TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Muzyka

Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

Kaerobani 2015-04-04 22:31:43

Kaerobani

avek

Rejestracja: 2015-04-04

Ostatnia wizyta: 2016-07-04

Skąd:

Hans Zimmer u zarania swojej kariery stanowił świeżą alternatywę dla wszechobecnej w filmach muzyki symfonicznej. Kto by pomyślał, że w pewnym momencie jego styl zdominuje całe Hollywood?

Zimmer zaczynał jako klawiszowiec w zespołach popowych w latach 70. i 80., w tym w The Buggles od kultowego Video Killed the Radio Star, później znalazł się pod skrzydłami płodnego twórczo brytyjskiego kompozytora muzyki filmowej Stanleya Myersa. Charakterystyczną cechą tego duetu było łączenie symfonicznych dźwięków Myersa z elektronicznym plumkaniem Zimmera, co zdaje się było kluczowe w zdefiniowaniu przyszłego stylu muzycznego Hansa z Frankfurtu. Potem przyszły tworzony już samodzielnie Rain Man z pierwszą nominacją do Oscara, kultowy Król Lew już z Oscarem i takie hity jak The Rock we współpracy z Jamesem Newtonem Howardem czy Broken Arrow, którego całkiem monumentalny motyw przewodni łączy syntezatory i gitarowe brzmienie. I od tego momentu zaczęły się „zimmeryzmy”, czyli motywy, których Hans używa non-stop. Dodajmy do tego jeszcze niemiłosierne silenie się na epickość, zrzynanie z siebie i innych (pozew od Fundacji Holsta za plagiat w Gladiatorze czy motyw z Incepcji będący w istocie spowolnionym fragmentem piosenki Edith Piaf – ciekawe czy Hans czegoś żałuje?) oraz fakt, że Zimmer tak naprawdę nie jest w stanie komponować samodzielnie i przez większość czasu jest otoczony masą pomocników. Mimo to jakimś cudem stał się legendą hołubioną przez Hollywood i rzesze lojalnych fanów, a jego stylem zaraziło się całe współczesne Hollywood. Dzięki temu mamy dzisiaj ścieżki dźwiękowe takie, że zapominamy o nich zaraz po wyjściu z kina.

Umówmy się – Hans Zimmer nie jest kompozytorem, jest producentem muzycznym. Nie ma formalnego wykształcenia z teorii muzyki, a jego jedynym kontaktem z jakąkolwiek edukacją w tym fachu były korepetycje z gry na pianinie, których miał dość po dwóch tygodniach. Niestety to słychać, bo jego muzyka, choć łatwo przyswajalna (jak dla kogo – dla mnie bynajmniej), jest grubo ciosana, prosta, wręcz prostacka, a swoje braki w technice kompozycji próbuje zagłuszyć monumentalnością brzmienia. Zimmer wywodzi się ze środowiska grającego pop, co w gruncie rzeczy nie jest żadnym zarzutem. Pop ma być prosty, lekkostrawny i chwytliwy. Problem w tym, że muzyki z Gladiatora za grosz nie mogę sobie przypomnieć, choć film oglądałem, a ten aspekt jest bardzo chwalony. Tak naprawdę poza Królem Lwem i ew. The Rock nie jestem w stanie przypomnieć sobie nic. Ile kultowych motywów skomponowanych przez Johna Williamsa jesteście sobie w stanie teraz zanucić? Co najmniej kilka. A ile Hansa? Pop to jedno, ale Zimmer bardzo często zabiera się za muzykę symfoniczną, a ta z założenia jest złożona kompozycyjnie i wysublimowana. Przepis na orkiestrę u Zimmera jest prosty – najczęściej jest to nieustanne dudnienie bębnów połączone z monotonią syntezatorów i prostackimi melodiami, które nie rozwijają się w żaden sposób, a zazwyczaj opierają się na dwóch dźwiękach (vide motyw z Batmanów Nolana).

Hans Zimmer nie jest też dobrym producentem muzycznym, a jego technika polegająca na zwaleniu na słuchającego masywnej ściany dźwięku sprawia, że ta muzyka jest bardzo ciężka w odbiorze. Poświęcił brzmienie orkiestry na rzecz potężnego, otępiającego wręcz basu, który w zamierzeniu pewnie miał przemówić do młodego pokolenia odbiorców, nie dziwota więc, że nawet symfoniczne skrawki brzmią jak dubstep. Dodajmy do tego jeszcze to, że Zimmer nie umie porządnie zmiksować utworów, co prowadzi do tego, że poszczególne partie się zagłuszają. I po co nakłada on na prawdziwe instrumenty symfoniczne syntezatory?

Hans Zimmer tak naprawdę nie komponuje sam. Nawet za bardzo ładną ilustrację muzyczną Króla Lwa (najlepsza ścieżka podpisana nazwiskiem Hansa) odpowiada cały zastęp muzyków, od Eltona Johna po Lebo M, więc ciężko jest mi wskazać kto tak naprawdę odpowiada za jej wysoką jakość. Za Zimmerem stoi cała armia ghostwriterów tworząca jego firmę Remote Control Productions (wcześniej znaną jako Media Ventures) i potężne biblioteki sampli, ciężko więc stwierdzić, czy „genialne pomysły Zimmera” (jego muzyka w dużej mierze opiera się na sztuczkach i chwytach pokroju internetowego chóru śpiewającego piosnkę Bane’a) są w istocie jego czy też po prostu spija śmietankę z sukcesu wypracowanego przez swoich popleczników. Tak w gruncie rzeczy bardzo często jest, bo czy ktoś zauważył, że kompozytorem muzyki do Modern Warfare 2 jest Lorne Balfe, a Zimmer odpowiada tylko za (wyświechtany zresztą) motyw przewodni?

Jaka jest rola muzyki w filmie? Dzisiaj zdaje się, że po prostu wypełnia ciszę i robi za tło, czyli wypisz wymaluj Zimmer i s-ka. Można by rzecz, że dzisiaj muzyki jest wręcz za dużo, bo ostatnio u Nolana przydarzyła się taka rzecz, że Hans wręcz zagłuszał dialogi w Interstellar czy Incepcji. Czyżby nikt już nie przejmował się takimi trywialnymi pojęciami jak dynamika muzyki i natężenie dźwięku? Czemu już nikt nie wykorzystuje ciszy lub oszczędnych dźwięków do zbudowania nastroju i napięcia? Wspomnę tutaj choćby na kultowe gwałtowne uderzenia sekcji smyczkowej w scenie morderstwa pod prysznicem w Psycho Hitchcocka autorstwa wspaniałego Bernarda Herrmanna czy motyw nadpływającego rekina imitujący bicie jego serca w Szczękach Spielberga skomponowany przez wielkiego Johna Williamsa. Dźwięki proste, ale w tej prostocie genialne i jak efektowne! Zimmerowskie „dwunutowce” czy inne przeładowane basem BWOOOM z trailerów są zaś wyszydzane, bo najzwyczajniej w świecie nie mają z wymienionym wyżej geniuszem nic wspólnego.

Jestem zagorzałym przeciwnikiem używania elektroniki i gitarowych riffów w połączeniu z muzyką symfoniczną, co zdarza się dziś nagminnie. Jest różnica między „klasyką” a brzmieniami rozrywkowymi jak rock czy elektronika właśnie i wolałbym, żeby każde z nich pozostało własną domeną. Niemniej jednak współcześni kompozytorzy często wstawiali takie elementy do swoich kompozycji, więc nie jest to bynajmniej wymysł Zimmera. Robił to Goldsmith, robił to Elfman, robił to Goldenthal, robił to McNeely, robił to Poledouris, cholercia, robił to nawet Williams (przede wszystkim w JFK i Jurassic Parku, ale nawet i w Star Wars czy Indiana Jonesie)! Tylko oni używali ich z głową i miały one sens w kontekście treści filmu. RoboCop łączy wspaniałą, epicką symfonię (w której jednakże nie brakowało prześlicznych, spokojnych momentów) z syntezatorami, co oddawało konflikt człowiek kontra maszyna. W Remember Me Olivier Deriviere pokusił się o mariaż orkiestry i... muzyki glitch, co oddaje poszatkowaną naturę fabuły gry, ale mamy tutaj do czynienia z uczciwą symfonią, choć uważam, że lepiej było postawić na czyste orkiestrowe brzmienie, jako, że w utworze Still Human elektronika jest zupełnie zbędna, a Neo-Paris ma w pierwszej minucie prześliczny fragment i aż szkoda, że większa część soundtracka nie dorównuje mu poziomem (odrębną sprawą jest to, że Dontnod słabo poradziło sobie z implementacją muzyki w grze). W przypadku Zimmera i s-ki mam wrażenie, że mieszają to wszystko razem bez większego pomyślunku, bo wydaje się im, że „tak będzie fajnie”. Nie, nie będzie fajnie, bo jak stara, a sprawdzona maksyma mówi – jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, bo nie otrzymujemy ani dobrej muzyki symfonicznej, ani dobrego rocka, ani dobrego elektronicznego brzmienia.

Mam problem z muzyką stricte elektroniczną w filmach, bo często jest nie tylko nudna, ale wręcz kakofoniczna i paskudna. Kardynalnym przykładem jest remake RoboCopa z 2014, ale także i Mroczny rycerz, z którego zapamiętałem głównie to, że bardzo często było tam słychać jakieś burczenie mające w założeniu oddać nerwowość scen akcji. Ogółem mój zarzut w stronę współczesnych kompozytorów jest taki, że tak właściwie nie potrafią komponować w żadnym stylu. Czy nie byłoby słuszniej zlecić skomponowanie istotnie mrocznego, brutalnego industrialu na potrzeby Dredda 2012 jednemu z niekwestionowanych królów gatunku, Justinowi Broadrickowi zamiast osobie, która w ogóle to zaprzepaściła? Czy muzyki rockowej nie powinno się oddać muzykowi rockowemu (jak np. Devin Townsend, który chyba chętnie by się w tej roli sprawdził), a nie komuś, kto po prostu zlepi nijaką gitarową szarpaninę i uzna, że oto gotowe? Nie mam nic przeciwko muzyce rockowej, elektronicznej czy dark ambientowej w roli soundtracka, ba, może naprawdę być czymś niesamowitym. Gry mają swoich Erica Brosiusa, Frederića Metzena, Sakiego Kaskasa, Romolo Di Prisco czy innego Michaela Brossa, mogą się pochwalić bardzo ładnie oprawionym w dźwięki muzyki Rogue Trooperem. Czy filmy mogą zrobić to samo?

Nie jestem przeciwnikiem „epickości” w muzyce filmowej, ale niech to będzie na modłę Conana Basila Poledourisa. Lepszym przykładem zresztą byłoby dzieło skomponowane przez Williama Stromberga (przy pomocy Lenniego Moore’a i innych) na potrzeby filmu dokumentalnego Trinity and Beyond. Cwałującego, żwawego, gwałtownego motywu przewodniego z materiału edukacyjnego o bombach atomowych pozazdrościłby i sam cymeryjski barbarzyńca! Albo taki Batman: Mask of the Phantasm. Aż można się zdziwić, że kreskówka „dla dzieci” jest oprawiona w tak monumentalny sposób! Śp. Shirley Walker, jedna z najbardziej znanych kobiet wśród kompozytorów muzyki filmowej pokazała jak się to robi. Takiego efektu nie osiągnie żaden prostacki utworek, nieważne jak bardzo by się starał i jak bardzo byłby głośny i efekciarski.

Życzyłbym nam wszystkim, żeby zimmerowska szkoła odeszła do lamusa, a muzyką czy to symfoniczną czy elektroniczną zajmowali się prawdziwi fachowcy. Żebyśmy mieli co nucić pod nosem – przecież ostatnie kultowe melodie jak Harry Potter czy Władca pierścieni powstały jeszcze nie tak dawno temu? Co się stało z tym wszystkim? Aż żal, że tak wielkie talenty jak Lennie Moore, Mark Griskey czy Joel McNeely leżą w dużej mierze odłogiem. W tej chwili rozdają karty uczniowe Zimmera jak Steve Jablonsky czy inny Tyler Bates, który bezwstydnie skopiował muzykę Elliota Goldenthala z Tytusa na potrzeby swoich 300. Nawet w Gwiezdnych wojnach dominuje ostatnio Kevin Kiner, którego muzyka brzmi po prostu paskudnie i albo po prostu kopiuje kultowe motywy Williamsa (bo cytatami nazwać się tego nie da) albo popełnia chyba wszystkie grzechy kompozytorskie, jakie się da popełnić. Czy ocali nas od tej BWOOOOMapokalipsy Michael Giacchino (nie)? Zapraszam do dyskusji i zachęcam do podawania namiarów na dobrych współczesnych kompozytorów albo na stare, dobre klasyki, których jeszcze nie odkryłem!

LINK
  • Ciekawy temat

    Vergesso 2015-04-05 20:43:42

    Vergesso

    avek

    Rejestracja: 2007-08-29

    Ostatnia wizyta: 2024-05-05

    Skąd: Toruń

    Zwłaszcza, że sam nie jestem miłośnikiem Hansa Zimmera Tzn. nawet lubię go jako kompozytora, ma parę fajnych utworów, ale nie zaliczyłbym go do pierwszej 10 najlepszych lub moich ulubionych kompozytorów muzyki filmowej. Problem w tym, że ten facet jest przeraźliwie wtórny, kopiuje sam siebie, niewiele jest jego kawałków, które by wpadały w ucho (choć jednak takie są, których przykłady podam za chwilę!).
    Jako przykład podam jedną fontannę od siebie z miasta - mamy w Toruniu taką grającą fontannę, która w nocy "wygrywa" różne utwory z muzyki filmowej. Bardzo często są to motywy przewodnie "Love Story", czy motyw "Gladiatora" autorstwa właśnie Hansa Zimmera. Pamiętam, że jak usłyszałem to przy fontannie po raz pierwszy, to powiedziałem "O, Piraci z Karaibów", po czym kolega mnie po chwili poprawił, że to nie "Piraci", tylko "Gladiator". Posłuchałem uważniej, rzeczywiście Gladiator, ale zdałem sobie sprawę z pewnej ciekawostki, a mianowicie: soundtracki Piratów i Gladiatora są do siebie cholernie podobne! Przez to cholernie łatwo je pomylić
    Dlatego czasem się zżymam, jak na filmwebie w rankingu popularności kompozytorów muzyki filmowej o pierwsze miejsce wiecznie walczą John Williams z Zimmerem - raz na pierwszym jest Williams, raz Zimmer. Dla mnie osobiście jest to niepojęte, bo pomijając to, że dla mnie Williams jest obecnie niepodważalnym mistrzem, to raczej w przypadku konkurencji wolałbym walkę o palmę pierwszeństwa z Dannym Elfmanem czy Jamesem Hornerem, a nie wtórnym Zimmerem.
    No i Zimmer też przegrywa dla mnie w konkurencji "stare-nowe". Tzn. chodzi mi tu o porównywanie muzyki z Batmanów i Supermanów. Porównajmy sobie:
    Stare Batmany(Danny Elfman) vs. Nowe Batmany(Hans Zimmer) - muzyka Elfmana wypadła o wiele lepiej, Zimmer przegrywa
    Stare Supermany(John Williams) vs. Nowe Supermany(Hans Zimmer) - podobnie jak wyżej, Williams rozkłada Zimmera na łopatki.

    No, ale tyle krytyki, czas na obronę Zimmera, bo w kilku rzeczach jednak trzeba faceta obronić. Poza tym, chciałem rzucić linkami do trzech utworów Zimmera, które mi się cholernie podobają. No i nie zgadzam się też z paroma fragmentami twojego wpisu w innych miejscach. Mianowicie:


    Umówmy się – Hans Zimmer nie jest kompozytorem, jest producentem muzycznym. Nie ma formalnego wykształcenia z teorii muzyki, a jego jedynym kontaktem z jakąkolwiek edukacją w tym fachu były korepetycje z gry na pianinie, których miał dość po dwóch tygodniach.

    A co w tym takiego złego? Jest mnóstwo ludzi, którzy mają wyższe wykształcenie i jakoś nic to o nich nie świadczy. Mamy wielu magistrów i doktorów, którzy w "nagrodę" za swoją ciężką pracę robią na kasie w Biedrze czy Tesco lub robią uprawnienia na wózki widłowe. Wreszcie, mamy też ludzi, mających tytuły profesorów, a mimo tego jak się ich słucha, to aż głowa boli.
    Jestem też przekonany, że takich kwestii jak sztuka nie da się przełożyć na oceny szkolne czy akademickie.


    Ile kultowych motywów skomponowanych przez Johna Williamsa jesteście sobie w stanie teraz zanucić? Co najmniej kilka. A ile Hansa?

    Zdecydowanie jeden kawałek, ale za to jaki! "Kraken" z Piratów z Karaibów:
    https://www.youtube.com/watch?v=KSSTy7_eNHo

    O ile reszta muzyki do Piratów była przeciętna, o tyle ten kawałek naprawdę się udał. Nawet miałem go przez dłuższy czas jako dzwonek w telefonie.
    No i jest to utwór mocno rozpoznawalny.


    Jestem zagorzałym przeciwnikiem używania elektroniki i gitarowych riffów w połączeniu z muzyką symfoniczną, co zdarza się dziś nagminnie.; Mam problem z muzyką stricte elektroniczną w filmach, bo często jest nie tylko nudna, ale wręcz kakofoniczna i paskudna.

    Oj, tutaj się w żadnym wypadku nie zgodzę. Ja właśnie uwielbiam takie motywy łączenia muzyki poważnej, symfonicznej z muzyką elektroniczną. Muzyka poważna ma swoje osiągnięcia, ale i muzyka elektroniczna ma swoje osiągnięcia, dlaczego by więc nie łączyć jednego i drugiego? Cały pic tylko w tym, że to trzeba umieć, a Zimmerowi i paru innym kompozytorom wychodzi to średnio
    O wiele bardziej mogę polecić tutaj twórczość Henry`ego Jackmana, który też łączy muzykę symfoniczną z elektroniczną i wychodzi mu to znakomicie. Z przyjemnością mogę polecić jego soundtracki do takich filmów, jak "X-Men: Pierwsza Klasa", "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz" czy "Big Hero 6".


    W tej chwili rozdają karty uczniowe Zimmera jak Steve Jablonsky czy inny [...]

    Tutaj też się nie zgodzę. Steve Jablonsky napisał muzykę do rewelacyjnego filmu "Wyspa". Motyw przewodni z tego filmu jest bardzo przyjemny, choć to może wynika z tego że film mi się po prostu podobał.


    Czy ocali nas od tej BWOOOOMapokalipsy Michael Giacchino (nie)?

    Właściwie czemu wszyscy go tak wychwalają? Napisał przyjemną muzykę do nowych "Star Treków", rewelacyjną muzykę do "Jupiter Ascending", ale jednak jest gros lepszych kompozytorów od niego.

    Na sam koniec podam jeszcze dwa kawałki Zimmera, które bardzo mi się spodobały, pochodzące z filmu "Chappie" (również bardzo dobrego).:
    https://www.youtube.com/watch?v=BoePkxW148s&list=PLjy6_etOOBsZDaaCY6R6aJV99mArQzkhb&index=14
    https://www.youtube.com/watch?v=Aq88zNu_z2E&list=PLjy6_etOOBsZDaaCY6R6aJV99mArQzkhb&index=12

    Nie zmienia to jednak faktu, że jestem gotów raczej psioczyć na Zimmera, niż go chwalić. Za to na jego szkołę - już niekoniecznie.

    LINK
    • Re: Ciekawy temat

      Kaerobani 2015-04-06 10:45:47

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      "Kraken" jest bardzo słaby, wręcz do niczego, wybacz. Brzmi jak muzyka z gry, a nie filmu, gdzie ma dopasować się do akcji na ekranie, to raz, dwa - jest monotonny, nic ciekawego w nim się nie dzieje i zupełnie nie nadaje się na partyturę akcji. W tym przypadku muzyka robi za tło, a żeby sprawiać wrażenie ważnej jest głośna.

      Jakże brakuje starych czasów, gdy kompozytorzy swoimi dziełami opowiadali połowę historii... Ostatnio obejrzałem sobie 1941. Film słaby pomimo takiej ilości znakomitych nazwisk, ale jedno mnie naprawdę uradowało - jak John Williams fikuśnymi nutkami ilustruje buchający dym z cygara, które pali Belushi wspinający się na japońską łódź podwodną.

      Dzisiaj już czegoś takiego nie uświadczy, bo nikt z taką gracją, inteligencją i smakiem do kwestii komponowania nie podchodzi.

      LINK
      • Re: Ciekawy temat

        Vergesso 2015-04-06 15:48:03

        Vergesso

        avek

        Rejestracja: 2007-08-29

        Ostatnia wizyta: 2024-05-05

        Skąd: Toruń

        No właśnie dla mnie "Kraken" jest rewelacyjny, pobudza, przyciąga uwagę, wpada w ucho i jest właśnie przyjemny. Nie wiem, czy jest monotonny, ale coś takiego można by powiedzieć o wszystkich utworach muzycznych świata, bo prawie każdy utwór ma w sobie powtarzający się jeden motyw, nawet "Marsz Imperialny" Williamsa który pewnie się zgodzisz, jest genialny.
        Natomiast do odzwierciedlenia akcji ten kawałek Zimmera nadaje się idealnie.
        Choć inna sprawa, że to kwestia indywidualnych odczuć, bo w kwestii gustów się za cholerę nie da dogadać pod kątem obiektywnym

        Z ostatnim akapitem też bym się nie zgodził, choć akurat nie Zimmera bym wymienił jako tego co umie podchodzić ze smakiem do muzyki, bo nie umie
        Ale jeszcze nie brakuje utalentowanych kompozytorów potrafiących napisać perełki, poza Williamsem oczywiście, który nadal potrafi pisać znakomitą muzykę(choć zdarza mu się powtarzanie samego siebie), wymieniłbym Danny`ego Elfmana, Henry`ego Jackmana, Jamesa Hornera(choć on też się powtarza), Alexandre Desplata, Harry`ego Gregsona-Williamsa, również Jamesa Newtona Howarda któremu jednak brakuje własnego "opus magnum", chciałbym też żeby Don Davis pisał więcej muzyki do filmów, bo jest świetny, ale tworzy bardzo mało niestety. No a z polskich bym wymienił przede wszystkim Antoniego Łazarkiewicza - no i do niedawna Wojciecha Kilara, którego jako teraźniejszych znakomitych kompozytorów już wymienić niestety nie można

        LINK
  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

    Wolf Sazen 2015-04-05 21:55:02

    Wolf Sazen

    avek

    Rejestracja: 2008-01-13

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Prudnik

    Przeczytałem cały post z zainteresowaniem i muszę stwierdzić, że choć w wielu sprawach się zgadzam to jednak stwierdzenie, że nie jesteś sobie w stanie przypomnieć nic poza jego dwoma kawałkami to jakiś absurd po prostu.

    https://www.youtube.com/watch?v=EynZ65x6Tmo

    https://www.youtube.com/watch?v=-yOZEiHLuVU

    https://www.youtube.com/watch?v=kywZr35ZYKo

    https://www.youtube.com/watch?v=RxabLA7UQ9k

    https://www.youtube.com/watch?v=Z_DSq-LhOyU

    https://www.youtube.com/watch?v=mWyB447vNjg

    https://www.youtube.com/watch?v=EngKxF3Cqh4

    https://www.youtube.com/watch?v=m3zvVGJrTP8
    (choć w przypadku soundtracku Interstellara to można wrzucić cokolwiek)

    https://www.youtube.com/watch?v=cLZw0EEFl1s

    https://www.youtube.com/watch?v=SvIUyWt7KEk


    I można jeszcze kilka innych kawałków wrzucić. To, że Zimmer wielokrotnie kopiuje samego siebie to druga strona medalu (np. ostatnio w filmie Chappie czy w Oskarowym 12 Years a Slave). Zdecydowanie bierze zbyt dużo pracy dla siebie i dla swoich ludzi. Jednak niech ktoś mi wskaże kto w XXI wieku skomponował równie wiele ikonicznych motywów muzycznych czy soundtracków...


    LINK
    • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

      Kaerobani 2015-04-06 10:40:24

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Nie jestem w stanie przede wszystkim nic zanucić poza Królem Lwem, który i tak jest pracą zbiorową, i Pearl Harbor (bleeee).

      LINK
    • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

      Kaerobani 2015-04-06 10:41:17

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      I niestety, ale Zimmer w żaden sposób nie jest ikoniczny. To po prostu marka gwarantująca sprzedaż i tyle, ale za nią tak naprawdę nie idzie żadna jakość.

      LINK
      • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

        Wolf Sazen 2015-04-06 10:51:02

        Wolf Sazen

        avek

        Rejestracja: 2008-01-13

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Prudnik

        To proszę wymień trzech kompozytorów z XXI w. którzy stworzyli więcej ikonicznych kawałków

        LINK
        • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

          Kaerobani 2015-04-06 12:17:16

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          Ikoniczne utwory i motywy muzyczne to Marsz Imperialny, Szczęki, Psycho, Gwiezdne Wojny, Cantina Band #1, itp.

          W XXI wieku to ponownie Williams z Harrym Potterem oraz Howard Shore z Władcą pierścieni. Zimmera nikt nie nuci, o Zimmerze się tylko mówi.

          LINK
          • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

            Wolf Sazen 2015-04-06 15:22:20

            Wolf Sazen

            avek

            Rejestracja: 2008-01-13

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Prudnik

            Marsz, Szczęki, Psycho itp to wszytsko XX w. a prosiłem o XXI.

            Williams w XXI w. to tylko Harry Potter i nic więcej tak naprawdę. Ja rozumiem, że nie cierpisz Zimmer ale odrobina obiektywizmu. "Time" z Incepcji czy motyw z TDK znają nawet ci z moich znajomych, którzy są niedzielnymi widzami

            LINK
        • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

          RodzyN jr. 2015-04-06 12:58:03

          RodzyN jr.

          avek

          Rejestracja: 2007-05-21

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: Grodzisk Maz.

          1.Klaus Badelt - Motyw przewodni Piratów. (Widziałem, że wrzuciłeś na górze link do tego utworu i nawet nie widziałeś w opisie kto go skomponował XD)
          2.John Williams - Motyw przewodni Harrego Pottera.
          3.Howard Shore - Motyw przewodni Władcy Pierścieni

          LINK
          • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

            Kaerobani 2015-04-06 13:05:40

            Kaerobani

            avek

            Rejestracja: 2015-04-04

            Ostatnia wizyta: 2016-07-04

            Skąd:

            Do którejś części (Skrzyni Umarlaka chyba) muzykę skomponował tylko Zimmer. I to było słychać, bo oprawa muzyczna była zupełnie beznadziejna. Pamiętam fragment z Jackiem na kole od młyna - muzyka nie dość, że tragiczna to w żaden sposób nie odpowiadała wydarzenim na ekranie.

            LINK
          • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

            Wolf Sazen 2015-04-06 15:24:15

            Wolf Sazen

            avek

            Rejestracja: 2008-01-13

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Prudnik

            Tfu, dzięki za zwrócenie uwagi na kompozytora motywu z Piratów Pewnie przeoczyłem bo jednak Zimmer bardziej się kojarzy z tymi soundtrackami. Williams, Shore po jednym motywie, Zimmer co najmniej 5 ikonicznych w tym wieku Ciągle czekam kto da więcej...

            LINK
            • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

              Kaerobani 2015-04-06 16:01:48

              Kaerobani

              avek

              Rejestracja: 2015-04-04

              Ostatnia wizyta: 2016-07-04

              Skąd:

              Nie "ikonicznych" tylko takie, co znasz i lubisz i akurat są popularne. Sorry batory, ale to nie ma nic wspólnego z "ikonicznością" w muzyce, bo nie są to w żadnym wypadku dzieła na miarę dawnych Mistrzów. Poza tym trzeba to stwierdzić po upływie kilkudziesięciu lat. Marsz Imperialny żyje w świadomości światowej od 30 lat i jest używany i przywoływany często gęsto. Zimmer leci w kinie i reakcja jest taka "oo fajne", ale poza tym nie ma na niego miejsca w powszechnej świadomości, nie istnieje poza światem kina i no właśnie - nikt go nie nuci, bo i nie ma co. A jeżeli po 30 latach nikt nie będzie o tych motywach gadał to znaczy, że wcale nie były ikoniczne.

              Ponownie - nie przypisuj Zimmerowi przymiotów, jakich on nie posiada i nie rób z niego "świętego Graala" muzyki filmowej, bo to jest nadużycie straszliwe.

              Bo z tym to jak z muzyką kościelną - wspaniały chorał gregoriański został zastąpiony tandetnym, płytkim sacro polo. Czy z upływem czasu cywilizacja cofa się w rozwoju?

              LINK
              • ...

                Apophis_ 2015-04-06 16:12:20

                Apophis_

                avek

                Rejestracja: 2005-12-25

                Ostatnia wizyta: 2021-04-26

                Skąd: Łódź

                A motywy jakich kompozytorów z ostatnich 15 lat potrafisz zanucić? Czy twórcy którzy dostają Oscary za najlepsze ścieżki dźwiękowe tworzą melodie, które trafiają do pamięci kulturowej całych społeczeństw? Nie wydaje mi się.

                LINK
              • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                Wolf Sazen 2015-04-06 16:16:54

                Wolf Sazen

                avek

                Rejestracja: 2008-01-13

                Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                Skąd: Prudnik

                Zdajesz sobie sprawę że tak może być tylko dla Ciebie? A dla mnie i milionów innych osób może być zupełnie inaczej? I jak to sprawdzisz? Przeprowadzałeś jakieś badania, prowadzisz statystki czy tylko rzucasz to co Tobie się podoba a co nie? "Now we are free" żyje w świadomości ludzi już ile lat... 18? Tak samo będzie z kilkoma innych kawałkami Zimmera, czy Ci się to podoba czy nie. Przykro mi A argumenty typu co będzie za 30 lat to wiesz... możesz przytoczyć za 30 lat a nie teraz.

                Co do muzyki kościelnej to powiem może tak: dla mnie często siła filmu, książki czy muzyki tkwi w prostocie. Jak przy pomocy prostych środków stworzyć coś niezapomnianego. Ot np. jak nasze Gwiezdne Wojny

                LINK
                • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                  Kaerobani 2015-04-06 16:24:14

                  Kaerobani

                  avek

                  Rejestracja: 2015-04-04

                  Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                  Skąd:

                  Sorry, ale Gwiezdne wojny mają bardzo złożoną muzykę i nie mówię tu wcale o motywie przewodnim. Lepszym przykładem są Szczęki lub Psycho. To są oszczędne i genialne w swej prostocie dźwięki, ale właśnie - genialne, a Zimmer niestety takiego efektu nigdy nie osiągnął, że np. widzimy rekina w jakimś filmie i momentalnie nam się przypomina Williams.

                  LINK
            • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

              RodzyN jr. 2015-04-07 10:37:47

              RodzyN jr.

              avek

              Rejestracja: 2007-05-21

              Ostatnia wizyta: 2024-11-21

              Skąd: Grodzisk Maz.

              Jakich? Powiem tak. Gladiatora widziałem już kilka razy, ale na czym polega ikoniczność jego soundtracka? Zresztą o co chodzi z tą ikonicznoscią? Rano puściłem swojej kobiecie (kompletny laik filmowy, nie mówiąc już nic o muzyce w filmach) utwór z Gladiatora i nic. Puściłem Marsz Imperium zgadła. Może nie powiedziała Marsz Imperium, ale mi wystarczyło "Gwiezdne Wojny". Filmy oglądaliśmy oba i TESB i Gladiatora i było to dość dawno temu. To jest problem Zimmera. Nie potrafi on stworzyć właśnie czegoś takiego jak Williams, czegoś co rozpozna każdy. Ja Zimmera nie atakuje bo jego muzyka robi fajny klimat, ale jego kompozycje są zbyt proste, mało chwytliwe. Jeżeli ty znasz jego twórczość i go lubisz to ok. ale nie wmawiaj mi ze robi on znane i ikoniczne ST bo tak nie jest czego dowodem jest prosty test z laikiem filmowym.

              LINK
              • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                Wolf Sazen 2015-04-07 13:47:59

                Wolf Sazen

                avek

                Rejestracja: 2008-01-13

                Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                Skąd: Prudnik

                To że twoja kobieta poznaje akurat Williamsa to mnie akurat nie dziwi. Powiem więcej, zdziwiony bym był gdyby było inaczej, w końcu jesteśmy tutaj fanami SW i większość naszych bliskich jest "narażona" bardziej na słuchanie akurat tych ścieżek dźwiękowych a nie innych. U mnie jest podobnie. Lecz tak jak już pisałem, przeprowadzałem kiedyś prezentację na studiach i robiłem mały quiz z cyklu "z jakiego filmu jest to motyw i kto go napisał". Na sali było około 50 osób i większość kojarzyła głównie Williamsa i Zimmera. Motywy pozostałych twórców nawet jesli byly rozpoznawane to z wymienieniem nazwiska twórcy bywało już różnie. Jeśli tak duża grupa nie jest jakimś wyznacznikiem to tym bardziej nie jest to pojedyncza osoba...

                LINK
                • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                  Kaerobani 2015-04-07 13:55:09

                  Kaerobani

                  avek

                  Rejestracja: 2015-04-04

                  Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                  Skąd:

                  Kiedyś w pewne święta leciały sobie Gwiezdne wojny w TV, słychać Marsza Imperialnego, a ciotka, której bym o znajomość SW w ogóle nie podejrzewał (bo i właściwie rzecz biorąc nie zna, pewnie tylko wiedziała, że coś takiego jest - bo to w końcu chyba najbardziej ikoniczna część współczesnej kultury) zapytała "O, to ten słynny Marsz"?

                  LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Wolf Sazen 2015-04-07 14:08:27

                    Wolf Sazen

                    avek

                    Rejestracja: 2008-01-13

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Prudnik

                    Z całym szacunkiem wyliczanie pojedynczych osób które coś tam gdzieś tam poznały jest śmieszne. Mój ojciec kojarzy i Williams i Zimmera a też wielkim znawcą filmowym nie jest... i co to wnosi? Podobnie jak Twój post powyżej - nic.

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kaerobani 2015-04-07 14:43:55

                    Kaerobani

                    avek

                    Rejestracja: 2015-04-04

                    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                    Skąd:

                    To tak samo śmieszne są te twoje wyliczenia i ankiety w takim razie i cała ta gadka "a bo X osób słucha Zimmera to znaczy, że jest ikoniczny".

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kathi Langley 2015-04-07 14:59:52

                    Kathi Langley

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Poznań

                    przynajmniej kolega Sazen ma na swoje poparcie grupę pięćdziesięciu osób, a nie pojedynczych, wybranych przypadków W sensie naukowym to jego argument ma większą siłę przebicia.

                    Ponadto, chyba wszyscy się zgodzimy, że o ile Zimmer robi muzykę do filmów dosyć popularnych to żaden nie przebije Gwiezdnych Wojen pod względem rozpoznawalności; istotne jest również, do ilu osób film dociera. A klasyczna Trylogia to filmy trafiające do rankingów wszechczasów.

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kaerobani 2015-04-07 15:06:33

                    Kaerobani

                    avek

                    Rejestracja: 2015-04-04

                    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                    Skąd:

                    Nie wierzę w "reprezentatywne grupy badanych osób".

                    Co do drugiej części posta - to jest fakt niepodważalny, że SW to największy kulturowy fenomen naszych czasów, który dalej żyje. John Williams jest jednym z ojców tego fenomenu, bo nie da się zaprzeczyć, że w wielkiej mierze Gwiezdne wojny zdobyły taką popularność dzięki ikonicznym motywom przewodnim i wspaniałej oprawie muzycznej.

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kathi Langley 2015-04-07 15:20:34

                    Kathi Langley

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Poznań

                    Skoro żadna grupa nie jest reprezentatywna, to żadna. Czyli dyskutujemy w takim razie wyłącznie o opiniach, które są wszystkie równoważne względem siebie (skoro nie ma żadnego zewnętrznego kryterium na którym można je oprzeć). Czyli twoja opinia jest tyle samo warta co opinia kolegi Sazena, Vergessa, Apophisa czy moja.

                    Gwiezdne Wojny zawdzięczają sukces wielu składowym, między innymi dobrej muzyce Williamsa. I połączeniu klasycznych motywów fabularnych z nowoczesnymi. I świetnym efektom specjalnym. I wymieniać można jeszcze długo. Nie stawiajmy Williamsa na ołtarzu i nie spychajmy Zimmera do czeluści

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kaerobani 2015-04-07 15:35:12

                    Kaerobani

                    avek

                    Rejestracja: 2015-04-04

                    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                    Skąd:

                    A niby czemu nie?

                    Poza tym nigdzie nie zaprzeczyłem innym składowym.

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kathi Langley 2015-04-07 16:32:51

                    Kathi Langley

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Poznań

                    Ale z przebiegu dyskusji można wywnioskować że Williams jest bezpośrednim odpowiedzialnym za sukces tych filmów.

                    Stawianie kogokolwiek na piedestale czy mieszanie go z płotem jest przykładem zaślepienia i nieuczciwości - względem samego siebie również Nie mówiąc o niemądrym pomyśle, by chcieć swoje uwielbienie/nienawiść dla danej jednostki poddawać pod dyskusję. No chyba że szukasz wsparcia i zrozumienia w swoich poglądach, ewentualnie twoje oddanie jednemu rodzajowi muzyki cię uwiera i krążysz po forach po to, by wspólnym wysiłkiem wyrwać cię z zaklętego kręgu, ale w takim razie coś zbyt przekonująco się przed tym bronisz

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Wolf Sazen 2015-04-07 16:42:03

                    Wolf Sazen

                    avek

                    Rejestracja: 2008-01-13

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Prudnik

                    Oczywiście że się zgodzimy Z jednym małym wyjątkiem u Zimmer - mianowicie filmem "Mroczny Rycerz", który ma podobny status wśród adaptacji komiksów jak SW wśród filmów fantastycznych. Choć mimo wszystko, to jednak SW jest/było bardziej rewolucyjne i weszło o wiele głębiej do szeroko rozumianej popkultury.

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    RodzyN jr. 2015-04-07 17:02:44

                    RodzyN jr.

                    avek

                    Rejestracja: 2007-05-21

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Grodzisk Maz.

                    "Williams jest bezpośrednim odpowiedzialnym za sukces tych filmów"


                    A nie jest ?

                    LINK
                  • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                    Kaerobani 2015-04-07 17:08:19

                    Kaerobani

                    avek

                    Rejestracja: 2015-04-04

                    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                    Skąd:

                    Ale o czym Ty teraz w ogóle piszesz

                    LINK
                • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

                  RodzyN jr. 2015-04-07 17:09:10

                  RodzyN jr.

                  avek

                  Rejestracja: 2007-05-21

                  Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                  Skąd: Grodzisk Maz.

                  To ja mam pomysł. Jak ktoś ma trochę więcej czasu, niech zrobi jakąś 20 minutową kompilację z muzyką filmową od 2001 do 2014 roku, rzecz jasna nie ujawniając z jakiego filmu pochodzi utwór i zobaczymy jak to wygląda na bastionie

                  LINK
          • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

            Vergesso 2015-04-06 16:14:05

            Vergesso

            avek

            Rejestracja: 2007-08-29

            Ostatnia wizyta: 2024-05-05

            Skąd: Toruń

            Ja bym do tej listy jeszcze dodał:

            4. Don Davis - Neodammerung (genialny utwór, mój drugi ulubiony z muzyki filmowej ever, zaraz po Marszu Imperialnym!)
            5. John Williams - Battle of the Heroes (różnie o nim ludzie mówią, jednak nikt nie zaprzeczy, że to jeden z symboli Zemsty Sithów. Zresztą cały soundtrack ROTS jest rewelacyjny)
            6. Hans Zimmer - Kraken (czyli jednak coś z Zimmera, którego uważam za przeciętniaka, a jednak Kraken mu wyszedł, o czym pisałem wyżej)
            7. Danny Elfman - motyw przewodni Spider-Mana (filmy o pajączku są przeciętno-słabe, ale muzyka do nich Elfmanowi wyszła rewelacyjnie)

            No i jeszcze bodajże utwór chyba z "Requiem dla snu" wałkowany wszędzie gdzie popadnie, ale nie pamiętam autora i czy to na pewno ten film.

            LINK
    • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

      RodzyN jr. 2015-04-06 13:18:55

      RodzyN jr.

      avek

      Rejestracja: 2007-05-21

      Ostatnia wizyta: 2024-11-21

      Skąd: Grodzisk Maz.

      Ikoniczne utwory? Nic z tego co tu wrzuciłeś (prócz piratów, ale to Badelta) nie jest ikoniczne. Ikoniczny utwór jest wtedy kiedy zapada Ci w pamięć i jesteś wstanie go zanucić.

      LINK
      • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

        Kaerobani 2015-04-06 14:48:16

        Kaerobani

        avek

        Rejestracja: 2015-04-04

        Ostatnia wizyta: 2016-07-04

        Skąd:

        Ikoniczny to odnosi się do obrazów religijnych, hihih

        LINK
      • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

        Wolf Sazen 2015-04-06 15:26:43

        Wolf Sazen

        avek

        Rejestracja: 2008-01-13

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Prudnik

        Tak jak pisałem wyżej, "Time", motyw z TDK czy "Tell me now what you see" z króla Artura znają nawet laicy filmowi, wiem co mówię gdyż na studiach robiłem kiedyś mały quiz z muzyki filmowej i co by nie mówić to ludzie najwięcej kojarzyli Zimmera. A były tam naprawdę bardzo klasyczne motywy ze starszych i dobrze znanych filmów

        LINK
      • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

        Vergesso 2015-04-06 15:28:04

        Vergesso

        avek

        Rejestracja: 2007-08-29

        Ostatnia wizyta: 2024-05-05

        Skąd: Toruń

        Jeśli taką definicję przyjmiemy za definicję ikonicznego utworu, to w takim razie Zimmer ma jeden ikoniczny utwór - podany przeze mnie wyżej "Kraken" który nie dość, że zapadł mi w pamięć od razu, to jeszcze potrafię go zanucić bez problemów. No i miałem go jako dzwonek w telefonie przez dłuższy czas.

        LINK
        • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

          Wolf Sazen 2015-04-06 15:39:05

          Wolf Sazen

          avek

          Rejestracja: 2008-01-13

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: Prudnik

          Bardziej miarodajnym kryterium byłoby chyba jednak co widzowie kojarzą a nie każdy z nas z osobna. Ja np. w tej chwili za nic nie mogę sobie przypomnieć muzyki z Władcy, po chwili puszczam kawałek i już wiem, aaa to było to! Przypominają mi się sceny z filmu i już wiem że ta muzyka jest dobra, dobrze mi się kojarzy. Z wieloma motywami Zimmera też tak mam. A autor tematu przesadza zdecydowanie lub po prostu chciał sprowokować do większej dyskusji.. co akurat mu się udało

          LINK
    • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

      Vergesso 2015-04-07 23:18:16

      Vergesso

      avek

      Rejestracja: 2007-08-29

      Ostatnia wizyta: 2024-05-05

      Skąd: Toruń

      Sprawdziłem linki do wszystkich kawałków podanych przez Ciebie, i niestety żadnego z nich nie mogę uznać za świetny. Kwestia gustu, ale aż kilkanaście linków i z żadnym się nie zgadzam. Natomiast ciekawe, że podałeś linki do utworów z Dark Knighta i TDKR, a nie dałeś linku do motywu z Batman Begins, który akurat z trzech nowo-batmanowych jest najlepszy Choć w przypadku muzyki BB zastanawiam się, na ile to zasługa Zimmera, a na ile Jamesa Newtona Howarda, bo jak dobrze pamiętam, do BB obaj pisali na spółę muzykę.

      Natomiast od siebie z dobrych utworów Zimmera wrzuciłbym wielokrotnie wspominanego Krakena, w/w motyw z Batman Begins, ale też muzykę z Chappie czy motyw przewodni Pearl Harbor - film przeraźliwie gówniany, ale muzyka Zimmerowi się udała.
      Oczywiście wszystko to kwestia podejścia, co już uzgodniliśmy w którymś z wcześniejszych postów

      LINK
      • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

        Kaerobani 2015-04-07 23:25:26

        Kaerobani

        avek

        Rejestracja: 2015-04-04

        Ostatnia wizyta: 2016-07-04

        Skąd:

        To zależy o jakich partiach piszesz. Zimmer odpowiada za partytury akcji, Howard za bardziej dramatyczne momenty.

        Ja bym dorzucił cokolwiek z Króla Lwa, bo bardzo fajne, ale ta melodyjka na flecie to podobno zerżnięta z Morricone, bo Zimmer jest fanem.

        LINK
    • Re: Hans Zimmer i upadek muzyki filmowej

      Morgred 2016-04-27 13:13:42

      Morgred

      avek

      Rejestracja: 2016-04-08

      Ostatnia wizyta: 2016-04-29

      Skąd:

      z tego co wiem to do piratów 1 muzyke komponował klaus badelt wiec zimmer zwyczajnie sobie przypisuje jego dzieła i w kolejnych częsciach tworzy wariacje na nich

      poza tym - 3 częśc już samodzielnie pisana przez zimmera jak słucham kawałki to nie jestem w stanie odróżnić czy to piraci czy król artur

      LINK
  • .

    Bazy 2015-04-05 23:38:20

    Bazy

    avek

    Rejestracja: 2007-06-11

    Ostatnia wizyta: 2024-11-19

    Skąd: Expanded Universe

    Czyli nie mogą mi się podobać jego soundtracki? Zabraniasz mi? #fucklogic

    LINK
    • Re: .

      Strid 2015-04-05 23:53:30

      Strid

      avek

      Rejestracja: 2003-06-28

      Ostatnia wizyta: 2024-11-13

      Skąd: Poznań

      A czy autor tego tematu w jakiś sposób "zabrania" komuś czegokolwiek? #fucklogic

      LINK
    • Re: .

      Kaerobani 2015-04-06 10:37:05

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Chyba #fuckyourfeelings jak już. Logika przemawia przeciwko Zimmerowi.

      LINK
    • Re: .

      Matek 2015-04-06 11:47:57

      Matek

      avek

      Rejestracja: 2004-10-04

      Ostatnia wizyta: 2018-06-22

      Skąd: Skierniewice

      Bazy napisał:
      Czyli nie mogą mi się podobać jego soundtracki? Zabraniasz mi? #fucklogic
      -----------------------

      Kocham, gdy ludzie uważają że jeżeli ktoś ma swoje zdanie (i jest ono negatywne, bądź po prostu pozbawione entuzjazmu) to automatycznie jest on "hejterem" albo atakuje/zabrania.

      LINK
      • Re: .

        Bazy 2015-04-06 13:40:18

        Bazy

        avek

        Rejestracja: 2007-06-11

        Ostatnia wizyta: 2024-11-19

        Skąd: Expanded Universe

        Nie no mam wrażenie, że wydźwięk artykułu jest taki:
        Zimmer jest zły, bo MOIM ZDANIEM on niszczy muzykę filmową, a każdy kto go słucha to zaślepiony mainstreamowiec (no, trochę przegiąłem)

        Co zatem możesz powiedzieć o Williamsie, którego wszystkie soundtracki, no może oprócz Wyznań Gejszy, są niemalże identyczne? Też rujnuje muzykę filmową?

        Imho temat - prowokacja.

        LINK
        • Re: .

          Kaerobani 2015-04-06 14:40:28

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          Niemalże identyczne? A słuchałeś jakiegokolwiek w całości? Nawet jeśli jednak są identyczne, to są znakomite i skomponowane z wielkim kunsztem artystycznym i niezwykłą inwencją (polecam się przysłuchać temu jak często muzyka w świetny sposób wchodzi w interakcję z obrazem).

          Zabawne, że wspominasz Gejszę, bo to jest bardzo jednostajny soundtrack (choć bardzo dobry), opierający się w większości na motywie głównym i jego wariacjach.

          Niespecjalnie mi się podobają współczesne prace Williamsa bo są zbyt ckliwe i sentymentalne, a czasami nawet irytujące ("Lincoln" ma wkurzające elementy), choć "Tin Tin" jest bardzo dobrym soundtrackiem przygodowym skomponowanym z werwą jak za starych dobrych czasów.

          To Hans zrujnował muzykę filmową, bo jego firma-fabryka zdominowała Hollywood i praktycznie wszyscy robią muzykę na tę modłę, co jest gwarantem bylejakości.

          A kiedyś nawet takie badziewia jak Dredd z 1995 (ja akurat ten film lubię) czy Terminal Velocity miały oprawę muzyczną godną prawdziwych hitów.

          LINK
  • Zimmeriada

    Kaerobani 2015-04-06 10:48:05

    Kaerobani

    avek

    Rejestracja: 2015-04-04

    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

    Skąd:

    Nie zabraniam nikomu lubić Zimmera, tylko weźmy pod uwagę to, że nie jest żadną wybitną osobistością i w ogóle nie spełnia przesłanek by takowym kompozytorem być.

    To tak jak nazywać Larsa Ulricha najlepszym perkusistą metalowym, choć każdy wie, że on nie umie grać[spoiler]. Inna sprawa, że Lars urzekł mnie swoją skromnością, jak to mówią - "szacun".

    LINK
  • jedno pytanko

    Hardrada 2015-04-06 14:09:57

    Hardrada

    avek

    Rejestracja: 2011-01-01

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd:

    czy Ty jesteś autorem tego tekstu?

    LINK
  • Bzdury

    Keran 2015-04-06 14:14:22

    Keran

    avek

    Rejestracja: 2011-10-31

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Lublin

    Jeżeli nie potrafisz zanucić muzyki Zimmera to raczej Ty masz problem bo wystarczy mi kawałek soundtracka z filmu, który oglądałem, a już wiem o co chodzi, dla mnie obok Williamsa, Hans to geniusz. Nie przeczytałem całego Twojego tekstu, bo jakoś mało mnie obchodzą inni nieznani kompozytorzy. Dla mnie muzyka filmowa nie zawsze musi być dobra tylko wtedy gdy mogę ją zanucić. Liczą się emocje podczas oglądania w kinie/domu. Wolf Sazen podał wiele świetnych przykładów, np. z "Incepcji" muzyki nie pamiętam o tak, ale kiedy już ją usłyszę to ogarniam jaki film i ponadto bardzo mi się podoba. Tak samo muzyka z Gladiatora, świetna. A nawet jeżeli Ci się nie podoba, to spoko, tylko nie mów, że przez to, że nie potrafisz sobie jej przypomnieć No i też dziwi mnie jak możesz mieć problemy z Piratami lub Batmanem, gdzie wystarczy raz posłuchać i już się pamięta. Bo to bardzo łatwo wpadające w ucho kawałki.

    LINK
    • Re: Bzdury

      SroQ 2015-04-06 14:29:33

      SroQ

      avek

      Rejestracja: 2008-09-16

      Ostatnia wizyta: 2019-12-01

      Skąd: Sopot

      A ja od siebie dodam, że mimo hejtowania przeze mnie ekranizacji książek Dana Browna (które widziałem tylko dwukrotnie) do dzisiaj potrafię zanucić kilka kawałków Zimmera, które wykorzystano w soundtracku, ze świetnym Chevalier de Sangreal na czele.

      LINK
    • Re: Bzdury

      Kaerobani 2015-04-06 14:32:17

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Potrafiłbym (przynajmniej kiedyś) zanucić ci cały soundtrack z Return of the Jedi lub Empire Strikes Back czy innego Shadows of the Empire, a to znacznie bardziej złożone kompozycje.

      Nie może być obok Williamsa ktoś, kto:
      - Nie posiada umiejętności kompozycyjnych i nie potrafi napisać czegoś bardziej złożonego niż 4-5 dźwięków.
      - Opiera się na pracy ghostwriterów, samplach i zrzynaniem fragmentów od innych (Król Lew i Ennio Moricone, Gladiator i Holst, Incepcja i Edith Piaf - lol - itp. itd.).

      To jest fabryka jednostajnej muzyki.

      LINK
  • też mam pytanie ;)

    Kathi Langley 2015-04-06 15:08:10

    Kathi Langley

    avek

    Rejestracja: 2003-12-28

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Poznań

    bo zamierzam wystosować dużo dłuższą odpowiedź jak już zbiorę się z czasem - natomiast ciekawi mnie, czy kol. Kaerobani ma wykształcenie muzyczne? Czy to jest po prostu samoistna pasja?

    LINK
  • ...

    Apophis_ 2015-04-06 16:19:07

    Apophis_

    avek

    Rejestracja: 2005-12-25

    Ostatnia wizyta: 2021-04-26

    Skąd: Łódź

    Moim zdaniem to kwestia gustu, a stwierdzenie, że twórczość jakiegoś kompozytora oznacza upadek muzyki filmowej to gruba przesada niezależnie od rzuconego nazwiska.

    Na początku przyznam też, że połączenie rocka, elektroniki oraz muzyki filmowej to mój ulubiony miks gatunkowy, który najlepiej wyrażony jest w twórczości mojego ukochanego projektu muzycznego, M83 (polecam np. "Outro", "Soon, My Friend" oraz "Lower Your Eyelids to Die with the Sun", jego nie-filmowe albumy są bardziej filmowe niż soundtracki), przy czym nie wrzucałbym do tego worka Zimmera. Za mało tam w sumie rocka, z elektroniką też bym nie przesadzał, ale ściany dźwięku są akurat w porządku i oby tego jak najwięcej.

    Czy Zimmer to muzyka chowająca się w tle, której się nie pamięta? Ja się osobiście nie zgadzam, bo Zimmer to jeden z niewielu współczesnych kompozytorów, którego muzykę pamiętam po wyjściu z kina, mając przy tym ochotę aby jej posłuchać "na sucho". Jasne, większość utworów z soundtracka przelatuje mi potem strasznie szybko, nie pozostawiając wiele w pamięci, ale zawsze jeden czy dwa kawałki potrafią wywołać we mnie dużo emocji i zachęcić do zapętlenia (np. "Time" z Incepcji czy "No Time For Caution" z Interstellar). A inni kompozytorzy? Ostatni motyw Williamsa jaki pamiętam to ten z Harry`ego Pottera, później wszystko inne było płaskie i nudne. Kolejni twórcy, którzy przejęli po nim pałeczkę w HP (w tym niestety kompozytor nadchodzącego Rogue One), nie potrafili stworzyć nic zapadającego w pamięć czy wywołującego jakichś specjalnych emocji. Clint Mansell jest świetny, ale eksperymentuje z gatunkami jeszcze bardziej niż Zimmer, więc go pewnie nie lubisz. Michael Giacchino skomponował kilka świetnych utworów do Up! oraz LOST, ale jego soundtracki do Star Treka są już płaskie i nudne. Muzyka Howarda Shore`a do Władzy Pierścieni to absolutne arcydzieła, ale Hobbit jest już żenująco słaby. Max Richter ma za to przebłyski geniuszu, jego muzyka do Perfect Sense wylewa ze mnie tony łez przy każdym słuchaniu. I emocje, właśnie, to chyba najważniejsze czego szukam w filmach - komedia ma bawić, dramat wzruszać, a fantastyka inspirować i mieszać dwa wymienione wcześniej stany. Zimmer w moim przypadku te emocje potęguje, więc się z Tobą nie zgadzam

    Przyznam przy tym, że części wymienionych przez Ciebie soundtracków i kompozytorów nie znam. Do tego dokumentu o bombach nuklearnych znalazłem na YT jedynie utwór "Castle Bravo", który jest dobry, ale drugi raz pewnie nie miałbym ochoty posłuchać. Po raz kolejny: kwestia gustu.

    LINK
  • widzę

    Lord Bart 2015-04-06 16:38:18

    Lord Bart

    avek

    Rejestracja: 2004-01-20

    Ostatnia wizyta: 2021-09-13

    Skąd: Warszawa

    temat się rozwija, zaskakująco jak dla mnie, w ogóle pełen jest niesamowitości i dziwów...

    Z góry powiem, że przeczytałem tylko post-temat, a to i tak z trudem. Nie, że długi - po prostu tam się nic nie klei, zaczynając o połączenia Zimmera z upadkiem (jak rozumiem) całej muzyki filmowej, a kończąc na nuconych pod nosem hitach z Pottera czy Lotra.
    To takie zabawne też, bo ja akurat posiadam soundtracki z całej trylogii Pierścienia, ale jakoś nie umiem zanucić... ale o gustach się nie dyskutuje, zabawnie podobno o ich braku


    Wracając do dziwności - Kaerobani zarejestrował się przed 2 dniami i... bazując na avku - nie zaczął od wypełniania Toplist. Fuck me - mocne.

    Po owych 2 dniach odważył się na tekst w dziale dość zapomnianym
    (ostatni temat powyżej 10 postów to Muzyka Klasyczna ze stycznia 2014
    A
    ostatni temat o SW to Grunwald i SW z lipca 2010)
    tekst... jak już wspomniałem, który kupy się nie trzyma i za bardzo nie wiem o co tam chodzi, poza wyczuwalnym pociskiem po nielubianym kompozytorze.

    Nie chce mi się też czepiać różnych pierdółek, w tym logicznych z tym Królem Lwem, że to raz można zapamiętać, za innym nie, raz że robił sam, raz że mu napisali i tylko dorzucił nazwisko...


    Wygląda mi to na jakiś manifest, przez moment szukałem czy aby Zimmer nie robi muzyki do EVII... tak czy siak poczułem się jak Bazy trochę, nie wiem co jest grane (co fajnie brzmi w tym temacie, gdzie wszyscy [tak jak ja] mają I stopień umuzykalnienia), ale oby tak dalej.

    Znaczy nowy user - dużo tekstu. Czyżby EVII zapowiadał taki narybek? Alleluja!


    LINK
  • Trochę się zgodzę

    Krogulec 2015-04-06 17:48:39

    Krogulec

    avek

    Rejestracja: 2003-01-05

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd: Szczecin

    Trochę się zgodzę, a trochę nie.

    Uważam, że Zimmer sam w sobie nie jest źródłem wszelkiego zła, zwiastunek upadku itd... Jest to przeciętny kompozytor, bardzo nierówny. Są w jego dorobku dobre i pasujące soundtracki (Gladiator, Batman, Ostatni Samuraj), czasem zawyżające nawet poziom samego filmu, ale ma też w swoim dorobku mnóstwo tandety, która ostatnimi czasy się mnoży. Nie uważam jednak innych kompozytorów z czołówki za jakoś szczególnie od niego lepszych, Williams też ma na swoim koncie sporo tandety i nudziarskich kawałków, tak jak i większość innych współczesnych kompozytorów, którym do Nino Roty, Komedy, Kilara czy innych wybitnych bardzo dużo brakuje. Dodam też, że w odróżnieniu od większości zjadaczy popcornu oglądam też olbrzymie ilości kina artystycznego, czy offowego i ambitnego i tam znaleźć można wielu doskonałych kompozytorów, którzy zwyczajnie do mainstreamu nie wchodzą, jest też jednak kilku dobrych kompozytorów, którym powoli się to udaje (patrz; Santaolalla, czy Alberto Iglesias).

    Jeśli jednak zgodziłbym się z krytyką Zimmera to z innego powodu. Otóż Zimmer jest potwornie zmanierowany. Każdy jego soundtrack to taki typowy egzaltowany, napuszony pseudoepicki twór, który z założenia ma nas torpedować `wielkością`. Wszystkie jego kawałki powstają na taką modłę właśnie, zawsze te same bębny, te same "epickie" w zamyśle zagrania itd... Niestety za Zimmerem poszła cała moda nagrywania takich soundtracków, które zgodnie z amerykańską mitomanią mają właśnie zawsze `wbijać w fotel`. Zamiast subtelnej, spokojniejszej, bardziej melodyjnej muzyki mamy więc mnóstwo zwyczajnej chały, która wali po uszach hałasem i ginie w tłumie, bo każdy utwór zaczyna przypominać tysiąc podobnych. Tu rzeczywiście można szukać winy Zimmera, który jest jednym z głównych propagatorów tego typu nadętego śmiecia...

    Natomiast upadek w muzyce filmowej wiązałbym raczej z upadkiem muzyki w ogóle. W Polsce mamy renesans disco polo, popowy śmieć, jakichś sepleniących kamilów bednarków i cleo i donatana, czy inną miazgę, a na Zachodzie mamy korporacyjne tłuczenie masówki, która leci na MTV i w zasadzie jest nierozróżnialna. Minaj, Rihanna, Beyonce, całe praktycznie disco... wszystko na jedno kopyto. Nie da się tam odróżnić jednego utworu od drugiego... Ale to właśnie się sprzedaje, bo to proste, niewymagające wykształcenia i trafiające w ucho osoby, która na muzyce się nie zna i jej nie słucha, a jedynie używa muzyki jako tła do różnych - najczęściej prostych - aktywności. Wszyscy, którzy na pytanie "Jakiej muzyki słuchasz?" odpowiadają "Z radia" to właśnie domyślni konsumenci tej papki i na razie na jakąś rewolucję w poziomie muzycznym się nie zanosi, choć dostrzegam trochę nadziei np. w rockowych i znośnych kawałkach, jakie ostatnio potrafią się przebić do szerszej publiczności (James Bay np.).

    LINK
  • .....

    Mistrz Jedi Radek 2015-04-06 18:18:48

    Mistrz Jedi Radek

    avek

    Rejestracja: 2008-01-26

    Ostatnia wizyta: 2016-11-16

    Skąd: Wa-Wa

    Na temacie muzyki znam się jak panda na jeździectwie klasycznym, ale pojawiające się zarzuty o trollowaniu są absurdalne. Autor wyraźnie włożył dużo wysiłku w swój felieton. Nie sprawia on czegoś napisanego dla beki, ale raczej rzeczywistą próbę przedstawienia swoich poglądów.

    LINK
  • Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

    Kathi Langley 2015-04-06 22:15:15

    Kathi Langley

    avek

    Rejestracja: 2003-12-28

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Poznań

    O ile pierwszy post miał charakter faktycznie dosyć analityczny (zakładam zatem, że krążysz po różnych forach http://forum.cdaction.pl/index.php?autocom=blog&blogid=4573&showentry=46690 konfrontując swoje zdanie z kolejnymi grupami odbiorców ), o tyle dalsze wypowiedzi już pokazują sporą determinację, by Zimmerowi odmówić jak najwięcej ;P Tymczasem, patrząc na rzecz bez takich emocji...
    Zastanawiając się nad zagadnieniem (nie powiem, są pewne uwagi, do których się przychylam) przejrzałam sobie wczoraj listę kompozytorów mi znanych (czyli jakaś krzyżówka między tym, co znane ogólnie a tym, co znane mi konkretnie - jako podpórka posłużyła baza filmwebu i http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_film_score_composers) iiii... prawdę mówiąc, ciężko mi wskazać jakiegoś kompozytora muzyki filmowej, którego twórczość można by było jednoznacznie zachwalić i postawić za wzór. Sami popatrzmy -

    John Powell
    M83
    Hans Zimmer
    John Williams
    Danny Elfman
    Howard Shore
    Clint Mansell
    James Horner
    Thomas Newman
    Vangelis
    James Newton Howard
    Angelo Badalamenti
    Alan Silvestri
    Jerry Goldsmith
    Steve Jablonsky
    Joe Hisaishi
    Nino Rota
    Henry Mancini
    Klaus Badelt
    Trent Reznor
    Lisa Gerrard
    Ramin Djawadi
    Philip Glass
    Ennio Morricone
    John Barry
    Eric Serra
    Michael Giacchino
    Michael Nyman
    Maurice Jarre
    Wim Mertens
    Michael Kamen
    Andrew Lloyd Webber
    Peter Gabriel
    Henry Mancini
    Cliff Martinez
    Craig Armstrong
    John Murphy
    Mychael Danna
    Graeme Revell
    Brian Eno
    Toto
    Goran Bregović
    Carter Burwell
    Paul Leonard-Morgan
    Daft Punk

    Do listy powinnam dopisać Komedę, ale po krótkim romansie z jazzem w liceum straciłam zainteresowanie tym rodzajem muzyki aż do teraz, a samego Komedy nie zdarzyło mi się słuchać nigdy. Nie zapowiada się na rychły powrót do gatunku więc uznajmy to za honourable mention.

    Ha, wiadomo, niektórzy z wyżej wymienionych mają na koncie niewiele filmów, inni są raczej współpracujący (Lisa Gerrard to pracująca z Peterem Bourke, to z Zimmerem, a wyszczególniłam ją osobno), to są znów producentami (jak ów nieszczęsny Zimmer)... jest to spis dosyć umowny, ale myślę, że roboczo na początek wystarczy, bo dalej będę starała się analizować poszczególne casusy.

    Ale pierwsza zabawna rzecz, która przyszła mi do głowy po wyszczególnieniu tych nazwisk, to - najbardziej cenię pracę tych, którzy są muzykami przeżywającymi romans z X muzą. Genialne (ha! w mojej ocenie ) ścieżki dźwiękowe to te Gabriela (fenomenalne Ostatnie Kuszenie Chrystusa), Reznora (Gone Girl), Eno (współpracujący z Toto przy Diunie Lyncha), Vangelisa (Blade Runner), Gerrard (otwarcie The Insider) czy Glasssa (Koyaanisqatsi). Dodatkowo, muzyka filmowa dla mnie zyskuje kiedy nie jest podległa filmowi do którego została wyprodukowana, ale potrafi się obronić sama - coś, czego żaden ze znanych mi utworów Williamsa nie ma. Zawsze odbieram je jako dźwiękową `kopię` filmu (w dodatku bardzo często podobną do siebie; na niemal sto pięćdziesiąt ścieżek dźwiękowych - w tym do znanych filmów - ile z nich się wylicza zachwalając jego twórczość?). Jasne, super, że stworzył szereg niezapomnianych dżingli, które kojarzą nam się z kultowymi obecnie filmami (tylko, nie przypisujmy im tego kultowego statusu tylko ze względu na muzykę...), jednak nie zdają dla mnie egzaminu jako twory samoistne, dające mi przestrzeń do własnej interpretacji.
    I moi faworyci muzyczni również nie szczycą się jakimś szczególnym wykształceniem, i są `skalani` brakiem szerszej edukacji muzycznej.

    Nie mogę też go krytykować za eksperymenty muzyczne, miksy dźwiękowe rocka z symfonią. Jasne, nierzadko wychodzą z tego kawałki pretensjonalne, ale zdarzają się również utwory wartościowe, które z kolei cenię sobie bardzo, zdecydowanie bardziej niż na przykład mdławe produkcje Shore`a (a też mam całą ścieżkę dźwiękową z `Władcy...`, tyle.... że prędko jej nie ruszę, bo jest tak eksploatowana, że zwyczajnie mi zbrzydła. Zdarza się.) Repetetywne i kakofoniczne dźwięki są takim samym środkiem wyrazu jak harmonie dźwiękowe, i nie każdemu muszą pasować; Philip Glass znany jest właśnie z celowania z powtarzających się, subtelnie modyfikowanych pasaży, a mimo to jest cenionym artystą. Oczywiście, jest jeszcze kwestia smaku - fakt, Zimmer nie celuje w minimalistycznych tonach, ale cóż, i produkcje, które reklamują się jego nazwiskiem to nie kino niszowe ani artystyczne. Jest taką samą marką jak inne, i na podobnej zasadzie działa. W czym tu jego wina? W tym, że trafia w gust publiki? Biorą go, bo dostosowuje się do potrzeb filmu, bo podkreśla przewidzianą wizję; że twórcy filmu mają ją taką, a nie inną, to inna kwestia.
    Manii patosu i walenia muzyką po twarzy na odlew prędzej dopatrywałabym się w kolejnych iteracjach mansellowskiego `Requiem for a dream` i eksploatacji muzyki przez ekipy takie jak Two Steps From Hell. Równie ważna jest wideoklipowa maniera, która przesiąka do kinematografii; przyzwyczajamy się do szybkiego tempa i silnych bodźców, pierwotnie dzięki MTV, ale teraz zdecydowanie bardziej dzięki internetowi, a zwłaszcza reklamom, Youtube`owi (jako świetnej platformie do serwowania krótkich form), serwisom społecznościowym, dynamicznym grom, które rozbijają naszą uwagę i sprawiają, że trudniej nam ją utrzymać na jednym zjawisku, przez co nadawcy coraz bardziej intensyfikują bodźce, wpadając często właśnie w takie patetyczne manieryzmy.
    Tymczasem te czynniki nie zostały nawet wspomniane w tej dyskusji.

    Druga kwestia - `producenctwo`, uczniowie, etc. Bawi mnie trochę ten zarzut, bo w historii wielu cenionych artystów działało podobnie, firmując swoim nazwiskiem wychodzące jak z fabryki (choćby Rubens który miał cały wielki warsztat a sam domalowywał tylko twarze...) utwory. Jest popyt, starają się podołać podaży. Przemiał uczniów? Wychodzą z dobrym CV. Dodatkowo... w 2011 Alexandre Desplat (tegoroczny Oscar za muzykę przy dwóch nominacjach) nagrał 9, w 2003 i 2012 - po 11 ścieżek dźwiękowych na rok - dla mnie to rzecz nie do ogarnięcia dla jednej osoby, a mimo to mówimy o nim jako o pojedynczym artyście (jeśli ktoś może mi wyjaśnić tajemnicę takiej wydajności to z chęcią się dowiem, bo mnie to niezwykle intryguje). Czy zatem zarzut powinien iść o sam proceder, czy raczej krytyka jednego twórcy (nie posuwam się do słowa `artysta`) kiedy proceder wygląda na szeroko zakrojony, to jednak lekka niesprawiedliwość? A może po prostu Zimmer jest tym złym bo mu się udało, trzyma się szczytu, i jest wszędzie?

    Trzecia - i chwilowo ostatnia kwestia, bo trochę już przestaję panować nad tym potwornym postem - przytaczane przez ciebie `dobre` przykłady to rzeczy dla mnie klasyczno-nudne, w żaden sposób nie zapadające w mojej pamięci, nie pobudzające emocji. Czym się różni twoja pamięć od mojej? W sensie wartościującym rzecz jasna? Niczym. Jesteśmy po prostu dwójką konsumentów muzycznych o różnym guście i różnej wrażliwości. Wolisz klasyczne, tradycyjne rozwiązania muzyczne, ja bardziej ambientowo-awangardowe (też, bez przesady, nie twierdzę że to jakieś muzyczne arcydzieła, akcentuję tylko rozdźwięk między naszymi upodobaniami). Nie bez przyczyny pytałam się o twoje wykształcenie muzyczne - bo pierwszy twój post emanuje wręcz akademickim podejściem. Skoro to tylko pasja, to cóż.
    Gdzieś wczoraj obiło mi się zdanie, że Zimmer to taki sam oszust jak Picasso, co mnie niebotycznie wręcz rozbawiło. Skoro miałabym szukać odpowiednika w sztukach plastycznych, to nazwałabym go raczej Damienem Hirstem muzyki. Co nie jest ani komplementem, ani obelgą.

    Jeszcze jedna adnotacja - nie znam się zbytnio na muzyce z gier (w sensie - znam trochę przykładów, ale to jest niewiele w skali całości przemysłu), która jest podobna w charakterze; podsłuchuję sobie Borderlandsów, jakiś czas temu katowałam Deus Ex, Mass Effecta wybrane utwory, i uwielbiam soundtrack z The Burning Crusade`a plus to i owo ze Starcrafta (bo Blizzard też pojawia się w dyskusjach). Ten wątek zatem zostawiam innym.

    LINK
    • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

      Kaerobani 2015-04-07 00:45:15

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Jak rany, próbuję to przeczytać, ale mi się nie chce.

      LINK
      • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

        Kathi Langley 2015-04-07 00:48:31

        Kathi Langley

        avek

        Rejestracja: 2003-12-28

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Poznań

        mi się nie chciało twojego posta, a patrz, jakoś dałam radę

        LINK
      • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

        Strid 2015-04-07 00:48:35

        Strid

        avek

        Rejestracja: 2003-06-28

        Ostatnia wizyta: 2024-11-13

        Skąd: Poznań

        Tak patrzę na pierwszego posta a potem na to co odstawiasz niżej i oczom nie wierzę.

        LINK
        • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

          Kaerobani 2015-04-07 01:00:54

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          Żarcik taki, próbuję rozluźnić napiętą atmosferę. Inna sprawa, że powyższy post (ten długi, znaczy się) chyba za bardzo powędrował w strony... inne i muszę mieć trochę czasu, by to przetrawić. Sorry, nie mam szeregu ghostwriterów, którzy to za mnie ogarną.

          LINK
          • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

            Matek 2015-04-08 02:00:48

            Matek

            avek

            Rejestracja: 2004-10-04

            Ostatnia wizyta: 2018-06-22

            Skąd: Skierniewice

            Kaerobani napisał:
            Żarcik taki, próbuję rozluźnić napiętą atmosferę. Inna sprawa, że powyższy post (ten długi, znaczy się) chyba za bardzo powędrował w strony... inne i muszę mieć trochę czasu, by to przetrawić. Sorry, nie mam szeregu ghostwriterów, którzy to za mnie ogarną.
            -----------------------

            Jeżeli to był troll, to jeden z oryginalniejszych w historii tego forum

            LINK
    • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

      Krogulec 2015-04-07 00:54:21

      Krogulec

      avek

      Rejestracja: 2003-01-05

      Ostatnia wizyta: 2024-11-20

      Skąd: Szczecin

      Ojojojojoj... widać potworne braki w wiedzy o polskim kinie... Cudze chwalicie, swego nie znacie... dramat

      LINK
      • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

        Kathi Langley 2015-04-07 01:01:54

        Kathi Langley

        avek

        Rejestracja: 2003-12-28

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Poznań

        na szczęście młoda jestem i wiele jeszcze przede mną, nadrabianie polskiej kinematografii również. Choć nie wiem, po czym wnosisz takie zaległości. Bo nie znam biegle Komedy? Czy dlatego, że nie wymieniam innych polskich kompozytorów, bo dyskutuję twórców o globalnym zasięgu?

        LINK
        • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

          Krogulec 2015-04-08 00:41:57

          Krogulec

          avek

          Rejestracja: 2003-01-05

          Ostatnia wizyta: 2024-11-20

          Skąd: Szczecin

          Kurylewicz, Kilar, Urbaniak, Dębski, Kuźniak, Lorenc, Matuszkiewicz, Kaczmarek, Komeda, Penderecki... mamy naprawdę jedną z najlepszych tradycji muzyki filmowej w Europie i na świecie. Nie wszyscy są moimi ulubieńcami, ale żeby aż tak pominąć wszystkich to po prostu zbrodnia

          Globalny zasięg to raczej słaba wymówka. Stare polskie kino (a nawet nowe, choćby genialny "Pianista", czy słabawa "Ida") jest szeroko znane na świecie. Wystarczy wspomnieć, że np. Scorsese opłacił renowację polskiego, wspaniałego "Rękopisu znalezionego w Saragossie", który jest doskonale znany na świecie. Również kino Wajdy, w tym "Ziemia Obiecana", czy "Pociąg" i "Faraon" Kawalerowicza i wiele innych to doskonale znane w świecie filmy, które są obowiązkowe w każdej szkole filmowej na Ziemi.

          Rozumiem, że najgłośniej jest o hollywoodzkich produkcjach i ekranizacjach komiksów, ale jeśli ktokolwiek chce być znawcą kina to przynajmniej minimum polskiej kinematografii jest obowiązkowe. A muzykę filmową mamy naprawdę bardzo dobrą. Jeden prosty utwór Komedy z "Niewinnych Czarodziejów", czy Urbaniaka z "Pożegnania Jesieni" jest wart tyle co tuzin współczesnych soundtracków

          LINK
          • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

            Kathi Langley 2015-04-08 01:01:49

            Kathi Langley

            avek

            Rejestracja: 2003-12-28

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Poznań

            Na koncertach Pendereckiego byłam dwa razy, Kilara płyty leżą przy wieży, Taniec Eleny znam na pamięć, nie martw się, nie jest tak źle z moją znajomością polskich kompozytorów, a że tobie się nie podoba, że pominęłam ich ze względu na zasięg - bo nie o `byciu znawcą kina` jest ten temat, to cóż - nic na to nie poradzę :] ale cieszę się, że moja rzekoma ignorancja daje ci taki powód do satysfakcji :] Służę

            LINK
            • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

              Krogulec 2015-04-09 21:46:15

              Krogulec

              avek

              Rejestracja: 2003-01-05

              Ostatnia wizyta: 2024-11-20

              Skąd: Szczecin

              To tym bardziej nie rozumiem czemu nie wymieniasz polskich kompozytorów

              Nigdy czyjakolwiek ignorancja nie sprawia mi satysfakcji, jest raczej powodem do smutku.

              LINK
              • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

                Kathi Langley 2015-04-09 22:56:07

                Kathi Langley

                avek

                Rejestracja: 2003-12-28

                Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                Skąd: Poznań

                napisałam ci wyraźnie wyżej, że mówię o wykonawcach popularnych w skali światowej. Że nie przyjmujesz do wiadomości że świat nie jest polonocentryczny i ani o Pendereckim ani o Komedzie, ani o Kilarze masy nie słyszały (tyle co o Kaczmarku bo dostał Oscara za muzykę do Marzyciela, więc chwilę był na tapecie), to już nie jest mój problem

                LINK
                • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

                  Kaerobani 2015-04-09 23:23:00

                  Kaerobani

                  avek

                  Rejestracja: 2015-04-04

                  Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                  Skąd:

                  Być może Kilar był szerzej znany zagranicą niż w Polsce, u nas został doceniony i zauważony przez ogół chyba dopiero po jego śmierci.

                  LINK
                • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

                  Krogulec 2015-04-09 23:51:08

                  Krogulec

                  avek

                  Rejestracja: 2003-01-05

                  Ostatnia wizyta: 2024-11-20

                  Skąd: Szczecin

                  Chyba nie pamiętasz co napisałaś towarzyszko:

                  "przejrzałam sobie wczoraj listę kompozytorów mi znanych [...] czyli jakaś krzyżówka między tym, co znane ogólnie a tym, co znane mi konkretnie"

                  Najpierw piszesz, że wstawiasz listę będącą krzyżówką pomiędzy tym, co znasz, a co jest powszechnie znane, a potem usprawiedliwiasz się, że to tylko lista "wykonawców popularnych w skali światowej". Podpowiem, że na liście filmwebu w top 100 kompozytorów muzyki filmowej jest 9 Polaków... u Ciebie: 0.

                  Także decyzje, decyzje Albo wstawiłaś listę kompozytorów z najbardziej znanych amerykańskich masówek, albo z tego co znane tobie i liście na filmwebie No chyba, że jednak nie znałaś żadnych polskich kompozytorów muzyki filmowej poza Komedą, którym wzgardziłaś, bo jazz

                  LINK
                  • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

                    Kathi Langley 2015-04-10 00:35:05

                    Kathi Langley

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Poznań

                    Tak, celowo zignorowałam polskich kompozytorów, ponieważ Filmweb jest stroną polską - a więc pryzmat jest polskocentryczny (jak nieszczęsny polonez Kilara z Pana Tadeusza'). Przeglądałam pod kątem tych właśnie `amerykańskich masówek`, list przebojów, etc. Co w tym takiego skomplikowanego, że doszukujesz się drugiego dna?
                    I z łaski swojej nie dopisuj sobie że `wzgardziłam Komedą`; to że nie znajduje się w centrum mojego zainteresowania, nie znaczy że nie jestem świadoma jego wartości dla kultury.

                    Skończyłeś już? Czy jeszcze musisz coś sobie udowodnić? Dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, choć pewnie nie oprzesz się pokusie, by mieć ostatnie słowo w dyskusji Ja ze swojej strony wyczerpałam wątek.

                    LINK
                  • Re: Ze sztuką sprawa nigdy nie jest prosta.

                    Krogulec 2015-04-10 23:49:29

                    Krogulec

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-05

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

                    Skąd: Szczecin

                    Ja skończyłem już powyżej, wykazałem Ci, że się plączesz w zeznaniach i tyle

                    LINK
    • dobra, żeby nie było

      Kaerobani 2015-04-07 00:59:15

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Nie uwzględniłem różnych rzeczy jak loudness wars, nazbyt gadatliwy Zimmer czy ADHD odbiorców, bo kogo to tak naprawdę obchodzi.

      Mamoru Samuragochi z "japońskiego Beethovena" zmienił się w pogardzanego śmiecia jak wyszły na jaw jego machlojki (nie dość, że wcale nie jest głuchy to jeszcze za grosz nie umie komponować). Nie, że z Zimmerem jest tak tragicznie, ale pozostawiam to do rozważenia.

      [cytat]Wolisz klasyczne, tradycyjne rozwiązania muzyczne, ja bardziej ambientowo-awangardowe[/quote]

      Jeżeli ktoś komponuje muzykę symfoniczną, to niech skomponuje ją jak Bóg przykazał.
      Jeśli ktoś komponuje muzykę elektroniczną to niech to będzie ciekawe.
      Jeśli ktoś pisze rocka to niech to będzie "full serwis" z świetnie napisanymi riffami i partią perkusji, a nie perka 4/4, chugga-chug i równie nudne partie "orkiestry" składające się z kilku dźwięków na krzyż bez jakiejkolwiek melodii, by zamaskować biedotę kompozycji i tego, że ten utwór nie ma nic do zaoferowania.

      Dlatego chciałem, żeby robili to ludzie utalentowani, rozumiejący tę muzykę, a nie masowy fabrykant od wszystkiego, szczególnie, że żadne to eksperymenty. Sorry, Mr Bungle to nie jest.

      Wśród ambientu pewnie też jest masa ciekawych wykonawców, którym Zimmer może buty czyścić. Np. znakomity Eric Brosius.

      A Clint Mansell to dla mnie taka sama kategoria jak Zimmer, "Requiem For A Dream" to chyba najbardziej patetyczny i rozpaczliwie żebrzący o nasze emocje utwór w muzyce filmowej. Fffuuuuuj.

      LINK
      • Re: dobra, żeby nie było

        Kathi Langley 2015-04-07 01:47:28

        Kathi Langley

        avek

        Rejestracja: 2003-12-28

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Poznań

        Kaerobani napisał:
        Nie uwzględniłem różnych rzeczy jak loudness wars, nazbyt gadatliwy Zimmer czy ADHD odbiorców, bo kogo to tak naprawdę obchodzi.

        Mnie, na przykład, czyli twojego dyskutanta (a do dyskusji w pierwszym poście zachęcałeś). Dlatego że żadne zjawisko w kulturze nie jest samoistnym wydarzeniem i wynika ze splotu wielu wydarzeń oraz wpływów. Dlatego, że każde ze zjawisk kulturowych ma swoją przyczynę, więc zamiast demonizować Zimmera, należałoby się zastanowić, jakie są przyczyny takiego, a nie innego stanu rzeczy. A omawiając danego twórcę zawsze trzeba brać pod uwagę kontekst otoczenia, które go wypączkowało. Tylko w ten sposób można rzetelnie dyskutować o zjawiskach.

        Mamoru Samuragochi z "japońskiego Beethovena" zmienił się w pogardzanego śmiecia jak wyszły na jaw jego machlojki (nie dość, że wcale nie jest głuchy to jeszcze za grosz nie umie komponować). Nie, że z Zimmerem jest tak tragicznie, ale pozostawiam to do rozważenia.

        Ale... co to ma do podstawowego wątku dyskusji? Abstrahując od faktu, że nie naszą rzeczą jest kogoś nazywać `śmieciem`, tym bardziej jak nie znamy sprawy z pierwszej ręki?

        Jeżeli ktoś komponuje muzykę symfoniczną, to niech skomponuje ją jak Bóg przykazał.

        To znaczy jak? Jak brzmi jedenaste przykazanie mówiące o zasadach muzyki symfonicznej? Dwie rzeczy - pierwsza, bez rozpracowywania, naginania i łamania pewnych zasad nie byłoby rozwoju. Takie samo oburzenie budzili impresjoniści, kubiści, dadaiści (literatura/sztuka), surrealiści... w zasadzie większość prądów w kulturze nowoczesnej (nowoczesnej w rozumieniu akademickim, czyli licząc od połowy XIX wieku). Gdyby trzymano się ustalonych zasad nie mielibyśmy filmów Tarantino, Godfreya Reggio, ba! nie byłoby kinematografii w ogóle... To w łamaniu reguł i konfrontowaniu ich z tym co stare oraz ocenie kryje się motor postępu. Druga rzecz - od paru dekad kulturę konstytuuje postmodernizm, a istotą tego prądu jest fakt, że zasad nie ma, a wręcz należy je łamać i składać w nowe konfiguracje. Temu m.in. zawdzięczamy fakt, że komiks jako nowe medium wchodzi, szumnie ujmę, na salony. Więc ponownie, czy jest tu jakiś rzeczowy argument, czy tylko bezowocna dyskusja o gustach?

        Jeśli ktoś komponuje muzykę elektroniczną to niech to będzie ciekawe.

        Według ciebie jest nieciekawe. Według sporej rzeszy ludzi ta elektronika jest dokładnie tym, czego oczekują.

        Jeśli ktoś pisze rocka to niech to będzie "full serwis" z świetnie napisanymi riffami i partią perkusji, a nie perka 4/4, chugga-chug i równie nudne partie "orkiestry" składające się z kilku dźwięków na krzyż bez jakiejkolwiek melodii, by zamaskować biedotę kompozycji i tego, że ten utwór nie ma nic do zaoferowania.

        Przemilczę fakt, że znowu do głosu dochodzi uprzedzenie zamiast rzeczowych tez (co się stało z argumentacją z pierwszego posta?). Jak definiujesz, kiedy kompozycja jest biedna? Czy oparte na prostych melodiach utwory Beatlesów (pomijam już The White Album, Revolver, etc) przez swoją prostotę są gorsze od dwudziestojednominutowego Gates of Delirium Yesów? Kto słyszał o Yes, a kto słyszał o Beatlesach?
        I co utwór może mieć do zaoferowania? Pytam, bo jakkolwiek ja mogę mieć wizję, co oznacza ten niejasny zwrot, to możemy się rozmijać w definicji.

        Dlatego chciałem, żeby robili to ludzie utalentowani, rozumiejący tę muzykę, a nie masowy fabrykant od wszystkiego, szczególnie, że żadne to eksperymenty. Sorry, Mr Bungle to nie jest.

        Jeszcze raz - co to znaczy rozumieć muzykę?
        Umiejętność masowej produkcji `wszystkiego` też jest bardzo przydatna. To nie Zimmer jest winien swoim zdolnościom przerobowym, to ludzie głosują swoimi nogami i wspierają tą`wszystkość`. Inna rzecz, że na szczycie nigdy się nie jest długo; bańka pęknie, bo ludzie się nudzą... wszystkim. Wszystko się nudzi, więc Zimmer również zwolni obroty.

        Wśród ambientu pewnie też jest masa ciekawych wykonawców, którym Zimmer może buty czyścić. Np. znakomity Eric Brosius.

        Pisząc tą odpowiedź puściłam sobie pana Brosiusa w tle. Jak dla mnie szału nie ma, ot dokładnie takie plumkanie. Więc nie wiem, czy ktokolwiek powinien komukolwiek czyścić obuwie. Na pewno nie w mojej opinii, która jest tyle warta co i twoja.

        A Clint Mansell to dla mnie taka sama kategoria jak Zimmer, "Requiem For A Dream" to chyba najbardziej patetyczny i rozpaczliwie żebrzący o nasze emocje utwór w muzyce filmowej. Fffuuuuuj.

        Ma swój cel i swoje zadanie. Jest przesadnie wyeksploatowany. Ale gdyby nie realizował swojego zadania, nikt by go nie nadużywał.


        Podkreślam jeszcze raz. Istotą mojej wypowiedzi nie jest stawianie Zimmera na piedestale. Ale też wskazuję, że jechanie go w ten sposób jest równie nieuzasadnione, co ślepe zachwyty nad nim. Robienie z niego kozła ofiarnego (ba, robienie z kogokolwiek kozła ofiarnego) jest co najmniej nierozsądne i niewłaściwe, a na pewno nie stanowi żadnego remedium.

        LINK
        • Re: dobra, żeby nie było

          Kaerobani 2015-04-07 11:24:37

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          1. Zimmer trafił po prostu na podatny grunt. Ja już wiele różnych rzeczy napisałem chociażby o stanie współczesnych gier AAA czy właściwej wielu młodziankom miłości do muzyki z lat 60.,70. czy 80. przy jednoczesnej pogardzie dla tej z czasów im współczesnych, bo „muzyka skończyła się na Kill’em All”, a w dzisiejszych czasach jest tylu utalentowanych muzyków, którzy spokojnie biją na głowę tych z czasów dawniejszych, wystarczy tylko poszukać. Więcej już mi się nie chce, bo uważam to za temat wyeksploatowany.
          Jest to natomiast częścią zjawiska, o którym wspomniałem wyżej (też poruszyliśmy ten wątek, swoją drogą, więc...), czyli uproszczania, ogłupiania i wulgaryzacji form sztuki i ekspresji.
          Malarstwo i sztuki wizualne – lubię malarstwo abstrakcyjne i nie będę w nie rzucał kamieniami, ale dzisiaj przeróżne bohomazy czy Natalie LL są wychwalane pod niebiosa. Kunszt malarski zastąpił kult tandety opatrzonej „lewacką ideologią”.
          Muzyka sakralna – jak już wspomniałem wyżej wspaniałe w swej formie chorały gregoriańskie będące „śpiewaną teologią” i kontemplowaniem prawd wiary zastąpiły dzisiaj gitarowe przyśpiewki zwane sacro polo lub kościelnym popem, a ich tzw. treścią są rzeczy typu „Jezus jest fajny, Jezus jest moim przyjacielem” czy „Jezu, jak Cię widzę, to mi się płakać bardzo chce” (autentyk!).
          Gry – wcześniej stawiały wyzwanie, a gracz był w centrum zainteresowania, teraz liczy się tylko „opowiedzenie historii”, a gameplay i rolę gracza zredukowano do przewracania kartek. Gry indie? W większości są to głupawe popierdółki silące się na intelektualizowanie i ważkie treści, które przy bliższym kontakcie okazują się być pretensjonalne i po prostu głupie.
          O tym, że dzisiaj praktycznie rzecz biorąc prawie nikt nie potrafi stworzyć ciekawego, angażującego uniwersum, bo rządzi post-moderna już wspominać nie będę, bo w sumie kwestia gustu. XD
          2. Z tym śmieciem to przesada z mojej strony, natomiast w Japonii honor traktują bardzo poważnie. Są w Internecie teksty na ten temat, można poczytać o tym, jak mit „japońskiego Beethovena” legł w gruzach.
          3. Było to napisane w tekście:
          Muzyka symfoniczna z racji swojej istoty zakłada złożoność kompozycji, wysublimowanie i wysokie umiejętności techniczne kompozytora.
          Gdy nikt już nie potrafi skomponować złożonej muzyki to mamy do czynienia z regresem.
          Ze środowiska popowego wywodzi się także Danny Elfman, ale gdzie jego kompozycje, a gdzie Zimmera. Elfman jako laik skomponował taką świetną symfonię jak Batman z 1989. Środowisko muzyczne go skrytykowało, ale on im grzecznie kazał cmoknąć go w...

          Jeżeli ktoś nie potrafi napisać żadnej ciekawej suity, nie potrafi bawić się motywami, które skomponował, nie potrafi po prostu dorównać standardom gatunku, w którym próbuje tworzyć to niech się za to po prostu nie zabiera.
          tak jak ja nie zabieram się za drum and bass, choć to jeden z moich ulubionych gatunków
          4. Według sporej rzeszy ludzi
          Jeżeli nie znają niczego ciekawszego, to cóż. Jeżeli zaś się osłuchają i poznają więcej gatunków to Zimmer i mu podobni odchodzą do lamusa, można ich posłuchać z sentymentu itp.
          Na tym polega rozwój człowieka. Poznaje nowe, lepsze, bardziej złożone rzeczy, re-ewaluuje swoje dawne poglądy i założenia. Słuchałem wielu rzeczy w moim życiu, które reprezentowały w gruncie rzeczy niski poziom, ale w życiu nie wpadłoby mi na pomysł bronić ich jak jakiejś świętości, mimo że były popularne.
          Np. Korna
          5. Rock
          Nie widzisz chyba różnicy między oszczędnością i „genialną prostotą” a napisaniem kilku prostych motywów, żeby tylko były.
          Polecam soundtrack z Timeshocka:
          https://www.youtube.com/watch?v=8Xr70--LDxQ&index=2&list=PL2Zu72FLlcgCjZK2-IWRXk1SLvxcA06_z
          Saki Kaskas, Matt Ragan, Devin Townsend, Fredrik Thordendal – to są kompozytorzy rockowi z krwi i kości, którzy to rozumieją. Beatlesi – po prostu to czują. Tyler Bates już chyba niekoniecznie i do tego się odnosiłem.
          Czemu film nie może dostać świetnego rocka na miarę kultowych symfonicznych motywów oraz rockowych lub popowych hitów? W OP wspominałem o tym, że chciałbym, żeby taką muzykę komponowali znający się na tym muzycy.
          Wspominałem też o Larsie Ulrichu niejednokrotnie i dobrze on ilustruje to, co mam tutaj do przekazania: gra na perce bardzo prosto i generalnie rzecz biorąc słabiutko, co niestety odbija się na kompozycjach. Reszta zespołu gra bardziej złożone rzeczy, które niestety są osłabiane przez toporną grę perkusji.
          6. Rozumienie muzyki
          Napisałem o rozumieniu TEJ muzyki, a to różnica. Tego, co robi Zimmer w żaden sposób nie nazywałbym eksperymentami, bo pojawiało się to już dawno temu, choćby u świetnego Jerry’ego Goldsmitha, który poszedł w kierunku awangardy, łącząc klasyczną symfonikę z niestandardowym instrumentarium lub elektronicznym brzmieniem.
          Z tym rozumieniem to dam Ci przykład taki: ktoś słyszy ambient, zamierza zrobić coś w tym stylu, ale jedyne co robi to powtarzające się przez parę minut te same proste dźwięki, bo myśli, że to na tym polega. Albo noise – losowy hałas, który miłośnicy tej, hm, muzyki odrzucą jako do niczego.
          7. Brosius tworzy w kontekście i to, co sobie puściłaś (nie wiem, czy to był Thief) to przede wszystkim odgłosy danego poziomu, myślę, że nie da się docenić go bez uprzedniego zagrania w grę, bo po prostu nie będzie się w stanie poznać i zrozumieć relacji tychże dźwięków z otoczeniem gry.

          LINK
          • Re: dobra, żeby nie było

            Kathi Langley 2015-04-07 16:25:04

            Kathi Langley

            avek

            Rejestracja: 2003-12-28

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Poznań

            ...No tak, kutura upada, dawniej było lepiej, teraz wszędzie tylko ogłupiająca papka... Jakie to szczęście że każde pokolenie ledwie samo wejdzie w wiek dorosły, już potępia swoich następców; zawsze ci młodsi są głupsi, bardziej tępi i pozbawieni smaku... Na szczęście starsi od nas uważali nas za takie same szczawie, i nic się w tej materii nie zmienia od setek lat. A cywilizacja jakoś się trzyma i nawet wygląda na to, że się rozwija, mimo pobożnych życzeń niektórych. Procesy kulturotwórcze przebiegają od wieków w podobny sposób, gdzie wartościowe dzieła trwają w czasie, podtrzymywane przez ludzi znających ich wartość.

            Sam piszesz, że są świetni twórcy a dobie internetu nietrudno ich znaleźć; ba, właśnie dzięki takiemu narzędziu jak internet to właśnie decyzja konsumencka jest tą kluczową. I temu zawdzięczamy popularność takich pozycji jak niesławne 50 Twarzy Greya Czy dziwi? Nie, sztuka `wyższa` zawsze była domeną elit i ludzi wykształconych, którzy mają czas na rozwijanie swojej wrażliwości, a łącze szerokopasmowe pozwala to robić dzisiaj w sposób niespotykany do tej pory. Jedynym problemem jest - aktywnie poszukać, zamiast siedzieć i narzekać na to, co przesuwa się w ogólnodostępnym streamie danych, a co jest uśrednioną wartością dla ogółu społeczeństwa.

            Kwestia sztuki sakralnej i muzyki sakralnej - domeną polskich kościołów jest ten niekomfortowy rozkrok między tradycją a nowoczesnością, zarówno w warstwie architektonicznej jak i muzycznej. Cóż. Kościół musi przedefiniować się na nowo, ale na chwilę obecną jeszcze nadal silnie trzyma się swoich nawyków i tradycji; jest to trudne, bo grozi utratą tożsamości (o wiele prostszą do utrzymania, kiedy może się opierać na rytuałach i sprawdzonych rozwiązaniach). Ludyczne `sacro-polo` jak ty to określasz (choć w relatywnie sporym dorobku moich kontaktów z Kościołem i sztuką sakralną o dziwo nie mam takich doświadczeń, więc nie wiem czy można mówić o tym jako dominującym prądzie, czy raczej jako o poszczególnych przypadkach; no ale ty nie wierzysz w `reprezentatywność`...) jest próbą wyjścia do tych wiernych, których monumentalny i wyniosły Kościół odstrasza i zniechęca. Nie widzę powodu, by kogokolwiek za to piętnować. Jak zachcę posłuchać ambitnej muzyki to udam się na koncert muzyki kościelnej - http://reformowani.org.pl/koncerty-organowe/2015 jak widać, wcale nie jest trudno.

            Dziwi mnie też, że nagle od muzyki filmowej zaczynamy wymagać, by była symfoniczna - bo taka myśl zaczyna się coraz wyraźniej zarysowywać w twoich wypowiedziach. Muzyka filmowa to nie muzyka poważna. Poważnych twórców mamy wielu (Penderecki), i nie oczekuję też dzieł takiego kalibru w muzyce filmowej, a zwłaszcza tej, która wiąże się z kinem rozrywkowym.
            Casus Elfmana - od lat sprzedaje w kółko niemal tą samą muzykę; owszem, cenię go niezmiernie za Batmana (gdzie cały film jest dla mnie skończoną doskonałością pod każdym względem i nikt mi tego nie wyperswaduje ), ale mam też świadomość tego, że podkład muzyczny jest raczej wynikiem koncepcji Burtona; skoro sam film jest bardzo `gotycki` w swoim klimacie, to i dźwięk uderza w tony orkiestrowo-symfoniczne. Elfman w `Silver Linings Playbook`? dopóki nie zajrzałam w jego dorobek to nawet bym nie zauważyła. Muzyka filmowa bardzo często pełni rolę wyłącznie służebną względem obrazu; jeśli nie umie się spod niego wyrwać - o czym pisałam nieco wcześniej - jeśli nie broni się sama, to ona traci.

            W dalszej części posta natomiast znowu albo padają ogólnikowe stwierdzenia, albo dobierasz przykłady w żaden sposób mnie nie przekonujące (soudtrack z Timeshocka ledwo przesłuchałam do końca; jak lubię muzykę z WoWa tak dla mnie Pandaria cechuje się jednym z nudniejszych podkładów muzycznych). Najwyrażniej różnimy się wrażliwością muzyczną. Nasze doświadczenia muzyczne stawiają nas, przypuszczam, na równi, skoro oboje jesteśmy wyłącznie pasjonatami, a żadne z nas nie ma za sobą nauki w konserwatorium muzycznym, a jedynie lata spędzone na słuchaniu różnych ścieżek.

            Zaczynasz forsować swoją wizję zapominając, że mamy prawo się nie zgodzić z twoją opinią - tym bardziej w sytuacji gdy nie masz `twardych` argumentów (obecne jeszcze w pierwszym poście) na poparcie swojej tezy, a jedynie własne uprzedzenie. Do którego masz prawo... Ale nie wmuszaj w nas swojego przekonania - a im dalej brniemy w spór tym bardziej daje się odczuć, że mamy do czynienia nie z dyskusją, a raczej z próbą krucjaty - tyle że pod płaszczykiem rozsądku.

            LINK
            • Re: dobra, żeby nie było

              Kaerobani 2015-04-07 17:23:11

              Kaerobani

              avek

              Rejestracja: 2015-04-04

              Ostatnia wizyta: 2016-07-04

              Skąd:

              Po co Ci to pluralis majestatis? Nie wypowiadaj się w imieniu wszystkich.

              Zaczynasz już w ogóle rozmywać dyskusję - w oryginalnym poście pisałem o trzech różnych ogólnych gatunkach muzyki, więc nie jestem wcale "oddany tylko jednemu rodzajowi". Coraz bardziej widać tu jakieś twoje uprzedzenie wobec mnie i zawoalowane "hurr durr kwestia gustu jesteś głupi".

              Nie uznaję muzyki poważnej na zasadzie "Słowacki wielkim poetą był" i nie nazywałbym muzyki np. z Gwiezdnych wojen rozrywkowką. Muzyka symfoniczna to nie "muzyka zabawna", a to, co zrobił np. John Williams w Star Wars czy Jurassic Parku charakteryzuje się wielkim kunsztem i jest dalece bardziej rozbudowane niż to, co zrobił niejeden z "Mistrzów", a obawiam się, że właśnie wykształcenie nas niejako manieruje i skłania ku "jedynie słusznej opinii". Stwierdzenia typu "prawdziwym wirtuozem był Bach czy Mozart" "zalatują" ludźmi, którzy mówią, że np. Jan Paweł II był wielkim człowiekiem i najlepszym papieżem wszech czasów, choć w życiu nie przeczytali żadnej encykliki jego autorstwa, z kazań pamiętają tylko opowieści o kremówkach i po prostu oddali się bezrefleksyjnemu kultowi jednostki.

              Jak już mówimy o muzyce rozrywkowej, to zejdźmy na inną płaszczyznę i np. uznawanie, że Freddie Mercury największym wokalistą w historii był i nigdy już nikt nie będzie taki dobry. Poważny błąd, muzyka się rozwija nieustannie, powstają nowe style, gatunki, techniki i trafiają się "uczniowie, co to przerastają mistrza".

              Przykład - Devin Townsend lub Li Nan. Obydwaj mają większą skalę niż Freddie i potężniejsze głosy i są równej postury scenicznej jak on (a może nawet i mają ego jeszcze większe). Mówi się, że Freddie Mercury powiedział do swojej widowni "fuck you", a ta go oklaskami nagrodziła. Townsend ma większe osiągnięcie na koncie - zwyzywał swoją widownię na koncercie i nikt go potem nie pobił.

              I na koniec - jeżeli ktoś szuka w Kościele fajnej zabawy i rozrywki to chyba nie jest to dla niego miejsce. Chrystus objawił prostaczkom Prawdę i Piękno, a nie tajniki muzyki pop.

              LINK
              • Re: dobra, żeby nie było

                Kathi Langley 2015-04-07 22:17:38

                Kathi Langley

                avek

                Rejestracja: 2003-12-28

                Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                Skąd: Poznań

                Żadnego pluralis maiestatis nie ma, liczby mnogiej używam, bo reasumuję ogół wypowiedzi z tego wątku (więc, również, nie wypowiadam się za wszystkich, tylko sumuję ton pozostałych opinii); cieszę się że znasz to pojęcie, ale użycie go jest naprawdę chybione

                Proszę, wyjaśnij mi, w czym przejawia się moje rozmywanie dyskusji? W tym że analizuję i zbijam przytoczone przez ciebie argumenty? Ponieważ zaznaczam, że im bardziej zagłębiamy się w próbę ustalenia jakichś stałych dla dalszej dyskusji, tym bardziej się okazuje, że ich nie ma, bo w którymś momencie opieramy się na twoich prywatnych ocenach? To w jaki sposób mamy dojść do konstruktywnych wniosków, ba, do jakiejkolwiek płaszczyzny porozumienia? Bo nawet kiedy porównujemy muzykę, i wychodzi na to, że hołdujemy innym wartościom estetycznym w muzyce, to dalej dostaję odpowiedzi ni przypiął ni przyłatał (post, na który ten tutaj jest odpowiedzią w niewielkim stopniu już tyczy się tego, co napisałam wcześniej; przy okazji: nigdzie nie stwierdziłam, że lżejsza muzyka w kościele to `fajna zabawa i rozrywka`, wskazałam tylko na to że ta instytucja, systematycznie tracąca swoich wyznawców próbuje różnych środków by się zbliżyć do swoich owieczek). Większość twoich wypowiedzi sprowadza się do punktowania `jak świetnie zrobił to Williams, jak źle to zrobił Zimmer`. Jeśli faktycznie mamy prowadzić dyskusję o wartości czyjejś twórczości (a w przypadku sztuki jest możliwe, by doprowadzić dyskusję do pewnego poziomu obiektywizmu, na którym można zbudować dalszą debatę), to musimy zacząć mówić o konkretach. Wykształcenie akademickie daje warsztat oraz skalę porównawczą, a już od edukowanego zależy, czy da się wpędzić w zmanierowanie muzyczne. Mimo to, nie operując nawet takimi narzędziami jesteśmy w stanie omówić pewne zjawiska... przy dobrej woli obu stron.

                Jedyna głupota natomiast, jakiej można się dopatrzeć (bez uprzedzenia jakiegokolwiek, nie schlebiaj sobie ), to brak dyscypliny w dowodzeniu swoich przemyśleń i przekonań, chaotyczny sposób wypowiedzi, oraz dopinanie anegdotek mających dosyć randomowy charakter (po co ten Townsend? Nie mam pojęcia.). Ja wiem, co chcę powiedzieć... a ty?

                LINK
                • Re: dobra, żeby nie było

                  Kaerobani 2015-04-07 22:41:52

                  Kaerobani

                  avek

                  Rejestracja: 2015-04-04

                  Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                  Skąd:

                  Wymieniłem już co najmniej kilka konkretów. Możesz mnie zawalać kolejnymi ścianami tekstu i może ci się wydawać, że obalasz jakiekolwiek moje argumenty, ale prawda jest taka, że wyciągasz zupełnie błędne wnioski, jak chociażby to, że niby słucham tylko jednego gatunku muzyki (lol) - choć w OP wymieniłem aż 3 i kompozytorów w różnych stylach i podkreśliłem to jeszcze raz w poprzednim poście!!!! - i nawet się o tym nie zająknęłaś.

                  Przy tym zaś ciągle przebija się ton "to kwestia gustu, ale ty jesteś głupi", a krytykujesz to, co ci podsyłam jako przykłady chyba tylko po to, żeby się ze mną koniecznie nie zgodzić.

                  LINK
                  • Re: dobra, żeby nie było

                    Kaerobani 2015-04-07 22:43:14

                    Kaerobani

                    avek

                    Rejestracja: 2015-04-04

                    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

                    Skąd:

                    I nie "reasumuj ogółu wypowiedzi", bo w tym pominęłaś osoby, które mnie poparły i postawiły Zimmerowi i współczesnej muzyce filmowej kolejne zarzuty.

                    LINK
                  • Re: dobra, żeby nie było

                    Kathi Langley 2015-04-08 00:20:52

                    Kathi Langley

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

                    Skąd: Poznań

                    Ciężko cię zawalać ścianami tekstu kiedy twoje odpowiedzi są coraz krótsze i coraz bardziej nerwowe (zupełnie nie rozumiem czemu); jakbyś był na tym forum od dłuższego czasu wiedziałbyś, że tego typu dyskusje co jakiś czas się tutaj zdarzają -> zajrzyj sobie tutaj http://star-wars.pl/Forum/Temat/15025#590568 i przestań się stresować

                    Także, wskaż mi, gdzie, w którym konkretnie miejscu twierdzę, że słuchasz jednego rodzaju muzyki? `Dziwi mnie też, że nagle od muzyki filmowej zaczynamy wymagać, by była symfoniczna - bo taka myśl zaczyna się coraz wyraźniej zarysowywać w twoich wypowiedziach.` <- tu? Mówię tylko o pewnej tendencji, czy też skłonności, ale w żaden sposób nie zawężam tego do jednego gatunku (no bez przesady!)
                    I nie, nie jestem tak zdeterminowana, by iść w zaparte, że nie podobają mi się utwory które podesłałeś, a skrycie ich podsłuchuję; tak jak Vergesso wyżej - nie odpowiadają mi one, nie wzbudzają mojego zainteresowania, zatem - nie kontruję cię dla samej zasady czy z czystej złośliwości, po prostu i najzwyczajniej w świecie są dla mnie nudne. Pogódź się z tym

                    I, last but not least - jedyną osobą która mówi o twojej głupocie to ty sam, próbujący nieporadnie zsumować moje wypowiedzi A może tylko wybiórczo czytasz, co do ciebie piszę?

                    LINK
  • podsumowując

    Bazy 2015-04-07 11:16:21

    Bazy

    avek

    Rejestracja: 2007-06-11

    Ostatnia wizyta: 2024-11-19

    Skąd: Expanded Universe

    Meh, jak dla mnie gość postanowił tu wpaść i zasiać ferment, taki trochę attention whore, zwłaszcza po napisaniu (?) ściany tekstu, nie chce mu się polemizować z innymi ścianami tekstu, a fakt że ten tekst lata po internecie od kilku dni jak szmata tylko mnie upewnia w tym przekonaniu.

    LINK
  • eh.

    Vos 2015-04-07 18:03:29

    Vos

    avek

    Rejestracja: 2007-05-07

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Warszawa

    Założyciel tego tematu to Mistrz Seller muzyki filmowej.

    LINK
    • w takich

      Lord Bart 2015-04-07 19:48:53

      Lord Bart

      avek

      Rejestracja: 2004-01-20

      Ostatnia wizyta: 2021-09-13

      Skąd: Warszawa

      momentach żałuję, że nie przyznajemy co tydzień Złotego Posta na głównej.

      LINK
      • Re: w takich

        Vos 2015-04-07 21:24:58

        Vos

        avek

        Rejestracja: 2007-05-07

        Ostatnia wizyta: 2024-11-21

        Skąd: Warszawa

        Dziękuję, dziękuję, jestem wzruszony. <3

        W każdym razie temat mógłby być początkiem interesującej dyskusji, jako że sam do wielbicieli Zimmera nie należę. Niestety z winy założyciela stał się pyskówką na poziomie "uszanuj moje zdanie, bo ja twojego nie muszę.
        Co w sumie przybliża go nawet bardziej do GROMa, niż do Sellera.

        LINK
        • Re: w takich

          Kaerobani 2015-04-07 21:39:19

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          -Niestety z winy założyciela stał się pyskówką na poziomie "uszanuj moje zdanie, bo ja twojego nie muszę.

          W którym miejscu? Poza tym nie przesadzaj, jeden Bazy na kilkunastu uczestników to nie pyskówka.

          LINK
          • Re: w takich

            Vos 2015-04-09 12:47:41

            Vos

            avek

            Rejestracja: 2007-05-07

            Ostatnia wizyta: 2024-11-21

            Skąd: Warszawa

            Bardzo często zdarza ci się tracić cierpliwość w trakcie dyskusji, dokonywać wyolbrzymień i błędnych interpretacji cudzych poglądów na temat muzyki Zimmera.

            Jak pisałem, nie mam do ciebie żadnych pretensji o sam temat i zgodzę się tu z Vergiem, że wreszcie na forum pojawiła się szansa na coś innego, ciekawszego, niż plotki dotyczące spin-offa, czy finału Rebelsów.

            Ale dajesz się wciągać w bezproduktywne pyskówki, jak te z Bazym (którego notabene też nie do końca rozumiem, sam zaczepiasz Kaerobaniego w co drugim poście, ale zamiast spróbować rozwinąć wątek jak Kathi i spróbować zrozumieć, co motywowało jego autora do założenia go, sam prowokujesz. Po co?).

            Chill out! Jeżeli uznasz, że ktoś Cię zaczepia, zwyczajnie olej, a będzie szansa na kulturalną i przyjemną wymianę zdań.

            LINK
    • Re: eh.

      Dan Ordo 2015-04-09 23:11:47

      Dan Ordo

      avek

      Rejestracja: 2009-06-12

      Ostatnia wizyta: 2017-01-03

      Skąd: Tu, tam...

      Maestro tego tematu XDDDD.

      LINK
  • ...

    Dark Count 2015-04-08 01:33:56

    Dark Count

    avek

    Rejestracja: 2007-10-18

    Ostatnia wizyta: 2019-08-20

    Skąd: Ze schwabów

    Jako ktoś, kto 4 lata temu założył w tym samym dziale temat o muzyce klasycznej etc. (temat o wiele mniej popularny niż ten), czuję się zobligowany by napisać i tu parę słów.

    O tempora, o mores, to byłby chyba bardziej adekwatny tytuł do tego tematu. Czyli o tym że stare jest lepsze niż nowe.

    I w dużej części to się zgadza. Czytając pierwszy post, musiałem ponownie spojrzeć na nick autora, bo sam mógłbym się podpisać pod tym komentarzem imieniem i nazwiskiem.
    Muzyka "filmowa" (jeśli można konwencjonalnie ustanowić taki podgatunek) umiera, ale procesu tego nie zapoczątkował Zimmer, w każdym bądź razie nie sam. Muzyka, jak i wszystkie inne formy rozrywki, dopasowuje się do najliczniejszej grupy docelowej, a powszechnie znanym faktem jest, iż w każdym społeczeństwie większości są mniej inteligentne niż większości. Tej samej transformacji podlega muzyka, malarstwo etc.
    I żadna demagogia w stylu Kathi Langley, piszącej że bez łamania reguł nie byłoby rozwoju, i że klasyka w jej odczuciu jest "nudna" tego nie zmieni. Dzisiejsza muzyka filmowa jest w takim samym sensie sztuką, w jakim kubizm, dada, i inna abstrakcja ją nie jest. Technika polegająca na porzuceniu perspektywy, formy etc. jest degresją, bo upraszcza sztukę, która jest per definitionem, czymś unikatowym, niedostępnym dla każdego, a więc czymś kompleksowym. Koniec, kropka. I piszę to nie jako nazista, faszysta czy inny ista, ale jako malarz praktykujący między innymi surrealizm.
    Z Muzyką mamy ten problem, że od 20 wieku 90 % utworów nie kieruje się melodią, ani harmonią, tylko rytmem, a precyzyjniej jednym ścisłym metrum. I nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nadal się to robiło tak, jak Stravinsky w swoich baletach, a nie jak Hans Zimmer w swoich pompatycznych orgazmach.
    Ciekawym jest, że suma sumarum każdy utwór melodyjny można rozpatrywać w odległościach między 12stoma głównym nutami, to jest ich interwałami. Każdy "mhroczny" utwór zawiera pewną frekwencję kwinty zmniejszonej trytonu, która odpowiada za taką "mhroczność". Nie przypadkiem znajdziemy ją też w 3/4 muzyki filmowej. Zmierzam do tego, że muzyka filmowa ma teraz stały schemat i nie ma się co dziwić, że Zimmer jest popularny.
    Brak wykształcenia muzycznego mi nie przeszkadza (patrz Trent Reznor który pracował jako sprzątaczka w studiu nagraniowym). Ale tacy autorzy nie mają z muzyką "filmową" za wiele wspólnego. Trent zrewolucjonizował industrial i przy tym powinien zostać, a nie nagrywać eksperymenty typu 2 minutowe urywki z ghosts, albo muzykę do filmu z Bennem Afleckem, co samo w sobie powinno być karalne. To samo się tyczy M83 i innych pseudokompozytorów.
    Mieszanie gatunków rzadko wychodzi komuś na dobre. Preisner to potrafił robić, zaiste. Za podwójne życie weroniki powinien popijać ambrozję u boku Mozarta.

    Na koniec bonus : https://www.youtube.com/watch?v=bLP_uSjBJ9A

    Manson pozdrawia.

    LINK
    • Re: ...

      Vergesso 2015-04-08 02:55:48

      Vergesso

      avek

      Rejestracja: 2007-08-29

      Ostatnia wizyta: 2024-05-05

      Skąd: Toruń

      Dark Count napisał:
      O tempora, o mores, to byłby chyba bardziej adekwatny tytuł do tego tematu. Czyli o tym że stare jest lepsze niż nowe.
      -----------------------

      Co jest bzdurą, bo gdyby rzeczywiście cała ludzkość zawsze przestrzegała takiego hasła "stare jest lepsze niż nowe" to do dzisiaj byśmy hasali po drzewach, a przynajmniej nie rozwinęlibyśmy się cywilizacyjnie ponad neolit

      I nie bardzo rozumiem, czemu zarzucasz Kathi demagogię. Nie wiem, czy Kathi napisała coś takiego co zacytowałeś: I żadna demagogia w stylu Kathi Langley, piszącej że bez łamania reguł nie byłoby rozwoju, ale tak właśnie jest, choć chyba chciałeś to potępić: nie byłoby rozwoju między innymi bez łamania ustalonych w danych czasach reguł! Najwięksi pionierzy ludzkości stali się nimi właśnie dlatego, że nie dali się zamknąć w ramach zwyczajów i reguł życia, które obowiązywały w ich czasach.
      Reguł i zwyczajów, które często były hamulcowymi rozwoju. A kto się nie rozwija, ten nie tylko stoi w miejscu, ale wręcz się cofa.

      LINK
      • Re: ...

        Matek 2015-04-08 03:16:00

        Matek

        avek

        Rejestracja: 2004-10-04

        Ostatnia wizyta: 2018-06-22

        Skąd: Skierniewice

        Vergesso napisał:
        nie byłoby rozwoju między innymi bez łamania ustalonych w danych czasach reguł! Najwięksi pionierzy ludzkości stali się nimi właśnie dlatego, że nie dali się zamknąć w ramach zwyczajów i reguł życia, które obowiązywały w ich czasach.

        -----------------------

        Np. ja.

        LINK
      • Re: ...

        Kaerobani 2015-04-08 08:29:54

        Kaerobani

        avek

        Rejestracja: 2015-04-04

        Ostatnia wizyta: 2016-07-04

        Skąd:

        -Co jest bzdurą, bo gdyby rzeczywiście cała ludzkość zawsze przestrzegała takiego hasła "stare jest lepsze niż nowe" to do dzisiaj byśmy hasali po drzewach

        Nie każde "łamanie reguł" to rozwój i nie zawsze jest dobra, a dzisziejsza sztuka w dużej mierze jest wręcz jej antytezą i "zezwierzęceniem form" (polecam obejrzeć sobie występ feministycznych "Syren" z BBC https://www.youtube.com/watch?v=OzsGmdmhDTI) albo po prostu alternatywą (vide murale na przykład) czy przetwarzaniem form dawnych (jak malowanie obrazów za pomocą długopisu).

        Sztuka w przeszłości miała pełnić funkcję dydaktyczno-estetyczną i miała być piękna. Tzw. szuka współczesna, często wręcz obrzydliwa doskonale oddaje "ducha" naszej epoki.

        Idealnym przykładem tego postępu jest pewna austriacka gotycka katedra, którą "wyremontowano" (tak naprawdę zdewastowano) i "unowocześniono". Teraz wygląda jak wnętrze szpitala z jakimiś bohomazami w miejscu stacji Drogi Krzyżowej. Czy to rozwój?

        Albo to:
        stare - http://www.bank-zdjec.com/foto2/4497_b.jpg
        nowe - http://bi.gazeta.pl/im/37/2f/d4/z13905719Q,Brutalistyczny-kosciol-w-Niemczech.jpg

        Progres?

        Daję tutaj "kościelne przykłady", bo to Kościół przez wieki stał na straży ładu artystycznego. Postęp dotyczy właściwie tylko rozwoju technologicznego, sztuka to uzewnętrznienie tego, co siedzi w człowieku. Akurat w XX i XXI wieku przyszły rzeczy najbrzydsze.

        LINK
      • Re: ...

        Kaerobani 2015-04-08 15:05:56

        Kaerobani

        avek

        Rejestracja: 2015-04-04

        Ostatnia wizyta: 2016-07-04

        Skąd:

        Vergesso napisał:
        gdyby rzeczywiście cała ludzkość zawsze przestrzegała takiego hasła "stare jest lepsze niż nowe" to do dzisiaj byśmy hasali po drzewach, a przynajmniej nie rozwinęlibyśmy się cywilizacyjnie ponad neolit
        -----------------------

        Gdybyśmy się nie rozwinęli to nawet byś sobie z tego nie zdawał sprawy i by cię to w ogóle nie obchodziło.

        LINK
      • Re: ...

        Dark Count 2015-04-08 15:25:03

        Dark Count

        avek

        Rejestracja: 2007-10-18

        Ostatnia wizyta: 2019-08-20

        Skąd: Ze schwabów

        A propos twojego przykładu z drzewem i skokiem cywilizacyjnym, który podałeś.
        Musisz przyznać, że różnica między mechaniką, lub fizyką, a sztuką jest znaczna, więc uważałbym z takimi porównaniami. Zresztą nadal są fizycy, którzy nie uznają mechaniki kwantowej, fizycy którzy udowadniają egzystencję eteru, fizycy którzy proponują uznanie plazmy jako 4 stanu skupienia etc.
        Poza tym, jak już wspomniałem, porównywanie kanonów sztuki, z dyscyplinami, których kanoniczność zmienia się w tygodniowych odstępach (patrz : Fizyka - State of Science), jest lekko ujmując nieeleganckie.

        Istotnie zarzucam Kathi demagogię. Przejrzałem cały przebieg dyskusji między nią, a Kaerobani i zapewniam Cię, że coś takiego napisała.
        Chodzi o to, że nie lubię usprawiedliwiania nowych form "sztuki", niezależnie od tego jak beznadziejna by ona nie była, właśnie taką argumentacją.
        Z reguły nie mam nic przeciwko łamaniu wytycznych w sztuce, czy w innych dyscyplinach, co udowodniłem moim komentarzem na temat Stravinsky`iego. Więcej nawet popieram je. Mozart był w swoich czasach odpowiednikiem popowej gwiazdy rocka, ze względu na tematykę swoich dzieł (harem w Wiedeńskiej operze), połączenie opery z baletem, wprowadzenie i propagowanie języka Niemieckiego (za co jestem mu bardzo wdzięczny) w czasach nadętych włoskich sopranów (z których Mozart zrobił satyrę w zaczarowanym flecie), obsceniczność (jak na tamte standardy) etc.
        Największa trudność polega na tym, że aby móc przełamywać reguły i ograniczenia, trzeba mieć jakiś plan, robić to dobrze. Łamanie reguł dla samego ich łamania mija się z celem. I dlatego takiej argumentacji w nowoczesnej sztuce nie lubię.

        LINK
        • Odpiszę sobie tu

          Kathi Langley 2015-04-08 17:39:05

          Kathi Langley

          avek

          Rejestracja: 2003-12-28

          Ostatnia wizyta: 2024-11-21

          Skąd: Poznań

          choć zbieram tu kilka wątków z całej dyskusji.

          Zgodzę się na tą demagogię, bo faktycznie pokrótce wyraziłam zdanie o przełamywaniu reguł, nie zaznaczając, że bynajmniej, nie chodzi mi o propagowanie jakiejś kulturowej (nie użyję słowa `artystycznej`, bo według mnie to słowo jest nadużywane ) anarchii. Mój błąd, że popełniłam podobny skrót myślowy.

          Piszesz jako malarz, ja piszę jako historyk sztuki i grafik. I idealista trochę, bo nie chcę zakładać, że sztuka się już skończyła, że nie ma nic więcej do powiedzenia ponad to, co już zostało powiedziane, jedynie przerabiane tego wszystkiego na nowo w kolejnych iteracjach. Ale żeby wyrwać się z tego zaklętego kręgu kontestacji trzeba się przełamać i szukać nowych rozwiązań, wychodzić poza utarte schematy i ramy, zestawiać je ze sobą w nowe konfiguracje i szukać nowej jakości. I oczywiście rezultaty takich poszukiwań często są ułomne, warte jedynie śmietnika, albo zapomnienia. Ale nie można też powtarzać w koło tego co już było. Ale odnoszę wrażenie, że skoro to wyjaśniłam, to w tym punkcie mniej więcej się zgadzamy... chyba.
          Jak rozumiem z twojej wypowiedzi, odmawiasz prądom takim jak kubizm/dada/abstrakcja znaczenia; faktycznie, w takiej sytuacji niezgody na twórczość konceptualistyczną jedynym wyjściem jest zdecydowanie się na surrealizm (jeśli rozumiem źle, to przepraszam). Niestety, nie mogę się zgodzić z takim podejściem. Czy raczej, jest mi one obce ideowo, bo przecież nie będę naciskać na to by ktoś zmieniał swoją wizję sztuki, bo nic mi do tego.

          Przede wszystkim, istotne jest, jaką wartość ma nieść ze sobą sztuka. Kolega Kaerobani pisze, że sztuka miała mieć wartość dydaktyczno-estetyczną i miała być piękna. Ha, zależy w którym konkretnie momencie historii, bo jest to pewne uogólnienie, które na dodatek solidnie się zaczęło dezaktualizować już w połowie XIX wieku, gdy dochodzi do rozwarstwienia działalności artystycznej oraz powstania różnych prądów w samym tylko malarstwie, gdzie jeszcze dochodzi do tego grafika, rodząca się fotografia, etc. Ciężko rozumieć choćby http://www.ibiblio.org/wm/paint/auth/daumier/uprising.jpg obrazy Daumiera jako szczególnie urodziwe czy estetyczne (choć dla mnie mają one w sobie piękno); próbują one natomiast oddać Prawdę, której malarz był świadkiem. A skandale przy wystawianiu `Śniadania na trawie`? Rzekomo gnijące kobiety malowane przez Renoira? Każde z tych dzieł miało zwiastować `zezwierzęcenie` i `upadek` obyczajów, oraz ogólnie pojętą brzydotę, tą samą którą zarzuca się dzisiejszej sztuce (przemilczę już fakt, że z upodobaniem wywleka się te najbardziej kuriozalne przykłady, bo te przesiąkają do mediów masowych jako skandaliczne, gdy wartościowe prace wiszą sobie po galeriach i nikt się nimi kompletnie nie interesuje; podobnie rzecz ma się z rzeźbą i architekturą).

          Oczywiście pojawiały się co jakiś czas wzmożone tendencje, by sztuka wiązała się z użytkowością i edukowała (i jak najbardziej za tym jestem, by sztuka użytkowa była piękna i służyła wrażliwości), ale nie zmienia to faktu, że ci obdarzeni już pewną wrażliwością dalej szukają sposobu, by się jakoś uzewnętrznić, że figuratywność przestaje już wystarczać, że istnieje punkt, w którym kilka prostych wyskrobanych w porcelanie linii ma większe oddziaływanie niż szum płaszczyzn, linii, plam. Techne dalej jest bardzo istotne, podobnie jak przejście całego procesu edukacji, przebrnięcie przez malowanie martwych natur, ćwiczenia z perspektywy wykreślnej, powietrznej, malarskiej, studia tkanin, światła, etc; ale w dalszym rozwoju i refleksji nad tym, co twórcy mają do powiedzenia (o ile oczywiście nie są cynicznymi wyrobnikami, bo i tacy są, nie ma co udawać że nie ) bardzo często sięgają do coraz oszczędniejszych/agresywniejszych środków. Ale to nie znaczy, że mamy do czynienia z brzydotą.

          Przeniesienie ciężaru sztuki na płaszczyznę konceptualizmu powoduje, że każdy mający ambicję być artystą (jakby to było tak szalenie nobilitujące) popełnia różne maszkarony bez ładu i składu, bo wydaje mu się, że wystarczy być odpowiednio pyskatym/przekonującym, by nadać jakiekolwiek znaczenie swojej `pracy`.
          Pięknie ilustruje to `Wyjście przez sklep z pamiątkami` Banksy`ego, gdzie mamy zaprezentowaną sytuację takiej artystycznej miernoty, która sprzedaje się jako prawdziwa `sztuka` tylko dzięki ignorancji odbiorców. I ich nieprawdopodobnemu snobizmowi, bo unikniętoby podobnej sytuacji, gdyby odbiorcy tych `dzieł` byliby w stanie przyznać się do własnej nieznajomości tematu, i do tego, że to co im się wpycha - nie ma żadnej wartości, bo nic za sobą nie niesie.

          Więc miarą odróżnienia sztuki od nie-sztuki powinna być według mnie raczej szczerość twórcy; kiedy dzieło jest `szczere`, kiedy faktycznie wzrusza i pobudza; przy takim kryterium wartość mają zarówno prace hiperrealistyczne, asamblaże, jak i zupełna `awangarda` (wliczając w to instalacje, happeningi, etc). Takim wyznacznikiem kieruję się ja, i dzięki temu nadal wierzę w to, co artyści mogą osiągnąć.

          Miejsce Zimmera w powyższym wywodzie jest... żadne; wyżej porównałam go do Damiena Hirsta, czyli właśnie popkulturowego twórcy, który skrobie sobie coś tam dla mas, i żyje z nimi w jakimś półsymbiotycznym układzie dostarczając im jakieś chwile emocjonalnej ekscytacji; jest to dokładnie to czego się od niego oczekuje i nikt go raczej artystą nie nazywa ani nie stawia na jednej półce z choćby nieszczęsnym Pendereckim. Ma swoje piętnaście minut, i niedługo się skończą, nie ma w tym nic potwornego. Straszna natomiast jest demokratyzacja sztuki, gdzie `widzimisię` masy determinuje nakłady na sztukę, gdzie trudno o mecenat i promowanie tego co dobre, gdzie brakuje arbiter elegantiarum, autorytetów (bo teraz autorytetów już nie ma) które stanowiłyby jakąś kotwicę dla rozfalowanego i rozkapryszonego tłumu.


          Niezmiernie zazdroszczę faktu, że możesz sobie pozwolić na bycie `malarzem`.

          Natomiast bardzo dziękuję, że to od ciebie padły wreszcie pierwsze `konkrety`, te właśnie, których domagałam się powyżej, czyli kwestia samej konstrukcji utworu, wpadanie w monotonię rytmiki (sama tego nie zauważyłam wcześniej). Faktycznie, taka całościowa tendencja jest raczej ograniczająca, niż rozwijająca.

          LINK
          • Re: Odpiszę sobie tu

            Kaerobani 2015-04-08 17:58:11

            Kaerobani

            avek

            Rejestracja: 2015-04-04

            Ostatnia wizyta: 2016-07-04

            Skąd:

            -Natomiast bardzo dziękuję, że to od ciebie padły wreszcie pierwsze `konkrety`, te właśnie, których domagałam się powyżej, czyli kwestia samej konstrukcji utworu, wpadanie w monotonię rytmiki (sama tego nie zauważyłam wcześniej).

            A to co to jest, pies:
            ]Jeśli ktoś pisze rocka to niech to będzie "full serwis" z świetnie napisanymi riffami i partią perkusji, a nie perka 4/4, chugga-chug i równie nudne partie "orkiestry" składające się z kilku dźwięków na krzyż bez jakiejkolwiek melodii, by zamaskować biedotę kompozycji i tego, że ten utwór nie ma nic do zaoferowania.

            LINK
          • Re: Odpiszę sobie tu

            Dark Count 2015-04-09 18:37:14

            Dark Count

            avek

            Rejestracja: 2007-10-18

            Ostatnia wizyta: 2019-08-20

            Skąd: Ze schwabów

            Solenna wypowiedź zasługuje na solenną odpowiedź.

            Na początek dziękuję za rozwinięty ekskurs, doceniam poświęcony czas.

            Cieszę się, że wyjaśniliśmy kwestię nowych ruchów w sztuce i naszego nastawienia do tych samych.
            Owszem, ważne jest pytanie o to co ma sztuka ze sobą nieść. Moim zdaniem głównie edukację, przez symbolikę, formę etc. Innymi słowy, musi mieć - treść.
            Nie idę do muzeum, albo nie maluję kolejnego obrazu, żeby coś "czuć". Albo dzielić z kimś odczucia. Sztuka podobnie jak matematyka to moim zdaniem narzędzie i nie powinno być w niej zbyt dużo metafizyki. Chociaż piękne wyjątki się zdarzają. Gdy jednak idę na jakąś wystawę, to jeśli nie poznam jakiegoś obrazu od kuchni, to ta wystawa jest dla mnie stratą czasu. I nie gra dla mnie roli, jakie uczucia autor chciał swoim tworem wyrazić.
            Ergo neguję funkcję ekspresji w sztuce. Podobnie jak funkcję estetyczną, bo idea estetyki jest bardzo względna. W każdym koszmarze, ktoś może znaleźć pierwiastek piękna i najczęściej jest on różny dla każdego widza z osobna. Nie będę przytaczać przykładów historycznych, bo od tego są książki, a nie forum.
            Sam fakt, istnienia takich rozgałęzień jak hiperrealizm, czy prymitywizm, albo sztuki naiwnej, które, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy, są pewną formą koncepcji anty-sztuki, udowadnia, że sztuka sama siebie przewartościowuje. Wynikiem tego procesu, są tym podobne rzeczy http://pl.wikipedia.org/wiki/Gówno_artysty.

            Podam pewien przykład, którego doświadczyłem osobiście. Pewnego razu, gdy prowadziłem jedną z moich wystaw, miałem jedno wolne miejsce na pracę, którego nie udało mi się wypełnić. Głupio to wygląda, więc zdecydowałem się, spontanicznie naszkicować figurę złożoną tylko z paru linii. Nie pasowało to w ogóle do reszty prac, ale wyglądało lepiej niż nic. Może nikt się nie zorientuje - tak pomyślałem (był to jeden jedyny raz, kiedy spróbowałem czegoś takiego).
            2 dni później czytam recenzje w gazecie i... jakież zaskoczenie, za najlepszą pracę został uznany właśnie ten bohomaz, którego sam szczerze nienawidziłem i niemalże od razu wyrzuciłem. Dziennikarz rozpisywał się o impecie pociągniętych linii, emocjonalnej dojrzałości autora, jakimś wewnętrznym dramacie i innych rzeczach, o których sam nie miałem pojęcia, że je wtedy "czułem".
            Przy tym bohomazie wisiała praca, na którą poświęciłem 3 miesiące, wyglądała obłędnie i reprezentowała sobą treść niejednej rozprawki akademickiej, naturalnie tylko w moim mniemaniu. Nie otrzymała żadnych recenzji.

            Na szczęście ów bohomaz szybko zniknął, bo nikt nie chciał go kupić. A drugą pracę, wręcz przeciwnie. Rynek może być sterowany przez większość, ale bardziej zamożna mniejszość, na szczęście w jakimś stopniu to rekompensuje. Nie dotyczy to niestety trendów popularnych, i to jest powód popularności Zimmera.

            Na koniec mały bonus :
            https://www.youtube.com/watch?v=4BlLX03OJRU

            I teraz pytanie, czy obraz jest przewartościowany, czy niedowartościowany przez masową produkcję ?
            Ale to inny temat.

            LINK
            • Re: Odpiszę sobie tu

              Kathi Langley 2015-04-09 19:44:46

              Kathi Langley

              avek

              Rejestracja: 2003-12-28

              Ostatnia wizyta: 2024-11-21

              Skąd: Poznań

              Więc niestety(?), ale mamy fundamentalnie różny pogląd na funkcję sztuki (dobrze, że przynajmniej od strony faktualnej nie ma powodu do sporu ); myślę jednak, że zaprezentowana przeze mnie wizja, dająca się przenieść na każdą z płaszczyzn kultury, jakoś wyjaśnia moje podejście m.in. do muzyki.

              Z mojej strony odnośnie anegdotki taka tylko uwaga: czy ta recenzja nie była raczej dowodem ignorancji/chęci popisania się/zamaskowanego snobizmu dziennikarza? Skoro `bohomaz` (użyję roboczo) odstawał od reszty wystawy to jest to dosyć klarowny sygnał, jakie jest jej miejsce w całym dorobku; zatem, osoba wrażliwa i czujna względem wizytowanej wystawy powinna wyciągnąć z tego odpowiedni wniosek. Niestety, łatwiej jest dorobić ideologię do czegoś prostego i dzięki temu wieloznacznego, niż przyznać się do niezrozumienia bardziej skomplikowanej pracy.

              Nawiasem mówiąc, nie obraziłabym się za możliwość zobaczenia przykładów prac, bo na razie mam wyobrażenie jakiegoś amalgamatu Ernsta z Boshem i z witkiewiczowską Czystą Formą (skąd akurat on, to się nie wytłumaczę), i chciałabym to zweryfikować



              LINK
            • Re: Odpiszę sobie tu

              Krogulec 2015-04-10 00:02:57

              Krogulec

              avek

              Rejestracja: 2003-01-05

              Ostatnia wizyta: 2024-11-20

              Skąd: Szczecin

              Sztuka nie istnieje poza społecznym kontekstem i wartościami, które niesie w społeczeństwo. Jeśli w społeczeństwie króluje orgiastyczny nihilizm i płycizna umysłowa, moralna i zepsucie to sztuka staje się taka sama i jest równie pusta, bez znaczenia i przypadkowa. Na tym polega właśnie postmodernizm i współczesny kapitalizm, gdzie wartość istnieje tylko jako wyraz panowania i siły pieniądza. Innymi słowy: jeśli coś jest drogie = jest piękne. Ale niekoniecznie w drugą stronę. Autorytetami są obecnie właściciele galerii, bogacze ustalający wartość przedmiotów sztuki i ewentualnie tłum, który zmysłu estetycznego ma tyle ile ja na grałem symfonii.

              LINK
    • Re: industrial

      Kaerobani 2015-04-08 15:18:48

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Dark Count napisał:
      Trent zrewolucjonizował industrial i przy tym powinien zostać
      -----------------------

      Oj, tutaj chyba jednak jest gruba przesada. Trent Reznor sprawił swoim NIN, że industrial rock stał się powszechniej znany, bo odniósł wielku sukces komercyjny jak na tak niszowy gatunek, ale rewolucjonistami w industrialu byli (są) Justin Broadrick, SPK, Throbbing Gristle, Cabaret Voltaire czy Front Line Assembly.

      LINK
      • Re: industrial

        Dark Count 2015-04-09 02:36:14

        Dark Count

        avek

        Rejestracja: 2007-10-18

        Ostatnia wizyta: 2019-08-20

        Skąd: Ze schwabów

        Reznor z pewnością zmienił industrial. Wzbogacił go o elementy alternatywnego new wave i glamu, trochę a la Bowie, którego wcześniej w industrialu nie było (a przynajmniej nie w industrial metalu).
        Industrial jest gatunkiem nad wyraz szerokim i tak naprawdę o jednolitym nurcie można mówić od czasów KMFDM, RevCo etc.
        Z formacji, które wymieniłeś wiele było rewolucyjnych i przełomowych, ale niektóre z nich, nie mógłbym z czystym sumieniem nazwać industrialnymi (np. taki Cabaret Voltaire to mieszanka wszystkiego, znajdziesz tam techno, house, Noise, a nawet elementy jazzu jak dobrze poszukasz).
        Sukces komercyjny NIN naturalnie odniósł, ale prawdziwe dotarcie do mas, przypisałbym raczej Mansonowi, albo Rammsteinowi.

        LINK
        • Re: industrial

          Kaerobani 2015-04-09 11:46:46

          Kaerobani

          avek

          Rejestracja: 2015-04-04

          Ostatnia wizyta: 2016-07-04

          Skąd:

          Wielu by jednak stwierdziło, że Reznor to taki Zimmer industrialu, który zamienił nihilizm muzyki przemysłowej na pipczenie dla angsty nastolatków, ot, taki Korn czy Limp Bizkit, ale że traktuje się nadmiernie poważnie, to raczej Korn.
          Jakże jest różny od takiego Godflesha (który co ciekawe przewidział i zainspirował wiele motywów w tzw. nu metalu), który jednakże czerpie z symboliki martyrologii chrześcijańskiej i brzmi prawdziwie "cierpiętniczo". "Perfect Skin" jest wręcz jak soundtrack Drogi Krzyżowej.
          Manson to akurat "dziecko" Reznora, a Rammstein... to raczej Tanz-Metall, jak się określają, albo po prostu członek tego ruchu NDH. Nie uważam jakoby dzięki nim industrial przedostał się do szerszej świadomości, słuchają "bo fajne".

          LINK
          • Re: industrial

            Dark Count 2015-04-09 17:30:02

            Dark Count

            avek

            Rejestracja: 2007-10-18

            Ostatnia wizyta: 2019-08-20

            Skąd: Ze schwabów

            "który zamienił nihilizm muzyki przemysłowej na pipczenie dla angsty nastolatków"

            Właśnie z tego powodu odniósł komercyjny sukces.

            Jeśli Manson miałby być dzieckiem Reznora, to ja oświadczam, że do końca życia pozostanę bezdzietny. A tak na poważnie, ok - w czasach z the spooky kids robił mu za support i był producentem jego pierwszego udanego albumu, ale wszyscy wiemy, że dalsza współpraca między nimi nie układała się dobrze. Podobno już od pierwszego spotkania z Lynchem zrobiło się nieprzyjemnie.
            Już w 2007, z Timem Skoldem z KMFDM robił coś bardziej na kształt hard, gothic rocka z domieszką trashu. Z industrialem NIN miało to coraz mniej wspólnego.
            A propos Rammsteina, Tanzmetall to de facto nic innego jak industrial dance w wydaniu metalowym. Więc wychodzi na to samo. Niemcy mają fetysz zmieniania obcojęzycznych nazw na modłę własnego języka (coś jak Polacy z tytułami filmów hamerykańskich) i to wszystko.

            LINK
            • Re: industrial

              Kaerobani 2015-04-09 17:49:39

              Kaerobani

              avek

              Rejestracja: 2015-04-04

              Ostatnia wizyta: 2016-07-04

              Skąd:

              W każdym razie są ludzie, którzy by się oburzyli tym, co napisałeś. Ja niekoniecznie (choć z rewolucjonizowaniem się nie zgodzę), bo kilka płyt mam i kiedyś NIN lubiłem.
              Są też ludzie, którzy np. uważają R+ za zrzynę z Laibach, itp.
              Rewolucjonistą jest chociażby Broadrick, bo nie tylko zdefiniował industrial metal, ale także zainspirował post-metal (i poniekąd tzw. nu metal, wiele cech tej sceny jakby żywcem wzięto z Godflesha) i całą masę różnych wykonawców.

              LINK
        • Re: industrial

          Onoma 2015-04-10 01:02:18

          Onoma

          avek

          Rejestracja: 2007-12-06

          Ostatnia wizyta: 2024-01-06

          Skąd: Dołuje

          Dark Count napisał:

          Sukces komercyjny NIN naturalnie odniósł, ale prawdziwe dotarcie do mas, przypisałbym raczej Mansonowi, albo Rammsteinowi.

          -----------------------
          Tylko, że Rammstein jest akurat słabo znany poza kontynentalną Europą, ciężko ich porównać z NIN i Mansonem. Poza tym NIN sprzedał swój album z `94 roku w ponad 4 milionach kopii na świecie - to chyba można już liczyć jako `masy`.

          LINK
  • John Williams

    Kaerobani 2015-04-08 14:37:44

    Kaerobani

    avek

    Rejestracja: 2015-04-04

    Ostatnia wizyta: 2016-07-04

    Skąd:

    W jednym z postów Kathi Langley przewinął się wątek Johna Williamsa, jakoby na 150 filmów, które "umuzykalnił" wszystkie te kompozycje były takie same i że nie żyją własnym życiem, a jedynie dopełniają filmy (a niby po co były skomponowane).

    Jest ogromna różnica między muzyką z obu Jurassic Parków nad którymi pracował Williams. Gejszę z innymi soundtrackami Maestro łączy tylko jego nazwisko i Perlman. Jest wielka różnica między A New Hope a ESB/ROTJ - w Ep. IV mocno inspirował się, wręcz cytował innych klasyków, w pozostałych dwóch epizodach znalazł własny głos. W Nowej Trylogii zaś muzyka nabrała nieprawdopodobnego dostojeństwa.

    Zdarzają się Maestro jednostajne soundtracki i niezbyt udane (właściwie większość współczesnych od 2005 wzwyż), ale nadal to nie ujmuje kunsztu kompozytorskiego, bo jego muzyka nadal będzie lepsza i bardziej złożona od topornego Zimmera i tym podobnych nawet jeżeli powtórzy ją po tysiąckroć.

    A na deser coś dla uśmiechu:
    http://badassdigest.com/2014/06/16/what-if-hans-zimmer-scored-jaws/

    LINK
  • hm

    Bazy 2015-04-08 22:54:18

    Bazy

    avek

    Rejestracja: 2007-06-11

    Ostatnia wizyta: 2024-11-19

    Skąd: Expanded Universe

    Tutaj też już jest

    http://ja.gram.pl/blog_wpis.asp?id=1052611&n=25

    Niedługo będę się bał otworzyć lodówkę...

    LINK
  • Kondycja muzyki filmowej

    Kasis 2015-04-10 19:50:17

    Kasis

    avek

    Rejestracja: 2005-09-08

    Ostatnia wizyta: 2024-11-21

    Skąd: Rzeszów

    Mniejsza z tym, czy temat został założony w celu trolowania/nagonki na Zimmera/poważnej dyskusji/przeprowadzenia zamachu stanu. Samo zagadnienie kondycji muzyki filmowej w ostatnich latach wydaje mi się ciekawe. Ostatnimi czasy sama rozmawiałam o tym z kilkoma osobami, gdzieś jeszcze czytałam artykuł na ten temat.
    Zaznaczę na wstępie, że zawsze uważałam się za muzycznego ignoranta. Nie znam się. Nie będę pisała na ten temat jak wiele osób powyżej, moją wypowiedź można potraktować jako stanowisko przeciętnego słuchacza, choć troszkę zainteresowanego tematem ;] Muzykę filmową lubię, dość często jej słucham, ale nie jestem żadnym koneserem, nie mam zbyt szerokiej wiedzy na ten temat.

    Ale nawet nie będąc znawcą tematu, a tylko przeciętnym oglądaczem i słuchaczem, nie mogę nie zwrócić uwagi na fakt, że w nowych produkcjach o wiele rzadziej cokolwiek wpada w ucho. Wychodząc z kina (czy kończąc seans w domu) rzadziej niż dawniej mogę coś zanucić, rzadziej też czuję potrzebę by wrócić do muzyki z danego filmu, przesłuchania jej, odnalezienia jakiegoś utworu, który mi się spodobał. Muzyka po prostu się stapia z filmem, ale robi to w taki sposób, że jakby znika. Nie zwracam na nią uwagi. Natomiast, pamiętam jak od pierwszych scen zwróciłam uwagę na ścieżkę z "Pokuty". To wykorzystanie maszyny do pisania było czymś nowym, innym i sprawdziło się ( https://www.youtube.com/watch?v=SXoFtTZTJAw&list=PLF6BD69507A26F5B2 ). Coś takiego zapada w pamięć i właśnie takie wrażenie za rzadko robi na mnie teraz muzyka filmowa.

    Co więcej, nawet jak sięgnę później po soundtrack, to wydaje mi się, że częściej niż dawniej jest nijaki. Przy czym często jest całkiem zgrabny, ładny, ale po prostu nie zapada w pamięć. Nie jest charakterystyczny. Czasami trafią się jakieś dwa porządne utwory, ale co z tego, jak reszta mdła. Wiadomo, że i dawniej tak było, ale odnoszę wrażenie, że teraz wzrosła ilość. Pod wpływem tego tematu przejrzałam filmografię Alexandre’a Desplata. Tyle z tych filmów widziałam, ale o muzyce nie potrafię powiedzieć nic. Nie pamiętam, chyba taki mocno liryczny jest, ale nie wiem A może stałam się mniej wrażliwa na muzykę??

    Z drugiej strony faktem też jest, że trochę odsunęłam się od tej tematyki, dawniej bardziej ją śledziłam i więcej muzyki filmowej słuchałam. Może dlatego wydaje mi się, że jest teraz gorzej. A może właśnie dlatego się odsunęłam, bo mniej ciekawych pozycji mi oferowano?
    Wśród soundtracków 21. wieku znajdą się też udane. Mi na przykład podoba się muzyka do animacji "Wall-e" (Thomas Newman).
    Eve:
    https://www.youtube.com/watch?v=mKTRw3uHyDs
    First Date:
    https://www.youtube.com/watch?v=0964bowJTPI
    Define Dancing:
    https://www.youtube.com/watch?v=K-7LIojfezw

    Albo do pierwszej "Narnii" (Harry Gregson-Williams).
    Evacuating London:
    https://www.youtube.com/watch?v=sfZZWWvdWw8
    Only The Beginning Of The Adventure:
    https://www.youtube.com/watch?v=OXrI-ridCSg
    The Battle:
    https://www.youtube.com/watch?v=f_sMuo8Lujg

    Lub oczywiście nowe epizody Star Wars.

    Ogólnie rzecz biorąc, po roku 2000, powstały ciekawe ścieżki, które mi się spodobały, ale jak myślę o ostatnich kilku latach to jakoś ciężko rzucić jakimś tytułem. Pojedynczymi kawałkami prędzej. Np. Forbidden friendship z "How to Train Your Dragon" Johna Powella (ale tu też całość nie jest jakaś wciskająca w fotel):
    https://www.youtube.com/watch?v=6CJ96LGGP6w

    W temacie pojawiły się też wątki co ludzie rozpoznają, quizy itp. Przez lata brałam udział z moją lepszą połową (a na pewno lepszą w znajomości soundtracków ) w różnych konkursach muzycznych na konwentach, zdarzało się nam nawet jakieś wygrać. I często jak pojawiał się kawałek z filmu, do którego muzykę komponował Zimmer lub ktoś z jego stajni, pojawiało się wahanie. Bo tu czasami nie wystarczyło kilka taktów i zwłaszcza ja miałam wątpliwości. Zauważalne też było często, że ludzie mieli mniej problemów z rozpoznawaniem starszych kawałków. Ale może to wynika z samego osłuchania. Na pewno też zależy to od wieku uczestników.

    Moje zainteresowanie soundtrackami na dobrą sprawę zaczęło się od "Króla Lwa" (czyli Zimmer) i Gwiezdnych Wojen (Williams). Jest sporo kawałków, ścieżek Zimmera (czy ze stajni Zimmera), które mi się podobają i których słucham. Ale z biegiem lat straciłam do niego trochę serce, nowe ścieżki mnie nie porywają, są zbyt na jedno kopyto. Stał się dla mnie zbyt powtarzalny i często coraz trudniej odgadnąć mi ile w danych kompozycjach jest faktycznie samego Zimmera. Sam wspominałeś "The Rock", przy którym współpracował m.in. z Nickiem Glennie-Smithem, a który skomponował "Człowieka w żelaznej masce". Jak dla mnie miejscami brzmią baaardzo podobnie:
    https://www.youtube.com/watch?v=a9EdPe510uo
    https://www.youtube.com/watch?v=xl84mTb_ZkE
    Mimo to i niektóre z nowych kawałków Zimmera mi się podobają. Ale ogólnie wyżej oceniam jego starsze prace.

    Podsumowując, osobiście uważam, że w ostatnich latach trudniej o całą, ciekawą, zapadającą w pamięć ścieżkę filmową. I nawet starzy giganci jakby stracili pazur. Nowe soundtracki są zbyt nijakie, nawet jak są ładne, poprawne.
    Ale czy to wina Zimmera? To chyba za daleko idące wnioski.

    LINK
    • Re: Kondycja muzyki filmowej

      Kaerobani 2015-04-11 15:42:15

      Kaerobani

      avek

      Rejestracja: 2015-04-04

      Ostatnia wizyta: 2016-07-04

      Skąd:

      Sprawa jest dyskusyjna z dwóch powodów.

      Z jednej strony to tak naprawdę wina tych, co rządzą produktami dla mainstreamu. Dzisiaj jak coś się dobrze sprzedaje to reszta „wielkich graczy” również zamierza uszczknąć jak najwięcej z tego tortu. Żeby nie być gołosłownym dobrym przykładem z mojego ulubionego pola gierkowego jest chociażby popularność gier MOBA (wcześniej zwanych DOTA). Sukces odniosło League of Legends, nagle każdy zapragnął mieć w swoim katalogu grę z tego gatunku – nie zważając w ogóle na fakt, że gracze pokochali jedną grę i nie rozstaną się z nią dla najczęściej odtwórczego badziewia żerującego na popularności gatunku (choć często pomaga tu niestandardowe podejście – szansę ma przedstawiciel podobny, ale jednak odmiennie robiący pewne rzeczy). Czy też fakt, że po Modern Warfare, Halo i Gears of War strzelaniny AAA są skonstruowane tak samo. Tak samo jest z Zimmerem – stał się popularny, jego styl również to nagle wszyscy go zapragnęli zaprząc do prac nad swym filmem lub nagabują wynajętego kompozytora, by nawiązał swoją pracą do tego, co się sprzedaje.

      Z drugiej jednak strony Zimmer jako rozdający karty też jest winien, bo w końcu nad ogromną liczbą produkcji Hollywood pracują muzycy z jego stajni, którzy przyjmują styl szefa. Jeden Zimmer to opcja, cała masa „Zimmer wannabes” to już chyba trochę za dużo, skoro nawet mówi się, że taki Alan Silvestri sprzedał swoją duszę i zaczął komponować „nudne, pompatyczne pseudo-epiki”. Nie wiem jak z nim jest, bo go nie słucham, natomiast zastanawia mnie Giacchino, gdy obejrzałem trailer okraszony jakimś badziewiem (całe szczęście, że w filmie powinno go nie być – tak samo było z Tin Tinem), a ktoś skomentował, że „to brzmi jak styl Giacchino” to posmutniałem na tę wieść, choć go tak naprawdę nie cenię.

      Jest jeszcze inna sprawa, której chyba nie poruszono jeszcze tak naprawdę w tym wątku – gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, a gdy kompozytorów sześciu, tam nie ma co słuchać. Gdy nad danym filmem pracuje kilku kompozytorów to przynajmniej jeden z nich może jako tako ratować całość, ale przez to cały soundtrack jest bardzo nierówny i nieprzemyślany, gdyż łączy różne wizje w jedno. Przypomina mi się jeszcze The Rock właśnie – te kompozycje, które pamiętam i które były dużo lepsze są Howarda...

      I szczerze mówiąc – Zimmer stoi ciągle w miejscu. Przez te kilkadziesiąt już lat chyba powinien już dawno temu rozwinąć się w technikach kompozytorskich. Przecież pracowało z nim tylu bądź co bądź utalentowanych muzyków i kompozytorów. Danny Elfman bardzo mocno się rozwinął (zresztą start w muzyce symfonicznej z prawdziwego zdarzenia miał bardzo mocny – Batman forever!), generalnie każdy chyba staje się coraz lepszy i coraz sprawniejszy, więc czemu nie Hanso?

      LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..