Współzałożyciel i były szef Apple.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/steve-jobs-nie-zyje-byly-szef-apple-przegral-z-cho,1,4871991,wiadomosc.html
__________________________________________________
Szkoda człowieka
Współzałożyciel i były szef Apple.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/steve-jobs-nie-zyje-byly-szef-apple-przegral-z-cho,1,4871991,wiadomosc.html
__________________________________________________
Szkoda człowieka
produktów Apple nigdy nie lubiłem, uważając je bardziej za gadżety za które ludzie przepłacają z uwagi na markę, czy też "religię" - bo sam Apple dla wielu jest chyba bardziej religią niż marką, to Steve Jobs był jedną z tych osób, które niesamowicie szanowałem.
Był wizjonerem (choć i jemu się zdarzały pomyłki i to bolesne), ale przede wszystkim był niesamowitym marketingowcem i PRowcem. Potrafił jak mało kto, wokół swoich produktów zbudować taką atmosferę i tak je rozpropagować, że wystarczało samo ogłoszenie, że powstaje kolejna wersja, a ludzie się na to rzucali - mimo iż nie wiedzieli nawet jeszcze co będzie wnosiła. Za połączenie tych dwóch cech go właśnie darzę olbrzymim szacunkiem - umiejętność stworzenia i wręcz idealnego wypromowania produktu. No i co, również dla mnie jest bardzo ważne, Steve był jedną z kilku osób, które na prawdę znacząco wpłynęły na świat obecnej informatyki - sprawiając, że jest właśnie taki jaki jest.
To jeden z tych ludzi, którzy zmienili świat. Czy wizjoner ogarnięty pasją, czy dobry marketingowiec, chyba nie ma to znaczenia. Wraz z Woźniakiem stworzyli Apple w garażu w czasach, gdy była to tylko pasja, która nie rokowała, by mogli stać się milionerami. To oni w dwójkę pojechali do Xeroxa, by wykorzystać ich system graficzny, który nie rokował. W 1984 dokonali rewolucji wprowadzając Macintosha, Microsoft dorównał im pełni dopiero w roku 1995. Byli pionierami, którzy zmienili świat, potem ich drogi się jednak rozeszły. O ile o Woźniaku, w latach 90. właściwie słuch zaginął, o tyle Jobs dokonał jeszcze dwóch innych rewolucji. Pierwsza to założona wspólnie z Georgem Lucasem i Paulem Allenem (z Microsoftu) firma Pixar. W latach 80. grafika komputerowa tak przez nich promowana, była jeszcze ciekawostką. Dziś to najbardziej dochodowy rynek. Avatar nie powstałby bez grafiki komputerowej, bez Pixara, a co za tym idzie i bez Lucasa, Allena no i Jobsa. O ile pierwszy dał podwaliny tej firmy, to ten ostatni ją rozkręcił. I jeszcze w końcu Jobs wrócił do Apple, by kierować tą firmą do końca swych dni. Apple, która stała się najgorętszą firmą IT i to nie dzięki komputerom, oprogramowaniu, a właśnie gadżetom. Dzięki iPhonom inaczej wyglądają dziś nasze komórki, iPady pewnie też zmienią z czasem się w coś jeszcze ciekawszego. Co z tego, że komputery typu Palm istniały w latach 90., produkowane nawet przez Apple, skoro zabrakło Jobsa, który potrafiłby uczynić je użytecznymi i sprzedać. To człowiek, który zdecydowanie zmienił swoje czas i to jest niesamowite. Szkoda, że odszedł, bo choć ludzi z pomysłami jest wielu, mało jest takich, którzy potrafią się przebić i zmienić rzeczywistość. A jeszcze mniej jest takich, którzy potrafią pomysł dostrzec (niekoniecznie u siebie) i go wylansować. Jobsowi się to udało, w moim odczuciu zwłaszcza to ostatnie. I to właśnie czyni go wielkim.
jestem po biografii Steve`a Jobsa i trochę zmienił mi się punkt widzenia. Teraz już wiem, że Steve nie był genialnym inżynierem czy złotym dzieckiem technologii. Właściwie na początku nie byłoby Apple`a bez Woźniaka, on był sercem i mózgiem projektu. I jedynym w Apple, który za zmiany ważne technologiczne odpowiadał sam. I jednocześnie, podobnie jak Paul Allen w Microsofcie, był człowiek pasji, ale niekoniecznie potrafiącym odnaleźć się na rynku. Jobs to zupełnie inna para kaloszy. Jeśli ktokolwiek mówi, że Gates jest ograniczony jeśli chodzi o wizje, chyba nie znał wpływu Jobsa na rozwój Apple. To facet, który storpedował wiele fajnych pomysłów, popełnił wiele błędów jeśli chodzi o przewidywanie rozwoju technologii. To facet, który sprawił, że Microsoft stał się potęgą, właśnie przez błędy i zachłanność Jobsa. Ale to też facet, który okazał się być genialnym produktowcem i wyśmienitym marketingowcem, który wierzył w integrację i prostotę. I który faktycznie zmienił świat, nie tym, że był wspaniałym inżynierem, ale tym, że działał na styku sprzedaży, PRu i produkcji, gdzie potrafił nadać ton. To też facet, który sprawił, że firma zajmująca niecałe 5 % rynku komputerów PC, potrafi wygenerować 30 % sprzedaży i się utrzymać. To wielki wizjoner produktu i marki, to mu trzeba przyznać. I w dodatku człowiek, któremu się udało osiągnąć to co zamierzał.
mnie SJ kojarzył sie jednoznacznie.
http://applefobia.blox.pl/html
Przeciwieństwo applekultu.
Miałem okazję przetestować chyba trzy największe dzieła spod znaku i.
Poda, Phone`a i Pada...
Pomijając lolaste nazwy to... to co zawsze odrzucało mnie od "jabłuszka" nazywało się +totalna niekompatybilność+.
Wszystkie `aj` rzeczy współpracują wyłącznie ze sobą. I to nie zawsze, co zresztą można znaleźć na zalinkowanym blogu. A dla mnie multiplatformowość to podstawa.
Mój komputer, zwany czasami centralną jednostką sterującą, jest kompatybilny:
* ze wszystkim programami w środku służącymi do przeglądania neta, pisania, liczenia, grania, obrabiania filmów, odtwarzania tychże i muzyki
* z moją drukarko-kopiarko-skanero-faxem
* z kablem podciągniętym od C+ (co daje jednoczesną możliwość oglądania ligi włoskiej i np. robienia dokumentu w skomplikowanej tabeli)
* z moją komórką, starym ale najlepszym modelem jaki używam tj. Nokią N81 8GB. Która ma wszystko - dzwoni, pisze, przegląda neta, ma zajebiste gierki 3D oraz aplikacje pdf, office, upcode itp.
* z moim mini-odtwarzaczem Sony
* ze słuchawkami
Wszystko to na przeróżne kable, usb i podczerwień.
Wszystko co potrzebne mi jako tako do życia jest w przysłowiowej kupie. 95% funkcji trzech wyżej wymienionych urządzeń i nie działa z tym sprzętem...
Działa tylko w obrębie siebie samego. Czyli sekta.
Jeśli dodamy do tego marketing, który wbił posiadaczy `japka` w dumę, że mają coś lepszego od innych - ok. Niektórzy kupują kabelki za 5k...
Zatem Jobs był, jak to dosadnie ujął Rael, mistrzem w sprzedaży i wmawianiu ludziom, że muszą mieć coś... coś co może być lepsze, ale niekoniecznie tak jest. Natomiast ceny w 100% biły konkurencję - przynajmniej o jedno zero wyżej.
Tyle krytyki, która moim zdaniem jest uczciwa i zasłużona nawet w takim miejscu. Ale żeby była pełna to wypada napisać z czym Jobs kojarzył mi się pozytywnie.
Był to człowiek, który nie skończył żadnych studiów. I wyszło mu to na dobre (pomijając ew. cząstki geniuszu).
Był to człowiek, który wyleciał z firmy założonej przez siebie. I byłą to najlepsza rzecz jaka go spotkała - jego słowa.
Był to człowiek, który otwarcie przyznawał się do eksperymentów z narkotykami. Twierdził że przeżycia, jakich doświadczył po zażyciu psychodelicznej substancji LSD, są jedną z dwóch albo trzech najpotrzebniejszych rzeczy, jakich dokonał w swoim życiu.
Pixar.
Toy Story, WALL-E, Tin Toy, Presto...
Na końcu Apple i Mac. W zestawieniu Financial Times Global 500 2 najbardziej dochodowa marka świata, zaraz za Exxon Mobil a wyprzedzając PetroChina. A przecież taki Microsoft, który jest używany bezpośrednio na o wiele większym obszarze globu, ma dopiero miejsce 7.
Cóż. W erze komputerów, internetu, cyfryzacji kariery można było (i może można nadal) zrobić chyba najłatwiej w historii świata. I Jobs tego dokonał. Z jakim skutkiem, ile w tym dobrego/złego - kwesta dyskusyjna.
Nie mniej był człowiekiem, który wiele pomysłów wprowadzał naprzeciw analizom i badaniom. Pod prąd narzekaniu, że tego nie można zrobić, bo z pewnością będzie to nieopłacalne.
Apple zadebiutował na giełdzie w 1980. W 1985 Jobs odszedł. W 1997 wrócił. Od tego czasu, nie licząc standardowych wahań kursów, kryzysów i etc., wartość jednej akcji z japkiem wzrosła ok. 125x
Nieopłacalne...
...
Tak, teraz wszyscy przypisują Jobsowi zasługi w Pixarze, a gdy wykupił ten pododdział Lucasfilmu, to go lekceważył (ale pewnie jak trzeba było, to się nim chwalił). A przed Toy Story, zanim Disney się tym zainteresował, firma wiązała koniec z końcem poprzez produkcje typu reklama płynu do ust Listerine (ten płyn to syf, swoją drogą). Przynajmniej takie coś mówili w dokumencie "Przebudzenie śpiącej królewny" .