Egmontowskim miesięcznikom komiksowym z "Gwiezdnymi wojnami" w tytule stuknęło 25 numerów (cóż z tego, że po drodze było- bez mała- osiem lat przerwy w wydawaniu). Z tej okazji wydawnictwo umieściło w październikowym SWK tylko dwie historie, ale jedna z nich liczy aż 48 stron. Objętość numeru skoczyła więc do 64 stron, pytanie brzmi jak jest z jakością prezentowanych komiksów?
"Resurrection" Gdzieś kiedyś spotkałem się z opinią, że to jeden z najciekawszych Talesów. Istotnie opowiadana w nim historia o pojedynku Lorda Vadera z wskrzeszonym Maulem, pojedynku którego stawką jest status ucznia u boku Imperatora ciekawość wywołuje, ale większych emocji już nie budzi. Przez kolejne strony przechodziłem bez większego entuzjazmu, a początkowe zaintrygowanie szybko ustąpiło znużeniu. Nie chodzi mi nawet o sam fakt walki byłego (martwego) i aktualnego ucznia Sidiousa. W Star Wars nie takie rzeczy jak "wskrzeszanie" zmarłych miały miejsce (przywołam tu chociażby ducha Imperatora przenoszącego się z klona na klona w "Dark Empire"). Ta opowieść miała potencjał, bo Maul i Vader to jedne z najbardziej wyrazistych postaci Sagi, niestety coś po drodze nie wyszło. Zapewne znużenie podczas lektury częściowo wywołuje fakt, iż wiemy jak ów pojedynek się zakończy, ale przede wszystkim to, że Ron Marz nie wykrzesał z tej opowieści czegoś więcej, niż tylko łupaninę i kolejne potwierdzenie, iż Vader nieustannie cierpiał z powodu wyboru, którego dokonał w 19 BBY. Największa wada tego komiksu to to, że nic z niego naprawdę nie wynika. Nie odciska piętna na dramatis personae. Vader fechtował z Maulem, coś tam wewnętrznie poprzeżywał i wrócił do swych zwyczajowych obowiązków. I co z tego? Niby komiks ten ma w sobie sporo tajemnicy, nie padają tu odpowiedzi wprost na pytania, które może zadawać sobie czytelnik (czy jest to klon Maula istotnie, czy raczej oszust? Czy Imperator wszystko ukartował?), ale jakoś nie zaciera to złego wrażenia, że pomysł po drodze od scenariusza do gotowego komiksu gdzieś wyparował (może gdyby nie skrócono tej historii z planowanego czteroczęściowego story arcu do dłuższego talesa, wypadłoby to lepiej, znalazłoby się miejsce na więcej przeżyć wewnętrznych, na bardziej przemyślane poprowadzenie postaci). Leland Chee potwierdził kanoniczność tej opowieści i IMHO szkoda, bo dorzucił do biografii Dartha Vadera totalnie niepotrzebną cegiełkę, opisującą walkę, która tak naprawdę mało mnie obchodzi. Na osłodę zostają niezłe rysunki, zwłaszcza dynamicznie ukazane ciosy i pchnięcia mieczem z potokami lawy w tle. Natomiast szepczący za plecami Lorda Vadera szturmowcy to dla mnie jakieś całkowite nieporozumienie, chociaż akceptuje fabularne wykorzystanie tego motywu. Dam 5/10.
Heart of Darkness Panowie autorzy pożyczyli sobie tytuł z genialnego opowiadania Josepha Conrada. Rzecz z cyklu małych i przyjemnych. Nic wielkiego, ale całkiem zjadliwe. Ujmujące są "malarskie" rysunki Paula Lee i Briana Hortona, stylizowane na akwarelę (z góry przepraszam specjalistów w tej dziedzinie sztuki malarskiej, jeżeli palnąłem jakieś głupstwo). Stanowią one największą zaletę tej opowiastki. Minch nie jest specjalnie interesującym bohaterem, podobnie jak jego główny adwersarz (znów: brakło zapewne miejsca na ich pogłębienie). Także opowiadana historia wydaje się poprowadzono zbyt prosto jak na opowieść o genezie silnej obecności Ciemnej Strony na Dagobah (to jest w ogóle tales z gatunku kanonicznych? wie ktoś?), niemniej czytało się to bez bólu zębów. Zmyślne, acz bez rewelacji. 5/10.
Średnia ocena za numer: 5/10.
Czekam na 14 listopada, oby było ciekawiej.