R-E-W-E-L-A-C-J-A!!!
Tymi oto słowy zaczynam ninejszą reckę . Bo czy można zacząć inaczej, kiedy oprócz wspaniałej zawartości w środku, można stwierdzić, iż seria ta nie obniża lotu, lecz trzyma go na równym - niezwykle wysokim poziomie? Zaślepieni nienawiścią & Rycerze cierpienia, potwierdzają, że warto wydawać te niecałe 40 zł.
Fabuła.
Tom IV jest podzielony na dwie części. Pierwsza - Zaślepieni nienawiścią, to kontynuacja wydarzeń z tomu poprzedniego. Odbywa się swoisty targ, który Adasca chce przekuć na osobisty sukces. W wyniku ogromnych zawirowań z targu nic nie wychodzi. Ta część jest niezwykle ważna dla czytelnika, gdyż ukazuje nam pogłębiające się różnice wśród Jedi. Rewanżysta Squint i Lucien, to oni w zdawkoych komentarzach są zapowiedzią nieuchronnych zawirowań w Zakonie. Mandalor, to inna bajka. To uosobienie starej siły w nowym wydaniu. Jemu nie zależy na bezzasadnych znisczeniach. Wojna ma stać się drogą do ładu wg. Mando. Rohlan wydaje się być graczem lubiącym operować z cienia . Jako gracz wydaje się mieć zawsze swojego asa w rękawie, którego użyje w dogodnym momencie. W tym całym polityczno - socjopatycznym galimatiasie jest oczywiście Zayne, Camper i Jarael. Camper by ratować Galaktykę, będzie zamierzał odkupić swoje grzechy, pozostawiając swoją młodą opiekunkę i stawiając ją na nowej drodze.
Widać w części I, że niektórzy będą starali się zarobić na wojnie, inni, tak jak Lucien, wciąż są zdeterminowani do realizacji planów. Tocząca się wojna nie będzie sprzyjała łatwej realizacji śmiałych planów, a jedynie będzie potęgować chaos.
Część druga - Rycerze cierpienia, dzieje się w trakcie inwazji Mandalorian na Taris. Tu Zayne i jego drużyna będą starać się dopomóc ruchowi oporu. Carrickowi przyjdzie w czasie tej współpracy pracować z Raaną Tey, która tak jak poprzednio Lucien, będzie starała się dokończyć masakrę. Zayne będzie także musiał się zmierzyć z nienawiścią do niego ze strony Shel - w której się podkochiwał. To oczywiście tylko jeszcze bardziej komplikuje jego sprawę.
Uczucia, one stanowią kanwę tej części, chociaż nie brak ich w poprzedniej. Niemal każdy - choć jest praktycznie sam - wykazuje ogromną potrzebę "drugiej połówki". Squint, Jarael, Zayne, Shel, a nawet (a może przede wszystkim) Lucien.
Całościowo daje się odnotować pewną tendencję. Zayne na każdym kroku udowadnia swoimi uczynkami, że nie jest tym za kogo ma go Lucien, czy też Raana. Przy bliższej znajomości przekonuje do siebie Onasiego, Gadona, no i Shel. Ukoronowaniem takiego postępowania jest jego pojedynek z Togrutanką. Znakomitym komntarzem są słowa Grypha, który mówi, że:początek spoilera "Dzieciak ratuje ludziom życie...Czy o tym wie czy nie. Czy na to zasługują, czy nie. Bez pytania...I bez zapłaty" koniec spoilera. A ja pod tymi słowami się podpisuję .
Rysunki.
Bong Dazo w większości przypadków daje radę, aczkolwiek nadmienię, że rysunki ze stron: 67, 70 - 72, wydają się słabsze od reszty. W drugiej części, mamy powrót do znamienitej formy ilustracji, znanej z poprzednich tomów. Niechcę napisać, że początek tomu, jest słabszy, lecz na pewno jakościowo odstaje od części drugiej. Może to kwastia tuszów?
Nie przychodzi mi nic innego jak wycenić tom IV 10/10. Przede wszystkim za wspaniałą fabułę - chyba najlepszą do tej pory jakie ukazały się w KotORze. Mam nadzieję, że Egmont utrzyma swoją strategię, dość częstego wydawania tej serii, bo jest po prostu genialna .