Cztery dni konwentu i człowiek przypomina sobie, jak przyjemne może być golenie . Tym niemniej wróciłem z Poznania i naskrobię kilka słów o tegorocznym Polconie.
To, co od początku zrobiło na mnie wielkie wrażenie, to świetnie dobrane miejsce konwentu. Na Pyrkonie nigdy do tej pory nie byłem, więc nie wiedziałem, czego się spodziewać. Tymczasem centrum targowe położone jest zarówno blisko dworca (który z niewiadomych dla mnie względów położony o poziom niżej od ulicy obok, kto buduje miasto na terasach? ), jak i szkoły noclegowej, centrum miasta generalnie i wszelkich niezbędnych instytucji. Duże wrażenie zrobiła na mnie hala z salami konferencyjnymi, choć same sale momentami okazywały się zbyt małe w stosunku do liczby chętnych. Na szczęście w większości były też klimatyzowane, bo z zamawianiem pogody orgowie dali ciała.
Wciąż dziwny jest dla mnie zwyczaj znakowania uczestników opaskami na rękę. Cóż, przynajmniej opaska była wygodniejsza i mniej przeszkadzająca, niż to papierowe coś, co zakładano rok temu na Triconie. Całkowicie z identyfikatora zrezygnować nie było można, jako że kodem kreskowym na jego odwrocie otwierało się bramki prowadzące na teren targów. Kosmos. Szkoła noclegowa była spora, względnie czysta i, jak już wspominałem, położona o rzut beretem od terenu konwentu. Świetnym pomysłem było wyznaczenie strefy ciszy nocnej, gdzie można się było w miarę spokojnie kimnąć.
Jeżeli chodzi o stronę programową, to jak zwykle na Polconach świetnie prezentował się blok literacki. W tym roku organizatorom udało się ściągnąć m. in. Jacka Dukaja i Rafała Ziemkiewicza, nazwiska znane również poza fantastycznym światkiem. Spotkań odwołanych było... trochę, ale raczej spoza gwoździ programu. Świetnie prezentował się blok naukowy, z kilkoma naprawdę fajnymi prelekcjami, znakomita prelekcja Jacka Inglota o upadku Imperium Rzymskiego, która płynnie zeszła na współczesną geopolitykę. Kabaret "Pod Staszkiem" był też . Te nieliczne gwiezdnowojenne prelekcje, które się odbyły, wypadały równolegle z bardziej interesującymi mnie punktami, także chyba żadnej z nich niestety nie widziałem. No, poza BotSowym konkursem, w związku z którym chciałem pozdrowić ekipę Bastionu w składzie Jenth & Kasa (równa walka była), wszystkich oponentów oraz mojego współdrużynnika. No i rzecz jasna prowadzących z BotSu za zestaw do pedicure Ludo Kressha :*. Jakoś tak jest, że na konkursach najlepiej mi idzie z przypadkowo poznanymi ludźmi .
Zajdla dostała Anna Kańtoch za opowiadanie „Duchy w maszynach” (które czytałem i moim faworytem nie było) oraz Jacek Dukaj za powieść "Król Bólu i pasikonik" (której jeszcze nie czytałem, ale leży już na półce z autografem autora ). Dukaj w moim odczuciu trochę niefajnie zaprezentował się przy odbiorze, ale mniejsza z tym. Za rok Polcon we Wrocławiu, a za dwa lata - w Toruniu.
Generalnie rzecz biorąc, Polcon 2011 był konwentem bardzo dobrym, bez jakiejś wyjątkowej iskry ale naprawdę solidnym. Pozdrawiam tych, którzy byli, na pohybel tym którym nie byli. I do następnego roku, w prastarym polskim grodzie Breslau .
BTW, jeszcze przykład, jak konwenty ryją czerep. Zaraz po powrocie, w niedzielę pod wieczór poszedłem na mszę. I omal nie zacząłem klaskać, kiedy ksiądz skończył kazanie .