Ojoj... Z tą książką miałem problem, by się za nią zabrać, przeczytać, czy nawet wysmażyć kilka słów o niej. Choć nie wiem na ile to kwestia książki, a na ile serii. Ale po kolei.
8 tom, to początkowo dwa wątki, które w końcu się zbiegają. Sithowie/Abeloth i polityczne zakusy na Coruscant. O ile przy Sithach tym razem otrzymujemy trochę historii o nich, acz niestety głównie powtórzonej. To nie jest Baran Do, czy inne małe odłamy użytkowników Mocy, których można rozwinąć. Sithowie to temat na olbrzymią księgę. Ci zostali tu potraktowani po macoszemu, w dodatku skaczemy od planety na planetę i wyciągamy jakieś kwiatki. Nie tylko nie posunęło to za bardzo akcji, to jeszcze nawet nie usystematyzowało wiedzy o Sithach. Nie tym razem, dużo jest oczywistych oczywistości i jakieś drobnych elementów, które gdzieś się pojawiły, a nie mają znaczenia dla istoty Sithów. I jeszcze Ci Emo-Sithowie z Zaginionego Plemienia. Przykro się robi, jak się miesza starą historię z czymś takim.
Wątek polityczny, przyznaję, lepiej wyszedł autorce niż się spodziewałem. Ale i on nie jest pozbawiony wad. Podobała mi się zagrywka z Felem i Daalą. Choć niestety pokazuje ona pewną tendencję autorki, która ma problem z budowaniem napięcia. Wiele wątków jest przez nią rozwijanych, dochodzi do kulminacji i potem wygaszenia, a dopiero potem przechodzimy do kolejnego wątku. Natomiast przejście w momencie kulminacji do innego wątku, nawet spokojniejszego, zwiększa zainteresowanie czytelnika. Sprawia, że książka byłaby dynamiczniejsza. Dziwne, że żaden redaktor tego Christie nie podpowiedział. Choć akurat może w przypadku zamachu na Fela - jak się zna komiksowe Dziedzictwo - nawet to by nie pomogło.
Dużo gorzej jest z wątkiem na Coruscant. Przede wszystkim dlatego, że widać tu duży problem serii. Ten wątek poniekąd jest jedną z głównych osi Przeznaczenia, włącza w to choćby kwestię buntów na planetach. To mi się podoba, wiele rzeczy to porządkuje. Tylko to wszystko jest zrobione trochę z czapy, jakby Deus Ex Machina, wprowadzamy nowe postaci, które są mega ważne dla wątku, galaktyki, polityki... Tylko nic się nie dzieje z nikąd. Zamiast graczy politycznych mamy figury, przynajmniej ja to tak odebrałem. Za mało życia w tych postaci, za mało w nich polityków. W efekcie wszystkie zmiany są raczej robione chyba pod encyklopedystów z Wookiee, by mogli dodawać kolejne wpisy. A jak jeszcze dowiedziałem się o tajnych przejściach, to już w ogóle ręce opadają.
Wciąż największy głód pozostał - co z Abeloth. Co to, kim to i co dokładnie ma wspólnego z Celestianami. Mnóstwo pytań, na razie zero odpowiedzi. Choć mam nadzieję, że w "Apokalipsie" przez pierwsze 2/3 książki dostaniemy opis Celestian.
Za to przyznaję, że końcówka jest wciągająca. Sprawia, że elementy serii zaczynają się łączyć. Wątek Sithów/Abeloth i polityczny zlewają się i to mi się podoba, pozostaje czekać na finał. Oby wyszło lepiej niż w "Niezwyciężonym".
Podsumowując - już się chyba sparzyłem i zniechęciłem do serii. Nawet końcówka, która rokuje, mnie już nie przekonowuje. Głównie dlatego, że Fate miał kilka rokujących końcówek, z których niewiele wynikało potem. Christie już dziękujemy. Miała pecha do serii, ale może niech już tak zostanie.