No i pomyliłem się ze śmiercią Antaresa Draco. Oczywiście, że musiał przeżyć, wszak żaden bohater nie mógł zginąć, twórcy pozostali konsekwentni do końca (ostatni tom trochę to zmienia, ale było oczywiste, że na finał parę zgonów nastąpić po prostu musi).
Ale do rzeczy. Wojna to dobre zakończenie całej serii. W przeciwieństwie do poprzednich tomów nie ma tutaj jakichś wielkich intryg, zaskoczeń, świetnych scen czy wybitnych dialogów, ale jest po prostu dużo porządnej akcji – najpierw bitwa o ukrytą świątynię, później atak na Coruscant. Parę postaci gdzieś w tym chaosie jednak zginęło, parę postanowiło przejść na stronę dotychczasowych wrogów (co w fajny sposób urozmaiciło fabułę) i cały ten tom trzymał w napięciu, szczególnie ostatnie strony. Zatem historia spełniła chyba swoje zadanie.
Udało się też poustawiać wszystkich bohaterów w odpowiednich miejscach przed ostateczną rozgrywką, stąd dobrze, że Krayt rozprawił się z Wyyrlokiem już na początku. Nadal jednak jestem zdania, że dla fabuły lepiej by było gdyby Krayt faktycznie zginął w Wektorze i Sithowie walczyli do końca już bez niego. Większość wątków również zostało w satysfakcjonujący sposób doprowadzonych do końca, ale pewne furtki zostały otwarte – teraz oczywiście już żadnej kontynuacji się nie doczekamy, ale nie szkodzi. Lubię niedopowiedziane historie.
Trochę zawiodło mnie zakończenie, a więc sceny już po finałowym starciu. Chciałbym zobaczyć trochę dokładniejsze sceny, pokazujące np. pożegnanie Cade’a z Jedi, nowe rządy, jakąś końcową rozmowę np. pomiędzy Stazim, księżniczką Fel i rycerzami, świętowanie wyzwolonej ludności (na kształt tego w Powrocie Jedi) czy coś w tym stylu. A tak to trochę za szybko się ten tom skończył, parę stron po bitwie, bohaterowie już się w ogóle nie spotkali, Cade z przyjaciółmi odleciał w siną dal, pokazano na szybko pogrzeb Fela i plan Nihla, który zapowiedział konspiracyjną działalność Sithów. Można to było trochę rozbudować.
Dziedzictwo jest jednak najmniej wadliwą serią, jeśli porównać je do Rycerzy Starej Republiki i Mrocznych czasów. W przeciwieństwie do KotORa posiada od początku do końca przepiękne rysunki i zakończenie umiejscowione w ostatnim tomie, a nie gdzieś w połowie. A w przeciwieństwie do Mrocznych czasów postacie od początku zmierzają do jasnego celu, następują wprawdzie zaskoczenia po drodze, ale wszystko jest jedną, spójną historią, a nie zlepkiem różnych przygód, bez jasnego, fabularnego kręgosłupa.
Minus Dziedzictwa? Zabrakło przedstawienia wielkiego wszechświata, bogatego w różne światy, postacie, społeczności wielu planet. Wojna z Sithami wydawała mi się przez cały czas jakąś małą lokalną wojenką, która nie angażuje nikogo poza walczącymi stronami (nie licząc Dac, ale to wyjątek od reguły), nawet Coruscant jawiło się tutaj jako jakaś wyludniona planeta, gdzie mieszkają tylko moffowie i Krayt, bo nie pokazano nic poza nimi. Finałowa bitwa też nie miała takiej skali, jak choćby bitwa z szóstego tomu KotORa. Pod tym względem tamte dwie serie były zdecydowanie lepsze.
Mimo to będę Dziedzictwo wspominał bardzo miło, jako jedną z najlepszych rzeczy, która przytrafiła się w starym EU.
Za ten tom: 9/10.