https://www.youtube.com/watch?v=nNHsA4WIFvc
Stacja Showtime zamówiła 9-odcinkową kontynuację wydarzeń z Czarnej Chaty i Miasteczka Twin Peaks. Wszystkie odcinki wyreżyseruje David Lynch.
JARAM SIĘ !!!!!!!!!!!!!!!!!
https://www.youtube.com/watch?v=nNHsA4WIFvc
Stacja Showtime zamówiła 9-odcinkową kontynuację wydarzeń z Czarnej Chaty i Miasteczka Twin Peaks. Wszystkie odcinki wyreżyseruje David Lynch.
JARAM SIĘ !!!!!!!!!!!!!!!!!
jak Apo, ale ze smutku, że kolejna legenda dostanie grubą rysę.
Kiedyś jeszcze myślałem, że jak sam oryginalny twórca zabierze się za coś co robił -naście/dziesiąt lat temu, przy innym mózgu, innych używkach - to to jeszcze będzie zjadliwe.
Ale potem okazało się, że status realnie "kultowy" jest nie do podrobienia i że nie da się wrócić, nie da się ogarnąć tej samej hmm magii.
Najlepiej by było gdyby jakaś grupka, chociaż mała sięgnęła przed tym po klasykę. Albo po. Klasyki nie znając.
Ale niestety - tu też realia są bezwzględne. Nikt (w sensie tak mało, że dla mnie nikt) tego nie zrobi, a wyrosną tabuny "ekspertów", hejtujących mianem hejterów tych co srali po nogach widząc BOBa, niejako Bukę w innym wydaniu
Źle się dzieje, ale ludzi pokroju
http://i.imgur.com/aVZgT.gif
jest więcej od tych, którzy sprzeciwiają się żerowaniu na, właśnie, "kultowości".
Lord Bart napisał:
jak Apo, ale ze smutku, że kolejna legenda dostanie grubą rysę.
Kiedyś jeszcze myślałem, że jak sam oryginalny twórca zabierze się za coś co robił -naście/dziesiąt lat temu, przy innym mózgu, innych używkach - to to jeszcze będzie zjadliwe.
Ale potem okazało się, że status realnie "kultowy" jest nie do podrobienia i że nie da się wrócić, nie da się ogarnąć tej samej hmm magii.
Najlepiej by było gdyby jakaś grupka, chociaż mała sięgnęła przed tym po klasykę. Albo po. Klasyki nie znając.
Ale niestety - tu też realia są bezwzględne. Nikt (w sensie tak mało, że dla mnie nikt) tego nie zrobi, a wyrosną tabuny "ekspertów", hejtujących mianem hejterów tych co srali po nogach widząc BOBa, niejako Bukę w innym wydaniu
Źle się dzieje, ale ludzi pokroju
http://i.imgur.com/aVZgT.gif
jest więcej od tych, którzy sprzeciwiają się żerowaniu na, właśnie, "kultowości".
-----------------------
Ale, z tego co wiem, od początku miało być większym projektem. Lynch zawsze o tym mówił. Niewiele osób wie, że show ściągnięto z anteny ... bo miał słabą oglądalność. Znam wielu fanów, którzy myślą, że "czerwony" koniec był zamysłem Davida
Szkoda, że bierze się za to po tylu latach, obsada przecież nie wróci (a jak wróci no to trzeba będzie fabularnie uzasadnić upływ czasu, przecież nie będą ich chyba odmładzać? xD) więc pewnie trzeba będzie mocno zmienić oryginalny zamysł ciągu dalszego ... ale z drugiej strony, kto wie? Może wcale nie?
Ja wiem że ostatnio każdy "powrót" (czy to marki, czy to twócy) kończył sparzeniem się, ale czy to już musi być zasada? Może to będzie wyjątek.
dlaczego go zdjęli, w 91 miałem ze 6 lat i pamiętam tylko muzykę. Potem widziałem powtórkę i od razu przypadło mi do gustu.
Fakt, że z 35 milionów otwarcia i nastu pierwszego sezonu, zaliczono spadek do 7. Chciałbym jednak zauważyć, że były to trochę inne czasy, a fapowany np. Lost nigdy nie miał takiego otwarcia, a ostatnim sezonem zjechał również do 7-8 za odcinek.
Zresztą ja nie mówię o szerokich masach, ale o pewnym hmmm posmaku "kultu" nie dla wszystkich. Tyle, że on nabrał mocy już pewnie za SE01, nie jak np. Fight Club, po VHSkach.
Projekt projektem, ale nawet jeśli to będzie dobre (bo dlaczego nie?) to eeee nie będzie tego samego smaku. Nie może być, bo 20 lat robi zaje-różnicę. Widzę to teraz czytając Secret Service...
Lord Bart napisał:
dlaczego go zdjęli, w 91 miałem ze 6 lat i pamiętam tylko muzykę. Potem widziałem powtórkę i od razu przypadło mi do gustu.
A ja miałem 2 lata, więc też raczej nie pamiętam ;d Czytałem gdzieś tam przy jakieś okazji po prostu.
Widzę to teraz czytając Secret Service...
Tak totalnie po-offtopujmy w takim razie - SS zamierza, po swoim kambeku, wybić się głównie publicystyką? Zupełnie przez przypadek wpadł mi w łapy magazyn "Gramy" - mnóstwo publicystyki, w zasadzie mało recenzji, mało screenów, wszędzie ściany tekstu. Magazyn już wychodzi od wielu miesięcy, gdyby nie to że przeglądałem sobie prasę na śródmieściu to bym się nawet o nim nie dowiedział.
Nie wiem czy warto, szczerze mówiąc nie zaglądałem do niego jeszcze. Niemniej, to wcale nie tak, że SS "wypełni jakąś pustkę na naszym rynku"
szczerze co zamierzają. Chwilowo zaczęli od jakiejś wpadki z okładką, a środek? Dyskusyjny, z czasem skroję reckę, ale muszę się przyłożyć.
Fajnie gdyby Sikret stał się magazynem jak np. Książki od Agory, gdzie o jednym tytule masz 3-4 ściany tekstu i to jest świetne, bo nigdy bym nie przeczytał tego na monitorze. Nie potrafię.
Nie mniej trzymając w rękach 95 i 97 - nie jest to to samo. Nie wiem czy nawet mogłoby być. Więc zastanawiam się co czuje Lynch...
Panowie, ale offtop zrobiliście
się fragmentarycznie, zrobi się to z czasem.
Nie bój żaby, nadrobimy spamem jak to to wyjdzie. Mimo wszystko zacisnę szczękę i obejrzę do końca.
To jednak Lynch.
"Stacja Showtime nie skasowała projektu. Odszedłem, ponieważ po roku i czterech miesiącach negocjacji nie zaoferowano mi wystarczającej kwoty pieniędzy, abym mógł zrealizować scenariusze w sposób, jaki uważałem za konieczny. W weekend kontaktowałem się z aktorami, dając im znać, że nie będę reżyserować. „Miasteczko Twin Peaks” nadal żyje w stacji Showtime. Kocham świat „Miasteczka Twin Peaks” i żałuję, że sprawy nie potoczyły się inaczej – napisał twórca."
- D. Lych.
"Jesteśmy zasmuceni po przeczytaniu oświadczenia Davida Lyncha, ponieważ sądziliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze do wypracowania z Davidem i jego przedstawicielami kompromisów w kilku nieścisłościach w kontrakcie. Showtime także kocha świat „Miasteczka Twin Peaks” i nadal mamy nadzieję, że uda nam się powrócić do niego w chwale z obydwoma twórcami – Davidem Lynchem i Markiem Frostem."
- Oświadczenie Showtime.
David Lynch i Marc Frost napisali scenariusze 3. sezonu. Lynch miał wyreżyserować wszystkie odcinki, które mają być kręcone na taśmie 35mm. 3. sezon jest zaplanowany na 2016 rok.
Ktoś powiedział "Niewolnicy Mamona bywają - niestety - władcami ludzi."
Chciałoby się sparafrazować "Niewolnicy wyników finansowych studia/stacji bywają - niestety - wpływowymi władcami (często) świetnych tytułów".
Mnie ta wiadomość cieszy. Może i X-f padnie
w końcu sezon drugi wydaje się nieco urwany; zresztą gdzieś czytałem że Twin Peaks planowane było na 3 sezony, tyle że wówczas nie starczyło im funduszy. Szkoda, że teraz ponownie niby nie wszystko jeszcze stracone ale czarno to widzę - niby mogliby to zrobić bez Lyncha, ale chyba nikt nie oczekiwałby czegoś ekstra
Trzymam kciuki żeby mimo wszystko wyszło.
Wydaje mi się, że Lynch i tak się tym zajmie, po prostu chce zgarnąć jak najwięcej kasy. Akcja społeczna i hashtagi na portalach już ostro działają, może to i część kampanii reklamowej, w którą wciągnięto lemmingi? XD Reklama dla show, więcej kasy dla Davida, wszyscy happy.
będziecie oglądać? Niedziela/poniedziałek coraz bliżej... ja to nie wiem, jestem jak cnotka przed wiejską imprezą - chciałabym, ale się boję.
Problem w tym, że widziałem to "nowe" X-files i inne tego typu rzeczy i ludzie po prostu nie umieją zrobić tego samego, próbują przekładając na nasze czasy, ale nawet oryginalnym twórcom nie wychodzi.
Nie wiem... chciałbym i boję się
odcinki już szurają po Internetach. Wieczorkiem seans. Hype train has no brakes!
Właśnie zabieram się do oglądania. Są już pierwsze dwa odcinki
Po pierwszych 15 minutach jestem wniebowzięty. Jedna uwaga, więcej tutaj Lyncha niż Twin Peaks. Fani Lyncha będą w siódmym niebie, ultrasi Twin Peaks mogą się nieco rozczarować. Ale to tylko 15 minut, zobaczymy jak dalej, na chwile obecną jestem zajarany
Jest dobrze. Nie ma co tego porównywać do revivali Heroes (średni), Prison Break (słaby) czy X-Files (tragedia). Lynch to Lynch i poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
Pierwsze dwa odcinki są właśnie do oporu Lynchowe, a mało Twin Peaksowe. Reżyser nie bierze jeńców już od samego początku, nie stara się zrobić czegoś przystępnego widzowi (ciekawy jestem jak to się odbije na oglądalności, niemniej szacunek że dziś jeszcze ktoś tak beztrosko ma w d... przypodobanie się masowemu widzowi), mamy ostrą psychodelę.
Fabularnie ciężko mi się wypowiedzieć, to w końcu dopiero dwie pierwsze godziny z, jak to określił Lynch, 18-godzinnego filmu. Zaczęło się, jest intrygująco, nie mam zielonego pojęcia w jakim kierunku to pójdzie i to jest fajne. To jest rasowy trzeci sezon, nie tam żadne "event miniseries" będące soft-rebootem po latach, z tymi samymi bohaterami ale z odcięciem od fabuły. Wątek Coopera jest bezpośrednią kontynucją cliffhangera z 2x22 i za to również szanuję Lyncha i Frosta w opór. To jest coś dla fanów serialu, jeśli myślisz że nie musisz znać poprzednich sezonów - to się srogo zdziwisz.
Wróciły już niektóre znane nam postacie, sporo jeszcze się nie pojawiło, no ale ciężko żeby tak było - przy tak ogromnej obsadzie.
Ogromny plus za otwarcie - pierwsza scena to początek spoilera retrospekcja z drugiego sezonu, ze sceny gdzie Laura mówi Cooperowi w Poczekalni że spotkają się ponownie za 25 lat. I tak jest. Mistrzostwo. koniec spoilera Kto inny robi takie rzeczy? Wow.
Są już na sieci odcinki 3 i 4, dziś zapewne pocisnę dalej. Ocenić dokładniej będzie można dopiero gdy już poznamy główny zamiar fabularny, ale pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Czy trzeci sezon sprosta legendzie dwóch pierwszych, które uważam - zaraz za BSG - za najlepszy serial w historii? Za mało jeszcze widziałem żeby odpowiedzieć na to pytanie. Ale jest szansa.
Powiem tak...
Gdybym jak zapewne niektórzy, miała czekać 25 lat, czy ile to tam wyszło, na kontynuację Miasteczka Twin Peaks. I w końcu dostała TO COŚ, co wczoraj mi biednej zaserwowano...Podejrzewam że naszłaby mnie ochota znalezć solidny pieniek, gadający czy nie, i przywalić nim dziadkowi Lynchowi przez łeb. 😡
TEN PLACEK Z WIŚNIAMI ZALATUJE PLEŚNIĄ!!!
Z całym szacunkiem, bo przygłuchawego Gordona lubię, bawił mnie. Na szczęście, jako że jestem widzką i heh, fanką MTP dopiero od jakichś trzech tygodni, moje emocje są dużo słabsze.
A wg mnie, przynajmniej w 3x01-3x02, wyszła TRAGEDIA. Tak jakby staruszek David zupełnie zapomniał jak się seriale kręci...
Należę też do tych którzy uważają że ten serial byłby niemal doskonały (poza np. męczyduszą do porzygu Jamesem - jego song "You&Me", co to do kuffy nędzy miało być?!?, Donną drewnianą twarzą, Josie, i tymi żenującymi romansami, `trójkątami i czworobokami." No i BOB, który rzekomo tak przerażał. Mnie te miny i wydziwy bardzo zaniedbanego dziadygi z ohydnym uzębieniem raczej śmieszyły niż straszyły) gdyby skończył się na wyjaśnieniu zabójstwa Laury. Potem to już Lynch imo rozwlekał niepotrzebnie tematy poboczne. Zjadał jak to się mówi własny ogon, prześcigając się w nie tylko że durnych pomysłach. Durne to mogły być, wręcz taka konwencja. Ale wątki nudne i męczace są imo niewybaczalne. 😱
Najbardziej jestem wkurzona o niestety, śmieszne i na siłę próby "odgrzania starego kotleta". Np. ledwo trzymający się na nogach staruszek Jerry, który trzesącym się głosem zaczyna rzucać "dowcipasy w swoim starym stylu" do brata: Czy już zaliczyłeś?
Udawany luz - i to strasznie - przestaje być luzem. 😔
No i nie wybaczę Lynchowi wrzucenia Coopera do kombajnu - mam na myśli zmielenie jego genialnego, niepowtarzalnego charakteru, wyplucie i wtłoczenie w COŚ, czym postać ta nigdy nie była. Taak wiem, WPŁYW Czarnej Chaty, ale mimo wszystko... Pozbawienie mojej ulubionej postaci z Miasteczka Twin Peaks DOSŁOWNIE wszystkiego - poza samą twarzą pana Kyle`a - za co go ceniłam...Przykro mi się na to patrzy, przykro się słucha gdy niszczy się najfajniejszego i najporządniejszego agenta FBI ever. LYNCHU JAK MOGŁEŚ?! SZYKUJ SIĘ NA LINCZ!! 😤 😝
Nie skreślam jeszcze 3 sezonu, bo na to za wcześnie. Ale jak na razie to imo "Powrót Króla Lyncha" pachnie spektakularną porażką. Szkoda byłoby, bo serialicho stworzył swego czasu zacne w ogromnej mierze, mimo sporej ilości minusów MTP miało swój niepowtarzalny, magiczny wręcz klimat, urok i jakby to ująć, sympatyczność.
Nie żebym się nie spodziewała takiego obrotu spraw, ale i tak, przykre dla kogoś kto był tym serialem, przynajmniej do połowy 2 sezonu - zachwycony...Choć i później zdarzały się wątki miodne jak Prawie Romans przeuroczej byłej zakonnicy Annie i Dale`a 💞 Jedyna love story w Miasteczku, które chciałam żeby zaistniało i kibicowałam nawet. ( no, może jeszcze liczyłam odrobinę na cosik między Audrey i Cooperem, ale ostatecznie chyba wolę tak. Miało to swój czar w "niespełnieniu". )
Drodzy Bastionowicze, jakiego mema byście wrzucili pod tym postem? Mi pierwsze co przyszło na myśl to "it`s time to stop posting", ale pare dni temu wrzuciłem to Ludwisiowi i nie chcę się powtarzać. Jakieś pomysły?
Może takiego?
https://img.memesuper.com/b0e00f33f4b8024b99ecf643451fa311_stahp-weknowmemes-generator-stahp-meme-cat_550-417.png
Ewentualnie:
http://i0.kym-cdn.com/photos/images/newsfeed/000/126/314/3cd8a33a.png?1306264975
W ostateczności:
http://i3.kym-cdn.com/photos/images/facebook/000/490/414/1a7.jpg
xDDD
Podszczypujecie ją lekko tymi menmicznymi obrazki, a ona tam odprawia dzikie tańce z radości, że atencjomierz zaraz jej wystrzeli w powietrze.
Niestety twoja bujna fantazja cię zawodzi. Jedyna moja reakcja to zażenowanie na twarzy, na widok przedszkolnej urazy tych których tak bardzo boli odmienna od ich własnych opinia. 😔
Czyżby panowało tu powszechne fanboystwo Lyncha? Nie żebym była zdziwiona. W końcu "to trendy".
Nie wiem jak innych, mnie bolą głupie opinie, stąd też staram się unikać twoich postów, żeby nie wpadać w wieczną spiralę atencyjnej prowokacji, ale jakoś tak odruchowo zacząłem czytać tego twojego posta powyżej no i klops xD
Shedao Shai napisał:
Nie wiem jak innych, mnie bolą głupie opinie, stąd też staram się unikać twoich postów
-----------------------
Mam tak samo w stosunku do ciebie. Ale problem polega na tym, że to ty najczęściej nakręcasz offtop, JAK TERAZ, za co mnie się dostaje.
Więc, z łaski swojej, przestań to robić.
Ze swojej strony już widzę poprawę i pracę nad sobą - od pewnego czasu większości twojego bredzenia nie komentuję, teraz piłeczka po twojej stronie, znajdź w końcu pomoc psychologiczną albo chociaż jakiegoś korepetytora który poprowadzi cię za rączkę przez świat popkultury, żebyś przestała produkować taki absurdalny bełkot, a zaczęła normalne posty z opiniami. I wszyscy będziemy szczęśliwi.
Tak jak napisał wyżej Shedao. Tu chodzi ogólnie o durne opinie, a że padło jak pisałaś o Twin Peaks... Napisałabyś taką głupotę o czym innym, to też byś była zjechana. Pomijam już ten Twój styl pisania. Myślisz, że jesteś fajna pisząc w ten sposób o wszystkim, ale niestety nie jesteś.
Może ten post nie jest aż tak zły na tle całokształtu twojej twórczości- co nie znaczy, też że jest dobry. Myślę, że tu nie o fanbojstwo idzie, ale o markę jaka sobie wyrobiłaś na forum. Jestem tutaj ledwo moment w porównaniu ze starą załogą, a od długiego czasu traktuje cię bardziej w ramach kreacji, czy jakiegoś wyrachowanego projektu aniżeli usera, który pisze zupełne ze szczerego serca. Problem w tym, że kreować też się trzeba umieć i ty jesteś antywzorem zabawnego wizerunku, gdzie zamiast fajnych żartów między słowami potrafisz cedzić jad. O czym ty świadczy?
ZARAZ. Ty naprawdę myślisz że piszę te rzeczy PO TO ŻEBY WYDAĆ SIĘ FAJNĄ?! HAHAHA. Nie wiem czy przez rok napisałam choć jeden post w tym duchu. Yyy, widzisz, gdybym zamiast tego co naprawdę myślę i co jest po prostu moją opinią na temat, "chciała wydać się fajną", jak ci się wydaje, tobym tu np. piała z zachwytu nad byle czym co Lynch zrobił. Jęczała bym na prequele, wychwalała OT i TFA. Zachwycała się Hiddlestonami, GotG, komiksami z EU, 5% Vaderem, tak popularnym, etc, etc. A tak nie jest.
I ja koñczę offtop
I znów ten sam bełkot. Ty cholernie generalizujesz i wrzucasz wszystkich do jednego worka. Wbrew twoim halucynacjom nie wszystkie userki na Bastionie mają mokro na widok Hiddlestona, nie wszyscy tu się jarają filmami Marvela, nie wszyscy uwielbiają TFA, nie każdy preferuje komiksy EU. Więc przestań pierdzielić od rzeczy i rób z siebie nie wiadomo kogo, bo dużo ludzi ma zdanie podobne do Twojego ale nie wyraża go w taki irytujący sposób.
Ona dalej nie rozumie, że porusza się już bardziej w okolicach bastionowego odpowiednika znanych internetowych trolli pokroju klocucha/testovirona- przy czym jest trollem kompletnie antypatycznym, skąpanym w sosie próżności- aniżeli dziewczęcia o cechach wymienionych wyżej.
http://i3.kym-cdn.com/photos/images/facebook/000/397/625/be7.jpg
Ja jestem po dwóch pierwszych odcinkach i jestem zadowolony, chociaż klimatem bardziej przypominają "Fire Walk with Me" niż oryginalny serial
Mi to w sumie się najbardziej kojarzy z Lost Highway, jakoś tak pierwsza rzecz która mi przychodzi na myśl. Memy póki co dobre xD
Ja w tym odcinku widziałem mix całej Twórczości. Generalnie lepiej się odbiera znając filmografie pana Lyncha. Gdzieś tam miejscami miałem nawet skojarzenia z dzikością serca (strój Coopera). Jak na razie po 4 odcinkach to jest bardziej ukoronowanie pracy Lyncha niż 3 sezon Twin Peaks. Ja do takiego podejscia nic nie mam, przynajmniej chamsko nie gra na sentymencie, tylko stara się opowiedzieć nową świeżą historię
Matko co ja wlasnie przeczytalem xd. Ale czego ja oczekuje po osobniku, ktory uwaza zemste sithow za arcydzielo xd
Mało tego "osobnik" (płeć dalej nie stwierdzona) pokazał jak wielki ma problem z surrealistycznym kinem. Jeżeli w Lynchowskim Twin Peaks najmniej Ci się podobał BOB i wątek czarnej chaty to Ty idź klan oglądać. Broni prequeli, ponieważ to ambitne kino dla "inteligencji" a jak trzeba gdzieś indziej pomyśleć to głowa boli xD. Pewnie dlatego, że Hayden nie gra i nie ma się na kogo popatrzeć. No cóż wiedziałem już wcześniej, że zupełnie nie masz gustu, mało tego nawet nie podejrzewałem, że oglądasz Twin Peaks, ale skoro główną uwagę przykładałaś do wątków prostych jak konstrukcja cepa a jak już wchodził Lynch to troche głowa bolała i mózg prosił o przerwę to w takim wypadku rozumiem. Nie pozdrawiam
Właśnie nie wiem co jest zabawniejsze, czy to jak pluje na esencję TP jako na najsłabsze elementy, czy jak się rzuca że zepsuli jej Coopera, bo chyba nie rozumie że to jego zły doppelganger, a ten prawdziwy pojawiał się póki co tylko na chwilkę, uwięziony w Czarnej Chacie XD
Nie lubie głupoty i głupich opinii, niestety księżniczka spełnia dwa powyższe kryteria. Starałem się omijać jej posty szerokim łukiem ale nie sądziłem, że ten szkodnik wejdzie do tego tematu i napisze swoje "przemyślenia". Nie lubić Lyncha za to, że robi coś po Lynchowsku to tak jakby dopierdzielić się do Scorsese, że nie podoba nam się wszechwiedzący narrator w jego filmach xD, albo biograficzny styl kręcenia. Ja rozumiem z surrealizmem można przegiąć (jak według mnie w ostatnim filmie Lyncha czyli Inland Empire) i stworzyć z tego mały pseudoartystyczny bełkot, ale 3 sezon tego nie zapowiada, mało tego nie gra chamsko na sentymencie do postaci, ale głupich nie sieją no co zrobisz, lepiej jakby przez 25 lat się nic nie zmieniło i dalej James motórem po wsi jezdzil w lewo i prawo
Oczywiście że rozumiem że z Chaty wyszedł ZŁY Doppelganger Coopera. Tyle że, o ile sobie przypominam, każdy opętany przez BOBA, np. Leland, miał momenty w "świecie zewnętrznym" Twin Peaks, w którym udawał "starego, dobrego siebie". Była to oczywiście maska. Przykładowo moment gdy opetany Leland rozpacza "na pokaz", po czym obleśnie się uśmiecha i zaczyna tańczyć z tą laską czy ciupagą, gdy nikt nie widzi. W tym 3 sezonowym Cooperze wkurza mmie to. że ja tam nic praktycznie z pozy "dobrego" Coopera nie widzę, w tym złym doppelgangerze. Jest totalnie inny. Co się imo kłóci ze wcześniejszym schematem w tego typu wątkach osób opętanych przez BOBA.
Nie to pisałaś w pierwszym poście:
No i nie wybaczę Lynchowi wrzucenia Coopera do kombajnu - mam na myśli zmielenie jego genialnego, niepowtarzalnego charakteru, wyplucie i wtłoczenie w COŚ, czym postać ta nigdy nie była. Taak wiem, WPŁYW Czarnej Chaty, ale mimo wszystko... Pozbawienie mojej ulubionej postaci z Miasteczka Twin Peaks DOSŁOWNIE wszystkiego - poza samą twarzą pana Kyle`a - za co go ceniłam...Przykro mi się na to patrzy, przykro się słucha gdy niszczy się najfajniejszego i najporządniejszego agenta FBI ever. LYNCHU JAK MOGŁEŚ?! SZYKUJ SIĘ NA LINCZ!! 😤 😝
Ten paragraf jest błędny, bo prawdziwy Cooper siedzi uwięziony w Czarnej Chacie, także nie - nie "pozbawiono go DOSŁOWNIE wszystkiego poza twarzą". Z tych - dość nielicznych jak na razie - scen, gdzie pojawiał się prawdziwy Coop, był on tym samym Coopem co zawsze.
Niepokoi mnie to że najwidoczniej zupełnie nie zostałam zrozumiana...Oczywiście, e swoim stylu, musiałeś jak zwykle posunąć się do czegoś bliskiego chamstwu, nihil novi.
Miałam na myśli to że sama sylwetka BOBA mnie raczej śmieszy niż przeraża. Owszem, przeraził mnie parę razy, ale mam wrażenie że rozśmieszać nie miał w żadnym wypadku, co trochę imo nie wyszło.
Bo IDEA BOBA, jako pierwotnego ZŁA, wnikająvego w ludzkie ciała, które przejmuje nad nimi kontrolę- albo "tylko" wydobywa z nich najgorsze cechy, coś jak Ciemna Strona w uniwersum Twin Peaks, która wnika w osoby szczególnie wrażliwe, zohydzajac ich ducha, jest imo GENIALNA. Wątek Czarnej Chaty mi się podoba, nie mniej czuję niedosyt w związku z nim.. Czegoś mi tu brakuje, ale jest to odczucie tak nieuchwytne że sama nie wiem czego.
I przyznam że w odcinku "Miss Twin Peaks", gdzie opętany przez BOBA Windom porywa Annie, i znikają między krwistymi drzewami...Jak diabeł prowadzący "owieczkę" na rzeż. Przez "owieczkę", mam na myśli osobę z niewinną, czystą duszą... To na mnie zrobiło wrażenie. Było przerażająco, klimatycznie i nosiło znamiona ostateczności, nieuchronności jej losu. Czułam że już jest stracona.
I nie pisz głupot, bo z reguły kupuję magię Lyncha. A to że nie zawsze i nie we wszystkim, to raczej dobrze.
Oj, Księznicko, o tej godzinie na szkolnej przerwie powinnaś jeść drugie śniadanie, a nie bawić się telefonem :/ W twoim wieku regularne i porządne posiłki to podstawa zdrowej diety. Przyznam, że jestem nieco zaniepokojony i obawiam się, jak może się to odbić na twoich wynikach w nauce. Przemyśl to co ci napisałem, bo nawet takie drobnostki mogą mieć wpływ na twoje dorastanie, a co za tym idzie, na twoją przyszłość.
Największym minusem obydwu odcinków jest moment od którego one wyjść muszą, jeśli mowa o fabule ( forma petarda, ale zaskoczeniem to żadnym nie jest ). W oryginale sprzed 25 lat to z czym mamy styczność teraz było pewnego razu odskocznią, smaczkiem na który czekało się po kilka odcinków. Osobiście spodziewałem się jednak czegoś bardziej w stylu TFA, nostalgicznego i spokojnego powrotu do ukochanej krainy - dostałem zdecydowanie coś o wiele bardziej gwałtownego, szybki i błyskawiczny powrót do świata w którym trochę trudno się połapać, ale myślę że to z czasem minie, a nawet jeśli nie to i to w Twin Peaks kochamy. Widać dalej, że Lynch swojego charakterystycznego stylu nie zatracił, pytanie tylko czy będzie go potrafił przełożyć na czasy dzisiejsze i dobrze z ich dobrodziejstw korzystać. Nie sądziłem i nie sądzę, by serial mógł dorównać klasą pierwowzorowi, ale jestem pewien, że będzie to coś co nie raz zaskoczy, coś na co z tygodnia na tydzień będzie czekać się coraz mocniej. Ważnym jest by nasze lądowanie w tej krainie w następnym odcinku było już spokojne i pewne, by osiąść tam na dobre a nie latać od stanu do stanu. Wierzę, że tak się stanie i że jeszcze wiele przed nami intrygującego i zachwycającego. O to ostatnie zresztą mimo wszystko się nie boję.
Przyznaję że początek 3 odcinka mnie zirytował, tzn. zirytował faktem że totalnie nie rozumiałem pierwszych ~20 minut, Lynch pocisnął z psychodelą tak mocno że jakbym miał komuś opowiedzieć co się działo wtedy z Cooperem, to by było: eee, yyy.... Ostatni raz tak się czułem na Inland Empire
Jest to coś co będę musiał obejrzeć pewnie jeszcze nieraz i w większym skupieniu, żeby coś z tego wyciągnąć. No chyba że mi ktoś tu ładnie wyjaśni o co chodziło z tą kobietą z zaszytymi oczodołami, lataniem po kosmosie itd
(no chyba że to nie ma większego sensu, tylko po prostu Coop miał przeżyć Bardzo Dziwne Rzeczy na swojej drodze z Czarnej Chaty).
Na szczęście później już wszystko "znormalniało", reszta odcinka i cały czwarty to najbardziej przystępne widzowi momenty 3 sezonu TP jak do tej pory. I wszystko zaczyna nabierać sensu, mamy już (jak na Lyncha) w miarę jasno zarysowaną intrygę, powolutku fabuła układa się w linearną całość, która z czasem pewnie stanie się jeszcze bardziej przejrzysta.
Cooper w końcu ma więcej czasu i błyszczy, sceny w kasynie były świetne, absurdalne i zabawne. Syn Andy`ego i Lucy jest dokładnie taki, jaki powinien być syn tej pary. Prześwietnie niezręczna scena
Ogólnie - nie jest to serial który powinno się relacjonować odcinek po odcinku, tylko dopiero po obejrzeniu całości. Tak jak mówił Lynch: to osiemnastogodzinny film, a wiecie jaki jest sens oceniania filmu po pierwszych 15 minutach... Wiele jeszcze przed nami, czuję że do tej pory mielismy do czynienia z prologiem właściwej opowieści, i próbując przewidzieć co będzie dalej bądź to jakoś ocenić, strzelam na oślep. W każdym razie: póki co mi się podoba i czuję że pójdzie to w dobrym kierunku.
To taki książko-album, albo bardziej precyzyjnie: dossier z narracją in-universe, który eksploruje przeszłość Twin Peaks: dowiadujemy się wiele ciekawostek o historii miasta i jego mieszkańców, dostajemy pewne wskazówki nt. różnych tajemniczych wydarzeń dziejących się w serialu; bez zbytniego odzierania ich z "magii", ale jednak fajnie porządkując ten mętlik który można mieć po seansie względem niektórych rzeczy. Ta książka powstała w zeszłym roku, jej autorem jest Mark Frost. Uwaga: jest też powiązana z trzecim sezonem, nie chcę tu spoilerować ale obejrzawszy te cztery odcinki które już wyszły, wyłapałem przynajmniej jedno mocne łącze z książką.
Ogólnie: polecam wszystkim fanom serialu. Jestem zadowolony z lektury.
Kupić to można np. tu: https://www.nieprzeczytane.pl/Sekrety-Twin-Peaks,product986345.html
Mozesz napisac w spoilerze ten mocny fakt łączący ksiazke z sezonem 3?
-początek spoilera Agentka FBI analizująca to dossier to Tamara Preston. Preston pojawia się również w serialu, w 3 i 4 odcinku - gra ją Chrysta Bell, to ta agentka która towarzyszy Rosenfeldowi i Cole`owi. koniec spoilera
Zapomniałem dodać: książka opowiada również dalsze (po 2 sezonie) losy niektórych postaci, szzególnie tych które w S03 nie wracają.
Dzięki. Dalej liczę, ze prawdziwy Szeryf Truman, bedzie mial przynajmniej cameo
Nie sądzę. Od dawna było mówione że actor go grający przeszedł dawno temu na emeryturę i nie zamierza wrócić
Ehh no i przyszedł kryzys. 6 odcinek mnie trochę rozczarował. To się świetnie ogląda ale fabuła zupełnie nie poszła do przodu co mnie martwi, ponieważ w takim tempie to my nigdy nie zobaczymy początek spoilera normalnego Coopa koniec spoilera. Powiem tak, każdą scenę ogląda się fajnie, są świetnie zrealizowane i zagadkowe ale jak te puzzle poskłada się w całość to zastanawiam się czy Lynch podoła i stworzy z tego jeden zgrabny obraz, który rozwieje na koniec nasze wątpliwości (oczywiscie nie do końca bo Twin Peaks do końca świata będzie miało wokół siebie aure tajemnicy) 6 odcinek był przedłużony i zupełnie zatrzymał w miejscu fabułę. Dalej mam ogromny kredyt zaufania bo podoba mi się styl w jakim jest to zrobione, całkowicie Lynchowski klimat jawy i snu ale po tym epizodzie nad moją głową pojawił się mały znak zapytania, który mam nadzieje zniknie wraz z kolejnymi odcinkami.
Zgadzam się. Jakościowo dalej jest świetnie, ale chciałbym żeby fabuła ruszyła do przodu. Wczoraj nadrobilem serial do 7 odcinka (nie dlatego że się nie umialem za niego zabrać czy coś, po prostu ostatnimi czasy nie miałem czasu oglądać seriali). Chciałbym, żeby przebudzenie Coopera nastąpiło już zdecydowanie prędzej niż poźniej, wątek Dougiego jest fajny, ale chcę już zobaczyć Coopa jako Coopa, i więcej postaci z Twin Peaks, bo te na razie są w większości zmarginalizowane - a część nawet się nie pojawiła, albo wystąpiła tylko jako cameo (mama Laury, Nadine, James, Bobby).
Fajne to, ale chcę szybszego rozwoju fabuły, w końcu zbliżamy się już powoli do połowy sezonu, a tu coraz więcej pootwieranych wątków. Mają rozmach, to im trzeba przyznać.
Wtts jest świetna, uwielbiam sceny z nią <3
Więc jesteś na progu odcinka, który niesamowicie rozbudowuje całą mitologię, a właściwie ją wyjaśnia- w 8 dostajemy genezę Boba i Laury Palmer, znów pojawia się potwór z tego dziwnego szklanego boxa. To jest imo najbardziej oniryczny, surrealistyczny epizod tego sezonu. Tylko ma strasznie skrajny odbiór w sieci, połowa go kocha, połowa nienawidzi, pośrednich form odbioru tego odcinka nie ma. Skrajnie negatywne opinie mają jakieś tam solidne podstawy zaczepienia- że, Lynch na fazie oglądał swoje stare filmy i wymyślił, coś równie walniętego- czyli za dużo lyncha w lynchu. Jednak z innego punktu widzenia to jeden z najważniejszych odcinków w mitologii miasteczka i trzeba byś zaślepionym, żeby nie wiedzieć jak wiele wnosi on do serialu w przeciwieństwie do pierdół o Andym i Lucy, śpiewającym Jamsie i kobietach, które akurat zakochałby się w największym lamusie z całego miasteczka... Do tego Lynch, tworzy sceny, które mogą z powodzeniem zostać uznane za ikoniczne za parę lat np "Gotta Light?" czy sekwencja z genezą Laury i Boba. To są rzeczy, które dla całokształtu twórczości Lyncha mogą mieć dużą wartość, może nawet większą niż niektóre motywy z klasycznego TP.
Z wielką przykrością zawiadamiam, że w temacie 3 sezonu TP nic się u mnie nie zmieniło. Autorskie ciasto od Davida Lyncha, miast być pyszną ucztą dla widza, nadal smakuje jak 25-letni spleśniały twór. Nic nie pomogły okazjonalna i zupełnie zbędna golizna, nagromadzenie bluzgów, epatowanie krwią i przemocą. (I kiedyś to było Lynchowi niepotrzebne). Jerry na haju co się na grzybach zgubił, łopatologia czyli Hawk w roli tłumacza, pożal się Boże "zawiłości" fabuły.
"A więc WTEDY z Czarnej Chaty wyszedł ZUY Cooper..."
Widzisz Żorż, tak się ludziom tłumaczy. A nie jak Ty żeś wymyślił. ZUY Anakin się mówi, a nie jakiś Darth Vader..Patrz i ucz się od kolegi, jak to należy robić!
Nie pomogły "fascynujące" postaci typu psychiczny blond zbokol, czy "tajemnicza" Diane, tak wściekła na Coopera i świat cały za jego 25 letnie zniknięcie, że aż najwidoczniej zatrzymała się w rozwoju, gdyż jej reakcją na 99% zdarzeń życiowych jest epickie F*ck you!
Sytuacji nie ratuje "silna postać kobieca" grana przez Naomi Watts, również przez jakieś 99% czasu antenowego zajęta darciem twarzy na każdego faceta w zasięgu wzroku, od męża, przez bandziory, szefa męża, na policjantach skończywszy.
Wciąż trwające ogromne upośledzenie mojej ukochanej postaci z sezonów wcześniejszych nadal mnie nie bawi, ni wzrusza, ni fascynuje. Za to nadal irytuje. Choć już chyba nie przebiera nóżkami jak piesek Leszek gdy chce mu się siusiu...Zawsze to jakiś, ten tego, progres.😒
Nie wgniótł mnie w fotel też "plastikowy szoko-dramatyzm", czego przykładem absolutnie żenująca scena śmierci chłopca na pasach. Zamiast mnie wzruszyć, ta scena omal nie przyprawiła mnie o śmiecho-mdłości. Ponieważ Lynch pokazał to w tak jajcarski sposób, że niestety wyszło jak w dramach z kujotem i Strusiem Pędziwiatrem... Oczywiście, być może było to celowe, Uwe Boll by się nie powstydził takiej "wizji".
Jednym słowem, nadal jest imo tak nędznie, słabo, nudno, nijako, sennie, jak po pierwszych dwóch odcinkach. Tak, to głupie że nadal dobrowolnie męczę się z tym przykrym, stęchłym po-tworkiem. Bo choć mam wrażenie że u Lyncha czarowanie klimatem chyba wyszło z mody, to jak ostatnia naiwna liczę że jeszcze wyjdzie dziadzio na prostą. 😳
Raz, że nie wiem po co wiem odreagowujesz przy okazji frustracje, że George nie jest uznawany na tym forum za wybitnego twórcę. Dokładnie tak wyglądają te twoje analogie. Na pewno umiesz przestać gadać choć przez chwilę o Haydenie, Lucasie i innych bzdurach. Choćbyś była nastolatką, która jeszcze nie dorosła, to wiem, że na to cię stać.
Dwa zachowanie naszego ulubionego agenta FBI jest całkowicie naturalna wypadkową spędzenia szmatu czasu w takim miejscu jak czarna chata. Dużo bardziej niewiarygodnie byłoby gdyby Copper miał tylko chwilową zawiechę a po 5 minutach wrócił do rzeczywistości. Wiem, że wielu drażni, że to nie ten Cooper, ale to się nazywa logiczne budowanie psychologi postaci- George mógłby trochę się pouczyć
Końcowa ocena postu 0/10. Czepianie się logiczności scenariusza, gdzie zachowanie postaci wynika jasno z kontekstu jej wyalienowania poza świat nam znany. Używanie barwnych porównań w stylu strusia pędziwiatra, żeby pokazać na siłę jaka z ciebie luźną fajna dziewczyna, co jest pełna szaleństwa... jest słabe. Princessa chyba się już wypaliła. Jaka szkoda.
Ja rozumiem krytyke serialu. Nie każdemu moze podobac sie to w jakim kierunku poszedl trzeci sezon. Ale jak ktos cisnie tp a szuka glebi w tcw no to cos tu nie gra xD
Gdyby Lucas z Filonim próbowali sprzedać mi kinowe TCW, albo cały 1 sezon serialu w takim samym stylu, jak zrobił to Lynch z 7 godzinami swego 18 godzinnego filmu...krzyżyk na drogę. Na szczęście, nawet w mojej ocenie najsłabszy ep. serialu z Bailem i Jar Jarem w rolach głównych, nie wynudził mnie tak jak 7 epizodów 3 sezonu TP. Kontynuacja jak dla mnie, równa niesłychanie, można się znudzić na śmierć przy każdym jednym odcinku
Mily, dla ciebie to logiczne prowadzenie postaci...u surrealistycznego Lyncha jest to konieczne? Dla mnie pomysł nijaki, żeby nie powiedzieć brak.
A oceniać mam prawo jak każdy ogladający. Tym bardziej że nadal daję Lynchowi kredyt zaufania, nie rzucam tego w cholerę choć czuję że tak byłoby mądrzej.
Wiesz, może ty potrzebujesz całego 18 godz. filmu żeby coś konkretnego stwierdzić. Ja z reguły po 30 minutach kinówki o standardowej długości wiem doskonale czy dany film mi się spodoba czy nie. Zdarzały się wyjątki, ale niezmiernie rzadko.
Zresztą, co ja ci będę tłumaczyć jak podobno, wg twoich własnych słów, ty niczego nie potrafisz stwierdzić o danym człowieku podczas krótkiego wywiadu. Może tobie akurat potrzebna dłuższa forma, mi nie.
Princess Fantaghiro napisał:
Wiesz, może ty potrzebujesz całego 18 godz. filmu żeby coś konkretnego stwierdzić. Ja z reguły po 30 minutach kinówki o standardowej długości wiem doskonale czy dany film mi się spodoba czy nie. Zdarzały się wyjątki, ale niezmiernie rzadko.
-----------------------
To ja jestem jeszcze lepszy, po jednym zdaniu Princess Fantaghiro wiem czy warto czytać całego posta bo będzie harda beka czy lepiej odpuścić bo to tylko bełkot
Lynch jest surrealistyczny i zarazem.... bardzo logiczny. Umie kręcić całkiem normalne filmy -vide prosta historia i człowiek słoń. Sam surrealizm filmów w jego bardziej standardowym stylu jest tak naprawdę często nakładką na całkiem normalny, życiowy temat, albo chociaż można go tak interpretować- np wątek z lękiem w stosunku do ojcostwa, dziecka w "Eraserhead". "Mulholland Drive" i "Zagubiona autostrada" mają sporo opracowań, które w pełni logicznie potrafią tłumaczyć te filmy.
Lynch nigdy nie był surrealistą dla samej estetyki i dziwnych obrazów, chociaż to jedna z jego markowych cech. Nie wiem dlaczego TP miałoby być totalnie nielogiczne i nie mieć żadnej logiki przyczynowo skutkowej, kiedy ten serial jeżeli wyrzucić czarną chatę, boba i całą nadprzyrodzoność jest parodią oper mydlanych.
Bardzo surrealistyczny i zarazem bardzo...logiczny? Spoko. Mi to wygląda na klasyczne: "Ale Lynch to geeniusz, uznany, niszowy. Czytaj: Nieważne co za dno wymyśli, i tak jest genialne".
Ale niech ci będzie. Jak wyjaśnisz na logikę brak reakcji otoczenia, które ma w d...czy wręcz nie zauważa porażającego i nagłego upośledzenia osoby którą widywali na co dzień? Bo Dougie zachowuje się jakby nie wiem, dostał udaru czy czegoś podobnego, a nikt, włącznie z żoną, tego nie zauważa.
Przeciez ten watek jest przerysowany i ukazuje dzisiejsze znieczulone spoleczenstwo. Inna sprawa czy taka koncepcja sie podoba czy nie. Ale w sumie nie wymagam wiele od osoby, ktora jara sie bajkami dla dwunastolatkow i uwaza je za bardzo glebokie dzielo. Jezeli traktujesz wszystko tak jak Ci podadza bez żadnej refleksji interpretacyjnej to pozdrawiam. Stad sie pewnie biora te dziwne interpretacje bo nie umiesz wyjsc poza to co Ci pokaza na ekranie jak np. Mlodziki i wioska tuskenow
Wątek znieczulonego społeczeństwa wystąpił w bezmyślnym i bezuczuciowym gapiostwie świadków śmierci chłopaka na pasach.
Nie myl wątków. Chyba że chcesz powiedzieć że Lynch nie ma pomysłu i wątki powiela.
Jak dla mnie to twoje wypowiedzi są bezrefleksyjne i świadczą o nieuważnym oglądaniu.
Jeśli chodzi o kwestie z SW, mam na uwadze stwierdzenie Lucasa które pasuje mi do mojego poglądu na temat postaci. Nic nie poradzę że twórca SW mi poniekąd przyklaskuje. Ani na to że Lucasa ma się tu dość powszechnie chyba w poważaniu.
Bo Lucas to problematyczny facet. Wymyślił najbardziej rozpoznawalną markę popkulturową na świecie. To wielki wizjoner, facet pełen pomysłów ale nie umie wcielać swoich pomysłów w życie jako reżyser, scenarzysta- wcale się z tego nie śmieje, bo każdy człowiek, który tworzy coś choćby amatorsko, zna ten ból wielkiej wizji, która nie potrafi się na wystarczająco fajny efekt. Wystarczyło zostawić George`a samego bez pomocy i tak powstała historia o chłopcu, co mu piasek wszędzie włazi i go nie lubi....
Poza tym weź już skończ z tą wielkością Lucasa, to przede wszystkim facet od jednego pomysłu, jednej serii filmów- było jeszcze THX, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. To bardziej twórca, któremu udało się na jednym pomyśle, dzięki któremu został wielkim biznesmenem. Lynch, którego tak gnoisz, to jeden z tych reżyserów, który jest znany z własnego specyficznego stylu, a nie jednego filmu.
To ich różni. Dżordzu to więzień jednego tytułu.
Lynch, Taranitno, Burton, Carpenter, Scorsese to są ludzie rozpoznawalni za pewien styl, własną estetykę nieważne czy to dziwne oniryczne wizje, gotyk, proste, ale intensywne horrory zalane klimatem lat 80 i mające coś z kina klasy B. Dorżdu to człowiek jednej marki. No i ostatecznie to nie jest negatywna postać popkultury, wręcz przeciwnie. Tak to od niego się zaczęło i chwała mu za to, ma górę forsy, wygrał w życiu. Tylko przestań już z niego robić jakąś ofiarę prześladowań fanów, bo facet tyle osiągnął, jest w takim miejscu życia, że jest totalnie ponad tym- ponad ślepymi apologetami jego osoby zapewne też, bo znani ludzie z reguły nie lubią też nadgorliwych fanów traktujących ich tylko ludzkie jestestwo jako avatara boskiej cząstki. To dziwne i niepokojące.
Przestań traktować Lucasa jak jakieś bóstwo z panteonu wielkich przedwiecznych i wszystko będzie ok.
Szczerze mówiąc tutaj pobronie troche Lucasa, powtarzam Lucasa nie księżniczki bo owa persona potrafi obrzydzić wszystko swoimi natarczywymi farmazonami. Lucas i SW to jest nieszczęśliwa miłość, generalnie chłop najchętniej to chciał całe życie robić filmy w w stylu swoich pierwszych krótkometrażówek. Na począktu było nakręce coś w stylu Flasha Gordona i wracam do swoich kameralnych dziełek, a tu nagle BUM Star warsy, no to chłopina powiedzial dobra trzasne trylogię i wracam. Odłożył na bok swoją kochankę ale dalej zajmował się biznesem związanym z SW , jak to mówią stara miłość nie rdzewieje więc potem były prequele a potem jeszcze TCW i te powroty i te rozstania i chłopina biedny nigdy nie powrócił do swoich małych kameralnych projektów . Tu się poczęści zgodzę George to więzien SW, człowiek, który dał światu rozpoznawalną sagę i nigdy już nie potrafił wyrwać się z jej sideł. Reżyser z niego kiepski ale ten człowiek to prawdziwy wizjoner za co mam do niego pełen szacunek i mam nadzieje, że na stare lata wrócił do swoich filmów.
PS George stworzył jeszcze wspaniałe American Graffiti. Jeżeli nie oglądałeś obczaj sobie . Według mnie to najlepiej zrobiony film tego reżysera (od razu po ANH)
Troche się rozminąłem z postem to dodam. Trzeba być naprawdę niespełna rozumu żeby uważać George`a za wybitnego reżysera a już w ogóle za wybitnego scenarzystę. Sam w wywiadach się przyznawał do tego, że nie umie pisać a najlepiej czuje się przy montażu (tak księzniczko nie tylko Ty masz youtube`a). Mimo tego wielki szacunek dla człowieka, który dał nam sagę i stworzył trzon pod budowę epizodów. Gdyby zostawił prequele komuś innemu a sam je nadzorował filmy te byłyby zupełnie inne. Nie dość, że wykonane dobrze pod względem rzemiosła to jeszcze z ta Lucasowską magią, która jest odczuwalna w V i VI
Po pierwsze "nie gnoję Lyncha". Lubię kilka jego filmów, nawet bardzo. Jego twórczość z reguły mi odpowiada. Jakbyś nie zauważył, jadę tylko po siedmiu odcinkach nowego sezonu TP, bo czemuś tak słabemu, nudnemu i męczącemu zwyczajnie nie daruję..
Po drugie, sam skończ. Ty wystawiasz laurki Lynchowi, Scorsese, Burtonowi, Carpenterowi. Dla mnie niektórzy z nich zaczynają zjadać własny ogon. Tyle. Ale tak samo jak ty, ja mam prawo do wystawienia laurki Georgowi. Nawet jeśli komuś to niewsmak i patrzy tylko szydzić i obrażać bo jest za mało tolerancyjny by zaakceptować inny pogląd niż standardowe "Lucas to wielki wizjoner, biznesmen i toy-boy."
Rozumiem ze oprocz pseudo psychologii studiujesz również pseudo filmoznastwo. Technicznie Lucas jest slabym scenarzysta i to nie jest opinia tylko fakt, z ktorym on sam sie nawet nie kryl. Wiec skoncz gadac farmazony. Moze do rezyserki mozna jeszcze podjac polemike ale co to za resyser, ktory sie nie potrafi dogadac nawet ze swomimi aktorami
Nie zrozumiałaś. Burton dawno zjadł swój ogon, Carpenter robi obecnie bardziej muzykę niż filmy i chwała mu za to, bo ostatnie filmy z początku lat 2000 były okropne. Piszę tylko o reżyserach znanych z całokształtu twórczości, a nie jednego tytułu jak Lucas. Lucas miał jeden fantastyczny pomysł i udało mu się go zrealizować.
"Nawet jeśli komuś to niewsmak i patrzy tylko szydzić i obrażać bo jest za mało tolerancyjny by zaakceptować inny pogląd niż standardowe "Lucas to wielki wizjoner, biznesmen i toy-boy." WTF? Standardowe xd Dziewczyno ty nie masz pojęcia jakim prestiżem jest dorobić się takiej marki i pieniędzy jak Lucas, że traktujesz to stwierdzenie jak obrazę wielkiego majestatu. Obrażasz się o czyjeś subiektywne zdanie, które nie jest nawet negatywne.
Wielkie dzięki...Nagle zachciało mi się cross-overa lynchowskiej wersji Diuny z preqeuelami SW. Gdzie Anakin miałby za brata młodego Paula Muad`diba. 💞 I tylko fantazjować który będzie robił za Księcia, a kto za Żebraka. 😛
Valdez odpisał ci za mnie bardzo ładnie w kwestii Coppera. Napisałbym dokładnie to samo .... Poza tym taka spora uwaga mam wrażenie, że ty w ogóle podchodzisz do pojęcia surrealizmu i twórczości takiego lyncha w bardzo szablonowy sposób. Czyli generalnie pojęcie surrealizmu jako tylko dziwnych obrazków, które mają szokować i "prasować" głowę.... tak też jest, ale przecież to nie musi być jedyna funkcja surrealizmu jako takiego. Problem, że ty raczej nie myślisz nad tym, tylko przechodzisz na surowo od tego co zobaczyłaś do "ale to durne!" o czym dobitnie świadczy fakt nierozumienia w ogóle motywu Coopera. U Lyncha z totalnie fantazyjnych i narkotycznych wizji wyciąga się samą logiczność, symbolizm pewnych całkowicie normalnych rzeczy. Cały przekrój jego twórczości raczej taki jest. Mulholland Drive jako historia o traumie odrzucenia w miłości, Zagubiona autostrada to historia o wyparciu morderstwa etc. Każda dziwna cześć składowa ma jakieś logiczne wytłumaczenie czy symbolikę np Mistery Man=sumienie.
Najlepsze jest to, że to nie jest wcale jakieś wybitnie trudne do zrozumienia, a wręcz powiedziałbym, że w pewnym momencie, po zobaczeniu paru filmów, dość gładko wchodzi co ma Lynch do przekazania. Powtarzam praktycznie po raz drugi znów ten sam argument co przy Eraserhead i naprawdę już nie chcę mi się powtarzać po raz trzeci, wyciągać inne filmy Lyncha, Blue Velet, cokolwiek, aż skończą mi się przykłady żebyś zrozumiała. Racz się do tego odnieść sensownie i rozbudowanie, a jeżeli masz pisać wypowiedzi jak to cię nie bawi operowanie przez Lyncha zabiegami pokroju "drzewa z nabitymi ziemniakiem" i jakie to jest durne, to daruj sobie. Jakoś ci specjalnie nie wierzę, że lubisz i znasz filmy Lyncha, bo jak na osobę, która niby je zna, to przez pryzmat TP niewiele rozumiesz. W sumie to nie jest twórczość dla każdego.
Boże Mily..nie implikuj mi własnych problemów z niezrozumieniem tego co serwuje Lynch. Kobieta bez oczu jest prawdopodobnie znakiem że Cooper w swym śledztwie dotyczącym zabójstwa coś szalenie istotnego. Nie zdziwię się, jeśli Lynch wywróci to co zostało zaklepane w sezonie II do góry nogami. Okaże się że to nie BOB jest tym "najgorszym złem". Albo że w ogóle nigdy nie istniał, a ludzie których rzekomo opętał tak naprawdę są odpowiedzialni za swoje zbrodnie. Może też dziadzio Lynch zwali całą rzecz np. na Coopera. Albo że to Laura zabijała Durnot można wymyśleć bez liku, liczy się efekt koñcowy. Jeśli Lynch sprzeda odpowiednie WOW na koñcu, także większość widzów będzie piszczeć z zachwytu, zapominając o reszcie słabizn.
* śledztwie dotyczącym zabójstwa Laury przeoczył coś istotnego.
Po odcinku 7 tak sobie usiadłem i zacząłem kminić co dalej. Uznałem że pewnie będzie tak :
Zły Coop dostaje kulkę, ale ożywiają go duchy bezdomnych,a my potem oglądamy komcert Nine Inch Nails. W tym samym czasie, 60 lat temu, jebła atomówka której wybuch oglądamy od środka przez około 10 minut. W tym samym czasie w innym wymiarze olbrzym ogląda obecny odcinek i lewituje, a jego żona wyrzyguje duszę Laury Palmer i zesyła ją na Ziemię, by była przeciwwagą dla Boba który się narodził w czasie eksplozji. W tym samym czasie przez stary sklep na Ziemię schodzą duchy bezdomnych, błąkają się po ziemi, a Zombi Abraham Lincoln przejmuje stację radiową, zabija pracowników i wysyła w eter wiersz usypiający lokalną społeczność, po to, aby robako-żabo-ludek który wykluł się nieco wcześniej w odcinku mógł wejść przez usta do ciała uśpionej dziewczyny.
DOKŁADNIE JAK SIĘ SPODZIEWAŁEM.
Ale Pendereckiego się nie spodziewałeś chyba - dla mnie to było zarąbiste:
https://www.youtube.com/watch?v=Dp3BlFZWJNA
Nadszedł wielki finał i człowiek został z dziurami w głowie- przypominam od ogłoszenia 3 sezonu pojawiały się zapewnienia Lyncha, Frosta i MacLachlana, że nowe tp to będzie końcowa konkluzja, która wszystko wyjaśni. Wyszło na to, że wszystko to był kit.
Masa wątków została wprowadzona by zaintrygować i zostać bardzo gwałtownie urwana pozostawiając człowieka z pytaniami. Szklane pudło, mord w Dakocie, stanowczo za mało informacji o mother/the experiment, czym byla ćmo- żaba, kim była dziewczynka, która ją połknęła,co się właściwie stało z audrey?- tym Lynch właściwie podbił podwójnie stawkę niedosytu , bo wygląda to jak powielenie zagrania z how`s annie. Ja rozumiem, że Lynch to Lynch i musi zostać masa niepodpowiedzeń, ale za pretekstowe i szorstkie potraktowanie paru ważniejszych postaci, gdzie w miejsce, które postawiało czas na ich rozwinięcie dostaliśmy dużo na siłę przedłużanych scen naprawdę należy się porządna krytyka. Nie wiem czy Lynch trolluje, czy po prostu na starość przy swoim autorskim stylu poszedł w stronę takich scen jak zamiatanie podłogi, bo tak to czuje. No ale to mi mocno nie leży.
No i tutaj pojawia się u mnie pewna teoria.
Może dlatego nie domknęli masy wątków, bo nie miały one żadnego znaczenia? Czyżby wszystko było tylko elementem snu Coopera lub Laury?
Patrząc na przekrój twórczości Lyncha to bardzo mocno prawdopodobne. Bo w końcu o czym opowiada Mulholland Drive czy Zagubiona autostrada jak nie o ucieczce w sny przed przykrą rzeczywistością? Pomysł na popadanie w narkotyczne wizje/sny w umyśle Laury Palmer dziewczyny, która żyje w patologicznym domu, gdzie molestował ją ojciec, cała rodzina generalnie jest chora, co doprowadza ją do prostytucji i narkomani, jest bardzo w duchu innych filmów Lyncha.
Jednak teoria na temat majaków skrzywdzonej psychicznie dziewczyny, kłóci się z pieczołowitym kładzeniem fundamentów pod wątki nadnaturalne. Chociażby wątek Mother/ The Experiment, osadzony w kontekście historycznych postaci i miejsc która pojawia się w książce Frosta z 2016, co sugerowało, że Lynch i Frost mają razem spójną koncepcje, skoro istota z książki jest równolegle w trzecim sezonie. Podług wiki
In The Secret History of Twin Peaks, it is mentioned that after founding JPL Jack Parsons conducted rituals at the Devils Gate in Pasadena in an attempt to call forth the goddess Babalon, also known as the Mother of Abominations, a key figure in the Thelema mythos. Later, the weekend before the 1947 Roswell Incident, in Jornada del Muerto, on the ground where the bomb was tried, he tried to open a second gate to bring force the elemental entity known as the "Moonchild" using the Working of Babalon. In addition, Douglas Milford recounts President Richard Nixon showing him and actor Jackie Gleason a bizarre figure, similar in appearance to the experiment, in an observation room at Homestead Air Base.
To samo z genezą Boba, całego twin peaksowego zła w kontekście historycznych wydarzeń, próby bomby nuklearnej, wątkiem pierścienia, który przewijał się przez całe stany, gadanina o sowach, które nie są tym czym się wydają, zbudowanie konfliktu na zasadzie Giganta/Firemana który wysyła Laurę jako swą wysłanniczkę vs Bob stworzony przez Mother. Trochę dziwnie wygląda tak pieczołowite budowanie czegoś co można określić mitologią w kontekście tylko snu. Ten sezon nic nie wyjaśnił jak obiecywano, a końcówka robi właśnie taką siekę, że już pod koniec nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić czy nadprzyrodzone wątki to był tylko wyjątkowo chory sen, czy rzeczywiście mamy do czynienia z namacalną metafizyką.
Ba powiedziałbym, że nawet Cooper w pewnym momencie zachowuje się kompletnie inaczej niż on, co sugeruje, że czyżby jego „inne ja” to były po prostu senne wyobrażenia na swój temat jakim dobrym człowiekiem chciałby być? Wyjaśniało by to też przerysowane zachowania pewnych postaci, jako karykatury senne. Nie kłóci się to też jednak ciągle z teorią na ten temat, że może to wynikać z tego, że świat twin peaks podlega przenikaniu się przez różne wymiary, a cooper cały czas przez nie podróżował. Szczerze to totalnie kołuje finał TP i imo w kwestii wyjaśnień jest bardziej zagmatwanie niż finał sezonu 2, który wielu tak zirytował.
Na 4 sezon szczerze nie liczę, bo jestem na 100% pewny, że Lynch nic by nie wyjaśnił, skończyłoby się jeszcze w bardziej walnięty sposób niż trójeczka, a takie wyobrażenie przyprawia mnie już o migrenę. Porada, jak nie chcecie w jakimś stopniu zepsuć sobie pewnego wyobrażenia tp, to skończcie oglądać na odcinku 17, a do 18 wrócicie kiedyś, za parę miesięcy, rok, cokolwiek w ramach uzupełnienia i wariacji na temat zakończenia, albo nie w ogóle oglądajcie ostatniego epizodu.
Wreszcie do ciebie dotarło... Lynch to tani kuglarz, który wcisnął masę bezsensu do TP3 bo wie, że cokolwiek zrobi, znajdzie bezmyślny poklask dzięki tendencji "bo to Lynch - genialny twórca niszowy dla ludzi z gustem!". A podjarani jego tfurczością będą robić analizy każdego pierdoła, błędnie zakładając że jest w nich ukryty głębszy sens.
Koleś nawet nie pozostawił złudzeń, że coś się za tymi bzdetami kryje, heh.
Możesz się śmiać, ale pomimo tego, że Lynch znów namieszał i przyznam, że zirytował to ja sobie go cenię chociaż to, że interpretacja pozostaje otwarta, jest wiele możliwość i ludzie wybierają swoją w zależności od własnej wrażliwości, czy gustu.
Mamy całkowicie przyziemny scenariusz, gdzie cała nadprzyrodzoność jest wyśniona i pozostaje skutkiem traumy, ucieczką od złych doświadczeń. Drugi gdzie jest prawdziwa i w sumie co pominąłem trzeci, gdzie jest owszem snem, ale zarazem rzeczy, które się w nim dzieją są prawdziwe. Ludzie śnią o innej rzeczywistości, do której nie mają dostępu inaczej niż przez sny. Też całkiem sensowny motyw, który był w sumie wykorzystywany w paru bardziej znanych produktach popkultury. Na pierwsze skojarzenie nasuwa mi się chociażby "Sandmana" Gaimana. Do tego w przypadku TW dochodzi interpretacja czy zakończenie było dobre czy złe, gdzie też nie ma pewności co do tego. Na tą chwilę już widać, jak wiele ludzi w sieci rozkłada te parę teorii na czynniki pierwsze i każda z nich ma równie sensownie założenia. Lynch potrafi zirytować, ale co by o nim nie mówić, to jaką plastyczność odbioru ma miasteczko budzi podziw. No i estetyka jaka operują też może się podobać.
W kontekście twoje osoby to śmieszki z Lyncha są nie na miejscu, ty potrafisz rozkładać na czynniki pierwsze twórczość Papy Lucasa, tak banalną i nieintuicyjną wobec jakiś wieloznacznych interpretacji.
Dorzuce trzy grosze z telefonu bo jeszcze mam metlik w głowie. Generalnie ja odbieram zakonczenie jako negatywne ale podoba mi sie samo pole interpretacyjne. Lynch nie daje interpretacji dziela samej w sobie i to jest w tym wszystkim najlepsze. Kazdy indywidualnie może zinterpretowac zakonczenie. Swietna kooperacja widza z twórcą. Poza tym serial kupuje mnie formą i estetyka. Oczywiscie mial swoje slabe strony dlatego dalem 8 (glownie za porzucone watki) ale i tak to bylo dla mnie najlepsze doswiadczenie estetyczne w formie serialu z jakim mialem w zyciu do czynienia
Dobrze rozumiem?
Jesteś zadowolony z siebie, że jako odbiorca nic właściwie nie rozumiesz z tego co Lynch w TP3 wymyślił, ba, nic ci to nie przeszkadza, choć wiesz że jest to twór bez najmniejszego sensu, "bo to Lynch"? LOL.
Ech, jaki komfort ma twórca uznany przez jakąś grupkę za tzw. "niszowego artystę". Może stworzyć niemal gówienko, a i tak będzie tendencja do uznawania tego za pachnącą różyczkę.^^
Princess Fantaghiro napisał:
Ech, jaki komfort ma twórca uznany przez jakąś grupkę za tzw. "niszowego artystę". Może stworzyć niemal gówienko, a i tak będzie tendencja do uznawania tego za pachnącą różyczkę.^^
-----------------------
No, taki George Lucas, niezrozumiany artysta, wszyscy sądzą że tworzy kino wysokobudżetowe a on chce eksperymentować w kinie.
W kinie jak kinie, gorzej w TV - tam to dopiero poeksperymentował z tandetą. Pewnie taka konwencja
zacznijmy od tego że Lynch jest mainstreamowy a nie niszowy. Potem możemy pośmieszkować z Lucasa
Lynch nie jest niszowy to raz. Facet jakimś cudem robi bardzo dziwne kino, a zostaje na świeczniku reżyserów. Dwa, ja naprawdę rozumiem rozumiem perspektywę uznania, uznania rozwiązań Lyncha za śmieciowy surrealizm, bo ktoś nie lubi/ nie czuje/uznaje za głupie. Tylko ja zwyczajnie biorę pod uwagę, to, jakim człowiekiem intelektualnie jest twórca. Sam Lynch powiedział "I don`t know why people expect art to make sense. They accept the fact that life doesn`t make sense" No i zanim zaczniesz odprawiać dzikie tańce triumfu... to wiesz, nie kłóci się to między słowami, ze stwierdzeniem, że każdy nadje jego obrazom sensu na swój sposób, jak samemu życiu.
Lynch twierdzi, że nie ma jako tako prawdy obiektywnej, idzie to w parze z jego wizerunkiem, od faceta co studiuje dziwne nauki medytacyjne. Dla mnie ma to sens. Poza tym wiesz z tym "bo to Lynch" to po prostu sprowadza się do tego, że od Lyncha trudno oczekiwać jednoznacznej interpretacji, bo to jest właśnie Lynch XD
Wiem, że to co napisze to będzie takie ad personam, ale w sumie bardzo wymowne jest to jak z góry, traktujesz kogoś o innym skrajnie zdaniu, sama będąc wręcz, ikoną kontrowersyjnych opinii na tym forum. Myślałem, że za tym bronieniem absurdalnych teorii o Vaderze idzie jako tako też pewna postawa w dyskusji w ogóle, bo przecież sama tak często czujesz się zepchnięta na boczny tor, traktowana nie do końca poważnie. Wychodzi jednak na to, że za teoriami o gołębim sercu star warsowego zła nie stoi nic więcej jak po prostu zakochanie we własnych racjach przy równoległe pogardzie do elastycznego myślenia, na które tak się powołujesz.
3 sezon świetny, najlepszy. Czekając na kolejne odcinki, przypomniałem sobie poprzednie sezony i dla mnie osobiście trzeci jest zdecydowanie najlepszy - były lepsze lub gorsze odcinki, ale przeważały świetne, pojawiały się też absolutne "perełki".
David - tak trzymaj i bierz się za 4 sezon
Twin Peaks > Gra o tron
Tylko na czym by to miało na dobre sprawę polegać po finale? Na podróży Dale`a między różnymi alternatywnymi rzeczywistościami w celu ratowania Laury?
Co do jakości sezonu, trzeci faktycznie jest najlepszy dla fanów twórczości Lyncha, fani stricte miasteczka narzekali na małą liczbę wątków obyczajowych i tej parodii opery mydlanej z poprzednich. Osobiście bardzo cię ciesze, że zabrakło takich głupot jak romanse Jamesa, które były bardziej abstrakcyjne od wychodzenia gniazdkiem elektrycznym xd Jednak z drugiej strony zabrakło Trumana, los audrey i pieńkowej damy zbyt gorzki, z matką laury stało się coś bardzo złego. Sumując to z prawdopodobnie złym zakończeniem w głównym wątku, to kompletnie zabrakło jakiegoś przebłysku dobra w skali mikro. Po zakończeniu z 2 sezonu ze złym dopplerem, to człowiek oczekiwał jakiegoś promyku nadziei.
Szczerze mówiąc to nie wiem. Gdybym wiedział, to jaki sens to potem oglądać
A poważnie, to lubię być zaskakiwany i David zaskoczył mnie kilka razy w tym serialu.
Jeden minus - dla mnie za dużo scen miał Dougie Jones.
Czwarty sezon mógłby być zdecydowanie krótszy 8-10 odcinków max. Takie crème de la crème Lyncha.
Ma on unikalną zdolność tworzenia niesamowitych klimatów przy pomocy prostych środków.
Niech nakręci coś z Dicka! Nadaje się.
-Twin Peaks > Gra o tron
Eee, kompletenie nie wiem po co to porównanie? Pomijając różnicę gatunkową, to jak porównywanie twórczości Tolkiena z Stephenie Meyer xD
Też nie bardzo rozumiem jak się do tego odnieść xD
lody waniliowe > krokodyle
Spokojnie, dwa seriale oglądałem w krótkim odstępie czasu i określiłem swoje preferencje.
Nie oznacza to wcale, że:
Twin Peaks - 1
Gra o tron - 0
...i ludzie którzy lubią GoT to "zera"
Twin Peaks mógłby być krótszy, a Gra o Tron jest od kilku sezonów co raz słabsza ale ciągle fajna - jak dla mnie.
PS
Stawka większa niż życie > Janosik
Co do serialu. Przestałem oglądać po 9 odcinkach, bo stwierdziłem że to naprawdę jest 18godzinny film i bez sensu jest tak oglądać po godzinie tygodniowo. Stwierdziłem że machnę całość jak już się skończy. W międzyczasie wpadłem na coś, co zdecydowałem że chcę obejrzeć przed seansem reszty odcinków, a że dopiero wczoraj mi się to udało, tak więc z serialem wciąż nie ruszyłem (mam nadzieję że dziś zacznę to naprawiać).
Otóż dowiedziałem się, że w 2014 zostało wydane coś takiego jak Twin Peaks: The Missing Pieces, czyli 1,5 godziny scen usuniętych z Fire Walk with Me. Rozbudowują one film o wiele soczystych scen, m.in z Jeffriesem (jego pojawienie się w budynku FBI jest dłuższe, widzimy go przed i po), BOBem i The Man From Another Place, jest więcej pani Tremond i jej wnuka. Z drugiej strony rozbudowane są też przyziemne wątki, np. pojawiają się Pete, Jocelyn, Ed czy Nadine, których w podstawowej wersji filmu nie ma wcale. Tak samo z całą załogą komisariatu w Twin Peaks - jest Harry, Hawk, Andy, Lucy... No i Laura, dodali dużo scen z Laurą. 1,5h materiału to za dużo żebym je tu omówił, to trzeba obejrzeć. Słowem, jest to prawdziwa gratka dla fanów Twin Peaks. Można spokojnie na sieci znaleźć samo Missing Pieces, aczkolwiek ja znalazłem coś - wg. mnie - ciekawszego. Fanedit, w którym ktoś powklejał usunięte sceny do samego Fire Walk with Me. I to wczoraj sobie obejrzałem. W tym momencie film trwa 3,5h(!!), i jest to wspaniała podróż po świecie Twin Peaks, FWwM wiele zyskuje dzięki tym scenom. Oglądając w zeszłym roku normalną wersję FWwM odczuwałem lekki niedosyt, nie byłem do końca zadowolony z filmu. Tą wersją jestem zachwycony.
Jakby co - można ją ściągnąć z piratebaya, jakby ktoś miał problem ze znalezieniem to piszcie na PW to pomogę. Z polskimi napisami też
Od dawna byłem zainteresowany serialem, gdyż z opisu wydawał się uderzać w moje gusta, a do tego jest to powszechnie uznany klasyk. Będąc na zakupach przypadkiem natrafiłem na pudełko z dwoma pierwszymi sezonami i postanowiłem zobaczyć o co chodzi z tym serialem.
Początek był okej, w sumie poza enigmatycznym i trochę niepojącym snem Coopera, było to typowe murder story z soap operą i obyczajówką w tle. Ogromną zaletą były lekko przerysowane postacie, które zdecydowanie da się lubić, z duetem Dale`a z Harrym na czele. Ok poza Jamesem... fuck that guy
Niemniej, od połowy sezonu 1 wsiąkłem, a odcinek z początek spoilera pojmaniem Lelanda/Boba i scena w celi koniec spoilera.. wow. Bardzo emocjonujący finał tego wątku. Nawet krytykowana druga połowa 2 sezonu w żaden sposób nie zniechęciła mnie. No i finał - prawdziwa uczta. Surrealistyczna i absurdalna uczta. A do tego jeden wielki cliffhanger. Aż ciężko mi sobie wyobrazić reakcję ludzi, którzy wówczas oglądali serial wiedząc, że sezon 3 nie powstanie.
Oczywiście chcę poznać dalszą częśc historii, aczkolwiek przedtem chciałbym poznać odpowiedzi na dwa nurtujące mnie pytania, tylko proszę bez spoilerów
1. Film Fire Walk with Me. Czy warto? Ponoć jest to prequel, do tego w ogóle niepodobny do serialu. Oglądaliście? Polecacie przed sezonem 3?
2. Sezon 3. Obejrzeć i tak obejrzę, ale czy warto? Przede wszystkim: czy tym razem zakończenie jest satysfakcjonujące? Wiem, że po Lynchu ciężko oczekiwać domkniętego i w pełni wytłumaczonego zakończenia.. zapewne dostanę coś dokładnie odwrotnego Ale czy jest satysfakcjonujące?
Ja bym Ci poradziła żebyś sobie dał spokój z 3 sezonem. 1 i 2 sezon TP to jest imo miodzio, też oglądałam dopiero przed emisją 3 sezonu. Ale 3 sezon to jest z mojego punktu widzenia taka kaszana że psuje "danie", pozostaje tylko niesmak.
Chyba że kogoś fascynuje oglądanie przez 5 minut jak dziadek macha miotłą, licząc naiwnie że "coś się za tym kryje".
Nie sluchaj jej pewnie na innym forum pisze cos innego
może jakieś shipy Dale x BOB?
Najbardziej ironiczne w tym wszystkim jest to, że tutaj równolegle krytykuje TFA za jechanie wyłącznie na sentymentach,a The return, które okazało się odważniejsze i olało fanserwis gnoi nieprzerwanie bo to już nie to samo miasteczko co kiedyś
W ogóle ludzie piszą w temacie ciekawsze wrażenia/ wnioski, interpretacje, co jeden to dłuższy. No princess, nasza kochana co robi? Pięknie się wpisuje w manierę tzw usera od jednolinijkowych postów, którzy podobno ganiają tylko za nią. Tam dwa zdanka o tym, że Lynch to tfórca nie twórca, gdzie indziej jedno zdanko o dziadku z miotłą. Dłuższe posty, które wchodzą z nią w polemikę serdecznie zlewa. Szkoda ryja strzępić.
Co kto widzi. Można odwrócić busolę i powiedzieć, że w starych sezonach było jęczenie Jamesa, a nowe tp to chociażby obrazowo przedstawiona geneza zła.
Wiesz wszyscy już wiedzą, że nie lubisz, nie doceniasz, Lynch stary dziadek wariat. Powtórzysz to jeszcze ta parę razy, żeby wszyscy się upewnili. Patrząc jak strategicznie wymijasz posty, które próbowały tutaj wejść w tobą sensowną meteorytykę to łatwo odnieść wrażenie, że tylko prowokujesz. Ostatnio było mi cię autentycznie szkoda, ale tym swoim trollingiem to palisz wszystkie mosty.
Ja bym Ci poradził żebyś sobie dała spokój z 2 sezonem. 3 sezon TP to jest imo miodzio. Ale 2 sezon to jest z mojego punktu widzenia taka kaszana że psuje "danie", pozostaje tylko niesmak.
Chyba że kogoś fascynuje oglądanie przez 15 odcinków jak Nadine ma amnezję w drużynie cheerleaderek, Horne toczy wojnę secesyjną, James przeżywa romanse motocyklowe, Packardowie otwierają pół sezonu pudełko, a Windom Earle uprowadza przejezdnych punków żeby strzelać do nich z kuszy, licząc naiwnie że "coś się za tym kryje".
-Chyba że kogoś fascynuje oglądanie przez 15 odcinków jak Nadine ma amnezję w drużynie cheerleaderek, Horne toczy wojnę secesyjną, James przeżywa romanse motocyklowe, Packardowie otwierają pół sezonu pudełko, a Windom Earle uprowadza przejezdnych punków żeby strzelać do nich z kuszy, licząc naiwnie że "coś się za tym kryje".
Chciałeś mi pokrętnie dopiec, ale w sumie święta Twoja racja. Dzięki Tobie zauważyłam że uprościłam. A przecież rzeczywiście 2 sezon, oprócz wątków miodnych, jak niewinny flirt Coopera z byłą zakonnicą, czy fantazyjna sekwencja z porwaniem tejże Anny i przerażające psychodele w Czarnej Chacie zawierał też sporo "zgniłek", które można było wyciąć ze spokojem. Na czele z tymi które wymieniłeś. Dzięki, bo mam tendencję do zrównywania poziomu tamtego sezonu, a przecież nie da się ukryć że Lynchowi już wtedy zdarzało się "kuleć". W zasadzie po wyjawieniu zagadki śmierci Laury wpadł w jakiś "wir pomysłów", przy których raz wypływał na powierzchnię, a raz tonął.
Ale Lynch nie miał wplywu na cały sezon 2, on mordercy nigdy nie chciał ujawniać. Widzę wiesz tyle ile na każdy inny temat czyli nic więc nie ośmieszać się więcej i wracaj do pisania erotykow
Prawda jest taka, że Lynch w 3 sezonie spełnił masę pomysłów na które mógł sobie pozwolić w telewizji dopiero teraz. Patrząc na oryginalne tp to było jednak było dużo częściej sprowadzane do formy normalnego serialu. Ja tam się założę, że wyglądało to tak, że Lynch mógł mieć jakieś pomysły już lata temu,ale telewizja trochę go trzymała na wodzy, modyfikowała jego wizję- choćby właśnie kwestia rozwiązania morderestwa . Minęło dwadzieścia parę lat miasteczko ma status klasyki, pewnego symbolu, Lynch pewnie ich tam oczarował to showtime dało więcej wolnej ręki.
No i dostaliśmy full lynch power.
Mario!
Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc w końcu na Bastionie twoje posty!
A to miło, że komuś faktycznie brakuje mojego paplania
Cały czas w miarę regularnie zaglądam, po prostu z racji niewielkiego ostatnio zainteresowania SW zwykle szukam w ostatnich tematach tych raczej niegwiezdnowojennych (licząc też trochę, że jest tam więcej faktycznej dyskusji, a mniej kółek wzajemnej (anty)adoracji). Zwykle rzucam tylko okiem na kilka ostatnich postów w wątku, a że nie wydawało mi się, żebym miał coś ciekawego do napisania i zwykle ktoś już wcześniej napisał coś, z czym mniej więcej się zgadzam, to po co dublować - i w drugą stronę - po co się na siłę z kimś pienić
Wątek Twin Peaks mignął mi parę razy i w końcu podkusiło mnie, żeby coś skrobnąć, bo temat jest świeży, dyskusja w sumie całkiem ciekawa, a jednocześnie poczułem się trochę t r i g g e r e d niektórymi postami niektórych użytkowników
Pod wzgledem fabularnym troche sie rozlewa natomiast pod względem formy jest to małe telewizyjne arcydzieło. Co do zakonczenia hmm jezeli podobaly Ci sie inne odjechane filmy Lyncha (nie mowie tu o prostej historii np xd) to zakonczenie przypadnie Ci do gustu
Zdecydowanie warto obejrzeć i FWwM i 3 sezon. Jeśli Ci się podobał serial, to nie powinieneś mieć nawet wątpliwości. Choć obie te rzeczy to już nie to samo co s01-02. Oglądałeś inne filmy Lyncha? Lost Highway, Blue Velvet, Mulholland Drive? To by pomogło w odbiorze, inaczej może być momentami szok, ale myślę że i tak załapiesz
FWwM to jakby dwa filmy w jednym. Rozszerza i rozbudowuje mitologię serialu, daje nam w końcu spojrzenie na wydarzenia z perspektywy Laury, przy okazji ciekawie się ogląda aktorskie popisy Sheryl Lee, która tu błyszczy.
Szczególnie polecam Ci obejrzeć wersję ze scenami z The Missing Pieces, o czym pisałem post wyżej. Co prawda w ten sposób ten i tak długi film rośnie już do rozmiarów epickich ale warto.
Szczególnie, że 3 sezon bogato czerpie zarówno z sezonów 1-2, jak i filmu. Naprawdę, znajomość FWwM jest przydatna. Sam s03 jest w sporej części innym dziełem niż poprzednie. To bardziej osiemnastogodzinny film Lyncha, niż kontynuacja Twin Peaks (choć ta też tu jest, oczywiście). Klimat jest inny, naciski w fabule są położone na coś innego. Trzeba na pewno bardziej uważać, koncentrować się i potem wracać do opisów obejrzanych już odcinków żeby sobie przypomnieć rzeczy, które mogły nie zapaść Ci w pamięć, a są ważne. To ciężki w odbiorze sezon, aczkolwiek jak już załapiesz flow to doceniasz to co oglądasz. Ja wciąż wchodzę, czytam jakieś interpretacje, teorie, ciekawostki na które nie zwróciłem uwagi i to jest super, w porównaniu do większości seriali gdzie po obejrzeniu odcinka od razu wiesz wszystko, wzruszasz ramionami i przechodzisz do kolejnego. Tu serial zostaje z tobą, kombinujesz.
Ja wciąż formułuję swoje wrażenia nt. 3 sezonu. Jest to jednocześnie wspaniała przygoda i świetnie spędzone 18h, jak i rozczarowanie. Tylko że to rozczarowanie wynika z tego, że ten sezon nie jest tym, czym wyobrażałem sobie że będzie, to taki anty-fanserwis. Czy rozwiąże cliffhangery z finału 2 sezonu? Tak. Czy pokaże nam losy postaci z serialu? Tak (w większości - wycięty został cały wątek tartaku/Martellów, a to z racji tego że aktorzy poumierali, jego domknięcie masz w książce Sekrety Twin Peaks - którą też polecam, bo to kolejny element uzupełniający mitologię i warto go znać przed seansem s03 - choć nie trzeba). Czy wprowadza nowe wątki, nowe postacie? Tak i to na ogromną skalę. Może nawet zbyt dużą, przez co cierpią wątki z samego Twin Peaks. Z drugiej strony, miałem wrażenie że niektóre postacie się tu pojawiły, no bo były w s01-2, ale pomysłu to za bardzo na nie nie było. Czasami Lynch po prostu się bawi z widzem i wrzuca przesadnie długą scenę podczas którejś jakaś postać robi coś nieinteresującego. 8 odcinek to totalny odjazd, ale jednocześnie wyjaśnia parę rzeczy z mitologii (choć od razu po obejrzeniu tego się nie czuje xD). Czytałeś ten post Matka?
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/19444#683758
On nie przesadzał. Tak było.
Napisałeś: Surrealistyczna i absurdalna uczta. - wnioskuję że lubisz takie klimaty. W s03 ich nie brakuje, baa, jest ich chyba jeszcze więcej.
Miłą ciekawostką jest obecność sporej ilości person ze świata muzyki - w FWwM pojawia się David Bowie i Chris Isaak, w serialu m.in. Eddie Vedder czy Trent Reznor z zespołem. W ogóle, w s03 większość odcinków kończy się występem jakiegoś wykonawcy w Roadhouse xD
Zakończenie s03. Czy zamyka wszystkie wątki, daje nam odpowiedzi na wszystkie pytania? Oczywiście, że nie. Na trochę odpowiada, trochę mąci. Czy rozumiem wszystko, potrafiłbym wytłumaczyć sens każdej sceny, wątku? Hehehe xD Ale polecam, polecam gorąco. Moja ocena waha się gdzieś mięzy 8 a 9/10.
Generalnie problem z sezonem 3 jest taki, że wielu oczekiwało fanserwisu i czegoś w stylu sezonu 1 i 2. Lynch natomiast zbliżył się do filmu i poszedł w swoją stronę nie odcinając perfidnie kuponów po 25 latach. Największy problem co do 3 sezonu mam tutaj z niekonsekwencją samego twórcy, który a) olał zupełnie pare wątków (Chad Desmond co się z Tobą stało?) albo ich nie dokończył (córka Shelly) . Pod względem formy takiego zjawiska jak sezon 3 nie było jeszcze w telewizji (oprócz TCW pewnie bo zaraz księżniczka wpadnie pisać mądrości) Lynch to człowiek, który miał pełnie władzy nad projektem i zrobił dokładnie to co mu się podobało. Szanuje to strasznie i jest to naprawdę ewenement, ponieważ w tym świecie ciężko mieć aż taką władzę nad projektem
kurde no takie babole wychodzą jak się na telefonie pisze i powtórzyłem dwa razy zdanie. Sorry nie bijcie
Poza tym nie oszukujmy się, gdyby Lynch miał taką władzę przy sezonie 1 i 2 nigdy nie znalibyśmy mordercy a serial byłby jescze bardziej wykręcony. Ja uwielbiam styl Lyncha i to po prostu kupuje. Podsumowując ludziom, którzy cenią sobie bardziej TP niż Lyncha 3 sezon spodoba się mniej i będą kręcić nosem na brak klimatu, natomiast tym, dla których na pierwszym miejscu jest filmografia Lyncha 3 sezon będzie wisienką na torcie jego twórczości.
Zgadzam się w 100%.
I dobrze że Lynch nie miał takiej władzy przy 1-2 bo wyszło perfekcyjnie, jest to dla mnie serial numer 2 wszechczasów, zaraz za BSG. Nic bym w nim nie zmieniał, no może Jamesa wywalił ale on też ma swój urok, poza tym często miał sceny z Donną a jak się pojawiała Donna to się koncentrowałem na niej więc tak nie przeszkadzał xD
Z tego co czytam opinie na necie to są raczej podobne do naszych, tzn. nie tego oczekiwałem ale i tak jest zajebiście xD a to o czymś mówi. Jest dobrze, także komisarzu Alex () prosżę oglądać!
Z ujawnieniem mordercy sprawa jest trochę zabawna. Z jednej strony Lynch nie chciał tego robić i po fakcie obrócił się na pięcie, zostawiając resztę sezonu na pastwę dorzucanych na bieżąco zapychaczy. Z drugiej - wątek Lelanda na początku drugiego sezonu i jego zakończenie wyszły rewelacyjnie i niezależnie od początkowych intencji Lyncha, moim zdaniem było warto, bo wybrnął z tego najlepiej jak się dało. Trzeba było to odpokutować dość nierównym (choć nie złym - po prostu nieco innym, bardziej komiediowo-soap operowym) drugim sezonem, ale dzięki temu powrót Lyncha i jego chęć niejako odegrania się poprzez pójście w swoją typową konwencję dały świetny finał serialu i całe Fire Walk With Me. Trudno powiedzieć jak wyglądałby drugi sezon gdyby Lynch dłubał przy nim do końca (choć warto pamiętać, że tam bardziej nadzorował całość, nie zajmował się z Frostem wszystkim od A do Z jak w The Return), ale moim zdaniem było warto, bo bez takiego a nie innego rozwinięcia historii Lelanda nie moglibyśmy otrzymać chociażby takiej historii Laury, jaką przedstawił w FWWM.
Bo FWWM to nie historia miasteczka Twin Peaks i jego mieszkańców czy film służący jako dodatkowy epilog, przez co zresztą (jak i sezon trzeci) spotkał się z raczej mieszanym odbiorem. Film to wejście w głowę dziewczyny, która jest kompletnie zagubiona, przerażona i przytłoczona swoim życiem, która leci na dno ciągnąć za sobą innych, choć w gruncie rzeczy tego nie chce; która z jednych koszmarów ucieka w inne, bo wydają jej się jakby mniejsze, bardziej przyziemne, pozwalają jej zapomnieć, zabić ból innym bólem; wreszcie historię, którą można by odbierać nawet w całkowitym oderwaniu od mitologii serialu i przyjąć, że Bob to jakaś próba racjonalizacji świństwa, którego dopuszcza się Leland - bo być może łatwiej wyobrazić sobie, że jest się ofiarą jakichś ciemnych sił, elementem walki mistycznych lóż, niż zwykłą dziewczyną ranioną zwykłą ludzką podłością.
I w sumie takie teorie pojawiają się dalej nawet w odniesieniu do trzeciego sezonu. I jak w każdej teorii jest w tym pewnie tyle samo sensu co nadinterpretacji i prób racjonalizacji, ale w końcu oto właśnie Lynchowi chodzi przede wszystkim. Zakończył serial w taki sposób, że możliwe jest wszystko, włącznie z kwestionowaniem jego podstawowych założeń. W finale ramieniodrzewko pyta Coopera "Is it the story of the little girl who lived down the lane? Is it?" Można to odnieść nie tylko do Coopera i jego prób ocalenia Laury (bo Cooper jest trochę jak widz serialu, ciągle wodzony za nos, przekonany o zrozumieniu sytuacji i przerażony, gdy wszystko się nagle rozsypuje), ale i serialu w ogóle. O czym on właściwie on jest - o Cooperze, o Laurze, o swojej mitologii, o miasteczku? Jeśli to historia Laury to czy jest jej bohaterką czy twórcą? I w sumie cała zabawa polega na tym, że każda odpowiedź ma jakiś sens i wszystko ma tu swoje miejsce. To w pewnym uproszczeniu jak z kanonem i Legendami - niby je wyrzucono, niby się "nie wydarzyły", ale wciąż są historiami, które miały jakieś znaczenie, jakiś wpływ, jakiś cel. Czy fakt, że pewne wątki nie zostały wyjaśnione czy nawet były pozornie urwane w jakichkolwiek sposób umniejsza ich rolę?
Trzeba po prostu zaakceptować to, że u Lyncha nie wszystko pełni rolę fabularną, że pewne wątki nie są po to, by przedstawić jakieś wydarzenia czy czyjeś losy, ale by wytyczyć pewne kierunki interpretacyjne - albo po prostu żeby być. Co nie znaczy, że wszystko ma sens, wszystko jest symbolem z jakiegoś tajnego lynchowskiego klucza. Nie zdziwiłbym się, gdyby sam on sam nigdy nie zawracał sobie głowy próbami tworzenia spójnych odpowiedzi na pewne pytania. Ostatnie trzy odcinki to poza samą warstwą "artystyczną" także zabawa z widzem. W 16 odcinku Lynch bawi się z widzami oczekującymi klasycznego, "współczesnego" rozwinięcia wątków i tajemnic. Lynch-Cole nagle oznajmia swoim widzom-agentom, że przez 25 lat przemilczał jakąś kluczową tajemnicę i przystępuje do niemal absurdalnie bezpośredniej ekspozycji, która niby układa cały sezon w całość i wyjaśnia o co w nim właściwie chodzi. Coop sprawia wrażenie całkowicie zorientowanego w sytuacji, zdecydowanego, sugeruje powrót starego dobrego Twin Peaks, z całą tą muzyczką i "jam jest efbiaj". Potem mamy odcinek jak z typowego serialu, pełen zwrotów akcji, rozwiązań wątków, powrotów, spotkań i kulminacji. Niby po lynchowsku, niby nie tak jakbyśmy oczekiwali, ale daje złudzenie, że wiemy co się dzieje, może nie wszystko rozumiemy, ale wiemy co autor miał na myśli. A potem wszystko się sypie i tak jak widz, tak i Cooper orientuje się, że się przeliczył, przecenił swoje zrozumienie sytuacji, celu i roli. Go back and think again. Te trzy odcinki, abstrahując od wszelkich interpretacji fabularnych, to w pewnym sensie komentarz Lyncha o relacji serial-widzowie-twórca, każdy z nich odpowiada innej formie oczekiwań i innemu rodzajowi stylu opowiadania historii, a jednocześnie każdy z nich jest twin peaksami w takim samym stopniu.
Jasne, dało się to zrobić inaczej. Można było wykorzystać te przedłużające się sceny i wątki na wplecenie większej ilości starych postaci, danie im lepszych, pełniejszych wątków, na jaśniejsze przedstawienie sensu historii czy mitologii. Na pewno oglądałoby się to inaczej, wygodniej, bezpieczniej. Na pewno, nawet w ostatecznej konwencji, dało się to zrobić sprawniej - bo były dwa czy trzy odcinki, które jednak wypadły trochę słabiej. Ale czy ostatecznie byłoby warto? Czy przy tylu dostępnych typowych serialach naprawdę był sens tworzyć więcej tego samego, odkurzać Twin Peaks po ponad dwóch dekadach tylko dla historii prowincjonalnego miasteczka z okazjonalnymi dziwactwami? Można lubić to co zrobił Lynch, można próbować to zrozumieć, można też sądzić, że całość to pretensjonalna artystyczna wydmuszka, że Lynch robi sobie z ludzi jaja, że woli taplanie się w konwencji od ciekawej historii - i pewnie wszystko po trochu ma tu miejsce. Ale z perspektywy czasu wiem, że będę o nowym Twin Peaks myślał o wiele dłużej, o wiele częściej i o wiele intensywniej niż o starych odcinkach czy innych serialach. Odcinek 8, finał czy chociażby pełną wersję spotkania in the room above the convenience store z Missing Pieces (jak i resztę filmu) będę wspominał o wiele lepiej niż kawę i placki w Double R. Bo te drugie przed i po Lynchu zrobiono nie raz i miasteczek Twin Peaks z czasem pojawiło się na pęczki, ale tego co zrobił w The Return prędko ponownie nie zobaczymy. Coś, co w kinie przeszło do porządku dziennego i na nikim nie robi już wrażenia, w telewizji wciąż jest trochę tabu. W filmie nikogo nie poruszyłaby prawie godzinna sekwencja z Part 8. Obejrzałaby to garstka kinomanów, reszta ominęłaby szerokim łukiem czy sprawdziła jako ciekawostkę. W filmach, nawet Lyncha, totalne deptanie oczekiwań widza i tak okrutne granie przywiązaniem do postaci nie robi wrażenia, bo i nikt nie darzy aż takim sentyment bohaterów, których poznał godzinę wcześniej. A Lynch z najcięższymi działami wszedł prosto do zwykłej telewizji i zrobił to nie w jakimś nowym, niszowym serialu, ale w popularnej, kultowej produkcji z masą lubianych bohaterów, miejsc, historii. Tam, gdzie wcześniej była w gruncie rzeczy zwyczajna, choć dobre opowiedziana i nieco zakręcona historia, Lynch wysadził wszystkie fundamenty i pokazał, że można robić telewizję, w której widz nigdy nie będzie czuł się bezpiecznie i której nie będzie oglądało się komfortowo. Nie wszystkim przypadnie to do gustu, niektórych może razić własnie nie tyle forma, ale to, że zburzono nią to, do czego widzowie przywykli już w zupełnie innej konwencji.
Mi się akurat podobało i nawet oderwaniu od całej tej interpretacyjnej paplaniny powyżej uważam, że serial po prostu bardzo dobrze się ogląda - strona wizualna, dźwięk, muzyka (!) - zwłaszcza koncerty w Roadhouse (swoją drogą tu też niektórzy dopatrują się wielu wskazówek, chociażby piosenka z Part 1 i wydarzenia z Part 18) czy po prostu gra aktorska i dialogi - świetny MacLachlan w potrójnej roli, większa obecność i bardzo satysfakcjonujący wątek Hawka i Margaret "Log Lady", wepchanie się Lyncha w jedną z głównych ról (a dzięki temu więcej czasu dla Miguela Ferrera/Alberta), bracia Mitchum, Janey-E, jędzowata Diane - dla tego wszystkiego naprawdę warto, nawet jeśli kompletnie nie podoba się komuś ogólna konstrukcja tego sezonu. Nowych postaci faktycznie jest mnóstwo, nie wszystkie były wykorzystane w takim stopniu, jak by się chciało, ale dla mnie Bushnell, Mitchumowie, Janey czy wyjęci prosto z Tarantino Chantal i Hutch przejdą do "klasyki" tak samo jak postacie z pierwszych sezonów. Do tego te wszystkie perełki i nowe dialogi Dougiego/Gordona/Diane do kolekcji - bo ile można wałkować teksty o kawie, sowach czy plackach. To jest po prostu kawał świetnie zrealizowanej telewizji, przy którym można dobrze spędzić czas nawet gdy przykręci się myślenie do zera, a który tym bardziej nagradza i daje frajdę, im bardziej się w niego zaangażuje - i im więcej się kojarzy, bo jak napisał Shedao, Lynch nawiązuje do bardzo ostro do filmu - Carl Rodd (niestety aktor właśnie zmarł), słup energetyczny numer 6, drwale, Electricity, Philip Jeffries, pierścień, strony z dziennika Laury, Blue Rose czy nawet wspomniana w jednej z ostatnich scen pani Chalfont (a propos Chestera Desmonda chociażby, który zresztą też jest wspomniany) - nawiązań jest tu mnóstwo. Ale Fire Walk With Me (razem z The Missing Pieces) warto obejrzeć przed trzecim sezonem nie dla nawiązań, ale dla lepszego "psychicznego" nastawienia się na "nie-Twin Peaks".
A koniec końców i starego jest tu przecież mnóstwo. Jacoby, Nadine, Ed, Norma, Log Lady, Hawk, Andy i Lucy - wszyscy dostali naprawdę dużo czasu i bardzo twinpeaksowe i godne pociągnięcie ich wątków. Bobby i Shelly, choć nieco mniej wyeksponowani, też swoje zrobili. Trochę rozczarowywać może potraktowanie nieco po macoszemu i trochę w oderwaniu od wszystkiego Horne`ów - braci, przede wszystkim Audrey, na której znaczną rolę z pewnością wielu liczyło - czy w zasadzie klasycznie nic nie wnoszącego poza obecnością na ekranie Jamesa i totalne zignorowanie Donny (jej imię pada jeden raz i to w archiwalnym ujęciu z filmu, w którym grała ją zresztą inna aktorka - no ale to co zrobiła ze sobą śliczna niegdyś Lara Flynn Boyle to zbrodnia wojenna XD), ale czy naprawdę lepsze byłoby wpychanie ich na siłę i dawanie im niepotrzebnych wątków? To właśnie działo się w drugim sezonie, gdzie bardziej chodziło o pokazywanie lubianych postaci, bo są lubiane, a nie ze względu na jakiś głębszy zamysł. A przecież było kilka powrotów, których nigdy bym się nie spodziewał - brat i matka Audrey, doktor Hayward (choćby i na chwilę), właśnie Carl z filmu czy siostra Donny - czego nawet nie wyłapałem bez wiki - dziewczyna, z którą Becky zdradzał jej mąż to właśnie młodsza siostra Donny, ta która grała Lelandowi na pianinie i pojawiła się dosłownie w dwóch scenach na krzyż - i gra ją tu ta sama aktorka. Także jednak sporo było tu po staremu. Jasne, mieliśmy cudawianki z ósmego odcinka, nocne wojaże autostradami i zamiatanie podłogi, ale mieliśmy też sporo scen, które były żywcem wyjęte ze starego Twin Peaks. Lynch mimo wszystko nie zrobił Twin Peaks bez miasteczka Twin Peaks, chociaż byłby pewnie do tego zdolny.
W sumie miałem odpisać odnośnie jednej kwestii, a znowu popłynąłem, także tak już w skrócie: po prostu warto, bo jest to coś niecodziennego, czego warto doświadczyć. Mi przydało do gustu i nie żałuje tych osiemnastu godzin, chociaż wcale nie twierdze, że to jakieś przełomowe dzieło, Lynch jest czasem banalny, czasem przewidywalny w swojej nieprzewidywalności, czasem niezamierzenie śmieszny w swojej autoironiczności. Ale wydaje mi się, że zupełnie nie o to chodziło. Trafiłem na wypowiedź Lyncha, w którym dokonuje porównania z muzyką klasyczną i w sumie ma to jakiś sens - nie trzeba jej w pełni rozumieć, by się nią cieszyć i by doznawać jakichś przeżyć emocjonalno-estetycznych. Nie trzeba być specem od muzyki i rozumieć genezy czy celu każdego fragmentu symfonii, żeby móc ją po swojemu odbierać. Oczywiście film czy telewizja to jednak nie muzyka i musi opowiadać pewną historię, a nie po prostu wywoływać doznania, ale przecież Lynch nie ignoruje fabuły, po prostu robi ją po swojemu. Lynch zrobił tu tak dużo ciekawych, zwyczajnie wartych uwagi rzeczy, że naprawdę szkoda byłoby tego nie obejrzeć, choćby po to, żeby zobaczyć, że w telewizji też można zrobić pewne rzeczy inaczej. Oczywiście mało który twórca telewizyjny, który zwykle jest tylko wyrobnikiem robiącym na zlecenie, mógłby pozwolić sobie na to co Lynch i mało który ma kultowy serial, który mógłby tak pięknie wybebeszyć, ale skoro okazja nadarza się tak rzadko, to tym bardziej warto popatrzeć. Może coś z tego wykiełkuje i ten czy inny showrunner pozwoli sobie od czasu do czasu na trochę więcej. Tak jak stare Twin Peaks było przełomowe na tamte czasy i wpłynęło silnie na seriale w kolejnych latach, tak i The Return z czasem zacznie przenikać do innych produkcji.
I jeszcze tak odnośnie wypowiedzi Lyncha i oczekiwania klarownego i definitywnego zakończenia: https://pbs.twimg.com/media/DJFBa-bUQAE5ogG.jpg:large
Bardzo treściwa wypowiedz. Przeczytałem tą ścianę tekstu i to bez rozbijania na raty.
Co do teorii racjonalizującej, gdzie Bob, cała metafizyka to właśnie wyłącznie wytwory umysłu dręczonego traumą, to jedno mi się z nią nie klei.
"Matka"/ The experiment/ Judy jako mitologizowane, nadprzyrodzone zło usposabiające Sarę Palmer analogicznie do Lelanda jako Boba. O ile do tego drugiego to pasuje, to do matki ani trochę.
W przypadku dosłownego potraktowania całej otoczki paranormalnej, ma to jeszcze sens, ot dom Lelandów, był złym miejscem. Przyciągnął już Boba, który żerował na Lelandzie, niszczył całą rodzinę więc był magnesem na inne złe duchy. Mother/ Judy pognała do ciała kobiety złamanej przez życie, co było jeszcze poniekąd przedłużeniem cyklu przeklętej historii Palmerów.
No ale teoria racjonalna nie idzie z tym totalnie w parze.
W starych sezonach to była zniszczona całą sytuacją, bezradnością kobieta, która mogła tylko przyglądać się stopniowemu procesowi degradacji psychicznej córki. Nie była żadnym symbolem zła, a kolejną ofiarą. W teorii, gdzie cała warstwa metafizyczna jest tylko metaforą zła, to symbolika Mother jako Sarhy, więc ustanowienie jej złem większym od Boba nie ma żadnego sensu. Nie mam w sumie pojęcia jak to interpretować w formie teorii racjonalnej.
Co do samej formy trzeciego sezonu i narzekań, że to nie jest wcale miasteczko. Jest zupełnie inny od oryginału i ja się z tego cieszę. Lynch nie poszedł po najmniejszej linii oporu, nie zrobił fanserwisu, z podstarzałymi wersjami bohaterów robiącymi w 100% to samo co w starych sezonach, ba w paru przypadkach dał prztyczka w nos-Bobby jako policjant, Cooper w wersji straumatyzowanej psychicznie.
Mnie tam dziwią narzekania na totalną inność sezonu, bo spodziewałem się, że ludzie oglądający Lyncha mają choć trochę bardziej otwarty umysł. No ale kult twin peaks to też w ogromnej części sentymenty, i nie każdy fan miasteczka to fan Lyncha.
Sezon 3 przede wszystkim rozbudowuje mitologię. Ósmy odcinek to w ogóle można tratować jako genezę sporej części wątków nadprzyrodzonych tp. Na pewno ten sezon ma w sobie najwięcej esencji twórczości Lyncha. W przeciwieństwie od poprzedni sezonów mało przerysowanych, parodystycznych i głupich wątków romansowych a bardzo dużo surrealizmu w miejsce tego. Co prawda jest kontrowersyjny wątek Dougiego, ale ten nie daje poczucia, że powstał tak po prostu dla jaj. To bardziej coś dołującego aniżeli żenującego.
Trzeci sezon z zakończeniem zostawia z trochę mieszanymi uczuciami.
Nie spodziewałem się takiego odzewu, dzięki wszystkim za uwagi. Odpowiem w jednym poście, żeby nie robić bałaganu
RedValdez - niestety nie oglądałem innych filmów Lyncha. Wciąż mam Blue Velvet i Mulholland Drive na liście do obejrzenia, ale nie zabrałem się jeszcze. Ale tak długo jak nie będzie to chamsko urwane zakończenie, to będzie ok
Shedao - dzięki za ścianę tekstu
Całe szczęście dzięki takim opiniom jak Twoja nie nastawiam się na powtórkę z s01-02, więc raczej nie będzie mi przeszkadzała zmiana formy, choć zapewne będzie mi brakowało tej, złudnej, sielanki Twin Peaksowej. Cieszy natomiast więcej surrealizmu - po zakończeniu sezonu 2 od razu wskoczyłem do internetu i na reddita szukając interpretacji innych ludzi, żeby zobaczyć czego nie udało się ogarnąć mojemu umysłowi. Albo raczej co się udało xD
Mily - to duża zachęta dla mnie - mitologia na chwile obecną jest tym, co mnie najbardziej ciekawi i jest największą zagadką. A zakończenie - dobrze, że jest jakieś. Nie zniósłbym cliffhangera kolejnego.
I jeszcze odpowiadając na komentarze odnośnie FWWM - po przeczytaniu wczoraj wieczorem waszych komentarzy, nie tracąc czasu, odpaliłem sobie film.. I jego klimat podobał mi się chyba jeszcze bardziej niż ten z TP. Prolog z Desmodnem majstersztyk. Chciałbym zobaczyć jego wątek kontynuowany albo chociaż wspomniany w s03, ale z tego co pisał RedValdez, chyba nie mam na co liczyć szkoda trochę.. Tak czy inaczej, historia z perspektywy Laury niesamowita. Przerażająca, niepokojąca i okropnie wręcz smutna i dołująca. Do tego bardzo fajnie zazębiała się z tym co znamy z opowieści postaci z serialu. Ah i Sheryl Lee, Shedao miał rację, absolutny popis. Oglądając ją na ekranie w człowieku zbierały się przeróżne, czasem sprzeczne, emocje. Jednak zdecydowanie samo oglądanie jej wyzwalało u człowieka przede wszystkim poczucie żalu i beznadziejności. Do tego muszę przyznać, że po seansie wydaje mi się (to chyba najlepsze określenie ), że rozumiem troszkę więcej na temat Czarnej Chaty i jej mieszkańców.
Niemniej, świetny film. Oglądałem wersję oryginalną, ale na pewno pokuszę się jeszcze o The Missing Pieces, jeśli uda mi się gdzieś to znaleźć
A dziś chyba czas zabrać się za sezon 3
https://medium.com/@onantiad/episodes-17-18-of-twin-peaks-the-return-are-meant-to-be-watched-in-sync-81352ce38e8
Zdrowy rozsądek podpowiada: nie, ale ta teoria jest naprawdę przekonywująca - synchronizacja niektórych momentów jest podejrzanie dobra, trochę zbyt mocno, żeby od ręki móc stwierdzić, że to przypadek. I naprawdę chciałbym wierzyć, że coś w tym jest... to by była genialna zagrywka, po prostu genialna
Kontynuacja "Sekretów Twin Peaks", wydana w USA na koniec października, u nas niestety (jeszcze?) nie, i nie ma planów, dlatego w ruch poszedł ebay i teraz wam nieco poopowiadam.
STP były całkiem niezłą książką, dawały nam troszkę informacji o losach niektórych postaci S02, aczkolwiek z racji, że książka wyszła przed S03, to oczywiście najbardziej smakowitych kąsków tam nie było. Ot, poznaliśmy losy np. Catherine. Frost koncentrował się tam bardziej na historii Blue Rose (zanim jeszcze powstała), mieliśmy troche indiańskiej mitologii, zielonego pierścienia itd.
The Final Dossier to coś innego, choc w formie podobnego. Jest to opracowanie, złożone przez Tamarę Preston na życzenie Gordona, już po wydarzeniach z s03. Nie należy tego czytać przed seansem serialu, bo są tu spore spoilery.
Natomiast po seansie już jak najbardziej polecam lekturę, bo uzupełnia sporo luk, szczeólnie w przypadku postaci, które w s03 się nie pojawiły, bądź pojawiły, ale wiele o nich nie wiedzieliśmy.
I tak oto mamy tutaj rozdział poświęcony Leo, Donnie, Shelly, Benowi. Jerry`emu, Audrey, Normie (i jej zawiłej sytuacji rodzinnej), Jamesowi, Nadine, dr. Jacoby`emu, Harry`emu Trumanowi itd. Dowiadujemy się, co działo się z nimi przez te 25 lat między s02 a s03. Fajna rzecz. Jeszcze ciekawszy był dla mnie rozdział poświęcony Annie Blackburn, w końcu jej dalsze losy to jedna z większych zagadek, która tu zostaje rozjaśniona (w dobrym stylu, moim zdaniem).
Końcówka to już samo "mięso": major Briggs, Phillip Jeffries, Judy. Oczywiście nie ma co liczyć na proste wyjaśnienia i jasne odpowiedzi xD ale dowiadujemy się kilku nowych faktów, ogólnie lektura nieco rozjaśnia pare kwestii. Np. dowiadujemy się, że początek spoilera dziewczyna, której w 3x08 wlazł do gardła ten robal to młoda Sarah Palmer koniec spoilera.
Końcówka jest niepokojąca, początek spoilera odnosi się do zmiany linii czasowej dokonanej przez Coopa. Preston nie rozumie, co się dzieje, ale coś podejrzewa i decyduje, że czas zawijać manatki z Twin Peaks. koniec spoilera
"The Final Dossier" nie robi żadnej rewolucji w naszej wiedzy o świecie TP, ale dostarcza sporo fajnych informacji i jest to książka warta lektury. Szczególnie dla fanów, dla ludzi którym ciągle mało. Mi się podobało i polecam.
Niech już ogłoszą czwarty
???, przecież historia już opowiedziana i zamknięta. Poza tym, Lynch nie zamierza już wracać do Twin Peaks.
Tego nie powiedział
Wg plotek i paru "niejednoznacznych" sugestii zewsząd, ma coś się szykować w 2020.
No dobra, wprost nie powiedział, ale dał do zrozumienia .
Dla mnie, jako mega-fana "Twin Peaks" historia jest zamknięta. Jeśli już miałoby się coś dziać w tych klimatach, to mogliby to zrobić tak, jak było w przypadku "Fire Walk With Me". Czyli prologowo-epilogowo, czy jakoś tam
Jakoś świeżo po obejrzeniu trzeciego sezonu napisałem dość chaotycznego posta o interpretacji TP, ostatnio go znalazłem, więc i tu wrzucę.
Oczywiście, jak to generalnie z twórczością, każdy może tam zobaczyć co chce, ale imho teoria całkiem spójna, stanowi mój headcannon.
początek spoilera "Obejrzałem Twin Peaks ponownie od początku do końca. I teraz wszystko ułożyło się w logiczną i całkiem spójną teorię. Oczywiście Twin Peaks to wspaniała historia, w której linia fabularna jest raczej drugorzędna a prawdziwe znaczenie mają sytuacje, ludzie i sceny, ale w trzecim sezonie Lynch zdaje się spróbował zamknąć historię w swego rodzaju metafabule. Nie jest to „klucz” do całej serii, bo ta jest wielowątkowa i nie ma prostego rozwiązania, ale wygląda dość sensownie.
Po pierwsze: są dwa zakończenia. Nie wiem czy dlatego, że Lynch nie mógł się zdecydować które wybrać, czy dlatego, że chciał bardzo zrobić po swojemu, ale zdał sobie sprawę z fenomenu i nie chciał po raz pierwszy, ehkm, „zawieść fanów”. Lub, co bardziej prawdopodobne, wpisuje się to w dualistyczną naturę TP.
Pierwszym zakończeniem jest epizod 17. Nazwijmy to zakończeniem „mistycznym”, pasującym do całej mitologii TP i w niej osadzonym. Cooper cofa się w czasie i ratuje Laurę, Sarah-Judy jest wkurzona i w furii niszczy portret Laury próbując ją zabić chociaż in effigie. Laura miała zginąć nieważne jak potoczyłaby się sytuacja. Dowodzi tego, że w pewnym momencie, nawet gdy wydaje się, że wszystko będzie już dobrze, słychać krzyk i Laura po prostu znika dosłownie Cooperowi z rąk. Judy jest potężną istotą i nie musi się trzymać żadnych reguł, ale gra w grę – skoro Cooperowi udało się w nią wygrać, to ona po prostu zabierze sobie Laurę ot tak, bo może. Laura nadal umiera, tylko nie pojawia się jej ciało – bo to właśnie znalezienie ciała doprowadziło do przechytrzenia Judy. Judy naprawia swój błąd i pozbywa się ciała w inny sposób. Można to też interpretować inaczej, ale najważniejsze, że jest to rozwiązanie in-universe i raczej bez większego znaczenia.
Drugim zakończeniem jest epizod 18. Tu się zaczyna Lynch, Lynch przemyślany, jednoznacznie niejednoznaczny, przereklamowany i niestety do bólu wtórny. O ile jestem dziki na punkcie Twin Peaks, o tyle reszta jego twórczości podchodzi mi raczej średnio i urzeka co najwyżej estetyką i klimatem. Ale do czynienia miałem i E18 jest połączeniem Mulholland Drive, TP i Zaginionej Autostrady. Być może czegoś jeszcze, czego akurat nie widziałem lub nie pamiętam. Jest to rozwiązanie przyziemne, realistyczne, pozbawione mistyki i głęboko psychologiczne.
Koniec końców wyłania się taki obraz:
Cała historia Twin Peaks to tylko sen Coopera. W E17 idzie spać w motelu – w E18 budzi się w mieszkaniu. E18 to nic innego jak normalna, nasza rzeczywistość. Przez całe Twin Peaks przewijał się motyw snu – Donna mówiąca, że „śni najpiękniejszy sen”, sen Coopera w E3, ogólnie cała masa, ale S3 jest pewną odrębnością, więc tylko jego weźmiemy pod uwagę – z drobnym nawiązaniem do Fire walk with me, bo i S3 do niego nawiązywał, konkretnie do sceny z Jeffriesem. „It was a dream, we live inside a dream” - mówi Jeffries. To samo słychać w E17 u szeryfa - „we live inside a dream”. I najważniejsze – sen – znowu – Gordona Cole`a (które to imię i nazwisko wziął Cooper do snu z filmu który kiedyś zasłyszał). Granego przez Lyncha, więc nie bez powodu akurat jemu się on przyśnił – to łącznik z rzeczywistością. Monika Belucci mówi do Gordona:
„We are like the dreamer who dreams then lives inside the dream. But who is the dreamer?”. Chwilę wcześniej był pokazany Cooper, po czym pokazuje na stojącego za Lynchem Lyncha z przeszłości i scenę z Jeffriesem. Jest to wprost jednoznaczne – to Cooper jest śniącym, co więcej, żyje wewnątrz tego snu – w końcu TP opowiada niemały wycinek z życia Coopera. W S3 Dougie-Cooper „śpi”, Mike cały czas każe mu się „obudzić”. Znowu nawiązanie do snu. Nawet durna kawa, której Cooper jest fanatykiem, ma związek z wybudzaniem się.
I teraz: dlaczego Cooper śni to tak a nie inaczej?
Odpowiedź: bo mu szajba odbiła.
Uzasadnienie: Cooper tak naprawdę nazywa się Richard. Jego żoną – lub co najmniej życiową partnerką - jest Linda, którą znamy jako Diane. Fireman podaje mu w śnie oba te imiona – te stworki ze snów są tak naprawdę przebłyskami podświadomości Coopera, podobnie jak Kowboj w MD. Mówiąc mu „Richard, Linda” przypominał mu o jego prawdziwej tożsamości. Cooper zakochał się w Carrie Page, pracującej u Judy. Carrie Page to kelnerka, o którą Cooper pytał, a która w jego snach przybrała postać Laury Palmer. Wyśnił sobie, że próbuje znaleźć jej zabójcę w jakimś chorym, powykrzywianym poczuciu opiekuńczości, a później, że cofnął się w czasie by ją uratować. Ją, swoją miłość. Głównym wrogiem jest „Judy”, czyli po prostu pracodawca Carrie. Co ważne, Cooper jest creepy stalkerem i wie o niej sporo – dlatego to później pojawiało się w jego snach. W domu Carrie widzimy zabitego mężczyznę. Najprawdopodobniej to mąż Carrie, który się nad nią znęcał, a Cooper o tym znęcaniu wiedział – dlatego w jego śnie każda kobieta miała jakiś problem z facetem W ZWIĄZKU. Shelly była maltretowana przez Leo, Becky kłóciła się ze Stevenem, i tak dalej. Co więcej, baby które zdradzały były już szczęśliwe, ale szczęście można odnaleźć tylko poza związkiem – Norma i Ed, Nadine i Mike itd., co jest nawiązaniem do nieszczęścia Coopera w formalnym związku i ciągotom ku romansowi z Carrie właśnie. Diane-Linda zostawiła mu list, w którym napisała, że go zostawia, bo go już nie poznaje – bo najwidoczniej Richardowi-Cooperowi odwalała szajba coraz mocniej. Gdzieś tam Cooper czuł jednak podczas snu, że Diane jest mu bliska, dlatego właśnie przez dwa pierwsze sezony cały czas nagrywał dla niej informacje ze „śledztwa” - na zasadzie „patrz kochanie, to nie romans, zobacz ja tu pracuję próbuję pomóc”, przykład spychologii.
Być może nawet naprawdę jest agentem FBI, lub nim był – w TP była masa zaginonych agentów, Chester Desmond, Philipp Jeffries, koniec końców sam Cooper był uznany za zaginionego. Mógł zostać wyrzucony za problemy psychiczne, albo za jakieś wykroczenia – w końcu to, że oddawał odznakę i miał postępowanie też w jego domniemanym śnie się pojawiło. Częsty jest też motyw przyjaciół, którzy stali się wrogami – MIKE-BOB, Cooper-Windom Earle, Truman-Hank. Być może Cooper stracił kogoś w ten sposób, przez co ciągle o tym śnił i dołożyło to cegiełkę do jego wariactwa. Prawdopodobnie był to Jeffries – gdy się pojawia to słyszymy „mogłes Cooper o nim słyszeć z akademii”, Jeffries wrzeszczy „myślicie że kto to niby jest”, potem próbuje go zabić. Zupełnie jakby Cooper i Jeffries byli przyjaciółmi, ale Cooper żył w jego cieniu, co go frustrowało, a potem stali się przez jego zazdrość wrogami i w jego śnie to wszystko znajdowało odzwierciedlenie. Nawet biały koń z wizji Sarah widoczny jest przed wejściem do restauracji Judy. Widoczny też jest nad kominkiem u Carry, ale tam Cooper był po raz pierwszy, więc to tylko smaczek, a nie wskazówka.
W ten sposób Dale Cooper ze snu i jego doppelganger są dwiema skrajnymi postaciami Richarda. Jeden to idealny, oddany sprawie, kochający agent FBI, drugi to bezwzględny morderca i gangster. Obie te strony walczą w nim, ale Richard nie jest żadnym z nich, tylko ich sumą. Zwróćcie uwagę w restauracji u Judy w scenie z kowbojami – to nie jest Cooper, to jest znów „Repooc”. To samo puste spojrzenie, ta sama siła, bezwzględność, ruchy. Być może nawet obie te kreacje są nie tyle stronami, co marzeniami Richarda, w zależności od okoliczności, humoru i ogólnego stanu rozchwiania.
Ostatecznie u Richarda dochodzi do rozmycia się granicy między snem a rzeczywistością, Cooper zaczął żyć snem na całego i nie potrafił tych dwóch odróżnić – jak we wskazówce Belucci. Pytanie „który mamy rok?” nie odnosi się do linii czasowych, ale tylko i wyłącznie do psychiki Coopera – on już do końca postradał rozum i nie potrafi się odnaleźć do tego stopnia, że nie wie tak podstawowej rzeczy.
Do tego dochodzą inne łączniki z rzeczywistością, np. kobieta grająca właścicielkę domu Palmerów jest prawdziwą mieszkanką tego domu, czy aktorka grająca żonę Dougiego-Coopera grała wcześniej główną rolę w Mulholland drive, gdzie był bardzo podobny motyw snu, zresztą jej postać nazywała się Diane, tak jak żona Richarda-Coopera...
Tego jest za dużo, by była to zwykła nadinterpretacja, tym bardziej, że praktycznie wszystko z tych rzeczy już gdzieś u Lyncha było i po obejrzeniu układa się w sensowną całość. Pewnie o czymś zapomniałem, jak mi się przypomni to dopiszę. Sory za chaos.
Oczywiście jest cała masa innych rzeczy, mniej lub bardziej pasujących, ale to nie film w którym każda linijka tekstu jest puzzlem, tylko serial, gdzie można się bawić, rozwlekać, dawać masę niepotrzebnych rzeczy tylko dla klimatu lub walorów estetycznych, a nawet dać scenę kilkuminutowego zamiatania podłogi – bo tak. Ale w taki obraz to mi się układa, z zastrzeżeniami jak na wstępie." koniec spoilera