Nie ma co ukrywać, Andromedy wypatrywałem już od pierwszych mglistych zapowiedzi kilka lat temu. Ba, w perspektywie nadchodzącej premiery zdecydowałem się na zakup PS4 we wrześniu, gdyż mój laptop i stacjonarka przestały dawać radę z nowymi tytułami już jakoś w 2013 roku. Wbrew samemu faktu wyczekiwania na ten tytuł, moje oczekiwania względem niego nie były zanadto wygórowane - dopóki gra trzymałaby klimat uniwersum ME, dopóty byłbym zadowolony. Po 85 godzinach spędzonych z Andromedą i ukończeniu singla w 98% mogę ocenić tę grę.
Najważniejsze pytanie dotyczy tego czy Andromeda to wciąż Mass Effect czy być może już coś innego. Wiadomo, że przy wielkich seriach gier (ale i nie tylko w ich przypadku) najłatwiej i naturalnie przychodzi oceniać nowe pozycje w perspektywie wcześniejszych. W wypadku Andromedy można postąpić podobnie, aczkolwiek jej sytuacja jest dosyć specyficzna, choćby już ze samego względu na ilość czasu jaki upłynął od momentu premiery ME3. Trendy, a co za tym idzie kładziony nacisk na pewne elementy w grach uległy w tym okresie zmianie (czy na lepsze czy na gorsze to już inna kwestia) i przez to ciężko przychodzi (przynajmniej mi) jednoznacznie przyrównać Andromedę do jednej konkretnej gry z uniwersum ME czy też ogólnie z portfolio BioWare`u. Jeśli już jednak musiałbym jakoś podsumować jednym zdaniem Andromeda to stwierdziłbym, że w kontekście mechanik gameplayowych to trochę taki miszmasz wszystkich poprzednich trzech części ME i Dragon Age Inquisition. Mamy zatem, żeby wstępnie wymienić kilka najważniejszych, choćby otwarty świat, jazdę pojazdem czy misje lojalnościowe – starano się zebrać i sensownie połączyć te wszystkie elementy, co w mojej opinii w gruncie rzeczy się udaje. Co jednak ważniejsze udało się przy tym zachować klimat uniwersum. Choć akcja teoretycznie nie ma nic wspólnego z wydarzeniami z poprzednich gier, grając nie odczuwałem braku chociażby dawnej załogi czy otoczki fabularnej. Andromeda to wciąż Mass Effect.
Wchodząc już głębiej w szczegóły zacznę od najbardziej medialnego tematu, czyli grafiki. Z tym silnikiem spotkałem się już w bardzo udanych pod tym kątem Dragon Age Inquisition oraz Battlefield 1 i nie odczułem wielkiej różnicy w jakości pomiędzy ww. a Andromedą, co rzecz jasna uznaję za plus. Lokacje robią wrażenie, w szczególności zaś wygląd technologi Remnant oraz widoki podczas podróży kosmicznych. Co do animacji twarzy i postaci - szczerze powiedziawszy, gdyby nie nagonka nie zwróciłbym na nie zbyt wielkiej uwagi. Abstrahując od wojenek światopoglądowych, wygląd postaci w sumie mi nie przeszkadzał (sam pięknej mordy nie mam, więc może to dlatego nie mam aż tak wielkich wymagań ) i poziom trzyma się blisko Inquisition, w którym to przypadku aż tak na ten element uwagi nie zwracano. Natomiast na minus należy zaliczyć dość częste i niestety mocno widoczne doładowywanie się elementów graficznych. Zwiechy czy przycięcia zdarzają się rzadko, ale chyba nigdy nie doszło do tego zjawiska w trakcie walki, nie mówiąc już nawet o uniemożliwieniu dalszego prowadzenia rozrywki.
Udźwiękowienie Andromedy wypadło w porządku. Sama ścieżka dźwiękowa przygotowana przez Johna Paesano wypada jednak dosyć blado. Nie przypominam sobie, aby jakiś utwór zrobił na mnie wrażenie, a w trylogii było takich co najmniej kilka. Natomiast odgłosy środowiska oceniam bardzo pozytywnie. Cieszą drobnostki, takie jak szumy rozmów w zaludnionych lokacjach, a samych przypadkowo podsłuchiwanych rozmów jest dużo więcej niż w poprzednich częściach. Sama jakość udźwiękowienia dialogów jest podobna do tych z poprzednich części. Jak komuś się tam podobała lub przeszkadzała, to i tu reakcja zapewne będzie taka sama. Jeśli chodzi o samą jakość merytoryczną kwestii dialogowych, to nie mogę osobiście stwierdzić, że doszło do jakiegoś spadku formy w tej kwestii, co jest częstym zarzutem względem Andromedy. Nie zauważam jakiejś wielkiej różnicy pomiędzy najnowszym Mass Effectem a wcześniejszymi odsłonami, więc jeśli komuś przypadł ten element w poprzednich częściach, zmiany odczuć nie powinien. Zaznaczam jednak, że grałem z angielskimi napisami, więc nie wypowiadam się względem polskiego tłumaczenia. Jedyne co uległo wyraźnej zmianie w przypadku dialogów, to rezygnacja z systemu renegata i paragona. Tym razem przyjęto model skupiający się na nacechowaniu emocjonalnym wypowiedzi. Uznaję to za plus, gdyż w moim mniemaniu wypada to bardziej naturalnie i zależnie od wagi sytuacji w jakiej się znajdujemy okazuje się być również elastyczne.
Ze względu na wprowadzenie otwartego świata forma narracji uległa drastycznej zmianie, przede wszystkim względem drugiej i trzeciej części Mass Effecta. Tam tak naprawdę prowadzono nas cały czas po sznurku, a wszelkie wrażenie swobody było tylko złudzeniem. Głównym wątkiem w Andromedzie jest szukanie nowego domu, co przekłada się przede wszystkim na zwiedzanie świata przedstawionego w grze. Choć widoki są ciekawe, to niestety muszę stwierdzić, że gromada Helejosa musiała chyba paść ofiarą genetycznej klęski nieurodzaju. Pomijając to, co Inicjatywa przywlekła ze sobą, cała reszta świata przedstawionego wydaje się być również jakoś nader znajoma, a to co miało być obce i nowe w moim mniemaniu takie nie jest.początek spoilera Tak naprawdę spotykamy tylko dwie nowe inteligentne rasy – kett i angara – z czego obie są humanoidalne. koniec spoilera Porównując „nowości” z Andromedy do tego co dostaliśmy w pierwszym Mass Effect, można się tylko uśmiechnąć z politowaniem. Być może był to sposób twórców, aby zachować klimat oryginalnej trylogii, ale ciężko uznać to za argument usprawiedliwiający bądź co bądź rozczarowującą miarę kreatywności, co tym samym częściowo przykłada się do utraty otrzymanej szansy na nowe rozdanie.
Twórcy w wątku głównym skupiają się na początek spoilera pokrzyżowaniu planów Archona, Ketta który nie do końca podporządkowuje się odgórnie zleconemu zadaniu w gromadzie Helejosa, którym jest dokonanie wyniesienia wszystkich inteligentnych istot, co polega na procesie przemienienia ich w Kettów. Sam Archon jest mocno zaintrygowany technologią Remnant, ale pomimo sporej ilości przejawiających się informacji na jego temat, np. w audiologach, które w różnych misjach i miejscach się przejawiają, ciężko określić mi motywacje jakimi kierował się Archon w swych zainteresowaniach. Sprawia to, że nie do końca kupuję go jako głównego antagonistę, gdyż wg mnie jego ekspozycja na to nie pozwala. koniec spoilera Sam wątek jest też wyjątkowo krótki, podobnie jak w Inquisition. Z tych 85 godzin spędziłem na nim może ze 12-13. Poza głównym wątkiem pojawiają się także misje poboczne, z których część jest dosyć mocno rozwinięta. Co ciekawe, to właśnie tego rodzaju misje bardziej potrafiły przyciągnąć moją uwagę niźli uczynki Archona. Dla przykładu podam choćby początek spoilera przywracanie wspomnień Aleca Rydera, w których to przejawia się bardzo wiele ciekawych tematów – śmierć Jien Garson, tożsamość Benefactora, rola Żniwiarzy w rozwoju Inicjatywy czy los matki Ryderów. koniec spoilera Tak samo ciekawie doświadczałem misji lojalnościowych kompanów ze statku. Są one o wiele bardziej rozbudowane niż te z Mass Effect 2, gdzie po kilku rozmowach wykonywało się korytarzową misję. Tutaj spędza się na nich o wiele więcej czasu i choć kulminacja jest podobna jak w dwójce, większość z nich rozwiązuje się na przestrzeni całej przygody z grą. Szczerze powiedziawszy sam jestem lekko zaskoczony, gdyż ekipa z Andromedy stała się moją ulubioną ze wszystkich gier Mass Effect. W przeciwieństwie do poprzednich tytułów każdy z bohaterów ma swój unikalny i wyraziście przedstawiony charakter. Kupuję również motywacje jakie prowadzą ich do takich a nie innych działań. To czy pewne postacie polubiłem bardziej czy mniej to inna kwestia – ich przedstawienie jednak jest wykonane naprawdę na wysokim poziomie. W grze znajdują się również i krótsze misje, często polegające na wieloletniej wypracowanej praktyce gier RPG, czyli przynieś-podaj-pozamiataj, ale i tu czasami zdarza się, że rezultat końcowy potrafi być zaskakujący, np. poprzez ciekawą walkę końcową czy też jakieś mrugnięcie okiem do fanów serii. Jedyne misje, których nie byłem w stanie przetrawić, to te które nie wskazują wyraźnie na miejsce w jakim można je dalej popchnąć do przodu, w stylu początek spoilera znajdowania ciał na Eos koniec spoilera czy poszukiwania pewnych rzeczy we wrogich posterunkach rozprzestrzenionych na całej mapie, których równie dobrze może tam nie być. Muszę także zaznaczyć, że czasami musiałem zrestartować grę, aby ukończyć jakąś misję (a to NPC się nie pojawił, a to jakiś datapad), a w jednym przypadku początek spoilera (stworzenie generatora tarcz dla Nomada) koniec spoilera nie zaliczyło mi jej wykonania.
Jak już wyżej wspomniałem na początku wywodu, gameplay to taka składanka poprzednich Mass Effectów z Dragon Age Inquisition. Choć mamy otwarty świat, co dobrze współgra z ogólną ideą tej gry, i kilka ogromnych lokacji do zwiedzenia, to mamy również korytarzowe misje ze wzmożoną narracją znane z drugiej i trzeciej części (głównie przejawiające się w wątku głównym i kulminacji misji lojalnościowych). Same otwarte światy możemy zwiedzać na piechotę lub w Nomadzie (z kilkoma wyjątkami spowodowanymi warunkami panującymi w lokacji). Często misje poboczne znajdują się w okolicy misji głównych, więc ich wykonanie przychodzi dosyć naturalnie. W moim odczuciu twórcy wypracowali nieźle proporcje między spędzaniem czasu w otwartym świecie, a wykonywaniem misji korytarzowych, przez co gra mnie nie wymęczyła tak jak większa część Dragon Age Inquisition, choć muszę dodać, że liniowych elementów mogłoby pojawić się trochę więcej, szczególnie w bardziej rozwiniętych sidequestach. Co do samej eksploracji jest one satysfakcjonująca. Jedyne co było względnie upierdliwe to brak możliwości przewinięcia scen podczas lotu Tempestem między planetami. Choć same widoki są ładne, to przy podróży do tego samego systemu po raz n-ty ciężko oprzeć się wrażeniu straty czasu.
Walka w moim mniemaniu jest zdecydowanie najlepsza z całej trylogii Mass Effecta. Bardzo polepsza on wrażenia jakich doświadczamy w grze. W takim Dragon Age Inquisition, w którym zwiedzanie świata wyglądało bardzo podobnie unikałem walki, gdzie tylko mogłem, gdyż była ona wyjątkowo nijaka. Tu często zdarzyło mi się zaatakować wrogi posterunek, który mogłem z łatwością ominąć, bo walka zwyczajnie sprawia frajdę. Jedyne do czego mogę się przyczepić to głupota AI. Walcząc moim infiltratorem, potrafiłem z dalszej odległości ściągać całe garnizony snajperką bez żadnej reakcji ze strony przeciwników – dopóki udało mi się wyeliminować pojedynczy cel wystarczająco szybko cała reszta stała w miejscu jak gdyby nic się nie działo. Brak predefiniowanych klas to spory plus, choć sam system zmian umiejętności w trakcie walki jest bezużyteczny ze względu na pełny cooldown na tychże umiejętnościach po dokonaniu zmiany. Trzy umiejętności aktywne to trochę mało, w szczególności na wyższych poziomach, gdy już wymaksuje się przydatne elementy „drzewek”, ale z drugiej strony wymusza to pewną wiedzę i ich efektywne zastosowanie przez gracza, co ma spore znaczenie przede wszystkim w multiplayerze.
Sam skaner początkowo jest fajną zabawką. Choćby początek spoilera odtwarzanie wydarzeń z pierwotnych baz na Eos koniec spoilera pokazuje potencjał tego przedmiotu. Bardzo szybko okazuje się jednak, że służy on głównie do zbijania punktów przeznaczonych na badania przedmiotów do craftingu, a ciekawe przypadki jego użycia można policzyć na palcach jednej ręki. Sam system craftingu jest również w gruncie rzeczy bezużyteczny. Ograniczenie badań technologi broni do piątego poziomu sprawia, że gdy nasza postać osiągnie poziom przy którym pojawia się technologia szósta, a potem i siódma (nie wiem, czy można dotrzeć wyżej w singlu), to cały system nie ma już żadnego zasadnego zastosowania. Jedyne co się faktycznie przydaje to ulepszenia do Nomada, które po wytworzeniu są wcielane do niego automatycznie. Względny brak użyteczności systemu sprawia, że nie trzeba się specjalnie starać o minerały, których w porównaniu do Inquistion, gdzie często czułem się, że całą mapę przechodzę od krzaczka do krzaczka, jest dużo mniej i ich obecność nie wytrąca z równowagi.
Multiplayer jest bardzo mocną stroną Andromedy. Polega on w głównej mierze na tym samym, co w trzeciej części, ale przez nowy system walki zmianiają się szczegóły, m. in. potyczki przestają być tak statyczne jak wcześniej. Jak ktoś ma ochotę pograć w multi na PS4 to bardzo chętnie zapraszam do wspólnej rozgrywki, na ten moment na brązach i srebrach .
Andromeda to gra, która nie jest perfekcyjna i zawiera w sobie wiele upierdliwości, ale to co najważniejsze, czyli rdzeń produkcji stoi na bardzo wysokim poziomie. Andromeda to udana kontynuacja Mass Effecta, stanowiąca pewną ewolucję rozwiązań znanych z wszystkich trzech odsłon serii, które łącznie funkcjonują prawidłowo. Razem to wszystko sprawia, że uznaję Andromedę za jedną z najlepszych gier w jakie do tej pory grałem na PS4 (a było ich już całkiem sporo), ustępującą radości z rozrywki jedynie Uncharted 4, co jest sporym komplementem. Jeśli podobała ci się poprzednia seria gier, ta także z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością ci się spodoba, a jeśli nie, to Andromeda raczej nie zmieni nastawienia do uniwersum ME. Jeśli miałbym wystawić ocenę dla tej produkcji to byłoby to solidne 8/10.