W 2011 roku zorientowałam się, że prawie przestałam czytać książki i postanowiłam się poprawić (/b.php?nr=490310). Jak na razie poprawa nastąpiła.
W 2014 roku, tak samo jak w 2013, przeczytałam 22 książki. Znów troszeczkę zabrakło do średniej 2 na miesiąc. Jak pisałam w poprzednim roku, nie przejmuję się już tym, że inni czytają więcej i że ja sama kiedyś czytałam więcej. Po prostu staram się czytać, nawet jeśli troszkę mi smutno, że nie przerabiam tyle książek co dawniej. Mam jednak świadomość, że to zwykle mój wybór. W każdym razie odkąd mi się „polepszyło” to znowu mam coraz większego smaka na czytanie. Wiadomo, apetyt wzrasta w miarę jedzenia… Szkoda tylko, że nie zaspokajam go tak jakbym chciała. Ale, nie jest też źle. Ba, według nazewnictwa używanego w wynikach badań Biblioteki Narodowej ( http://wyborcza.pl/piatekekstra/1,142298,17297141,Polacy_poza_kultura_pisma.html ) zaliczam się do „intensywnych czytelników”, ponieważ czytam ponad 7 książek rocznie. Dla mnie to śmieszne troszkę, bo nawet te moje 22 nie wydają mi się wynikiem upoważniającym mnie do nazywania się „intensywnym czytelnikiem”. Jak już to takim „zadawalającym”. Intensywny IMO to taki co te 7 książek przeczyta, ale w miesiącu
W ubiegłym roku ponownie wybierałam zdecydowanie raczej lekką literaturę. Znowu sporo kryminałów, trochę fantastyki (czyli jak wynika z ww. badań, nic oryginalnego ), wróciłam też do kilku książek, które już kiedyś czytałam (atak nostalgii). Miałam napisać krótkie recenzje kilku tytułów jak poprzednio, ale nie robiłam tego na bieżąco, a teraz jakoś wenę straciłam. Wspomnę tylko kilkoma słowami o garstce.
Bardzo pozytywnie odebrałam kryminał J.K. Rowling - „Wołanie kukułki” (pod pseudonimem Robert Galbraith). Oceniam go o wiele lepiej niż „Trafny wybór”, lekko się czytało, wciągający i ciekawy. Drugi tom leży już obok łóżka.
Opowiadania Alice Munro („Zbyt wiele szczęścia”) dostałam w prezencie i cieszę się, że tak się stało, ponieważ nie wiem czy bym po nie sięgnęła sama z siebie. Bardzo dobrze mi się je czytało, tylko tytuł taki trochę przewrotny, bo mnie osobiście bardzo melancholijnie nastrajały w większości. Podobał mi się sposób w jaki autorka przedstawiała świat, bohaterów.
Zaliczyłam też bestseller Markusa Zusaka „Złodziejka książek”. I znowu bestseller jak to bestseller, nie powalił zgodnie z zapowiedziami, ale muszę przyznać, że wszedł gładko i szybko. Niektóre elementy podobały mi się nawet bardzo, ciekawie czytało się o życiowych realiach w Niemczech w czasie wojny (jednak częściej przedstawia się życie ludzi z tego okresu żyjących w innych miejscach). Czułam jednak, że czytam książkę skierowaną do młodszego czytelnika i choć zwykle mi to nie przeszkadza, to tu jakoś bardziej zwracałam na to uwagę. W każdym razie wydaje mi się, że to dobra książka dla młodszych, którzy wchodzą dopiero w tematykę wojny.
Zawarłam też w zeszłym roku znajomość z Camillą Lӓckberg, a raczej jej kryminałami. Nie są to może najbardziej odkrywcze książki tego typu jakie czytałam, ale i tak są bardzo wciągające (zwłaszcza jak ktoś lubi ten typ literatury) i czytam je z dużą przyjemnością. Podoba mi się, że obok kryminalnych wątków jest sporo miejsca na przedstawianie szwedzkiej prowincji, szwedzkiego życia.
Natomiast Star Warsy znowu kiepsko, tylko jedna pozycja - „Skok millenium” Zahna. Do tego dość rozczarowujący tytuł. Z jednej strony coś nowego, wzorowane na Oceans’ 11 etc., ale jakoś tak nudnawo wyszło. I jak zwykle wszyscy ciągle na siebie wpadają w tej olbrzymiej galaktyce ;] Choć przyznaję były momenty kiedy się ubawiłam (Indiana).
Nowy rok zastał mnie z czterema zaczętymi książkami (powrót do starych zwyczajów ) i dużymi chęciami. Dwie sztuki w styczniu przeczytałam, więc na razie poziom jak w poprzednich latach.
Zastanawiam się czy nie wprowadzić znowu większego zróżnicowania, bo niektóre klimaty rzadziej ostatnio odwiedzam, a zawsze lubiłam przeplatać gatunki, autorów. Na półkach stoi sporo nowych tytułów, które zdecydowanie mogłyby mi urozmaicić czytanie. Sęk w tym, że mam skłonność do sięgania najpierw po książki, które pozornie są mniej dostępne (pożyczone od kogoś czy z biblioteki). Tymczasem te w domu stoją i czekają, bo przecież są pod ręką.
Z drugiej strony kończę właśnie porządki w zbiorach książek oraz komiksów i zebrałam pokaźny stosik rozpadających się książek. Są w fatalnym stanie, a pochodzą głównie z kiermaszów taniej książki (50gr - 1zł / szt.) lub zostały w ostatnim czasie wywalone przez moją mamę z jej biblioteczki. Nabywałam i zostawiałam je z myślą - przeczytać i wywalić - ale ze względu na ich paskudny wygląd zwykle upychałam je gdzieś po kątach, a potem zapominałam. Włożyłam teraz wszystkie do jednego kosza i chyba postawię gdzieś w okolicach łóżka ku pamięci. Będę starała się „zaliczyć” zawartość tego kosza w tym roku, co oznacza sporo raczej starych lektur i kurzu przy czytaniu.
Niestety katastrofą nadal są komiksy Zdecydowanie nie udało mi się zrealizować w 2014 roku postanowienia, żeby więcej ich czytać. Może w tym roku będzie lepiej. Może nawet zacznę od dzisiejszego wieczoru? Tylko od czego??