Wiem, że odkopywanie takiego tematu to archeologia zaawansowana, ale jako że nie miałem okazji napisać komentarza odnośnie części poprzednich, pomyślałem sobie że skrobnę coś tutaj.
Otóż, na wstępie zaznaczam że trylogię jako całość uwielbiam. Wręcz ubóstwiam drogę zagłady. I nie, nie przeszkadzały mi błędy techniczne typu vaapad, nie przeszkadzało mi to że Revan ukradł sporą część czasu antenowego, itd. Kotor to twór nieprzeciętny, prosta gra która stworzyła universum w universum, wprowadziła postacie (vide Revan) których ambicje, motywacje i rozwój mogłyby być inspiracją dla kolejnych książek i filmów. Więc nawiązania do Kotora witam serdecznie. Do tego sugestywne opisy świata i solidne dialogi. Transformacja głównego protagonisty od górnika do lorda sithów, przejście z kompleksów mniejszości do kompleksów wyższości . Krystalizowanie się poglądów i filozofii Bane. Liczne rozterki w ich trakcie. To wszystko doprawione bitwą o Ruusan i zniszczeniem Bractwa, - niezła uczta.
Zasada dwóch nie była o wiele gorsza. Zgrabnie poprowadzona fabuła po wybuchu bomby myśli. Trening Zannah i jej transformacja z niewinnej, zranionej dziewczynki do wyrachowanej suczy
Cały wątek eremity Darovita i zakończenie książki mocno mnie zaskoczyło.
O przy dwóch pierwszych tomach chłonąłem każdą kartę roztkliwiając się nad jej dopracowaniem, tak przy dynastii zła było już gorzej... o wiele gorzej.
Większość zalet poprzednich części zniknęła. Dwaj protagoniści jakby zatrzymali się w rozwoju i utkwili w stagnacji. Bane jest od początku przekosem z małym kryzysem wieku średniego, a Zannah jest od początku zdradliwą uczennicą (cóż za zmiana podejścia ) , która myśli jak skrócić żywot mistrza (i na ostatnich 20 stronach wpada na pomysł, że użycie jej głównego atutu nie byłoby złym pomysłem).
Wyścig zbrojeń między nimi jest główną treścią książki i w oczekiwaniu na końcową bitwę, pomijamy podświadomie inne wątki, byle jak najszybciej przejść dalej. Co wcale nie jest złe, bo pozostałe wątki są zwyczajnie denne. Raz nawet pominąłem 20 stron, tylko dlatego, by później do nich wrócić i przekonać się, że nie miałem po co wracać.
A co mamy w przystawkach ? A to przeładowaną łowczynię nagród, której "wizje" i "przeczucie" by pojawić się w najlepszym momencie, w najlepszym dla niej miejscu są moim zdaniem kiepską próbą uratowania linii fabularnej książki. Tu się wali więzienie, ona ma szansę by się wynieść i uratować, ale nie, grzecznie czeka na Bane`a, "bo takie ma przeczucie xD". Naciągane, oj naciągane...
No, ale mamy jeszcze księżną i Lucię, z których to pierwsza jest marnym zapychaczem a druga nieudaną (i wyjątkowo krótką) próbą stworzenia korespondencji ostatniego tomu z pierwszym. Ja rozumiem że Lucia jest charakterem nierealistycznie dobrodusznym, ale po wysłuchaniu darwinistycznej litanii Bane`a, spodziewała się że ten jakoś się jej odwdzięczy za pomoc ? Please...
Ktoś kiedyś powiedział, że postacie literackie można ocenić po tym jak kończą. Śmierć księżnej i Lucii była bezsensowna i naiwna, Drew wyrzucił je jak opakowanie po prezerwatywach.
A co z naszym sithowym duetem ? Bane cierpi na syndrom Palpatine`a, więc bez wysiłku zdobywa holokron jakiegoś innego przekosa i podwija rękawy. O ile sam zamysł bycie nieśmiertelnym jest dosyć fajny, to wykonanie już nie. Drew po prostu omija proces, poznania przez Bane`a rytuału i postawia czytelnika przed faktem dokonanym. Przy innych wątkach taki mechanizm miał sens, ale jestem pewien, że dodatkowe opisy rytuału trochę odświeżyły by klimat powieści. Scena spotkania Bane z tym handlarzem artefaktów w kantynie wyszła naprawdę świetnie. Szkoda że Drew nie pociągnął tego dalej.
Walka końcowa ? Ciekawa, ale trochę nielogiczna. Bane wpaja nam, że mistrz i uczeń muszą zmierzyć się jak równy z równym, tak aby zwycięzca, był zawsze potężniejszy niż pokonany (pozdrawiamy Sidiousa ). Jak równy z równym ...
A na koniec dostajemy walkę między Banem, który po zdobyciu holokronu, włamaniu się do niego, sieczce we własnej posiadłości, porwaniu, torturach, pierwszą walką przeciwko Zannah, jest de facto wyczerpany bo od 150 stron nie miał odpoczynku, a wypoczętą Zannah
Więc albo Zannah nie odrobiła pracy domowej, albo Bane jest głupcem stając do walki nieprzygotowany i w takim stanie.
Drew, nie traktuj czytelników jak idiotów
Moja Nota : 5,5/10 - Mocny średniak
Nota za całą trylogię : 9/10
+ Postać Seta (jedyna postać drugoplanowa, która autorowi wyszła)
+ Drżąca ręka
+ To nadal stary dobry Bane, więc jakiśtam klimat jest
+ Tytuł
+ Opisy niektórych walk
- cała reszta, od rozwoju postaci, miejscami nielogicznej linii fabularnej, brakach w warsztacie autora, drętwego opisu świata, jałowych dialogów zapożyczonych z "Ludzkie, Nadludzkie..." do brakującego nastroju i powoli rozkręcającej się akcji...
- zakończenie... spodziewałem się czegoś większego. Co prawda drżąca ręka zrekompensowała mi wszystkie ułomności scenariusza, ale i to nasz dobry Drew spartolił, określając w jakim stopniu Bane "przeniknął" do ciała Zannah, nie pozostawiając nam żadnego pola do spekulacji..
... szkoda bo byłbym w stanie nawet uwierzyć, że ten głęboki głos Palpiego w Ep.III, to budząca się tożsamość Bane`a