Dawno nie wypowiadałem się na forum na tematy stricte gwiezdnowojenne, więc pora chociaż częściowo nadrobić zaległości. Mający niedawno premierę kolejny numer "Star Wars Komiks" to po temu doskonała okazja.
W numerze marcowym dostajemy do naszych fanowskich rąk wyjątkowo dużo, bo aż pięć (tak, pięć, nie sześć jak stoi we wstępniaku) komiksów. Dzieje się tak, bowiem aż trzy historie pochodzą miniserii o życiu i (polegającej na wyrywaniu rąk szumowinom wszelakim) twórczości Chewbaccy. Z trzech krótkich opowiastek o kolejnych ważnych epizodach z życia Chodzącego Dywanu zdecydowanie najciekawsza jest ta, w której widzimy, jak pewien młody porucznik Imperialnej Marynarki nazwiskiem Han Solo ratuje Wookieego od niechybnej śmierci.Resztę tej przypieczętowanej długiem życia znajomości doskonale znamy. Będzie ich ona wiodła przemytniczymi szlakami, od jednej Gwiazdy Śmierci do drugiej, zahaczywszy o kolejne światy i systemy, by w końcu doprowadzić ich na powierzchnię pewnej planety, w którą walnie księżyc. Miło jest patrzeć na te kadry (na których, nawiasem mówiąc, Solo nadspodziewanie mocno przypomina Harrisona Forda), by zobaczyć początek filmowo-książkowo-komiksowej przyjaźni tych dwu postaci. W opowieści trandoshańskiego łowcy nagród największe wrażenie (poza uroczo krótkimi kończynami, które odrastają mu po spotkaniu z Chewiem) robi interesujące przedstawienie klanowych waśni między uwięzionymi Wookieemi, które biorą górę nad potrzebami zbiorowości - Wookiee wspólnie są w stanie uciec z niewoli, ale ktoś musi im pokazać, że solidarność jest ważniejsza, niż zadawnione urazy. Tym kimś jest oczywiście Chewie. Trzecia z historii zapewne obudzi sentymenty u miłośników "Misji Lorda Vadera", którą drukowano przed laty w pierwszych numerach "Gwiezdne Wojny Komiks" (pamiętacie Bobka?) - ten sam rysownik i ta sama bohaterka, oszpecona łowczyni nagród. Z kadrów tego komiksu dowiemy się, skąd wzięły się jej oparzenia i niechęć do ludzi oraz jej imię. A także o wielkiej tęsknocie Chewiego za żoną Malą. Podobnie jak w przypadku innych historii publikowanych w zbiorze "Star Wars: Chewbacca", także i po tych nie należy spodziewać się nagłych zwrotów akcji i mrożących krew w żyłach pojedynków. Ten komiks to hołd twórców spod znaku SW dla postaci Chewbaccy i tak należy nań patrzeć - jako formę podsumowania losów tej postaci w uniwersum. Podsumowania, które miło się czyta i takoż ogląda (wielu rysowników sprawia, że całość ma mocno eklektyczną szatę graficzną), ale nic ponadto. Trudno te trzy opowieści oceniać wyłączywszy je z całości, ale niech i tak będzie. 6/10
Główną bohaterką drugiej opublikowanej w ostatnim historii SWK jest Aurra Sing. Z kart tego komiksu dowiemy się, u kogo początkujący łowczyni pobierała naukę zamachiwania się na prominentów i dlaczego pewien anzacki zabójca chce się jej pozbyć. Jako że komiks pochodzi z numeru promocyjnego Dark Horse`a zatytułowanego "Girls Rule!", wiadomo już, kto grał tu będzie pierwsze skrzypce, kto komu skopie tyłek i kto kogo wykiwa. Aurra jest w tej opowieści zimna, twarda i sprytna jak zazwyczaj, a w dodatku kompletnie nieczuła na awanse swego nauczyciela. Ta historyjka uczy, że lepiej nie zadzierać z twardymi babkami uzbrojonymi w broń palną i zbyt nachalnie nie zabiegać o ich względy, bo może się to dla absztyfikanta skończyć nie najlepiej A serio to mamy tu do czynienia ze średnio wciągającą opowiastką, nie oferującą czytelnikowi żadnego zaskoczenia. Jedyne co może przykuć tu uwagę na dłuższą chwilę, to kulisy działania szkoły zabójców prowadzonej przez Anzatów i retrospekcja młodzieńczych lat Aurry. Całość psują jednak paskudne rysunki.5/10
Na koniec bardzo sympatyczny Tales o tym, jak Luke i Biggs będąc w wieku gimnazjalnym postanowili chociaż na chwilę wyrwać się z Tatooine. Jedyne, co znajdowało się w ich zasięgu finansowym to rejs wycieczkowym Gallofree. Nic wielkiego, ale i tak młody Skywalker zachowuje się jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Oczywiście bieg wydarzeń sprawi, że z fotela pasażera przesiądzie się za stery, aby "save the day". Fabularnie nie jest to jakoś strasznie skomplikowana opowieść, ale ma swoje silne momenty. Scenarzyście udało zacnie oddać relacje Luke`a i Biggsa. Luke jest tu zapatrzony w bardziej obytego w tatooińskim światku Darklightera jak w obrazek. Największe wrażenie robią jednak ostatnie kadry, gdzie widzimy Luke powracającego na farmę i do szarego życia. Mimo że udało mu się zostać bohaterem nie jest szczęśliwy. Myśli, że na zawsze utknął na galaktycznym zadupiu, z którego nigdy nie uda mu się wyrwać. Końcówka jest na swój sposób naprawdę przejmująca. Obraz całości psują rysunki. Może komuś przypadną do gustu te mangoidalne oczęta, ale ja się do tego grona nie zaliczam. Ocena? 6/10
Reasumując jest to jeden ze słabszych SWK. Wszystkie zamieszczone w nim komiksy trzymają ten sam średni poziom. Nie są wyjątkowo nieudane, raczej nie ma w nich nic, coby skłaniało do ponownego po nie sięgnięcia. Ot, typowe przeciętniaki. I taki też jest ten numer miesięcznika - przeciętny, więc nie ma sensu więcej o nim pisać. Na szczęście za miesiąc będzie o wiele lepiej za sprawą doskonałej "Jedi: Aayli Secury".