W ostatnich czasach nie mam na nic czasu, ani siły. To tragiczne, moje statystyki pisania niusów spadły drastycznie. I nawet nie gram w TORa, żeby mieć na to jakieś wyjaśnienie. Ale mówi się trudno, dziś się wydarzyło, więc pozwolę sobie coś opublikować.
Dziś nagle znikąd gruchnęła wiadomość, że Wojny Klonów przestają istnieć. /news.php?16496,przyszlosc-gwiezdnowojennych-animacji.html Znaczy tu pewnie przesadzam, ale nie będzie już 6. sezonu TCW. Nie będzie czekania na nowe odcinki na Cartoon Network, nie będzie zastanawiania się co jeszcze magicznego (albo tragicznego) wymyślił George Lucas na potrzeby animacji. Będą jakieś dodatkowe bonusy, dystrybuowane niejasną jeszcze drogą. Pewnie coś na kształt epilogu.
To jest koniec pewnej ery. Co więcej, byłem już starym fanem, gdy się ona zaczynała. Pamiętam całkiem nieźle gdy zobaczyłem pierwszy plakat z Wojen klonów. Wtedy jeszcze nikt do końca nie wiedział czego się spodziewać, a plotki o padawance rasy Twi`lek (choć na plakacie wyraźnie było widać Togrutę), oraz śmierdzącym synu Jabby Hutta, wydawały się tylko głupkowatym żartem. Potem na jednym Spotkaniu Wielkopolskich Fanów poszliśmy całą grupą do kafejki internetowej na dworcu głównym, żeby zobaczyć nędznej jakości zwiastun, który polski dystrybutor puścił przez przypadek przed terminem. Potem przyszła wyczekiwana premiera filmu The Clone Wars. Ten film podobał mi się wtedy bardzo, choć nie wróciłem do niego już nigdy później. (Premiera kinowa TCW była też imponująca towarzysko: po premierze poszliśmy na nerdowskie %dyskusje%, oczywiście byłem jedynym chętnym do rozmawiania na temat SW, a potem %moc% mnie pokonała...choć trzeba uczciwie przyznać, że sam przytargałem ze sobą Zieloną Wróżkę). Potem przyszedł pierwszy sezon z fenomenalnym odcinkiem z Yodą. Z pewnego punktu widzenia „Ambsh” dla mnie pozostaje najlepszym odcinkiem Wojen Klonów jaki dotąd nakręcili. Resztę pierwszego sezonu też dobrze pamiętam, ponieważ rozpędzałem bastionowy dział TCW. To było dla mnie dużo fajnej pracy, opracowywanie wyglądu stron, nawigacji po odcinkach, itp. Teraz przeze mnie ShaakTi ma tyle pracy .
Animowane Wojny Klonów, choć jeszcze nie skończone, to niezły czas w historii SW. Choć w wielu miejscach zmarnowany. W kilku miejscach bardzo słaby. Ale ogółem dość pozytywny. To co się w TCW udało, to Anakin Skywalker, po raz pierwszy ciekawy i prawdziwy. Ahsoka Tano, fajna postać, w dodatku zmieniająca się przez te kilka sezonów. To kilka wybitnych odcinków, spokojnie przebijających prequele. To co się zdecydowanie nie udało, to po pierwsze lajtowe odcinki z droidami, łanszoty, które miały być dla każdego. Pomimo kilku prób, każde odcinki dowcipno-przygodowe skończyły się porażką. To co się jeszcze bardziej nie udało to integracja formatu telewizyjnego z Expanded Universe. Potencjał był ogromny, niestety ostatecznie marketingowcy postawili na materiały dla małych dzieci, pięć niewyobrażalnie nudnych książek dwóch Katarzyn, w ogóle nie związane z serialem, oraz dwie średnio udane serie komiksowe, również stworzone nieco obok serialu (w dodatku ostatecznie jeden z nich okazał się być wstecznym plagiatem).
Tymczasem jednak nadchodzi nowa era dla zupełnie nowego pokolenia fanów przyciągniętego do SW przez serial telewizyjny i Ci będą musieli nauczyć się i przyzwyczaić do nowego świata. Ale tak samo jest z fanatykami EU. Nie oddychajcie jeszcze z ulgą kanoniczni fetyszyści, wookeepedantystyczni ossusiści, bo oto nadchodzą przecież nowe filmy. Nowa Nowsza Trylogia. Nikt nie ma żadnego pojęcia co ona zrobi z dotychczasowym kanonem Gwiezdnych Wojen.
Ja mam jednak pewną teorię tego co się stanie. Z nami, z kanonem, z setkami książek, tysiącami komiksów, i pozostałym stuffem. Tu od czasów wpisu kanonicznego niewiele się zmieniło. Moja teoria jest dość prosta: dokładnie to samo. Zasady powstawania tytułów ze Star Wars nadal będą dokładnie takie same. Nowe materiały są ważniejsze od starszych, częściej powtarzane kłamstwo staje się prawdą, a nawiązania do starych materiałów podnoszą prawdopodobieństwo zaistnienia danych zdarzeń. Spójrzmy w przeszłość i załóżmy, że nic się nie zmieni. Animowane „Droidy” nigdy nie przestały istnieć, nadal są kanoniczne, nadal się wydarzyły, a niektórzy, co bardziej szaleni twórcy, w jakiś tam sposób do nich nawiązują (KT-10 w Agencie Imperium!).