Strasznie chaotycznie mi to wyszło, ale cóż. Może następnym razem będzie lepiej.
Trójksiąg zaliczany do tych "dobrych" ksiąg SW. Czy jest tak faktycznie?
Książki przeczytałem w okolicach świąt Bożego Narodzenia.
Jedna rzecz, która się daje zauważyć w całej trylogii to to, że są to książki strasznie "rozmyte" w chronologii, mianowicie chodzi mi o to, że bardzo często są dwa, trzy rozdziały, a potem następny dzieje się kilka miesięcy później, albo wręcz w środku rozdziału jest przeskok w rodzaju "Han przez 2 następne miesięce pracował dla (x)". W pewnym stopniu jest to potrzebne, bo bez sensu pisać o każdej przygodzie Hana (niech będzie pole do popisu dla innych autorów), poza tym w "Świt Rebelii" genialnie jest wpleciona fabuła "Hana Solo na krańcu gwiazd". Jednak w którymś momencie zaczynałem się gubić w umieszczaniu kolejnych wydarzeń w chronologii (np. blisko początku "Świtu Rebelii" pojawiają się... Leia i Winter (co żeby nie było nie jest pozbawione sensu - pojawiają się w wątku Brii Tharen, wtedy już bardzo liczącej się w Sojuszu Rebeliantów), z których ta pierwsza ma wtedy chyba 16 lat, od początku do końca książki mija ok. roku, a kończy się... słynną sceną w Kantynie. No ale to było przed premierą "Zemsty Sithów", a nawet "Mrocznego Widma") a te 10 lat od początku do końca serii zdawało się mijać jak jeden miesiąc. Nie jest to wielkim minusem, ale rozczarowaniem może być pobyt Hana w Armii Imperialnej, o której z całej siły marzy przez cały 1. tom. Otóż w drugim tomie na początku widzimy go już poza Akademią. Szkoda, bo niewiele w EU powstało dzieł z perspektywy imperialnych rekrutów, więc byłoby to ciekawe.
Ciekawa jest więź Hana z Wookiee. Jeszcze na statku Garrisa Shrike`a jedynego przyjaciela miał w Wooczycy Dewlannie, która zginęła podczas jego ucieczki (klasyczny Campbellowy motyw), co doprowadziło do tego że lata później sam uratował życie pewnego innego Wookieego. W ogóle w "Gambicie Huttów" poznajemy planetę Wookieech i ich zwyczaje. Poznajemy też inną "futrzastą" rasę, Togorian - jeden z ich przedstawicieli jest strażnikiem Hana na Ilezji, wraz z którym ucieka z tamtej planety. Ciekawa rasa, olbrzymie koty i z samicami lepszymi niż samce w technicznych sprawach.
Ilezja to ciekawy pomysł. Kolonia "religijna", przygarniająca ludzi zagubionych, a w rzeczywistości przetwórnia przyprawy we wszystkich możliwych postaciach (są opisane), w której pracuje się w okrutnych warunkach - niewolnicy są codziennie silnie odurzani pod pozorem rytuału Uniesienia.
W "Świcie Rebelii" pojawia się Bespin, na którym toczy się wielki turniej sabacca, w którym m.in. Han wygrywa "Sokoła Millenium" od Lando, a Lando (jeśli dobrze pamiętam, mogę się mylić) sam Bespin. Jest też powiedziane, że Bespin jest jedyną planetą na której wydobywa się gaz tibanna, używany w blasterach, napędach itd. I dla mnie to bzdura, bo jak jedna planeta jest w stanie zaspokoić zapotrzebowanie całej Galaktyki na tak podstawowy surowiec? Gdyby powiedziane było że jest to jeden z największych lub największy ośrodek wydobywczy to by było ok, a tak to po prostu bzdura.
Wątek pierwszej miłości Hana (do Brii) - odnosiłem wrażenie, że gdyby pisał to mężczyzna to by w ogóle go nie było, albo w bardzo zredukowanej formie. Nie zachwycił mnie, po prostu.
Autorka umiejętnie prowadzi wielowątkową fabułę. Kiedy kończy się "Rajska pułapa", wydaje nam się, że wątek Ilezji i "religijnej" kolonii zostaje za nami. Nic bardziej mylnego - to ledwie początek. W "Gambicie Huttów" przypadkiem zostaje rozpoznany przez ilezyjskiego kapłana, któremu uciekł lata wcześniej i wkrótce zaczyna być poszukiwany przez najlepszego łowcę nagród w Galaktyce, a czytelnik zaczyna być wtajemniczany w przynajmniej część przestępczego półświatka Galaktyki. Wraz z historią Hana równolegle prowadzony jest ściśle powiązany wątek rywalizacji między najpotężniejszymi huttyjskimi klanami - Desilijic (widzimy jak Han staje się przyjacielem Jabby) i Besadii (do którego należy przetwórnia na Ilezji). Poznajemy przy tym trochę huttyjskich zwyczajów, jak np. pojedynek. Mnie bardzo się podobał ten wątek i śledziłem go z zapartym tchem. Aczkolwiek można się przyczepić do tego, jak w zasadzie jedna planeta gra tak ważną rolę w całej historii. Mimo to wszystkie te intrygi były dobrze napisane.
Napisałem o najlepszym łowcy nagród w Galaktyce. O i tu jak dla mnie lekki minus - Boba Fett za łatwo daje się podejść Calrissianowi w "Gambicie Huttów", jak na tak wybitnego łowcę. Można było to inaczej zrobić, może Fett w ogóle się nie powinien wtedy pojawić.Jakoś tak się złożyło, że w każdej książce toczy się po jednej potyczce lub bitwie w kosmosie, zazwyczaj przy końcu. Do nich nie można się przyczepić - są niemal jak wyjęte wprost z X-Wingów Stackpole`a, zwłaszcza ciekawa była dramatyczna obrona Nar Shaddyy w "Gambicie Huttów".
Podsumowując, trylogia Hana Solo nie zawiodła moich oczekiwań. Przekrojowo opisano życie Hana przed "Nową Nadzieją", ale jednocześnie fabuła była na tyle dobra i dobrze poprowadzona, że nie było to czytanie podręcznika od historii, jak to bywa z nowymi pozycjami.
oceny poszczególnych tomów:
"Rajska pułapka" - 8/10
"Gambit Huttów" - 8/10
"Świt Rebelii" - 7/10
P.S. Teraz już wiem skąd się wziął nick Nebl Draygo na Bastionie. Czasy kiedy ludzie brali pseudonimy z książek SW....