TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Blogowisko

"Round up the usual suspects". Blog o kinie, Star Wars i nie tylko #12

Balav 2010-12-26 14:02:00

Balav

avek

Rejestracja: 2009-04-25

Ostatnia wizyta: 2016-05-27

Skąd: Oleśnica

W tym roku postanowiłem po raz pierwszy „wręczyć” swoje osobiste nagrody filmowe. Nagradzam filmy, które miałem przyjemność oglądać w mijającym roku, a które zrealizowane zostały w 2010 lub są starsze, lecz na polskich ekranach/ rynku DVD zagościły dopiero w ciągu mijających 12 miesięcy. Możliwe, że pojawi się tu za czas jakiś pewien suplement, bowiem część filmów, które chcę zobaczyć (np.”Prorok”, „Essential Killing, „Chrzest”, sequel „TRONa” ) obejrzę zapewne dopiero po 1 stycznia 2011.

ZŁOTE BALAVY 2010 – edycja pierwsza

[img]http://img688.imageshack.us/img688/8374/zlatyb.jpg[/img]

Część pierwsza

Dziesięć najlepszych filmów 2010:

1.Wszystko co kocham. Jacek Borcuch zabiera nas w filmową podróż w czasy, gdy w kraju zwanym przez naszych zachodnich sąsiadów uroczym mianem Volksrepublik Polen krajobraz miast i wsi zdominowały WRONy. Nie będzie to jednak dzieło rozliczeniowe lub hagiografia o dobrym opozycjoniście upadlanym przez bezdusznych esbeków. Nie. „Wszystko co kocham” to sentymentalna, niezwykle ciepła podróż w czasu młodości reżysera (rocznik 1970, toteż w fabule dodał sobie nieco lat), gdy nie liczyła się dlań polityka i szarzyzna stanu wojennego, lecz wszystko to, co kochał zamykało się triadzie: kumple - punk rock - Basia.„Wszystko co kocham” nie jest filmem pozbawionym błędów, im bliżej finału, tym dramaturgia opowiadanej przez Borcucha nieco przygasa, ponadto daje się zauważyć pewien lekki zgrzyt między tymi zdarzeniami, które reżyser i scenarzysta zarazem, zaczerpnął bezpośrednio ze swego życia, a które sprawiają wrażenie podkolorowanych na potrzeby fabuły, no i mamy tu wielki błąd obsadowy w postaci Olgi Frycz, która poległa na całej linii; jej postać jest niedookreślona, to tylko żywy pretekst dla emocjonalnego dojrzewania głównego bohatera (wina leży tu po części oczywiście w konstrukcji scenariusza). Boczarska w „Różyczce” udowadnia, że ze słabo napisanej postaci można wykrzesać ciekawego bohatera – Frycz zabrakło doświadczenia lub talentu. Jednakże najlepszy film roku nie musi być pozbawiony wad, nie chodzi bowiem o to, aby nagradzać dzieła tak perfekcyjne, jakby zrealizował je robot. Najistotniejsze są emocje pozostające w widzu po zapaleniu się świateł na sali kinowej i wrażenie, jakie towarzyszy ci po seansie. „Wszystko co kocham” jest istnym emocjonalnym wulkanem. Po wyjściu z kina trzęsły mi się ręce, w głowie kołatał się refren „Ku przyszłości” Dezertera, miałem ochotę klęknąć i bić pokłony przed Borcuchem. A one należą mu się już choćby za dialogi, które w polskim kinie są dęte i sztuczne, zwłaszcza, gdy chodzi rozmowy młodzieży (vide „Galerianki” Rosłaniec). U Borcucha peerelowskie nastolatki brzmią naturalnie i prawdziwie, zamiast deklamować podniosłe mowy, rozmawiają ze sobą „jak Polak z Polakiem”, że tak pozwolę sobie pozostać w klimacie epoki. Olbrzymia zasługa w tym młodych aktorów (Gierszał, Kościukiewicz), którzy stanęli na wysokości zadania i stworzyli głębokie i przemyślane w każdym calu kreacje (zwłaszcza Jakub Gierszał przyćmił tu będącego obecnie na fali Mateusza Kościukiewicza). Kolejny dowód na to, że polskie kino nie jest skazane na plastikowe kom-romy, żenujące komedie o wesołych gangsterach i patriotycznie napuszone widowiska historyczne oraz dowód, że młodsza generacja twórców mając odpowiedni budżet i dobrych aktorów do dyspozycji jest w stanie tworzyć dzieła oryginalne i na poziomie światowym. Bo nasz polski zaścianek nadal cierpi na kompleks Zachodu, a film Borcucha dowodzi, że nie mamy się czego wstydzić, ba! Mamy się naprawdę czym chwalić. Plus doskonała kreacja Andrzeja Chyry w roli ojca. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#422606

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=_O-rn7rWvs4

2.Autor widmo. Roman Polański wciąż w najwyższej formie. Przenosząc na celuloid powieść „The Ghost” Harrisa przygotował wzorcowy wręcz thriller polityczny o iście Hitchcockowskim klimacie, który doskonale buduje ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Alexandra Desplat – Bernard Herrmann nie powstydziłby się jej, jestem tego pewien. Z ekranu sączy się atmosfera osaczenia i inwigilacji, nikt nie jest tu tym, kim początkowo się wydaje, a pisarz mający popełnić biografię byłego premiera Wielkiej Brytanii powoli zaczyna rozumieć, że trafił w sam środek intrygi, której zasięgu nie jest nawet sobie w stanie wyobrazić. A w tle posępne krajobrazy wyspy u wybrzeży USA i deszcz. Dużo padającego deszczu (pogoda jak na Jabiim). Koncert aktorski tria McGregor-Williams-Brosnan i świadectwo kunsztu realizatorskiego Polańskiego. Od czasu „Frantica” żaden z jego filmów nie zadziałał mi tak mocno na wyobraźnię i emocje. Wkurza jedynie nachalny product placement BMW. Więcej tutaj: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#429524

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=L_AerBW0EcI

3.Samotny mężczyzna. Wysmakowany wizualnie i stylistycznie debiut reżyserski kreatora mody Toma Forda. Piękny niczym projektowane przez niego garnitury. Ekranizacja powieści Isherwooda. Obraz, który uważam za jeden z najpiękniejszych, a jednocześnie najboleśniejszych filmów o miłości i nieuchronnej stracie, która z tym uczuciem się nierozerwalnie wiąże. Jeden dzień z życia brytyjskiego profesora literatury, który w beatnikowskiej Ameryce początku lat 60. postanawia odebrać sobie życie. Pustka, którą odczuwa po stracie swego partnera, z którym był przez 16 lat, jest dlań zbyt dojmująca. Niektórzy zarzucają temu obrazowi emocjonalny chłód, ale ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Emocje malujące się na – pozornie – beznamiętnej twarzy Colina Firtha są wręcz porażające czytelne. W każdym jego grymasie, spojrzeniu, spokojnie wypowiadanym słowie czai się ból, fizyczne i mentalne cierpienie oraz tęsknota za ukochaną osobą, która już nigdy nie będzie dzieliła z nim wspólnych, codziennych chwil. Chwil, których brak powoli go zabija. To jego film. Do tej pory uważałem Firtha za aktora, który jest wzorcowym panem D`Arcy i nadaje się wyłącznie do brytyjskich kom-romów. Odszczekuję to. Colin Firth to aktor wybitny. Niecierpliwie czekam na „The King`s Speech” z jego udziałem.

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=aypyJtHzC70

4.Amerykanin. Co roku czekam na taki film. Kameralny, pojawiający się na ekranach bez większego rozgłosu, a robiący na mnie olbrzymie wrażenie. Nie zawsze taki znajduję, ale nowy obraz Antona Corbijna jest właśnie takim przypadkiem. Twórca „Control” oddaje hołd włoskiemu kinu sensacyjnemu i spaghetti westernom obsadzając George`a Clooneya w (znakomicie, w sposób wycofany zagranej) roli zawodowego zabójcy, który w cudnych krajobrazach włoskiej Abruzji przekonuje się o bezsensie swojego dotychczasowego życia. Świetne zdjęcia Martina Ruhe, nieśpieszna akcja w rytm muzyki Herberta Groenemeyera i skupienie się na emocjach. Perełka. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=467386

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=4ywmoXZwkA0

5.Agora. Alejandro Amenabara traktat o religijnym fundamentalizmie zrealizowany z rozmachem godnym hollywoodzkich widowisk historycznych w typie „Upadku Cesarstwa Rzymskiego”. To taki film, jakim w zeszłym roku był „Dystrykt 9” Blomkamppa, który w sztafażu action s-f rozliczał się rasizmem i apartheidem. W „Agorze” Amenabar poprzez losy Hypatii z Aleksandrii, która w imię nauki odmówiła chrztu i została zamęczona przez pierwszych chrześcijan, stara się powiedzieć, że ekstremizmem religijnym i przemocą, którą nieuchronnie rodzi, jest skażone każde wyznanie. A w czasach, gdy fundamentalizm rzeszom ludzi jednoznacznie kojarzy się z islamem, przypomina zadufanym w sobie ludziom Zachodu, że chrześcijanie burzący biblioteką aleksandryjską również mają na rękach krew przelaną w imię Stwórcy. Wszystko to ukazane z wielkim, jak na kino europejskie, rozmachem scenograficznym. Plus Rachel Weisz w subtelnej kreacji kobiety, która gotowa jest umrzeć za swe idee. Więcej tutaj: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#437663

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=RbuEhwselE0

6. W chmurach. Cierpki traktat o tym, co staje się z człowiekiem, który bez końca daje się wciągnąć w tryby machiny zwanej corporate America. Główny bohater – człowiek zajmujący się zawodowym zwalnianiem ludzi i wygłaszaniem mów motywacyjnych, o tym, iż w karierze przeszkadza wszelki bagaż (dom, rodzina) – to człowiek, który jest świadom, że przed samotnością i zgorzknieniem nie ma odwrotu, więc stara się, aby jego nowa asystentka nie stała się taka jak on, którego jedyną radością staje się wejście do klubu zrzeszającego ludzi, którzy najwięcej latają samolotami. Film, który więcej mówi o ludzkim wymiarze kryzysu ekonomicznego, niż niejeden poważny telewizyjny lub prasowy reportaż. „W chmurach” udowadnia, iż mainstreamowe kino amerykańskie może wypowiadać się na aktualne tematy społeczne, nie tracąc przy tym walorów artystycznych i rozrywkowych. Plus George Clooney w jednej ze swych najlepszych ról. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#437663

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=_m-Da8Tz4_E

7. Robin Hood. Ridley Scott jest specjalistą od wspaniałych widowisk, co udowadniają „Gladiator”, czy też (niesłusznie niedocenione) „Królestwo Niebieskie”. Ponownie łącząc siły z Russellem Crowe`em postanowił na nowo opowiedzieć losy Robina w Kapturze, którzy w lasach Sherwood bogatym zabierał, a biednym oddawał. Aby nie powielać schematów Scott zdecydował się opisać narodziny legendy Robina, robiąc z niego prostego łucznika na służbie u Ryszarda Lwie Serce, który kontynuując dzieło swego rodziciela stanie się duchowym ojcem Wielkiej Karty Swobód. Chociaż całość jest mocno naciągana, to nie można temu obrazowi odmówić olbrzymiej widowiskowości, rozmachu i wyśmienitej batalistyki oraz realizatorskiej perfekcji Scotta. Kino wynaleziono także właśnie po to, aby w sali kinowej dać się porwać magii takiego właśnie wspaniałego spektaklu, co my- fani SW - najlepiej wiemy. Plus Oscar Isaac w kapitalnie przerysowanej roli Jana bez Ziemi. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=325602#441673

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=KSqL9ygBCck

8. Maczeta. Roberta Rodrigueza i Ethana Maniquisa orgia kiczu, tandety, krwi, flaków i eksplozji, podczas oglądania której ani na sekundę z twarzy nie znika uśmiech. Film, w którym twórca „Desperado” zrealizował chyba wszystkie swoje filmowe fetysze i najskrytsze pragnienia. Obraz, w którym gwiazdy pokroju DeNiro i Johnsona kpią z wizerunku, Michelle Rodriguez gra taką samą rolę jak zwykle, a etatowy drugoplanowy zakapior Danny Trejo bryluje w pierwszej głównej roli w karierze. Kino klasy B zrealizowane środkami zarezerwowanymi dla kina A. Film tak absurdalnie głupi i przerysowany, że tym bardziej zachwyca. Rodriguez udowadnia, że kino autorskie nie musi oznaczać filmów poważnych i rozliczeniowych, ale też nieskrępowaną radość i zabawę kinem. Exploatation na miarę XXI wieku. Z niecierpliwością czekam na „Machete Kills” i „Machete Kills Again”. Więcej tu: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=467386

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=hIxcVzwLR1k

9. Różyczka. Film kontrowersyjny. Medialny szum związany z protestami spadkobierców Pawła Jasienicy oraz główna nagroda w Gdyni, którą część krytyki przyjęła z mocno mieszanymi uczuciami raczej nie przysłużyły się filmowi Kidawy-Błońskiego (do dziś mam dreszcze na myśl koszmaru pt. „Wirus”, który popełnił w 1995). Gdzieś w tej kotłowaninie i dociekaniu, czy film jest inspirowany losami Jasienicy (jest, to nie ulega wątpliwości), czy nie, zagubił się sam obraz. A ten jest naprawdę bardzo dobry. Zalety? Świetny montaż i przemyślane wykorzystanie materiałów archiwalnych, szczegółowo odtworzone realia schyłku „małej stabilizacji” oraz aktorstwo. Robert Więckiewicz ponownie w roli szorstkiego amanta, w której jest jak zwykle wyborny. Andrzej Seweryn gra literata Warczewskiego z manierą przedwojenną i dzięki temu udaje mu się oddać zagubienie ideowego inteligenta w kraju rządzonym przez „dyktaturę ciemniaków”. Wreszcie doskonale wypada tu Magda Boczarska w pierwszej dojrzałej (nie firmowanej przez Saramonowicza) roli. Z wybitnie źle napisanej, szeleszczącej papierem postaci tworzy intrygującą bohaterkę, która jest kimś więcej, niż tylko głupiutką trzpiotką, która szpiegując wroga ustroju ląduje w jego alkowie. Boczarska stara się jej nadać pewien ludzki rys, ukazać wątpliwości na tyle, na ile umożliwia jej to scenariusz. Wady? Słaba reżyseria i zdjęcia niczym z serialu telewizyjnego.

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=d7l_PYVmv4w

10.Skandalista George Lucas. Dziesiąta pozycja w zestawieniu „Złotych Balavów(C)” nie dlatego, iż jestem fanem SW i to zobowiązuje, wcale nie. Wybierając się na seans „People vs George Lucas” podczas wrocławskiego American Film Festival nie spodziewałem się, że ten dokument aż tak mocno mi się spodoba. Owszem, popełnia ten sam grzech, co opisany poniżej „Beats of Freedom”, tzn. chce opowiedzieć o kilku rzeczach naraz, przez co kolejne tematy traktowane są powierzchownie. Całość jednak ma szybkie tempo, jest szalenie zabawna, a reżyser nie feruje wyroków, pozostawiając to zadanie widzowi, ponadto buduje swoje dzieło na dwu poziomach. Jeden jest zrozumiały dla grona fanów SW, drugi zaś dla szerszego grona widzów, dzięki temu nie jest to film hermetyczny i skierowany tylko dla nerdów. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=463660

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=NE2x5Gmju2w

Rozczarowania:

1. Incepcja. Największy zawód tego roku. Czytając w prasie i (zwłaszcza) w sieci pochwalne peany na część najnowszego filmu Christophera Nolana zastanawiam się, czy nie mam przypadkiem spaczonego gustu, skoro ten film tak mnie rozczarował. Oczywiście jest to obraz niezwykle widowiskowy (wystarczy wspomnieć o „składającym się” Paryżu i sekwencjach hotelowych w zerowej grawitacji), perfekcyjnie zmontowany i ze świetną rolą Toma Hardy`ego. Tyle tylko, iż w moim mniemaniu to obraz oszukujący widza, obiecujący mu intelektualną zagwozdkę i tzw. „mindfuck”, a tymczasem cała głębia i tajemnica ogranicza się do tego, kiedy umiejscowione zostanie cięcie w ostatniej scenie. Poza tym jak na film o snach, to coś za mało oniryczne są owe sny. Zaś Marion Cottilard nigdy wcześniej nie grała z tak irytującą manierą. Dorzućmy do tego jeszcze oczywiste aluzje (dziewczyna projektująca labirynty zwie się Ariadna, zaś żona głównego bohatera, ma na imię Mal – franc. „zły” ) i wyjdzie nam najsłabszy film Nolana od czasu niepotrzebnego remake`u „Bezsenności”. Ogląda się to z zapartym tchem, bo całość jest efektowna jak diabli, ale po seansie pozostaje dojmujące uczucie, że w Londynie Nolan śmieje się do rozpuku i chełpi się, jak łatwo oszukał widza wciskając mu kino akcji i wmawiając, że to coś z głębią niczym Rów Mariański.

2. Alicja w krainie czarów. Tim Burton siłuje się z twórczością Lewisa Carrolla. Malownicza wizja świata „po drugiej stronie lustra”, w której niestety za dużo cukierkowatego Disneya, a za mało pokręconego Burtona. Na osłodę doskonała kreacja Heleny Bohnam Carter. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=429828#430681

3. Beats of Freedom – Zew wolności. Pomysł godny pochwały, wypowiedzi „gadających głów” niesamowicie wciągające, ale całość ewidentnie skrojona pod widza z Zachodu. Nie wiem, czy to film to wpływie polskiego rocka i punka na zmianę nastrojów w schyłkowym PRL, czy też o historii PRL z muzyką w tle. Za krótki i jedynie ślizga się po tematyce. Dla muzyki warto. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#432898

4. Wyspa tajemnic. Martin Scorsese bawi się w dreszczowiec w klimatach noir przenosząc na ekran powieść Dennisa Lehane`a . Wysmakowany wizualnie, dobrze zagrany przez tuzy kina europejskiego (Ben Kingsley, Max von Sydow) z doskonale dobraną do scen muzyką (Penderecki!). Cóż z tego, skoro cała para idzie w gwizdek. Wizualna i realizacyjna perfekcja na nic, skoro napięcia w tym nie ma żadnego, a to, czy (grany ze zblazowaną miną przez DiCaprio) bohater pozna tajemnicę tytułowej Shutter Island w miarę trwania seansu coraz bardziej przestaje mnie obchodzić. Zastanawiam się, po co tak wybitnemu reżyserowi wprawka stylistyczna, bo tylko tak należy oceniać ten film.

5. Harry Brown. Wspaniała kreacja sir Michaela Caine`a w filmie, który mógł starać się ukazać problem wzrostu przemocy wśród mieszkającej w osiedlach socjalnych brytyjskiej młodzieży. Ewentualnie mógł to być brytyjski odpowiednik „Gran Torino”. A wyszła nieudana próba podrabiana „Życzenia śmierci” Michaela Winnera. Szkoda talentu sir Michaela na takie produkcje. Patrz: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=403304#427972



Wkrótce część druga "Złotych Balavów(C) 2010", a w niej nagrody aktorskie, za reżyserię, zdjęcia, muzykę etc. Zapraszam.

LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..