Zamachy z 11 września to oczywiście jedno z najważniejszych wydarzeń pierwszej dekady obecnego stulecia, które zapoczątkowało tzw. War on Terror (chociaż mówił o niej już Theodore Roosevelt w 1901 roku). 9/11 okazał się paradoksalnie największym sukcesem, ale jednocześnie największą porażką Al-Kaidy. Terroryzm to przede wszystkim działanie komunikacyjne. Terroryści dokonują ataków, aby przekazać władzom państwowym komunikat, a ofiary są przekaźnikiem tego komunikatu. 9/11 był spektakularny i stał się wydarzeniem medialnym. Na tym polu Al-Kaida odniosła więc olbrzymi sukces, bo w opinii międzynarodowej wyrosła na org. terrorystyczną numer 1, a sam Osama ibn Laden stał się twarzą dżihadu salafickiego. Tyle tylko, że 9/11 sparaliżował działalność siatki. Dlaczego? Terroryści są z natury konserwatywni w swych działaniach. Dlatego wielu badaczy zjawiska uważa np. cyberterroryzm, albo ataki z wykorzystaniem BMR za bardzo mało prawdopodobne (wyjątek to terroryści-sekciarze vide japońska Aum Shinrikyo). Przed 9/11 porywano samoloty rejsowe, wysadzanie je, ale nigdy nie użyto ich jako broni do ataku na obiekty użyteczności publicznej. Mohhamed Atta i jego wspólnicy zmienili ten stan rzeczy z rozkazu ibn Ladena. To były szalenie innowacyjne, spektakularne i dalekie od zachowawczych ataki.
Tyle tylko, że Al-Kaida przeliczyła się jeśli chodzi o odpowiedź Ameryki i świata. Inwazja na Afganistan, później na Irak, zamrażanie kont, oś zła, czy też Putinowskie ściganie terrorystów nawet w wychodku -to wszystko spowodowało, że siatka nie mogła w pełni wykorzystać tego sukcesu i działać swobodnie. Została sparaliżowana, Ibn Laden stał się chorym na nerki starcem, który ukrywał się w jaskiniach Tora Bora. Nie mógł nawet koordynować ataków sieci w Europie, bo jego wystąpienia na wideo i internecie (pełne zaszyfrowanych poleceń) nie były publikowane w mediach. Zaczął tracić sanktuaria i kontrolę na zbudowaną przez siebie siecią. Dlatego też jeszcze długo nie ujrzymy ataku pod względem doniosłości takiego, jakim był 9/11. Nie z powodu kontroli etc. Dlatego, że politycznie będą one dla terrorystów nieopłacalne.
A sama śmierć ibn Ladena to wiadomość jak najbardziej zła. USA na talerzu podały bojownikom dżihadu salafickiego wspaniałego męczennika za sprawę i wiarę. Pojmanie go i próba osądzenia przed MTK byłaby najwłaściwszym rozwiązaniem. Pokazaniem światu, że idee wolności, bezpieczeństwa, praworządności, które przyświecały "wojnie z terroryzmem" nie są pustymi frazesami. Od prezydenta, który jest laureatem pokojowego Nobla należało oczekiwać, że nie zastosuje siłowych rozwiązań swego poprzednika. Niestety Obama znów zawiódł pokładane w nim nadzieje. Przywódcy Zachodu swym chełpieniem się śmiercią Osamy dają też fatalne świadectwo dla świata islamu - pokazali, że bliska jest im biblijna forma sprawiedliwości "oko za oko, ząb za ząb", a nie respektowanie prawa człowieka do procesu sądowego, to przysługuje największym zbrodniarzom. A wojna z terroryzmem stała się przyczynkiem do deptania praw człowieka, rzekomo by je chronić. Radosne tłumy na Times Square to z kolei smutna reminiscencja obrazka ludzi w Palestynie, którzy ze śpiewem na ustach wylegli na ulice po zawalenie się wież WTC. Wówczas byli obiektem krytyki, dziś Amerykanie stali się podobni do nich-świętują śmierć.
Zgon Osamy ibn Ladena wcale nie oznacza końca istnienia radykalnego terroryzmu islamskiego. Co więcej, może okazać się nową iskrą, która ponownie rozpali zapał setek islamskich bojowników. Martwy ibn Laden może bardziej zaszkodzić USA, niż gdyby nadal żył w ukryciu. No, ale Biały Dom i Downing Street 10 mają przynajmniej medialny sukces. Ciekawe, ile będzie kosztował. Wszak walka za wiarę to wojna kosmiczna, w której wroga - Szatana na Ziemi - trzeba pokonać, bo wszelkie pertraktacje z nim to zdrada sprawy.
Nie ukrywajmy, terroryzm to olbrzymie zagrożenie dla międzynarodowego bezpieczeństwa, a ibn Ladem odpowiedzialny jest za śmierć tysięcy ludzi. Dlatego winien za to stanąć przed sądem. Eliminacja okazała się jednak wygodniejsza. Właśnie takie postępowanie Zachodu sprawia, że wojnę z terrorem ciągle przegrywamy.