Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że ludzie są gotowi umieścić w miejscu publicznym wszystkie istotne dane osobowe. Czym są dane osobowe. Zdjęcie? Adres? Nasza szkoła lub praca? Zainteresowania? Znajomi? Osoby bliskie? Z pozoru informacje mało istotne. Internet dał nam szerokie pole manewru, a portale społecznościowe narzędzia do bycia wszędzie.
Teraz jest nawet moda, na to by mieć konto tu i tam. Każdy z portali ma przygotowaną inną ofertę dla swoich użytkowników, stron są setki, jak nie tysiące, o większości z nich nawet nie słyszeliśmy i nie usłyszymy. Taka ex-Nasza-klasa.pl była gotowa nawet zaprzestać swojej misji, jako serwisu spotkań dawnych i nowych kolegów z klas szkolnych, w imię zysku, który napędzany jest przez oglądalność i nowych userów. Wojna portali trwa, obecnie dominatorem na scenie polskiej staje się Facebook. Na świecie włada od dawna, ma ponad 500 milionów użytkowników, czyli z prostego rachunku, co 6 człowiek na ziemi zdecydował się na umieszczenie swojego zdjęcia w internecie. Do ataku przystępuje Diaspora, Yahoo też zbiera siły na kontruderzenie, ogólnie wszyscy się mobilizują przeciwko FB, zarówno w naszym kraju jak i na świecie. No ale co mogą zaoferować swoim nowym klientom? Mogą wiele, bowiem FB nie jest idealny, ale na tyle inteligentnie zbudowany, że tworzy bardzo gęstą sieć połączeń. Działa jak pułapka na każdego, kto się tam rejestruje. Dlatego, jeżeli to zrobisz, jest to równoznaczne z pogodzeniem się, że twój wizerunek będzie nieustannie wykorzystywany w różnorakiej formie. Dochodzi nawet do takich absurdów, gdzie część ciała staje się grupą ogólnego uwielbienia. NK spadła na samo dno przejmując najgorszą część użytkowników: niewierną i nie umiejącą korzystać z internetu. Portal ten wydarł ochłapy po Gronie i Fotce.pl, ale sam utracił wiarygodność. Dziesiątki tysięcy migracji są tego dowodem. W czasie boomu na portale społecznościowe taki ruch był strzałem w kolano. Obecna pozycja FB na polskim rynku jest tego dowodem, a dysonans będzie się tylko powiększał. Swoją drogą ciekawe jakby wyglądał polski internet, gdyby na początku wieku wystartował Lycos...
Tak jak pisałem, portale społecznościowe dają nam narzędzia. Nie każdy jednak umie się z nimi obchodzić i często sam robi sobie krzywdę. Przykładów są dziesiątki, przeglądając prasę często można napotkać przypadki nękania kogoś za pomocą portali społecznościowych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że rzucając jakieś oszczerstwo w często odwiedzanym miejscu wyrządza niewiarygodną szkodę osobie, w którą jest ono wycelowane. W latach 90-tych internet miał tak niewyobrażalną moc, że ludzie wierzyli we wszystko, co się w nim pojawiło. Legendarne słowa: „przeczytałem to w internecie” były jednym z najważniejszych dowodów w trakcie procesu badania autentyczności jakiejś tezy. Wtedy naginano prawdę do granic możliwości. Teraz wygląda to nieco inaczej, głownie dlatego, że dostęp do internetu jest rozpowszechniony, a interakcja czymś normalnym. To też każdy ma możliwość obrony przed atakiem. Istnieje jednak możliwość internetowego linczu, kiedy tłum ślepo podąża za populistycznym hasłem i fala wrogości zagłusza merytoryczny argument. I tu wcale nie chodzi o flame ale o nagonki, których świadkami często jesteśmy. Towarzyszą one zazwyczaj tragediom, o których mówi się w mediach. Podejrzenie, wypadek, zła opinia w gazecie lub telewizji i nagle jesteśmy zarzucani pretensjami. Nie ważne czy uzasadnionymi czy nie. Internet daje nam takie prawo a niektórzy bez namysłu z niego korzystają.
Portale społecznościowe zawijają, więc pętlę na naszej szyi i mała detonacja może doprowadzić do tego, że ta pętla zawinie się na dobre. Nasza-klasa.pl niejako wymaga podania istotnych danych do jako takiego funkcjonowania, zdjęcie nie jest obligatoryjne. Chociaż czasami fajnie zobaczyć znajomych po latach, jak się zmienili i jak im się wiedzie, gdzie mieszkają etc. Ale co w sytuacji, jak tak naprawdę nie jest to istotne, bo widujemy daną osobę codziennie na korytarzu szkolnym? Są tak zwane dane bezpieczne, których upowszechnienie nie jest niebezpieczne, dlatego że są one znane każdemu, kto jest gotów o nas zapytać. Ale najlepsze zalecenie, jakie można tutaj podać, to bycie mało gorliwym. Wypełnianie ramek jest przyjemne, aczkolwiek na dłuższą metę bardzo szkodliwe. Mistrzostwem świata jest pole „w związku z” na FB. O ile ta funkcja jest skierowana raczej do małżeństw, o tyle młodzież jej nadużywa, z czego wychodzą czasami ciekawe sytuacje. Z czasem zaczną się pojawiać coraz lepsze opcje. Kiedyś ESL było prawdziwym portalem ligowym, ale podobnie jak NK skręcili w stronę popu, chociaż ESL nigdy nie zaprzestało misji, ale poszerzyło możliwości i stało się bardziej młodzieżowe. Mi w korzystaniu z ESL tylko te nowe opcje przeszkadzały, ale dalej go używałem jak było trzeba, bez żalu.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia, umieszczanie seks fotek w internecie. O ile sw33t focie nikogo specjalnie nie bolą, o tyle pokazanie się nago to już chyba krok za daleko – przeważnie dla rodziców, którzy przypadkiem dowiadują się o działalności swojej pociechy. Z rozwojem RedTube i innych serwisów filmowo-fotograficznych dla amatorów porno zrodził się trend nagości. Z początku niszowy, jednak w dobie braku wstydu i umiaru zaczyna on osiągać apogeum. Za bardzo negatywny przykład można tutaj wskazać Stany Zjednoczone i Zjednoczone Królestwo, gdzie popularność tego typu serwisów rośnie wręcz w zastraszającym tempie. My też nie jesteśmy gorsi, Galerianki.pl robią furorę. Choć trudno zweryfikować autentyczność większości anonsów, e-prostytucja to tylko kolejny etap e-nagości. Mało osób zdaje sobie sprawę, że portalom o takim przesłaniu coraz lepiej się wiedzie. A to też przecież portale społecznościowe notabene. Nasz wygląd też jest jednym z danych osobowych, zawsze powinniśmy to pamiętać. Opisuję tutaj raczej sytuacje skrajne, ale nigdy nie wiemy gdzie znajdziemy zdjęcie naszej sąsiadki. Najgorsze jest jednak to, że dobrze przędą portale stawiające na nielegalne filmy erotyczne czy zdjęcia umieszczane bez autoryzacji osób widniejących na nich. Krótko mówiąc chodzi o miejsca do umieszczania materiałów ekspartnerów. Szczyt złego smaku, ale co zrobić. Czasami sami godzimy się na takie kroki, a później ktoś, kogo obdarzyliśmy zaufaniem, tego nadużywa i niszczy nasz świat. Po rozstaniu rozsądny wykasuje, a mściwy opublikuje.
Chcecie jakąś receptę na korzystanie z portalu społecznościowego? Ja jej nie mam, ale wierzę, że zdrowy rozsądek i zdolność przewidzenia konsekwencji swoich e-czynów nie zawiodą mnie do e-piekła. Każdy inaczej rozumie pojęcie „dobrej zabawy”, dla jednego to wciśnięcie „lubię to”, a dla innego napisanie „jesteś pojebany”. Niezbadane są bowiem ścieżki naszych myśli. Nie pozwólcie by e-przemoc się rozpowszechniała, nieważne w jakiej formie, czy to opisanej wyżej czy nieco mniej radykalnej.