Znów powracam z tematem czytania i nieczytania (/b.php?nr=490310). Rok temu stwierdziłam, że tragicznie spadła ilość czytanych przeze mnie książek i postanowiłam to zmienić. Jak poszło mi w 2011 roku? Zakończyłam go z 14 przeczytanymi książkami na koncie. Są tu osoby, które w 2 miesiące tyle czytają, pamiętam te miażdżące liczby z tamtego tematu. Ale ja jestem zadowolona. Wyszła jedna (plus kilka kartek) na miesiąc, a to już taki przyzwoity wynik, IMO. Zresztą w porównaniu z 2010 rokiem to sukces pełną gębą.
Z tytułów jakie połknęłam w 2011 najbardziej podobały mi się „Gra Endera” Orsona Scotta Carda i „Vertical” Rafała Kosika. Obydwie lektury były wciągające i w ten czy inny sposób poruszające. Miały ciekawe i miejscami zakręcone fabuły, zaskakiwały.
Tak jak postanowiłam, wróciłam do spisywania przeczytanych książek i cieszę się z tego kroku, fajnie jest tak spojrzeć do tyłu. Wśród pozostałych książek znalazły się: kryminały, książki w klimatach Wyspy Księcia Edwarda, bestseller w postaci pierwszej części „Millenium” Larssona, tylko jedna książka Star Wars („Szturmowcy śmierci” /b.php?nr=337607#496090 ) i kilka innych różności. Sama siebie zaskoczyłam brakiem fantasy (no chyba, że zaliczyć tu „Vertical” ). Dawniej starałam się czytać książki przeplatając gatunki i autorów żeby było ciekawiej i „smaczniej”. Może powinnam do tego zwyczaju wrócić? Taka lista mi to ułatwi, a dodatkowo w ogóle działa mobilizująco ;]
W tym roku na razie mam na niej 6 pozycji (czyli utrzymuję poziom). Choć większość z nich nie była zbyt opasła. Znalazła się tam jedna książka Star Wars („Maska kłamstw” ), a wszystkie pozostałe w ten czy inny sposób są związane ze światem wykreowanym przez L.M. Montgomery (miałam fazę na Wyspę Księcia Edwarda po przeczytaniu „Ani z Wyspy Księcia Edwarda” ). Do tego można by też dorzucić trochę opowiadań, do których powróciłam. Kilka dni temu natomiast zaczęłam opasłe tomisko, trochę z obowiązku (książka-prezent) i obawiam się, że mnie przystopuje. Jakoś od kilku dni nie mogę do tej lektury wrócić. W międzyczasie zaczęłam czytać lżejszą książkę, którą kiedyś przeczytałam po angielsku, a teraz dostałam polskie wydanie. Wiem, że takie czytanie kilku tytułów zwykle źle się kończy, ale ta druga sprawia mi przyjemność i inspiruje. Jak dobrze, że nie jestem już w szkole i nikt nie narzuca mi lektur.
A propos lektur. Na skutek jakiejś rozmowy szperałam ostatnio za wykazami obowiązujących teraz lektur. Ale byłam (pozytywnie) zaskoczona jak zobaczyłam w spisie dla gimnazjum: „wybrany utwór fantasy (np. Ursuli Le Guin, Johna Ronalda Reuela Tolkiena, Andrzeja Sapkowskiego); wybrany utwór detektywistyczny (np. Arthura Conan Doyle`a lub Agaty Christie)” i na dokładkę jeszcze wybrany komiks! Ciekawe czy są te założenia realizowane. Ale bym miała frajdę w szkole jakbyśmy tego typu lektury omawiali :]
Tak więc, utrzymuję jako-taki poziom czytania książek i jestem z tego zadowolona. Minął rok od tamtego wpisu i cieszę się, że zrealizowałam tamto postanowienie podźwignięcia się z nieczytania. Czasu ciągle trochę za mało (zwłaszcza, ze wciąż walczę na polu odgruzowywania), ale staram się czytać regularnie, mimo że tak łatwo jest walnąć się przed kompem. Najwięcej czytam w weekendy, zwłaszcza w niedzielę przed południem. W tygodniu mniej, zwykle kilka stron przy śniadaniu (potem czasami biegam jak głupia po domu, jeśli się zaczytam) i czasami przy obiedzie czy po posiłku do herbatki :] Ale najlepszym rozwiązaniem jest książka, od której nie da się oderwać, wtedy samo się czyta, bez względu na wszystko
Niedawno jechałam pociągiem do Krakowa na szkolenie. Cały tydzień przed tym wyjazdem chodziłam szczęśliwa na myśl o tym, że sobie spokojnie poczytam, bez przeszkód, bez przerw przez kilka godzin (w godzinach pracy ). Doszło do takiego absurdu, że kiedy wszyscy narzekali, ja cieszyłam się z tego, że na skutek remontów pokonanie pociągiem trasy Rzeszów-Kraków trwa teraz znacznie dłużej niż zwykle Koleżanki całą drogę przespały, ewentualnie plotkowały, a ja czytałam.
Kiedy w tamtym roku „wróciłam” do czytania uświadomiłam sobie, jak bardzo mi tego brakowało w okresie kiedy miałam czytelniczą posuchę. Książki w końcu zawsze były w moim życiu i zawsze miały duże znaczenie. Nie czytam teraz tyle co kiedyś, ale jestem zadowolona z tego „powrotu” i z tych lektur, na które mam czas. Nie wyobrażam sobie życia bez książek. A teraz mam dziewięciomiesięczną chrześnicę i nie mogę się doczekać kiedy będzie można kupować jej książki. Pierwszą, w sumie, już ode mnie dostała, ale jest plastikowa i woli trzymać ją w buzi niż oglądać
PS Przeczytałam gdzieś, że badania czytelnictwa późniejsze od tych, które cytowałam rok temu, wskazują wzrost. Czyżbym zrobiła taką różnicę?