Jako że na głównej informacja, iż pierwszy story-arc tej serii ukaże się w wydaniu TPB, a ja nie tak dawno skończyłem lekturę pierwszych pięciu zeszytów to wspomniany news zachęcił mnie do napisania kilku słów o początku Invasion. Oto i one.
Do przeczytania nowej serii komiksowej od Dark Horse`a zachęciły mnie dwie rzeczy: obiecujący preview w internecie oraz fakt, iż "Inwazja" będzie rozgrywać się w czasie wojny z Yuuzhanami. Ten drugi powód był istotniejszy. Mianowicie nie kupuję całej idei serii Nowa Era Jedi z inwazją spoza znanej galaktyki, potężnymi Yuuzhan Vongami i ich organiczną technologią. Nie wiem, jakoś to do mnie nie przemawia i tyle. Liczyłem, że te komiksy jakoś zachęca mnie do sięgnięcia po książkową NEJkę. I co? I póki co nie zachęciły, niemniej czasu przy nich spędzonych nie uważam za stracony, co więcej chętnie będę śledził dalsze wątki rodziny Galfridianów.
Pomysł, aby ukazać wojnę z YV z perspektywy rodziny królewskiej władającej jedną planetą i opisywać konflikt przez pryzmat losów Artorias i Galfridianów jest strzałem w dziesiątkę, ponieważ dostajemy niszczycielską wojnę pokazaną w mikroskali. Twórcy zdecydowali się ukazać jak niszczycielska inwazja Yuuzhan odbija się na losach jednego tylko świata, który jest wszelako odbiciem losów całej galaktyki. Pomimo nawiązań do książkowej NEJki takiemu czytelnikowi jak ja (który wiedzę o tym konflikcie, technologii i postaciach czerpie ze źródeł typu Ossus, Wookieepedia etc.) udaje się odnaleźć w realiach przedstawionych w komiksie, bowiem twórcy nawiązują do tak znanych wydarzeń jak śmierć Chewiego, żal Hana po tej stracie itd. - znając biografie tych czy innych postaci wie się, o co w tym biega, toteż "Invasion" nie wydaje się dla nieNEJkowca strasznie zagmatwana. Póki co, rzecz jasna, potem może być większa jazda. I pewnie będzie
Sama historia przedstawiona w pierwszym story-arcu jest nierówna. Losy młodego Finna Galfridiana, który szkoli się w Praxeum na Jedi, licząc, iż uda mu się połączyć z rodziną, od której rozdzieliła go wojna nie są specjalnie zajmujące. Finn to - póki co - postać jednowymiarowa i tym samym nie budząca specjalnych emocji. Te części jego wątku, które umiejscowione są na czwartym księżycu Yavina wypadają wyjątkowo nużąco, chociaż jest tu kapitalny fragment treningu z pewnym kamieniem
Znacznie lepiej wypada wątek uwięzionej na okręcie niewolniczym Vongów siostry Finna - Kaye. Wyrasta z niej kolejna heroina, niemniej twórcy ukazali jej przemianę w sposób w miarę przekonywający. Akcja na okręcie jest zwyczajnie najbardziej porywająca i ją śledzi się z największym zainteresowaniem (do czego walnie przyczynia się postać zwalistego Arbeloa). Liczę też, że w następnych zeszytach pojawi się więcej ruchu oporu na Astorias. Końcówka zeszytu #5 wiele na to wskazuje, lecz sam twist fabularny był wyjątkowo przewidywalny.
Co do warstwy wizualnej to muszę powiedzieć, iż rysunki generalnie nie wywołują wielkiego opadu szczęki, ale są czytelne i estetyczne. Jednego wszakże odmówić Wilsonowi nie mogę. Świetnie rysuje Vongów i ich organiczny "sprzęt", Miid ro`iki, światostatki, Tu-Scarty, Sgauru i inne organiczne ustrojstwa tudzież stworzenia. Wygląda to naprawdę monumentalnie. Wszystkie kadry przedstawiające śmierć, zniszczenie, ruchawkę i pożogę wypadają bardzo dobrze.
Póki co "Invasion" nie skłoniło mnie do sięgnięcia po "Wektor pierwszy", niemniej sam komiks mam zamiar czytać dalej. Historia jest ciekawa i wciągająca, chociaż czytałem lepsze starwarsowe komiksy. Za "Uchodźców" daję 7/10 i czekam na "Rescues".