Drugi tom serii „Fate of the Jedi” to debiut w Gwiezdnych Wojnach autorki Christie Golden. Cóż, czy udany? To sprawa trudna do jednoznacznego stwierdzenia. Z pewnością należy docenić zarówno przygotowanie pisarki, poznanie świata sagi, jak i jego rozbudowę, gorzej z czymś innym, za co nie odpowiada tak bezpośrednio, z akcją.
Podstawowy problem tej części to właściwie brak samoistnej akcji. Nie ma tu właściwie niczego, czego nie można by było dołożyć do poprzedniej części. Ot Luke z Benem dalej szlajają się po galaktyce, próbując poznać dotychczas nieznane im tajniki Mocy. Cóż wątek tym razem chyba trochę mniej ciekawy niż ostatnio, acz to przecież fabularnie to znamy już z „Outcasta”. Owszem, tu fabuła nie jest tak ważna jak to jak rozwija się wszechświat, acz powiedzmy sobie wprost, daleko nie zajechaliśmy. Drugi wątek to kwestia sytuacji Jedi, Coruscant i konflikt z rządem Daali. Tym razem pani admirał już pojawia się w powieści i odgrywa znaczącą rolę, a prawdziwy zwrot dokonuje się dopiero na ostatnich stronach (zupełnie jak w „Invincible”, pozostawiając nas w niepewności. A reszta? Cóż, śmiało można było dołożyć to razem ze zwrotem do „Outcasta”. Drugą, po Daali, ważną zmianą jest to, że do wątku doczepiony zostaje Han i Leia, a o Kessel właściwie nawet się nie wspomina. Cóż, rozumiem, że Christie mogła uznać, że tamten wątek był nudny, ale mnie przez to frapuje, po co on był potrzebny i czy dalej zostanie pociągnięty w serii. Jedyne novum to trzeci wątek, Vestara i Sithowie. Choć znów przez większość czasu mamy przede wszystkim raczej informacje, niż akcję, a całość jest powiązana z serią „Lost Tribe of the Sith”. Właściwie problem tkwi w tym, że poza końcówką akcja posuwa się totalnie ślamazarnie, jakby autorka nie mogła dalej posunąć się do przodu.
Dziwi mnie też sposób w jaki pisze rozdziały. Kilka pod rząd może dotyczyć tego samego wątku, a nagle w kolejnym w połowie jest zmiana wątków i postaci, sprawia to wrażenie, jakby i rozdziały były potworzone na siłę, tylko dlatego, że tak wypada, że mają mieć zadaną długość. Bzdura oczywiście, ale myślę, że warto to zauważyć.
Ogólnie książka jest poprawnie napisana, autorka się przyłożyła do powstania i rozwinięcia świata, problemem jest tylko i wyłącznie brak akcji. Szczerze motyw w którym najlepsze rzeczy pojawiają się na koniec (nie np. od 1/3 czy ¼ powieści, byśmy widzieli, do czego dążyliśmy) i to nie jako zwieńczenie a raczej jak podane na tacy zakończenie, mi się nie podoba. Czuję się w pewien sposób oszukany. Rozumiem że Deus Ex Machina, ale wszystko ma swoje granice. Tu moim zdaniem zostały one przekroczone, byłoby o wiele lepiej, ale taki pewien niesmak pozostał.