Uwaga! W poniższej notce mogą znajdować się spoilery dotyczące książek: „Czarny Lord: Narodziny Dartha Vadera”, „Szturmowcy Śmierci”, „Opowieści z pałacu Jabby”, oraz komiksów: „Purge” „Dark Times”, „Rebellion” i „Vector”.
Intrygującym cliffhangerem skończył się mój poprzedni króciutki wpis, ale przyznaję, zrobiłem go tylko po to, żeby przyciągnąć czytelników do bloga. Otóż na koniec poprzedniego wpisu wspomniałem, że Gwiezdne Wojny nieustannie się zmieniają. I faktycznie tak jest, w różnych aspektach SW przechodziło różne zmiany. Można też ze spokojem powiedzieć, że miało różne okresy: prehistorię gdy istniały tylko filmy, pojawianie się pierwszych kreskówek pod koniec lat 80., cisza przed EU, a potem wybuch EU na początku lat 90., czy ponowne masowe objawienie się Gwiezdnych Wojen podczas Edycji Specjalnej w 1997 roku. Niestety, osobiście wszystkie te etapy przespałem. Jako fan jestem dzieckiem Nowej Trylogii, więc swoją świadomość starwarsową, w tym EU, mam dopiero od mniej więcej 2002 roku. Jednak to nic, bo zmiany w SW następują nadal, a jedną z bardziej mnie intrygujących była przemiana w 2005 roku, po „Zemście Sithów”. Po niej nic już nie było takie samo, krąg został wypełniony, obie trylogie połączyły się w jedną wspólną sagę, a dla fanów prawdopodobnie nie będzie już ważniejszego wydarzenia. Ale „Zemsta Sithów” to był przełom dla SW również pod względem widzów, do których skierowane zostały Gwiezdne Wojny, nastąpiła pewnego rodzaju zmiana tak zwanego targetu. George Lucas postanowił zakończyć swoją sagę mocnym akcentem, filmem dużo brutalniejszym niż poprzednie części. To wciąż nie jest gore, ani przemoc jak z filmów sensacyjnych, ale Epizod 3 jako jedyny film SW załapał się do amerykańskiej kategorii wiekowej PG-13, najprawdopodobniej dzięki brutalnym scenom z Rozkazu 66 i mocnemu finałowi pojedynku Skywalkera z Kenobim. To przestały być już grzeczne Gwiezdne Wojny, tu dzieci naprawdę mogły zacząć się bać, albo po raz pierwszy w życiu (niemal) ujrzeć dekapitację człowieka.
Ale co ciekawe po Lucasie na coraz więcej zaczęli też sobie pozwalać inni twórcy. Pozostaje dla mnie tajemnicą, czy to ktoś oficjalnie pozwolił im na więcej, czy to oni sami po obejrzeniu ROTSa stwierdzili, że nadszedł czas na coś mocniejszego, na pozwalanie sobie na więcej. Pierwszym przykładem tej zmiany, który najbardziej wbił mi się w pamięć, to finał pierwszego tomu komiksowych „Mrocznych Czasów”, czyli mówiąc krótko: początek spoilera kanibalizm, kanibalizm na dzieciach, nieudany ratunek rodziny Greenbarków, tak usilne pożądanie zemsty u jednego z głównych bohaterów i ogólnie rzecz biorąc ponure zakończenie. koniec spoilera Nagle okazało się, że tak zwana era Mrocznych Czasów może oznaczać nie jak dotąd – mrok z powodu braku jakichkolwiek źródeł (ponieważ wcześniej Lucas zakazał jakichkolwiek publikacji w tym okresie) – nie, nagle okazało się, że czasy mogą okazać się mroczne, bo historie będą coraz bardziej złowrogie. Po „Dark Times” zaczęło się pojawiać więcej książek i komiksów, w których bardzo istotnym składnikiem stawały się mrok (tak wielbiony ostatnio przez młodzież), przemoc, a nawet gore, którego też ostatnio nie brakuje. Ba, ostatnio mieliśmy naprawdę fascynujący najazd zombie w Gwiezdnych Wojnach: wcześniej były jakieś pojedyncze historie komiksowe, potem pojawiła się głośna książka „Szturmowcy Śmierci”, wreszcie zombie wystąpili nawet w serialu animowanym, który przecież przez ogół Prawdziwy Fanów traktowany jest jak dziecięca bzdurka. Wracając jednak do samych „Deathtroopers”, to jest ciekawy przykład, bo tam autor, na co dzień pisarz mocno związany z horrorami, pozwolił sobie na bardzo soczyste opisy, na mocno brutalną wizję Star Wars, jakiej wcześniej fan nie widział. Owszem, pojawiają się opinie, że to mało przerażający horror, a ja na pewno mogę zgodzić się, że jest to horror mało oryginalny, ale czegoś takiego w SW jeszcze nie było. Śmiem twierdzić, że przed Zemstą nigdy byśmy czegoś takiego nie ujrzeli. Inna sprawa, że za tą gwiezdnowojenną zombifikacją (news.php?10917) może stać też jeszcze ogólna popkulturowa moda na zombie, które obecnie pojawiają się niemal wszędzie, będzie nawet kinowa ekranizacja książki „Pride and Prejudice and Zombies".
Jednak najbardziej na rewolucji po „Zemście Sithów” ucierpiał Mroczny Lord Sithów Darth Vader. Kiedy ujrzeliśmy już jego przemianę, dowiedzieliśmy się o nim aż zbyt wiele, nadszedł dla autorów czas pokazywania nam drogi młodego Sitha, który - przyznaję - na początku musiał być słaby i niepewny siebie. Ale o ile można jeszcze zrozumieć pokazywanie osłabionego Vadera w pojedynczych książkach i komiksach: na początku "Czarnego Lorda" Luceno, czy w pierwszym komiksowym Purge’u, to jednak niestety obecnie pokazuje się go w słabej postaci zbyt często, przecież wciąż pojawiają się jeszcze tytuły, w których Darth Vader to łamaga, niemota, cienias i bierny poddany Imperatora, czego najbardziej bolesnym przykładem był pewnie "The Force Unleashed". Co gorsza prawie nie ma takich tytułów, które by wizję Vadera naprawiały, w których Darth byłby potężny, taki jakim go poznaliśmy w "Imperium kontratakuje". To naprawdę nieszczęśliwe.
Trudno oceniać ten umraczniający zwrot w historii powstawania SW. Z jednej strony ma on swoje plusy: świat odległej galaktyki nabiera więcej wymiarów i pozwala na coraz ciekawsze pomysły w EU. Postacie pojawiające się w książkach i komiksach mogą teraz zginąć okrutnie i nagle, w samym środku utworu, więc czytelnik wciąż musi być czujny, nigdy nie wie co tak naprawdę go czeka: być może w głowie głównego bohatera wybuchnie zainstalowany tam ładunek wybuchowy (komiksowy Rebellion), a może po prostu jedna z bohaterek zamieni się w potwora (crossover Vector). Z drugiej strony ten usilny mrok może nieco nużyć: zwrot galaktyki ku mroku i potworności coraz bardziej oddala ją od przygodowej kwintesencji Gwiezdnych Wojen, od tego co oglądaliśmy wszyscy w "Nowej nadziei", albo czytaliśmy w „Opowieściach z Pałacy Jabby”...choć nie, to nie najlepszy przykład, tam Bib Fortuna został zamieniony w mózg chodzący na pająkowatych mechanicznych odnóżach. W każdym razie trochę brak w tym wszystkim magii SW, zagadkowych światów, czy niezbadanych meandrów Mocy. A skoro o niej mowa, tylko Moc wie jaka czeka nas przyszłość, wszak kiedyś doczekamy się serialu aktorskiego, który, jak od wielu lat zapowiada producent wykonawczy Rick McCallum, ma być przede wszystkim...mroczny.