Jakoś zabrakło mi chęci, aby sklecić kilka zdań na temat numeru wrześniowego, ale o wydaniu październikowym warto co nieco napisać. Zasiadając do lektury poczułem się, jakbym wsiadł do DeLoreana doktora Emmetta Browna i po przekroczeniu magicznej granicy 88 MPH przeniósł się w czasie do roku 1999, a trzymany przeze mnie w dłoniach SWK przemienił się w "Gwieznde Wojny Komiks". To nieodparte wrażenie skoku w czasie zawdzięczać należy pierwszemu z zamieszczonych w numerze komiksów, czyli Jabbie:Zdradzonemu. Powstał on w roku 1996 (tym samym Egmont odszedł - na razie jednorazowo - od zamiaru nie publikowania pozycji starszych niż sprzed 1999 na łamach SWK) i oldschoolowością aż bije po oczach. Staroszkolne są oczywiście przede wszystkim ilustracje, które reprezentują typowy styl mainstreamowego komiksu przełomu lat 80. i 90.: żywe kolory, nieco uproszczone projekty postaci, raczej brak zabawy światłocieniem. Całość jednak wygląda przejrzyście i schludnie. Także fabuła prezentuje się więcej niż dobrze. Należy podkreślić fakt, iż Jabba nie jest głównym bohaterem tej opowieści. Uwaga scenarzysty skupia się bowiem na jego twi`lekańskim majordomusie. W tej opowieści Bib Fortuna pragnie przejąć kryminalne imperium Hutta i sprowadzić na swego prycypała niewysłowione cierpienia. Za co? Ano za to, że dosyć ma już bycia sługą Jabby. Jednakże obrót spraw nieoczekiwanie jeszcze bardziej scementuje specyficzną więź między Huttem i Twi`lekiem, co oczywiście możnabyło spokojnie przewidzieć, ale kilka rozwiązań fabularnych naprawdę tu zasakuje i cieszy podczas lektury (Freckery). Nie jest to tytuł, który po lekturze na lata zapadnie w pamięci fana, ale na pewno jego lektura nie jest czasem zmarnowanym. Oceniam więc "Zdradzonego" na 8/10 (7 punktów za sam komiks, zaś jeden dodatkowy za wspaniałe odczucie bycia młodszym o prawie dziesięc lat, jakie udziela się podczas czytania).
W pamięci na długo zapadnie natomiast kolejny komiks z numeru, kolejna pozycja z fenomenalnego "Visionaries", która zawitała w SWK. Może jest to najmniej awangardowy spośród tych, które znalazły się w tym tomie, ale na pewno jeden z najbardziej przemujących. Oto syn pewnej bardzo istotnej dla Sojuszu osoby odbywa służbę na Hoth i pisze list do swej matki. Czynność ową przerywa atak sił imperialnych - rozpoczyna się słynna bitwa, w której główny protagonista wykaże się odwagą, ale i ona nie uchroni go przed spotkaniem z przeznaczeniem. W okopie to opowieść prosta (na wojnie śmierć jest wyjątkowo egalitarna - dosięga każdego, bez oglądania się na rodzinne koligacje i bitewne zasługi), ale niezwykle przejmująca. Nic tak nie oddaje bezsensu wojny, jak ból matki po stracie syna. Sprawnie rozwija niektóre wątki poboczne z TESB (już wiemy kto wypowiedział słynny komunikat "Imperial troops have entered the base!") i łączy OT z NT (z okrętów desantowych obok AT-AT i AT-ST wyładowywane są też Turbo Tanki). Całość została przedstawiona w bajecznej oprawie graficznej. Rysunki Jeagera prezentują mój ulubiony styl komiksowy, czyli niemalże malarskie tła oraz pojazdy i fotorealistyczne twarze postaci. Aż serce rośnie, gdy czyta się SW-owy komiks, który aż kipi klimatem Oryginalnej Trylogii, udanie i w sposób niegłupi rozszerza wątek poboczny z filmu i jest tak pięknie narysowany. Zasłużona dziesiątka.
Bezimienny to z kolei (jak się okazuje) kanoniczna opowieść o tym, jak to Darth Maul zaprojektował swój lightstaff i czemu musiał to zrobić. Fabularnie nie jest to jakość specjalnie pociągające, niemniej czyta się to bez znużenia - to po prostu taki typ scenariusza, z którego trudno wykrzesać coś więcej. W istocie pozycję tą przed szybkim zapomnieniem bronią rysunki. Warstwa graficzna przywodzi raczej na myśl jakiś undergroundowy strip sieciowy, niż pozycję mainstreamową. Za wysmakowane ilustrację warto wystawić "Bezimiennemu" 6/10.
Ogółem: kolejny bardzo dobry numer, dobór komiksów przemyślany, każda pozycja ma w sobie coś, co przykuwa uwagę. No i nie zawsze w dziejach SWK pojawiał się komiks tak wybitny jak "Entrenched". Liczę też, że Egmont zacznie częściej sięgać do komiksów starszych niż te pochodzące z XXI wieku.