No to co? Chyba czas zacząć zakładać tematy poświęcone nowemu serialowi Na początek temat o pełnometrażówce, której oficjalna premiera przewidziana jest za tydzień w USA, a dzień później w Polsce.
No to co? Chyba czas zacząć zakładać tematy poświęcone nowemu serialowi Na początek temat o pełnometrażówce, której oficjalna premiera przewidziana jest za tydzień w USA, a dzień później w Polsce.
Miał być od dziś w apce DisneyXD. Myślicie, że "już można"?
Próbować zawsze można . Może popatrz na forach TFN-u czy już ktoś obejrzał.
jakoś specjalnie szału nie robiło, szczególnie animacja małego Wookieego A planety trochę pustawe Załoga Ghosta oczywiście niezła, Ezra na razie taki sobie, Kallus też. Jakoś humor też średni
Okej, to na świeżo:
Jestem zaskoczony, bo nawet mi się podobało! Ale może to dlatego, że miałem wobec tej produkcji niewysokie wymagania. Zrobię sobie jakąś rozpiskę, żeby to logicznie ułożyć:
Na plus:
-Muzyka, świetne motywy nawiązujące do OT. Trudno się do czegokolwiek przyczepić.
-Nawiązania do OT/Klimat OT, czuć to w wielu znanych ujęciach kamery (kabina TIE Fightera, lot przez nadprzestrzeń, pościgi), cytowanie ANH, dźwięki, wszystko to składa się na coś, co od razu przypomina wydawane na Video wersje OT w latach 90 z głosem Tomasza Knapika.
-Postaci nie są tak irytujące jak ich odpowiednicy w TCW
Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał łyżki lub słoika dziegdziu:
-Graficznie bardzo słabo. Mam wrażenie, jakbyśmy się cofnęli do początku XXI wieku. Postaci wyglądają jak ulepione z plasteliny. O ile starcia w przestrzeni są efektowne, o tyle wszystkie sceny z żywymi osobami wołają o pomstę do nieba. Jednak największym dramatem są Wookie. Wyglądają jak skrzyżowanie Buki z Muminków z czymś na kształt lalki Action-Mana. Koszmar.
-Humor ani nie przeszkadza, ani nie bawi. Jest. I tyle można o nim powiedzieć.
-Coś, do czego zdążyłem się przyzwyczaić w TCW - głupota twórców/scenariusza. Pewnie nie jestem jedynym, którego to bije po oczach, ale zaraz znajdą się obrońcy, którzy stwierdzą, że przecież to bajka. Wracając do tematu, zęby mnie bolały od takich kwiatków jak:
*Szturmowcy, przez całe 43 minuty, oddali 2(!) celne strzały, w tym jeden przy użyciu speedera. Odrobinę lepiej jest z pilotami TIE, tu zdążyłem naliczyć ok 8 trafień.
*Mam wrażenie, że gdyby tylko "wesoła kompania" postanowiła, że obali Imperium, to z łatwością by tego dokonali w 2-3 dni. Wlatują i wylatują z ISD bez żadnych problemów, nikt nie ostrzeliwuje ich statku, nikt nie wysyła pościgu, #TakieTamZabawyZImperium.
*Poziom inteligencji szturmowców jest niższy niż droidów z TCW a to już spory wyczyn. Jak Imperium się nie rozleciało w pył z taką armią? Nie mam pojęcia.
Podsumowując, drobna iskierka z ognia OT w tym jest, ale przed twórcami długa i kręta droga, żeby można było uznać ten serial za coś więcej niż kolejny skok na kasę.
Pilot 6/10, (tak wysoko głównie za sceny rodem z ANH)
Może się czepiam, ale przez całość trwania epizodów IV-VI Szturmowcy trafili hm...raz? Leię na Endorze? Oczywiście mam na myśli trafienia w bohaterów, bo jak trzeba było to nagle potrafili kogoś ustrzelić.
Ale fakt, nieco przekokszeni ci główni bohaterowie.
To prawda, ale chodzi też o nastawienie. Bohaterowie filmów traktowali Imperium jako realne zagrożenie, przez co nieporadność szturmowców (w stosunku do głównych bohaterów) nie raziła aż tak bardzo. Oczywiście były gagi, choćby Han pukający zwiadowcę na Endorze, ale wszystko w dobrym smaku.
http://uk.ign.com/articles/2014/09/25/star-wars-rebels-spark-of-rebellion-review
Na szczęście są jeszcze partyzanci prawdy, od tej drugiej niż u nas strony
There is an extreme difference between having something that is `fun` but attractive to a broad audience and having something that is `childish`. From what has been released so far, it is pretty clear that this show is going for the childish vibe whilst also trying in the smallest possible ways to please the older and/or more serious minded fans, which in my opinion is just a bit more annoying than if it were completely childish. Even in the end with The Clone Wars, the `dark` moments were still just stale and came off more as `edgy` (even though other parts of EU were similar) than anything else. Both TCW and Rebels seem to be making a mockery of a lot of subjects in Star Wars (one example being Mandalorians becoming pacifists).
In the end, people will enjoy this show as they enjoyed TCW. And I hope it does please as much as the fanbase as possible. I just really, REALLY hope this isn`t a sign of most things to come from Disney. This is almost nothing like the original trilogy and I find it hard to see a real comparison, other than the fact it is a ragtag group in the narrative being followed in their journey against the Empire. I want Star Wars to be brought back to a point where it was with the original trilogy and most of the EU following, where it was mature enough to provide an actual plot and characters yet had broad enough themes and was relatable for the younger crowd. Hopefully Episodes VII though IX bring that back... because these cartoons sure aren`t.
I na koniec
http://tinyurl.com/newheroXD
podsumowanie o co tu właściwie chodzi. Damn, a ja zawsze lubiłem Aladyna, praktycznie wszystkie gry z nim były świetne.
Nic to, poczekamy na więcej, ciekawe ile dam radę przełknąć.
Obejrzałem na dużym ekranie.
Ten mały Wookie to Chewbacca.
Ale przecież ten z niebieskimi włosami to Vader.
O, Naboo.
Nie jest źle. Humor i muzyka zdecydowanie lepsze, niż w TCW. Najbardziej wadzi mi to, jak akcja goni i wszystko wydaje się zbyt proste. Brakuje tego poczucia zagrożenia ze strony Imperium. Gonią nas szturmowcy? Schowajmy się za skrzynką i możemy się tak ostrzeliwać cały dzień. Dorwał nas niszczyciel? Chopper zdalnie wyłączy wszystkie środki obrony i uciekniemy bez problemu. Po kilku odcinkach zrobi się to strasznie nudne. "Za tydzień cię dopadnę Kanaan!" a Kallus dziwnym trafem przeżyje jako jedyny z trochę obitą twarzyczką.
No i te taje stojące na pokładzie hangaru.
Coś więcej pewnie napiszę przy okazji zbiorowej, redakcyjnej. Poniżej mogą znajdować się SPOILERY, więc ostrzegam.
Dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem a nawet więcej. Muzyka Williamsa, to to czego brakowało mi w The Clone Wars. Dopełnia klimatu, a w niektórych momentach nawet aż ciary przechodzą, jak wykorzystanie tego motywu, gdy Ezra otwiera holocron.
Ostrzeżenie Obi-Wana o unikaniu Świątyni Jedi to świetne połączenie ducha Starej Trylogii z Nową.
Ujęcia, klimat. To są prawdziwe Gwiezdne Wojny w jakich zakochałem się wiele lat temu. Dowcipy ze szutrmowców? Kto na to narzeka. Nie widzieliście "Nowej Nadziei"?
"Close the blast door!"
...
"Open the blast door, open the blast door!"
Uderzenie głową w drzwi przez szturmowca, to przecież też klasyk. Niektórzy fani próbują być na siłę dojrzali i dopowiadać Gwiezdnym Wojnom, a to zawsze była prosta przygoda, która ma podobać się każdemu. Mi Star Wars Rebels się podoba, a dzisiaj nawet odpalę sobie niezmienioną wersję Starej Trylogii, bo serial zrobił mi smaka. Szczerze polecam, ale jestem tylko pelikanem : *
Mnie ujęło nawiązanie do tego, że wygląd Zeba był pierwotnym konceptem rasy Wookiee. Sprytnie to wpletli.
-Co, nigdy nie wdzieliście łysego Wookiego? Gdzie jest Otas?
Z jednej strony wiem że to będzie słabe i szkoda mi życia na to, a z drugiej strony zżera mnie chora ciekawość. Co robić? :<
Można obejrzeć już w necie więc niczego nie ryzykujesz.
na reckę przyjdzie czas - pewnie jutro . Ale póki co mam mieszane uczucia. O ile fabularnie daje to radę, pomijając zgrzyt z Kessel (de facto nie zgrzyt, bo przecież dopiero co wprowadzili Kessel do kanonu ), o tyle wizualnie miejscami to po prostu porażka. Największy minus to na pewno wookiee i to jak wyglądają. Rozumiem wiele, drugiego Szczerbatka czy Rango od serialu nie wymagam, ale powiedzmy sobie szczerze obok Chewbacci z TCW to oni nawet nie stali.
Największy plus - to ostatnia akcja z agentem Kallusem i szturmowcem na Kessel, mocno mnie rozbawiła.
A Rebelsi są, więc zobaczymy co będzie dalej. Jak Galapagos został dystrybem to pewnie lata miną nim się zdecyduję na ściągnięcie tego zza granicy, cóż na razie czekam na fullpack TCW.
Lord Sidious napisał:
pomijając zgrzyt z Kessel
-----------------------
Jaki zgrzyt? To ta wersja Kessel nie jest bliska legend?
przecież napisałem, że dopiero ją wprowadzili... więc w czym problem?
Natomiast wizualnie w legendach wyglądało to inaczej, zwłaszcza np. w "Star Wars: Rebellionie" . Powiedzmy, że Kessel była kształtem dość charakterystyczna, wyróżniająca się już z orbity... Ale widać graficznie było to za trudne do zrobienia.
Kessel wspomniana jest w ANH, więc w kanonie jest od zawsze
właściwie to jest wspomniana Trasa na Kessel (Kessel Run), a nie sama Kessel. Równie dobrze, Kessel Run mogło stać się nową Boontą, czyli jakimś wyścigiem. Z filmów nie wynika nic więcej. W Legendach zaistniała w latach 70./80. jak dobrze pamiętam .
“What are we going to do? We’ll be sent to the spice mines of Kessel and smashed into who knows what.” - C-3PO, "Nowa nadzieja", 1977.
a faktycznie o tym zapomniałem . Pewnie przez Hortona i jego wpis, po którym Kessel (run) cały czas mi się ze Stalingradem kojarzy.
Mam nadzieje na coś bardziej ciekawszego, bo na razie po pierwszych 40 minutach jest NUDNO!!!
W tym pierwszym odcinku istnieje pewien brak logiki. Dlaczego nasi bohaterowie wje*ali się na ISD bez większego problemu żeby ratować Ezrę? Ja rozumiem, że statek był uszkodzony nie było wiązki ściągającej itd, ale czemu tak mało Szturmowców?
Było takie jak się można było spodziewać. W końcu prawie wszystkie fragmenty które tu były już widzieliśmy. Zachwycony nie jestem ale mnie ciekawi trochę "co to dalej będzie". Ale nie jakoś szczególnie. Ale cały czas dręczy mnie pytanie: czy szukając kandydatów na szturmowców, szukają największego debila w galaktyce a potem go klonują?
Jeśli chcesz wytłumaczenie in-universe...to cóż. Lothal to zadupie. Nie sądzę aby ktokolwiek trafiał tam w nagrodę, raczej za karę. Galaktyka jest ogromna i nie da się wszędzie obsadzić garnizony najlepszymi żołnierzami.
W sumie droidy są tutaj dużo lepszym rozwiązaniem, ale mniejsza z tym.
Kto mówi o najlepszych? Niech nie klonują po prostu tego największego debila w galaktyce.
Nie rozumiem skąd to fałszywe przekonanie, że Armia Imperialna to klony. Oczywistym jest, że klony stanowiły jakąśtam jej część (Gdzieś słyszałem o jakiejś 1/3) ale reszta to poborowi.
Bo wszyscy są jednakowymi debilami.
Z dostępnych źródeł wynika, że klony już nie były wykorzystywane w tym czasie.
Jak już się tak czepiasz, to co powiesz na legion doborowych żołnierzy, które poległ z rąk Ewoków na Endorze?
Wydaje mi się, że bierzesz to wszystko nieco zbyt personalnie. To hobby, ma cieszyć.
Przecież ja nie mówię że to były oficjalnie klony największego debila w galaktyce. To taki żart jest bo jak się patrzy na to co oni wyprawiają to tak to wygląda. I co tu ma cieszyć taki debilizm? To jak struś Pędziwiatr łojący wiecznie kojota, albo mysz kota w Tom&Jerry. I jeszcze to bajanie jakie to imperium potężne. :/
Przez jakiś czas chodziły teorię, że Szturmowcy do roboty, więc pff. Ludzie myślą różne rzeczy.
Hm, to dorwij się A New Dawn. Tam podobno wszystko jest w porządku pod tym względem.
Hm...w szkole Cię uczyli, że 2+2 = 4, ale jeśli będziesz studiować matematykę dowiesz się, że to nieprawdziwe stwierdzenie. Życie jest pełne sprzecznych sobie relacji dotyczących tych samych wydarzeń. Wyobraź sobie, że książka to zapiski Kanana, a serial to opowieść z punktu widzenia Ezry, dziecka. Obydwie będą dotyczyć tego samego i obydwie będą diametralnie różne.
Co do "poziomów kanoniczności", to jak zostało poniżej wspomniane, to był pomysł Lucasa, który został zniesiony.
A to z tym 2 + 2 nie równającym się 4 to przypadkiem nie jest jednak nie prawdziwe? Słyszałem, że przekształcając jedną i drugą stronę równania musi wystąpić błąd by nie wyszło 4=4. A za liczby raczej nie podstawia się dowolnych zmiennych więc nie widzę innych możliwości.
A może o to chodzi:
http://mfiles.pl/pl/index.php/Efekt_synergii
http://www.kchn.pg.gda.pl/popsci/dwaplusdwa.pdf
Wiesz, to był przykład tylko. Chodziło o pewną ideę...
Widziałem zarówno w kinie, jak i online. Dwa zupełnie odmienne doświadczenia.
Część pierwsza: Rebelianci
Mój 8-letni kuzyn którego wziąłem na seans był zachwycony. Ja? Mniej. Koło mnie siedział facet, który popcorn jadł chyba po raz pierwszy w życiu. I to z nim będę kojarzył moje pierwsze zetknięcie z serialem - ilość energii jaką włożył w wygrzebywanie tego przysmaku z kartonowego pudełka była imponująca, i równa energii którą miałem ochotę władować mu w twarz.
Poza tym: dzieci. Legiony dzieci. Takiej armii nie widziałem od czasów kiedy byłem w przedszkolu. Z tego doświadczenia wiem, że Rebels dla tych poniżej 8 roku życia nie jest zbyt dobre, bo młodziaczki tracą uwagę 15 sekund po tym kiedy na ekranie przestanie cokolwiek wybuchać. Powolniejsze sceny skutkowały więc dyskusjami i poszukiwaniami czegoś co upadło na podłogę.
A, i płaczące niemowlę (kto zabiera niemowlę do kina!?) podczas debiutu Obi-Wana to swoista wisienka na torcie żenady, którego (o dziwo) niezłym kawałkiem był porządny dubbing.
Nigdy. Więcej.
Część druga: Rebels
Wersje które są dostępne mają tak powalone audio, że szczerze zniechęcam wszystkich którzy zastanawiają się czy oglądać, czy czekać. Powycinane dialogi, poszatkowana muzyka - tragedia. Podchodziłem do tego kilka razy, dotarłem (z wieloma przerwami) do 35 minuty i już dalej nie mogę - najpierw muszę posprzątać z podłogi krew która wypływa z moich podciętych (metaforycznie) żył.
Tak czy inaczej już wiem, że irytować mnie będzie głos Sabine. A szkoda, bo miło się na nią patrzy.
Część trzecia: Sparks of Rebellion
Sam pilot serialu jest mocno średni. Z jednej strony pozytywnie zaskoczyła mnie animacja (ekspresje twarzy są niesamowite, aż nie można oderwać oczu od Hery) oraz muzyka (nawiązania do Williamsa), z drugiej zniechęciły rozwiązania fabularne. Podejście "TCW też na początku było drewniane i słabe" mnie nie przekonuje, bo to ekipa od TCW robi Rebels, więc powinna doświadczeniem kontynuować tendencję zwyżkową. Polityka "tym razem głównie robimy tylko dla dzieci" boli.
Wracając do rozwiązań fabularnych...
A bo i co to za Imperium, na którego Niszczyciele Gwiezdne tak łatwo w kilka osób (jednym statkiem) się dostać i uciec?
A bo i co to za Imperium, z którego kolonii karnej tak łatwo w kilka osób (jednym statkiem) uwolnić więźniów?
A bo i co to za Imperium, które używa takich nieudaczników jako siły wojskowej?
Myślałem, że Imperium to postrach i siła, faszystowska ręka przed którą ciężko uciec, opresyjne totalitarne monstrum któremu ciężko rzucić wyzwanie. A jak widać po tym (kanonicznym) dziele, jest zupełnie inaczej. Szczególnie dziwi mnie taki układ po tym co widzieliśmy w A New Dawn - tam naprawdę było ciężko, a rozległe opisy nastawiały na Imperium któremu nie da się tak łatwo dać pstryczka w nos, i które zmusza do nie wychylania się nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach (więc albo Kanan po A New Dawn zgłupiał, albo nasze wspaniałe Story Group już nie daje sobie rady).
A więc: nie jest tragicznie, mogło być gorzej, czekam na więcej (bo to Star Wars), nigdy więcej nie wyjdę z domu przed 21.
Ja już reckę machnęłam długą i namiętną, także szczególnie się produkować tu nie będę... jest parę mankamentów, ale ogólnie rzecz biorąc wyszłam z kina zadowolona. Naprawdę spodziewałam się, że będzie gorzej. A i dzieci w stolicy jakieś takie grzeczne były .
Odczuwam perwersyjną przyjemność z powiedzenia "dla czegoś takiego zostało poświęcone EU?"
Rebels wyraźnie powraca do samych korzeni Star Wars - mamy dobrych bohaterów (obowiązkowo jednego Jedi, który przeżył Rozkaz 66 i młodzieńca, który zostanie jego padawanem), którzy próbują swych sił w walce przeciw złemu Imperium. Świat jest tu czarno-biały, szturmowcy idiotami, a Twi`lekanki młode i seksowne. Co więcej, serial jest nastawiany na dzieci, zatem ta czarno-białość złego Imperium, a także idiotyzm zachowania niektórych postaci, takich jak Kanan jeszcze bardziej pali po oczach.
Smutno patrzeć na to, jak Gwiezdne Wojny, które przez ostatnie lata stały się nieco bardziej "realistyczne" (na tyle, na ile można mówić o realistyczności w tym uniwersum) zostają sprowadzone do bajki dla dzieci. Ten serial nie prezentuje sobą nic oryginalnego, co by mnie porwało czy zaskoczyło. Szkoda.
Czekaj, piszesz że serial wraca do korzeni, do przygody, a i tak ci się nie podoba? Bo Star Wars było realistyczniejsze? To są STAR WARS. Włącz sobie jeszcze raz Nową Nadzieję i zobacz o co w tym chodzi.
Nowa Nadzieja? W ataku na gwiazdę śmierci giną prawie wszyscy piloci, a tylko dzięki mocy udaje im się odnieść cudowne zwycięstwo. Większe grupy szturmowców stanowią problem dla bohaterów i zmuszają do ucieczki. Ginie jedna z głównych postaci: Obi-wan. Na początku szturmowcy przypuszczają skuteczny atak na rebeliantów. Mimo niekorzystnej pozycji, ponoszą niewielkie straty i zwyciężają. Nie zbijają wszystkich i biorą jeńców. Imperium popełnia kilka zbrodni: zabija Javy, rodzinę Luka oraz niszczy całą planetę: Alderan. Luke początkowo nie jest wymiataczem gdyby nie Obi-wan zabili by go ludzie pustyni. Więc co w miarę wyważona skuteczność szturmowców, okrucieństwo i sukcesy imperium, straty wśród protagonistów, nie przesadzona skuteczność bohaterów, brak lekceważenia Imperium. Coś jeszcze?
A RotJ? Ginie jeden ewok i paru pilotów
Idąc tą logiką, żeby ta kreskówka była dobra, w pierwszym odcinku powinna zginąć połowa głównych bohaterów? Wtedy serial byłby lepszy i bardziej gwiezdnowojenny? No chyba nie.
Wystarczy, ze procentowo układ zostanie zachowany w końcu serial jest dłuższy od filmu.
hm... ale komentujemy póki co 45minutowy pilot kilkunastoodcinkowego sezonu
Ile procent układu musi być zachowane, by utrzymać tendencję w skali ANH? Czy dystrybucja śmierci ma być jednolita - po jednej śmierci na odcinek, czy bohaterowie mają umierać od ca. połowy sezonu z rosnącą tendencją ku finałowi? Ponieważ nie ma mentora grupy - kto powinien w takim razie umrzeć?
Pytania mają charakter retoryczny i służą unaocznieniu pewnego zjawiska.
Może i retoryczne ale widzę, że tu coś zostało niewłaściwie zrozumiane. Czyli najlepiej rozmieścić wszystko jednolicie (ale bez przesady). Ważne żeby ogólna proporcja była.
chodzi mi głównie o to, by nie skupić się na mechanicznym porównywaniu jednego filmu z drugim, tym bardziej że mają być podobne (Rebelsi nieco bardziej skoncentrowani na małolatach), a nie identyczne Nie zakładałabym w najbliższym czasie zgonów wśród ekipy protagonistów - skoro nawet szturmowcy nie giną
w Rebelsach praktycznie nie giną Więc, tak, wskazuje to na produkt dla dzieci.
To znaczy ze jak próbuję przywołać jakiegoś prawdziwego trupa szturmowca, to myślę jedynie o biedaku strąconym przez Kallusa w dziurę.
Kilku szturmowców zginęło podczas pościgu na Lothalu, podczas ucieczki z planety zginęli też piloci TIE, potem przynajmniej kilku podczas ucieczki Ghosta ze Gwiezdnego Niszczyciela, gdy Sabine wysadziła ładunki, potem jeszcze kilku gdy "zrobiła się" wyrwa przy drugiej ucieczce Ghosta ze Gwiezdnego Niszczyciela i przynajmniej kilku na Kessel.
Choć osobiście mam nadzieję, że zrobią tak jak w Drużynie A, gdzie helikopter strącony przez drużynę spadał, poktem wybuchał, a potem było wyraźne ujęcie jak złoczyńcy z niego wysiadają tylko lekko oszołomieni .
widzę uszkodzone pancerze prędzej już ten biedul co złapał granat na autostradzie
Burzol napisał:
Choć osobiście mam nadzieję, że zrobią tak jak w Drużynie A, gdzie helikopter strącony przez drużynę spadał, poktem wybuchał, a potem było wyraźne ujęcie jak złoczyńcy z niego wysiadają tylko lekko oszołomieni .
-----------------------
No ja to tak właśnie odbieram - nie ma `dziur ziejących w pancerzu`, więc, wyłączywszy tych, co zostali wysadzeni, powiedziałabym że to po prostu utrata przytomności na skutek obrażeń.
będzie w HD to się przyjrzę jeszcze raz i policzę trupy
Moja sygnaturka prawdę ci powie.
cwaniak
takie deklaracje przypominają mi -
http://star-wars.pl/Forum/Temat/2856#557907
Nowa nadzieja to nic w porównaniu z "Gwiazdą Śmierci". Tak okazuje się, że Sojusz wcześniej wysłał około 1000 X-wingów upchanych do Transportowca Federacji Handlowej, z czego 500 przetrwało...i nie mogło uciec, bo najwyraźniej nie posiadało hipernapędu :| Ani osłon, ani jakichkolwiek rakiet/torped.
Przepraszam, ta książką mnie aż tak bolała, że jak sobie ją przypomnę to muszę z siebie to wyrzucić ;P
smajlush napisał:
Smutno patrzeć na to, jak Gwiezdne Wojny, które przez ostatnie lata stały się nieco bardziej "realistyczne"
-----------------------
I mam nadzieję skutecznie się od tego „realizmu” odsuwamy i uwalniamy. Gwiezdne Wojny to legendy, bajki, baśnie. Różnorodne, a więc też i nieco poważniejsze spojrzenie może pojawiać się w poszczególnych komiksach (Mroczne czasy), grach komputerowych (Republic Commando), czy przeciętnych książkach (NEJ), ale najważniejsze media, takie jak serial czy film, powinny trzymać się podstawowej formy Sar Wars. Bez codziennych odcieni szarości, bez krwi, bez gimnazjalnego „mhroku”. Za to z Jedi, którzy są dobrzy i zrozpaczeni upadkiem Republiki nie mogą robić nic innego jak „idiotyczne” rzeczy, które sprawiają, że galaktyka staje się odrobinę lepszym miejscem.
A szturmowcy od zawsze byli prostymi żołnierzykami, podstawowym mięsem armatnim Tarkina. Ktoś kiedyś (chyba Zahn) wydumał, że była to elita Imperium, ale dobrze widać w filmach i innych źródłach, że tak nie jest.
Nazywanie szturmowców prostymi żołnierzykami to obraza dla prostych żołnierzyków. Raczej nazwał bym ich klonami największego idioty w galaktyce.
Ogólnie wiele dyskusji tego typu pokazuje, że widzowie stają się mało wymagający, stąd też taki a nie inny poziom produktów jakie otrzymują. Tacy ludzi polecą na wszystko, bo to Star Wars. Do tego dochodzą ci, którzy mylnie traktują dziecinadę o żenująco niskim poziomie jako "powrót do korzeni" czy "podstawę SW" w postaci baśniowej otoczki.
Tym razem to Trekkerzy śmieją się z fanów Star Wars, mają z czego.
Trekkerzy chyba nie mają prawa już się śmiać z żadnej innej franczyzny:
http://glupotaprostozkadru.pl/?p=11789
Broń Boże nie chodzi mi tu o umracznianie wszystkiego na siłę. Nie trzeba zaraz robić z SW "Sin Planet" osadzonego na Nar Shaaddaa (chociaż nie powiem, takie coś też byłoby ciekawe).
Chodzi mi o to, żeby postacie i ich zachowania były nieco bardziej wiarygodne. Gdy od 14 lat Imperium siedzi ci na karku, to nie ujwaniaszpoczątek spoilera nagle, że jesteś Jedi po to, żeby uratować małego Wookiego z Kessel. koniec spoilera Ale nie wiem, może za dużo oczekuję od serialu dla dzieci.
Znacznie bardziej prawdopodobne było zachowanie bohaterów Mrocznych Czasów, którzy nie wywijali świetlówką z byle powodu, chociaż i tak czynili dużo dobra w galaktyce.
Bawi mnie też mówienie o "podstawowej formie Star Wars". Nie chcę tu rozpętywać kolejnej g**noburzy o EU, ale dzięki niemu Star Wars nie miało podstawowej formy. No chyba, że za podstawową formę przyjmiemy fakt, że wszystkie historie dzieją się Dawno, Dawno Temu, w Odległej Galaktyce. Galaktyka była duża, Galaktyka miała miejsce na różne rodzaje postaci i na różne historie, a nie tylko takie o szlachetnych rycerzach i pięknych księżniczkach. Ile można powtarzać historię o szlachetnym rycerzu i pięknej księżniczce?
Tym czasem z tym serialem widać, jak Disney chce zaszufladkować SW do tylko jednego gatunku i jednego schematu. I to mnie boli.
Zdecydowanie za dużo oczekujesz. Z jednej strony mówisz, że nie chcesz "umraczniania" wszystkiego, a w innym zdaniu dajesz za przykład serię gdzie początek spoilera rodzinka jednego z głównych bohaterów kończy na talerzu jakiegoś dupka koniec spoilera.
To jest bajeczka. Z relacji dzieci wiem, że pilot się im podobał w większości. To jedyna rekomendacja jakiej potrzebuje ta bajka.
Nie może być nic niewiarygodnego w postaci, której jeszcze w ogóle nie poznaliśmy. Aczkolwiek widać wyraźnie, że dla Kanana wielki sekret wcale nie jest żadnym sekretem, a drużyna ma na niego nawet swój kod ("22 pickup"). Z resztą tak samo sekretny nie był Obi-Wan Kenobi na Tatooine.
Ile można powtarzać historię o szlachetnym rycerzu i pięknej księżniczce?
W nieskończoność. Dzieje się to od zawsze, od początków budowania się ludzkości, gdy pierwsi ludzie zaczęli sobie opowiadać historie.
Zaraz, zaraz... ale no nie przesadzajmy zbytnio
film, powinny trzymać się podstawowej formy Sar Wars. Bez codziennych odcieni szarości, bez krwi, bez gimnazjalnego „mhroku”.
Nie wiem jak ty, ale ja drugiego "Holiday Special" nie chcę. Jasne każdy ma swoje zdanie i oczekiwania. Ja jednak od filmów oczekuję właśnie tego, co zanegowałeś. I co najlepsze właśnie to daje mi saga (6 filmów Lucasa). Może gimnazjalnego mroku w sadze nie uświadczymy (co cieszy), ale z drugiej strony, co z mrokiem TESB? Co z krwią w kantynie, to nie jest soczek Ponda Baby. Zresztą przy pierwszych razach jak oglądałem ANH to odwracałem głowę, gdy widziałem zwęglone ciała Larsów, te dymiące szkielety, ale i ja byłem młodszy i kino było wówczas inne. To jednak była bardzo mocna scena dla mnie wtedy. Na tyle mocna, że jak stałem przy domku Larsów w Tunezji to też mi się przypomniała .
Natomiast odcienie szarości - to już w ogóle się zagalopowałeś. Weź choćby Hana, który się wije między cynizmem, a byciem dobrym, balansuje na krawędzi. Który strzela pierwszy (w oryginalnej wersji), który bierze nagrodę i daje dyla, ale potem sumienie się w nim odzywa. Kino nowej przygody jak "Gwiezdne Wojny" czy "Indiana Jones" gloryfikuje bohatera tego typu, który nie zawsze ma czyste sumienie, nie raz idzie na skróty, ale w gruncie rzeczy ma dobre serce. W "Rebeliantach", o ironio, takie rzeczy też są zauważalne. Zresztą czego by nie mówić, ale cała 6 częściowa saga jest o bohaterze, którzy się pogubił. Najpierw jako dobry szedł na skróty i jak to mówią droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami. Potem zaś jako zły, coś w nim pęka. Dla mnie te najwspanialsze momenty sagi to właśnie momenty zawieszenia między dobrem a złem, gdzie bohaterowie poddawani są próbie i różnie z niej wychodzą. To są właśnie różne odcnienie szrości, w dodatku bardzo realistyczne (mitologicznie). Jak choćby Luke w ROTJ, gdzie widać jak poddaje się gniewowi, ale gdy poznaje jego potęgę potrafi go odrzucić. Nawet jeśli miałby przegrać. Robi coś, czego nie potrafił zrobić jego ojciec. Owszem główne klamry są czarno-białe, ale główni bohaterowie filmu z nich wymykają. Odcienie szarości wynikają z monomitu, gdzie by móc poznać dobro i zło, a potem stanąć po właściwej stronie, trzeba się choć trochę pogubić, by ostatecznie stać się mitycznym władcą obu światów, co Lucasowi fenomenalnie wyszło w ROTS i ROTJ. Zresztą galaktyka też jest szara, jest pełna sprzeczności, niewolnictwa, przestępców, roznegliżowanych kobiet, zepsutej elity, korupcji, nie mówiąc już o przecudownym ukazaniu Sithów w prequelach, który służą dobrej sprawie (Dooku, Palpatine) z jakiegoś punktu widzenia. Tam wszystko się rozmywa i to bardzo mocno, codzienne odcienie politycznej szarości znajdują swoje odbicie na ekranie. Ale jednocześnie są klamry mitycznego i mistycznego zarazem dobra i zła, to jest piękne. Ta szarość to właśnie coś co nadaje realizmu sadze, zresztą jest wiele innych sposobów fabularnych, by to osiągnąć. Choćby odcinanie rąk i sprawianie bohaterom bólu, po to by przynajmniej nie wydawali się niezwyciężeni. Więc ja tu robię wotum separatum i mam nadzieję, że w filmach od tego realizmu czy odcieni szarości się nie odetniemy, bo to moim zdaniem jest podstawowa forma Star Wars. Coś co sprawia, że ta mitologiczna baśń zdaje się być realna.
"Rebelianci" natomiast nigdy nie mieli być kolejną częścią filmowej sagi, tak jak nie miały nimi być "Ewoki", "Droidy", czy "Wojny klonów". To innego typu opowieści, dla innego odbiorcy. Młodszego, lub takiego który potrafi poczuć się młodszym. Więc chcąc nie chcąc bardziej ma być to bajka, niż mit. One mają wprowadzić w świat, pomóc go odkryć, zanim dziecko dorośnie do filmów z sagi, ale też dorastać z tym dzieckiem (co widać było w TCW). Ale przede wszystkim mają bawić. Głupio jest spodziewać się czegoś innego znając cztery poprzednie seriale, tak samo dziwne jest udawanie, że "Rebelianci" = oryginalna trylogia.
Ja nie chcę przesady w żadną ze stron. Nie jestem wyznawcą zbytniej infantylności, ograniczania złych wydarzeń w życiu bohaterów, czy pomijania pokazywania ofiar wojen (nawet gwiezdnych). (Z resztą bez złych wydarzeń w życiu bohaterów bardzo trudno opowiedzieć jest jakąś historię).
Natomiast właśnie trzymanie się monomitu, czyli właśnie tych ogólnych klamer dobra i złe jest dla mnie podstawowe. Han Solo miał swoje momenty błądzenia, albo zwątpienia, z resztą tak samo jak miał je ostatnio Zeb. Nie chodzi o to, żeby wszyscy bohaterowie byli harcerskim wzorem ludzkości (Supermanem), ale, żeby w ostatecznym rozrachunku wszystko kończyło się dobrze. Żeby ci dobrzy stawali po dobrej wygrywającej stronie, a źli po stronie przegranej. (Dla mnie to być może najważniejsza decyzja Lucasa: mógł zabić Hana Solo w Powrocie Jedi, chciał tego Kurtz, chciał Ford, ale Lucas czuł potrzebę entuzjastycznego, hura-optymistycznego happy endu, który "domitologizował" sagę). Ten gimnazjalny mrok, czy rzekomy realizm, o którym piszę, to nieszczęścia współczesnego kina, a nie Nowej Przygody. To Batman, który nie poświęcił by nawet minuty biednej staruszce, bo musi walczyć z mafią. To James Bond, który morduje bez cienia zabawy, bez lekkości, za to z zaciśniętą szczęką. To bohaterowie seriali telewizyjnych, którzy są niemoralni, często po prostu źli, ale też zabawni, albo sympatyczni, przez co widzowie mogą się z nimi identyfikować.
Oczywiście serial telewizyjny nie jest filmem, ale formą będzie najbliższy filmom, dlatego wolę gdy również w strukturze jest on bliski podstawie, czyli filmom (albo jeszcze lepiej po prostu „Nowej nadziei”).
to może od końca. Serial jest bliski niejako wizualnie, bo oddziałowuje na te same zmysły, zwłaszcza, że najczęściej sagę i tak ogląda się w domu, a nie na wielkim ekranie (choć może są i chlubne wyjątki). Jednak właśnie ten monomit wymusza pewną kompozycję filmów, trylogii, której kilkusezonowy serial nie jest w stanie ukazać. Ma inne wyznaczniki. De facto łatwiej jest napisać trylogię książkową, która przetwarza monomit tak jak robiły to obie trylogie Star Wars, niż korzystać z tego co odcinek. Potrzebny jest inny szablon i tu TCW chyba znalazło właściwy model, z dojrzewaniem serialu. Potem ludzie płaczą w komentarzach, że nie ma 7 i 8 sezonu, tylko infantylni Rebelianci. Ale to serial, który będzie dorastał z kolejnym pokoleniem widzów. Zresztą tak samo jest choćby z tą przemocą, krwią - o czym wspominałem w poprzednim poście. TCW nigdy nie podążało tą ścieżką, "Rebelianci" też nie będą. W tej materii to wciąż będą odległe byty.
A kwestia kina to już inna sprawa. Tam niepodzielnie rządzi seks i przemoc, które są coraz intensywniej ukazywane, przesuwa się granicę. Czasem to wychodzi dobrze, czasem źle. Jak zwykle ważne jest to, czy to służy czemuś innemu niż wywołanie kontrowersji, bądź utrzymaniu uwagi widza. Ale to już offtop się robi. Problem tkwi w tym, że to coraz mniej ma wspólnego z realizmem, raczej to wynaturzenia. Tak samo z mrokiem, ciemne kolory wcale nie są jego zamiennikiem. No i odcieniami szarości. Jeśli bohater ma wady i zalety, a zupełnie go to nie rusza, nie ma wątpliwości, nie ma odpowiedzialności, trudno mówić o cieniach. Ot cecha, która pozwala ukazać mocny seks lub krwawą przemoc. Oby to akurat nigdy nie spotkało filmów SW.
Pełni zgadzając się z sensem wypowiedzi to jedna uwaga dotycząca terminologii. Baśń została upupiona dopiero w XIX wieku, kiedy została kompletnie wykastrowana (co dobrze pokazał R. Darnton w Wielkiej masakrze kotów i innych epizodach francuskiej historii kulturowej). Baśń nie była mniej mroczna niż mit (który różni się od baśni funkcją sakralną)
Napisałem parę słów o Iskrze rebelii. Niestety parę słów w moim przypadku oznacza prawie trzydzieści akapitów, więc kierując się sugestią, by przenieść się w bardziej ustronne miejsce, wrzucę tu tylko link dla masochistów i parę słów komentarza, gdyby kogoś z jakiegoś powodu interesowało co mam do powiedzenia. Tak, piszę dwudziesty raz o tym samy, nie ma za co. Przynajmniej nie będzie zajmowało pół forum
http://mariojestem.blogspot.com/2014/09/rebelianci-czyli-iskra-bez-zaponu.html
Generalnie jest tak jak się spodziewałem. Miejscami gorzej, miejscami lepiej, ale Iskra na pewno niczym nie zaskoczyła i na żadnym polu się nie wybiła. Zaserwowano nam produkt bezpieczny , zachowawczy i klasyczny - ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Komu ciągłe powracanie do korzeni się podoba i w zasadzie chciał zobaczyć to samo raz jeszcze, bawił się pewnie nieźle, kto nie przepada za chłodną kalkulacją nastawioną na stworzenie czegoś, co spodoba się w miarę możliwości wszystkim, ale nie rzuci na kolana nikogo - niekoniecznie. Nostalgią i kalkowaniem próbowano tu zakamuflować niestety pewien brak inicjatywy i oryginalności i fakt, że serial będzie typowym zapychaczem generującym tymczasowy przychód z gadżetów do czasu startu filmów. Wyraźnie dano do zrozumienia, że nie tu mamy szukać nowego.
Sporo uproszczeń w prezentowaniu historii i sylwetek bohaterów, trochę ważnych wątków i spraw, które pominięto, pewne rzeczy, które niepotrzebnie umieszczono już w pilocie... Jest na pewno lepiej niż w kinowych Wojnach klonów, ale to nie są Gwiezdne wojny, których szukałem - przynajmniej jeszcze nie w tym momencie. Trzeba będzie popracować na budowaniem motywacji bohaterów i przede wszystkim nakreślaniu faktycznego konfliktu, bo na razie to zagrożenie, opresja, bunt - to wszystko istnieje tylko na papierze. Do tego bardzo nierówna strona wizualna i wyraźnie pocięty i poskracany do 40 minut scenariusz dają obraz produktu nie do końca dopracowanego, sklejanego trochę na szybko - znów, zapychacz robiono niskim nakładem pieniędzy, czasu i pomysłów. Serial pewnie się przyjmie, liczę więc, że kolejne sezony będą powstawały już w spokojniejszej atmosferze i ktoś zajmie się ostatnimi szlifami i jako taką spójnością stylistyczną. I pod kątem strony technicznej i pod względem scenariusza widać tu wyścig z czasem.
Zobaczymy.
Całkiem. Nie ma tu jakiś wielkich błędów ale też nie ma nić co by wciągnęło kogoś kto SW już jako tako zna. Główną wadą jest to że akcja postępuje zdecydowanie za szybko. Zazwyczaj pierwsze odcinki mają wolniejszą akcję, pewien rozwój bohaterów i dopiero dalej wpadamy w rutynę serialu. A tu mamy rutynę od początku. I to szybkie tępo akcji powoduje niedociągnięcia które przeszkadzają. Nie było czasu pokazać problemy z abordażem ISD. Oni ledwo co zdążyli wylądować a już musieli uciekać. Końcówka też miała potencjał ale skończyło się zanim zdążyłem to docenić. Ale najwyraźniej takie tempo musi być utrzymane by zadowolić dzieciaki.
Ogólnie nie jest źle. Powiedziałbym nawet że jest to idealna średnia ze skasowanego EU. I zapewne tak samo jak EU, czy TCW będzie miało wzloty i upadki. Będą odcinki koszmarne i odcinki dorównujące filmom. So, here wo go again.
6,5/10
Filmik o "Spark" - nie jest jakoś szczególnie odkrywczy, głównie gadają twórcy, ale jest zapowiedź kolejnego odcinka na końcu.
http://www.youtube.com/watch?v=jXl7GtvG8t4
Wstęp do serialu "Rebels", czyli iskra rebelii, mnie zaskoczył. Spodziewałem się nie wiadomo jakiego koszmaru czytając niektóre komentarze, ale na szczęście miło się zaskoczyłem. Dialogowo jest lepiej niż w TCW gdzie w pilocie(i serialu) strasznie żenujące były przekomarzania Anakina z Ashoką. Tutaj nie było osoby która, by mnie zdenerwowała swoim sposobem bycia.
Grafika to rzecz która nie jest zła, lecz do idealności jej brakuje. Jest taka w sam raz na początek serialu, bo liczę, że wraz z tym jak produkcja się rozkręci, to poprawi się też szata graficzna (Wookie z Kennera i szturmowcy Cilit Bang muszą zostać poprawieni). Walki kosmiczno-atmosferyczne bardzo mi się podobały. Naziemne potyczki trochę mniej.
Muzyka to Williams, lub utwory mu podobne więc tu nie muszę się chyba wypowiadać <3 Powiem tyle, że kilka razy przeszedł mnie ten fajny dreszczyk gdy leciał jakiś utwór.
Postacie mają dobre dialogi, prym oczywiście wiedzie Zeb. Myślałem, że Ezra zrazi mnie tak jak Ahsoka, jednak nic z tych rzeczy. Hera także fajnie wypadła, zwłaszcza jej rozmowy z Kananem. O Sabine i Chopperze na razie nie mogę nic powiedzieć, bo mieli mało czasu ekranowego.
Agent Kallus na razie ok, ale czekam, aż zrobi coś więcej np. walka z Zebem (scena ze zrzuceniem szturmowca mnie rozwaliła na łopatki )
Dubbing nie jest zły, ale do oryginał lepszy.
Moja ocena to mocne 7/10. Ocenę zawyża Monolog Obi-Wana który miał w sobie tą magię star wars
Nie mam zamiaru przejmować się takimi detalami jak stojące TIE i inne tego typu bzdety. Sam wiem jak to powinno wyglądać, ale jak kiedyś powiedział mądry człowiek "to baja jest" i mam 2 opcje. Albo czerpać radość z oglądania tego, albo doszukiwać się dziegciu.
No to co, tydzień temu miała miejsce przedpremiera w kinie, na której byłem, dzisiaj była premiera w telewizji, więc czas coś napisać.
Na początek napiszę tak: czytając te wszystkie komentarze w Internecie, czy to na Bastionie, czy to gdzieś indziej, oglądając te wszystkie klipy, tą, jakby nie było, dziwaczną animację, zdawało mi się, że będzie to serial nie na poziomie, mieszałem to z błotem przy każdej możliwej okazji, kiedyś napisałem, iż prawdopodobnie moje oceny to będą same jedynki. Ogólnie nie byłem optymistycznie nastawiony do "Star Wars: Rebels", twierdziłem, źe to nigdy nie pobije TCW. Do kina szedłem nieco zaniepokojony, ale wyszedłem dosyć, o dziwo, zadowolony. Może dlatego, że nie wymagałem od tego filmu wiele, ale to wszystko po kolei.
Początek filmu nie był zbyt obiecujący. Patrzę na tą animację i myślę sobie tylko, co to niby ma być. No nie, nie mogłem na to patrzeć, po prostu nie mogłem. Potem jednak nie zwracałem na to aż takiej uwagi. Przypomniałem sobie, że przecież TCW też nie miało jakiejś olśniewającej animacji, przynajmniej na początku.
Następnie Ezra spotyka się z grupą Rebeliantów. Zacznę od tego, że są to ciekawe postacie. Zeb bardzo mi się spodobał, prócz tego Kanan (nie wiem, jak to się tam pisze). Ciekawa grupa Rebeliantów, ale to jednak trochę głupie, że cztery postacie są w stanie z ogromną łatwością wykiwać Imperium. Z łatwością zabrać to co mieli zamiar zabrać, i po prostu odlecieć.
Później nasi bohaterowie postanowili polecieć odwieźć towar, jaki zdobyli. W zamian dostają informację o Wookiech i lecą im z pomocą. Wszystko fajnie, tylko że ponownie z ogromną łatwością dostają się na statek Imprerium. Aż uśmiechnąłem się w sytuacji, kiedy Zeb położył na ziemię dwóch imperialnych . Nawet nie wiedziałem, że tak pierwotnie mieli wyglądać Wookie. Cóż, zatem się czegoś dzięki temu filmowi dowiedziałem . To kolejny plus . Jak już napisałem, dziwne było to, że z łatwością nasi bohaterowie sobie wchodzą na statek i ze spokojem szukają Wookiech. Później Ezra idzie ostrzec Rebeliantów i... po prostu sobie odlatują, ale Ezra zostaje złapany.
Następnie się po niego wracają. W międzyczasie otwiera holokron i ucieka ze swojej celi. I tu właśnie pokazane było to, co wiele osób powyżej napisało, czyli to, że żołnierze imperialni zachowują się gorzej niż droidy w TCW. Może nie gorzej, ale przynajmniej na równi. Są oni pokazani jako zwykli debile, a nie żołnierze silnego, wielkiego Imprerium. Jak już wcześniej napisałem, Rebelianci wrócili się po Ezrę, ponownie z łatwością wchodzą na statek i... po prostu odbierają Ezrę... To było głupie, naprawdę głupie. Wpadają, biorą chłopaka i wypadają.
Potem dowiadują się od Ezry, że Wookie są na Kessel. I co? Lecą tam, pięć osób plus droid, uwalniają Wookiech, rozprawiają się z Imperialnymi imbecylami i odlatują... Śmiechu warte. Wielkie, silne Imperium, a w trakcie tych czterdziestu kilku minut czterokrotnie nasi bohaterowie sobie po prostu wpadają, biorą to, co chcą, robią to, co chcą i sobie spokojnie odlatują... A Kallus? Co to jest za przedziwna postać. Cokolwiek by się nie działo, on i tak przeżyje. Wszyscy jego koledzy giną, a on jeden jedyny potrafi przetrwać. Nawet jakby mu bomba wybuchła przed ryjem, nawet jakby Kanan go przeciął na pół za pomocą miecza świetlnego, to mam wrażenie, iż i tak by przeźył. No cóż, Obi-Wan też w pewnej części rozwalił w taki sposób Maula, i on też przeżył .
Nasi bohaterowie odstawiają Wookiech, a potem mają zamiar zrobić to samo z Ezrą. Tak się nie dzieje, chłopak, dołącza do reszty na dobre i tym samym staje się padawanem Kanana.
Zakończenie pilota było ciekawe. Wreszcie zobaczyliśmy Inkwizytora. Fajne zakończenie.
Podsumowując, film był ciekawy. Spodziewałem się, że będzie o wiele, wiele gorzej. Może dlatego, że, jak już wcześniej napisałem, nie miałem co do tego serialu wielkich wymagań. Na pewno na plus postacie, które są dosyć ciekawe. Dialogi przeciętne. Nic wielkiego w nich nie było, w TCW były lepsze. Muzyka genialna, nie to co w TCW. Dzięki niej był ten prawdziwy klimat SW. Aż ciary po plecach przechodziły . Co do humoru, to był i tyle. Raz był wnerwiający, raz kompletnie niepotrzebny, innym razem nawet śmieszny, że aż się uśmiechnąłem. Ogólnie z tym było mocno przeciętnie. Interesująco układały się relacje Zeba z Ezrą . Na pewno na minus animacja. Zdawało mi się, że będzie ona co najmniej na tym samym poziomie co w szóstym sezonie TCW. Tym bardziej, że obsada reżyserska i tak dalej pozostała ta sama. Ale mam nadzieję, że będzie się ona rozwijać, tak jak to miało miejsce w The Clone Wars. Przede wszystkim wnerwia mnie wygląd twarzy, na nie nie da się patrzeć. Reszta ujdzie. Na minus postawa Imperium. To było często żałosne, to zachowanie imbecylów-żółnierzy. Rzeczywiście dorównują głupotą droidom z TCW. Mam nadzieję, że w samym serialu tak nie będzie. W miarę udany początek, można optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Ocena filmu: 6.5/10
Ocena animacji: 4/10
Muzyka: 8/10
Patrzmy optymistycznie w przyszłość. Już nie mogę doczekać się początku serialu . Niech Moc będzie z Wami.
<3
Z miesiąc bez SW. Zero książek, gier, komiksów, filmów. Prawie popadłem w depresję.
Ale uratowały mnie Rebelsy. Nie ważne, że to bardziej bajka dla dzieci niż kino dla starszego fana. Liczy się, że to STAR WARS.
Film mi się podobał, animacja prześliczna, każdy z bohaterów inny, od razu polubiłem Ezrę.
Szturmowcy głupi, ale można się pośmiać.
Oglądałem z dubinngiem i było ... normalnie. Żaden głos mnie nie irytował, wszystko ładnie dobrane.
Czekam na kolejne odcinki i na nowe książki.
W między czasie, zabiorę się za "Legendarnego" Kenobiego. Bo nie mam zamiaru ograniczać się do jednej wersji uniwersum
Wow, nie jest najgorzej! Ale to może dlatego, że spodziewałem się absolutnego syfu. Bardzo szkoda, że serial jest aż tak bardzo infantylny, że momentami patrzenie na niego boli. Scenariusz to nic specjalnego, od strony wizualnej jest kiepsko. Zobaczymy jak będzie dalej, póki co cieszę się, że twórcy nie wpadli na coś tak bezsensownego jak Ahsoka i dlatego z przymrużeniem oka, ale będę oglądać dalej. Plusów trochę jest, mimo wszystko. Przygoda! W końcu coś co jest namiastką (choć marną) OT, czuć ten klimat. Scena gdzie Kanan (dobrze, że nie Kanon ) wychodzi naprzeciw szturmowców, przy akompaniamencie muzyki Williamsa + kilka innych scen, wyszło naprawdę nieźle. Właśnie jeśli chodzi o muzykę to klasa, świetne wykorzystanie znanych motywów, tego mi brakowało w TCW. Chyba głównie soundtrack zachęcił mnie do sprawdzenia Rebelsów i oglądania następnych odcinków, bo nieważne jaki kał Filoni wykręci, zawsze będzie to chociaż trochę wyglądać jak Star Wars
No i mamy oficjalne potwierdzenie - 26 października powtórka "Spark" z nową sceną z jednym takim dychającym.
Szczerze? Miesiąc nie minął a tu już edycja specjalna?...
http://www.starwars.com/news/abc-to-air-star-wars-rebels-spark-of-rebellion-with-a-new-scene-featuring-darth-vader
i nie jest źle. Były gorsze i lepsze momenty, ogólnie dużo się działo jak na 40 minut, można było to na 4-5 odcinków spokojnie rozłożyć. ale byłem przygotowany na coś znacznie, znacznie gorszego więc raczej pozytywnie.
Animacja ok, to już nie to kanciaste TCW z początków. Jedynie do Wookiee`ech się nie przyłożyli. Myślę że kolejny sezon będzie już całkiem pod tym względem na bardzo wysokim poziomie.
Dość ciekawe postaci, nie ma żadnej która by irytowała od samego początku tak jak Ahsoka na początku poprzedniego serialu.
Szturmowcy niewiele się różnią od droidów z TCW ale na to się akurat przygotowałem. To bajka dla raczej młodszego widza więc trzeba brać takie rzeczy z przymrużeniem oka. Zresztą nie oszukujmy się, szturmowcy z OT też najsprytniejszymi istotami w galaktyce nie byli
Ogólnie mam wrażenie że lepiej się ogląda ten serial ze świadomością że w kolejnej scenie nie mogą wprowadzić do kanonu jakiegoś absurdu jak to było w TCW (jaka jest tego przyczyna pominę... tak czy inaczej jakoś "lżej" się to dzięki temu ogląda).
Jest gwiezdnowojenny klimat czasów imperium, plus za pojawienie się Obi-Wana. Muzyka nawet tak nie irytowała a nawet momentami była klimatyczna.
Ogólnie jest nieźle, potencjał jest spory i będę z przyjemnością zasiadał do kolejnych odcinków, szczególnie że ostatnio była starwarsowa posucha.
Akcja jest zbyt szybka, przez co widać brak logiki, a bohaterom za dużo się udaje. To co mi się podobało to tłumaczenie czym jest Moc. Zapowiada to lekko mętną pseudofilozofię, za którą kochamy OT. Najzabawniejsze jest to, ze i tak będę oglądał ten chłam
Przeglądam ten temat i nie do wiary, jak ignorancja i zaślepienie wylewa się z waszych wypowiedzi. Jesteście wręcz żałośni. Idealnie reprezentujecie społeczeństwo któremu od lat mydli oczy kultura TVN-u, Newsweeka i Gazety Wyborczej! Jak można niczym młode lemingi łykać te wszystkie bluźnierstwa które Disney i Filoni tworzą w celu kompletnego zniszczenia marki Star Wars!? Takimi postami tylko ośmieszacie światowy fandom Star Wars i pozwalacie aby Filoni dekonstruował cały wspaniały Kanon Star Wars, w pocie czoła budowany przez całe 37 lat! Do jakiego stopnia trzeba zmanipulować społeczeństwo aby 20-paroletni ludzie oglądali bajeczki na przedpotopowym pod względem grafiki poziomie?
HEHEHEH XDD JEZUS JAKI TROLL
Nara
Serio - nieliczny glos rozsadku w temacie i jedyna linia obrony to "hehe, ale troll"? Jak nastepne bajeczki Disneya o SW beda kierowane dla widza w wieku 1-3 lata (cos jak Teletubisie) i znowu cofna wam kanon bo 2 seriale animowane i pare ksiazek to za duzo do zapamietania dla przecietnego fana SW to tez bedziecie sie tym podniecac i wydawac kase, bo ma w nazwie Gwiezdne Wojny? Zalosne...
Wiesz, skoro najwidoczniej twierdzisz, że tym, którym serial się podobał, brakuje rozsądku, to tym samym stosujesz argumentum ad personam. Poza tym, nawet bym przyjęła ten argument o głosie rozsądku, ale co ma TVN i Newsweek do "Rebelsów"?
Jak napisałam niżej, ubawiłam się szerze .
Argumentum ad personam jest wtedy gdy atakowana jest konkretna osoba w dyskusji w ktorej informacja o tej osobie nie sa istotne. Czyli np. "nie mozesz rzetelnie wypowiadac sie w tym temacie bo jestes za mlody/stary". W tym przpadku rzecz tyczy sie postawy fanow, ktorzy kupia kazde badziewie byle mialo logo SW. Wiec zarzut o braku rozsadku nie jest zabiegiem sofistycznym majacym na celu wygranie sporu, ale istota sprawy.
Przepraszam, ale dla mnie właśnie tak to wygląda - "podobają ci się Rebelsi, więc brak ci rozsądku". Może to brak rozsądku, ale ja się świetnie bawiłam podczas oglądania, a poszłam z grobowym nastawieniem na film. Rozumiem, że można mieć inne zdanie - mnie w pilocie też nie wszystko się podobało - ale można to wyrazić bez zarzucania innym braku kompetencji .
Nuuudy, ciekawe kto teraz trolluje. Może ktoś z moderacji ?
O co chodziło z tym gestem kallussa w więzieniu. Chodzi mi o ten fragment gdzie tak jabky pociera ramię Ezrze. O co w w tym chodziło ?
Dla mnie to też był moment "eee, ale o co chodzi". Jakby strzepywał mu pyłek z ramion.
BTW, nie chciałam pisać dwóch postów naraz, ale nowy użytkownik wyżej szczerze mnie rozbawił .
Do filmu podchodziłem z nadzieją i dużymi oczekiwaniami. Po "Iskrze Rebelii" spodziewałem się czegoś trochę lepszego, ale nie jestem zawiedziony. Niestety jest on na niższym poziomie niż sezon 6 TCW.
Zacznę od tego że brakuje mi jakiegoś intro.
Co do bohaterów serialu to to najbardziej do gustu przypadł mi Zeb ze względu na swój charakter. Najmniej Ezra, ale nie jest aż tak bardzo denerwujący. Reszta też wypada dobrze tylko Sabine zachowuję się momentami jak piromanka.
Fabularnie film wyszedł też dosyć dobrze, ale jak dla mnie za dużo tu rzeczy była jak na 44 minuty.
Uważam że treść zawarta w filmie nadawała by się na 3 odcinki. Pierwszy od początku do pojmania Ezry przez Kallusa. Drugi mógłby być rozszerzoną akcją uwolnienie Ezry z Gwiezdnego Niszczyciela. A trzeci o ratunku Wookie z Kessel.
Moimi ulubionymi momentami z filmu są: Walka i wybuch na Niszczycielu, ujawnienie przez Kanana że jest Jedi, i Kallus zrzucający Szturmowca i odtworzenie nagrania Kenobiego pod koniec.
A co do Szturmowców do te ich strzelanie nie jest takie złe nie trafili tylko dwa razy w Wookie ale nie wygląda to tak źle bo bohaterowie muszą się uchylać przed nimi lub się chować. Tak samo Rebelianci nie trafiają za każdym razem jak to robili bohaterowie w OT. Nie podobał mi się moment w którym został postrzelony jeden Wookie i
w tym miejscu gdzie dostał nie było żadnego śladu, a Szturmowcy mają je na swoich zbrojach...
Powiem nawet że animacja mi się podoba szczególnie poruszanie się włosów podczas ruchu postaci i wiania wiatru. Muzyka też fajna. Dużo nawiązani do tej z filmowej sagi.
Podobało mi się zakończenie z inkwizytorem.
Ocena filmu:7/10
Z tego, co widać, na ABC już puszczają reklamy i wiemy jak będzie wyglądał Vader:
https://pbs.twimg.com/media/B0CgxguCIAA3r-N.jpg
początek spoilera No widać trochę wpływ McQuarriego, ale mogło być gorzej. I, jak można się było spodziewać, będzie w formie hologramu. koniec spoilera
Z drugiej strony pomyślałam sobie: jakie chamstwo wobec ludzi, którzy kupili już serial (na płycie czy iTunes), a którzy parę dni potem dowiadują się, że będzie edycja specjalna.
Próbowałem obejrzeć. Odpadłem w połowie. Nuda, cóż więcej powiedzieć. A indolencja szturmowców jest naprawdę irytująca, co ciekawe, dla niektórych jest ona ciekawym nawiązaniem do ANH. Gdzie, no umówmy się, nie byli oni przecież taką zgrają patałachów.
"Rebelianci" zdecydowanie nie staną się produkcją, której rozwój będę uważnie śledził w ciągu najbliższych miesięcy. Delikatnie powiedziawszy. Ale tym, którym serial się spodobał, życzę dużo radości z oglądania kolejnych odcinków.
Scena z Vaderem - na razie słaba, może do rana wyskoczy coś lepszego . Zdziwiło mnie, że dali ją na samym początku, ale chyba dzięki temu film zyskał ramową kompozycję. Tylko ten Vader coś... mało vaderowato brzmi.
http://www.youtube.com/watch?v=d0PgF_cfrhM
Ze względu na luźniejszy tydzień na studiach, postanowiłem dzisiejszy wieczór przeznaczyć na nadrabianie seriali, które obiecałem sobie obejrzeć.
Na liście: pilot Rebelsów, pilot Doctora Who i pilot nowego Constantine. Jak myślicie, co wypadło najsłabiej?
Ja oczywiście nie porównuję animacji przeznaczonej dla dzieci z brytyjskim arcydziełem i zręczną amerykańską nowością. Nie nastawiałem się na nic, choć może po cichu liczyłem, że zaskoczy mnie pozytywnie, jak to było z The Clone Wars. Że jednak coś przykuje moją uwagę. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło.
Po pierwsze - grafika.
No błagam, jest po prostu fatalna. Rozumiem, niedopracowanie, ale nawet w porównaniu z wyżej wymienionym TCW wypada blado, tamta produkcja miała przynajmniej w sobie coś charakterystycznego, te "kanciaste twarze" wyglądały interesująco, a nie karykaturalnie. Tutaj rysy są rozmyte, twarze wygładzone, jakbym oglądał niedzielną kreskówkę na Mini Mini.
Na plus widoczki, bo przyjemne dla oka oraz sam wygląd szturmowców, akurat bardzo przekonywujący.
Dwa - bohaterowie. Ezra, no dzieciak, wiadomo, każda animacja musi mieć swoją Ahsokę. Pewnie młodszym widzom bardzo się on podoba, mnie totalnie nie przekonał, ani jako "zawadiacki" opryszek, ani jako poszukujący siebie przyszły padawan.
Jego interakcje z członkami załogi były sztampowe, przewidywalne i momentami irytujące (Zeb bez przerwy powtarzający jak mocno przywaliłby chłopakowi, w pewnym momencie zaczął mnie przyprawiać o ból zębów, także well done, wielkoludzie! ).
Chociaż podobało mi się ciągłe podkreślanie, że Ezra nie jest osobą godną zaufania, że jest nowy i nie można mu powierzać żadnych zadań, to rzadkie dla seriali przeznaczonych dla dzieci, zwykle nowy bohater robi jakąś błahostkę i natychmiast staje się nowym kompanem.
Imperium jest tutaj przedstawione jako bezwarunkowe, czyste zło.
Okej, wybaczam, to dopiero pilot, to samo mieliśmy w pierwszych odcinkach TCW z Separatystami, by w świetnym piątym sezonie przedstawić wojnę jakoś coś oczywistego, pełnego półprawd i półcieni. Choć początek Rebelsów nie napawa mnie optymizmem to liczę, że w przyszłych odcinkach dostaniemy jakiegoś Imperiala z idei, a nie tylko "jestem zły hehe zjem wszystkie owoce biednemu sprzedawcy hehe nic mi nie zarobisz XD".
Ogólnie - jeżeli chodzi o moje oczekiwania, to poprzeczka leżała praktycznie na ziemi, chciałem po prostu się dobrze bawić przy ulubionym uniwersum, nawet jeżeli jest to totalne guilty pleasure, jak było w przypadku Wojen Klonów. I niestety nawet na tym polu serial po prostu mnie zawiódł, ostatnie 10 minut z wytęsknieniem czekałem na zakończenie.
Moja ocena: 3/10
Nadszedł czas, by nadrobić zaległości w serialu "Rebels", więc postanowiłem zacząć od pilota.
Największy plus - muzyka. O niebo lepsza niż w TCW. Pojawiły się melodie znane ze Starej Trylogii, co bardzo mi się spodobało.
Graficznie - w porównaniu do TCW, to w moim odczuciu bez zmian (w końcu Filoni też współtworzy ten serial). W każdym razie - jest nieźle jak na serial animowany.
Postaci - najbardziej zaskoczył mnie Kanan, bo z początku wydawał mi się zwykłym rebeliantem, a tu zaskoczenie - jeden z nielicznych Jedi, którzy przeżyli rozkaz 66. Od razu polubiłem tę postać. Polubiłem także Sabinę - uzdolniona kobieta, nie ma co. Zeg i Hera - w porządku, nie drażnią mnie. Natomiast do Erzy nie mogę się przekonać po obejrzeniu pilota. W moim odczuciu był taki trochę niezdarny (chociaż fakt, że ma być szkolony na Jedi zaskoczył mnie in plus). Do szturmowców idiotów zdążyłem się już przyzwyczaić i nawet mnie to trochę śmieszy.
Fabuła - za dużo się dzieje, jak na 40 minut. Uważam, że pilot Rebelsów powinien być nieco dłuższy, a każdy z wątków nieco lepiej wyjaśniony. Poza tym brakuje mi takiego wprowadzenia, jakie towarzyszyło każdemu odcinkowi TCW i było czytane przez lektora na samym początku. A tak, to tuż po odpaleniu filmu ni stąd ni zowąd zaczyna się jakaś akcja. Powinno być jakieś wprowadzenie.
Widok krążowników imperialnych, myśliwców TIE, maszyn AT-AT i tym podobnych rzeczy od razu mnie ucieszył. Strzelaniny w kosmosie, wybuch krążowników imperialnych, czy akcja na Kessel to moje ulubione momenty tego filmu.
Ogólnie nie miałem dużych oczekiwań, ale jednak mam trochę mieszane odczucia. Nie jest źle, momentami jest fajnie, ale wspomniane wyżej mankamenty są dość wyraźne. Mam nadzieje, że z każdym kolejnym odcinkiem i sezonem będę obserwował ewolucję "Rebeliantów". Na pewno będę oglądał kolejne odcinki, choćby z czystej ciekawości.
W końcu zabrałem się za owy serial - pilot jest wypełniony akcją, ta gna na łeb, na szyję - za szybko! za dużo! ALE!
Czuć klimat(?) sagi - może to zasługa muzyki, może klasycznej historii walki rebeliantów z Imperium. Kto wie ...
Bawiłem się przednio, aczkolwiek groteskowe wydaje mi się wykańczanie tak wielu szturmowców w bajce dla dzieci. Chociaż Mandalorian nie był pod tym względem lepszy.
Podoba mi się zgrana ekipa i dobrze zarysowane postacie - wypadają o niebo lepiej, niż na tych pilotażowych, krótkich filmikach, które totalnie mnie zniechęciły do całej produkcji i dopiero po tylu latach postanowiłem jednak ją sprawdzić.
Minusy? To kolejna bajka dla dzieci, może nie będzie w niej tylu trywialnych (żeby nie powiedzieć, kretyńskich) odcinków jak w "the Clone Wars", może fabuła będzie posiadać główny wątek i dokądś zmierzać, postaram się w miarę regularnie oglądać po kilka odcinków w tygodniu. Oglądam przede wszystkim dla Thrawna, Inkwizytora, Maula i Vadera.