Dla niezorientowanych: w zeszłym tygodniu we wrocławskim Heliosie miał miejsce American Film Festival - pięć dni, ogromny wybór filmów, no i tym samym olbrzymie ilości $$$ do wydania.

Link: http://www.americanfilmfestival.pl

Moją uwagę przykuła z początku retrospektywa twórczości Johna Cassavetesa. Ale na bardzo krótko, bo wtedy przemówił mój portfel, i stwierdziłem że taką retrospektywę zrobię sobie kiedyś za pomocą TV Torrent.

AFF stanowił okazję do zobaczenia wielu świetnych (lub: ponoć świetnych, bo niektórych jeszcze nie widziałem) filmów. Zainteresowały mnie: "Obywatel Kane", "Dyktator", "Bonnie i Clyde", "Dziecko Rosemary", "Przeminęło z wiatrem" czy "Casablanca".

Potem zacząłem przeglądać kalendarz projekcji dokładniej, i jak to u mnie zazwyczaj bywa, klasyka została zepchnięta w niebyt ("ee, jednak TV Torrent wspomoże") i postawiłem na filmy nowsze. Tak więc po kolei:

Środa
Dziecko Rosemary - to był mój pierwszy kontakt z tym filmem i jestem bardzo zadowolony. Nie urzekł mnie jako horror (dla mnie to nie jest horror), ale jako dramat "Dziecko..." niszczy. Jestem właśnie w trakcie zdobywania całej filmografii Polańskiego, może i z tego powstanie kiedyś notka. Ode mnie 9/10.

Czwartek
Morderca we mnie - pierwsze wrażenie: były masakryczne tłumy, na żadnym następnym seansie już tak nie było. Ludzie siedzieli nawet po bokach czy w pierwszych rzędach. Dzięki temu zrobiło się upalnie jak w saunie, ale nie narzekam... był klimat.

Wybór filmu może wydawać się dość kontrowersyjny - odpuszczenie sobie sterty klasyków dla thrillera z 2010? Jeszcze możecie sobie sprawdzić ocenę na Filmwebie - 6,0 - to nie robi dobrej reklamy, przyznaję. Na szczęście w ciągu sześciu lat zainteresowania kinem nauczyłem się jednego: nie przejmować się zdaniem innych, bo gust jest jak... wiadomo. Każdy ma swój. Taka postawa przydaje się przede wszystkim przy selekcjonowaniu horrorów - jeśliby ufać ocenom internautów, w całym gatunku są tylko dwie warte uwagi pozycje: "Lśnienie" i "Egzorcysta".

Na "The Killer Inside Me" byłem napalony odkąd tylko zobaczyłem ten trailer: http://www.youtube.com/watch?v=Oq94Nbrupk8

Widząc, że będzie wyświetlany na AFF (bo w normalnej kinowej dystrybucji go niestety nie ma), postanowiłem się na niego wybrać. I nie żałuję - film jest fantastyczny. I nie mówię tego tylko jako wieloletni fan wdzięków Jessicy Alby (chociaż wygląda w TKIM kwitnąco). Casey Affleck jako szeryf-psychopata jest fan ta sty czny, uwielbiam tego aktora od czasu "Gdzie jesteś Amando" z 2007 roku, ale w TKIM zagrał (jak na razie) rolę życia. Ta jego powolna maniera - to jest coś pięknego, idealnie pasującego do roli psychopaty. Affleck kradnie ten film, mimo że i reszta obsady jest dobra.

"Morderca we mnie" jest prowadzony w powolnej, wręcz leniwej narracji - dopasowanej do stylu bycia głównego bohatera. Wszystko ciekawie się zgrywa z klimatem lat (nie bijcie, jeśli się pomylę) 20tych XXw. Do tego mamy beznamiętne, brutalne studium psychopaty - i jego ofiar, czasem dobieranych według co najmniej zaskakującego klucza.

Film bardzo mi się podobał, spełnił moje oczekiwania i - tak jak większość sali - po seansie przyłączyłem się do oklasków. 9/10.

Piątek
Skandalista George Lucas - nie jest to obowiązek każdego fana SW, ale stwierdziłem że skoro już grają, i to tak blisko, to muszę się przejść, a nuż się dowiem czegoś ciekawego. I się dowiedziałem - film daje nową perspektywę na Lucasa, na Starą Trylogię, Nową, i pośrednio TCW i współczesne potworki (chociaż nic o nich w "Skandaliście..." nie ma, jednak film pozwala zrozumieć ich twórcę, jakoś... sympatyczniej na GLa od tego seansu patrzę). Jedno jeszcze muszę zaznaczyć: "Skandalista..." potrafi przekazywać emocje, siedząc aż czułem te nerwowe oczekiwanie na premierę "Mrocznego widma" i nadzieje w nim pokładane (mimo że sam już tego nie doświadczyłem). Uświadomiłem sobie, jak duży wpływ miał GL na życia ludzi w 77 roku - to aż przytłaczające, ale z drugiej strony fajnie było sobie pooglądać ultimate geeków z USA - przebierających się za bohaterów sagi, podporządkowujących swoje pokoje, mieszkania pod nowe gadżety. W swojej kategorii (filmy dokumentalne) - "Skandalista..." imo zasługuje na 8/10.

Sobota
Zamierzałem wybrać się na Mulholland Drive - bo chociaż nie cierpię Lyncha, a i negatywne opinie mojej dziewczyny o "Mulholland..." nie zachęcały, to stwierdziłem że zobaczyć to w kinie, i to o 22 - mogłaby być niezła psychodela. Niestety, popełniłem jeden fundamentalny błąd - założyłem, że w sobotę o 22 znajdę czas na siedzenie w kinie . Szkoda, może kiedyś nadrobię.

Niedziela
Tutaj nie było wahania, to na ten film zdecydowałem się jako pierwszy, czekałem najbardziej, i chociaż (jako jedyny z wyżej wymienionych) widziałem już kilka razy, to i tak emocje były duże.
Chodzi o mój ulubiony film. Ulubionego reżysera. Z ulubioną aktorką. I z ulubionym soundtrackiem.
Mówię oczywiście o Requiem dla snu.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie ma większego sensu pisać recenzji swojego ulubionego filmu - bo nie wyprodukowałbym tutaj nic poza stertą ochów i achów. Ograniczę się więc może do opisu całej otoczki.
Sala była tak w 3/4 pełna, nie tak jak na "Mordercy...", ale i tak: dużo ludzi. Co najlepsze, "Requiem..." było puszczane nie z DVD, a z taśmy - już jakby nie było starej i sfatygowanej, więc oglądało się to tak jak filmy z Grindhouse`a Tarantino i Rodrigueza. Ciągłe śnieżenie, dwa razy przeskoczyło kilka klatek. Co tylko nadawało klimatu.
Bardzo podobało mi się zjednoczenie z salą w uwielbieniu dla "Requiem dla snu". Już nie chodzi o to, że ludzie nie gadali, chichrali, nie jedli popcornu - jak to zazwyczaj bywa. W przypadku tych najlepszych filmów, zdarza się tak że na sali panuje absolutna cisza - przerywana tylko kaszlnięciami czy smarknięciami. Jak np. na "Incepcji" - maksymalne skupienie.
No właśnie.
Na "Reqiuem..." nikt nawet nie pokasływał.

To jest dopiero magia kina - wiedziałem czego się spodziewać, a i tak po seansie siedziałem do końca napisów jak sparaliżowany.
Ocena... tu chyba jest oczywiste. Cieszę się, że mogłem "Requiem..." zobaczyć w kinie.

Ogólnie festiwal zrobił na mnie dobre wrażenie, duży i ciekawy wybór filmów - tylko ceny mogłyby być niższe. 16 zł za bilet, lub 150 za karnet - chciałem wybrać się na kilka rzeczy więcej, niestety byłem zmuszony zrezygnować. RE 4 jeszcze nie wyszło z kin, a ja wciąż, mimo uzyskania już dwucyfrowego wyniku, nie jestem usatysfakcjonowany. Fanowskie obowiązki górą.

Czekam na następną edycję i polecam wszystkim wrocławianom