Dziś mija 30 lat od momentu gdy na ekrany kin w Stanach wszedł wieńczący Trylogię (a na razie i całą filmową sagę) epizod. Fani czekali 3 lata by poznać odpowiedzi na pytania: czy Vader to faktycznie ojciec Luke’a? Co stanie się z Hanem? Czy wszyscy bohaterowie przeżyją finał?
Wielu z nas nie miało okazji przeżywać tych emocji towarzyszących długim oczekiwaniom wypełnionym spekulacjami w świecie bez Internetu na własnej skórze. Jednak na pewno każdy ma swoją historię i swoje wspomnienia związane z „Powrotem Jedi”. Z okazji tej okrągłej rocznicy zapraszamy zarówno fanów nostalgicznych, jak i tych mniej wylewnych, do podzielenia się z innymi swoimi wspomnieniami.
Moje refleksje poniżej. Mogę się trochę powtarzać, bo z reguły nie omijam wspominkowych tematów, a część tych opowieści zazębia się z innymi topicami.
Dla mnie „Powrót Jedi” to pod pewnymi względami najbardziej tajemniczy epizod. Jego tajemniczość wiąże się z białymi plamami w mojej fanowskiej historii. Nie jestem bowiem na 100% pewna kiedy ujrzałam VI epizod po raz pierwszy. Przypuszczam, że tak naprawdę dopiero w 1997 roku, w kinie, podczas powrotu Trylogii na wielki ekran. W wieku pięciu lat, jednego dnia obejrzałam na pewno „Nową nadzieję” i „Imperium kontratakuje” u znajomych rodziców. Doskonale zapamiętałam pewne sceny z obu części. Ale wątpię, żeby rodzice pozwolili mi wtedy na maraton z trzech części. Przypuszczam, że na dwóch epizodach się skończyło. Co potwierdzałby fakt, że nie miałam żadnych mglistych wspomnień, które mogłabym połączyć z ROTJ.
Dodatkowo (czego bardzo żałuję) kompletnie nie pamiętam okoliczności, w których dowiedziałam się, że Vader to ojciec Luke’a, a Leia to jego siostra. Przez lata właściwie jedyną posiadaną przeze mnie rzeczą związaną z SW była recenzja całej Trylogii, w której było mniej więcej takie zdanie: „A na koniec, jak w greckiej tragedii, wszyscy okazują się krewnymi”. I pamiętam, że się nad tym sporo zastanawiałam, byłam nastawiona na to, że muszą być więzi pomiędzy bohaterami, których nie pamiętam z pierwszego seansu sprzed lat. Rewelacje Vadera w 1997 roku mnie raczej nie zaskoczyły, wydaje mi się, że wiedzę o tym pokrewieństwie wyniosłam po prostu z popkultury. Pamiętam m.in. parodię tej sceny w serialu „Spin city”. Więc potwierdzenie ojcostwa w „Powrocie Jedi” nie było dla mnie czymś wielkim. Co innego Leia. Jak wynika choćby z mojego komiksu (/b.php?nr=464764#469670), bezpośrednio po powrocie do Gwiezdnych Wojen nie znałam (pamiętałam?) tego faktu. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że oglądając w kinie kilka tygodni później „Powrót Jedi” nie byłam zaskoczona. Chyba wyczytałam ten szczegół w tych wszystkich dodatkach i artykułach z gazet, które namiętnie wtedy gromadziłam.
Kiedy w 1997 roku Gwiezdne Wojny powróciły za sprawą Edycji Specjalnej, byłam przeszczęśliwa, spełniało się moje marzenie. Pamiętam, że mówiłam do rodziców, że być może seans pierwszej części mi wystarczy. Ale już w trakcie oglądania „Nowej nadziei” wiedziałam, że nie ma siły, kolejne też zobaczę. Na wszystkie trzy epizody poszłam do kina sama (czego mój kilkuletni wtedy brat do dziś nie może mi i rodzicom wybaczyć ), wcześniej coś takiego wydawało mi się nietypowe i dziwne. Doskonale pamiętam te seanse w kinie Zorza. I te zielone postery widoczne na każdym kroku w mieście. Na ich widok miałam motyle w brzuchu. Za każdym razem kiedy szłam do kina byłam bardzo podekscytowana, nie mogłam się powstrzymać od szczerzenia. „Powrót Jedi” zobaczyłam 26 kwietnia. Pamiętam, że niedaleko mnie siedziała jakaś para i facet momentami strasznie rechotał. Praktycznie do dziś kiedy jest scena z „ropuchą” na początku ROTJ, przypomina mi się ten śmiech. Popłakałam się kiedy umierał Yoda i Vader i było mi smutno na końcu, że to już koniec, nie ma nic więcej. Z poprzednich dwóch seansów wyszłam przede wszystkim podekscytowana i pełna oczekiwań. Tym razem nie mogłam liczyć na kontynuację. Choć oczywiście szybko zaczęły tę lukę zapełniać książki i inne gadżety. Moje pierwsze poważne zakupy (pomijając gazety i jakieś drobiazgi) miały miejsce właśnie po „Powrocie Jedi”, to ten niedosyt pchnął mnie w objęcia EU. Pamiętam, że jedną z pierwszych zakupionych (i przeczytanych) przeze mnie książek był „Pakt na Bakurze”, właśnie dlatego, że praktycznie podejmował historię w miejscu, w którym zakończyły się filmy.
Na Mikołaja tamtego roku dostałam ANH i TESB na kasetach. Nie mogłam się doczekać Gwiazdki i obiecanej ostatniej części. I zaraz po wigilijnej kolacji zasiedliśmy do oglądania całą rodziną „Powrotu Jedi”. Ze względu na mojego brata i babcię (której wcześniej streściłam dwie pierwsze części) czytałam na głos napisy. Byłam wniebowzięta, że teraz mogę przeżywać Trylogię bez ograniczeń, kiedy zechcę.
Z troszkę późniejszych czasów pamiętam jak przesłuchiwałam na zmianę w kółko obie wersje muzyczne z końcówki filmu i do dziś nie zdecydowałam, którą wolę. Swoją drogą zdobycie obydwu wersji (na kasetach ma się rozumieć) to też było coś w tamtych czasach.
„Powrót Jedi” zawsze plasował się dla mnie na drugim miejscu (pierwsze to ex aequo ANH i TESB ) jeśli chodzi o wszystkie filmy Star Wars. Bardzo go lubię, ma wiele wspaniałych momentów i wniósł również wiele do świata SW, chociażby nowe kawałki Williamsa, niesamowite sceny walki w kosmosie, kapitalny pojedynek Luke’a z Vaderem, więcej rewelacyjnych dialogów („Fly casual”), zielony miecz świetlny, Slave Leię i pierwsze piosenki SW(!). Poza tym edycja specjalna dorzuciła jedną z moich ulubionych postaci z tła - Rystáll Sant, dzięki której poznałam jedną z moich ulubionych ras SW (Theelin).
ROTJ kojarzy mi się również z jednym z pierwszych rozczarowań SW. Dość szybko dowiedziałam się, że w pierwotnych pomysłach zamiast Ewoków i Endoru byli Wookiee i Kashyyyk. Długo nie mogłam tego faktu przeboleć, mimo że Ewoki w sumie nigdy mi jakoś specjalnie nie przeszkadzały.
Tak więc, „Powrót Jedi” wiąże się dla mnie przede wszystkim z osobistymi zagadkami, których nigdy nie rozwiążę i początkiem mojej przygody z Rozszerzonym Wszechświatem. A poza tym, to jestem od ROTJ młodsza zaledwie o kilka tygodni.
A co Wy macie do opowiedzenia na temat tego epizodu? Zawsze interesowały mnie przypadki osób, które przygodę z SW zaczęły od ROTJ. Jak to wpłynęło na ich odbiór pozostałych części.