TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Blogowisko

"Round up the usual suspects". Blog o kinie, Star Wars i nie tylko #8

Balav 2010-10-22 23:44:00

Balav

avek

Rejestracja: 2009-04-25

Ostatnia wizyta: 2016-05-27

Skąd: Oleśnica

Dawno nie blogowałem, więc czas nadrobić zaległości. Ten wpis jest szczególny, ponieważ jako pierwszy łączy dwa główne tematy tego bloga: kino i Star Wars, zaś Gwiezdne wojny dziś w "Round up..." zadebiutują.

The People vs. George Lucas (Skandalista George Lucas), USA 2010, reż. Alexandre O. Phillipe

[img]http://blastr.com/assets_c/2010/03/People_vs_George_Lucas-thumb-330x489-36126.jpg[/img]

W ramach konkursu American Docs na odbywającym się właśnie we Wrocławiu American Film Festival wyświetlany jest ten wyczekiwany i głośny już na etapie produkcji film dokumentalny, w którym reżyser podjął wyzwanie nakreślenia obrazu relacji między fanami SW a (s)twórcą filmów i uniwersum, które tak hołubią. Innymi słowy o uczuciach, którymi GL`a darzymy właśnie my, udzielający się na tym portalu. O to kilka refleksji po seansie.

Film Phillipe`a wpisuje się w trend wytyczony przez twórczość Micheala Moore`a, czy też "Super Size Me" Spurlocka. To obraz, który ja nazywam fundoc - film dokumentalny, który podejmowany mniej lub bardziej poważny temat ukazuje w humorystyczny sposób. Jeżeli spojrzeć na "People vs. George Lucas" z tej perspektywy to jest to strzał w dziesiątkę - film Phillipe`a jest przezabawny. Efekt humorystyczny osiągnięto tu prostym sposobem: poprzez przemyślany dobór krążących w sieci fanfilmów i animacji (przeróbka piosenki "Moskau" niemieckiego zespołu Dschingis Khan, która leci jako tło napisów końcowych rozłożyła mnie na łopatki) oraz równie skuteczną selekcję wypowiedzi tzw. "gadających głów" (zarówno fanów, jak i osób profesjonalnie zajmujących się rozrywką; z kolei spośród środowiska "okołolucasowego" wypowiadają się tu Gary Kurtz i Kevin Rubio). Pytanie tylko, czy wybuchy śmiechu na sali to bardziej zasługa twórców wykorzystanych materiałów, czy reżysera, który je wybrał? Niemniej jednak nie da się zaprzeczyć, iż pod względem realizacyjnym jest to perełka. Począwszy od animowanej czołówki, która stanowi niejako ekstrakt całego obrazu, aż po napisy końcowe mamy tu szybkie tempo, doskonały montaż i równie dobrze jak materiały filmowe dobraną muzykę. O stronie technicznej "Skandalisty George`a Lucasa" (muszę zgodzić się panem, który wygłaszał krótkie wprowadzenie przed seansem-tłumaczenie tytułu wielce niefortunne) wypada więc mówić w samych superlatywach. Jest to również produkcja przystępna. Average Joe, który zna SW czy Indy`ego jedynie z filmów będzie ten obraz odbierał w sposób równie wyraźny, jak fan. Do fanów SW Phillippe puszcza kilkakrotnie oko, ale tak, aby atmosfera zgeekowienia nie stała się zbyt gęsta. To cut a long story short: tak powinien być nakręcony każdy fundoc. Czy jednak strona merytoryczna jest równie udana? Cóż, odpowiedź na to pytanie jest złożona.

Uczciwie trzeba przyznać jedno: to nie jest film o relacjach na linii GL-fani. Albo może inaczej: to nie jest film tylko o tychże relacjach. Stanowią bowiem one dla Phillipe`a jedynie punkt wyjścia dla rozważań głębszych. George Lucas jest tu ukazany jako twórca, który jak żaden inny na przełomie XX/XXI wieku musiał i nadal musi zmierzyć się z faktem, iż budując tak wielkie zaplecze fanów traci kontrolę nad swoją twórczością. Innymi słowy postać Flanelowca i Gwiezdna Saga to przykład rosnącego problemu współczesnej kultury popularnej, kultury obecnie coraz bardziej partycypacycjnej: czy twórca ma prawo ingerować w swoje dzieło, gdy już je napisze/namaluje/nagra/nakręci? Czy jest nadal panem swojej twórczości, czy też teraz to odbiorcy mają ostatnie słowo. Phillipe nie daje nam ostatecznej odpowiedzi. To widz ma być sędzią w każdej ze spraw, która zostaje tu poruszona (stąd prawniczy tytuł obrazu). Reżyser podsuwa nam jedynie "dowody" obrony i oskarżenia. Wyrok wydać ma widz. Czy więc Lucas ma prawo zmieniać Oryginalną Trylogię? Zdaniem fanów wypowiadających się w filmie: nie. Dowód oskarżenia: w 1988 roku GL walczył z Tedem Turnerem, który w Turner Classic Movies chciał emitować podkolorowane wersje czarno-białych klasyków. Na przesłuchaniu przez komisją senacką Lucas stwierdził, że to zamach na amerykańską kulturę. Zmieniając OT sam tego zamachu dokonuje - twierdzi "oskarżenie". "Obrona" - Turner chciał zmieniać filmy, których nie stworzył, a jedynie miał prawo je rozpowszechniać, Lucas chce zmieniać swoje dzieła, więc to nie to samo. Tak mniej więcej to w tym filmie wygląda. Tu jednak pojawia się jeden istotny zgrzyt. Otóż Phillipe w swym obrazie stara się poruszyć kilka tematów na raz, ze szkodą dla nich, ponieważ całość trwa jedynie 1,5 godziny, więc cześć kwestii potraktowano tu pobieżnie i efekcie czasami następuje prześlizgiwanie się po temacie, a widz (zwłaszcza osoba siedząca w SW, bowiem wyłapuje więcej niuansów) ma wrażenie, że tam, gdzie reżyser powinien wejść głębiej, zostaje na powierzchni. Temat nerdów SW jako ewentualnych ofiar konsumpcjonizmu zostaje jedynie zarysowany, aby natychmiast zmienić się w wątek Lucasa-artysty, którego zabił Lucas-tycoon. Należy jednak oddać tu pewną sprawiedliwość ekipie twórców, bowiem przeskoki z tematu na temat są płynne. Drugą istotną kwestią poruszaną przez Phillipe`a jest sam Lucas. Lucas, czyli kto? Twórca SW, współtwórca Indy`ego, genialny storyteller i biznesmen? A może bogacz, który doi kasę od fanów i Nową Trylogią pokazuje owym fanom środkowy palec? A może jeszcze inaczej, Lucas, samotnik, którego nie rozumie świat; człowiek, który mimo wielkiej fortuny to nadal zagubiony nastolatek z Modesto mający fioła na punkcie hot-rodów? A może wszystko po trochu? Albowiem nie jest to film o Lucasie. To dzieło o tym, jak Lucas jest postrzegany przez świadków oskarżenia i obrony, ergo przez opinię publiczną. Seans "The People vs. George Lucas" daje kapitalną możliwość ujrzenia jak w USA niejednoznaczny jest obraz GL`a, zarówno wśród fanów, którzy nie są tak jednoznacznie podzieleni jak "Mesa loves George" i "Han shot first" z plakatu, jak i wśród osób zawodowo lub naukowo zajmujących się popkulturą. Sam Lucas mówi tu niewiele, jedynie z materiałów archiwalnych, jakby siedząc na ławie oskarżonych wykrzykiwał coś bez pozwolenia do sędziego i ławników. Chyba najtrafniej podsumowuje postać Lucasa wypowiedź (bodaj) Francisa Forda Coppoli, który stwierdza, że SW to jego błogosławieństwo, bo wszedł do historii X Muzy, ale i przekleństwo , bo pozbawiło świat innych wspaniałych filmów, które mógłby później nakręcić, ale tego nie zrobił.

TPvsGL to wreszcie film o fanach. O ich oddaniu dla uniwersum, którym się interesują. I o tym, że fan to człek kapryśny, wymagający (czasami zbyt wiele), trudny w obyciu, ale w istocie całkiem w porządku. Bo mimo (w wielu przypadkach uzasadnionej) złości na George`a i tak go kochamy, mnie lub bardziej, ale jednak.

A więc jaki wyrok należy wydać w sprawie Społeczeństwo przeciwko Lucas? To temat na inny wywód, ale niewystawienie filmowi "The People vs. George Lucas" oceny 8/10 na pewno byłoby recenzencką zbrodnią.

Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=NE2x5Gmju2w

LINK
  • mnie

    Lord Sidious 2010-10-24 11:19:00

    Lord Sidious

    avek

    Rejestracja: 2001-09-05

    Ostatnia wizyta: 2024-11-23

    Skąd: Wrocław

    się chyba najbardziej podobał ten fragment z "South Parku", który doskonale opisuje Indianę Jones 4. A całość, oceniam bardzo pozytywnie, film jest zabawny i da się go spokojnie oglądać, choć trudno mi stwierdzić, czy to rzeczywiście film o fanach. Raczej o ich emocjach, to moim zdaniem było podstawowym elementem filmu. Fani są zbyt ciężkim tematem by się sprawiedliwie nimi zająć w ciągu 90. minut.

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..