Matthew Woodring Stover i jego Zdrajca, to powieść legendarna. Przeczytałem ją dopiero teraz, słysząc wcześniej tyle dobrych słów jakie padły względem tego tytułu. Podchodziłem więc do Zdrajcy, jak do książki, która musi być co najmniej inna od tego co zostało napisane dla NEJ. Ze stylem pisania Stovera miałem przyjemność zetknąć się już wcześniej; w Zemście Sithów. Trudno jednak porównywać te dwie pozycje, po za jednym aspektem, a mianowicie rozbudowaniem wątku psychologicznego głównych bohaterów. Aczkolwiek nie jest to miejsce przeznaczone na analizę porównawczą obu pozycji, tym bardziej, że należałoby uwzględnić tu Punkt przełomu, którego jeszcze nie przeczytałem .
Zdrajca zaskakuje swoją odmiennością. Kiedy czytałem kolejne rozdziały, to miałem wrażenie, że czytam typową powieść psychologiczną, o nieco psychodelicznym klimacie. Taka przynajmniej jest pierwsza część tej książki zapisana jakby w trzech aktach. Pierwsze rozdziały wydają się opowiadać jak gdyby odrealnioną historię. Namiastką rzeczywistości jest tu rozmowa Egzekutora z Mistrzem Wojennym na temat sytuacji politycznej i militarnej Galaktyki, jak i powroty myślowe Jacena ku temu co stało się od początku inwazji Vongów, aż do śmierci Anakina. Potem rozpoczyna się nieustanna dywagacja między Jacenem a Vergere. A jest ona poprowadzona w sposób zaiste wspaniały. Tu nie ma co się spodziewać licznych odpowiedzi, chociaż co rozdział. Tu pytanie goni pytanie, a młody Solo, który zawsze górował nad rodzeństwem pod względem intelektualnym, zaczyna pękać pod siłą argumentów byłej Jedi. Przepiękne są ogólne spostrzeżenia na temat Mocy i pseudo przypowieści, jak np.: te o cienioćmie. W tym rozpędzie filozoficznym nie brak tu humoru, jak na przykład podczas dywagacji na temat mrocznej natury Mocy a jej rolą w życiu drapieżnika. Środek powieści, to punkt kulminacyjny konwersacji między młodym Solo a Vergere. Przyznam się, że jakoś nie uwiodły mnie poglądy tej drugiej. Tu, forsowałbym wizję na naturę Mocy prezentowaną przez Qui-Gona z króciutkiego komiksu Życie, śmierć i Moc. Jednakże główny bohater miał prawo ulec sile tych argumentów, w chwili ogólnego zmęczenia . Same poglądy na naturę Mocy według Vergere nieco przypominają mi te, jakie miał Palpatine w RotS, co sugeruje małe powiązania . Sporo osób zauważyło, że brak tu jakiejś większej akcji. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, a powiem nawet, że większa jej ilość chyba źle wpłynęła by na całość książki. To co działo się, gdy amok Jacena dał o sobie znać w Szkółce, jak i walka w senacie, starczała w sam raz. W sumie nawet walki, nie są odarte z doktryny pewnych postaw myślowych, czy stanu psyche. To nie jest bezmyślne mordobicie, nawet w przypadku walki Gannera, którą uważam za jedną z najlepszych o jakich miałem okazję czytać. Zresztą, sam Ganner Rhysode, choć tak krótko pokazany, jest zrobiony perfekcyjnie. Postać marginalna EU, nagle rośnie w oczach i to jest piękne .
Myślę, że to jedna z najlepszych powieści SW. Wewnętrzna przemiana Jacena, tajemnicza Vergere, okutny, ale i piękny świat Vongów, jak i finał wykreowany piórem Stovera, czyta się swobodnie, lecz i z nutą pewnej refleksji. Z czystym sercem wystawiam 10/10 .