albo wiedźmina nowego opisanie.
Na samym początku napomknę, że jestem wielce rozczarowany wydaniem tej książki wyłącznie na miękko. Czy z uwagi jaką poczytnością cieszy się Sapkowski, z uwagi na tematykę – nie można było zainwestować w hardcover?
Stąd poważnie noszę się z oprawieniem swojej kopii tak właśnie, mam fajny zakład na Pradze, cena wstępnie od 80PLN. Zastanawiam się, bo o ile pewnie niedługo wymienię zaczytaną trylogię husycką na kolekcjonerskie wydanie to na to to chyba nie ma co czekać. Smutny ten kraj.
Co zaś do książki. Oparto ją o kradzież wiedźmińskich mieczy, co jest o tyle zabawne, że ciężko uwierzyć by Geralt zostawił swoje cenne kosiory pod strażą… taką strażą. Śmierdzącą lekko
Komu się dalej nie chce czytać, powiem – Sapkowski spełnił wszystkie moje oczekiwania i jest to wiedźmin godny pozostałych. Co prawda i ten cymes bywa momentami gorzki, ale to może tylko moje spaczone i indywidualne podejście.
SPOILEROWO.
Pomijając wydanie-soft, książka ucieszyła mój wzrok tą samą czcionką co poprzedniczki oraz, jak się później okazało, tym samym stylem który AS prezentuje od pierwszych kroków Geralta do ostatnich Reynevana i Szarleja.
Innymi słowy dowcip, sarkazm, stereotypy i to wszystko co przaśnie polskie, ale i słowiańskie + (co tu może być lekką goryczką) niejako wydarzenia, które można skojarzyć z realnymi i czy jakaś tam cicha chęć uśmiechnięcia się do tych co grają w produkcję REDów?
Wracając do mieczy to jak zwykle Geralt włóczy się szukając roboty, trafia do gównianego królestwa, które jednak posiada pewne zacne indywidua, począwszy od władcy, przez magów okolicznych oczywiście, aż po strefę złodziei, zabójców i całego nielegalu.
Jakoś się tak składa, że przyszłościowe stwierdzenie faktu (bodaj przez Dijkstrę), że nasz wiedźmin zawsze wpada w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiedni czas, niczym szarlejowy jeż w gówno, staje się faktem już teraz.
Jakiś potwór, jakieś zaległe podatki, jakieś oczekiwania że wiedźmin to oczywiście Geralt Zawodowiec to zabijania kogo popadnie, jakiś donosi, ciupa, finta w fincie i wiedźmin do loszku wrzucony, z loszku wydobyty, bez owych swych mieczy wpada w ramiona, piersi i co tam ma jeszcze wspaniałego Koral. Czarodziejka. Bo nie może być, że w regularnych odstępach Geralt jakiejś magiczki nie wydupczył.
Czyta się to oczywiście świetnie, ale mnie jako szczególarza zastanawiają takie rzeczy jak dziwne nadużywanie Znaków (nawet jeśli nie ma miecza), dziwna króloochrona – to zalatuje mi REDami. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że historia dzieje się po tym jak Geralt zostawił w Vengerbergu pewien liścik i zwiał. Czy przypadkiem wtedy nie trafił do Triss? Bo tutaj trafia do rudowłosej Koral. I może gdzieś uciekł mi ten cytat, ale tam padło że bardzo lubi rude…
To mnie zdziwiło. Nie dlatego, że w odwiecznej wojnie blondynki-brunetki seksowny rudzielec może ugrać najwięcej. Po prostu zdziwiła mnie niejako taka zmiana w Geralcie. Podobną zresztą zaobserwowałem u Jaskra, który najwyraźniej stracił w swoich dialogach. Do poprzednika oczywiście, bo nadal potwierdzam że stylowo napisane jest to super.
No ale zostawmy dupeczki. Gdzie oczywiście wiedźminowi przyjdzie skonsumować jeszcze dwie, a ja się zastanawiam czemu przy pierwszym przechodzeniu W1 miałem skrupuły przy zdobywaniu tych kart…
Geralt miecze stracił, Geralt mieczy szuka i przy okazji spotyka go tyle ciekawych rzeczy, że właściwie można by zrobić z tego 3 opowiadania. Tak jest intensywnie i rozwlekle napisane. Ale cały czas dobrze.
Po krótce motywy:
* czarodziejski seks, to już napisałem
* czarodziejskie śledztwo – nawiązanie do zabaw z genetyką i Kościeja, spoko sprawa
* śledztwo w sprawie mieczy – wiadomo, chociaż nadal mnie dziwi że on je stracił i że ktoś chciałby to kupić
* miecze w sporze terytorialnym Temerii z Redanią – aż ciężko uwierzyć, że można to robić tak bekowo, przesuwając słupy
* spór wewnątrz samego królestwa – zakończony fintą w fincie i tsunami i to jest właśnie taki motyw, który mam wrażenie wrzucił AS z realnego świata.
Po prostu na samym końcu tak jakoś mi to nie pasowało. Teoretycznie trzęsienie ziemi tsunami powinien zaatakować na początku. Dziwne to, dziwna śmierć Anteei, osoby która miała niemały udział w wędrówce ostrzy, na sam koniec jakoś tak rozgrzeszona zostaje? Dziwne, nie po „sapkowskiemu”.
A przecież po fali jeszcze się dzieje, co prawda mam wrażenie że to poszło jakimś skrótem i dotychczasowe szerokie opisy zostały zmniejszone hmmm jak gdyby musiano zmieścić się w limicie stron. Czy jakoś tak. Znienacka wrzucamy jakiego wariata z cechu Kotów, w ogóle na paru zdaniach robi się z nich świrów. I tak dalej.
Jest jeszcze ten epilog z Nimue, ale tych wątków nigdy nie rozumiałem i nigdy nie lubiłem. Chociaż pada tam, co dla mnie zaskakujące bo nie pamiętam by było to podane gdzieś dobitniej, że Geralt umiera w 1268, mając 105 lat…
Tak naprawdę najciekawszym motywem tego wszystkiego jest aguara-lisica, istota należąca kiedyś do przepotężnych magicznie stworzeń, dzisiaj unikalna, walcząca o ukradzionego dzieciaka, ale nadal wzbudzająca strach nawet w Wiedźminie. Ciekawe to, nie mogłem namierzyć jaka bajda czy legenda była pierwowzorem.
Ciekawe też niektóre cytaty, jak wspomniałem typowo w „sapkowskim” stylu. Ten o tym kto idzie do polityki, ciekawe czy to przemycona opinia samego autora. Nieudane magiczki zostają adwokatkami, a nieudani faceci politykierami. A także ci którym kuśka już nie staje
Lot numer siedem, dzwonek z trzonkiem, mosiężny, robota krasnoludzka, wiek znaleziska trudny do oszacowania, ale rzecz z pewnością starożytna. Na obwodzie napis krasnoludzkimi runami, głoszący: "No i czego ciulu dzwonisz". Cena wywoławcza...
I tak dalej i temu podobne. Fakt, czepiłem się niektórych rzeczy, które sam autor zrobił. Wg jednych wolno mu. Jak Lucasowi. Jego świat, jego zmiany. Ja bym tu polemizowałem, ale
- Psiakrew, ręce mi się wciąż trochę trzęsą. Tobie nie? - Nie - Geralt uśmiechnął się do wspomnień. - Pod tym względem jestem...nieco upośledzony. - Niektórym to dobrze - wyszczerzył zęby krasnolud. - Nawet upośledzenia przytrafiają się im fajne.
Dlatego Sapkowskiemu trafiło się takie upośledzenie, wiedźmińskie. I jest fajne. Po prostu fajne. Nawet po paru latach od ostatniego.