Cóż ja z prawem nie mam już nic wspólnego od około dziewięciu lat i chętnie posłucham kogoś kto w prawie siedzi. Napiszę jak ja to widzę (przy czym zaznaczam, że sam nie mam zamiaru nikogo pozywać, bo tak jak Shak-Ti napisała dla mnie to też czysty absurd).
Czy nie ma szans na wygraną. Widzę kilka opcji, które mogły by zostać użyte podczas takiego procesu.
Zacznę jednak od dwóch innych spraw, które są w tej sprawie, moim zdaniem, ważne:
1. W USA panuje prawo precedensowe (common low) w przeciwieństwie do europy gdzie panuje prawo kodeksowe (civil low)
2. W USA panują realne zasady rynkowe w odniesieniu do usług prawnych (w przeciwieństwie do Polski, gdzie rządzą umowy między klanami prawników)
Co z tego wynika. Prawo precedensowe daje taką oto możliwość, że jeżeli odbyła się podobna w USA sprawa (i to jest zwrot klucz) i została wygrana, to szanse na zwycięstwo są prawie stu procentowe (druga strona będzie robić wszystko by udowodnić, że te dwie sprawy nie są identyczne i tylko w ten sposób może wygrać).
Struktura rynku USA w tym segmencie powoduje, że każdy młody prawnik z ambicjami (tudzież kancelaria), marzy o sprawie, dzięki której będzie mógł się wybić. Wygranie takiej sprawy gwarantuje rozgłos.
A teraz to co przemawia na korzyść hardcorów EU:
1. Zostali wprowadzeni w błąd. I to da się udowodnić. Wystarczy skonfrontować kampanie reklamowe książek, gier i komiksów z tym co mówił G. Lucas. Oraz wszelakie oficjalne informacje na temat osób, które odpowiadały za kanon SW. Logiczne jest, że skoro były takie osoby, to można było domniemywać, że książki, gry i komiksy były postrzegane jako kontynuacje.
2. Udowodnienie tego, że ludzie inwestowali w EU tylko dlatego, że zostali przekonani, że filmy, książki i komiksy są kontynuacjami filmów również nie powinno stanowić problemu. Wystarczy pogrzebać na forach i z archiwizować swoje własne wypowiedzi z różnych lat na temat swojej pasji. Na pewno znajdzie się w nich wiele informacji potwierdzających tą tezę.
A zatem mamy wprowadzenie w błąd oraz działania (w tym wydawanie pieniędzy), które są konsekwencją owego wprowadzenia w błąd. To są podstawy, na których dobry prawnik może oprzeć swoją linię ataku. Oczywiście druga strona nie będzie spokojnie stać i się przyglądać takim działaniom.
Inna sprawa to to do kogo należało by kierować ewentualne roszczenia. Na pewno nie do Disneya. Dlaczego? Bo ta firma niczego nie obiecywała. Jedynie kupiła prawa do marki i zgodnie z prawem robi z nią co chce.
G. Lucas zapewne też nie może być podmiotem takiego roszczenia. W końcu od początku twierdził, że kanon to tylko filmy.
Na placu boju pozostają licencjobiorcy, ewentualnie ta firma córka Lucasa, która powołała zespół do spraw kanonu.
Oczywiście to wszystko należałoby skonfrontować z prawem USA, którego nie znam. Moje wywody opieram jedynie na instytucjach prawa, które są wspólne dla obu systemów.