-Filmowe czarne charaktery bez ikry. Ranking subiektywny. Część druga.
Przyszła pora na kolejną cześć mojego subiektywnego quasirankingu (quasi, bowiem kolejność jest przypadkowa) najgorzej napisanych i/lub zagranych filmowych szwarcharakterów. X Muza w toku swego rozwoju obdarzyła nas masami złych "złych", toteż z ich ogromu wybrałem tylko garstkę (mam nadzieję) reprezentatywnych przykładów na to, jaki "badguy" być nie powinien. Zapraszam zatem do lektury.
doktor Hermann Gebhardt (Leszek Herdegen)- "Życie na gorąco" 1978
[img]http://www.filmbox.pl/images/aktorzy/m/9043-1704446d9ba7b238a_thumb.jpg[/img]
I oto ranking trafia na nasze rodzime podwórko za sprawą głównego antagonisty w kultowym inaczej serialu sensacyjnym Andrzeja Konica. Ten koszmarek straszył polskiego telewidza u schyłku dekady Gierka, kiedy to Polska Ludowa, po kilku latach radosnego życia za zachodnie kredyty, postanowiła dać odpór hitlerowskim rewanżystom z RFN i ich amerykańskim mocodawcom. Odpór przy pomocy serialu rozrywkowego. I tak dzielny redaktor Maj (Leszek Teleszyński z bujną koafiurą na głowie) przemierza Europę Zachodnią (plus dwie fikcyjne tropikalne republiki) w poszukiwaniu prawdy o pragnącej zawładnąć światem złowrogiej (bo zrzeszającej byłych esesmanów i inne imperialistyczne elementy antysocjalistyczne) Organizacji "W". Cały ten serial (9 odcinków) jest nudny jak flaki z olejem, ilości peerelowskiej propagandy przekraczają dopuszczalny limit na cm2 celuloidu, rażą niezamierzone elementy komiczne i kiepska realizacja (Cote d`Azur gra Bułgaria co widać). Polacy mogli przynajmniej popatrzeć sobie na (zbudowany przez kapitalistów ciemiężeniem ludu robotniczego) zachodni dobrobyt z pełnymi sklepami, nowoczesnymi samochodami i autostradami, a to wszystko w rytm udającego bondowskie klimaty motywu przewodniego, który skomponował sam "Duduś" Matuszkiewicz ( http://www.youtube.com/watch?v=dgObqbDU_d0 ). W tej całej kupie czegoś niemiłego znalazł się - niestety - Leszek Herdegen, któremu w udziale przypadło zagranie lidera "W", byłego hitlerowca dra Gebhardta. Wszyscy zapewne pamiętamy jego wybitne występy na drugim planie, czy też kreację w "Faraonie" Kawalerowicza. Zastanawiam się, czy gdyby dane było panu Leszkowie wiedzieć, iż odejdzie dwa lata po zdjęciach do "Życia..." wziąłby tę okropną rolę. W postaci Gebhardta nie ma bowiem nic do zagrania. To "bohater" szeleszczący papierem (pochodzącym zapewne z "Trybuny Ludu" i "Żołnierza Wolności")aż strach , jest zbudowany ze zlepków antyzachodniej propagandy i lęków działaczy KC przed mitycznym zagrożeniem zachodnioniemieckiego militaryzmu i chęcią odwetu na miłującej pokój Polsce Ludowej. W Gebharcie zawierają się chyba wszystkie paranoje ówczesnego kierownictwa partyjno-rządowego. To postać tak absurdalnie nieprawdziwa, że aż śmieszna. Nie dziwota, że już w roku premiery ten serial budził ogólnokrajową wesołość.
Toecutter (Hugh Keays-Byrne)- "Mad Max" 1979
[img]http://www.snurcher.com/people_pics/keays-byrne.1.jpg[/img]
Z PRL przenosimy się na Antypody. Zacznę od tego, że całą trylogię (na razie) George`a Millera o "Mad" Maxie Rockatansky`m uwielbiam. To wręcz mistrzowskie połączenie klimatów post-apo ze świetnie aranżowanymi i rejestrowanymi pościgami. Część druga ("Road Warrior") jest bardzo, bardzo dobra (sekwencja z pościgu za cysterną - cud), zaś trójka ("Beyond Thunderdome") to już inna bajka, która odeszła od wdzięcznej prostoty oryginału, ale nadal to sprawnie zrealizowane kino rozrywkowe. Ciekawe jak wypadnie "Road Fury", ale brak Mela i postawienie na 3D nie brzmi dla mnie zachęcająco. Ale wróćmy do "jedynki", która moim zdaniem jest najlepszym filmem z cyklu. Przemawia za tym kilka rzeczy:
a/ http://www.txchange.com/madmax.jpg
b/ http://www.youtube.com/watch?v=7GKP_dB3Hmw
c/ http://www.youtube.com/watch?v=N2x8RhadlpA&feature=related
d/ niesamowity klimat świata przedstawionego. Ludzkość stoi już nad przepaścią i zbliża się do wielkiej katastrofy, ale jest w niej jeszcze wiele elementów dawnego porządku, który symbolizują gliniarze z patrolu. Starają się uratować resztki znanej cywilizacji, ale jej koniec jest nieuchronny. To, co uderza w tym filmie równie mocno jak sekwencje samochodowe, to atmosfera totalnego braku nadziei.
e/ wspomniane wbijające w fotel sceny pościgów i dobry montaż. Kawał świetnie nakręconej kaskaderki, który świetnie posklejali w całość Cliff Hayes i Tony Patterson.
I tylko jedna łyżka dziegciu jest w tej wielkiej beczce miodu. To główny przeciwnik Maxa. Mowa o Toecutterze - herszcie gangu motocyklistów. Słabością tej postaci nie jest to, że jest ona wyjątkowo słabo zagrana przez urodzonego w Indiach Keays-Byrne`a. Pierwszy "Mad Max" jako całość nie jest przecież koncertem wybitnej gry aktorskiej, nawet Gibson u progu kariery gra w tym filmie na dwóch minach i grymasach. Owszem, Keays-Byrne jest w tej roli irytująco manieryczny, ale to nie przeszkadza w odbiorze tej postaci tak bardzo jak to, iż Toecutter nie pasuje w całości do tego filmu. W swej pewnej dzikości i nihilizmie o wiele lepiej pasowałby do "Wojownika szos", który rozgrywa się już the day after. Tam takich zdziczałych dziwaków było pełno. Siłą pierwszego filmu z serii jest - jak już pisałem powyżej - bardzo udanie wykreowany świat czasu przełomu. Toecutter to postać niezwykle charakterystyczna, ale za bardzo udziwniona, zbyt przerysowana i przez to kompletnie wypadająca z klimatu świata, który został wykreowany w scenariuszu i na ekranie. W ogóle "Mad Max" to według mnie cykl, który cierpi na brak ciekawego czarnego charakteru, ale postać grana przez Keays-Byrne`a wypada się w tej nijakości najgorzej.
Dziś z przyczyn tzw. niezależnych wpis krótszy niż poprzedni, ale ciąg dalszy niebawem.