Nie przypadkowo rozpoczynam recenzje trzynastego odcinka trzeciego sezonu "The Clone Wars" cytatem z kultowego "Frankensteina" Jamesa Whale`a z 1931. W drugiej części "Trylogii dathomirskiej" Siostry Nocy również tworzą bowiem monstrum. W przeciwieństwie jednak do barona Viktora von Frankensteina nie wykorzystują energii elektrycznej do przywracania życia martwej tkance, lecz korzystają ze swej magii, aby pewnego Zabraka uczynić zabójcą doskonałym.
W "Monster", który jest kolejnym z odcinków opowiadających o planie zemsty Asajj Ventress na wiarołomnym hrabim Dooku, debiutuje postać budząca u fanów mieszane uczucia - Savage Opress. Zabrak ma być darem Sióstr Nocy dla Dartha Tyranusa, a w rzeczywistości bezwolną maszyną do uśmiercana, która obróci się przeciw swemu panu i pomoże mu wyzionąć ducha. Zanim jednak Dooku otrzyma nowego speca od mokrej roboty, reklamowanego jako lepsza wersja Dartha Maula, musi zostać wybrany osobnik, na bazie które Siostry ulepią swą marionetkę.
Na poszukiwaniach odpowiedniej bazy zasadza się cały odcinek. Ventress wyrusza do zabrackiej kolonii na drugim końcu Dathomiry, by przeprowadzić krwawą selekcję. Przez większą część odcinka oglądamy zmagania kandydatów na "tego" Opressa rzezanych, kopanych, przewracanych i uśmiercanych przez Ventress, by w końcu doczekać się przemiany szlachetnego Savage`a w bezlitosnego berserkera. Niestety z większości scen przedstawiających poszukiwania zabójcy wieje nudą. Ten odcinek cierpi na zaburzenie proporcji pokazywanych wydarzeń. Sceny walk Ventress z Zabrakami na arenie początkowo ciekawią, a owszem. Są dynamiczne i - co ciekawe - jak na TCW dość brutalne, co prawda twórcy unikają epatowania obrazkami zwłok i ran, ale nietrudno domyślić się, cóż dzieje się z znikającymi nagle z kadru postaciami. Niestety im akcja na arenie trwa, tym mocniej zaczyna nużyć. Gdy Opress i Ventress zapragnęli pobawić się w parkour na wysuwających się z gruntu kamiennych blokach zacząłem się powoli irytować, że cała akcja w zasadzie drepcze w miejscu.
Odcinek nabiera rumieńców, gdy Dooku otrzymuje obiecanego mu Opressa i postanawia prezent od Sióstr przetestować. Tutaj czeka na widza kolejny zawód. Na Devaronie, gdzie udaje się Opress, nie ujrzymy niestety Devaronian, a szkoda. Ich brak nie jest jednak najpoważniejszą wadą tych sekwencji. Znów zaburzono bowiem proporcje. Opress rozprawia się z kilkoma klonami i parą Jedi broniącymi Bardzo Ważnego Obiektu Strategicznego w kilkadziesiąt sekund. Pal licho, że BWOS jest strzeżony przez garstkę obrońców - oszczędność na mocy obliczeniowej procesorów. To, co najbardziej uderza to fakt, że najpierw oglądaliśmy przez długie minuty "proces rekrutacji", ale nie dane jest nam posmakować dzieł, które wychodzą spod topora "absolwenta". No, fakt, twórcy udowadniają, że Opress jest kozakiem większym niż detektyw "Kopi" Kopinsky, bo raz dwa kładzie trupem dwóch Jedi, ale widz nie ma z tego frajdy. Liczyłem, że popatrzę sobie, jak wielkolud sieje zniszczenie, ale ludzie z Lucasfilm Animation mi tego nie umożliwili...Cóż, liczę, że w zamykającym trylogię odcinku dane mi będzie zobaczyć coś, co uzasadni sens wprowadzenia tego bohatera, bo póki co Clancy Brown marnuje swój tubalny głos na tak źle prowadzoną postać.
Póki co trylogia, do której scenariusz popełniła Katie Lucas nie jest zła, poprzedni odcinek jest bardzo dobry. Tu jednak za bardzo skupiła się na scenach wyboru przyszłego zabójcy, a całkowicie położyła resztę dramaturgii odcinka. "Monster" miał być takim TCW-owym "Full Metal Jacket", gdzie bardziej liczy się proces ulepiania żołnierza, a mniej jego frontowy żywot. Katie Lucas nie jest jednak Kubrickiem i Herrem, więc nie dała rady utrzymać napięcia. Małe plusik za rogi Opressa, które jako żywo przypominają te Maula z niekanonicznego komiksu z tomu "Visionaries"
Ocena całości? Sześć i pół oczka na dziesięć możliwych