy przepłacili za Schurrle. Jeszcze zimą reprezentant Niemiec był ściągany przez Wolfsburg z Chelsea, w której sobie nie poradził, za podobne pieniądze, za które teraz przeszedł do Borussii. Po nieudanej rundzie wiosennej w barwach "Wilków" i słabych mistrzostwach Europy, nikt po Andre nie płacze. Tym bardziej, że za grosze ściągnęli gościa, który miał - w przeciwieństwie do Schurrle - udane EURO i już strzela gole dla ósmej ekipy poprzedniej kampanii Bundesligi.


    Brak szacunku dla legend

    Po odejściu Kuby, żale wylewał inny były zawodnik "żółto-czarnych", obecnie reprezentujący drugoligowy VfB Stuttgart - Kevin Großkreutz: -Na wdzięczność możesz dziś liczyć tylko wśród fanów! Jeśli coś nie idzie po twojej myśli, nikt nie da ci drugiej szansy. Futbol nie jest już tym samym, co kiedyś. Ceny są chore, liczy się tylko sukces i komercja.

    28-latek doskonale wie, co mówi. Żołnierz Kloppa został sprzedany przed rokiem do Galatasaray Stambuł. Thomas Tuchel uznał, że wychowanek Borussii jest zbędny i - w ogóle nie patrząc na to, jak ważną postacią był dla kibiców - pozbył się go bez żalu. Może nie był wybitnym piłkarzem o niewiadomo jakich umiejętnościach, technice, podaniu, dryblingu, przeglądzie pola i Bóg wie, czym jeszcze, ale zawsze na boisku zostawiał serce. Nie odpuszczał żadnej piłki, biegał od pola karnego do pola karnego. Często był rzucany po różnych pozycjach. Wielu piłkarzy mogłoby się na trenera za takie coś obrazić. Ale nie on. Dla niego nie było różnicy, czy wystąpi na swojej ulubionej pozycji, jaką jest - przypuszczalnie - lewa pomoc, czy nawet na bramce, na której zdarzyło mu się notabene wystąpić. Dla niego najważniejsza była gra w żółto-czarnych barwach. Jako dzieciak chodził na mecze, marzył o występie w swoim ukochanym klubie. A ostatecznie pokazano mu drzwi.

    Dla kibiców stał się on uosobieniem tego, co w futbolu zanika - obustronnej wdzięczności, lojalności, przywiązania. Romantyczności. Taki rodzaj piłkarzy jak Totti, Lampard, Gerrard, Buffon, Großkreutz czy Błaszczykowski wymiera. Ci przeze mnie wymienieni są ostatnimi przedstawicielami gatunku "na dobre i na złe". Tak jak Kevin stwierdził: dziś w piłce liczą się pieniądze, zarobek, spektakularne transfery, komercja.

    Naprawdę dziwny jest ten świat. Tak dobry piłkarz jak Kuba odchodzi, a w jego miejsce przychodzi zdrajca. Mario Götze, bo o nim mowa, będzie musiał się natrudzić, by odzyskać zaufanie kibiców. Ale to już historia na inną opowieść...





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź piłkarskiego felietonu... z domieszką SW

    Mistrz Mateusz 2016-09-01 01:17:23

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Przepraszam za to, że tydzień temu nie ukazał się felieton mojego autorstwa. Jednak wracam. Jutro (a w zasadzie to dzisiaj) opublikuję felieton o wojnie Manchesterów. Derbach, które będą ekscytujące jak nigdy. Nie będzie tym razem śródtytułów. Wydaje mi się, że ten felieton to krok w dobrą stronę. W stronę mojego idola, i znajomego zarazem - Przemka Rudzkiego. Myślę, że jest to w miarę ciekawy i w miarę dobry tekst. Czy najlepszy mojego autorstwa? Nie wiem, trudno mi to powiedzieć. Mam nadzieję, że Wy to ocenicie.

    Będzie też trochę o SW. Przynajmniej jeden solidnej długości akapit jest porównaniem właśnie do świata Gwiezdnych Wojen. Myślę więc, że choćby dlatego będzie to dla Was tym bardziej ciekawa lektura. Teraz wrzucam krótką zapowiedź:

    Architekta Manuela Pellegriniego, który nie potrafił zbudować drapacza chmur o solidnych fundamentach, zastąpił taktyk i trenerski geniusz - Pep Guardiola. Hiszpan uznał, że nie ma co czekać, więc zabrał się do roboty. Nie widział jednak sensu burzenia chwiejnej konstrukcji wykonanej przez swojego poprzednika. To zajęłoby zbyt dużo czasu. Wystarczyło zrewitalizować (ładne słowo, jednak za często go używam) kilka fontann, pomników i wieżyczek. Dodać kilka witraży ozdobnych. Wiadomo, na zbudowanie drugiej Sagrady Familii potrzeba czasu, a właśnie w to celuje Pep. W coś pięknego, wolnostojącego, ekstrawaganckiego. Z zegarem przeogromnych rozmiarów, który będzie robić „tik-tak”.


    Ja Was, jak zwykle, zachęcam do komentowania, czytania, dzielenia się przemyśleniami, myślami, własnymi spostrzeżeniami i zwracania mi uwagi na błędy i mówienia, co mogę lub powinienem poprawić. Jak widzicie, wychodzi na to, że po powrocie do regularnego pisania piszę w czwartki. Przynajmniej na razie. Nie wiem, czy tak zostanie. Zobaczymy. Jakby co, to będę informował. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Derby Manchesteru ekscytujące jak nigdy, czyli o... doliczonym czasie gry

    Mistrz Mateusz 2016-09-01 16:31:37

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Muszę Wam powiedzieć, że jestem przekonany, iż derby Manchesteru zostaną rozstrzygnięte w doliczonym czasie gry. Spytacie: dlaczego? „A dlaczego nie!” - jakby to w swoim stylu odpowiedział znany mi polityk. Ale dzisiaj nie o polityce mowa.

    Chociaż niewątpliwie przed samym meczem polityki sporo będzie. Ważny mecz, którego stawką jest prym w lidze angielskiej.

    Pięknie to się wszystko ułożyło. I Manchester United, odnowiony, zrewitalizowany, i Manchester City, poukładany, odświeżony. Rozgrywki ligowe zaczęły się z przytupem. Dziewięć punktów w trzech kolejkach. Były momenty lepsze, były też gorsze, ale to normalne na początku sezonu, kiedy nie wszyscy zawodnicy są w pełni formy.

    Tym bardziej jest to normalne, kiedy spojrzymy na obie ławki trenerskie. Też odnowione, zrewitalizowane, odświeżone. Architekta Manuela Pellegriniego, który nie potrafił zbudować drapacza chmur o solidnych fundamentach, zastąpił taktyk i trenerski geniusz - Pep Guardiola. Hiszpan uznał, że nie ma co czekać, więc zabrał się do roboty. Nie widział jednak sensu burzenia chwiejnej konstrukcji wykonanej przez swojego poprzednika. To zajęłoby zbyt dużo czasu. Wystarczyło zrewitalizować (ładne słowo, jednak za często go używam) kilka fontann, pomników i wieżyczek. Dodać kilka witraży ozdobnych. Wiadomo, na zbudowanie drugiej Sagrady Familii potrzeba czasu, a właśnie w to celuje Pep. W coś pięknego, wolnostojącego, ekstrawaganckiego. Z zegarem przeogromnych rozmiarów, który będzie robić „tik-tak”.

    Przywieziony przez Hiszpana prosto z jego bawarskiej chatki zegar, który targa tak po Europie jeszcze od czasów pracy w Barcelonie, został zamontowany przez podwykonawców w trymiga. Już funkcjonuje tak, jak powinien. Każdy jego element chodzi niemal perfekcyjnie. Czasem coś się psuje i trzeba zegar na nowo nastawić, ale cała budowla zaczyna wyglądać tak, jak Pep sobie wymarzył. Nawet ten szybki, miejscami za szybki element nabierającej właściwych kształtów konstrukcji, i równie nieskuteczny jak nieefektowny - Raheem Sterling - powoli dopasowuje się do architektonicznego stylu Pepa.

    Obaj architekci, zarówno Guardiola, jak i Mourinho (choć nie są nimi z wykształcenia) dostali na budowę swoich dzieł krocie. No, dobra, w zasadzie to tylko odsetki szejków i bogatych Amerykanów. Mimo że tylko odsetki, to nadal mówimy tu o sumach rzędu, bagatela, ponad stu pięćdziesięciu milionów funtów.

    O ile Guardiola poszedł bardziej w ilość, ściągając przyszłościowych graczy jak Stones, Sané i Zinchenko, albo po prostu mniej znanych jak Nolito, o tyle „The Special One” sprowadził za potężne pieniądze króla asyst Bundesligi - Henrikha Mlhitaryana, który jak na razie u niego nie gra. No i crème de la crème, jakim było pobicie rekordu transferowego za Paula Pogbę. I prawdziwy transferowy majstersztyk - gość od zadań specjalnych, czyli najbardziej wyszukanych goli, jakie można sobie tylko wyobrazić - Zlatan Ibrahimović. Za ile? Za okrągłe ZERO!

    To będzie wielki pojedynek. To, o czym europejskie media huczały przed rozpoczęciem sezonu, czyli wojny wielkich menedżerów. Na sam początek Guardiola kontra Mourinho - przez wielu kibiców i ekspertów uważani za dwóch najlepszych szkoleniowców świata, a przynajmniej należący do ścisłej, światowej czołówki. Jeszcze niedawno mieliśmy okazję oglądać ich pojedynki w La Liga, kiedy to Barça Pepa i „Królewscy” „Mou” walczyli o panowanie w Hiszpanii. Wówczas były emocje, niesamowite zwroty akcji. I prawdziwe wojny przed meczami i po nich. Przepychanki słowne, polityczne zagrywki, o których zdążyłem wspomnieć.

    Jednak to nie koniec wielkich pojedynków. Oprócz tych dwóch najważniejszych, jakimi będą starcia Guardioli i Mourinho, no i oczywiście City i United, będziemy mieli jeszcze wielką rywalizację dwóch snajperów. Aguero kontra Ibra. Dwóch głównych faworytów do korony króla strzelców. Obaj już wystrzelili. Sezon zaczęli w dobrym stylu. Ale dopiero teraz czeka ich prawdziwy sprawdzian. Co innego strzelać Bournemouth, Sunderlandowi, Southampton czy Stoke, a co innego poukładanej drużynie dowodzonej przez genialnego trenera. Teraz czas nadszedł, by snajperowi czyhającemu na samym szczycie najwyższej, najpiękniejszej, najbardziej ozdobionej wieży zakończonej argentyńską kopułą i killerowi osadzonemu w specjalnej kabinie strzeleckiej szwedzkiego wykonania na dachu kilkupiętrowego, nowoczesnego, wypasionego autobusu z siedmioma biegami powiedzieć: „sprawdzam”. Jak i obu ekipom, które my, dziennikarze, ale i bezstronni kibice, uznaliśmy za głównych faworytów do mistrzostwa Anglii.

    No właśnie. Napisałem o tym autobusie. Jestem bardzo ciekaw, jak zagra Mourinho. Czy postawi na sprawdzony wariant, który często stosował między innymi w Chelsea i zabarykaduje drogę do bramki przyzwyczajającej się do posiadania futbolówki drużynie „The Citizens”, czy może postawi na ofensywę. Mam nadzieję, że na to drugie, bo przecież nie po to Portugalczyk przychodził na Old Trafford, by kontynuować tę tragiczną grę United z kadencji Louisa van Gaala. Właściciele klubu z czerwonej części Manchesteru oczekują pięknej gry, a nie defensywki, która José kojarzy się ze średniowiecznym futbolem. Oczywiście Mourinho nie ma racji, bo 19-wieczna piłka polegała niemal wyłącznie na atakowaniu. Wypowiedzeniem tych słów po jednym z przegranych meczów Chelsea, którą wówczas prowadził, pokazał, że nie tylko nie był dobrym piłkarzem, ale nie zna również historii futbolu. Ale czy ma to teraz jakiekolwiek znaczenie?

    Czekamy zatem z niecierpliwością. To będą prawdziwe piłkarskie Gwiezdne Wojny. Skoro już przy tym jesteśmy, to Mourinho kojarzy się trochę z Imperatorem. Bynajmniej nie chodzi o siwe włosy i zmarszczki, które Sidious ma notabene, wiadomo dlaczego, gorsze. Chodzi o tę politykę, styl prowadzenia drużyny. Iście autokratyczny. Nikt nie może się mu sprzeciwić. Nie boi się, podobnie jak Imperator, odstawić na boczny tor tych, którzy zawiedli go chociaż raz albo przestali mu odpowiadać; vide Bastian Schweinsteiger, czy w poprzednich klubach Iker Casillas oraz Juan Mata. Teraz z tym drugim musiał znaleźć jednak wspólny język, jako że ich ścieżki znowu się przecięły.

    To, co Mourinho ma obecnie w rękach, śmiało można porównać do Gwiazdy Śmierci. Mam nadzieję, że Portugalczyk będzie potrafił tę broń wykorzystać lepiej niż Imperator, jego uczeń Vader i Tarkin. Ekipa na czele z Pogbą i Zlatanem ma taką siłę rażenia, że wręcz nie wypada, by tego nie użyć.

    Często kibice piszą rozżaleni: „A dlaczego dzisiaj w telewizji leci ten mecz, a nie tamten? Przecież tamten zapowiada się ciekawiej”. Być może się zapowiada, ale nigdy nie mamy takiej pewności. Mam nadzieję, że derby Manchesteru ponownie będą gwoździem programu jeżeli chodzi o Anglię. W końcu obwieściliśmy rychły powrót dominacji Manchesterów w walce o tron. Po trzech latach gry w kratkę „Czerwonych Diabłów” i niestabilnej formy trzęsącego się u podstaw projektu Manuela Pellegriniego wreszcie będziemy mieć emocje. Będzie można usiąść głęboko w fotelu, zapiąć pasy i startować.

    Nigdy nie obstawiam wyników, bo dobry w to po prostu nie jestem. Ale zaryzykuję tezę, że mecz zostanie rozstrzygnięty w doliczonym czasie gry. Dlaczego? Jeżeli miałbym z pamięci powiedzieć, jakie mecze najbardziej zapadły mi w pamięci ze względu na rozstrzygnięcie właśnie w tym dodatkowym czasie, to bez wahania wymieniłbym dwa: finał Ligi Mistrzów 1998/99, kiedy to Manchester United strzelił dwa gole w doliczonym czasie gry i z wyniku 0:1 wyszedł na prowadzenie w rywalizacji z Bayernem. No i drugi: ostatnia kolejka sezonu 2011/12, kiedy Sergio Aguero zdobył gola w doliczonym czasie na Stadium of Light przeciwko Sunderlandowi i zepchnął tym samym na drugą lokatę rywala zza miedzy. I to wszystko wyłącznie dzięki... lepszemu bilansowi bramkowemu.

    A kto będzie gwiazdą wieczoru? Kun czy Zlatan? Mogą być obaj. W końcu punkty w Fantasy Premier League maniakom tej gry same się nie zrobią... Niestety, nikt jeszcze nie wpadł na to, by do tej gry dodać menedżerów.

    Mam jedynie nadzieję, że po końcowym gwizdku arbitra będziemy mogli powiedzieć to, co powiedział sir Alex Ferguson po tym pamiętnym finale z Bayernem: „Nie do wiary. Nie do wiary. Piłka nożna. Jasna cholera!”





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź felietonu

    Mistrz Mateusz 2016-09-23 03:50:56

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dawno mnie tu nie było. Od odstaniego napisanego i opublikowanego przeze mnie felietonu minęło sporo czasu. W sumie nazbierały się ponad trzy tygodnie. Przepraszam za ten marazm, tym bardziej, że przecież przed nim nie ostrzegałem. Jutro natomiast (a w zasadzie już dzisiaj), opublikuję kolejny felieton. Jest w stu procentach skończony. Pozostało jedynie wybrać jedną z dwóch wersji - długą albo bardzo długą. Mówiąc jednak poważnie - tym razem zastosowałem taki manewr, że zrobiłem wersję finalną i wersję mocno skróconą. Wyrzuciłem sporo dygresji, niepotrzebnych wtrętów, czy zdań lub nawet akapitów (nie patrząc nawet, jak to one ładnie nie brzmią; nie ma że boli...). Muszę tę decyzję jeszcze podjąć i tyle. Teraz natomiast prezentuję fragment, na zachętę, który - cokolwiek by się nie działo - na pewno znajdzie się w finalnym, opublikowanym tekście:

    No i oczywiście prawa do transmisji meczów na całym globie. Wiele osób związanych z futbolem obwieszczyło nadejście katastrofy, mówiąc, że to wszystko zmierza w złym kierunku i w końcu rąbnie w cholerę. Ja natomiast spieszę z wyjaśnieniem, że nic nie ma prawa rąbnąć w cholerę. Ten deal telewizyjny dodatkowo ugruntował pozycję angielskich klubów. Dzisiaj, spadając z ligi, dostajesz horrendalną sumę w wysokości stu milionów. Między innymi dzięki takim zastrzykom, kluby z roku na rok mają coraz większe pieniądze i nic ich nie powstrzyma przed powiększaniem budżetów. Dzisiaj średniaka zaplecza angielskiej ekstraklasy moglibyśmy określić mianem krezusa i potentata, gdyby zamiast na wyspach, występował nad Wisłą.


    Z mojej strony pozostało mi do dodania tyle, co zawsze: czytajcie, komentujcie, oceniajcie, podpowiadajcie i radźcie. Liczę na Was. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Krajobraz po burzy - co tam u Grosika?

    Mistrz Mateusz 2016-09-23 15:11:25

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    „Yes! Kamil Grosicki spełnił marzenia. Zagra w Anglii. Kupiło go Burnley” - taką oto okładkę zaserwował nam Przegląd Sportowy dzień po zamknięciu okna transferowego. Szkoda tylko, że miała niewiele wspólnego z rzeczywistością. Nie chcę się jednak nad najlepszą sportową gazetą w kraju pastwić. Okej, popełnili błąd, można było to inaczej rozegrać. Jak to się mówi - Polak mądry po szkodzie. To sformułowanie idealnie pasuje też do zawirowań związanych z transferem Polaka, do którego - jak zapewne wszyscy wiedzą - nie doszło.

    W tej skomplikowanej historii wszystko rozbiło się w zasadzie o - a jakże - pieniądze. I czas. Jak się okazuje, powiedzenie „program nie jest z gumy”, odnoszące się oczywiście do telewizyjnych realiów, można śmiało przełożyć na świat piłki nożnej. Zamieniając jedynie słowo „program” na zwrot „okienko transferowe”. To okienko zostało z hukiem zatrzaśnięte przed Kamilem. „Grosik” nie spełni swojego największego marzenia. Przynajmniej jeszcze nie teraz...


    Niejasna sytuacja

    Chcące pozyskać Grosickiego Burnley, czasu nie miało ani trochę. Trzeba było szybko działać, albo pozyskanie nowego skrzydłowego, który miał polepszyć ofensywną grę zespołu (bo przecież o nią wołała i nadal woła pomsta do nieba), nie miałoby miejsca. W przeciwieństwie do braku czasu (zastanawia mnie też, kto normalny chce kupić gościa, który ma być ważnym ogniwem drużyny, na kilkanaście, albo nawet - o zgrozo - kilka godzin przed zamknięciem okienka), Anglicy pod dostatkiem mieli pieniądze. A ostatecznie to one zadecydowały (i chciwość każdej ze stron) o tym, że historia nie skończyła się happy endem.

    Może spróbujmy - w miarę obiektywnie i rzetelnie - krok po kroku przedstawić tę całą aferę. Najpierw do Stade Rennes spłynęła oferta z Burnley, w którym - nomen omen - paliło się i biło na alarm w poszukiwaniu dobrego skrzydłowego, który wniósłby jakość do zespołu Seana Dyche`a. Pieniądze proponowane przez „The Clarets” nie satysfakcjonowały Francuzów. Decydenci klubu z Bretanii zarządali w związku z tym wyższej sumy. Włodarze Burnley dali tyle, ile pracodawca Grosickiego żądał. I teraz zaczynamy wyższą szkołę jazdy...

    Do gry wkraczają agenci reprezentanta Polski i sprawa kontraktu indywidualnego. Grosickiemu nie spodobały się pierwotne cyferki, które pokazali mu jego menedżerowie. Ci z kolei wynegocjowali lepsze, na które Polak przystał. Tyle że, kiedy był już po testach medycznych (a one w 99% przypadków oznaczają klepnięcie transferu) i przyszło do zawarcia umowy, okazało się, że... cyferki się nie zgadzają. I to nie tylko jego pensja, ale i kwota transferu ustalana pomiędzy oboma klubami. Generalnie nie wiadomo o co chodzi. Rozgardiasz. Nic więcej. W końcu zakończyło się tak, że każdy się wkurzył, obraził i ostatecznie wycofał. Z transferu Polaka wyszły nici...


    Wyliczeni bogacze

    Tę całą sytuację można opisać jednym zdaniem - śmiech przez łzy. Z jednej strony szkoda mi Kamila, a z drugiej nie jestem w stanie pojąć tego wyrachowania, tego wyliczenia obu klubów, dla których ważniejsza okazała się kasa niż honor i dane słowo. Ogółem rzecz biorąc to trochę tak, jakby wejść do warzywniaka (nie mylić z moim ostatnim gościem w programie „Druga strona medalu” - Jakubem Wawrzyniakiem) i kłócić się ze sprzedawcą o kwotę za główkę kapustki. Na marginesie mówiąc - jest to wręcz żenujące, i - w przeciwieństwie do samego warzywa - niesmaczne. Przecież różnica dwóch złotych - w tę stronę albo w drugą - nie zrobi kupującemu ani sprzedającemu różnicy. Tak samo jest tutaj. Pieniądze, jakie wchodziły w grę, można śmiało porównać właśnie do ceny za kapustę. Dla Burnley nie jest to kwota z kosmosu, tym bardziej patrząc na to, że grają w Premier League (kasa za prawa telewizyjne i wszystko jasne). Poza tym wydawali już większe sumy. A Rennes? Mają niezły zespół, kilku utalentowanych zawodników. Może Borussii na Dembele nie wydoili (chapeau bas dla BVB za ten transfer), ale patrząc na obecny rynek i te chore ceny - wydoją następnych. A dwa miliony to też nie jest dla nich majątek.

    Abstrahuję już od tego, że Leicester, kupując tę najdroższą Kapustkę w Polsce, nie targowało się ze sprzedawcą. Cracovia powiedziała: „9 milionów euro”. „Lisy” nie okazały się chytre i bez wahania zapłaciły te pieniądze, który były - nawet pomimo zdobytego mistrzostwa - wcale niemałe (tym bardziej kiedy spojrzymy, że zapłacili tyle za gościa, który gra w... rezerwach).


    Przykre czasy pieniądza i komercji

    Premier League to istna maszyna do zarabiania pieniędzy. W klubach zielonego jest więcej niż w lasach. Ta pędząca i niezatrzymująca się machina, którą śmiało można nazwać perpetuum mobile, kosi kasę wszędzie, gdzie to tylko możliwe - drogie wejściówki bądź karnety oraz takie rzeczy jak: klubowe koszulki, piłki, piórniki, koce, pościele, kredki, czy szczoteczki do zębów. Bo przecież jak można czyścić swoje zęby czymś, co nie ma herbu ani barw ukochanego klubu?

    No i oczywiście prawa do transmisji meczów na całym globie. Wiele osób związanych z futbolem obwieszczyło nadejście katastrofy, mówiąc, że to wszystko zmierza w złym kierunku i w końcu rąbnie w cholerę. Ja natomiast spieszę z wyjaśnieniem, że nic nie ma prawa rąbnąć w cholerę. Ten deal telewizyjny dodatkowo ugruntował pozycję angielskich klubów. Dzisiaj, spadając z ligi, dostajesz horrendalną sumę w wysokości stu milionów. Między innymi dzięki takim zastrzykom, kluby z roku na rok mają coraz większe pieniądze i nic ich nie powstrzyma przed powiększaniem budżetów. Dzisiaj średniaka zaplecza angielskiej ekstraklasy moglibyśmy określić mianem krezusa i potentata, gdyby zamiast na wyspach, występował nad Wisłą.

    Sytuacja finansowa najbiedniejszych i najgorzej prosperujących przedsiębiorstw, a do takiego właśnie zalicza się Burnley (czy nam się to podoba czy nie, kluby takowymi są, bo na koniec dnia najważniejsze w końcu jest, ile mamy w kasie), w Anglii jest bardzo stabilna i równa. Zatem dwa miliony różnicy to żadna różnica. Burnley się tylko ośmieszyło, nie przystając na wymagania zarówno piłkarza, jak i jego dotychczasowego pracodawcy, który - jak już przy ośmieszaniu się jesteśmy - również nie zachował twarzy.


    Jak to się zakończy?

    Kamil Grosicki pozostanie piłkarzem Rennes przez co najmniej cztery najbliższe miesiące. Musi poczekać na następne okno transferowe, w którym najprawdopodobniej - nawet w przy pierwszej lepszej ofercie - odejdzie. To najbardziej możliwy scenariusz. Trudno jest mi sobie wyobrazić „Grosika” grającego w barwach Rennes jak gdyby nigdy nic. Tę tezę dobitnie potwierdzają słowa byłego piłkarza Jagiellonii Białystok: - Zawiodłem się na kilku osobach. Nie wiem, jak podam im rękę. Gdybyśmy funkcjonowali w innym świecie, to moja noga by tam nie postała. Zrobiłbym wszystko, żeby znaleźć się w innym klubie, zmienić otoczenie. Życie pokazuje, że nie warto ufać słowom, a trzeba mieć wszystko zabezpieczone na papierze.

    Te słowa notowań Polaka w zespole z całą pewnością nie poprawiły. Po powrocie do zdrowia, trafił do rezerw. Będąc szczerym, taka sytuacja jak najbardziej mi pasowała. Zanim jednak zabrałem się za dokończenie tego tekstu, Polak powrócił do pierwszej drużyny, zdobywając gola i zaliczając asystę. Okazuje się, że Grosicki w tak słabej sytuacji niekoniecznie musi się znajdować. Tylko ponownie było to tylko wejście z ławki...

    Przed Kamilem niezwykle trudne miesiące. W najbliższym czasie będzie musiał bardzo się starać, by wskoczyć do podstawowego składu Rennes. Tylko regularna i dobra gra może zagwarantować mu spełnienie marzeń - zagranie w lidze angielskiej. Ale może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W Burnley w istocie się pali i za chwilę może tam już nie być Premier League. A chyba nie o to „Grosikowi” chodzi, czyż nie?




    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź felietonu o Legii

    Mistrz Mateusz 2016-10-02 19:37:59

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Jutro opublikuję kolejny felieton, tym razem na nieco ponad tysiąc słów o patologicznej sytuacji w Legii. Zdradzę Wam nawet tytuł, a co: „Legijny Teatr Absurdów”. A tu fragment tekstu:

    Od trzech lat non stop słyszę, że Legia potrzebuje klasowego skrzydłowego. Co pół roku jakieś nowe wynalazki przewijały się przez Łazienkowską, ale znikały szybciej, niż się pojawiały. Tym razem nie było mowy o odwaleniu fuszerki i ściągnięciu pierwszego lepszego skrzydłowego. Potrzeba było kogoś z klasą. Przebojowego, technicznego. Takiego lidera ofensywnej linii pomocy. Padło na Steevena Langila.

    Piłkarz z imponującym CV, przez lata występujący w Ligue 1. Media przedstawiały go jako piłkarza, który był pierwszym asystentem Ireneusza Jelenia, kiedy ten zostawał wicekrólem strzelców we Francji. To musi robić wrażenie. Ale czy świadczy o tym, że rzeczywiście polepszy grę zespołu? Być może ma umiejętności, ale jak na razie kompletnie nie potrafi ich sprzedać. Póki co zabłysnął jedynie dobrą grą na pianinie. Jestem ciekaw, kiedy nauczymy się, że piłkarz z dobrą przeszłością nie daje gwarancji dobrej przyszłości.



    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Legijny Teatr Absurdów

    Mistrz Mateusz 2016-10-04 01:43:42

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    „Uwaga! Uwaga! Na Łazienkowskiej otwarty został Legijny Teatr Absurdów!” - taki napis powinien zostać wywieszony przed stadionem stołecznego klubu. Bo teatr ten działa od kilku dobrych tygodni i ma się świetnie.

    Dariusz Mioduski, Bogusław Leśnodorski i reszta weszli w ryzykowny interes. Teatr nie jest taką przyjemną sprawą, jeśli nie ma się kogoś, kto umiałby wyszkolić aktorów. Nie ma nic gorszego niż trener, którego zespół ma w głębokim poważaniu. W końcu trener odszedł. Przyszedł nowy. Tylko czy uda mu się zmienić ten teatr?


    Nieprzygotowani grają

    Po mancie w Superpucharze Polski, czas na rozpoczęcie walki o obronę tytułu. Piłkarze wrócili do gry. Tylko... czy słusznie? Wystawianie w pierwszym składzie gościa, który jeszcze dwa tygodnie wcześniej był we Francji i zaliczał występy z orzełkiem na piersi nie jest dobrym pomysłem. Tomasz Jodłowiec, bo o nim mowa, przystąpił do gry w lidze kompletnie nieprzygotowany.

    Jak dla mnie to niedopuszczalne. Piłkarz był blisko zdobycia medalu na francuskim czempionacie z polską kadrą. Na urlop wyjechał na początku lipca i po półtora tygodnia... zostaje z niego ściągnięty. Przecież należy mu się dłuższy czas na regenerację i odzyskanie siły. I tutaj kolejny absurd.

    Jest nim mianowicie polityka Bogusława Leśnodorskiego, który na Twitterze przyznaje, że - pomimo problemów kadrowych legionistów - głupotą było ściągać reprezentanta Polski z urlopu, bo zrobiono krzywdę jemu i drużynie. Odbieram to jako publiczne przyznanie, że Besnik Hasi popełnił błąd. Bo to przecież on - jako trener - odpowiadał za skład.


    Patologia transferowa cz. 1

    Od trzech lat non stop słyszę, że Legia potrzebuje klasowego skrzydłowego. Co pół roku jakieś nowe wynalazki przewijały się przez Łazienkowską, ale znikały szybciej, niż się pojawiały. Tym razem nie było mowy o odwaleniu fuszerki i ściągnięciu pierwszego lepszego skrzydłowego. Potrzeba było kogoś z klasą. Przebojowego, technicznego. Takiego lidera ofensywnej linii pomocy. Padło na Steevena Langila.

    Piłkarz z imponującym CV, przez lata występujący w Ligue 1. Media przedstawiały go jako piłkarza, który był pierwszym asystentem Ireneusza Jelenia, kiedy ten zostawał wicekrólem strzelców we Francji. To musi robić wrażenie. Ale czy świadczy o tym, że rzeczywiście polepszy grę zespołu? Być może ma umiejętności, ale jak na razie kompletnie nie potrafi ich sprzedać. Póki co zabłysnął jedynie dobrą grą na pianinie. Jestem ciekaw, kiedy nauczymy się, że piłkarz z dobrą przeszłością nie daje gwarancji dobrej przyszłości.

    Inną cierpiącą pozycją był środek pomocy, gdzie trener Hasi nie miał żadnego pola manewru. Na co niemiłosiernie narzekał, szybko nauczył się zdobywać polskie cechy. Ściągnięto zatem kolejną super-gwiazdę - Vadisa Odjidję-Ofoe. Kilkukrotny reprezentant Belgii, były piłkarz Brugii i Anderlechtu. Ostatnio grający w Premier League. Miał z miejsca odmienić grę Legii w środkowej strefie. Tyle że trudno o liderowanie w centralnej części boiska, jeśli ma się nadwagę...


    Patologia transferowa cz. 2

    Albo ten trzeci. Moulin. My się nim zachwycamy, a w gruncie rzeczy jest średnim piłkarzem. Takich jak on na zachodzie jest na pęczki. Niby fajny, ma technikę, przegląd pola, zmysł do gry kombinacyjnej, dużo widzi. Ale to wszystko na niby. Raz błysnął i przygasł.

    Jestem ciekaw, kiedy działacze polskich klubów nauczą się, że nie zawsze zagraniczne znaczy dobre. Zachłysnęliśmy się tymi zachodnio brzmiącymi nazwiskami, które samym swoim pochodzeniem i CV wywierają ogromne wrażenie.

    Ci, którzy regularnie czytają moje teksty mogą pamiętać, że jakiś czas temu pisałem, iż Hasi zna zachód i powinien wiedzieć, co kupuje. Mogę potwierdzić, że nie wiedział.


    Losowanie składu

    Pisałem o trzech piłkarzach, ale Hasi nie potrafił ustawiać składu generalnie. Korzystał z jednego napastnika, kiedy miał dwóch nadających się do wyjściowej jedenastki.

    Jeśli w ekstraklasie można było przymknąć na to oko, to jednym wielkim skandalem jest już skład, który wyszedł od pierwszej minuty w konfrontacji z Borussią. Najlepszy strzelec i gwiazda zespołu - Nemanja Nikolić - na ławce rezerwowych? Tak się dziękuje gościowi, który najpierw dał warszawiakom mistrzostwo, a potem wprowadził ich do Ligi Mistrzów? Przecież Węgier nie po to został przy Łazienkowskiej, żeby mecze w Champions League oglądać z ławy...

    No i Kazaiszwili. Gruzin został wypożyczony z Vitesse na pół roku z opcją wykupu. Przyleciał do Warszawy na kilka dni przed meczem, a pierwszy kontakt z nową drużyną miał... w meczu Ligi Mistrzów. Przecież to jest nienormalne. Tym bardziej jeśli dodamy do tego to, że do swoich kolegów zwracał się... po numerach, bo nie znał jeszcze ich nazwisk. Czy to wymaga jakiegokolwiek komentarza?


    Crème de la crème

    No i przechodzimy do wisienki na torcie. To, co dzieje się w klubie, jest niepojęte. Z Legii śmieją się w całej Europie. Teraz stołeczny klub trafił na okładki gazet z Półwyspu Iberyjskiego. Bynajmniej nie po dobrym występie w Champions League, a po... zamknięciu stadionu na mecz z Realem.

    Polscy kibice chcieli na żywo zobaczyć między innymi Ronaldo i Bale`a. Nie będą mieli takiej okazji. UEFA podjęła decyzję o zamknięciu obiektu na mecz czwartej kolejki grupowej. Po tym, co wydarzyło się na meczu z Dortmundem (chamskie przyśpiewki pod adresem Niemców i europejskiej federacji, burdy na trybunach i - co najgorsze - rasizm), nie ma co się dziwić. Można jedynie żałować, że ukarani zostali normalni kibice. No ale cóż... Lata cackania się z chuliganami przynoszą efekty...


    Co będzie dalej?

    Czy o kimkolwiek innym na Starym Kontynencie było aż tyle razy głośno w przeciągu kilkudziesięciu miesięcy? Chyba nie. Wszyscy pamiętają awans Celtiku tylko dlatego, że Legia wystawiła Bereszyńskiego. A były przecież jeszcze puste trybuny i mnóstwo kar finansowych. Słyszałem też, że Legia znalazła się w księdze Guinnessa z niechlubnym rekordem... najczęściej zamykanego stadionu. A jeżeli nie jest to prawdą, to powinna.

    A teraz - kiedy po dwudziestu jeden latach - trener odwala fuszerkę, wystawiając przypadkowy skład i przyczyniając się do ogromnej kompromitacji. Trzeba też pamiętać, że temu albańskiemu mędrcowi trzeba było zapłacić ogromne odszkodowanie. I wychodzi na to, że zamiast wydawać świeżo zarobione pieniądze na rozwój klubu, transfery, bazy treningowe, szkółki i młodzież, wydajemy na... odprawy dla nieudaczników, kary za wandali i chamów na trybunach oraz kompromitujemy się poprzez zamknięty stadion.

    Jakby tego wszystkiego było mało, to Leśnodorski i Mioduski nie są zgodni co do dalszej wizji rozwoju. Jeżeli istnieje podział na szczycie, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Pewnie któraś ze stron zrezygnuje. Tak będzie chyba najlepiej dla wszyskich.

    Legia wijąca się w konwulsjach porażek to Legia nieatrakcyjna, nieapetyczna i odstraszająca. Taka była Legia Hasiego - trenera na lata, a nie na lato. Teraz na lata ma być Jacek Magiera, który Legię zna jak własną kieszeń. To wciąż jednak eksperyment. Byle w jego ramach udało się zamknąć ten Legijny Teatr Absurdów w cholerę.





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Zapowiedź felietonu

    Mistrz Mateusz 2016-10-18 02:42:16

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Przepraszam za ten drobny przestój z felietonami. Wracam. Byłem na kadrze. Mam dwa gotowe felietony. Wrzucę je w najbliższych dniach. Pierwszy będzie o Kamilu Gliku. Tutaj - już klasycznie - fragment zachęcający do przeczytania. Premiera jutro.

    Glik już się Monaco spłaca. Niektórzy się śmieją, że polski stoper jest tak skuteczny, bo we Francji mało kto go zna i mało kto zaprząta sobie głowę jego kryciem. Miejmy nadzieję, że dalej będzie kontynuował swoją dobrą passę i ciągle wpisywał się na listę strzelców. Ale nie do swojej bramki...

    Tak się składa, że tekst zacząłem pisać dzień przed meczem z Danią, w którym były piłkarz trzeciej drużyny Realu Madryt zdobył samobója (nawiasem mówiąc - nie powinien on zostać uznany). Zbieg okoliczności. A sam gol to zwykły wypadek przy pracy. Takie rzeczy się po prostu zdarzają i nie ma co przykładać do tego zbytniej wagi.



    Zachęcam rzecz jasna do komentowania, czytania i oceniania. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Kamil Glik, czyli Polak potrafi

    Mistrz Mateusz 2016-10-18 19:19:11

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Morderca, zabójca, skała, lider - takie słowa padają o Kamilu Gliku w piejącej z zachwytu francuskiej prasie. Nad Sekwaną są pod wrażeniem Polaka, który w trymiga został gwiazdą Monaco.

    Były kapitan Torino to prawdziwa opoka defensywy wicelidera Ligue 1. Z marszu wszedł do pierwszej jedenastki i pokazał, że Polak potrafi. Chociaż nie każdy w kraju w niego wierzył...


    Naturalny krok

    Po dwóch bardzo dobrych sezonach w Torino oraz świetnym EURO, naturalnym dla Glika stała się zmiana otoczenia. Bo przecież więcej z tymi „Bykami” nie dałoby się już zrobić. Został tam gwiazdą, kapitanem, a nawet - nie bójmy się tego słowa użyć - legendą. Wycisnął tę cytrynę do samego końca. A nawet zbyt przesadnie ją miętolił, bo już przed poprzednim sezonem mógł mieć poczucie, że misja dobiega końca.

    Świadczyć o tym mogło to, że dostawał sporo konkretnych ofert z najlepszych europejskich klubów. Mógł się wówczas zastanawiać - Manchester City, United, a może Bayern? Ostatecznie został. I chyba wyszło mu to na dobre. Dziś wicekapitan kadry jest w Monaco, gdzie gra pierwsze skrzypce.


    Za wysoki poziom?

    Kiedy transfer Glika był finalizowany, w kraju pojawiały się różne głosy. Wsród ekspertów dominowały pozytywne opinie. Jednak środowisko kibicowskie było bardziej podzielone. Część przyznawała rację znawcom. Inni natomiast uznali, że to kompletnie nietrafiona decyzja. Że to za wysoki poziom, że sobie tam nie poradzi i będzie grzał ławę.


    Kompleks zachodu i gorące głowy

    Tu nasuwa mi się gorzka refleksja związana z mentalnością części środowiska kibicowskiego. Nie dość, że my, Polacy, potrafimy zdeprecjonować każdy sukces, to jeszcze nie mamy za grosz wiary. Śmieszy mnie ciągłe słuchanie: „Nie poradzi sobie, jest za słaby na taką drużynę, będzie tylko rezerwowym”.

    Posiadamy również kompleks zachodu. Nie umiemy docenić własnych piłkarzy, drużyn. Ciągle oceniamy zachodnie jako lepsze, nie zagłębiając się zbytnio, czy rzeczywiście tak jest. Nie potrafimy ocenić sytuacji chociaż w miarę obiektywnie. Kierujemy się wyłącznie emocjami podszytymi kompleksami.

    Wracam do sprawy Kamila: w końcu powinniśmy sobie doskonale zdawać sprawę z jego klasy, który nie jest jakimś zwykłym przeciętniakiem. Ewidentnie posiada ponadprzeciętne umiejętności. Nie trzeba być wybitnym znawcą, by to dostrzec. Monaco nie wydałoby przecież dwunastu milionów na średniego obrońcę, bo tyle płaci się raczej za tych dobrych.


    Glik jednym z lepszych

    Po EURO polscy zawodnicy mają na zachodzie wyrobioną, pewną markę. Swoje zrobiły te mistrzostwa, ale i dobra gra naszych najlepszych wizytówek, do których niewątpliwie od dłuższego czasu zalicza się Kamil Glik. Dwucyfrowa liczba goli na przestrzeni dwóch lat też nie jest bez znaczenia.

    W letnim okienku transferowym Polacy zostali sprzedani łącznie za ponad sto milionów euro (!). Wejście smoka w nowych otoczeniach mieli jak do tej pory jedynie Milik i Teodorczyk. No i Glik oczywiście. Z kolei Krychowiak i Zieliński grają, ale nie wszystko. Kapustka w Leicester nie łapie się na ławę. Ale poczekajmy... Normalnym jest, że część zawodników nie od razu odnajduje się w nowych drużynach.

    Na razie cieszmy się tym, co pisze prasa nad Sekwaną o naszym zawodniku: „Glikowi nie zajęło zbyt długo, aby zdobyć obronę Monaco. Kilka udanych interwencji pokazało, że Polak wie, jak dowodzić defensywą swojego zespołu. Dodatkowo wie, jak odnaleźć się w każdej sytuacji”.



    Co to było z Danią?

    Glik już się Monaco spłaca. Niektórzy się śmieją, że polski stoper jest tak skuteczny, bo we Francji mało kto go zna i mało kto zaprząta sobie głowę jego kryciem. Miejmy nadzieję, że dalej będzie kontynuował swoją dobrą passę i ciągle wpisywał się na listę strzelców. Ale nie do swojej bramki...

    Tak się składa, że tekst zacząłem pisać dzień przed meczem z Danią, w którym były piłkarz trzeciej drużyny Realu Madryt zdobył samobója (nawiasem mówiąc - nie powinien on zostać uznany). Zbieg okoliczności. A sam gol to zwykły wypadek przy pracy. Takie rzeczy się po prostu zdarzają i nie ma co przykładać do tego zbytniej wagi.

    Jednak martwić może sama postawa Glika w meczach z Danią i Armenią. Nie wyglądał na lidera formacji obronnej. Był elektryczny, popełniał sporo prostych błędów. Jak wyliczył serwis Foot365.fr - w pierwszych 630 minutach w barwach Monaco popełnił zaledwie trzy błędy. Tutaj było ich znacznie więcej.


    Będzie tylko lepiej

    Niektórzy zarzucali Kamilowi, iż ten pozazdrościł trzech goli Robertowi Lewandowskiemu. Po czterech meczach posuchy w Bayernie, kapitan kadry przełamał się jak na piłkarza klasy światowej przystało. Kluczem do sukcesu okazał się wolny tydzień. W barwach monachijczyków w obecnych rozgrywkach, jako jedyny - obok Manuela Neuera - zagrał dosłownie wszystko. Trochę więcej odpoczynku i od razu odzyskał tę świeżość. Być może tego potrzebuje Kamil? W końcu w tej kampanii też gra prawie wszystko od deski do deski...

    Jedno jest pewne - Glik jest obecnie jednym z najlepszych obrońców Ligue 1. Ma na karku prawie dwadzieścia dziewięć lat. Ciągle się rozwija. Tylko czekam, kiedy zobaczymy go w topowym europejskim klubie. Co zapewne stanie się prędzej czy później...

    Potrzebujemy liderów w formie. Robert pokazał, że ją ma. Teraz kolej na Kamila. Tak żeby ci niedowiarkowie, którzy śmiali się „Gdzie ten Glik idzie?” uwierzyli, że Polak naprawdę potrafi...





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Legia wstydu nam nie przyniosła!

    Mistrz Mateusz 2016-10-22 06:13:03

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    „Wysoka porażka, manto, oklep, baty, lanie, chłosta” - wyliczał w czwartkowym Przeglądzie Sportowym Przemek Rudzki. Fakty są takie, że wynik 1:5 to w istocie to, co napisał wicenaczelny „PS”. Trzeba jednak na ten mecz i wtorkowe wydarzenia z Santiago Bernabéu spojrzeć nieco głębiej. Nie zrobił tego mój kolega, z którym w większości przypadków się zgadzam. Zresztą wiecie - jeżeli jesteście jego jak i moimi czytelnikami - że wyznajemy tę samą „politykę felietonową” i oddajemy hołd wszelkim przejawom, nawet tym najmniejszym, futbolowego romantyzmu.


    Zrobiliśmy progres

    Nie ma co ukrywać - drużyny rywalizujące z Legią w Lidze Mistrzów znajdują się w zupełnie innej futbolowej galaktyce. To wiedzieliśmy przed rozpoczęciem fazy grupowej. A dobitnie tego doświadczyliśmy w trzech pierwszych meczach. 0:6, 0:2, 1:5. Trzynaście straconych goli, tylko jeden strzelony, szansa na zostanie najgorszym zespołem w historii rozgrywek. Czy z czegoś takiego można jakieś pozytywy wyciągnąć?

    Absolutnie tak. Teraz, nie dość, że Legia zdobyła gola w świątyni futbolu, to jeszcze zagrała naprawdę przyzwoity mecz. Nie zapominajmy, że nas w tych rozgrywkach nie było ani razu w tym wieku. Czekanie zakończyło się po dwudziestu latach. DWUDZIESTU. Nie dwóch. DWUDZIESTU. Powtarzam, bo chyba niektórzy zapomnieli, w jakim miejscu w piłce klubowej się obecnie znajdujemy...


    Małe rzeczy, ale cieszą

    Miroslav Radović przerwał serię siedmiu domowych meczów Realu w Champions League bez straconej bramki. Real przebiegł najwięcej kilometrów w meczu z Legią. Malarz dzielnie bronił strzały Ronaldo, a Legia jest jedną z pięciu drużyn na świecie, której Portugalczyk nie strzelił bramki. Stwarzaliśmy sytuacje. Strzał w słupek, który na długo będzie mnie męczył. Guilherme kilkakrotnie pokazał się z dobrej strony, ogrywając jednego z najlepszych obrońców świata - Marcelo. Powinien być drugi karny dla Legii, a trzeci gol Realu został niesłusznie uznany. Legia zaskoczyła pozytywnie hiszpańskie media. Bogusław Leśnodorski napisał na Twitterze, że Florentino Perez zainteresował się czterema piłkarzami Legii.

    „Musicie wyjechać ze świadomością, że jesteście po prostu klubowym San Marino. Tu piątka, tam szóstka, zero punktów” - pisał Przemek. Skoro tym klubowym San Marino jesteśmy - jak słusznie komentator ligi angielskiej zauważył - to czemu mielibyśmy nie cieszyć się z małych rzeczy?

    Gdyby Hlousek potrafił zatrzymać Bale`a, gdyby piłka nie odbiła się od Jodłowca, gdyby sędzia podyktował drugiego karnego, a do tego dojrzał spalonego przy golu Asensio, gdyby Legia nie opadła z sił i nie straciła dwóch goli w końcówce. Gdyby, gdyby, gdyby... Jasne, nie ma to sensu. Ale z drugiej strony, co słusznie zauważył Michał Pol, cieszmy się z tego, że można sobie pogdybać. Bo trudno było gdybać po Borussii. Chyba że coś w stylu: „gdyby Niemcy nie dojechali na mecz” (i to w dosłownym sensie)...


    To nie te czasy...

    Fajnie powiedzieć, że Legia nie postawiła się Realowi i przegrała czterema bramkami. Że to blamaż i lanie. Że w Młodzieżowej Lidze Mistrzów juniorzy Legii przegrali z rówieśnikami z Hiszpanii 2:3, dwukrotnie doprowadzając do remisu. I że kiedyś Górnik Zabrze potrafił się postawić Realowi. Tyle że... to nie te czasy...

    Napiszę to jeszcze raz, bo na pewno do wielu nadal nie dotarło: w Lidze Mistrzów nie było nas DWADZIEŚCIA lat. W trakcie naszej nieobecności wiele się pozmieniało. Kiedyś potrafiliśmy grać z tymi silnymi. Ale przeszłością żyć nie można. Krezusi europejskiej piłki odskoczyli od tych średnich klubów. Nawet tych, które regularnie z nimi grały, vide Celtic czy Ajax.


    ...ale może wrócą

    Nie dość, że to zaszczyt grać w takich rozgrywkach, przeciwko takim drużynom, dla których ludzie z drugiej części świata zarywają nocki, to jeszcze gra w Lidze Mistrzów to ogromny zastrzyk gotówki. I możliwość zebrania doświadczenia oraz sportowego awansu, co jest chyba najważniejsze.

    Spójrzmy w ogóle, kto gra w tej Lidze Mistrzów. Na przykład Dinamo Zagrzeb, które - podobnie jak Legia - przegrywa wszytko. Chorwaci grają w tych rozgrywkach - z przerwami - od wielu lat i dostają cięgi, a tamtejsi kibice nie narzekają.

    Nie zgadzam się z Przemkiem, który mówi: „Jeśli tak wygląda piłkarski raj, to ja wolę do piekła”. Drogi Przemku, zapewniam Cię, że nikt nie chciałby zrezygnować z nieba na rzecz piekła. Zwłaszcza jeżeli niebem jest Liga Mistrzów z naszą Legią niż piekło marnych klubów, którym ta Legia i tak by nie przewodziła.

    Zachowajmy spokój. Nie od razu Rzym zbudowano. Od czegoś w końcu trzeba zacząć. W przypadku Legii od wysokich porażek. Ale może za rok będą niższe, bo pieniądze przysługujące z racji rozgrywek da się sensownie wydać. Dzisiaj wydaje się to mission impossible, ale jeszcze niedawno mecz Legii z Realem wydawał się science-fiction...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Legia wstydu nam nie przyniosła!

      Emperor Reek 2016-10-22 07:44:41

      Emperor Reek

      avek

      Rejestracja: 2014-11-19

      Ostatnia wizyta: 2022-09-03

      Skąd: Olsztyn

      -Ale może za rok będą niższe, bo pieniądze przysługujące z racji rozgrywek da się sensownie wydać.
      -----------------------
      Na opłacanie kar za to co robią kibole.

      LINK
      • Re: Legia wstydu nam nie przyniosła!

        Mistrz Mateusz 2016-10-23 07:12:58

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Tę kwestię pomijam, bo nie mam nawet sił na pisanie o tym. Poświęciłem kawałek tekstu temu, po czym uznałem, że to bez sensu i to wyciąłem. Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
  • Zapowiedź felietonu

    Mistrz Mateusz 2016-10-26 23:48:33

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Jutro puszczę kolejny felieton. Tym razem coś o kadrze. Osiemnastego (poprzedni wtorek) publikowałem tekst o Kamilu Gliku (Kamil Glik, czyli Polak potrafi). Pisałem go w trakcie pobytu w Warszawie w trakcie meczów eliminacji do mistrzostw świata. Podobnie było z tym felietonem, którego publikacja nastąpi jutro. Dopiero jutro, bo ostatnio napisałem o występie Legii w Madrycie (Legia wstydu nam nie przyniosła!), a był to ważny temat, niecierpiący zwłoki. A oto fragmencik, taki klasycznie na zachętę:

    Dla kontrastu podam przykład innego polskiego zawodnika, który klasą Robertowi znacznie ustępuje. Mowa o klubowym koledze głównego bohatera tekstu - Mateuszu Cetnarskim. Którego notabene - podobnie jak Dąbrowskiego - media w całej Polsce domagały się w reprezentacji. I - pomimo dobrego sezonu okraszonego dwucyfrową liczbą goli i asyst - nadal się nie doczekały.

    No właśnie. Miał dobry sezon. Dziennikarz zadał mu to samo pytanie, co zadano Lewandowskiemu. Jego odpowiedź była zgoła inna. Odparł, że będzie trudno to powtórzyć. To podejście do sprawy odróżnia wielkie gwiazdy od kandydatów na gwiazdy.



    Swoją drogą, jak widzicie, ostatnio zwiększyłem częstotliwość moich felietonów. Po jutrzejszej publikacji to będą trzy teksty w dziesięć dni. A mam już gotowy następny. Mam nadzieję, że podtrzymam tę dobrą passę. Trzymajcie za mnie kciuki, komentujcie, oceniajcie i się wypowiadajcie. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mourinho, czyli o gościu, którego wszyscy mają dość

    Mistrz Mateusz 2016-10-27 23:37:21

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Manchester United dostał nieprawdopodobne bęcki od Chelsea. Podopieczni José Mourinho przegrali 0:4 i wystawili się na pośmiewisko całej Europy. Wynikiem, który poszedł w świat, katastrofalnym stylem (a w zasadzie jego brakiem), stratą gola w pierwszej minucie i okropną postawą w defensywie. Opinia publiczna skupiła się przede wszystkim na krytyce Paula Pogby i Zlatana Ibrahimovicia, którzy zawiedli na całej linii. Jednak gwiazdą wieczoru był nie kto inny jak José Mourinho.

    Portugalczyk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi i specyficznego „sprzedawania” się w mediach, po raz kolejny zabłysnął. Tym razem „The Special One” postanowił... dać lekcję dobrego wychowania swojemu rywalowi - Antonio Conte. „Nie podgrzewaj trybun, kiedy jest 4:0. Zrób to, kiedy jest 1:0. To upokarzające” - takimi słowami, jeśli wierzyć Sky Italia, José Mourinho pożegnał Włocha po hicie ostatniej kolejki Premier League.

    Tak w zasadzie, upokarzająca była postawa Manchesteru i Mourinho. W przypadku „Czerwonych Diabłów” chodzi o postawę na murawie. W przypadku trenera absurd opisałem wyżej. Żałosnym jest, by po przegranym meczu dalej udowadniać, że jest się najlepszym na świecie. Że to tobie i twojej drużynie wszyscy powinni kłaniać się w pas. I że ta porażka nic nie oznacza, bo i tak dalej jesteś najlepszy.

    Ostatnimi wynikami Mourinho pokazuje, że nie jest najlepszy na świecie. Po przegranej w derbach Manchesteru z City Guardioli, zaczęło się ostre pikowanie w dół. W kolejnych czterech meczach „Red Devils” zdobyli jedynie pięć punktów, a ich gra pozostawiała wiele do życzenia.

    A zapowiadało się przecież tak cudownie. Za ponad sto milionów euro przyszedł Paul Pogba, który miał rządzić tym zespołem w środku pola, podbijając angielską ziemię. Do wielkiego projektu dołączył Zlatan, który nigdy na wyspach jeszcze nie grał. Wielkim marzeniem Szweda od dawna było grać w Premier League. I wreszcie to jego marzenie się spełniło. Za wielką kasę do składu dokoptowani zostali między innymi Eric Bailly i Henrikh Mkhitaryan. Ciężkie pieniądze wydane przez klub miały pomóc Mourinho w odbudowie wielkiej marki Manchesteru United, który miał się już nigdy więcej nie wstydzić swoją dramatyczną grą i nieprawdopodobnymi kompromitacjami, tak jak to było za kadencji poprzedników byłego trenera Chelsea - Moyesa i van Gaala. A tymczasem...

    W całej historii występów klubu z czerwonej części Manchesteru w rozgrywkach Premier League tylko raz zdarzyło się, by po dziewięciu kolejkach zespół ten miał mniej punktów niż w obecnej kampanii. Był to sezon 2014/15, w którym drużynę prowadził Louis van Gaal. Jak się przygoda Holendra z angielskim klubem zakończyła, wszyscy wiemy.

    Z kolei dorobek „Mou” po dziewięciu meczach w roli szkoleniowca ekipy z Old Trafford jest niemal identyczny, co ten Davida Moyesa. Obaj menedżerowie mieli czternaście punktów z czterema zwycięstwami, dwoma remisami i trzema przegranymi.

    Pomimo doznania swojej drugiej największej porażki w trenerskiej karierze (największa była z Barceloną - 0:5), Mourinho dalej zmierza w kierunku ciemnego lasu. Z którego - jak za chwilę się okaże - może nie być już wyjścia. Bo zamiast przyjąć na tę przysłowiową klatę przegraną, absolutnie zasłużoną, to Portugalczyk postanowił dalej bawić się w wojnę. Wojnę, która nie ma żadnego sensu, bo wielokrotnie przynosiła same straty i kary, vide walka z sędziami, którzy są „be” i specjalnie gwiżdżą na niekorzyść prowadzonych przez niego drużyn.

    Mourinho, który nie wie, jak zachowywać się w stosunku do: przeciwników, których szarpie w trakcie meczu (patrz: Arsène Wenger), sędziów, o czym już zresztą wspominałem albo dziennikarzy, którym mówi, że są słabi i stracą pracę, postanowił jak zwykle pójść pod prąd i wojować szabelką. Pomimo tego, że to wojowanie szabelką nie przynosi żadnych pozytywnych rezultatów, chociażby w postaci zwolenników. Ostatnio słyszałem wiele kibicowskich opinii na temat „The Special One”. Ci, którzy należeli do jego „trenerskiego kościoła” i uważali go za najlepszego w tym fachu, zmienili zdanie. Główny powód? Jego zachowanie, żałosne komentarze i nikogo już nieobchodzące opinie.

    Mourinho powinien się zastanowić, czy aby na pewno dobrym rozwiązaniem jest obwiniać sędziów, drużyny przeciwne (słynna wypowiedź o średniowiecznej grze West Hamu), innych trenerów, greenkeeperów czy Bóg jeden wie, kogo jeszcze. Może to problem leży w jego szatni? Albo w nim samym?

    „Jedynym klubem, w którym Benitez mnie zastąpił, był Inter, gdzie w sześć miesięcy zniszczył najlepszą drużynę w Europie w tamtym czasie” - mówił kiedyś „The Special One”. Ale czy „The Special One”, który w istocie dla wielu nie jest już taki „Special”, ma rację? Mnie ciągle przypominają się jedynie sytuacje, w których zostawiał zespoły kompletnie zdewastowane, jak Real i Chelsea. Ale tak to jest, kiedy więcej czasu poświęca się na słowne przepychanki, medialne gierki i intrygi, zamiast na przygotowanie swojego zespołu...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Ważne pytanie do Czytelników

    Mistrz Mateusz 2016-10-31 01:06:09

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Jak wiecie, ostatnio produkuję sporo tekstów. Niecałe dwa tygodnie i trzy felietony. Jutro postaram się zamieścić kolejny, a będzie to oznaczało cztery teksty w równo dwa tygodnie, co jest dobrym wynikiem. Po kolejnych czterech, pięciu dniach opublikuję kolejny, bo w poczekalni mam właśnie dwa - jeden najpewniej jutro, a może nawet jeszcze dzisiaj.

    Jak zapewne zwróciliście uwagę, w środę zapowiadałem zupełnie inny tekst, niż ten, który ostatecznie pojawił się w czwartek. Zmieniłem po prostu zdanie. Wynikało to z tego, że ten świeżo napisany felieton o Mourinho musiałem szybko opublikować, by nie wydarzyło się coś, przez co musiałbym go gruntownie rewitalizować.

    Dzisiaj albo jutro opublikuję tekst o czymś innym niż ten, który zapowiadałem. I który czeka tak w tej poczekalni od ponad dwóch tygodni. Ale nie ma z nim na całe szczęście pośpiechu. Natomiast z tym, który właśnie skończyłem - jest. I tutaj mam właśnie to ważne pytanie.

    Jak zapewne zauważyliście, felieton „Mourinho, czyli o gościu, którego wszyscy mają dość” nie zawierał śródtytułów, które daje do każdego tekstu od dobrego roku (no, wyjątkiem był tekst „Derby Manchesteru ekscytujące jak nigdy, czyli o... doliczonym czasie gry” (swoją drogą, niesamowita zbieżność, bo w obu tych felietonach kluczową rolę odegrał „Mou”)). I tutaj moje pytanie: czy - Waszym zdaniem - dalej powinienem kontynuować pisanie felietonów ze śródtytułami czy nie? Bo ja sam nie jestem do nich przekonany. Ale sami się zresztą wypowiedzcie. Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Śródtytuły + zapowiedź tekstu

    Mistrz Mateusz 2016-11-01 00:04:25

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dzięki Wam za te odpowiedzi. Rozwialiście moje śmieszne, biorące się z niczego wątpliwości. Zostaję zatem przy śródtytułach, tym bardziej, że mój dziennikarski mentor też mi tak radził, argumentując to, tak jak pisze Vast - przejrzystością i większą czytelnością. Zatem już dzisiaj opublikuję felieton dotyczący napastników Bundesligi, którzy są już w zasadzie - trzymając się halloweenowego klimatu - piłkarskimi trupami. A oto krótki fragment tekstu, na zachętę:

    Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć tych napastników, którzy są już w zasadzie piłkarskimi trupami (skoro mamy Halloween, to przyszło mi do głowy takie porównanie). Sezon przed Huntelaarem, królem strzelców był Mario Gomez, a sezon później Stefan Kißling. Obaj są obecnie piłkarzami klubów Bundesligi. Gomez - przed rozpoczęciem tej kampanii - dołączył do Wolfsburga, który ciągle poszukuje skutecznego napastnika od czasów duetu Grafite-Edin Dżeko. Siedem lat temu Brazylijczyk i Bośniak zdobyli łącznie pięćdziesiąt cztery bramki, przyczyniając się do zdobycia pierwszego i - jak do tej pory - jedynego mistrzostwa Niemiec przez Wolfsburg. Nie tak dawno temu w barwach „Wilków” występował Bas Dost. Rodak Huntelaara liczył się w walce o armatkę, ale to nie było to. W końcu nie zawsze chodzi wyłącznie o gole, nawet w przypadku tych, których się za nie rozlicza.


    Jutro opublikuję ten tekst, a za następne trzy, cztery dni felieton dotyczący Borussii, ich formy, kontuzji dziesiątkujących zespół i braku doświadczenia (tekst w stu procentach gotowy). No i został do opublikowania ten tekst, który zapowiadałem w środę. A wyjdzie na to, że przed nim opublikuję co najmniej trzy. Jeden - o Mourinho („Mourinho, czyli o gościu, którego wszyscy mają dość”) - już opublikowałem, no i dwa dotyczące mojej ulubionej ligi opublikuję. Napisałem co najmniej, bo nie wiem, czy nie napiszę jeszcze czegoś, co będę musiał szybciej opublikować, by było to aktualne. Swoją drogą, ostatnio czuję Moc. Od osiemnastego października do jutra to będą już cztery teksty - „Kamil Glik, czyli Polak potrafi”, „Legia wstydu nam nie przyniosła!”, „Mourinho, czyli o gościu, którego wszyscy mają dość”. No i trzy w poczekalni. I kolejne w produkcji. Jest Moc! Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • O wielkich strzelcach i ich zastępcach

    Mistrz Mateusz 2016-11-01 16:24:17

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Oglądając Revierderby, nawiasem mówiąc - mocno rozczarowujące, w sześćdziesiątej drugiej minucie gry wpadła mi do głowy taka myśl: „Gdzie do cholery podział się Klaas-Jan Huntelaar?”. Wówczas doszło do zmiany w Schalke. Boisko opuścił Franco Di Santo. Argentyńczyka zastąpił Éric Maxim Choupo-Moting. Obu napastników nietrudno kojarzyć, bo byli gwiazdami swoich poprzednich drużyn - kolejno Werderu Brema i Mainz. Strzelali tam sporo goli. I nawet liczyli się wtedy w walce o koronę króla strzelców.


    Huntelaaro-zależność

    Wspomniany Klaas-Jan Huntelaar nie zagrał w derbach z powodu urazu więzadła pobocznego, którego nabawił się w trakcie piątkowego treningu. Usłyszałem takie śmieszne zdanie, że Markus Weinzierl ma w związku z tym kłopoty. Niemożność gry Holendra byłaby problemem jakieś trzy, cztery lata temu. Wtedy były piłkarz Realu Madryt był u szczytu formy i decydował o obliczu „Die Königsblauen”. Jednak odkąd w sezonie 2011/12 w Bundeslidze zdobył dla Schalke dwadzieścia dziewięć goli, rozpoczęło się ostre pikowanie w dół i z każdym następnym sezonem gra Huntelaara i jego dorobek strzelecki wyglądały coraz mizerniej.

    Głównym powodem słabszych wyników „Die Knappen” w ostatnich latach było kupowanie przeciętnych zawodników, za co odpowiadają skauci i dyrektorzy sportowi, ale wydaje mi się, że niebagatelny wpływ na postawę drużyny miało to, że w Gelsenkirchen nauczyli się bycia zależnym od reprezentanta Holandii. Dla włodarzy klubu z Zagłębia Ruhry było to bardzo wygodne, bo nie musieli przejmować się ściąganiem napastników. Ale coraz częstsze urazy 33-latka sprawiły, że zakupiono między innymi Choupo-Motinga i Di Santo, którzy okazują się niewypałami i słabymi zastępcami. Byli gwarancją goli w średnich drużynach, ale widać, że taka ekipa jak Schalke to nie ten rozmiar kapelusza. Ci dwaj nie mają po prostu szans na wejście w buty swojego starszego kolegi. Dwadzieścia dziewięć goli to nieosiągalny pułap dla Argentyńczyka i Kameruńczyka.


    Są też inne „trupy”

    Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć tych napastników, którzy są już w zasadzie piłkarskimi trupami (skoro mamy Halloween, to przyszło mi do głowy takie porównanie). Sezon przed Huntelaarem, królem strzelców był Mario Gomez, a sezon później Stefan Kißling. Obaj są obecnie piłkarzami klubów Bundesligi. Gomez - przed rozpoczęciem tej kampanii - dołączył do Wolfsburga, który ciągle poszukuje skutecznego napastnika od czasów duetu Grafite-Edin Dżeko. Siedem lat temu Brazylijczyk i Bośniak zdobyli łącznie pięćdziesiąt cztery bramki, przyczyniając się do zdobycia pierwszego i - jak do tej pory - jedynego mistrzostwa Niemiec przez Wolfsburg. Nie tak dawno temu w barwach „Wilków” występował Bas Dost. Rodak Huntelaara liczył się w walce o armatkę, ale to nie było to. W końcu nie zawsze chodzi wyłącznie o gole, nawet w przypadku tych, których się za nie rozlicza.

    Ten drugi - jak to określiłem - „piłkarski trup”, Stefan Kißling, był przed laty wielką gwiazdą Bayeru Leverkusen. W sezonie 2012/13 zdobył dwadzieścia pięć goli, na ostatniej prostej wyprzedzając Roberta Lewandowskiego. W następnej kampanii Niemiec miał piętnaście trafień. Jednak w tym sezonie, w dotychczasowych trzynastu meczach „Aptekarzy”, drogi do siatki nie znalazł ani razu. Strzelali jego wszyscy konkurenci - nowa gwiazda zespołu Javier Hernandez (siedem trafień), Admir Mehmedi (trzy gole) i nowy nabytek Kevin Volland, który zdobył dublet w starciu z czwartoligowym Sportfreunde Lotte, z którym Leverkusen przegrało w karnych, sensacyjnie kończąc swoją przygodę z Pucharem Niemiec na 1/16 finału. Co prawda był to czwartoligowiec, ale gole Volland jednak strzelił, czego nie można powiedzieć o Kißlingu.

    Zapomniałem jeszcze o Joelu Pohjanpalo. Nikomu nieznany 22-letni Fin powrócił z Fortuny Düsseldorf, w której spędził dwa ostatnie lata. Dacie wiarę, że ten „nołnejm” zdobył już cztery gole? Konia z rzędem temu, kto przed sezonem obstawiłby, że po trzynastu meczach Bayeru, bramki na koncie będą mieli czterej napastnicy, ale w tym gronie nie będzie Stefana Kißlinga.


    Starość nie radość

    Cała trójka - Huntelaar, Kißling i Gomez - w tym sezonie w lidze niemieckiej zdobyła łącznie dwa gole. Pięć lat temu nie do uwierzenia. A dzisiaj to smutna rzeczywistość. W której co rusz pojawiają się nowi skuteczni napastnicy. Kiedy piszę ten tekst, to kilka godzin wcześniej skończyła się dziewiąta seria gier. Na zamknięcie kolejki hat trickiem popisał się Anthony Modeste, który sensacyjnie zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców z jedenastoma trafieniami. Za jego plecami są dwaj faworyci - Robert Lewandowski i Pierre-Emerick Aubameyang.

    Gdybym miał postawić taką ogólną diagnozę dotyczącą zmierzchu strzelców, to napisałbym, że kwestią jest niezdolność do sprostania wymaganiom Bundesligi. Wielu się już o tym przekonało w ostatnich latach, między innymi Ciro Immobile, któremu nie udało się zastąpić Lewandowskiego. On jak i Adrian Ramos to kolejne przykłady - po Di Santo i Choupo-Motingu z Schalke - na to, że trudno jest taką snajperską gwiazdę zastąpić.

    Te niedomagania, o których wspomniałem, wiążą się po prostu z wiekiem. Im starszy zawodnik, to tym trudniej utrzymać się na wysokim poziomie. Cała trójka jest już po trzydziestce i - Ameryki nie odkryję - młodsza już nie będzie. Szkoda, że piłkarze też się starzeją...







    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Borussia ma problem. Czy wyjdzie z kryzysu?

    Mistrz Mateusz 2016-11-04 18:08:01

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Borussia jest w sporych tarapatach. Z jednej strony BVB wciąż podtrzymuje serię meczów bez przegranej na własnym obiekcie, ale z drugiej ciągle nie może się przełamać. Mecz przeciwko Schalke był już trzecim z rzędu bez zwycięstwa, a w sześciu październikowych spotkaniach podopiecznym Thomasa Tuchela tylko raz udało się wygrać.

    Po fantastycznym starcie rozgrywek na wszystkich frontach - nie licząc przegranego Superpucharu Niemiec z Bayernem - trudno przejść obojętnie obok formy „żółto-czarnych”. Thomas Tuchel z takim kryzysem w trakcie swojej kilkunastomiesięcznej kadencji się nie mierzył. Najbliższe tygodnie będą kluczowe. Jestem ciekaw, czy niemieckiemu szkoleniowcowi uda się opanować tę trudną sytuację.


    Weryfikacja celów?

    To miał być sezon, w którym Borussia wreszcie powalczy z Bayernem. Mimo stu milionów zainwestowanych na transfery wychodzi na to, że w klubie z Westfalii muszą zweryfikować cele. Po zaledwie dziewięciu seriach gier wicemistrzowie Niemiec tracą aż osiem punktów do liderujących monachijczyków. Kolosalna przewaga mistrza nad wicemistrzem nie jest jednak największym problemem Borussii. Przed dortmundczykami w tabeli są jeszcze cztery drużyny. Kolejno: Lipsk, Hoffenheim, Kolonia i Hertha. Piąta lokata i ledwo piętnaście punktów.

    Kuleje gra obronna. W samej Bundeslidze ekipa z Zagłębia Ruhry straciła dziesięć goli. Dokładając do tego Ligę Mistrzów, Puchar Niemiec i wspomniany Superpuchar, to razem szesnaście straconych bramek. W... piętnastu meczach. Czkawką odbiło się odejście Matsa Hummelsa. Co prawda nie ma ludzi niezastąpionych, ale BVB jeszcze nie znalazło alternatywy dla 28-letniego stopera. Liga niemiecka szybko zweryfikowała, że Marc Bartra to jeszcze nie jest ten sam poziom co piłkarz Bayernu. Z linii obrony równą formę utrzymują jedynie Łukasz Piszczek i Sokratis Papastathopoulos. Jednak początek sezonu pokazuje, że na dwóch obrońcach nie można budować całej formacji.


    Czy jest tu lider?

    Skoro padło już nazwisko Greka, to nie może zabraknąć wątku lidera. W ostatnich meczach funkcję kapitana pełnił właśnie były zawodnik Bremy, który zastępuje w tej roli kontuzjowanego Marcela Schmelzera. Ale obaj się do tego nie nadają.

    W szatni Borussii brakuje piłkarza, którego wszyscy posłuchają, który nie będzie bał się wziąć odpowiedzialności za zespół i ponieść go w trudnych momentach. To jest chyba największy problem „żółto-czarnych”. Jak widać strata Hummelsa boli podwójnie - nie dość, że odszedł kluczowy piłkarz, to jeszcze dowódca.


    Kontuzje

    Wspomniałem też o kontuzjowanym Marcelu Schmelzerze. Ale nie tylko on jest wyłączony z gry. Subotić, Durm, Reus, Bartra, Castro, Guerreiro, Schurrle - to tylko kilku, którzy ostatnio byli lub nadal są nieobecni. Ponownie więc pojawił się problem z kontuzjami.

    W ostatnich tygodniach Tuchel miał okrojoną kadrę i mógł korzystać z około dwudziestu zawodników. W pewnym momencie zrobiła się taka bieda, że Passlacka trzeba było przekwalifikować na lewego obrońcę. Wraz z Łukaszem byli jedynymi zdrowymi bocznymi obrońcami. W środku pola wystąpił nawet Sahin, z którego były szkoleniowiec Mainz wcześniej nie chciał w ogóle korzystać, oraz młody Duńczyk z rezerw - Jacob Bruun Larsen.

    Obrazu dopełnia fakt, że w kadrze zespołu jest aż pięciu skrzydłowych - ciągle kontuzjowani Reus i Schurrle oraz młodzi: Dembele, Mor i Pulisić. Ten ostatni miał przecież opuścić Dortmund zirytowany ciągłym grzaniem ławy, a może nawet trybun.


    Brak doświadczenia

    Innym problemem jest to, że w kadrze BVB są sami młodzi zawodnicy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z wielką piłkę. Dla części z nich to dopiero pierwszy albo drugi sezon na tak wysokim poziomie. Często nie radzą sobie z presją i oczekiwaniami, co widać na boisku. Spójrzmy, ile Dembele i Mor schrzanili akcji. Na dodatek ten drugi zarobił czerwoną kartkę w meczu z Herthą w niepotrzebnej sytuacji. Wychodzi brak doświadczenia i ogrania.

    Tego Borussii brakuje. Doświadczenia. Latem zakupiono samych młodych zawodników. Z tych obecnie zdrowych jedynymi doświadczonymi są Rode, Sokratis i Piszczek. Dość powiedzieć, że Polak jest najstarszym zawodnikiem w kadrze (nie licząc rezerwowego bramkarza Weidenfellera), a ma dopiero trzydzieści jeden lat.

    Tak na marginesie, w ostatnim tekście pisałem o starzejących się zawodnikach, którzy dla swych klubów stają się ciężarem. Teraz piszę jak bardzo Borussii brak jest starej, doświadczonej kadry, która poprowadzi młodzież do zwycięstw.


    Co będzie dalej?

    Kiedy do gry wrócą ci starsi zawodnicy, to Borussii przybędzie jakości. Nie brakuje jej tym młodym, ale niejednokrotnie już pokazali, że mają potencjał, ale do tych starszych im jeszcze brakuje. Czekam przede wszystkim na dwóch środkowych pomocników - Gonzalo Castro i Raphaela Guerreiro. Kiedy ta dwójka była w centrum boiska, to gra BVB wyglądała olśniewająco. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to najjaśniejsze postaci w zespole z Dortmundu w tym sezonie.

    Pamiętacie te zwycięstwa? 6:0 z Legią, 6:0 z Darmstadt, 5:1 z Wolfsburgiem w przeciągu kilku dni. Za taką Borussią bardzo tęsknię. Atrakcyjną, pięknie grającą, operującą piłką, budującą akcję od obrony, z dużą wymiennością podań, koronkowymi akcjami, pressingiem. Kiedy powrócą ci nieobecni, może zacznie wyglądać to lepiej. Mam nadzieję, że Thomas Tuchel szybko i w miarę bezboleśnie upora się z tymi problemami. Bo nie chcielibyśmy powtórki sprzed dwóch lat...







    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • O budowaniu pewności siebie

    Mistrz Mateusz 2016-11-09 01:43:38

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dzień po meczu z Danią spotkałem w hotelowej windzie Damiana Dąbrowskiego, który po raz pierwszy pojawił się na zgrupowaniu kadry. Uciąłem sobie z nim krótką pogawędkę...

    Zanim wszedł do windy, dał kilka autografów, wyraźnie zaskoczony obrotem spraw. „Ja i autografy?” - pewnie takie myśli kłębiły mu się wówczas w głowie.

    Jako że był mega zdezorientowany i zagubiony, to skwitowałem wszystko - mniej więcej - w ten sposób: na pewno będzie ci łatwiej ze zgrupowania na zgrupowanie, tak jak Krzyśkowi Mączyńskiemu. On natomiast odpowiedział cicho, smutno i spuszczoną głową: no, jeżeli będą. Mówił to, wyraźnie nie wierząc w kolejne powołania...


    Brak wiary w siebie

    Powiem szczerze: bardzo lubię tego chłopaka. Dąbrowski jest wyróżniającą się postacią w polskiej lidze. Pokazał, że w piłkę grać umie i talent ma. Stwierdzę nawet, że jest najlepszym defensywnym pomocnikiem w ekstraklasie. Ma dobry odbiór, dobre prostopadłe podanie, jest silny, wysoki, skoczny, ma przegląd pola. I wiele innych dobrych cech, bez wątpienia przydatnych na tej pozycji. Na powołanie - w moim mniemaniu - zasłużył. Ale jest jedno ale...

    Po tej rozmowie wywnioskowałem, że nie jest zbyt odważny i pewny siebie, pewny swych umiejętności. A to cechy, które w tym zawodzie się przydają. Nie posiadając ich, daleko się nie zajedzie.


    Podejście

    Robert Lewandowski po raz kolejny udowodnił, że jest z innej planety, wygrywając nam dwa październikowe mecze. Na koniec poprzedniego roku, w którym zdobył czterdzieści dziewięć bramek we wszystkich rozgrywkach, udzielił wywiadu dla Przeglądu Sportowego. Przeprowadzający rozmowę redaktorzy naczelni - Przemek Rudzki i Tomek Włodarczyk - spytali go, czy jest w stanie pobić swój rekord. Odpowiedział, że tak. Zdaje sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie, ale wciąż się rozwija i nie widzi nic, co mogłoby mu w tym przeszkodzić.

    Dla kontrastu podam przykład innego polskiego zawodnika, który klasą Robertowi znacznie ustępuje. Mowa o klubowym koledze głównego bohatera tekstu - Mateuszu Cetnarskim. Którego notabene - podobnie jak Dąbrowskiego - media w całej Polsce domagały się w reprezentacji. I - pomimo dobrego sezonu okraszonego dwucyfrową liczbą goli i asyst - nadal się nie doczekały.

    No właśnie. Miał dobry sezon. Dziennikarz zadał mu to samo pytanie, co zadano Lewandowskiemu. Jego odpowiedź była zgoła inna. Odparł, że będzie trudno to powtórzyć. To podejście do sprawy odróżnia wielkie gwiazdy od kandydatów na gwiazdy.


    Ekstraklasowcy gorsi?

    W ostatnich latach panowała taka opinia, że ekstraklasowi piłkarze są gorsi od tych z zagranicznych klubów. Być może coś w tym było, ale sporo się zmieniło, od kiedy reprezentacja zaczęła wygrywać.

    Adam Nawałka idealnie wkomponował te „fusy” - jak to często ich określamy - do zespołu. Wyważył to niemal perfekcyjnie. Nikt nie jest od nikogo lepszy. Nie ma równych i równiejszych. Ogromną rolę odegrał też Robert, który - jak na kapitana przystało - wziął pod swoje skrzydła tych najmłodszych i tych, których reprezentacyjne kariery trwają najkrócej, co pozwoliło im się rozwijać, nabierać pewności siebie i czuć się potrzebnymi.


    Przemiany ekstraklasowców

    Choćby wcześniej wymieniony Krzysiek Mączyński jest chodzącym przykładem na to, że ekstraklasowiec (czy - jak kto woli - fus) potrafi. Albo Michał Pazdan. Jeszcze przed rokiem obaj - pojawiając się na zgrupowaniach - byli wyalienowani. Zdjęcia z nimi chcieli jedynie koneserzy polskiej ligi, którzy potrafią delektować się starciami Termaliki z Podbeskidziem. A jak ktoś ich poprosił o autograf, to reagowali w ten sam sposób, jak teraz Damian Dąbrowski.

    Pazdan i Mączyński wraz z drużyną zmienili się diametralnie. W trakcie roku stali się ważnymi postaciami kadry, uwielbianymi przez kibiców. W tym momencie trzeba też oddać cesarzowi co cesarskie, czyli Adamowi Nawałce, który poznał się na nich, zaufał im, dał szansę, podczas gdy pozostałe czterdzieści milionów selekcjonerów już ich skreśliło za samą nazwę klubu przy nazwisku.

    Tworzenie zespołu to takie perpetuum mobile - nigdy się nie skończy. Stąd też powołany został między innymi Dąbrowski. Mam nadzieję, że za pomocą swojego magicznego dotknięcia, Adam Nawałka umiejscowi go na tej samej półce co wcześniejsze fusy. Na koniec mam tylko jedną przestrogę dla Dąbrowskiego: granica pomiędzy pewnością siebie a utratą pokory i pychą jest bardzo cienka, czego dowodzi ta tak zwana afera „hotelgate”...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Wygraj albo spadaj

    Mistrz Mateusz 2016-11-11 06:07:18

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    „Wygraj albo spadaj” - taki komunikat wydały duńskie portale selekcjonerowi Åge Hareide. Norweg przejął drużynę po Mortenie Olsenie, któremu nie udało się awansować z czerwono-białymi na EURO 2016. Teraz, po rozegraniu ledwo trzech meczów o stawkę, media domagają się zmiany szkoleniowca. Dokąd ten piłkarski świat zmierza?


    Zmiana pokoleniowa

    Po bardzo owocnym dla Danii okresie i udanych wielkich turniejach, przyszedł czas na zmianę pokoleniową. Odeszły ważne postacie, a w ich miejsce przyszli nowi, młodsi piłkarze, którzy długo nie mogli dostosować się do wymagań i poziomu. Przez to złoci medaliści EURO 1992 nie zagrali na mundialach w RPA i Brazylii oraz tegorocznym europejskim czempionacie. Pomimo tego, że we Francji wystąpiły aż dwadzieścia cztery drużyny, czyli niemal połowa kontynentu.

    Skandynawska ekipa wygląda obecnie bardzo słabo. W ofensywie nie istnieje, co pokazała na Narodowym. Z kolei w obronie popełnia masę prostych i kosztownych błędów. Ale czy to wszystko oznacza, że można wymierzać już wyroki? Czy naprawdę w obecnym futbolu nie możesz przegrać ani razu, by przetrwać i zachować posadę? Nie możesz mieć słabszego momentu? Trzeba wszystko wygrywać? Nie dostaniesz ani trochę czasu na budowę drużyny?


    Zwalnianie jest takie łatwe

    Dzisiaj mamy czasy pieniądza, komercji, marketingu. Liczy się droga sprzedaż biletów i koszulek z nazwiskami największych futbolowych gwiazd. A sprzedaż ta - co zdaje się być czymś naturalnym - nie idzie tak dobrze, kiedy wyniki nie satysfakcjonują kibiców. A w dzisiejszych czasach kibice są usatysfakcjonowani wyłącznie wtedy, kiedy ich drużyna odnosi zwycięstwa. Nie zadowolą się progresem, rozwojem piłkarzy, zgrywaniem się poszczególnych zawodników czy całych formacji, golem lub asystą swojego ulubieńca. Albo mniejszymi rozmiarami porażki niż ostatnio bądź remisem. Nie wyciągną żadnych pozytywów. W końcu liczy się tylko zwycięstwo. Wygrasz - zostajesz. Przegrasz - możesz spadać (i to nie w sensie, że do niższej ligi).

    Z kolei tych, którzy mają profity ze sprzedaży koszulek i innych gadżetów satysfakcjonuje tylko jedno - pieniądz. W portfelu musi się zgadzać. A zgadza się wtedy, kiedy są wyniki. Kiedy ich nie ma, to trzeba zwolnić trenera. W końcu to takie logiczne, łatwe, proste i przyjemne.


    Trudne czasy dla trenerów

    Ubolewam nad faktem, w jakich absurdalnych czasach się obecnie znajdujemy. W czasach, w których trener znaczy tyle, co nic. Można go zbesztać, obrazić, oczernić, obwinić i na końcu zwolnić. Bo to w końcu on gra na boisku wraz ze swoim sztabem szkoleniowym. To oni, wspólnie, zakładają ochraniacze, getry, buty i krótkie spodenki. To oni wychodzą na boisko i grają.

    W istocie to piłkarze grają, odpowiadając za wynik w takim samym stopniu, co trener. Trener i drużyna żyją w symbiozie. To system naczyń powiązanych. Jednego nie byłoby bez drugiego i odwrotnie.

    Wiadomo, że nie każdy trener okazuje się odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Ostatnio pisałem chociażby o André Schubercie - coachu Borussii Mönchengladbach, który nie spisuje się w roli trenera „Źrebaków”. Ale każdy zasługuje na szansę. A trzy albo cztery mecze szansą nazwać definitywnie nie można.


    Zmienność poglądów

    „Social media wywróciły świat do góry nogami, zawodnik dużego formatu doświadcza wszelkich rejestrów emocji – od uwielbienia (zazwyczaj, co za zaskoczenie, po dobrym meczu) i hejtu (kiedy coś poszło nie tak)” - pisał kilka dni temu były już wicenaczelny Przeglądu Sportowego, Przemek Rudzki, który w swoim felietonie o Grzegorzu Krychowiaku zwrócił uwagę na ważne zjawisko. Ludzie cię uwielbiają po dobrym meczu, a kiedy masz dołek formy i problemy z grą, to jesteś najgorszy i się nie nadajesz. Tak samo było z reprezentacją Polski, która po EURO była najlepsza na świecie, a po remisie z Kazachstanem Nawałka był do zwolnienia. I tak samo jest teraz z Hareide - po pierwszym meczu był miłowany w Danii, a po trzech każą mu spadać.

    Hareide musi teraz zdobyć komplet punktów w meczu z Kazachstanem, by - przynajmniej w oczach zmiennych duńskich mediów - utrzymać posadę. Mam nadzieję, że podejścia nie zmieniła duńska federacja. Oby nie okazało się, że jest tak samo zmienna i nudzi ją stabilizacja...







    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • André Schubert i Borussia Mönchengladbach, czyli o nieudanej miłości

    Mistrz Mateusz 2016-11-14 18:36:02

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    W jednym z ostatnich felietonów pisałem o słabej sytuacji Borussii Dortmund. Podopieczni Thomasa Tuchela - co przytaczałem - w październiku wygrali tylko jedno z sześciu rozegranych spotkań. Martwiłem się o formę westfalskiego zespołu, ale już chyba po kłopotach. W listopad weszli z przytupem, wygrywając dwa spotkania - 1:0 w Lidze Mistrzów ze Sportingiem Lizbona i 5:2 z dołującym w Bundeslidze HSV Hamburg (ci to w ogóle mają dramat, ale stało się to normą w ostatnich latach). Można martwić się jedynie o grę obronną ekipy z Zagłębia Ruhry, która przyfrajerzyła przy obu straconych bramkach. Poza tym takiej drużynie jak „żółto-czarni” nie przystoi tracić dwóch goli z czerwoną latarnią ligi, która w dziewięciu wcześniejszych meczach zdobyła... dwie bramki. Ale to już zostawmy. Bo okazuje się, że poważniejsze problemy ma ta druga Borussia...


    Jest dramat

    Jeżeli przez słaby bilans rozumiałem siedem strzelonych jak i straconych goli, jedną wygraną, cztery remisy i przegraną, to co powiecie na to: jedna wygrana w Lidze Mistrzów i jedna w Pucharze Niemiec, dwie porażki w lidze oraz dwa bezbramkowe remisy (w dodatku jeden z hamburskim outsajderem, i to na własnym terenie). Do tego „Źrebaki”, bo to przecież o nich mowa, dostały ostre bęcki od Schalke (0:4). Dla drużyny André Breitenreitera były to wówczas pierwsze punkty w sezonie po doznaniu pięciu przegranych z rzędu. Mało tego! Cztery gole zdobyte przeciwko Celtikowi Glasgow i drugoligowemu Stuttgartowi były jedynymi, które podopiecznym André Schuberta udało się zaaplikować rywalom w całym poprzednim miesiącu! A to jeszcze nie koniec! Gdy do ich tragicznych rezultatów w Bundeslidze doliczymy piątkową porażkę w stolicy przeciwko Hercie (0:3), to wyjdzie na to, że uczestnicy Champions League w lidze nie wygrali od pięciu meczów. A bilans bramkowy? 0:9. Dramat na całego...

    Zapytacie zatem: gdzie leży problem? W końcu musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie. Jednak w tym przypadku trudno takowe znaleźć. W przypadku dortmundzkiej Borussii diagnoza była jasna i przejrzysta: mnóstwo kontuzji dziesiątkujących zespół tak, że trener Tuchel został ograniczony do korzystania z osiemnastu, w porywach dziewiętnastu zdrowych zawodników. No i nieopierzeni młodziacy, dla których to dopiero początek grania na tak wysokim poziomie. A tutaj...


    Kontrowersyjna diagnoza

    Wydaje mi się, że problem leży w szkoleniowcu - André Schubercie. Były trener rezerw miał niesamowite wejście do drużyny w zeszłym roku, ale trochę się pogubił i sam nie ma w tej chwili pomysłu na drużynę. Ustawienie z trójką w defensywie okazuje się nietrafione, a on dalej brnie w to bagno. A kompletnym rozstaniem się z resztkami rozumu jest sadzanie na ławce Mahmouda Dahouda. Młody Niemiec z syryjskimi korzeniami to w końcu odkrycie poprzedniego sezonu ligi niemieckiej, o którego zabijają się kluby w całej Europie. Marnowanie potencjału takiego gracza jest po prostu niedorzeczne.

    Jako że - jak wiecie - jestem wyznawcą wszelkich przejawów romantyczności w futbolu, to rzadko porywam się na takie osądy, ale swoją postawą w ostatnim okresie Schubert nie daje mi wyboru: moim zdaniem dalsza współpraca 45-latka z Borussią jest po prostu bezsensowna.

    Kolejna miłość pod niemiecko-francuską granicą gaśnie. Na początku zdawało się, że Schubert i drużyna niesamowicie do siebie pasują, ale po dobrym pierwszym wrażeniu jest już tylko gorzej. Myślę, że czas to zakończyć...


    A może coś go uratuje?

    - Patrzę krytycznie na terminy meczów reprezentacji. Ktoś odzyskuje rytm w Bundeslidze i jego piłkarze znowu jadą na zgrupowanie - grzmiał ostatnio Karl-Heinz Rummenigge. Zgadzam się z szefem Bayernu. Przerwa na reprezentację to nie tylko ten tak zwany wirus FIFA, który szkodzi klubom na całym kontynencie (dla przypomnienia: chodzi o to, że zawodnicy doznają kontuzji w meczach drużyn narodowych i wracają do klubów niezdolni do gry, często musząc leczyć się przez długie tygodnie bądź nawet miesiące). Problemem okazuje się też to, o czym powiedział Rummenigge: mecze reprezentacji szkodzą tym, którzy są w gazie.

    W przypadku „Źrebaków” ta przerwa może tylko pomóc. Nie zaszkodzi, bo gorzej być już po prostu nie może. Jeżeli zarząd klubu nie wykona żadnych nerwowych ruchów, a może być o to trudno, to André Schubert będzie miał sporo czasu, by przemyśleć sobie to i owo. Zadbać o taktykę, ustawienie. Powinien się spieszyć, bo ta przerwa w rozgrywkach zdaje się być ostatnią deską ratunku...







    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Dziękujemy Legio!

    Mistrz Mateusz 2016-11-21 02:04:55

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    W środowy wieczór wielu Europejczyków zajrzało na livescore`a, żeby zobaczyć wszystkie wyniki z europejskich boisk. I jest jedno zaskoczenie. Strata punktów obrońcy tytułu - Realu Madryt. I to w dodatku z Legią Warszawa, która zagrała świetne zawody przy Łazienkowskiej, strzelając „Królewskim” trzy bramki.


    Historyczny wynik

    O dziwo, nie zauważyłem wielkiego zaskoczenia wsród Europejczyków. Większość doceniała Legię i jej piękne gole. „Szkoda, że wybrałem mecz Leicester, a nie ten, bo tutaj się działo” - takie komentarze dominowały w mediach społecznościowych wśród zagranicznych fanów.

    Istotnie. Wystarczy spojrzeć na wynik i przebieg meczu. Przecież gospodarze przegrywali już 0:2, by następnie zdobyć trzy gole i przez dwie minuty sensacyjnie prowadzić z wielkim Realem. Wynik świadczy o tym, że mecz był wyrównany. Śmiało można stwierdzić, że było to spotkanie godne Ligi Mistrzów. Nie brakowało niczego: cudownych goli, strzałów, sytuacji, wyrównanej ofensywnej, ładnej gry z obu stron, zwrotów akcji. Niczego, oprócz kibiców...

    To było bezprecedensowe zdarzenie. Do tej pory nikt nie strzelił Realowi Zinedine`a Zidane`a tylu bramek w jednym meczu. Mało tego - jeszcze nigdy polski klub nie przegrał z Realem. O choćby remis nie pokusiły się silne drużyny znad Wisły, które lata temu liczyły się na międzynarodowej arenie.


    Wielka gra dla nikogo

    W grze legionistów nie zabrakło niczego: zaangażowania, chęci walki, sprawienia sensacji, dania prztyczka w nos niekwestionowanemu faworytowi, dobrej postawy od pierwszej do ostatniej minuty, braku bojaźliwości. W niektórych sytuacjach widać było, że mistrzowie Polski nie mają tych samych umiejętności, chociaż nie sposób nie zgodzić się z Tomkiem Włodarczykiem: „Piękny gol Vadisa był jak wciśnięcie czerwonego guzika uruchamiającego w gospodarzach supermoce. Nagle piłkarze z mniejszymi umiejętnościami, zdecydowanie chudszymi portfelami, funkcjonujący w zupełnie innym wymiarze światowego futbolu, zaczęli walczyć jak równy z równym.”

    Szkoda tylko, że - jak pisze Włodar - nikt nie widział tego na własne oczy. Wielkie piłkarskie święto, na które kibice Legii czekali dziesięcioleciami. Zobaczyć na żywo zdobywcę Ligi Mistrzów z wielkimi gwiazdami europejskiego futbolu - to było marzenie, którego nikomu nie udało się spełnić. Puste trybuny biły po oczach. Cisza dźwięczała w uszach. Znowu cytując wicenaczelnego Przeglądu Sportowego: „Święto zmarłych przedłużone o kolejny dzień...”

    Mimo to, ten mecz przejdzie do historii polskiej piłki. „Legioniści mają jak w banku, że przez trzydzieści następnych lat będą udzielali wywiadów o tym meczu” - to z kolei Tomasz Ćwiąkała. Ba, żeby tylko trzydzieści. Przecież w tym roku w Canal+ z tysiąc razy mogliśmy oglądać dokument o Legii, która przed laty osiągała sukcesy na Starym Kontynencie. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić, byśmy za trzydzieści kilka lat mieli o tym meczu już nie pamiętać. Bo przecież ten rezultat, to - nie owijajmy w bawełnę - raczej jednorazowy wyskok niż nowa polska klubowa rzeczywistość. Chociaż na pewno taki wynik wpłynie pozytywnie na postrzeganie polskiego futbolu i przyczyni się do naszego awansu w hierarchii europejskiej piłki.


    Polacy najgorsi?

    Dzisiaj wydaje się to irracjonalne, ale jeszcze nie tak dawno temu Legia była uważana za najgorszego uczestnika tej edycji. Mogła nim spokojnie zostać. Drużyn z zerowym dorobkiem punktowym kilka było, ale wtedy spojrzelibyśmy na bilans bramkowy, a pod tym względem Wojskowi mogliby spokojnie być najgorsi. Teraz, nie dość, że zdobyli łącznie aż cztery gole, to w dodatku nie będą w gronie zespołów bez punktu. A realne są jeszcze ze Sportingiem i nawet awans do fazy pucharowej Ligi Europy jest prawdopodobny, czyli coś, czego w najjaśniejszym scenariuszu nie zakładałem. Wydawało mi się, że celem Legii powinno być zdobycie gola. Jak widać, Legia to przykładny student - uczy się w błyskawicznym tempie.

    Jestem ciekaw, co do powiedzenia mają teraz ci, którzy mówili, że będą dwucyfrówki i narzekali, że Legia będzie się kompromitować (mówili to rzecz jasna ci, którzy marudzili wcześniej, że polski klub tyle czasu nie potrafi dostać się do Ligi Mistrzów). Tym to dopiero szczeny opadły.

    Jest jeszcze jeden ważny aspekt tego zwycięstwa. Jacek Magiera. Gość odwalił nieprawdopodobny kawał dobrej roboty. Diametralnie odmienił grę Legii. Gdyby Hasi był trenerem warszawiaków do końca fazy grupowej, to przed oczami mielibyśmy same porażki, jak ta w pierwszym meczu z Borussią. A tak to zapamiętamy Legię walczącą, Legię odważną, Legię charakterną, Legię bez kompleksów. Miejmy jednak nadzieję, że długo nie będziemy musieli wracać do tego z sentymentem i występy w Lidze Mistrzów staną się dla polskich klubów rutyną...






    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Kownacki i Robak, czyli o efekcie nowej miotły

    Mistrz Mateusz 2016-11-30 22:44:49

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    „Rutkowski, gdzie ten napastnik?” - śpiewali na przełomie lipca i sierpnia przy Bułgarskiej kibice Lecha Poznań. Fani „Kolejorza” byli wielce zniesmaczeni brakiem wzmocnień przed tegorocznym sezonem, które hucznie zapowiadał prezes klubu Piotr Rutkowski. Jak to w Poznaniu często bywa - skończyło się na zapowiedziach. Jednak po słabym początku sezonu okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...


    Było blisko pucharów

    Lech - po nieudanym sezonie 2015/16, w którym zajął dopiero piąte miejsce w ekstraklasie, nie kwalifikując się do europejskich pucharów - przystępował do tegorocznej kampanii z wielkimi nadziejami, które rozbudziła końcówka zeszłych rozgrywek. Zgoła inna niż pierwsza część sezonu, kiedy to wili się w konwulsjach porażek. Wtedy bardziej prawdopodobny był spadek „Dumy Wielkopolski” z ekstraklasy niż kwalifikacja do Ligi Europy.

    Jednak przegrana w finale Pucharu Polski z Legią oznaczała, że jedyną szansą na dalsze występy w Europie pozostała liga. Lechowi, dzielnie i wytrwale walczącemu do ostatniej kolejki, ostatecznie się nie powiodło. Choć rozpędzona ekipa 7-krotnych mistrzów Polski spokojnie tę promocję do pucharów by wywalczyła, gdyby sezon potrwał kilka kolejek dłużej.


    Cięcie kosztów i zmiany kadrowe

    Brak kwalfikacji do Ligi Europy oznaczał jedno: cięcie kosztów. Co jest chyba czymś normalnym. W końcu kiedy nie dostaje się premii, to nie kupuje się nowego auta z salonu. W ramach tych cięć, klub był zmuszony kogoś sprzedać za duże pieniądze. Odszedł Karol Linetty. Teraz wychowanek Sokoła Damasławek dobrymi występami w barwach Sampdorii Genua wzbudził zainteresowanie potęg - między innymi AS Romy i Borussii Dortmund. W przypadku kolejnego transferu reprezentanta Polski, Lech będzie mógł liczyć na procent od kolejnego przejścia.

    Sporymi osłabieniami były odejścia wspomnianego Linettego oraz Kamińskiego, któremu wygasł kontrakt. Umowy skończyły się również Ceesayowi i Lovrencsicsowi. Oprócz tego klub rozstał się definitywnie z Thomallą. Nie zdecydowano się na wykupienie Volkova i Holmana. Z kolei z wypożyczeń do Poznania wrócili Bednarek i Formella. Kontrakt podpisano z Majewskim. Wypożyczono Makuszewskiego. I powitano nowego bramkarza - Matuša Putnocky`ego, który miał zostać pierwszoplanową postacią. I od razu takową się stał. Tylko on spośród wymienionych zawodników.


    Zmiana trenera dobrze zrobiła

    W pierwszych siedmiu ligowych spotkaniach Lech zdobył ledwie osiem punktów, strzelając sześć goli i tracąc dziewięć. Jeżeli pod uwagę weźmiemy tylko pierwsze cztery mecze, to bilans ekipy z Wielkopolski był wprost fatalny. Jedno „oczko”, jeden strzelony gol i aż osiem straconych. Wówczas zaczęto spekulować o zmianie szkoleniowca. Zarząd jednak przeczekał.

    Kiedy wydawało się, że Lech obrał prawidłowy kurs i będzie regularnie punktował, stała się rzecz niespodziewana - zwolnienie Jana Urbana. Taka decyzja wydawała się bezsensowna. Ale okazało się, że miała ręce i nogi. Nowy szkoleniowiec Nenad Bjelica nie tyle odmienił wyniki zespołu, bo te zaczynały wyglądać przyzwoicie jeszcze za kadencji poprzednika, ale odmienił poszczególnych zawodników. Makuszewski był zwykłym jeźdźcem bez głowy na początku swojej przygody z „Kolejorzem”, a dziś jest czołowym skrzydłowym ligi. Majewski miał błyszczeć w środku pola, ale do tej pory błyszczał jedynie w wywiadach. Teraz steruje grą zespołu i zaczął strzelać. Po Kamińskim nikt już nie płacze, bo defensywą rządzi młody Bednarek. Odżył Jevtić. Najdłużej trzeba było czekać na napastników...


    Transformacja strzelców

    Nieopierzony nastolatek, o którym wszyscy mówią, że jest największym polskim talentem, ale goli w ogóle nie strzela, stary zawodnik, który jest drewniany i ostatnie miesiące się leczył, a nie grał i zagraniczny przeciętny napastnik z nadwagą. Kownacki, Robak, Nielsen - kiedy patrzyłem na listę napastników, to było mi aż żal Lecha, bo w pamięci kibiców ciągle są obecni Rudnevs, Lewandowski czy Teodorczyk.

    Natomiast zarówno Kownacki jak i Robak przeszli niesamowitą transformację. Ten pierwszy ma obecnie na koncie trzy trafienia, a ten drugi dziesięć, co daje mu pierwszą pozycję w klasyfikacji strzelców.


    Odpowiednia ręka trenera

    Nenad Bjelica udowodnił, że w piłce bardzo ważną rzeczą jest odpowiednie podejście do zawodnika. I odpowiednie traktowanie. Jeden potrzebuje, by trener był dla niego ojcem, inny dobrym kumplem, a kolejny katem. Chorwat musi być dobrym psychologiem i mieć dobrą rękę do piłkarzy, skoro tak szybko dotarł do tej dwójki, która była zablokowana psychicznie przez oczekiwania. Teraz nadeszło nowe rozdanie, każdy miał czystą kartę, nie było równych i równiejszych. Tylko pozazdrościć Bjelicy tej odpowiedniej ręki, bo nie każdy trener ją ma...







    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • W cieniu, ale z pieniędzmi

    Mistrz Mateusz 2016-12-11 23:03:06

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Było głośno o bramkarzach. W piątej kolejce Ligi Mistrzów padło aż czterdzieści osiem goli, co daje świetną średnią równo trzech bramek na spotkanie. Czystego konta nie zachował, co za niespodzianka, Igor Akinfiejew. Zawodnik CSKA Moskwa czeka blisko dekadę na to, by po końcowym gwizdku zejść z murawy niepokonanym. Uwaga: to już czterdzieści dwa spotkania z rzędu w Champions League, w których Rosjanin wpuścił przynajmniej jednego gola. „W życiu są trzy pewne rzeczy: śmierć, podatki i Akinfiejew bez czystych kont” - śmieją się internauci.

    Jednak to nie 30-latek był główną bramkarską gwiazdą piątej serii gier. Zdecydowanie głośniej było o dwóch innych panach - Radosławie Cierzniaku i Svenie Ulreichu. Rezerwowi bramkarze Legii Warszawa i Bayernu Monachium dostali swoje szanse i zawiedli. Pierwszy wpuścił aż osiem goli w debiucie w tych rozgrywkach. Był współwinny przy ponad połowie z nich. Natomiast drugi skapitulował trzykrotnie, przyczyniając się do sensacyjnej porażki Bayernu z Rostowem.


    Pechowy występ Cierzniaka

    Po dotkliwej porażce z Borussią Dortmund na Signal Iduna Park, kozłem ofiarnym kibiców, a nawet części dziennikarzy, stał się Radosław Cierzniak. Ciągle słyszę, że gdyby nie słaby występ pochodzącego z Szamocina golkipera, Legia nawiązałaby walkę. Totalna bzdura. Gdyby pomiędzy słupkami wystąpił numer jeden legionistów - Arkadiusz Malarz, to warszawiacy nie uniknęliby przegranej. Może nie byłoby 4:8, a 4:7. Ale co to zmieni?

    Nie tylko bramkarz odpowiada za obronę. Też obrońcy (stąd nazwa formacji), jak i cała drużyna. Słabo zagrał zarówno Bereszyński, Pazdan, Czerwiński, Rzeźniczak, Kopczyński, jak i Jodłowiec. W defensywie ani trochę nie pomagał Michał Kucharczyk. Zatem jakim prawem można liczyć na dobry wynik, kiedy pozostawia się bramkarza samemu sobie? I to w dodatku przeciwko tak znakomitym strzelcom jak Reus, Kagawa czy Dembele. Nie zapominajmy też, że Cierzniak nie jest w rytmie meczowym, co ma niebagatelne znaczenie. Zupełnie inaczej się gra, będąc sprawdzonym w boju, a zupełnie inaczej, kiedy gra się trzeci mecz w sezonie, a ostatnie kilka tygodni nie wstało się z ławki choćby na minutę. W dodatku dochodzi presja związana z rangą spotkania oraz przeciwnikiem, a do tego świadomość, że od jakości gry będą zależały kolejne występy.


    Oszczędzany Neuer

    Carlo Ancelotti w meczu piątej kolejki Ligi Mistrzów oszczędził kluczowych zawodników Bayernu: Matsa Hummelsa, Arjena Robbena i Manuela Neuera. Były golkiper Schalke zagrał we wszystkich wcześniejszych osiemnastu spotkaniach, wyciągając piłkę z siatki łącznie jedenastokrotnie. W związku z przeciążeniem organizmu zastąpił go Sven Ulreich, dla którego występ w Rostowie nad Donem był pierwszym w tym sezonie.

    28-latek przyszedł do Bayernu przed sezonem 2015/16, co oznacza, że tegoroczna kampania jest jego drugą w klubie z Bawarii. Do tej pory bronił w czterech oficjalnych meczach „Gwiazdy Południa”. Czyli w tylu, co kot napłakał (średnio wychodzi jedno spotkanie na pół roku). Przechodząc ze Stuttgartu do Bayernu, w którym konkurencja jest olbrzymia, Ulreich musiał liczyć się z rolą wiecznego rezerwowego. Mając świadomość, że wystąpi tylko wtedy, gdy Neuer będzie potrzebował przerwy.


    Ulreich głównym winowajcą

    Za mecz w Rosji dostało się przede wszystkim Ulreichowi. Co prawda obwiniono też Boatenga, który zaliczył wprost tragiczny występ, a także Badstubera, ale to wciąż 28-latek jest wrogiem numer jeden. Tak jakby wszyscy zapomnieli, że to był jego pierwszy występ od jakichś sześciu miesięcy. Ale, rzecz jasna, w dzisiejszych czasach wymaga się, żeby ten cień, jakim jest rezerwowy bramkarz, zagrał w dwóch, może trzech meczach w sezonie, kiedy niedysponowany jest ten pierwszy, pokazując niesamowitą klasę i popisując się dziesiątkami wybitnych interwencji.

    W istocie jest jednak o to bardzo trudno. Nie dość, że cały Bayern jest pod formą (tu szukałbym raczej przyczyn porażki, a nie w pojedynczych jednostkach), to na dodatek Ulreich nie jest bramkarzem stworzonym do gry w topowym zespole. Stuttgart grał raczej o utrzymanie, przez co jego bramka była non stop oblegana przez rywali, co zmuszało go do ciągłego skupienia i bycia przygotowanym na szturmy. O wiele trudniej gra się w klubie, w którym masz czasami jedną, może dwie okazje do wykazania się. „Dobry bramkarz musi umieć się nudzić” - powiedział w ostatniej Lidze+Extra Wojciech Jagoda. Oznacza to, że cały czas trzeba być skoncentrowanym, nawet jeżeli gra toczy się na połowie przeciwnika. Nie może patrzeć na zegarek i myśleć o nadchodzącym obiedzie, bo może stanąć mu ością w gardle.


    Jak kasa odbiera rozum

    Nie rozumiem bramkarzy, którzy podpisują kontrakty z drużynami, w których nie mają szans na grę. A jeżeli już, to raz na ruski rok. Wówczas wymaga się od nich cudów, a w przypadku ich braku obwinia się za całe zło. Jest w tym coś z autodestrukcji i samozagłady. Niewiarygodne, jak kasa odbiera rozum.





    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Powrót do pisania o piłce

    Mistrz Mateusz 2018-01-16 23:43:37

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dawno nie pisałem o piłce. Zrobiłem sobie detoks w ostatnim półroczu. 2017 rok generalnie rzecz biorąc nie przyniósł wielu tekstów, miałem pewne problemy ze samym sobą jeśli chodzi o moją twórczość. Pewnie wynika to z wielu czynników, które potrafiłem ostatnio zdefiniować podczas jednej z moich konstatacji, jednak to zbyt długi i złożony wątek, by o tym pisać. Poza tym wydaje mi się to dzisiaj nieistotne, bo myślę, że na dobre wracam do tego pisania. Mam nawet swoją stronę i od dziś będę po prostu wrzucał linki do poszczególnych felietonów, co sprawi, że temat nie będzie się tak szybko przepełniał, bo posty będą dzięki temu krótsze.

    Jutro opublikuję pierwszy tekst po tej jakże długiej przerwie. Dotyczyć będzie WOŚPu. Myślę, że wyszedł naprawdę całkiem niezły tekst, zważając na to, iż przerwę od pisania o piłce miałem długą, a sama tematyka nie była łatwa.

    A oto fragment zachęcający do przeczytania:

    Na szczęście świat sportu jest daleki od takich podziałów. Choć kiedyś żyłem w utopijnym przekonaniu, że sport jest poza wszelkimi podziałami, co jest przecież wierutną bzdurą (nie stwierdzam tego jednak na podstawie barbarzyńskich zachowań grup kibolskich, nie mających nic wspólnego ze sportem, vide ostatni przypadek w Jeleniej Górze), to jest on jednak daleki od tego typu podziałów społecznych. Styczeń jest czasem, w którym cały świat sportowy łączy się, by pomagać innym. Sport pod postacią wszelkich dyscyplin jest także obecny na licytacjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Są to różnego rodzaju fanty i gadżety, takie jak podpisane koszulki, piłki. Licytowane są spotkania, kolacje z udziałem sportowców, czy wspólne wypady na mecz ze znanymi ludźmi sportu, vide licytacja Michała Pola dotycząca meczu Polska-Litwa, który odbędzie się w czerwcu.

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Sport gra z WOŚP

    Mistrz Mateusz 2018-01-17 21:28:13

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do lektury najnowszego felietonu na mojej stronie:

    http://mateuszryczek.pl/?p=107

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • O różnych odejściach i jednym pożegnaniu

    Mistrz Mateusz 2018-01-31 20:58:53

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do przeczytania mojego tekstu o odejściu Natalii Madaj - złotej medalistki IO - na sportową emeryturę:

    http://mateuszryczek.pl/?p=112


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mój pierwszy tekst w Przeglądzie Sportowym

    Mistrz Mateusz 2018-02-15 11:32:21

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do lektury mojego pierwszego tekstu dla Przeglądu Sportowego:

    https://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/transfery/swiat/leon-bailey-historia-jamajskiego-talentu-z-bundesligi/ydfkcw4


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mój drugi tekst w Przeglądzie Sportowym

    Mistrz Mateusz 2018-02-20 17:34:44

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Tutaj mój drugi tekst w Przeglądzie Sportowym. Wiem, że to nie felieton, a nawet tekst publicystyczny, a bardziej artykuł, i to informacyjny, ale też się liczy. 😉

    https://www.przegladsportowy.pl/igrzyska-olimpijskie/pjongczang-2018/skoki-narciarskie/pjongczang-2018-janne-ahonen-kwalifikowal-sie-do-wszystkich-indywidualnych-konkursow/vhb0bw5


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mój trzeci tekst w Przeglądzie Sportowym

    Mistrz Mateusz 2018-02-22 18:24:00

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do lektury, znowu o Bundeslidze, tym razem Borussii Dortmund. 😉

    https://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/ligi-zagraniczne/bundesliga/borussia-dortmund-ma-nowy-atak-ktory-daje-jej-nowa-jakosc/d0rd3qr

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • O normalności słów kilka

    Mistrz Mateusz 2018-03-14 07:40:15

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do przeczytania mojego najnowszego felietonu między innymi o zachowaniu Grześka Krychowiaka z weekendu:

    http://mateuszryczek.pl/?p=118

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Polska gościnność

    Mistrz Mateusz 2018-03-23 08:38:00

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do lektury mojego najnowszego felietonu, który został już przeze mnie zamieszczony na blogu. Tym razem trochę o przyszłorocznych mistrzostwach świata do lat 20 w Polsce:

    http://mateuszryczek.pl/?p=122

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Dlatego głupiejemy

    Mistrz Mateusz 2018-03-28 22:44:09

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Mój najnowszy felieton:

    http://mateuszryczek.pl/?p=125


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Spasiba, Czerczesow!

    Mistrz Mateusz 2018-07-07 06:49:41

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zachęcam do lektury mojego najnowszego felietonu. Tym razem piszę o Stanisławie Czerczesowie, nowym bohaterze narodowym Rosji. 😊

    http://mateuszryczek.pl/?p=129


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Martyrologia sportowa

    Mistrz Mateusz 2018-10-05 17:58:46

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Po długiej przerwie - co za klasyk - wracam do pisania. Zapraszam do lektury mojego najnowszego felietonu o klęsce piłkarzy ważniejszej od sukcesu siatkarzy:

    http://mateuszryczek.pl/?p=134


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Martyrologia sportowa

      AJ73 2018-10-05 19:55:55

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      Przeczytałem, nie zgadzam się . Pominę litościwie tego Ziemkiewicza, odniosę się tylko do "martyrologii sportowej". Nie rozumiem po co i czemu ma służyć wpychanie tego nieszczęsnego i chorego na swój sposób określenia akurat do sportu ?. Już w jednym z pierwszych zdań popełniasz błąd :

      "Gdybyśmy byli w normalnym kraju, to wszyscy od tygodnia, zarówno ci, którzy się siatką pasjonują, jak i ci, którzy obejrzeli ledwo kilka meczów Polaków na tym mundialu, rozmawialiby do dziś o tym wielkim sukcesie. O sukcesie siatkarzy".

      Zapewniam Cię, że ludzie o tym mówili z wielką radochą i entuzjazmem, nawet Ci, co nie śledzą siaty na co dzień. I nie tylko na drugi dzień po finale, ale wiele dni po. Przyczyna tego, że tak to odbierasz jest bardzo prosta - to piłka nożna od zawsze była tym sportem najbardziej rozpoznawalnym i działającym na wyobraźnię masowego odbiorcy na świecie. Nie inaczej jest i u nas. Proste porównanie - do dzisiaj analizuje się porażkę piłkarzy na MŚ, a o wielkim sukcesie naszych sportowców w ME w lekkiej atletyce już nikt nie pamięta, prawda ?.

      A wracając do siatkówki i tego co jest "sportem narodowym", to od lat już jestem tego pewien - to SIATKÓWKA . To niesamowite, że udało się po takiej próżni od sukcesów lat `70 stworzyć cały system, który działa jak w zegarku. Mamy świetną ligę, świetne zespoły klubowe, mamy skąd brać młodych zawodników, a przede wszystkim mamy talenty !. A że to finalnie przekłada się tak pięknie na reprezentację, to nie trzeba mówić .
      Obyśmy tylko kiedyś doczekali tego samego i w piłce, to i sukcesy też same przyjdą. I nie trzeba też będzie czekać na drugiego Lewego, wtedy będzie ich wielu

      LINK
      • Re: Martyrologia sportowa

        rebelyell 2018-10-05 20:43:02

        rebelyell

        avek

        Rejestracja: 2009-12-01

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Kovir

        AJ73 napisał:
        Obyśmy tylko kiedyś doczekali tego samego i w piłce, to i sukcesy też same przyjdą. I nie trzeba też będzie czekać na drugiego Lewego, wtedy będzie ich wielu
        -----------------------

        Dużo większe pieniądze, dużo większa konkurencja, dużo więcej do nadrobienia. Nie liczyłbym na to w najbliższej przyszłości niestety.

        LINK
    • Re: Martyrologia sportowa

      bartoszcze 2018-10-05 20:00:51

      bartoszcze

      avek

      Rejestracja: 2015-12-19

      Ostatnia wizyta: 2024-11-21

      Skąd: Jeden z Wszechświatów

      Kogo obchodzi klęska piłkarzy wobec postawy szachistów?

      LINK
  • Martyrologia sportowa, czyli o wątpieniu w Piątka

    Mistrz Mateusz 2018-10-11 12:37:05

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Przed meczem z Portugalią zachęcam do lektury mojego najnowszego tekstu o Krzysztofie Piątku, w którego wielu wciąż wątpi.

    http://mateuszryczek.pl/?p=138

    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • O sztucznych problemach

    Mistrz Mateusz 2018-10-27 20:27:31

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zachęcam do lektury mojego najnowszego felietonu o ograniczeniu dostępu do mediów przez Zbigniewa Bońka. Czyli o tytułowym sztucznym problemie:

    http://mateuszryczek.pl/?p=142


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: O sztucznych problemach

      AJ73 2018-10-27 23:16:27

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      Hmmm ... czy to jest problem ?, nie wiem - wiem jednak, że jak wszytko idzie dobrze, kadra wygrywa, jest pozytywna energia i w ogóle achy i ochy, to nic i nikt nie przeszkadza. Nawet dziennikarze .
      Natomiast co do zgrupowań kadry i spotkań z mediami, to pewien porządek powinien jednak być. Tu zawsze jednak będzie zgrzyt - dziennikarze chcą mieć jak najwięcej info "od środka", chcą wywiadów, konferencji, itd. Piłkarze jednak powinni się skupiać na czekającym ich meczu, zwłaszcza jeśli nie jest to spotkanie towarzyskie, a o ważne punkty. Czy pomysł Bońka na tylko jeden dzień jest dobrym rozwiązaniem ?, trudno powiedzieć. Szczerze mówiąc nawet nie wiem jak to wygląda w innych reprezentacjach, więc trudno mi się odnieść, na pewno jednak będzie to sporym problemem dla naszych mediów, które w większości raczej nie podejdą do nowego pomysłu Bońka zbyt entuzjastycznie

      LINK
  • Współczesny analfabetyzm w sporcie

    Mistrz Mateusz 2018-11-07 19:07:07

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    ‪Zachęcam do lektury mojego najnowszego felietonu o współczesnym analfabetyzmie, którym jest nieznajomość języka obcego, w związku z czym bohaterem tekstu jest Rafał Kurzawa. 😊‬

    ‪http://mateuszryczek.pl/?p=148


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać

    Mistrz Mateusz 2018-11-30 20:11:27

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Mój felieton o tym, dlaczego wolę niegadającego Nawałkę nawet niż gadającego Brzęczka:

    http://mateuszryczek.pl/?p=152


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać

      perkun 2018-11-30 20:50:11

      perkun

      avek

      Rejestracja: 2016-02-18

      Ostatnia wizyta: 2024-07-07

      Skąd: Toruń

      Bardzo ciekawie napisany tekst i celnie wypunktowana cecha terneiro. Generalnie Brzęczek u steru kojarzy mi się z powrotem kadry do czasów okołowójcikowych. Obym w ostatecznym rozrachunku się mylił

      LINK
      • Podziękowania

        Mistrz Mateusz 2018-12-01 16:30:44

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Dziękuję serdecznie za miłe słowa. Rzadko się one zdarzają, więc doceniam niesamowicie. 😀

        Przy okazji dziękuję też Tobie, AJ73, że tak często komentujesz, a ja się do tej pory do tego nie odnosiłem. Postaram się poprawić. 😉

        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: Podziękowania

          AJ73 2018-12-02 10:21:24

          AJ73

          avek

          Rejestracja: 2017-10-12

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Strike Base XR-484

          Spoko !, wiem że czytasz - z racji dziennikarskiego obowiązku chociażby 👍. Gdybyś nie czytał, to bym nie pisał 😜😜😜
          Jako fan "kopanej" muszę pisać - kibic po prostu musi, inaczej się udusi 😰
          Także fajnie, że prowdzisz tu ten blog i linkujesz do swoich felietonów. Czyta się ☺

          LINK
          • Podziękowania po raz drugi

            Mistrz Mateusz 2018-12-02 20:22:20

            Mistrz Mateusz

            avek

            Rejestracja: 2011-04-04

            Ostatnia wizyta: 2024-10-09

            Skąd: Piła

            Dzięki, naprawdę to doceniam. 😊

            Ale wiesz, mało kto ma takie podejście, że zawsze albo prawie zawsze musi skomentować, odpisać czy odpowiedzieć. 😉

            Niech Moc będzie z Wami.

            LINK
    • Re: Lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać

      AJ73 2018-11-30 21:34:20

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      Hehe, zaprawdę powiadam Wam - szybko zatęsknimy za Nawałką ... no dobra, przesadzam, ale coś jest na rzeczy. O ile w nominacji Nawałki na selekcjonera było duże zaskoczenie, to w przypadku Brzęczka wręcz niedowierzanie, że Zibi tak wybrał - przynajmniej wśród większości moich znajomych tak to wyglądało ...
      Tak wiem, MŚ były całkowitą katastrofą, tam się wszystko porypało po tym Senegalu, ale kurczę, mimo wszystko - nie byłem przekonany co do zwolnienia Nawałki i do dzisiaj nie jestem. Przecież nawet Niemcy nie zwolnili Loewa - a tam zdaje się kryzys nawet się pogłębia

      Nie wiem, naprawdę trudny czas dla reprezentacji, jeszcze trudniejszy zdaje się dla Brzęczka - to może być rozstanie z hukiem ... mimo wszystko, spokój, spokój zachowajmy i cierpliwość godną kibica

      LINK
  • Przepis o młodzieżowcu, czyli zapowiedź zmian

    Mistrz Mateusz 2018-12-14 23:52:53

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zapraszam do lektury mojego nowego tekstu. Tym razem o przepisie o młodzieżowcu, który traktuję nie jak w zasadzie wszyscy - czyli albo coś rewelacyjnego, albo tragicznego - a jako naturalną zapowiedź zmian.

    http://mateuszryczek.pl/?p=157


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Stadionowe szczucie

    Mistrz Mateusz 2019-04-23 23:04:21

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Jako że ostatnio zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę od Bastionu i nic na nim nie pisałem ani niczego zbytnio nie czytałem (w każdym razie forum na pewno nie), to nie podrzuciłem linku do mojego najnowszego felietonu. Co prawda jest on najnowszy, w tym sensie, że jak do tej pory ostatni, jaki napisałem i opublikowałem, ale ma już ponad miesiąc. Mimo to jego tematyka jest wciąż bardzo żywa i aktualna. I akurat świetnie komponuje się z dyskusją, która toczyła się i wciąż się toczy w temacie Z prasy. Dzięki której notabene przypomniałem sobie, że owego felietonu nie wrzuciłem tutaj. Zachęcam zatem do lektury:

    http://mateuszryczek.pl/?p=163


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mój wywiad z Jackiem Żakowskim

    Mistrz Mateusz 2020-01-15 22:26:13

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dziś publikuję pierwszą część mojej niedawnej rozmowy z Jackiem Żakowskim. Jest o Putinie, jego słowach oraz szerzej o relacjach polsko-rosyjskich, sprawach europejskich, różnicach kulturowo-politycznych pomiędzy Wschodem a Zachodem i nie tylko. Zachęcam do lektury. 😁

    http://mateuszryczek.pl/?p=212


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Stary dobry wszech-Roman

    Mistrz Mateusz 2020-01-21 04:03:54

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Najnowszy felieton poświęcam Romanowi Giertychowi i jego niedawnemu tłitowi, od opublikowania którego minął zaledwie tydzień, a wszyscy przeszli już nad tym jak się okazuje do porządku dziennego. Niepokojąca dla mnie była choćby ostatnia deklaracja Radosława Sikorskiego na Twitterze, że chciałby Giertycha jako prokuratora generalnego. Nie mam przekonania, czy wszech-Roman jest dobrą kandydaturą. Bo to w istocie stary dobry wszech-Roman. Jego obecności na marszach równości zdały się na nic. Jeden tłit i aura światowego i oświeconego Romana prysła. Wrócił wszech-Roman z Młodzieży Wszechpolskiej. Zachęcam do lektury.

    http://mateuszryczek.pl/?p=216


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Neoliberalny demontaż państwa

    Mistrz Mateusz 2020-04-18 19:06:56

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Zgadzam się, że trzeba punktować niewątpliwą niekompetencję i kompletną nieporadność PiS-u, który musi owe przymioty zakrywać fajnymi obrazkami (vide samolot, równie wielki co pisowskie manie) i wrzucać tak zwane tematy zastępcze (skandaliczna ustawa aborcyjna i nieszczęsne wybory, których i tak wiadomo, że nie będzie, bo to zwykła cyniczna gra). Ale w całej dyskusji o niedomagającej służbie zdrowia, szpitalach, w których dochodzi do ponad 30% zarażeń, upadających małych i średnich przedsiębiorstwach, kryzysie gospodarczym, marnej pomocy państwa dla firm i pracowników, szkole postawionej na głowie czy tracących ludziach i instytucjach kultury, umyka nam istota wszystkich tych problemów. Jest nią to, że dopiero w obliczu potrzeby państwa odczuwamy, że na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat nieustannie postępował jego demontaż. Aż do momentu, w którym - gdy państwa potrzebujemy - ono jest nieskuteczne. Bo lata zaniedbań sprawiły, że być nie może. Zachęcam do lektury felietonu:

    http://mateuszryczek.pl/?p=249


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Neoliberalny demontaż państwa

      Karaś 2020-04-18 19:42:30

      Karaś

      avek

      Rejestracja: 2007-01-24

      Ostatnia wizyta: 2024-11-21

      Skąd: София

      ??? XD
      Stwierdzam bekę, bo neoliberalizm. Używanie tego słowa nieironicznie to poziom płaskoziemców.

      I te "30 lat demontażu państwa", lol. PRL był tak skuteczny, że sam się pod swoją skutecznością zapadł

      Jedyne co pokazuje obecny kryzys to to, że rozbudowane państwo nie tylko jest niemoralne i nieefektywne na codzień, ale też całkowicie nieporadne i bardzo szkodliwe w czasie kryzysu.

      LINK
      • Re: Neoliberalny demontaż państwa

        Karaś 2020-04-18 19:49:20

        Karaś

        avek

        Rejestracja: 2007-01-24

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: София

        W ogóle szokuje mnie, jak w świetle faktów, że państwo zabierające 40-50% pieniędzy nie jest w stanie nie tylko zapewnić bezpieczeństwa socjalnego, ale nawet wypełniać swoich podstawowych funkcji jak sądownictwo i ochrona, że o rzekomej opiece zdrowotnej nie wspomnę, ludzie nie tylko go bronią ale domagają się jeszcze większego dyrygowania ich życiem

        LINK
        • Re: Neoliberalny demontaż państwa

          bartoszcze 2020-04-18 23:30:12

          bartoszcze

          avek

          Rejestracja: 2015-12-19

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: Jeden z Wszechświatów

          Pomyliłeś się, to nie 40%-50%, tylko 40%+50%, chyba nie twierdzisz że państwo zabiera kwotę ujemną?

          LINK
      • Kontrrewolucja Jana Zielonki

        Mistrz Mateusz 2020-04-18 19:57:47

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Jeśli jedynym kontekstem, z jakim kojarzysz sformułowanie „neoliberalizm” są memy, to polecam na przykład - daleko nie sięgając - książkę profesora Jana Zielonki „Kontrrewolucja”, w której przy użyciu naukowego aparatu pojęciowego definiuje neoliberalizm, który przez ostatnie circa trzydzieści lat panował nie tylko w Polsce, ale i w większości państw Europy Zachodniej, opisuje jego cechy charakterystyczne i punktuje błędy i zaniechania. Równie dobrze mógłbym użyć sformułowania „postpolityka”, szerzej rozpropagowanego przez profesor Chantal Mouffe, a które sprowadza się do tak naprawdę tego samego zjawiska - zaniku państwa, jego osłabiania. Nie wiem, gdzie dostrzegasz „rozbudowane państwo”. Jeśli w tym, że jest wiele instytucji, których kompetencje są niedookreślone, nachodzą na siebie, jest biurokracja, to nie w tym tkwi jego istota. Rozbudowane sieci biurokracji i oddelegowanie dużej części kompetencji do ciał eksperckich, niewybieralnych, jak banki centralne i różnego rodzaju agencje, to właśnie objaw pozornie silnego państwa, które potrzebuje takich właśnie przykrywek dla swojego stanu rozkładu, a w istocie rzeczy jest coraz słabsze i niknie w oczach, co widać w sytuacji takiej jak ta.

        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: Kontrrewolucja Jana Zielonki

          Karaś 2020-04-19 11:30:03

          Karaś

          avek

          Rejestracja: 2007-01-24

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: София

          Jakie znowu memy? Neoliberalizm to tzw. empty slur. Może znaczyć wszystko, a nie znaczy nic. Jsst używane do tworzenia chochołów, by potem je bohatersko pokonać. Neoliberalizmem był już kapitalizm, podatki, grypa, wysokie budynki, hulajnogi elektryczne, generalnie wszystko, co się danej osobie nie podoba. Takie rzucanie na oślep.

          Poza tym nikt sam siebie nie nazywa neoliberałem. To sformułowanie używane wyłącznie przez jego przeciwników, używane z resztą na oślep, przez co stanowi rodzaj wyzwiska i odbiera podmiotowość osobom w ten sposób zidentyfikowanym zabraniając im autoidentyfikacji.

          Z czysto językowego punktu widzenia "neo" sugeruje coś nowego, odwoływanie się do drugiego członu, tak jakby kiedykolwiek się zakończył ten liberalizm. Stanowi to przejaw starej koncepcji marksistowskiej "konieczności dziejowej" - już sama nazwa wskazuje, że "liberalizm się skończył, oni chcą wskrzeszać trupa".


          Jest to jedna z największych i najbardziej obrzydliwych manipulacji ostatnich lat. Oczywiście nie posądzam cię o pogardę dla przeciwników politycznych, bo mogłeś o tym nie wiedzieć.

          Co do dalszej części - tak, właśnie w tym dostrzegam rozbudowane państwo. Państwo, które zajmuje się wszystkim siłą rzeczy zacznie się samo plątać i popadnie w niemoc. Ale to czysta prakseologia, do tego dochodzi aksjologia, a koncepcja ta nie broni się na żadnym z tych pól.

          LINK
          • Liberalizm a neoliberalizm

            Mistrz Mateusz 2020-04-19 20:44:43

            Mistrz Mateusz

            avek

            Rejestracja: 2011-04-04

            Ostatnia wizyta: 2024-10-09

            Skąd: Piła

            Ech, szczerze, to wolałbym, żebyś mnie już posądził o pogardę niż niewiedzę, bo to odbieram jako zniewagę. Nienawidzę bycia nieświadomym, a w tej materii, na której mam przekonanie, że się znam, nieświadomości zarzucić mi nie można. Doskonale dostrzegam pewnego rodzaju jałowość w użyciu sformułowania „neoliberalizm” w potocznym jego rozumieniu w przestrzeni publicznej, ale nie pomijałbym w tych rozważaniach samego liberalizmu, który jest jeszcze bardziej wieloznaczny i przez niego można w dzisiejszych czasach rozumieć wszystko, cokolwiek się tylko da, począwszy od pojęcia „konserwatywno-liberalny”, które odbieram jako wewnętrzny oksymoron (choć zaraz pewnie odezwie się jakiś obrońca terminologicznego status quo albo zatwardziały „konserwatywny liberał”, który nie będzie mógł pojąć, jakim prawem odbierając mu człon „liberalny” zarzucam mu antyrynkową postawę, bo przecież on jako konserwatysta jest jak najbardziej prorynkowy, stąd obecność słowa „liberalny” w jego autodefinicji), poprzez liberalizm rozumiany w kategoriach stricte rynkowych, gospodarczych właśnie, ograniczając go do wąsko rozumianego liberalizmu jako doktryny ekonomicznej, a na liberalizmie w ujęciu obyczajowości skończywszy. Wolnościowcami mogą być nacjonaliści, którzy z liberalizmem nie mają nic wspólnego (pamiętam moje zdumienie, gdy przygotowując się w zeszłym roku do matury z wosu natrafiłem w jednym z podręczników, z których korzystałem, na opisy najważniejszych ideologii politycznych, i jako taki swoisty „notable representative” liberalizmu został wymieniony Korwin XDDD), liberałami mogą być lewicowcy, którzy prezentują postawy emancypacyjne i równościowe, liberałami mogą być wreszcie wszyscy, którzy nie kontestują liberalnej demokracji, a więc wszyscy funkcjonujący w ustroju i nienamawiający do jego zmiany. Ale jednocześnie nawet jeśli do owego ustroju zmiany namawiasz, to i tak możesz w polityce funkcjonować jako liberał, prezentując tak zwany liberalny stosunek do gospodarki, vide Konfederacja. Tego kociokwiku w o wiele większej mierze nie mogę wytrzymać. Gdy zastanawiam się nad tą wieloznacznością liberalizmu, który stracił już w warstwie językowej na jakimkolwiek znaczeniu, coraz bardziej popieram postulat o zakazanie używania tego słowa w przestrzeni publicznej.

            A jeśli chodzi o neoliberalizm, to w literaturze politologicznej termin silnie zakorzeniony. Ani ja, ani żaden poważny twórca, badacz i myśliciel nie jest winny temu, że niezbyt rozgarnięci, tacy wyjątkowo ortodoksyjni i dogmatyczni lewicowi dewoci machają tym słowem jak cepem lub maczugą na prawo i lewo bez większego pomyślunku. Owszem, dostrzegam, że „neoliberalizm” zawiera w sobie krytykę, ale tak na dobrą sprawę użycie każdego słowa określającego naszą identyfikację polityczną w większości przypadków jego użycia wiąże się z pewnego rodzaju dezaprobatą bądź nawet właśnie pogardą ze strony mówiącego, nawet tak pozornie neutralne znaczeniowo wyrazy jak „liberał”, „chadek”, „lewicowiec” i tym podobne. Natomiast „neoliberał” nie jest w żadnym stopniu słowem tak samo obraźliwym jak na przykład „lewak” czy „psycho-prawica”, które w otwarty i jak najbardziej uświadomiony sposób wyrażają wrogość i pogardę. „Neoliberał”, owszem, również może, ale raczej bliżej mu znaczeniowo do koszyka z liberałami, konserwatystami, prawicowcami i tak dalej. W przypadku tej tak zwanej kawiorowej lewicy, a więc przeważnie polityków i w większej mierze polityczek Razem, części Wiosny i SLD ze względu na ich dogmatyczne zaślepienie używanie tego „neoliberalizmu” jako słowa mającego być dezawuującym wobec obiektu nim określanego rzeczywiście może być nawet nieuświadomione, ale zapewniam Cię - jeśli nie spotkałeś się z tym słowem w innych, bardziej poważnych kontekstach, a wnioskuję tak po Twojej prześmiewczej reakcji na użycie tego słowa przeze mnie - że pojawia się ono również w poważnych pracach naukowych i w poważnej publicystyce. Tak jak słusznie zauważyłeś, na ogół w krytycznym ujęciu, ale trudno o pozytywne ujęcie w naukowych rozprawach czy publicystycznych tekstach. Poza tym postawa polityczna, którą opisuje słowo „neoliberalizm” zawiera autokrytykę właśnie poprzez ten przedrostek „neo”, na który zwróciłeś uwagę. I oprócz tego oczywistego znaczenia, czyli nowości, jest coś jeszcze, a mianowicie wtórność, odtwórczość, właśnie to, co profesor Mouffe opisuje jako postpolitykę i o czym mówi sporo intelektualistów, czyli o tym prostackim i dosyć tępym menedżeryzmie, sprzyjaniu takiemu swoistemu darwinizmowi społecznemu, sprzyjaniu rosnącym nierównościom społecznym, zarządzaniu państwem jak korporacją, firmą i cały zestaw zarzutów dających się obronić, które zamieściłem w tekście, niejako definiując na potrzebę felietonu tytułowy neoliberalizm.

            Poza tym przedrostek „neo” akcentuje wzmocnienie doktrynalności i radykalizmu w obrębie owej doktryny. Stąd rozróżnienie na liberalizm i neoliberalizm.

            Do tego w tym naukowym dyskursie należy rozróżnić pojęcie liberalnej demokracji, liberalizmu i neoliberalizmu, bo są one innymi pojęciami dotykającymi innych obszarów znaczeniowych. Demokracja liberalna ustanowiona została na bazie liberalizmu, ale potem w obrębie liberalnej demokracji nastąpił od niej odwrót, a hegemonię w Europie po drugiej wojnie światowej na trzydzieści lat zyskała idea socjaldemokracji. Powrót do liberalizmu, który dziejowo się sprawdził, i próba zaadoptowania go w niezmienionej wersji, bez wewnętrznej korekty na początku lat 80. nie mógł się udać. I to jest właśnie ten neoliberalizm, który w dodatku w niektórych aspektach sprzeniewierzył się liberalizmowi.

            Do tego warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną funkcję, którą odznacza się „neoliberalizm”. Zawiera się w nim niewypowiedziana akceptacja i wręcz uznanie dorobku dziejowego i dziedzictwa liberalizmu, ale wyrażona jest stanowcza niezgoda na odtwarzanie tamtejszych metod i sposobów uprawiania polityki w dzisiejszych realiach. Innymi słowy wyraz „neoliberalizm” zwraca uwagę na aprobatę ustroju liberalnego przez tego, kto używa tego wyrazu, przy jednoczesnym braku akceptacji dla zatwardziałości i odtwarzania pewnych historycznych mechanizmów poprzez polityków będących reprezentatywnymi dla neoliberalizmu.

            I oczywistym jest dla mnie, że nikt nie nazywa się sam neoliberałem, bo niby jaką miałby mieć przyjemność z podkreślania, że coś papuguje, odtwarza, dokonuje swoistej zrzynki? Żadnej. Ale w jego użyciu nie chodzi przecież o to, by komuś zrobić przyjemność, tylko o meryroryczną krytykę. Poza tym piszę o tym akurat w takim długim, rozbudowanym eseju, którego pisanie tak w zasadzie już dosyć dawno temu zarzuciłem i w sumie nie wiem, czy do niego w ogóle wrócę, ale zdążyłem już tam napisać, że dla zidentyfikowania politycznej tożsamości danej polityczki czy danego polityka albo partii nie starczy jego autodefinicja. W zasadzie w kontekście całości jej istotność blednie, bo różnie definiują tę partię rywale, sojusznicy, wyborcy jej i innych partii, niegłosujący w ogóle, media, organizacje społeczne, co innego mówią o tej partii jej realne działania i tak dalej.

            PS Jeśli nie wierzysz, że neoliberalizmu można używać w poważnej dyskusji, to mam na tę okoliczność trochę cytatów z Zielonki, Mouffe i mojego wywiadu z Jackiem Żakowskim. Jeśli sobie życzysz, dla potwierdzenia i wzmocnienia mojej tezy mogę je przytoczyć.


            Niech Moc będzie z Wami.

            LINK
      • Re: Neoliberalny demontaż państwa

        AJ73 2020-04-18 20:05:24

        AJ73

        avek

        Rejestracja: 2017-10-12

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Strike Base XR-484

        Hehe, ja bym dał tytuł posta - tekturowe państwo. Ten "neoliberalizm", to trochę nie za bardzo.
        Jeden z ministrów poprzedniej ekipy trafił w sedno - *uj, *upa, i kamieni *upa. I tak to właśnie wygląda na co dzień, i z tym stykamy się na co dzień. Samo jednak się nie zrobiło.
        Tutaj środkowy palec należy się wszystkim po kolei rządzącym, i nam też , że dajemy się wciąż nabierać na te baje analfabetów ekonomiczno-politycznych.

        Ostatnie zdanie z felietonu wywołało u mnie małą wesołość, bowiem może i połowa z tych pieniędzy t e o r e t y c z n i e (temat na inną dyskusję) wzmocni naszą armię, jednakże trafią już one n i e do naszego budżetu, a szkoda - bo mogłyby, z powodzeniem

        LINK
        • Neoliberalizm

          Mistrz Mateusz 2020-04-18 20:38:19

          Mistrz Mateusz

          avek

          Rejestracja: 2011-04-04

          Ostatnia wizyta: 2024-10-09

          Skąd: Piła

          No tak, przyznaję, że może rzeczywiście trochę przeszarżowałem z tym neoliberalizmem. Już sporo osób zarzuciło mi, że w tym kontekście on nie do końca pasuje. Szczególnie mylące było dla wielu połączenie słowa „neoliberalny” w tytule ze zdjęciem, którym postanowiłem ten felieton zilustrować (z tym doborem zdjęcia też miałem zresztą taki problem, że wydaje mi się, że moje rozważania są zbyt ogólne, by czymś konkretnym je zilustrować, toteż stanęło na zdjęciu ilustrującym polityczną bieżączkę, co nie jest pomysłem takim zupełnie z kosmosu, jako że to przecież właśnie te ostatnie wydarzenia sprowokowały mnie do tych ogólnych przemyśleń o pojęciu państwa per se), bo przecież oczywiście słowo to nie jest najlepszym do opisania PiS-u. Tym niemniej ten neoliberalizm wcisnąłem zarówno do tytułu, jak i do samego tekstu pod wpływem mojej niedawnej lektury wspomnianej już przeze mnie wyżej „Kontrrewolucji” profesora Zielonki, który w książce, która przybiera postać listu do jego mentora - Ralfa Dahrendorfa - jasno deklaruje się jako liberał, i pisze o zaniechaniach liberalnej demokracji i liberałów w bardzo szerokim naukowo ujęciu (zalicza on bowiem na potrzeby swojej pracy wszystkich, którzy nie kontestują liberalnej demokracji, czyli zarówno prawicę, jak i lewicę, tak więc spektrum liberalizmu w jego książce jest szersze niż w takim potocznym użyciu tego sformułowania i jego codziennym rozumieniu), którzy skręcili w kierunku neoliberalizmu, czyli po prostu zaczęli uwsteczniać życie społeczno-gospodarcze, wracając do starych metod zarządzania państwami, tych wykorzystywanych u zarania liberalizmu, które to jednak metody nie mogły być właściwe w innym czasie i innym momencie rozwoju naszej cywilizacji. I to wypaczenie rozumienia liberalizmu właśnie, które rozumiane jest przez tych właśnie neoliberałów w sposób taki bardzo wąski, ograniczony epistemologicznie i intelektualnie. Po prostu zwyciężyła taka bezrefleksyjna prostota, wręcz prostackość postrzegania liberalizmu - czyli mania wolnego rynku, prywatyzacji i ograniczania państwa do absolutnego minimum, bo było ono kojarzone przez neoliberałów z jakimś odbieraniem wolności, swobód, możliwości decydowania o sobie, z jakimś uciemiężeniem i takie tam.

          W każdym razie dzięki za pozytywny feedback (fidbek dziwnie by wyglądał XD). 😁

          Niech Moc będzie z Wami.

          LINK
  • Pogarda dla młodości

    Mistrz Mateusz 2020-04-28 21:04:51

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła


    Dziś felieton o pogardzie dla młodości, którą się wykazujemy, a także licznych sprzecznościach: młodzi angażujący się społecznie tak, ale przed czterdziestką jako politycy to nie, potrzebujemy młodych i wyszukujemy ich twarzy na protestach i marszach, uwznioślamy fakt posiadania wykształcenia, ale nie odmówimy sobie przyjemności wbicia szpileczki, wytykając śmieszność bycia politologiem czy rusycystką (vide słynne słowa Tuska, że jak się nie chce pracować, to najlepiej studiować politologię). W przypadku nominacji Piotra Patkowskiego na stanowisko wiceministra finansów najważniejszym zarzutem stał się jego wiek, zupełnie jakby nie było ważniejszych jego cech, co do których można zgłosić wątpliwości.

    http://mateuszryczek.pl/?p=253


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Pogarda dla młodości

      AJ73 2020-04-29 22:12:14

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      To działa też i w drugą stronę. Bardzo często osoby starsze, które biją na głowę doświadczeniem zawodowym młodszych, nie dostają roboty tylko dlatego, że są ... starsi.
      A jeśli już w temacie polityki, to sam przecież wiesz, że nie ważne jak dobry jesteś, ważne z kim trzymasz, albo od kogo jesteś, co w sumie na jedno wychodzi.

      LINK
      • Re: Pogarda dla młodości

        AJ73 2020-04-29 22:13:31

        AJ73

        avek

        Rejestracja: 2017-10-12

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Strike Base XR-484

        Misiaczek od Maciera, najlepszym tego przykładem

        LINK
      • Młodość a starość i polemika z wyobrażeniami

        Mistrz Mateusz 2020-05-03 05:20:39

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        Tak, pisałem ten felieton z pełną świadomością i przekonaniem, że jest tak, jak piszesz - czyli że oprócz pogardy dla młodości występuje też pogarda dla starości. Oba te zjawiska jednak współegzystują i w żadnej mierze się nie wykluczają. Ba, one nawet w naszej kulturze, pełnej sprzeczności, paradoksów i hipokryzji różnych grup społecznych się znakomicie uzupełniają. Ale przede wszystkim obie te pogardy nadają na trochę innych rejestrach i rezonują w innych kontekstach. Tak jak napisałem w felietonie - paradoks jest taki, że w sferze szeroko pojętej działalności publicznej występuje pogarda dla młodości przy równoczesnej apoteozie młodości w kulturze - w telewizji, w teleturniejach, reklamie, filmie, telenoweli i tym podobnych. Występuje pogarda dla starości w kontekście kulturowym (vide notoryczne odnoszenie się do starszych per „dziadek” i „babcia”, które to określenia mają jak najbardziej pejoratywny kontekst, a intencja - może niekoniecznie zawsze uświadomiona, bo ta pogarda dla starości jest w istocie głęboko w naszej kulturze zakorzeniona - jest zawsze właśnie taka, by wbić tę szpileczkę) przy jednoczesnej apoteozie starości w polityce i sprawach społecznych. W neoliberalnej rzeczywistości kapitalizmu, że też znowu skorzystam z tych pojęć, ku niezadowoleniu Karasia, sprawa wygląda tak, że starość ma pewne nieodzowne cechy. Jak 60-letni polityk to doświadczony, wiele przeszedł, wiele pewnie wie, musi mieć z takim wiekiem wykształcenie, ale przede wszystkim to doświadczenie. A jednocześnie tak bardzo mamy dość tych dziadów. To jest schizofrenia, na którą masowo cierpimy.

        Co do tej drugiej kwestii, to oczywiście, mam tego świadomość. I nie ulega mojej wątpliwości, że PiS generuje na niespotykaną dotąd skalę w IIIRP tak zwane pociotki, rozdaje stołki, posady, intratne kontrakty, dysponuje spółkami skarbu państwa jak swoimi dobrami, wprowadza feudalny ustrój i tak dalej. I jest to kolesiostwo, a przecież paradoks sytuacji polega na tym, że do języka polskiej debaty nikt inny jak PiS ustami Kaczyńskiego wprowadziło to słowo, które określało oczywiście nie zastępy uczciwych i krystalicznych polityków miłościwie nam panującej partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, tylko ich rywali politycznych. Nie ulega mojej wątpliwości, że PiS robi ministrami osoby niekompetentne, że mamy za dużo członków rządu, że to wszystko to korupcja polityczna, dalece zaawansowana dodajmy. Moją obawą pisząc, a później publikując ten tekst było to, że wiele osób, które go przeczyta, uzna, że tego nie dostrzegam, albo że wręcz temu zjawisku przeczę, polemizując bardziej z wyobrażeniami o moim tekście niż z tekstem per se. A ja po prostu uważam to za zbyt banalne, oczywiste i powszechnie wiadome i traktowane jak aksjomat retoryki naszej strony, by poświęcać temu felieton. Szkoda czasu. Staram się prowokować i po reakcjach na ten felieton na moim fejsie nieprywatnym widzę, że mi się udało, jako że jest tam masa komentarzy, które zarzucają mi, że to co pisze, to nieprawda, bo PiS rozdaje stołki. No rozdaje. Tyle że te wszystkie osoby, które komentują, udowadniają dwie rzeczy - jedną, o której napisałem w tym felietonie i drugą, o której wspomniałem w tym poście: że mamy do czynienia z pogardą dla młodości i że ludzie polemizują z własnymi wyobrażeniami o moim tekście niż z tekstem. To pierwsze objawia się w tym, że zamiast przedstawić argumenty na to, dlaczego Patkowski jest zły, oni uciekają do komentarzy o jego wieku. On jest największym zarzutem. A jeśli chodzi o zarzuty wobec mnie, że „przecież PiS to pociotki, kolesie, korupcja, Misiewicz, Janniger, i co, i Pan tego nie widzi” to naprawdę pojąć nie mogę, jak bardzo te osoby, które komentują w ten sposób, wykazują się nieumiejętnością czytania ze zrozumieniem, i to taką literalną, bo nie odnoszę wrażenia, by ten felieton był trudny do przyswojenia, napisany skomplikowanym językiem, z użyciem skomplikowanego i niecodziennego słownictwa i bardzo specjalistycznej terminologii. Wydaje mi się, że to lekki, przyjemny w lekturze tekst, w którym jest postawiona jasna teza, do tego nie najgorzej obroniona. Ale z drugiej strony cieszę się, że moje pisanie wywołuje jakieś emocje. Szkoda że brak po naszej stronie refleksji, ale zmiana sposobu myślenia i podejścia do pewnych kwestii to jest proces, mam świadomość, że to się nie zmieni tak nagle i że jednym felietonem nie przekonam wszystkich, którzy go przeczytają. Ten felieton oczywiście nie wyczerpuje problemu, ale cieszę się, że oprócz tego moje Czytelniczki i Czytelnicy (w tym Ty) odnajdują w odniesieniu do niego inne, że przedstawienie problemu pogardy dla młodości sprowokowało nas do konstatacji o na przykład tej pogardzie dla starości.

        Jak zwykle - dzięki za feedback.


        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
  • Dożywocie dla Dudy

    Mistrz Mateusz 2020-05-07 17:34:20

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dziś postuluję dożywocie dla Dudy. Tak, niech jego kadencja trwa do jego śmierci. W obliczu sytuacji, w której PiS traktuje nas jako zatwierdzaczy woli prezesa, ergo dogmatu nieomylności, nie pozostaje nic innego jak powrót do sukcesji dynastycznej, koronacji prawowitego władcy Polski przez cesarza Trumpa, powołania antypapieża z Torunia i wspieranie akcji GROM i wojsk obrony terytorialnej z Macierewiczem na czele w celu odbicia smoleńskiego wraku oraz wyprawy krzyżowej do Izraela.

    http://mateuszryczek.pl/?p=258


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Platformerska schizofrenia

    Mistrz Mateusz 2020-05-17 02:56:21

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Skandaliczna dla mnie jest decyzja Platformy o porzuceniu Kidawy-Błońskiej. Nie ma ta decyzja nic wspólnego z moralnością. A Kidawa, jak zapewniają nas politycy i polityczki PO, była świetną kandydatką wykazującą się odpowiedzialnością za życie milionów rodaczek i rodaków, lojalnością w obliczu deklaracji pomocy w kampanii Trzaskowskiego i samodzielnością, bo sama zrezygnowała. Cytując trenera Górskiego: skoro było tak dobrze, to czemu było tak źle? A nade wszystko, jak stwierdziła posłanka Leszczyna, czas na silnego faceta. Bo łagodność, kindersztuba, kultura, obycie nie pasują do wodzowskiej wizji polityki. Zachęcam do lektury felietonu o platformerskiej schizofrenii.

    http://mateuszryczek.pl/?p=267


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Platformerska schizofrenia

      Smok Eustachy 2020-05-17 10:18:52

      Smok Eustachy

      avek

      Rejestracja: 2017-02-13

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Oxenfurt

      Akurat Kidawa była kandydatką idealną dla Kaczora. Co prawda dubler może być jeszcze bardziej wymarzony

      LINK
    • Re: Platformerska schizofrenia

      Adam Skywalker 2020-05-17 10:45:07

      Adam Skywalker

      avek

      Rejestracja: 2014-08-04

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Gdańsk

      Po tym tytule przeraziłem się, że masz zamiar bronić wczorajszych działań PiSowców, bo za PełO to strzelali do górników. Dobrze, że się myliłem

      Mnie też poruszyło odsunięcie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Nie pamiętam szczegółów, ale jak zawieszała kampanię, były plotki, że ludzie Tuska w jej sztabie sabotują jej kandydaturę, żeby wstawić tam kogoś ze starego rządu. Jak się przeraziłem, jak zobaczyłem tego Sikorskiego. Kidawa mi osobiście dużo bardziej odpowiadała.

      Na szczęście ostatecznie jest Trzaskowski, dzięki Bogu. Kidawa była już nie do odratowania i nie wydaje mi się, by popełniono takie błędy. Komuś bardzo zależało, by pokazać ją jak idiotkę.

      LINK
      • Re: Platformerska schizofrenia

        Smok Eustachy 2020-05-17 12:19:14

        Smok Eustachy

        avek

        Rejestracja: 2017-02-13

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Oxenfurt

        Sama się pokazała....

        LINK
      • Re: Platformerska schizofrenia

        AJ73 2020-05-17 13:40:21

        AJ73

        avek

        Rejestracja: 2017-10-12

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Strike Base XR-484

        Nieszczęście tych "wyborów" polega na tym, że żaden z kandydatów, włącznie z obecnym j e s z c z e panującym, nie ma wystarczających kompetencji, by ubiegać się o to stanowisko. Oczywiście, Kidawa, Kamysz, czy Andrju, z racji lat spędzonych w polityce mają większą wiedzę i doświadczenie od powiedzmy takich Biedroniów, Bosaków, Jakubiaków czy Hołowni. Nie zmienia to jednak faktu, że tak krawiec kraje ... no właśnie. Przy okazji, niezmiennie mnie zadziwia, jakim cudem ci panowie zdobyli wymaganą liczbę głosów ... i niezmiennie mam przekonanie, że z naszą tzw. klasą polityczną jest coraz gorzej. Nawet nie z klasą, co z rodakami ...

        Kidawie trzeba oddać, że jakby nie było wygrała pra-wybory, ale pomysł, by zrobić z niej kandydatkę, która wygra z Adriankiem, był raczej z tych wziętych z sufitu. Sikorski, choć doświadczeniem, wiedzą, i znajomością tematu bije na głowę obecnych, to ma zbyt duże parcie na wojnę z pisem, a to niczego dobrego by nie wróżyło, znaczy szanse na drugą turę skutecznie mogło zminimalizować. Trzaskowski natomiast jest przyszłościowy. Znaczy, to jeszcze nie jego czas. Następne wybory byłyby już jego. Czas (i okoliczności) jednak nam przyśpieszył, i musi dźwignąć na bary losy nawet nie kandydata na prezydenta RP, ale tego, co będzie ratował od równi pochyłej samą PO
        Zadanie ma jednak przed sobą arcy-trudne. Jeśli jednak ze startu w finiszu tej kampanii, przeszedłby do drugiej tury, to w finale Adrianek może być porządnie zagubiony i czy nawet zgubiony. Trzaskowski spokojnie może się zmierzyć, i spokojnie ten pojedynek wygrać, czego oczywiście mu życzę, tak jak dobrze życzę mojej kochanej ojczyźnie

        LINK
      • Obrona PiS-u

        Mistrz Mateusz 2020-05-19 21:09:38

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        adam1210leg napisał:
        Po tym tytule przeraziłem się, że masz zamiar bronić wczorajszych działań PiSowców, bo za PełO to strzelali do górników. Dobrze, że się myliłem
        -----------------------

        Nie no, co Ty, na takie rzeczy, żeby bronić PiS-u, to się nie piszę. Nawet gdy wypowiadam się o absurdach opozycji i chcę obśmiać jej działania i postawy. Ostatnio mi się tak zdarzyło z felietonem zatytułowanym „Pogarda dla młodości”, ale tak naprawdę to to żadna obrona pisowców nie była, tylko elementarnych zasad i standardów oraz zasad kultury dyskusji. Coraz częściej przekonuję się, choćby patrząc na komentarze pod moim ostatnim postem na fejsie z linkiem do tego felietonu, że istnieje odpowiednik pisowskich moherów po „naszej” stronie, które wykazują się nie dość, że literalnym brakiem kultury, chamstwem, buractwem i palącą nienawiścią do PiS-u, to jeszcze wtórnym analfabetyzmem i brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem (nie mówiąc o tym, że wielu pojawiło się takich, którzy - tak jak Ty - mieli po zobaczeniu tytułu jakieś wyobrażenia o tym, co napisałem, tyle że w przeciwieństwie do Ciebie nie skonfrontowali ich z rzeczywistością, co oznacza, że felietonu najnormalniej w świecie nie przeczytali). Żeby nie było: ja też PiS-u i pisowskości nienawidzę, ale te, jak to nazywam, mohery (co nie odnosi się bezpośrednio do wieku, co raczej do mentalności, bo równie dobrze mogą być 40-letnie platformerskie mohery), okazują ją w sposób wyjątkowo niesmaczny, odnosząc się do PiS-u i wyborczyń i wyborców PiS-u z niebywałą pogardą. A co najgorsze, wykazują się fundamentalnym niezrozumieniem rzeczywistości i olbrzymią hipokryzją. I to chciałem właśnie obśmiać w tym przedostatnim felietonie „Pogarda dla młodości”. Jeśli nie czytałeś, to polecam.

        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
    • Re: Platformerska schizofrenia

      Influence 2020-05-17 13:16:52

      Influence

      avek

      Rejestracja: 2012-02-04

      Ostatnia wizyta: 2024-11-19

      Skąd:

      Spodziewałeś się moralności po członkach PO? Kidawa-Błońska była słabą kandydatką. Ale jeszcze gorszy był jej nowy lider, który w strasznie nieudolny sposób postanowił uhonorować klasyczny polski zespół muzyczny i utworzył z panią marszałek polityczny zespół "Budka suflera". Tragedia. Bo jak ktoś, kto zarzuca panu prezydentowi Dudzie że jest długopisem prezesa (skądinąd jest to w wielu miejscach zasadny zarzut), może jednocześnie reklamować panią marszałek jako kandydatkę niezależną? Bo jeśli pan Duda jest długopisem pana Kaczyńskiego, to pani Kidawa Błońska, zdaje się, byłaby nie tylko długopisem ale również mikrofonem pana Budki. Lub innego lidera PO.

      LINK
  • Wielonurtowość Platformy w praktyce

    Mistrz Mateusz 2020-05-26 23:49:46

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Z tekstu: „Gdy zastanawiam się, jak odpowiedzieć na pytanie, na czym polega ta wielonurtowość Platformy, to chyba wiem jak. Tak mianowicie, że w 2011 roku w wyborach parlamentarnych w Krakowie listę PiS-u otwierał Paweł Kowal, podczas gdy PO Jarosław Gowin. Z kolei w wyborach parlamentarnych z 2019 roku jedynką PO w Krakowie był Paweł Kowal, a PiS-u Jarosław Gowin. Właśnie tak w praktyce wygląda ta szlachetna i kreatywna wielonurtowość Platformy”. Zachęcam do przeczytania całości.

    http://mateuszryczek.pl/?p=271


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Mamy przecież XXI wiek, czyli o konieczności dziejowej

    Mistrz Mateusz 2020-06-30 03:31:38

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dzisiejszy felieton o sformułowaniu „mamy przecież XXI wiek”, który wielu osobom w przestrzeni publicznej służy jako argument sam w sobie przeciw pisowskiemu wstecznictwu, kontrrewolucyjności i antyoświeceniowości. Zachęcam do lektury.

    http://mateuszryczek.pl/?p=280


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
  • Krzemiński: polskie partie straciły demokratycznego ducha [wywiad, cz. 1]

    Mistrz Mateusz 2020-07-02 16:33:53

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dziś publikuję pierwszą część powyborczego wywiadu z profesorem - notabene, co z dumą muszę podkreślić, z moim profesorem - Ireneuszem Krzemińskim. Porozmawialiśmy w niej przede wszystkim o Hołowni jako fenomenie tych wyborów. Nie zabrakło ze strony profesora gorzkich słów krytyki pod jego adresem, ale też pod pewnymi względami jego docenienia. Po więcej zapraszam do lektury.

    http://mateuszryczek.pl/?p=284


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Fala

      AJ73 2020-07-02 19:49:35

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      Jeśli Hołownia myśli i chce zbudować partię, z którą wejdzie do sejmu, to musi mieć przede wszystkim plan na to, co dalej. Wszystkie nowe* ugrupowania, które wchodziły do parlamentu i rosły w sondażach, robiły jeden podstawowy błąd. Chciały być bliźniaczo podobną Platformą. A duopol władzy od lat jest już ustalony, rodak jak będzie głosował, to i tak wybierze w większości albo PO, albo pis.
      Dlatego też, trzeba zaproponować coś zupełnie nowego, świeżego, aktualnego, i kierowanego do młodego pokolenia. Trzeba wyciągnąć rękę i zdobyć nowego wyborcę. A przede wszystkim trzeba mieć czym przyciągnąć do siebie. I to muszą być iście rewolucyjne, przyszłościowe pomysły, za którymi pójdzie większość. Ani pisu, ani PO, żadna rewolucja nie interesuje. Oni chcą władzy dla samego jej zdobycia. A przecież czas na prawdziwą zmianę od lat już jest. Tli się, i podskórnie już to się czuje.
      Niestety, chyba jednak nie ma jeszcze tego, kto będzie potrafił odważnie wskoczyć na tą wzbierającą się falę, i umiejętnie na niej wypłynąć. Z korzyścią dla nas wszystkich.

      *Konfy nie liczę. W ogóle ich nie liczę

      LINK
      • Zgoda

        Mistrz Mateusz 2020-07-14 18:33:17

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        W zasadzie w pełni się z Tobą zgadzam. Zarówno PiS, jak i PO stały się po prostu partiami władzy. Nie można jednak ich symetrystycznie zrównywać, bo winy, niedopatrzenia, wypaczenia z jednej i zasługi oraz pozytywy rządów jednych i drugich z drugiej strony są niewspółmiernie inne, w zasadzie przeciwstawne. Gdyby robić bilans ostatnich trzydziestu jeden lat, to spośród liczących się w trakcie tych trzech dekad partii PiS musielibyśmy uznać za najgorszą, najbardziej szkodzącą i najmniej przygotowaną do rządzenia, choć oczywiście to ostatnie, czyli po prostu niekompetencja, jest najmniejszym problemem wobec ich antydemokratycznego anturażu. Z kolei o ile bilans PiS-u jest jednoznacznie negatywny, o tyle bilans PO jest znacząco pozytywny. Przy wszelkich zastrzeżeniach wobec Platformy, to jedna z najbardziej udanych inicjatyw politycznych tego trzydziestolecia. Jeszcze raz to napiszę, żeby nie pozostawiać wątpliwości: przy wszystkich jej winach, błędach, niskich standardach pod niektórymi względami i przy obniżaniu jakości demokracji pod także kilkoma innymi względami.

        Zostawiając już na boku tego Hołownię, który mnie denerwuje od końca pierwszej tury, chciałbym napisać rzecz dosyć niepopularną. O ile nie lubię PiS-u, gardzę nim i tak dalej, o tyle nie łudźmy się, że on kiedykolwiek zniknie z polskiej sceny politycznej, tak samo jak Platforma, której wróżono śmierć już dziesiątki razy. To nie jest kwestia szklanego sufitu, który jest nie do przebicia i zabetonowania sceny politycznej. Tego drugiego już prędzej, z tym zastrzeżeniem, że słowo „beton” i wszelkie jego odmiany niosą ze sobą wydźwięk ściśle negatywny, a zjawisko, o którym chcę napisać, jest w zasadzie neutralne, z co najwyżej wskazaniem na to, że z owym zjawiskiem mamy do czynienia w ugruntowanych, dojrzałych demokracjach. Zjawisko to jest mianowicie takie, że duże i znaczące partie, które są na scenie politycznej, nie upadają. W Polsce obserwujemy obecnie taką tęsknotę za ich upadaniem i budowaniem czegoś nowego na ich gruzach, co w praktyce sprowadza się do nawoływań o zmianę szyldu i jechania dalej z co najwyżej lekko zmienionymi programami i kadrami. Dlaczego tak się dzieje, że w Polsce występuje taka tęsknota, to już kwestia, którą pozostawiam na inną okoliczność, bo to długi i skomplikowany proces demokratyzowania się społeczeństwa obywatelskiego, warty rozważenia w jakimś doktoracie czy czymś takim prędzej. Tym niemniej czasy, w których rozwalało się PZPR, Unię Wolności, Porozumienie Centrum, AWS i tym podobne partie i na ich gruzach tworzyło się coś bliźniaczo podobnego, tylko z inną nazwą i lekko podrasowanym profilem politycznym to coś, co jest przeszłością. Wyborcy na takie fikołki już po prostu się nie nabierają, a w każdym razie nie w takim stopniu jak na retorykę antyestabliszmentową, lekko antysystemową, którą prezentował właśnie Hołownia. Pomysł na budowanie swojej tożsamości politycznej na zasadzie antynomii i negacji jest skrajnie populistyczny i w społeczeństwie podatnym na populistyczne hasła i postawy nie ma co się dziwić, że za samo zawołanie o PO-PiS-ie przysługuje z marszu pięć procent w sondażach. Jeszcze gdy robi to ktoś spoza polityki to to działa. Gorzej jak się jest przedstawicielem ugrupowania albo środowiska, które od zarania dziejów były ważnymi składowymi systemu i establiszmentu, vide Biedroń i Kosiniak, którzy tak samo jak Hołownia, tylko że w sposób o wiele bardziej infantylny, w tej kampanii grali kartami antyduopolowymi i antyestabliszmentowymi. Wyborcy nie dali się na to nabrać, bo to po prostu z ich ust nie brzmi wiarygodnie, i stąd 2,5% i 2,5%.

        Tak więc podsumowując: czymś całkowicie naturalnym jest, że partie polityczne są stabilne. Tak jest na Zachodzie. Wystarczy spojrzeć na Francję, Wielką Brytanię, Niemcy, Hiszpanię, Holandię by się zorientować, że z grubsza w orbicie establiszmentu pozostają te same partie. Od czasu do czasu dochodzą oczywiście nowe, które do establiszmentu i mejnstrimu dołączają, ale nie jest tak, że co do nich ma się nadzieję, że przetrwają dłużej niż stabilne partie, które są po prostu markami. W Polsce musi zmienić się to myślenie. Na takie, które będzie zakładać nie destrukcyjność, a zmianę. Od wewnątrz tych partii, które szerokim kręgom społecznym pod wieloma względami się nie podobają. Tym bardziej że takie partie jak PiS i PO, obie autorytarne w sposobie rządzenia same sobą, z tym oczywiście zastrzeżeniem, że PiS jest mega-autorytarny a PO delikatnie, można zmienić tylko od wewnątrz. Zmieniając kierownictwo, zmieniając zasady jego wyboru, zasady rządzące partią ogółem, wpływając na mentalność, zmieniając sposób patrzenia na politykę z hierarchicznego na horyzontalny.

        Oczywiście jest tak, że nie wierzę, by PiS, jak najbardziej autorytarna partia nie tylko w sposobie zarządzania samą sobą, ale i państwem, jest się w stanie zmienić. To jest partia tak bardzo skażona wieloma historiami i rzeczami, że rzeczywiście byłoby pięknie, gdyby kiedyś upadła na amen i świat i historia o niej zapomniały. Ale nawet jeśli tak by się stało, to jej resztki i niedobitki zebrałyby się i przekształciłyby się w coś na PiS-u podobieństwo. Niczym, skoro jesteśmy przecież na Bastionie, toteż takie porównanie jest jak najbardziej na miejscu, Imperium, z resztek którego narodził się First Order. 😝

        Niestety, zło jest złem i złem pozostanie. 😔


        Zresztą to jest bardzo ciekawe, że jednocześnie mogą odbywać się tak skrajnie różne procesy, w zasadzie stosując zasady elementarnej logiki sobie przeczące. Z jednej strony obserwujemy namacalne skutki wieloletniego procesu konsolidacji pluralistycznej sceny politycznej poprzez trwałość istnienia partii, a z drugiej od pięciu lat każdy demokratyczny standard został obniżony i z każdymi następnymi wyborami staczamy się coraz bardziej w autorytaryzm pełną gębą. Sprowadza się to do tego, że stabilność politycznego żywota danego aktora nie jest gwarantem jego demokratyczności z urzędu. Jest jedynie cechą charakterystyczną demokracji dojrzalszej niż mniej dojrzałej.


        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
  • Krzemiński: kampania Biedronia to katastrofa myślowa i ideowa [wywiad, cz. 2]

    Mistrz Mateusz 2020-07-14 18:49:35

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dziś druga część mojej rozmowy z profesorem - moim do tego przypomnę profesorem - Ireneuszem Krzemińskim. W niej o wynikach Biedronia, Bosaka, badaniach społecznych i o tym, jaki obraz polskiego społeczeństwa wyłania się z tych wyborczych werdyktów jeszcze pierwszej tury. Niestety nie zdążyłem opublikować tej części wywiadu przed drugą turą, a w ciszę wyborczą wolałem już na wszelki wypadek tego nie robić. 😝

    Myślę jednak, że wciąż są to ciekawe przemyślenia ze strony profesora, a do tego wystarczająco aktualne. Zachęcam. ☺️

    http://mateuszryczek.pl/?p=294


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Krzemiński: kampania Biedronia to katastrofa myślowa i ideowa [wywiad, cz. 2]

      Smok Eustachy 2020-07-14 23:56:18

      Smok Eustachy

      avek

      Rejestracja: 2017-02-13

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Oxenfurt

      Ciekawe kiedy prof Krzemiński (którego zaliczam do grona 3 muszkieterów kaczofobii: prof. prof Krzemiński, Mikołejko, Markowski, Sadurski) pojmie, że wyzywanie porządnych ludzi od faszystów kojarzy się z Gomułką

      LINK
      • Faszyści

        Mistrz Mateusz 2020-07-15 00:11:09

        Mistrz Mateusz

        avek

        Rejestracja: 2011-04-04

        Ostatnia wizyta: 2024-10-09

        Skąd: Piła

        No, ale zaraz, moment, w tym wywiadzie tylko ja używam odmiany tego słowa („faszyzujący ksiądz”). To tak gwoli ścisłości. Poza tym o jakich porządnych ludziach mówimy, o członkach Konfederacji? Jeśli tak to hold your horses.

        Wiesz, z tymi skojarzeniami z Gomułką to jest tak, że mogą Ci się z nim palacze papierosów równie dobrze kojarzyć. Jasne, mogą, tak samo jak nazywanie po imieniu nacjonalistów, ale to taka logika iście korwinowska. Czyli dosyć skompromitowana.


        Niech Moc będzie z Wami.

        LINK
        • Re: Faszyści

          Finster Vater 2020-07-15 00:34:42

          Finster Vater

          avek

          Rejestracja: 2016-04-18

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Kazamaty Alkazaru

          Nie rozumiem ludzi, co zachwycają się komunizmem i socjalizmem a narzekają na fashyzm. Z tej nieświętej trójcy totalitaryzmów komunizm każdy i socjalizm narodowy wdrażany przez niemiecką partię pracy są o wiele (!) gorsze, a różnica w ofiarach jest jak między ferrari a fiatem 126p.

          I, było nie było, przynajmniej Polacy powinni pamiętać o Sonderaktion Krakau. Choć też wiem że nikt nic nie czyta i się niczym nie interesuje, tylko wygłasza opinie.

          Ot, żona kandydata Rafała powiedziała, że będzie wysyłać wycieczki do Auschwitz, aby ludzie już więcej nie zakładali koszulek ONR. I ja się pytam tutaj, czy chodzi o to że jak następnym razem Niemcy zaczną w Polsce mordować Hebrajczyków, to mamy ich nie ratować, bo skończymy jak szef ONR Mosdorf?

          LINK
          • Komunizm nie równa się stalinizmowi

            Mistrz Mateusz 2020-07-16 04:56:41

            Mistrz Mateusz

            avek

            Rejestracja: 2011-04-04

            Ostatnia wizyta: 2024-10-09

            Skąd: Piła

            Nigdzie nie napisałem, że jestem wielbicielem komunizmu albo socjalizmu. Nie jestem. Ani jednego, ani drugiego. Tym niemniej nie mogę nie stanąć w obronie komunizmu o tyle, że w przeciwieństwie do faszyzmu czy nazizmu nie był reżimem totalitarnym, a jedynie autorytarnym. Z państw europejskich jedynie Polska ma taką manierę zrównywania komunizmu samego w sobie z nazizmem i faszyzmem, podczas gdy wszelkie dokumenty organów i organizacji międzynarodowych działających między innymi na terenie Europy mówią o nazizmie i stalinizmie (nawet nie o faszyzmie o ile mnie pamięć nie myli) jako o dwóch totalitarnych reżimach, które są zakazane.

            Niech Moc będzie z Wami.

            LINK
            • Ale to nie był prawdziwy komunizm po raz n-ty

              Finster Vater 2020-07-16 13:03:11

              Finster Vater

              avek

              Rejestracja: 2016-04-18

              Ostatnia wizyta: 2024-11-20

              Skąd: Kazamaty Alkazaru

              W jedym masz rację. Komunizm nie równa się stalinizm. Można powiedzieć jeszcze "niestety". Dlaczego? Bo nazizm wystąpił tylko raz, jako hitleryzm, i wystarczy, żadnej powtórki nie było. Komunizm zaś odradza się co chwila, jako polpotyzm, maoizm, kastryzm, kimizm. Za,kazdym razem jest to jedna góra trupów i równanie społeczeństwa w biedzie.

              I jest reżimem totalitarnym. Czyli takim gdzie władza wpier...la się w każdą dziedzinę zycia obywatela. Autorytarne to byly np. rzady Napoleona.

              I nie, nie tylko Polska porównuje komunizm z nazizmem, tak się dzieje w kazdym z państw które po II wojnie doświadczyły "dobrodziejstw" tego ustroju.

              I wiem że na zachodzie (oraz część "nowego pokolenia" u nas) niepełnosprytni uważają komunizm za coś "fajnego", głównie pewnie dlatego że nie mieli okazji doświadczyć "dobrodziejstw" na własnej skórze. Niestety, gloryfikowanie bandytów z antify "bo som przeciw fashyzmowi" to jak gloryfikowanie bandytów z SS, bo wykończyli Sturmabteilungen.

              Marksistowskie idee nie będą w praktyce działały nigdzie, co obecnie najlepiej pokazuje przyklad Wenezueli.

              LINK
              • Re: Ale to nie był prawdziwy komunizm po raz n-ty

                bartoszcze 2020-07-16 14:50:17

                bartoszcze

                avek

                Rejestracja: 2015-12-19

                Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                Skąd: Jeden z Wszechświatów

                Finster Vater napisał:
                W jedym masz rację. Komunizm nie równa się stalinizm. Można powiedzieć jeszcze "niestety". Dlaczego? Bo nazizm wystąpił tylko raz, jako hitleryzm, i wystarczy, żadnej powtórki nie było. Komunizm zaś odradza się co chwila, jako polpotyzm, maoizm, kastryzm, kimizm.
                -----------------------

                Pinochetyzm i videlizm podważają to twierdzenie.

                LINK
                • Re: Ale to nie był prawdziwy komunizm po raz n-ty

                  Finster Vater 2020-07-16 14:57:18

                  Finster Vater

                  avek

                  Rejestracja: 2016-04-18

                  Ostatnia wizyta: 2024-11-20

                  Skąd: Kazamaty Alkazaru

                  Pinoczet zlikwidował antysemitę u władzy, i generalnie nie zamierzał wymordować żadnej rasy, nie mówiąc że miał niewiele wspólnego z socjalizmem, Twój argument jest inwalidą.

                  LINK
                  • Re: Ale to nie był prawdziwy komunizm po raz n-ty

                    bartoszcze 2020-07-16 15:11:20

                    bartoszcze

                    avek

                    Rejestracja: 2015-12-19

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Jeden z Wszechświatów

                    Oczywiście że pinochetyzm i videlizm były faszystowskie, a już na pewno jak za legitne uznajemy porównanie castryzmu do stalinizmu.

                    LINK
                  • Re: Ale to nie był prawdziwy komunizm po raz n-ty

                    Finster Vater 2020-07-16 15:54:23

                    Finster Vater

                    avek

                    Rejestracja: 2016-04-18

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

                    Skąd: Kazamaty Alkazaru

                    Ale nie były nazistowskie, a ja pisałem o nazistowskich. Kwestia czytania ze zrozumieniem.

                    Oczywiście kastryzm jest odmianą komunizmu, z kultem Wodza jak w stalinizmie, i masą identycznych rzeczy, choćby zamknięciem granic dla obywateli, aby nie uciekali. Ale wiem, "to nie był prawdziwy komunizm", spróbujecie unieszczęśliwiać ludzi gdzieś indziej.

                    LINK
        • Re: Faszyści

          Smok Eustachy 2020-07-15 01:06:58

          Smok Eustachy

          avek

          Rejestracja: 2017-02-13

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Oxenfurt

          Walka z faszyzmem to idea przewodnia PRL. Komuchy to był obóz demokratyczny walczący o demokrację z obozem antydemokratycznym, czyli faszystowskim.
          ZBoWiD = Związek Bojowników o co?
          Blok Demokratyczny 1947.

          LINK
        • Re: Faszyści

          Smok Eustachy 2020-07-15 01:45:23

          Smok Eustachy

          avek

          Rejestracja: 2017-02-13

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Oxenfurt

          Róbcie tak dalej:
          https://pbs.twimg.com/media/Ec6OSDbWoAE5Iqm?format=png&name=900x900

          LINK
          • Robią

            Finster Vater 2020-07-15 02:16:48

            Finster Vater

            avek

            Rejestracja: 2016-04-18

            Ostatnia wizyta: 2024-11-20

            Skąd: Kazamaty Alkazaru

            Pani Nurowska dla odmiany "serdecznie" wypowiedziała się o panach Holowni, Biedroniu i KK.

            Powiedziała że należy im "splunąć w twarz".

            Elita normalnie, wykształcona i z wielkiego ośrodka.

            Nie to co "pisoska hołota bez szkoły"

            LINK
            • Kulturalny jak Marta Najman

              Finster Vater 2020-07-18 15:50:41

              Finster Vater

              avek

              Rejestracja: 2016-04-18

              Ostatnia wizyta: 2024-11-20

              Skąd: Kazamaty Alkazaru

              Z kolei "robiącą w kulturze" pani (zwiazana z machającym łapami youtuberem z głupimi filmikami o filmach) nazwała połowę polskiego społeczeństwa "skończonymi *ujami".

              Tak to bywa, gdy tolerancja, #hejtstop i qultura wejdzie za mocno..

              LINK
        • Re: Faszyści

          Smok Eustachy 2020-07-18 00:19:51

          Smok Eustachy

          avek

          Rejestracja: 2017-02-13

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Oxenfurt

          Mistrz Mateusz napisał:
          No, ale zaraz, moment, w tym wywiadzie tylko ja używam odmiany tego słowa („faszyzujący ksiądz”). To tak gwoli ścisłości. Poza tym o jakich porządnych ludziach mówimy, o członkach Konfederacji? Jeśli tak to hold your horses.

          -----------------------
          No i powinien zakumać, ze zwrot ten jest bez sensu.
          2, Np. Kinga Duda
          https://twitter.com/martalempart/status/1283060362644987906?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1283060362644987906%7Ctwgr%5E&ref_url=https%3A%2F%2Fwww.wprost.pl%2Fkraj%2F10344372%2Fmarta-lempart-o-kindze-dudzie-polska-wersja-nazibarbie.html

          LINK
  • Polska - zawsze bardziej marzenie niż państwo

    Mistrz Mateusz 2020-11-21 02:25:34

    Mistrz Mateusz

    avek

    Rejestracja: 2011-04-04

    Ostatnia wizyta: 2024-10-09

    Skąd: Piła

    Dawno mnie tu nie było. Na Bastionie w sensie. Ale tym bardziej w tym temacie. I dawno też - tak się niefortunnie złożyło - nie napisałem żadnego felietonu, eseju, komentarza, ani nawet nie przygotowałem na mojego bloga żadnego wywiadu. Na szczęście zażegnałem - czy też, by nie wykazywać się nadmiernym optymizmem, który może się jeszcze okazać, że wcale nie musi mieć pokrycia w rzeczywistości, i przez to zapeszę - jestem na ostatniej prostej do zażegnania tego - o zgrozo - wielomiesięcznego kryzysu. Nie zamierzam się rozwodzić nad powodami tego impasu, toteż ograniczę się do skomentowania go jednym zdaniem, jedną maksymą, która - jak się okazuje - zawiera w swojej prostocie dużo mądrości, a brzmi ona: żeby pisać, trzeba pisać.

    Mam już napisane dwa nowe felietony, które odnoszą się do ostatnich wydarzeń społeczno-politycznych, ale zanim je opublikuję (czekają je jeszcze ostatnie szlify i poprawki), to pozwolicie, że podlinkuję Wam mój ostatni do tej pory felieton, który - jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi - jest jednym z powodów mojego pisarskiego impasu. Powód ten polega na tym, że uznałem ten felieton za tak dobry, że przeraziłem się, że już nic tak świetnego - przynajmniej w najbliższym czasie, a na pewno nie w perspektywie kolejnego felietonu - nie napiszę. I właśnie dlatego się ociągałem, przeciągałem moment rozpoczęcia pisania felietonów, na które pomysły miałem, w nieskończoność, aż wydarzenia w nim poruszane traciły na aktualności i tak to się jakoś przez kilka ostatnich miesięcy kręciło. Słowem: stałem się zakładnikiem własnego sukcesu, i dlatego właśnie wybierałem się jak sójka za morze z tym pisaniem. Wiem, że to rozumowanie absurdalne i w największym z możliwych stopni nielogiczne, ale coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że felietonistów, a tym bardziej stosunku do ich własnej twórczości nie należy próbować zrozumieć w kategoriach powszechnie uchodzących za logiczne.

    Felieton ten, mimo że pisany był pod wpływem bardzo konkretnych wydarzeń lipcowych - wyborów mianowicie - ma z tymi wydarzeniami bardzo mało wspólnego. Jego siła, to, że uznałem go za najlepszy felieton, jaki do tej pory napisałem, polega na tym właśnie, że wymyka się doraźności. Jest jak najbardziej uniwersalny i ponadczasowy, a przynajmniej tak mi się wydaje. W związku z tym polecam serdecznie i jestem w stanie w mojej bucie, samouwielbieniu i egotyzmie zapewnić, że jeśli przeczytacie, to się nie zawiedziecie. 😉

    https://mateuszryczek.pl/?p=313


    Niech Moc będzie z Wami.

    LINK
    • Re: Polska - zawsze bardziej marzenie niż państwo

      AJ73 2020-11-21 14:42:34

      AJ73

      avek

      Rejestracja: 2017-10-12

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Strike Base XR-484

      Zajrzałem do linka, dupy nie urywa
      cyt."Skoro PiS chce stworzyć nowego człowieka i nowe elity ...
      To drugie, już jest. W głowie tego małego człowieczka, którego ego jest wyżej niż Mount Everest.
      To pierwsze się nie uda, bo nigdy by się nie udało.
      Szczerze, przez tyle lat byłem w błędzie. Myślałem, że ten człowieczek faktycznie ma jakiś pomysł na Polskę, bo bądźmy szczerzy, żadne z ugrupowań/polityków po `89 takiego pomysłu na powiedzmy dwie dekady do przodu, nie miało.
      Mieliśmy tylko główne punkty, albo "acziwki" niczym z nowomowy gamingowej. NATO i EU, to były dwa główne cele. A poza tym nic. Żadnej większej road map, olśnienia, wizji, p l a n u.
      I pomimo tego, że z pis-owcami mi zupełnie nie po drodze, to trwałem w przeświadczeni, że ten guru z nowogrodzkiej taki pomysł ma
      A tu ZONK!. Nic takiego nie istniało. Wszystko to, to tylko prywatne urojenia bardzo zakompleksionego człowieczka, który na nieszczęście tej pięknej krainy, próbuje wyrównać swoje "rachunki" nie tylko na naszym podwórku - co właściwie prywatnie w swoim urojeniu już zrobił, ale z całym światem. Król jest nagi ... aż chce się zakrzyknąć. Widok tego, jak bardzo jest źle, mogliśmy zobaczyć na ostatnim "wystąpieniu" sejmowym, w którym straszył posłów, że ich pozamyka. Chyba cała Polska widziała, że coś jest nie tak w wyrazie twarzy, mimice, tego gościa. Powiem wprost, lekarz specjalista mógłby już postawić wstępną diagnozę.

      Ale, nie ma co się właściwie przejmować. Nic już nie zdziwi, bo granice już dawno zostały przekroczone.
      Na szczęście, pis ma już z górki. Raczej nie mylę się, jeśli powiem, że na naszych oczach dzieje się upadek tej formacji, i że są to ich ostatnie lata rządzenia. Kontynuacji nie będzie.
      Pytanie tylko, jakich zniszczeń jeszcze dokonają, zanim zakończą swoją szkodliwą działalność.

      Btw., ostatnie dwa mecze reprezentacji oglądałeś ?, jak wrażenia ?

      LINK
      • Re: Polska - zawsze bardziej marzenie niż państwo

        darth_numbers 2020-11-21 18:50:07

        darth_numbers

        avek

        Rejestracja: 2004-08-03

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd:

        AJ73 napisał:
        Szczerze, przez tyle lat byłem w błędzie. Myślałem, że ten człowieczek faktycznie ma jakiś pomysł na Polskę, bo bądźmy szczerzy, żadne z ugrupowań/polityków po `89 takiego pomysłu na powiedzmy dwie dekady do przodu, nie miało.
        -----------------------

        Uberprezes może i jakiś plan miał, ale się rozmył w walkach o władzę, o utrzymanie kontroli nad PiS, etc, etc. A reszta polskiej sceny politycznej żadnego planu nie ma. A trzeba mieć plan na dekady, na pokolenia do przodu. W GW ostatnio był fajny wywiad, o zmęczeniu polskiego społeczeństwa i całkowitej utracie zaufania do "klasy politycznej".

        Pytanie tylko, jakich zniszczeń jeszcze dokonają, zanim zakończą swoją szkodliwą działalność.
        -----------------------

        Mogą nas jeszcze z UE wyprowadzić. Choć z tego, co widzę w otoczeniu i na tym forum, to wielu przygłupów by się z tego bardzo cieszyło. Gówniarzeria nie pamięta (i stare dziady też), jak "fajnie" było przed wejściem do UE. Jaką byliśmy "potęgą gospodarczą", jaki był poziom życia i siła nabywcza naszych pieniędzy. Skończyło by się kupowanie komputerów do grania i PS5 pod choinkę. Pamiętam, jak widziałem PS2 w sklepie w naszym pięknym kraju, w grudniu 2000. Kosztowała 5 ówczesnych pensji minimalnych
        Najgorsze jest to że w kolejce do władzy są jeszcze gorsi niż PiS. Może być "wesoło"

        LINK
        • Re: Polska - zawsze bardziej marzenie niż państwo

          bartoszcze 2020-11-21 20:42:11

          bartoszcze

          avek

          Rejestracja: 2015-12-19

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: Jeden z Wszechświatów

          Och, można przypomnieć że dziś za A4 pod Krakowem czy za A2 pod Poznaniem płaci się europejskie ceny, bo państwa nie było stać na samodzielne wybudowanie tych dróg

          Dopiero przyszła Unia, dała 85% kasy bezzwrotnie, i nagle pojawiły się autostrady i inne drogi, po których śmiga się bezpłatnie albo za pół darmo.

          LINK
          • Re: Polska - zawsze bardziej marzenie niż państwo

            darth_numbers 2020-11-21 21:38:13

            darth_numbers

            avek

            Rejestracja: 2004-08-03

            Ostatnia wizyta: 2024-11-20

            Skąd:

            Gdyby nie EURO 2012 i A4 za europejski szmal, z KRK do RZ, gdzie aktualnie mieszkam, dalej jechało by się 3 i pół h drogą dla furmanek (stara "czwórka"). Ludzie nie pamiętają, że w latach 90-tych i wczesnych 2000 w PL budowało się kilkadziesiąt kilometrów dróg w najlepszym wypadku. I jak ten kraj wyglądał. I jak łatwo było podróżować po Europie.

            LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..