Napisy końcowe przyniosły jednak więcej nowych pytań, niźli odpowiedzi na te postawione wcześniej. Tym, co najmocniej elektryzuje jest oczywiście kwestia powrotu Dartha Maula zza grobu (chyba, że pod koniec sezonu dowiemy się, że nie zginął na Naboo, jeżeli tak, to mam nadzieję, że ujrzymy go z mechanicznymi protezami a`la te ze "Starych ran"). Samego pomysłu, by powrócić do jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci z Ep. I i w uniwersum w ogóle, nie będę na razie komentował, bowiem okazać się, może to zwykła zmyłka ze strony scenarzystów. Gdyby jednak pod koniec sezonu przyszło nam jednak ujrzeć na ekranie zabrackiego Sitha, to liczę na to, iż przemówi głosem Serafinowicza.
Ten odcinek jest w moim mniemaniu szczególnym, jeśli chodzi o cały projekt TCW. Dotychczas część fanów Gwiezdnej Sagi mogło utyskiwać na zmiany, które dotykały pomniejszych postaci filmowych (vide Eeth Koth) lub tych, których historie rozbudowywano w ramach EU (chociażby przypadek Ventress sprzed ponad dwóch tygodni) dokonywanych przez ekipę Filoniego. Stąd też brała się niechęć to postaci Ahsoki Tano, przeciwko której istnieniu podawano liczne argumenty. Tym razem jednak ludzie z Lucasfilm Animation zabrali się za ważną i cieszącą się olbrzymią atencją wśród fanów postać z jednego z filmowych epizodów tworzących "twarde jądro" SW. Z "Witches of the Mist" dowiadujemy się, że Maul wychowywał się w zabrackiej kolonii na Dathomirze (niemniej uszanowano wcześniej ustalone pochodzenie rasy Zabraków z Iridonii, to cieszy), a Opress i Feral to jego bracia. Nawet jeżeli to, iż Maul przeżył starcie z Kenobim na Naboo okaże się tylko myleniem tropów przez scenarzystów, to i tak zmiany w bio Maula są spore. W moim odczucie to powinno ostatecznie przekonać część osób negatywnie nastawionych do tego serialu (jeżeli wcześniej nie kupowali argumentów dotyczących chociażby tego, że co pochodzi wprost od Lucasa, to jest kanoniczne), że stanowi on tak samo istotną część kanonu, jak Epizody, mimo że chwilami zamiast frajdy dostarcza irytacji.
A wracając do samego odcinka należy zacząć od stwierdzenia, że jest o wiele lepszy, niż poprzednik, jednak wypada słabiej od dwunastego, który emanował oniryczno-narkotycznym klimatem. Dzieje się w 3x14 wiele, ostrze mieczy świetlnych i szabli Dooku krzyżują się wielokrotnie, a Opress emanuje niszczycielskim gniewem. Jak na TCW przystało akcja toczy się szybko, Obi i Anakin w okamgnieniu rozwiązują zagadkę i od razu trafiają w sam środek wydarzeń. Sceny walk wypadły więcej niż zadowalająco. Doskonale oddano elegancję Dooku, który walczy niczym brytyjski lord postanawiający dla sportu skrzyżować ostrze ze znajomym baronem, między wizytą w klubie gentlemana a "fajfoklokiem". Doskonały kontrast ze zwalistym Opressem - osiłkiem w typie futbolisty amerykańskiego (nieodparcie kojarzy mi się z Ogre z "Revenge of the Nerds" http://www.bearotic.com/img/2009/04/donald-gibb-ogre-football-nerds.jpg ). W przeciwieństwie dp "Monster" obyło się bez chwil nudy.
Ze smaczków: pojawiają się komandosi z oddziału Delta, ale ich występ nie jest niczym więcej, niż tym, co widzieliśmy w trailerach zapowiadających sezon. Na chwilkę miga na ekranie Saessee Tiin, zaś powracająca Adi Gallia nawet się odzywa. Skoro twórcy zadali sobie trud zaprojektowania modelu postaci Tiina, to zapewne Iktotchi powróci jeszcze w serialu. Podobała mi się również dbałość o, dla wielu nieistotne, szczegóły - statek Toydarian nie ma trapu, bo i po co, skoro przedstawiciele tej rasy fruwają.
Odczucia po seansie mam całkiem pozytywne, była to jedna z lepszych trylogii w całym serialu, a cliffhanger naprawdę mnie zaintrygował, toteż jestem ciekaw dalszych losów Opressa, Ventress (jakoś przecież trzeba wytłumaczyć to, że Asajj służyła jeszcze CIS w toku wojny), a zwłaszcza tego, czy będzie ten Maul, czy nie.
7,5/10 za odcinek, i trylogię również.