Czterodniowe konwenty mają jednak coś w sobie. Zwłaszcza czwartego dnia rano . Po sześciodniowym wyjeździe, w czasie którego przyszło mi pokonać prawie 1200 km, zapiszę krótko swoje wrażenia z cieszyńskiego konwentu. Ale przed tym chciałem bez ironii pozdrowić PKP oraz firmę Bus Brothers, dzięki którym trasę Biała Podlaska - Warszawa - Katowice - Cieszyn i z powrotem udało mi się przebyć za mniej niż dziewięć dyszek :*.
Szczególnie interesujący był odcinek Katowice - Cieszyn, który przejechałem busem oznaczonym napisem "24 miejsca", do którego prawem autobusowej indukcji weszło tych osób trzydzieści parę. Cholernie zabawnie wzrasta wtedy droga hamowania i tylko dzięki sporej dozie szczęścia udało nam się dotrzeć na granicę bez wypadku. Na miejscu przywitała mnie bardzo sprawnie przygotowana akredytacja - dziesięć stanowisk z przyporządkowanymi literami nazwisk. Chyba nigdy na Polconie nie udało mi się zapisać tak szybko. W zestawie konwentowych gadżetów znalazło się między innymi sponsorowane frisbee z logo AXNu, zajdlowa antologia, zbiorek opowiadań autorów z ŚKFu oraz jakaś dziwna gra strategiczna. Noclegi zarezerwowałem sobie w szkole po czeskiej stronie, jakieś 20 minut piechotą od głównego terenu konwentu (no, jak się parę razy pobłądziło, to więcej). Do szkoły owej jeździł mniej więcej co godzinę darmowy konwentowy autobus, aczkolwiek o tym fakcie dowiedziałem się po dwukrotnym pokonaniu owej drogi. Biorąc pod uwagę skład etniczny noclegowiczów trochę zdziwił mnie fakt, że na recepcji nie siedział nikt mówiący po polsku, ale jakoś przyszło się dogadać po anglo-czesku ze śliczną Czeszką. Dostałem też na rękę bilet w formie uroczej papierowej bransoletki (której nikt potem nie sprawdzał i która wbrew moim obawom dzielnie znosiła wizyty pod prysznicem). Z ciekawostek lokalowych dodam jeszcze, że kibelki na uniwerku miały światło włączane na określony okres po czasu, po którym to rzeczone światło gasło i trzeba się było znowu pofatygować z pstryknięciem włącznika. Niezły system psychicznego niszczenia artystów .
Jeśli chodzi o kwestie programowe, to pochwalę się, że byłem na całym trzech prelekcjach bloku gwiezdnowojennego . Jakoś zawsze mi coś innego wypadało. Udało mi się zdobyć autografy Eriksona na "Ogrodach księżyca" oraz Sapkowskiego na "Maladie" (który, mam wrażenie, nieprędko pojawi się znowu na jakimś konwencie). Byłem na spotkaniach autorskich obu panów, na paru panelach (widok Orsona Scotta Carda gaszącego Sapkowskiego był po prostu bezcenny, aż się będę musiał Sagą Endera zainteresować). Nie zawiedli Grzędowicz czy Mąderek, bardzo ciekawa była dyskusja panów Orlińskiego & Podrzuckiego na temat posthumanizmu i różnych takich Gattack, trzeci raz byłem na spotkaniu z Geraldem Home`em i mimo to dowiedziałem sie czegoś nowego. O dziwo, niedziela zawierała bardzo ciekawe punkty programu i żałowałem nieco, że musiałem się zbierać w miarę wcześnie. Niestety, korzystanie z części programowej dosyć mocno utrudniał tłok w salach. Bywało, że na raz odbywały się tylko 2-3 prelekcje po polsku i na żadną nie dało się wejść. W miarę pewne uczestnictwo zapewniało pojawienie się przed salą 5-10 minut przed pełną godziną. Organizatorzy odgrażali się przez poprzedni rok, żeby kupować akredytację w przedpłacie, bo ilość miejsc jest ograniczona. Nie wiem, czy ta ilość została źle oszacowana, czy w końcu z limitu zrezygnowano, ale gdzieś został popełniony błąd. Sporą porażką od strony organizacyjnej była gala końcowa. Pomijam już dwudziestoparominutowe spóźnienie, bo takie rzeczy się zdarzają. Ale trzymanie telebimów na podglądzie z pulpitu, 501szy wyskakujący w nieodpowiednim momencie, czy szef ESFS szukający po scenie zaginionych statuetek, to już było jednak za dużo.
Generalnie rzecz biorąc, na Triconie jakoś nie czuło się tej jego Euroconowości. Pamiętam, że kiedy w 2007 roku przyjechałem do Warszawy, skala przedsięwzięcia naprawdę robiła wrażenie. Tutaj ani przez chwilę nie miałem takiego odczucia. Tricon 2010 byłby dobrym Falkonem czy Avangardą, znośnym Polconem, ale jako Eurocon rozczarowywał.
Cóż, jeżeli tylko się uda, to do zobaczenia za rok w Poznaniu .