Ponieważ dziś wiadomo jaki dzień, to może tak trochę poważniej. Parytet - temat, który ostatnio przewija się przez media i politykę dość często. To w takim razie pytanie do Was. Za czy przeciw. Jeśli tak/nie to dlaczego i/lub w jakiej formie.
Ja nie tyle jestem przeciwnikiem parytetu, co uważam go za bzdurę. Prawnie nie uregulujemy kwestii równości. Zwłaszcza, gdy ludzie głosują. Bo co jeśli wybraliby samych mężczyzn, mimo, że 50 % na listach to kobiety? Czy byłoby to sprawiedliwe? Moim zdaniem, to właśnie przykład podejścia do tematu od złej strony, bo nie trudno mi sobie wyobrazić listy, w których dolne miejsca zajmują kobiety, wybrane tylko po to, by lista mogła być zaakceptowana. Myślę, że nie do tego dążymy. Mało tego, parytet na listach wyborczych to początek, a co dalej? Na uczelniach - limity przyjęć? Z tym się mierzą właśnie Szwedzi. Dla mnie to bzdurne ograniczenie wolności - które wcale nie pomaga zwalczać dyskryminacji. Wręcz przeciwnie tworzy ją. I tworzy dyktat mniejszości - bo potem okaże się, że w sejmie musi się znaleźć 5 murzynów, 17 muzułmanów itp. Nie dlatego, że to wartościowi ludzie, ale dlatego, że parytet tak nakazuje. Oczywiście koloryzuję - ale właśnie w ten sposób widzę parytet. Swoją drogą wolę okręgi jednomandatowe bądź ordynację taką jaką mamy do senatu, która jest moim zdaniem najsprawiedliwsza, bo tam nie tylko głosuje się na człowieka, ale i dużo łatwiej go rozliczyć z obietnic wyborczych. A płeć, rasa, kolor skóry, narodowość, wyznanie powinno zejść na dalszy plan. Pod warunkiem, że kandydat coś sobą reprezentuje (coś, a nie partię). Mam wrażenie, że przy parytecie się o tym zapomina, a może nawet celowo chce się, byśmy zapomnieli.