Czas na drugą kolejkę eliminacji do mistrzostw Europy 2016 we Francji w "polskiej" grupie, grupie D! Trzy dni odbyło się starcie, które elektryzuje całą Polskę, czyli mecz naszej reprezentacji z Niemcami! Takie mecze nie odbywają się codziennie, na to czeka się długimi miesiącami. Z trzech powodów. Pierwszy to to, że nasi przeciwnicy to aktualni mistrzowie świata, którzy trzy miesiące temu pokonali Argentynę w wielkim finale po dogrywce, a gola, który dał im tytuł najlepszej drużyny globu zdobył Mario Götze. Po drugie, są to nasi sąsiedzi z zachodu. Po trzecie, zawsze te mecze są dla nas ważne, z powodu historycznego. Można powiedzieć, że to nasz taki odwieczny rywal, odwieczny przeciwnik. Właśnie z choćby tych względów, które wymieniłem wyżej. Cała ta otoczka medialna przed starciem na Stadionie Narodowym w Warszawie była ogromna. Ale można było się tego spodziewać. Było mnóstwo obiecanek ze strony naszych piłkarzy, opowiadali, jak to są świetnie przygotowani do tego dwumeczu z Niemcami i Szkocją. Głos na temat starcia z naszymi przyjaciółmi z zachodu zabrało zapewne z dziesięciu piłkarzy, minimum oczywiście. Prócz tego wszystkie media w naszym kraju rozpisywały się mnóstwo przez cały ten tydzień, swoje opinie wyrażali politycy, znani Polacy, osoby związane z piłką w tym kraju. W niemieckiej prasie również dużo się działo, Niemcy też trochę mówili o tym starciu. Zawodnicy niemieccy i sztab szkoleniowy mistrzów świata wypowiadali się pochlebnie na temat polskiej kadry, były same pozytywne opinie na nasz temat. Ale nie ma się co dziwić, przecież nie mówiliby, że jesteśmy słabi, że z łatwością nas pokonają, że nie mamy żadnych klasowych piłkarzy (to byłoby już chamstwo, gdyby ktoś tak powiedział, bo mamy kilku, takich jak Robert, Łukasz, Kuba i Wojtek Szczęsny). Za to media niemieckie, różne portale internetowe, dzienniki i tym podobne nie pozostawiały na nas suchej nitki. To było akurat chamskie. I wypowiedzi, że poza Robertem nic nie mamy. To, jak już wcześniej napisałem, nieprawda. Na szczęście takich opinii dużo nie mieliśmy. Znalazłem też ciekawy artykuł, w którym było napisane, iż Warszawa to miejsce największej, najbardziej dotkliwej porażki Joachima Löwa z reprezentacją, czyli przegrana w półfinale mistrzostw Europy z Włochami 1:2. Teraz miało być inaczej, teraz miało wyglądać to o wiele lepiej. Niektóre media w Niemczech stwierdziły, że strata jakiegokolwiek punktu z reprezentacją "biało-czerwonych" byłaby tragedią, katastrofą, porażką, klęską. Pomimo tego, że są niezwykle osłabieni, bo przecież po mistrzostwach świata w kadrze grać przestali tak ważni piłkarze jak Philipp Lahm, Per Mertesacker czy najlepszy strzelec w historii Mundialu - Miroslav Klose. Poza tym kontuzje kluczowych zawodników, takich jak nowy kapitan Bastian Schweinsteiger, Marco Reus czy Mesut Özil. Podopieczni Joachima Löwa z dużymi problemami ze składem, szczególnie jeżeli chodzi o boki defensywy. W ich poprzednim spotkaniu ze Szkocją w Dortmundzie jako prawy obrońca zagrał środkowy pomocnik Sebastain Rudy. Jak już napisałem kilka linijek wyżej, nasi zachodni sąsiedzi pomimo takich problemów ze składem, nie dopuszczali do siebie myśli, by w tym spotkaniu stracić jakieś punkty. My za to w tym szukaliśmy swojej szansy, często niektóre osoby wypowiadały się tak, że to może być nasza okazja na ten historyczny sukces, na tą historyczą wygraną z sąsiadami. Jak zapewne pamiętacie, na Mundialu kibicowałem między innymi Niemcom. Ogólnie kibicowałem europejskim ekipom, takim jak Holandia, Belgia, Francja, Szwajcaria, czy właśnie Niemcy. Są to drużyny z Europy Środkowej. Cóż, nie było Polski, to musiałem dowartościować się jakoś kontynentem . Tym razem to Niemcom już nie kibicowałem .
Może teraz trochę o samych powołaniach, bo nie miałem wcześniej okazji do tego, żeby coś napisać o tym. Co do bramkarzy, to myślę, że żadnego zaskoczenia nie ma. Szczęsny i Fabiański grają bardzo dużo w jednej z najlepszych lig świata - Premier League. Prócz tego ten pierwszy gra jeszcze w Lidze Mistrzów. Poza tym Artur Boruc. Przez długie miesiące była dyskusja w różnych mediach, czy to on powinien grać, czy Wojtek. Teraz jednak nie ma żadnej mowy o tym, by to on grał, bo w końcu został wypożyczony do drugiej klasy rozgrywkowej w Anglii. Moim zdaniem, to "Borubar" jest już numerem trzy, jeżeli chodzi o obsadę bramki w kadrze. Fabiański gra regularnie w solidnym Swansea, prezentuje się tam bardzo dobrze i to on jest teraz numer dwa, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Tak naprawdę to jeżeli Łukasz Skorupski stanie się pierwszym golkiperem w Romie, to Artur może przestać być powoływanym. Teraz przejdźmy do obrony, bo się rozpisałem o bramkarzach . Stoperzy powołani na to zgrupowanie: Glik, Szukała, Cionek, Jędrzejczyk. Ci dwaj pierwsi to podstawowi stoperzy w kadrze. Grają w swoich klubach i są tam kluczowymi postaciami, jeżeli chodzi o defensywę oczywiście. Glik jest kapitanem solidnego włoskiego klubu, grającego w europejskich pucharach, ma dobry początek sezonu i notuje naprawdę niezłe noty. Zdobył nawet już bramkę w tym sezonie. Szukała może w tym roku nie gra w Lidze Mistrzów ze Steauą, ale Liga Europy to nie tragedia. W lidze rumuńskiej Steaua wygrywa, on nie popełnia tam błędów, zdobył chyba kilka bramek, a więc też powołanie dla niego zasłużone i oczywiste. Zastępca pary stoperów Glik-Szukała, czyli Cionek. Gra na zapleczu we Włoszech, jemu klubowi idzie tam słabo, poza tym latem mówiło się o problemach finansowych Modeny. Nie jestem do niego przekonany, moim zdaniem jego nie powinno tu być. Zamiast już 28-letniego stopera przeciętniaka Serie B powołajmy młodego Kamińskiego, czy kolejnego gracza Legii, który jest w życiowej formie, czyli Kubę Rzeźniczaka. Teraz w zasadzie nie jestem tak bardzo za tym drugim piłkarzem, bo przed meczem z Lechem pisał na portalach społecznościowych, że mecz z Miedzią Legnica w Pucharze Polski jest dla nich ważniejszy, niż starcie z głównym rywalem o tytuł mistrza kraju. Takich rzeczy się nie robi, więc nie jestem już tak bardzo za tym, by dostał powołanie do reprezentacji, jak już zaznaczyłem przed chwilą, ale i tak wolałbym go niż Cionka. I ostatni stoper, czyli Jędrzejczyk. W klubie gra świetnie, jest to czołowa postać Krasnodaru, prawdziwa ostoja defensywy w tym klubie. Ogólnie to gra tam jako prawy obrońca, ale jeżeli na prawym boku defensywy mamy już Łukasza i Olkowskiego, a na lewej flance Wawrzyniaka i Wojtkowiaka, to raczej brany jest pod uwagę na pozycję stopera, tym bardziej, że prócz niego jest zaledwie trzech graczy na tą pozycję. Dobra, bo znowu się rozpisałem . Teraz przejdźmy może do prawej obrony. Na tej pozycji mamy dwóch graczy. Jedna z gwiazd naszej reprezentacji Łukasz Piszczek, który gdy jest zdrowy, to jego obecność na boisku jest oczywista. W tym sezonie prezentuje równą formę w Dortmundzie, zaliczył już kilka asyst i jest chyba najlepszym piłkarzem w Borussi w tym sezonie. Prócz niego Paweł Olkowski, nowy piłkarz 1. FC Köln. Powołanie dla niego to też nie jest dla mnie zaskoczenie. Gra jednak w najlepszej lidze na świecie (przynajmniej moim zadaniem, oczywiście). Poza tym jest to przecież pupilek Nawałki, były piłkarz Górnika Zabrze. W miarę udany początek sezonu w nowym otoczeniu. Zagrał kilka meczów, ale jako prawy pomocnik. Lewa obrona. Na lewej obronie Jakub Wawrzyniak. Oczywiste było dla mnie powołanie piłkarza Amkara Perm. W trakcie siedmiu meczów towarzyskich w trakcie kadencji Adama Nawałki wystąpiło pięciu lewych defensorów, jeżeli dobrze liczę. Ostatecznie gra Wawrzyniak. A próbowani byli: Kosznik, Marciniak, Brzyski, a nawet Olkowski czy drugi lewy skrajny obrońca na tym zgrupowaniu - Grzegorz Wojtkowiak. Wojtkowiak... Hmm... Ktoś mi wyjaśni, co on tu robi? W Lechu był solidnym ligowcem, prezentował się przyzwoicie, ale nic poza tym, nigdy nie był jakimś asem. Przeszedł do drugiej ligi niemieckiej. Gra tam, owszem. Ale jest takim trochę "zapchajdziurą" jak Kevinek Großkreutz w Borussi Dortmund. Raz gra jako lewy obrońca, raz jako prawy, a innym razem jako stoper. Najczęściej gra jednak na tej pierwszej pozycji. TSV 1860 Monachium to przeciętniak drugiej klasy rozgrywkowej w Niemczech. Oni grają w tym sezonie słabo, są w dolnych rejonach tabeli. Wojtkowiak prezentował się w tych spotkaniach mocno przeciętnie, jeżeli nie słabo. Były trener Lechii Gdańsk - Ricardo Moniz został już zwolniony z Monachium. Hmm, miał zrobić prawdziwą potęgę w Gdańsku, wprowadzić Lechię do europejskich pucharów, był na dobrej drodze, by to uczynić, aż tu nagle rezygnuje z pracy w Polsce i jedzie do Niemiec. Tam nie radzi sobie z drugoligowcem, i to w dodatku przeciętniakiem drugiej ligi i zostaje zwolniony z roboty... Masakra. Dobrze, wracamy już do tych powołań. Środek pola. Wiadomo, że u nas ze środkiem pola jest słabo, jeżeli nie bardzo słabo. Niedawno jeszcze mieliśmy w czym przebierać, a przynajmniej tak się wydawało. Dwaj bardzo dobrzy pomocnicy defensywni, czyli Krychowiak i Polanski. Na pozycji numer osiem Mati Klich i Karol Libetty, na dziesiątce takie talenty jak Zieliński czy Wolski. Prócz tego Dominik Furman. Wszysko fajnie, tyle, że Polanski obraził się na Nawałkę, pogwiazdorzył trochę i zrezygnował z kadry. Super postawa. Linetty niestety kontuzjowany, a przydałby się w tych meczach. Klich grał dobrze w Zwolle, wrócił do Wolfsburga i nie powąchał murawy. Ani minuty, ani sekundy nie zagrał w tym sezonie. A "Wilki" grają przecież na trzech frontach - w Pucharze Niemiec, Bundeslidze i Lidze Europy. Wydawało mi się, że będzie chociaż zmiennikiem, ale on w ogóle nie jest nawet podgrzewaczem ławki, nie mówiąc już nawet o wchodzeniu z niej na chociażby dwadzieścia kilka minut w meczu. Większość czasu spędza na trybunach i nie dostał powołania. To mnie trochę zdziwiło, bo spodziewałem się, że chociaż będzie wśród grona dwudziestu kilku powołanych graczy. Nasi młodzi piłkarze, czyli Zieliński, Wolski, Furman. Ten pierwszy po roku przesiedzonym na ławce w Udinese został wypożyczony do Empoli, w którym jest tylko zmiennikiem. A przecież jeszcze rok temu grał w pierwszej reprezentacji, zdobył w niej trzy gole w siedmiu spotkaniach, zagrał nawet na Wembley. A teraz? Nie gra nawet w słabiaku ligi włoskiej. "Wolak", wielki talent, z Legii odszedł by robić wielką karierę. I co? Fiorentina to jednak nie ten rozmiar kapelusza? Serie B, wypożyczenie do drugiej ligi... Nie wiem, czy tam gra, zakładam się, że nie. I ten trzeci, Furman. Osiem kolejek Ligue 1 za nami, on tylko jeden z tych ośmiu przesiedział na ławce. Wydaje się dobrze, tylko, że pozostałe siedem... spędził na trybunach... Koszmar, po prostu koszmar... Mamy więc takie problemy w środku pola, że masakra. Prócz Krychowiaka i Jodłowca mamy jeszcze Milę, Starzyńskiego i Mączyńskiego. Wiadomo, że z Niemcami trzeba zagrać z dwoma typowymi szóstkami, defensywnymi pomocnikami. Ci dwaj pierwsi są defensywnymi pomocnikami, owszem, natomiast reszta jest bardziej z inklinacjami ofensywnymi. A zatem wydało się oczywiste, że w środkowej strefie zagrają "Krycha" i Jodłowiec. Fajnie, świetnie, niesamowicie. Ten pierwszy to lider drugiej linii w bardzo dobrym hiszpańskim klubie, który wygrał w poprzednim sezonie Ligę Europy, a w tym sezonie w La Liga radzą sobie znakomicie i to właśnie Polak jest jednym z ojców tych sukcesów Sevilli. Jego pozycja jest obecnie niepodważalna, i chyba nigdy nie będzie. Natomiast Jodłowiec? Nigdy jego fanem nie byłem, bo jest drewniakiem, zwykłym przecinakiem, zero techniki, podania mocno przeciętne. Tak swoją drogą, to zagrał już w kadrze trzydzieści trzy spotkania. Tyle, że większość to przypadkowo, kiedy to przychodził nowy selekcjoner i próbował każdego, kogo tylko się dało, albo tak jak teraz, kiedy to mamy takie problemy, że nikogo innego nie mamy, nawet jeżeli byśmy się uparli i przeszukali cały piłkarski świat. Skrzydła. Na nich mamy standardowo Kamila Grosickiego, Macieja Rybusa, Waldemara Sobotę, a prócz nich Michała Żyrę i Michała Kucharczyka. Pięciu skrzydłowych, także nieźle. Ci dwaj pierwsi to podstawowi boczni pomocnicy w ostatnich meczach. Obaj grają w swoich klubach, prezentują się tam przyzwoicie, także to byli główni kandydaci do zagrania w pierwszym składzie z Niemcami. "Grosik" ogólnie był kontuzjowany, ale wrócił po tym urazie i grał ostatnio w swojej drużynie. Rybus za to miał udany początek sezonu w Tereku Groznym, strzelał tam bramki, asystował, ogólnie dobrze się prezentował. Sobota to pierwszy zmiennik dla nich, też od półtorej roku powoływany i ciągany. Nie wiem, trochę bez sensu moim zdaniem. Nieźle zagrał z Danią w meczu towarzyskim ponad rok temu jeszcze za kadencji Fornalika, miał wtedy dobry okres, był w życiowej formie, rozegrał kilka udanych spotkań w Śląsku i reprezentacji i poszedł do Club Brugge. I od tego czasu, kiedy rozegrał kilka, zaledwie kilka dobrych meczów jest tak ciągany, jak już napisałem wcześniej, trochę bez sensu, bo potem nic nie pokazywał, grał słabo w kadrze. Ale cóż, nadal gra w reprezentacji, jest powoływany i tyle. W Belgii nie imponuje na początku tej kampanii ligowej, nie asystuje, nie strzela, a to słabo jak na gracza ofensywnego, kiedy gra się prawie wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty. I dwójka z Legii, na poprzednim zgrupowaniu ich nie było, czyli dwójka Michałów - Żyro i Kucharczyk. Ten pierwszy musi tutaj być, jeden z większych polskich talentów, młody, utalentowany pomocnik, wraz z Linettym są najlepszymi młodymi piłkarzami w Polsce, największymi talentami, którzy nie opuścili jeszcze naszego kraju. Natomiast Kucharczyk... Moim zdaniem ten piłkarz nigdy pewnego poziomu nie przeskoczy, i wydaję mi się, że ten gość na reprezentację jest po prostu za słaby, podobnie jak Jodłowiec. Mam nadzieję, że się mylę. Atak. Robert, Arek i "Teo". Obecność tych dwóch pierwszych to oczywista oczywistość, dobrze też, że powołał Łukasza, który zasłużył na powołanie. Gra w Kijowie, raz w pierwszym składzie, innym razem wchodzi z ławki. Tak czy siak, potrafi zdobyć gola, zalicza też asysty. Nie jest źle, nie jest źle. Ale coś przeczuwam, że to będzie jego pierwszy i ostatni rok na Ukrainie. Ze względów politycznych to raz, a dwa to fakt, że na Ukrainie jakoś tak nikt długo miejsca nie zagrzeje. Ostatnio dużo piłkarzy szybko odchodziło z Ukrainy, przeważnie po roku. Może odejdzie do lepszego, zachodniego klubu? Kto wie, podobno Bayer Leverkusen dawał za niego 5,5 miliona euro, starając się przebić ofertę Ukraińców. Szkoda, że nie powołał Artura Sobiecha, bo ostatnio grał w Hannoverze w pierwszym składzie, zdobył jednego gola, prezentował się przyzwoicie. Szkoda, może innym razem. Podsumowując, powołania nie dziwią. Zaskoczył mnie jedynie brak Klicha i powołanie Wojtkowiaka. Boenischa można było się spodziewać, chociaż nie wiem czemu Nawałka powołuje go teraz, było tyle zgrupowań, wypróbował wielu na tą pozycję i nagle wraca do niego. Oczywiście kontuzjowany, a więc sobie nie pograł. Nadal zaskakuje mnie oczywiście powoływanie Mączyńskiego, ale to już inna bajka.
Teraz przejdźmy do wyjściowego składu. Powiem, a w zasadzie napiszę szczerze, że nic nie zaskoczyło mnie, spodziewałem się właśnie takiego ustawienia. W bramce Szczęsny. To oczywiste, kiedy Boruc został wypożyczony do drugiej ligi angielskiej. Chociaż przed starciem z Niemcami spekulowano, że to właśnie Artur zagra na tej pozycji. Na prawej obronie Łukasz. To też oczywista oczywistość, bo to jedna z gwiazd naszej kadry, kiedy jest zdrowy, to gra. Jest do tego w formie, zalicza dużo asyst. Mówiło się nawet o wystawieniu go na prawym skrzydle, ale tak się na szczęście nie stało. Dwójka stoperów to Glik i Szukała. Żadne zaskoczenie, ta para grała już ze sobą w wielu spotkaniach, coraz lepiej się rozumieją. Lewa flanka defensywy - Kuba Wawrzyniak. Przed meczem mówiło się o Jędrzejczyku. Nie wiem, skąd to się wzięło. Przecież to jest prawy defensor albo stoper, jest prawonożny. Środek pola to para dwóch pomocników defensywnych, którzy grali ze sobą w jednej linii, bo są to przecież typowe szóstki, najbardziej defensywni pomocnicy w składzie. Jodłowiec i Krychowiak. Co do tego pierwszego nie jestem przekonany w reprezentacji, ale o tym już pisałem. Szkoda, że Linetty jest kontuzjowany, bo w tych dwóch spotkaniach by się przydał. Krycha to oczywiście gwiazda Sevilli, myślę, że po sezonie odejdzie do lepszej, bogatszej drużyny za ciężkie pieniądze. Prawe skrzydło - Kamil Grosicki. Spodziewałem się właśnie jego na tej pozycji, gra w swoim klubie, prezentuje się przyzwoicie, utrzymuje równą formę. Spekulowało się przez cały tydzień przed spotkaniem, że może nie zagrać, bo jest potrzebny na Szkocję, bo to ważniejsze spotkanie, a nie wybiega dwóch, nawet niepełnych spotkań. Takie gadanie mnie denerwuje, bo to jest śmiechu warte, żeby zawodnik, który gra w jednej z najlepszych lig świata, nie potrafi zagrać dwóch meczów na przestrzeni trzech dni! Masakra jakaś... Ale jednak zagrał od pierwszej minuty. Lewa pomoc - Maciek Rybus. Maciek Rybus, gracz Tereka Grozny, był na początku sezonu w dobrej formie, strzelał, asystował. Spodziewałem się go, podobnie jak i "Grosika", bo obaj grają w reprezentacji od kilku meczów razem na skrzydłach i tworzyli zgraną parę bocznych pomocników. I dwóch napastników z przodu. Robert, czyli oczywista oczywistość i Arek Milik. Szczerze mówiąc, to wkurzałem się, kiedy słuchałem, że powinniśmy zagrać 4-2-3-1, że powinniśmy się ustawić bardziej defensywnie, że powinniśmy zagęścić środek pola. Takie coś naprawdę mnie irytuję, nie powinniśmy tak robić, jeżeli Nawałka grał tak w ostatnich meczach, jeżeli tak teraz chcemy grać (i pochwalam to ustawienie), to czemu mamy to nagle zmieniać, bo gramy z mistrzami świata? Dwójka pomocników defensywnych, typowych pomocników defensywnych i to wystarczy nawet z mistrzami globu. Chociaż jakoś tak tydzień temu zdałem sobie sprawę z tego, że ten Milik gra przecież mało w klubie, szczególnie ostatnio. Myślałem już faktycznie nad Milą, ale tak się nie stało. Skład, jak już pisałem, przewidywalny, takiego się spodziewałem. Widać już jakąś stabilizację składu, to bardzo, bardzo dobry znak.
Zanim zacznę opisywać to spotkanie, to muszę się pochwalić, iż na tym meczu byłem . Widziałem wszystko na żywo, miałem miejsca za bramką na samym szczycie. Za tą bramką, na którą atakowaliśmy w pierwszej części gry. Byłem już na Narodowym jakieś siedem miesięcy temu, kiedy to nasze dzielne kopacze przegrały ze Szkotami 0:1. Wtedy był przepotworny korek, długo jechało się, wtedy wszedłem na stadion na praktycznie ostatni moment. Teraz pojechałem wcześniej i dojechałem na jakąś godzinę przed pierwszym gwizdkiem Pedro Proency. Powiem, że nawet fajnie oglądało się za bramką . Lepiej tak, niż kiedy nic nie widzisz, bo kilka dzieciaków sobie chodzi i zasłania. Podczas prezentacji zawodników niemieckich, podczas ich rozgrzewki czy hymnu były rzecz jasna gwizdy. Tego się spodziewałem, w końcu Polacy to Polacy. Ja chyba jako jedyny klaskałem podczas prezentacji graczy niemieckich, występujących na co dzień w Borussi Dortmund .
Pierwsza połowa rozpoczęła się lepiej dla naszych przyjaciół z zachodu. To Niemcy utrzymywali się długo przy piłce, mając prawie siedemdziesiąt procent posiadania futbolówki. Ale chyba każdy rozsądny i trzeźwomyślący człowiek spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. My nastawiliśmy się na kontry, żeby po odbiorze wyprowadzić szybki atak i dojść do sytuacji strzeleckiej. Śmiać mi się chciało, kiedy spotykałem się z opiniami, że będzie to niezwykle wyrównany mecz, akcja za akcję, strzał za strzał. Przecież pomiędzy "biało-czerwonymi" a mistrzami globu jest co najmniej kilka półek różnicy. To jak niebo i ziemia. Nie mogliśmy też ryzykować otwartej gry, bo wtedy podopieczni Joachima Löwa z łatwością zmietliby nas z powierzchni ziemi. Zagraliśmy cierpliwie, wyczekując na odebranie tej piłki i zaatakowanie. Tylko czemu my w ogóle nie graliśmy pressingiem?! Powinniśmy byli starać się grać agresywnie, podejść bliżej do przeciwnika i próbować odebrać tą piłkę. Ale nie, bo po co, nie? Niemcy kiedy nie byli w posiadaniu piłki (a to była żadkość ), to starali się szybko doskoczyć, nawet trójką graczy, nawet do takiego Tomasza Jodłowca! A my? Zero, zero, zero i jeszcze raz zero. Z odbiorem piłki było kiepsko. Nie dość, że nie graliśmy pressingiem, agresywnie, to jeszcze czasami biernie przyglądaliśmy się poczynaniom naszych zachodnich sąsiadów. Szczególnie w środkowej strefie, szczególnie Tomek Jodłowiec. To zdecydowanie nie był mecz defensywnego pomocnika warszawskiej Legii. Kto by się tego spodziewał . Mówiłem wielokrotnie, pisałem wielokrotnie, to nie jest poziom na reprezentację. To już lepszy jest zawodnik Lecha Poznań - Łukasz Trałka. Chociaż to też jest taki sam przeciętny przecinak, z przeciętnym odbiorem, z brakiem jakiejkolwiek techniki, z bardzo mocno przeciętnym podaniem do przodu. Kiedy mają dzień, to nie można zbytnio się do ich gry przyczepić, lecz to i tak nie jest poziom na reprezentację. Ale mówię, już lepszą opcją od Jodłowca byłby Trałka. Wracamy już do przebiegu tego meczu, bo się ponownie rozpisałem . A więc, jak już wcześniej zdążyłem napisać, kiepsko to było z pressingiem i odbiorem. A Niemcy, jako że widzieli, iż nie potrafimy doskoczyć do nich i o tą futbolówkę powalczyć, to mozolnie rozgrywali sobie tą piłkę. Tak jak Bayern. Widać jednak, że styl gry Josepa Guardioli ma duży wpływ na kadrę. Niestety, trzeba napisać. Co by nie mówić, to przecież w reprezentacji Niemiec gra około dziesięciu piłkarzy klubu z Bawarii. Zawodników Borussi Dortmund, Schalke 04 Gelsenkirschen, Bayeru Leverkusen, czy innych niemieckich drużyn bądź jakichś zagranicznych jest jednak mniej (jeżeli chodzi o Borussię, to było i nadal jest dużo kontuzji). My, kiedy odebraliśmy jakimś cudem piłkę albo po prostu Niemiec ją stracił (to była żadkość) bądź Wojtek Szczęsny wyłapał tą ją, to wtedy staraliśmy się wyprowadzić szybki kontratak. Różnie to z tym bywało, raz szybko futbolówkę traciliśmy, innym razem ostatnie, najbardziej kluczowe podanie nie docierało do adresata lub jakiś geniusz woził się z piłką, wpadał pod nogi Niemców i tyle, chociaż miał kilka możliwości zagrania piłki. Napisałem, że niektórzy niepotrzebnie przytrzymywali piłkę, wozili się po prostu z nią, ale i tak w tym meczu było tego zdecydowanie mniej, niż w poprzednich spotkaniach. Warto też zaznaczyć, że może tylko trzy kontry były udane w tej pierwszej połowie, bo często było też tak, że, jak już napisałem, ostatnie podania nie były dokładne, celne. Często próbowaliśmy takich powietrznych podań za plecy niemieckich defensorów, ale albo były za mocne, albo po przyjęciu takiemu Grosickiemu piłka od nogi odskakiwała. Co do wychodzenia na pozycję, to z tym było różnie. Na początku wyglądało to nieźle, taki Grosicki ładnie się ustawiał, ale potem było słabo, bardzo denerwowało mnie u niego to, że się cofał, zamiast wychodzić na pozycję. Przez to dużo okazji na dobrą akcję zostało zepsutych. W kluczowych momentach mieliśmy na szczęście Roberta i Łukasza. Ten pierwszy w kluczowych momentach brał na siebie odpowiedzialność jak na kapitana przystało, potrafił wiąć piłkę na siebie, okiwać kilku niemieckich zawodników na raz. Była taka sytuacje, kiedy to z czterech stron zaatakowała go czwórka graczy rywala. I wyszedł z tego. Łukasz też dużo pracował, nie dawał żyć Schurrle na jego lewym skrzydle. Też brał na siebie odpowiedzialność, kiedy to podopieczni Joachima Löwa nas przycisnęli. W pierwszej części pierwszych trzech kwadransów mieliśmy jeszcze taką ciekawą sytuację. Robert zrobił rajd lewą flanką, wbiegł w pole karne i przegrał pojedynek z Antonio Ruedigerem. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że powinien być rzut karny, ale portugalski arbiter nie wskazał na "wapno". Potem jednak, oglądając powtrórki po meczu zobaczyłem, że raczej nie powinno być "jedenastki". Tak swoją drogą, to nie wiem czemu, ale w ogóle nie było powtórek na telebimach. W trakcie meczu ze Szkotami sprzed siedmiu miesięcy normalnie były powtórki. Nie wiem, czemu teraz UEFA zabroniła pokazywania powtórek. Bez sensu. Jeszcze chciałem coś napisać o Ruedigerze. Młody utalentowany stoper. Zdziwiłem się, że w tym spotkaniu wyszedł na prawej obronie, bo w Stuttgarcie gra raczej jako stoper. W tamtym sezonie zagrał tylko kilka spotkań na prawej flance defensywy. W tym też gra jako stoper. Tak w ogóle, to dzisiaj przeczytałem, iż Chelsea się nim interesuje. Nie dziwię się, bo jest to wielki talent. Silny, szybki, wybiegany. Bo nie stać ich na Varane`a. Pięćdziesiąt milionów, tylko pięćdziesiąt milionów i takich bogaczy nie stać ? Tak w ogóle, to już za bardzo się rozpisałem, w dodatku nie na temat . W końcówce pierwszej połowy Niemcy nas przycisnęli. Dużo do roboty miał Wojtek. Gdyby nie on, profesor Glik, solidny Szukała, świetnie wybiegany i aktywny z przodu, świetny z tyłu Łukasz, prawdziwy kapitan Robert, to myślę, że 0:0 do przerwy by nie było. I jeżeli nasi sąsiedzi mieli do dyspozycji wszystkich swoich najlepszych piłkarzy.
Druga część gry zaczęła się dokładnie tak, jak ta pierwsza, czyli od posiadania futbolówki przez niemieckich zawodników. Serce cały czas waliło jak młot. Nasi przyjaciele zza zachodniej granicy na drugie czterdzieści pięć minut wyszli bardzo zmobilizowani, o wiele bardziej, niż na tą pierwszą połowę. Na pewno denerwował ich fakt, że nie potrafili zdobyć ani jednego gola przeciwko mocno przeciętnie grającej Polsce, która ograniczała się do bronienia, a ich kontry były w większości nieudane. A przecież podopieczni Joachima Löwa wykreowali sobie wiele okazji podbramkowych, chyba najaktywniejszy w zespole gości Karim Bellarabi, swoją drogą debiutant, mógł skompletować hat tricka już w pierwszych czterdziestu pięciu minutach. Jak już napisałem, przeciwnicy przycisnęli nas od początku drugiej połowy, ale w pięćdziesiątej pierwszej minucie zdarzyła się rzecz niesamowita, niewiarygodna, nieprawdopodobna. Dobre podanie do Tomasza Jodłowca, która otworzyła mu drogę do bramki Niemców. Miał mnóstwo miejsca i czasu, był osamotniony, mógł zrobić z piłką to, co chciał. Pomocnik Legii Warszawa posłał długą, powietrzną piłkę na Kamila Grosickiego. Jednakże ten do niej nie doszedł, nie przejął jej. Niemiecki obrońca źle interweniował (nie pamiętam już kto to był, bodajże Durm), posłał piłkę pod nogi Łukasza Piszczka, który przejął tą bezpańską futbolówkę i posłał świetne dośrodkowanie w pole karne. Tam znalazł się Arkadiusz Milik i... zdobył bramkę!!! Goool!!! Goool!!! Goool!!! Goooooooooooollll!!!!!!!!! Coś nieprawdopodobnego. Nie-wia-ry-go-dne!!! Polska 1, Niemcy 0!!! Cały stadion wpadł w ekstazę, wszyscy uradowani, zadowoleni, zachwyceni. Genialne . Kto by się tego spodziewał. Nie wiem nawet jak ująć to w słowa. Jest to coś, co nie zdarza się codziennie. Fatalny błąd Erika Durma wykorzystali "biało-czerwoni"!!! To nie tylko defensor Borussi zawinił, reszta też się nie spisała. Z jednej strony byłem zadowolony, że Hummels i Durm nie są w formie, przed meczem w między innymi w tym upatrywałem nasze szanse. I tak też było, nie byli w formie i to wykorzystaliśmy. Jak już napisałem, byłem z tego zadowolony, z jednej strony oczywiście, a z drugiej, jak sobie pomyślę, że w weekend wraca już liga, że będziemy teraz grać z 1. FC Köln i pewnie stracimy z dwie, może trzy bramki, to już tak szczęśliwy nie jestem. Ale trzeba też pochwalić w tej sytuacji Roberta, który odciągnął od Arka jednego obrońcę, z drugi nie wiedział co robić, więc napastnik Ajaksu został z samym Hummelsem, który też dobrze się nie zachował. I widzicie, gdybyśmy zagrali z jednym napastnikiem, to Robert znowu byłby osamotniony w szesntastce, musiałby zapewne przepychać się i walczyć o pozycję strzelecką z trójką zawodników rywala. A tak to odciągnął jednego, drugi nie wiedział co robić i został jeden przy Arku, który trzeba też powiedzieć, że zemścił się na Niemcach, za odtrącenie go. Przyszedł do Leverkusen, tam sobie nie pograł, poszedł na wypożyczenie do Augsburga, tam też nie był podstawowym graczem, wrócił do Bayeru i znowu został wypożyczony, tym razem do Holandii, do Ajaksu na dwa lata. Jeszcze jest kwiestia Neuera. Spotkałem się z opinią, że on też zawinił prze golu, że powinien wyjść do tego dośrodkowania o wiele wcześniej. Ja jednak nie obwiniałbym wicekapitana (w tym meczu kapitana) reprezentacji Niemiec. Dośrodkowanie Łukasza było najwyższej klasy i ciężko byłoby je wypiąstkować czy wyłapać. Wracając jeszcze do Arka, to trzeba dodać, że ma dopiero dwadzieścia lat. I już zdobywa gola przeciwko reprezentacji Niemiec, przeciwko najlepszej drużynie na świecie. Ma dwadzieścia lata, w z orzełkiem na piersi rozegrał już jedenaście spotkań. Robert w jego wieku dopiero debiutował w kadrze. Zdobył gola z Macedonią, potem z Litwą i teraz z Niemcami. Przyznaj szczerze, że od tej magicznej pięćdziesiątej pierwszej minuty aż do końca spotkania ani na chwilę, ani na sekundę nie usiadłem . Na początku spotkania wkurzałem się, że przede mną siedział taki wysoki gościu, który cały czas stał i mi zasłaniał. Ja wtedy też musiałem stać. Kiedy usiadł po raz pierwszy po około siedmiu minutach, to ja odetchnąłem z ulgą, że wreszcie mogę usiąść, zmęczony ciągłym staniem . Potem, jak już przed chwilą napisałem, ani na chwilę nie usiadłem na tyłku. W pierwszej połowie w ogóle się nie udzielałem, w ogóle nie klaskałem, nic nie krzyczałem. Dopiero, gdy zdobyliśmy gola, to się ożywiłem i zacząłem kibicować, klaskać, skandować. Po tym, jak wyszliśmy na prowadzenie, Niemcy wyglądali na oszołomionych. Nie wiedzieli chyba, co się właśnie stało. Zaczęli atakować, ale to były takie rozpaczliwe ataki. Jak najszybciej chcieli wyrównać, oddawali mnóstwo strzałów, co chwilę piłkę łapać musiał Wojtek albo teź para stoperów musiała interweniować, bronić, wybijać. Aż mnie ręce bolały od tego ciągłego oklaskiwania akcji defensywnych "biało-czerwonych" . Szczęsny łapał wszystko, czy to strzały prosto w niego, czy to jakieś lepsze strzały. Po prostu wszystko. Glik i Szukała też bardzo dobrze z tyłu. Szczególnie ten pierwszy. Pan profesor Kamil Glik. Magister Glik . Wszystko przecinał, odbierał wysoko piłki, wybijał to co miał wybijać, bronił strzały, przyjmował je na siebie, blokował je. Definitywnie jego najlepszy mecz w kadrze. To nawet z Anglią nie zagrał tak dobrze, oczywiście w tym pierwszym meczu na Narodowym, gdzie strzelił gola, bo ten drugi w jego wykonaniu na Wembley to była istna masakra . Szukała podobnie grał jak Kamil, też pewny punkt w obronie. Łukasz Piszczek bardzo dobrze z tyłu, zamknął Andre Schurrle na jego lewym skrzydle. Nic zawodnik londyńskiej Chelsea nie mógł poradzić, żadnego rajdu z jego strony, żadnej akcji, bo tak krótko, wręcz można powiedzieć na smyczy trzymał go Łukasz. Pomagał mu też "Grosik" w defensywie. Za to z drugiej strony Wawrzyniak był sam, Rybus nie bronił, skupiony był przede wszystkim na ataku. Szczególnie w pierwszej połowie, w drugiej bardziej aktywny z tyłu. Dobrze, że przetrwaliśmy ten największy napór Niemców. Do około siedemdziesiątej minuty napierali bardzo, później już mniej. My z minuty na minutę graliśmy coraz to mądrzej, chcąc ten wynik utrzymać do samego końca. Mądrzej zachowywaliśmy się, gdy odbieraliśmy piłkę mistrzom świata. Nie graliśmy szybko, tylko szanowaliśmy tą piłkę. W siedemdziesiątej siódmej minucie na boisku pojawił się Sebastian Mila. Zastąpił strzelca gola - Arka Milika. I co? I po jedenastu minutach pobytu na boisku zdobył bramkę!!!! Nie-wia-ry-god-ne!!!! 2:0!!! Poooolska!!!! Brawo panowie, nieprawdopodobna historia!!! Mila wszedł, zdobył bramkę, a przecież on jeszcze jakieś siedem, być może osiem miesięcy temu miał kilkanaście kilogramów nadwagi, odebrano mu opaskę kapitana w Śląsku Wrocław, odsunięto go od składu, z teraz wraca do reprezentacji i pokonuje najlepszego stopera wśród bramkarzy . To coś, czego nie da się opisać słowami. Historia rodzi się na naszych oczach. Oni tworzą historię, oni to zrobili jako pierwsi, nawet kiedy mieliśmy świetną reprezentację jakieś czterdzieści lat temu, kiedy byliśmy dwukrotnie trzecią siłą świata, to nie potrafiliśmy pokonać tych przeciwników. A udaje się to im. Wojciech Szczęsny, Łukasz Piszczek, Łukasz Szukała, Kamil Glik, Jakub Wawrzyniak, Grzegorz Krychowiak, Tomasz Jodłowiec, Kamil Grosicki, Maciej Rybus, Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski, Waldemar Sobota, Sebastian Mila, Artur Jędrzejczyk. To oni, to bohaterowie narodowi. To ci, którzy zagrali w tym meczu, w tym nieprawdopodobnym, niewiarygodnym, historycznym meczu. Do sześciu remisów i dwunastu porażek z tym przeciwnikiem dopisujemy pierwsze zwycięstwo, pierwszy triumf!!! Jestem zachwycony, ja tam byłem i widziałem ten sukces !!! Tak swoją drogą, to 11 października to jakaś genialna data dla naszej reprezentacji. W ten dzień wygrywaliśmy i z Portugalią i z Czechami. Teraz z Niemcami. Niemożliwe. Do teraz nie mogę w to uwierzyć. Tak swoją drogą, chyba to już ostatnio pisałem, że ostatni raz w meczu o punkty z drużyną z pierwszej setki rankingu FIFA wygraliśmy 11 października 2008 roku, właśnie z Czechami. Teraz, po równo sześciu latach, wygrywamy z pierwszą ekipą na świecie . 11 października 2014 roku - ta data przejdzie do historii polskiego futbolu, polskiego sportu. Myślę, że właśnie ta drużyna powinna zostać piłkarską drużyną roku w Polsce. Nie Legia, nawet jeżeli awansowaliby z grupy Ligi Europy, nie kadra U-21, bo w końcu za co, czy jakikolwiek inny zespół, tylko oni, za tą wygraną z mistrzami świata. Przy okazji ile serii Niemców przerwaliśmy dzięki tej wygranej. Długo by wymieniać, ale napiszę tylko te najważniejsze: po raz ostatni Niemcy przegrali w meczu o punkty w... Warszawie z Włochami w półfinale mistrzostw Europy, nasi sąsiedzi przegrali też w jakimkolwiek meczu eliminacyjnym na wyjeździe po raz pierwszy od... szesnastu lat, a prócz tego po raz pierwszy przegrali mecz o punkty w eliminacjach siedem lat temu z Czechami (0:3). Masakra, tyle serii ich przerwaliśmy. I jeszcze strach się bać, jaki awans zanotujemy w rankingu FIFA. Na sam koniec napiszę, że spodziewałem się, iż będzie tak, że większość w Internecie będzie narzekać, pomimo wygranej z mistrzami świata. Tak sądziłem, że będą opinie typu: "A co to ci da, szczęście w życiu?" albo "I tak Niemcy grali składem B, bo wielu piłkarzy było kontuzjowanych, część zrezygnowała z gry" bądź "A w jakim oni stylu wygrali?". Cóż, jak widać nigdy nie dogodzisz, chyba mamy to już w naszych polskich genach, że musimy narzekać. Taki sukces, pokonaj mistrzów świata i bądź niedocenionym, a powiem więcej, wręcz zmieszanym z błotem. Okej, wszystko rozumiem, fatalny styl, fart, dzień konia Szczęsnego, Glika. Ale przestańcie się tak zachowywać, krytykując ich jeszcze. Bo to jest bez sensu. Nie wiem, do mieliby jeszcze zrobić, żeby niektóre osoby ich doceniły.
Oceny.
Szczęsny: 10; Man of the Match, zdecydowanie gość miał dzień konia, bronił wszystko, co popadnie, czy to lekkie strzały, czy to jakieś mocniejsze, które wydawały się nie do obrony. Super występ.
Łukasz: 8; bardzo dobry mecz, świetnie się zaprezentował. Aktywny z przodu, dużo świetnych piłek od niego było, kapitalna asysta przy pierwszym golu dla nas i do tego niesamowita postawa w obronie, kiedy to zamykał Schurrle i nie dawał mu nic zrobić. Świetnie.
Glik: 9; od dzisiaj dla Was pan profesor Glik albo magister Glik, jak wolicie . Super mecz, czyścił wszystko, przecinał każde podanie, odbierał wiele piłek, wiele bronił, wiele blokował, każde dośrodkowanie przeciął. Naprawdę, najlepszy jego mecz w kadrze. Moim zdaniem obok Wojtka najlepszy na boisku.
Szukała: 7.5; dobry mecz Łukasza, może nie był tak dobry jak Kamil, ale stanowili zgraną parę stoperów. Błędów się nie wystrzegł, ale Glik również. Pomimo tego może to być świetny duet na najbliższe kilka lat w kadrze.
Wawrzyniak: 5; cóż, zaraz po Jodłowcu najgorszy na boisku, jeżeli chodzi oczywiście o nas. Czasami jakby go w ogóle nie było na boisku. Nic w pewnych momentach nie robił. W defensywie poruszał się ja mucha w smole, jak miał się cofać, to patrzył i nie wiedział, co tu robi i o co w ogóle w tej grze chodzi. Z przodu go absolutnie nie było. Ale Rybus też powinien mu pomagać bardziej.
Jodłowiec: 4; jak już wyżej napisałem, było to, przynajmniej dla mnie, najsłabsze ogniwo w naszej drużynie. Mało aktywny z przodu, z tyłu w zasadzie też nie, momentami nic nie robił, stojąc tylko i patrząc na poczynania Niemców, mocno przeciętny w odbiorze.
Krychowiak: 6.5; nic szczególnego "Krycha" nie pokazał. W Sevilli błyszczy, a w reprezentacji na razie nie zagrał takiego świetnego spotkania, że aż ręce same składałyby się do oklasków, jak to było teraz ze Szczęsnym i Glikiem.
Grosicki: 6; przeciętny występ "Grosika", z tyłu niby pomagał Łukaszowi, szczególnie w drugiej części spotkania, ale z przodu często niewidoczny. Szóstka przede wszystkim za ten jego rajd lewym skrzydłem w końcówce spotkania .
Rybus: 5.5; mało go było z przodu, często schodził niepotrzebnie do środka, mało widoczny, żadnej jego akcji z tego meczu nie pamiętam, w defensywie nic nie pracował.
Milik: 8; bardzo dobry mecz gracza Ajaksu, zdobył gola, kapitalnie wyszedł do tego dośrodkowania Łukasza. Bardzo dużo pracował w defensywie, co mi się bardzo podobało.
Robert: 8; nasz kapitan, zaliczył asystę, w ciężkich momentach brał tą odpowiedzialność na siebie, kilka super akcji z jego strony, kilka razy okiwał swoich przeciwników, dużo walczył, aktywny w ataku.
Man of the Match: Wojciech Szczęsny
Ocena meczu: 10/10
Ocena tego meczu to oczywistość. Ogółem, jeżeli miałbym określać jakość tego spotkania, styl gry Polaków i Niemców, to ocena byłaby o wiele, wiele, wiele niższa. Być może byłaby to czwórka, a może niżej. Ale dzięki temu, że zwyciężyliśmy, zdobyliśmy dwie bramki, zachowaliśmy czyste konto, pokonaliśmy najlepszą drużynę globu i to jeszcze po raz pierwszy w historii, i ja tam byłem i to widziałem, to nie może być innej oceny niż dziesiątka.
Kazachstan - Czechy
Trzecia kolejka eliminacji do mistrzostw Europy we Francji 2016, mecz grupy A pomiędzy Kazachstanem a Czechami. Ci pierwsi w dwóch pierwszych kolejkach nie grali koncertowo, ich styl gry nie powalał, ale nie ma przecież czego oczekiwać od nich. W pierwszym meczu bezbramkowo zremisowali z Łotwą u siebie, a kilka dni temu przegrali z Holandią w Amsterdamie (1:3), chociaż do sześćdziesiątej minuty prowadzili 1:0. Natomiast nasi sąsiedzi z południa wygrali w pierwszej serii meczów z Holandią (2:1), a kilka dni temu wygrali z Turcją (2:1). Faworyt tego meczu jest tylko jeden i są to oczywiście goście. A jak było? Skończyło się wygraną Czechów 4:2. Dziwi mnie, że gospodarze potrafili zdobyć dwa gole. Nie wiem, czemu ta czeska obrona jest tak nieporadna. To już kolejny raz w tych eliminacjach. Oczywiście, gola z Holendrami czy Turkami można stracić, ale z Kazachstanem, i to aż dwa? Ale cóż, liczą się punkty, na koniec z tego będą rozliczani. Po trzech rozegranych spotkaniach mają dziewięć "oczek". Na Kazachstan? Jak to Kazachstan, jeden punkt po meczu z Łotwą i tyle. Ich styl gry nie powala, to typowy autobus, czyli bronienie się dziewiątką, bądź dziesiątką piłkarzy, z jednym na szpicy i czekanie na jakąś kontrę albo stały fragment gry.
Islandia - Holandia
Grupa A, trzecia kolejka eliminacji do mistrzostw Europy. Tym razem starcie Islandii z Holandią. Gospodarze tego spotkania idą w tych eliminacjach jak burza. Po dwóch kolejkach mają sześć punktów, są liderem tej grupy i do tego nie stracili ani jednej bramki. Niezłe wyniki, bo w końcu pokonali Turcję (3:0) i Łotwę (3:0). Natomiast brązowi medaliści poprzednich mistrzostw świata zdecydowanie sobie nie radzą. W pierwszej kolejce przegrali z Czechami (1:2), a w drugiej wygrali w bardzo słabym stylu z Kazachstanem (3:1). Sędzia dużo pomógł w meczu z tymi drugimi. Faworytem tego meczu była drużyna... Holandii. Doskonale wiem, że w tych kwalifikacjach grają słabo, ale jest to jednak drużyna pełna gwiazd. Ciężko nazwać Islandię takową. A więc, moim skromnym zdaniem oczywiście, to Oranje byli faworytami. A jak było? 2:0 dla Islandii. Nieprawdopodobne. Jak tej Islandii fantastycznie idzie. Kto by się tego spodziewał. Nie grali ostatnio ani na mistrzostwach Europy ani na mistrzostwach świata, byli na dnie, a teraz taka odmiana. Po trzech kolejkach są liderem tabeli, mają komplet dziewięciu punktów i bilans bramek 8:0. A podopieczni Guusa Hiddinka muszą się pozbierać, bo po trzech kolejkach mają zaledwie trzy "oczka" i są na trzecim miejscu. Gra defensywna u nich to jakaś klapa.
Łotwa - Turcja
Grupa A, trzecia kolejka kwalifikacji do Euro 2016. Spotkanie pomiędzy reprezentacjami Łotwy a Turcji. Ci pierwsi w pierwszej serii gier zremisowali bezbramkowo z Kazachstanem, a w drugim meczu przegrali z Islandią (0:3). Turcy w pierwszej kolejce też polegli z Islandią, i też 0:3. Kilka dni temu przegrali na własnym terenie z Czechami (1:2). Nie idzie im dobrze, o dziwo. W tym meczu byli faworytami. Jeżeli chcą liczyć się w walce o promocję na Euro, ten mecz musieli wygrać. Ale nie wygrali. Remis 1:1. Choć prowadzili, to nie dowieźli tego prowadzenie do końca. Łotysze szybko wyrównali po rzucie karnym. Po trzech meczach Turcja ma zaledwie jeden punkt, a Łotwa dwa "oczka". Wesoło to nie wygląda dla Turcji.
Andora - Izrael
Grupa B, trzecia kolejka. Mecz pomiędzy drużynami Andory i Izraela. Ci pierwsi to outsiderzy grupy, po dwóch kolejkach na swoim koncie mieli zerowy dorobek punktowy. W pierwszym starciu przegrali z Walią (1:2), a w drugim roznieśli ich Belgowie (0:6). Izrael za to nie grał w pierwszej kolejce, bo ich mecz z Belgią został przełożony, a w drugiej pokonali Cypr (2:1). W tym meczu goście pewnie pokonali Andorę 4:1. Szybko wyszli na prowadzenie, później przeciwnicy odpowiedzieli po strzale z jedenastu metrów. Lecz później wszystko wróciło do normy. Hat trick jakiegoś tam Damariego, jeden gol Hemeda. Po dwóch kolejkach Izraelczycy mają sześć "oczek" i jedno zaległe spotkanie z Belgami. Ale nadal się zastanawiam, co oni tak naprawdę to robią?!
Bośnia i Hercegowina - Belgia
Grupa B kwalifikacji do mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku. Pojedynek dwóch zespołów, które stawiane są w roli faworytów do wyjścia z grupy. Obie te drużyny grały w mistrzostwach świata w Brazylii kilka miesięcy temu. Bośniacy nie wyszli z grupy (tak swoją drogą to był ich debiut na Mundialu), natomiast Belgowie dotarli do ćwierćfinału, gdzie przegrali z Argentyną. Wszyscy w Belgii liczą, że teraz uda się awansować na Euro, wygrywając grupę, bo przecież nie zagrali w Polsce i na Ukrainie ponad dwa lata temu. Ich awans na Euro 2016 jest niemal oczywistością, ale oni liczą na coś więcej. Nie ma się co dziwić, w końcu są teraz naprawdę silną drużyną. W tych eliminacjach idzie im dobrze. Czerwone Diabły nie rozegrały pierwszego meczu z Izraelem, bo to spotkanie zostało przełożone, a w drugim starciu pokonali Andorę (6:0). Bośniakom natomiast nie idzie. Po dwóch kolejkach na swoim koncie mieli zaledwie jedno "oczko". Zremisowali bezbramkowo z Walią i sensacyjnie polegli z Cyprem (1:2). Faworytem była więc drużyna z Europy Środkowej. A jak było? Remis 1:1. Niewiele się działo, niezbyt ciekawe spotkanie, więcej oczekiwałem od dwóch ekip. Belgowie mają cztery punkty, ale nie rozegrali pierwszego meczu, a Bośniacy zaledwie dwa.
Walia - Cypr
Trzecia kolejka eliminacji Euro 2016, grupa B, starcie Walii z Cyprem. Bale, Ramsey i spółka gra dobrze w tych kwalifikacjach, jak do tej pory. Po dwóch kolejkach mieli na swym koncie. Pokonali Andorę (2:1) i zremisowali bezbramkowo z Bośnią i Hercegowiną. Cypryjczycy za to sensacyjnie pokonali Bośniaków (2:1) i polegli z Izraelem (1:2). Faworytem tego meczu byli gospodarze. I wygrali. 2:1 dla Walijczyków. Po trzech kolejach są liderami tabeli. Mają siedem punktów. Ale trzeba pamiętać, iż Belgia i Izrael nie rozegrały jeszcze jednego spotkania. Warto jeszcze dodać, że Dossa Junior grał w reprezentacji gości i doznał kontuzję.
Malta - Włochy
Trzecia kolejka eliminacji do Euro, teraz przechodzimy do grupy H. Pojedynek Malty z Włochami. Ci pierwsi przegrali oba mecze. Z Norwegią (0:3) i Chorwacją (0:2). Nie zdobyli ani jednego gola, stracili pięć, ale nie ma się co dziwić. Zdecydowani faworyci tego meczu, Włosi wygrali z Azerbejdżanem (2:1) i Norwegią (2:0). Nie idzie im dobrze w tych eliminacjach. Choć wygrywają, to w dosyć słabym stylu. Tak też było i tym razem. Pokonali dzielnych, aczkolwiek słabych Maltańczyków zaledwie 1:0. Dla takiej drużyny jak Italia to jak porażka. Z ledwością pokonać taką Maltę? Śmiechu warte. Gola zdobył Pelle, oczywiście nie ten . Graziano Pelle, nowy gracz Southampton. Debiut, a w nim gol. A szanowny pan Immobile, w dwóch meczach nie zdobył ani jednej bramki. A Włosi grali przecież z Azerbejdżanem i Maltą. Masakra. Ale warto też pochwalić gospodarzy. Są outsiderami, to prawda, ale po trzech kolejkach mają bilans bramkowy 0:6. Nie ma tragedii, grali przecież z Chorwatami i Włochami, a to nie byle jakie drużyny. Prócz tego Norwegia.
Norwegia - Bułgaria
Drugi mecz w grupie H eliminacji do Euro 2016. Mecz pomiędzy Norwegią a Bułgarią. Obie te drużyny chcą awansować na mistrzostwa Europy, ale będzie to trudne zadanie, bo mają w grupie takie zespoły jak Włochy i Chorwacja. Gospodarze po dwóch kolejkach mieli trzy oczka. Wygrali z Maltą (3:0) i przegrali z Włochami (0:2). Bułgarzy za to przegrali z Chorwacją (0:1) i pokonali Azerbejdżan (2:1). Faworyt tego meczu? Ciężko powiedzieć. Wydaję mi się, że obie reprezentacje są na zbliżonym poziomie. A wynik? Wygrała Norwegia 2:1. Było to podobno bardzo wyrównane spotkanie. Wygrali gospodarze i dopisali sobie kolejne trzy punkty. Bułgarzy natomiast po trzech kolejkach zostali z trzema "oczkami". Warto jeszcze odnotować, iż w drużynie Norwegii zadebiutował... 15-latek...
Chorwacja - Azerbejdżan
Ostatni mecz grupy H, trzecia kolejka. Mecz pomiędzy Chorwacją a Azerbejdżanem. Faworyt był tylko jeden, czyli gospodarze. Gospodarze, którym dobrze idzie. Po dwóch kolejkach mieli na swoim koncie sześć punktów. Wygrali z Maltą (2:0) i Bułgarią (1:0). Goście natomiast przegrali Bułgarami (1:2) i Włochami (1:2). Jak na takich outsiderów, to nie jest źle. Może punktów nie zdobyli, ale strzelili dwa gole i stracili tylko cztery. W tym spotkaniu stracili ich zdecydowanie więcej, bo aż sześć. Chorwaci rozgromili niżej notowanych rywali i pewnie kroczą po awans na Euro 2016. Po trzech kolejkach są liderami grupy, mają komplet punktów i bilans goli 9:0. Warto też napisać, że Ivan Perisić wszedł na plac gry w trzydziestej którejś minucie i zdążył zdobyć dwie bramki jeszcze w pierwszych czterdziestu pięciu minutach. Nieźle. Na sam koniec napiszę jeszcze, iż Michał Listkiewicz był delegatem.
Dzisiaj Polska - Szkocja. Za chwilę idę na stadion . Niech Moc będzie z Wami.