Muszę przyznać, że żywię pewien sentyment do oryginalnej japońskiej „Godzilli”, a jeszcze większy do fenomenalnego i jakże popularnego u nas w latach 80. filmu „Superpotwór” (czyli „Gamera”). Na tym ostatnim byłem kilka razy w kinie i to było wspaniałe przeżycie i niesamowite emocje. Pewnie zamiłowanie do gadów robiło tu swoje. W każdym razie ta japońska ramotka pozostawiła trwały ślad w mojej głowie, zresztą niektórzy widzieli tego efekty na którymś z DFów.
Filmy o „Godzilli” nigdy nie miały jakiegoś wybitnego scenariusza, nie o to tam chodziło, a najczęściej o walkę olbrzymich potworów i rozwalanie miasta. do tego dochodzi też wspaniały, psychodeliczny motyw muzyczny Godzilli (jak ktoś nie wie jak to brzmi to warto przesłuchać tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=o6qAIaqK3_Q ), idealnie wpasowany w sceny walk, rozwałki lub potwora zmierzającego do miasta. Plus przedziwne mutanty, z Biolante (zmutowany gigantyczny kwiat) na czele, które upewniają mnie, że nie mam jakiejś zrytej wyobraźni. No i oczywiście ludzie, którzy wierzą w Godzillę oraz elementy proekologiczne.
Wydawać się mogło, że „Godzilla” skończyła się w 50 rocznicę swojego istnienia z „Godzilla: Ostatnia wojna” z 2004, filmie zrobionym już po amerykańskim dziele Emmericha. Nie wierzyłem zbytnio w nową wersję z USA, ale fakt, że Gareth Edwards został reżyserem spin-offa przekonał mnie, że może jednak warto zobaczyć ten film. Z pewnością warto, skoro to drugi pełny metraż tego reżysera, ale raczej po to by poznać jego warsztat, a nie ze względu na wartość filmu. Niestety co do całości mam mieszane odczucia.
W oryginale to „Godzilla” najczęściej grała pierwsze skrzypce i była bohaterką pozytywną, negatywną lub nawet obiema na raz w jednym filmie. Tu niestety jest tylko dodatkiem i to chyba boli najbardziej, jej brak. Za to większość filmu zajmuje wątek amerykańskiego żołnierza, który próbuje wrócić do domu i jego rodziny, która próbuje przetrwać. Tu mieszają się elementy amerykańskiego kina katastroficznego z japońskim i to nie wychodzi dobrze. To raczej niezbyt udana mieszanka. I o ile główna historia po prostu na mnie źle działa z samego założenia, o tyle sposób w jaki potraktowano japoński oryginał mi się podoba. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się tak dużo po amerykanach, a już zwłaszcza tego, by próbowali nawiązywać do oryginalnego „kanonu”, zamiast go zrebootować/restartować itp. Lepiej iść dalej i to właśnie lubię. Fakt, że nie jest to powtórka z Emmericha, a raczej piękne nawiązanie do oryginału ratuje ten film. Może słowo ratuje to za dużo powiedziane, sprawia jednak, że jest tu coś wartościowego, nawet jeśli to jest może z 1/4 filmu. Niestety odniosłem wrażenie, że na film brakowało przede wszystkim pieniędzy, stąd Godzillę widać a to w TV, a to w tle, a brakuje mięsnych scen, które mógłby nam dać współczesne efekty. Podobał mi się też sposób w jaki stworzono GNOLa, który przypomina wręcz miejscami lateksową kukłę i to jest świetne. Zresztą Godzilla też wygląda całkiem nieźle, udało się zachować proporcje między jej oryginalnym wyglądem a efektami CGI.
Film wizualnie, pomijając, że efekty często są tłem, wygląda fajnie. Podobała mi się praca kamery. Montaż mógłby być dynamiczniejszy, bo się miejscami dłuży, ale to też wina scenariusza. Natomiast podobały mi się zdjęcia, no i muzyka Alexandre’a Desplata. Jego chciałbym usłyszeć w spin-offie. Zresztą przez główny motyw jak się w niego wsłuchać przebija trochę oryginał, ale niestety tonacja inna i ta dramatyczność, choć przyjemnie się tego słucha. Natomiast Desplat tworzy dużo i to niestety u niego słychać, że przez film przewija się jeden zapamiętywalny motyw. Twórcom udało się ściągnąć nawet interesujących aktorów jak Ken Watanabe czy Julliette Binoche, ale niestety nie rozwijają tu skrzydeł. Jak się Edwardsowi trafi Hayden czy Portmanowa to po spin-offie.
Podsumowując nowa „Godzilla” to niestety film średni. Godzilli w niej niewiele, a sztuczny dramatyzm jest przede wszystkim nudny i nietrzymający w napięciu. Wręcz przeszkadza. Obrano zły kierunek i przyjęto złe proporcję. Budujące jest to w jaki sposób potraktowano oryginał, ale niestety w tym wypadku to trochę mało. „Strefa X” mimo wszystko dawała lepsze nadzieje na spin-offa, niż „Godzilla”. Niestety w tym wypadku siłą filmu musi być scenariusz, Gareth niewiele go poprawi, jeśli będzie zwalony.