Nie żeby coś, ale to o czym mówisz dotyczy praktycznie wszystkich filmów, książek, komiksów, seriali, gier i jak tam jeszcze da się opowiadać historie z nieletnimi bohaterami. Gdybyśmy zaczęli szukać źródeł, skończylibyśmy prawie na pewno na mitach, a może i na innych malowidłach ściennych z epoki kamienia łupanego i wychodzenia płazów na ląd. Musiałbym się dobrze zastanowić, by przypomnieć sobie bohatera, niekoniecznie zresztą nastoletniego (choć w przypadku dorosłych nie ma to specjalnego znaczenia, ewentualnie w wariancie serii sci-fi/fantasy/komiksowej/młodzieżowej, którego rodzice wciąż żyją. A nawet jeśli, to nie-martwi rodzice wskakują do kolejnego wariantu ( ojca-z-problemami-z-synem-po-śmierci-matki (z wariacjami typu Imperium kontratakuje). Od biedy (wariant C, od klasy filmów zresztą) - rozwodzący i kłócący się rodzice + dzieciak odkrywający jakąś tajemnicę, nikt mu nie wierzy... każdy wie jak to idzie dalej, wystarczy rzucić okiem na Polsat w dowolne niedzielne przedpołudnie.
I samo w sobie może nie byłoby to złe, czasem pojawiają się znośne wariacje, czasem faktycznie jest to jakoś ładnie wplecione w fabułkę, ale mam wrażenie, że z roku na rok te i tak już oklepane wątki są robione coraz bardziej na odwal się i nikt się z tym nawet nie kryje - a na ekranie już-już wisi plakietka "sieroto-wybrańcze, zabiłem twoich starych żebyś mógł przeżywać beztrosko przygody, polecam i pozdrawiam, Dave Filoni, dzieci, bawcie się dobrze".
Wiadomo, taki zabieg pozwala pozbyć się z historii niewygodnych elementów, a jednocześnie od razu daje do ręki (również niemal zawsze wykorzystywany) gotowy wątek śmierci, za którąś kryła się jakaś tajemnica - podstaw inne imiona do schematu i hulaj dusza, zanim się obejrzysz robisz już trzeci film/sezon/tom. Tylko, że scenarzystom coraz rzadziej chce się w ogóle bawić w jakieś wariacje czy minimalne tuszowanie kalk, i zazwyczaj to serio przybiera postać "no chcieliśmy dzieciaka bez zobowiązań, co zrobisz, nic nie zrobisz". W bajach takie rzeczy opycha się hurtowo, bo docelowa widownia to tabula rasa i dla nich wszystko jest nowe, a nawet jak już to widzieli w 2, 3, 40 bajach to i tak zapominają - jeśli dzieciaki w ogóle zastanawiają się jeszcze nad czymś takim jak fabuła i potrafią zapamiętać wydarzenia na dłużej niż tydzień. Biorąc pod uwagę tzw. proceduralność, która dzieli i rządzi w świecie seriali, wątpię, a to skakanie z kwiatka na kwiatek w Rebelsach też znikąd się nie bierze.
Wszyscy to wiedzą, wszyscy z tym żyją, wszyscy na to narzekają, a Dave Filoni i tak buduje sobie za hajs z disnejuf bunkier na kapelusze Rzycie, rzycie, sesja, sesja, cojapiszem.