Quentin Tarantino powrócił.
Z Inglourious Basterds lub jak kto woli Bękartami Wojny...
Czekałem na ten film długo, długo, długo. Każda premiera Tarantino to dla mnie wielkie wydarzenie. Jak mógłbym opisać IB jednym zdaniem? Nie da się.
Quentin stworzył filmy cudowne i legendarne jak `Pulp Fiction` czy `Reservoir Dogs`.
Filmy bardzo dobre jak `Kill Bill` czy `Grindhouse`.
Pośredni pomiędzy dwoma powyższymi ocenami `Four Rooms` i bardzo średni w kierunku dołującego `Jackie Brown`
`My Best Friend`s Birthday` niestety do dziś nie udało mi się złapać.
Inglourious Basterds... po obejrzeniu jest mi niezmiernie trudno postawić 5, 4, 3+... ten film, kurcze, nie jest Tarantinowski. Tak to odebrałem. Czyli zaskoczony jestem mimo braku wielkich oczekiwań bo poza zarysami fabuły unikałem większości newsów czy spoilerów.
...
Strasznie ciężko mi to pisać bo niesamowicie trudno jest narzekać (chociaż normalnie mam wprawę ) na kogoś kogo postawiło się w roli Boga kinematografii. Kogoś, komu poświęca sie oddzielny ołtarzyk wśród płyt DVD, albumów, płyt z muzyką.
Zacznijmy może od fabuły.
Styl QT jak wspomniałem ubóstwiam. Nić głównego wątku, na którą nawleczone są jak korale poszczególne Chaptery. Niejednokrotnie sam Chapter mógłby być krótkim metrażem albo odcinkiem serialowym.
Tak jest i teraz: nitka to walka z nazistami (oczywiście krzywym okiem Mistrza ) a korale to poszczególne rozdziały przedstawiające nam bohaterów dramatu aż do wielkiego, płomiennego finału.
Tu pojawia się pierwszy problem mianowicie fabuła jako fabuła. Dla mnie jest (po Kill Billu chociażby)... brakuje słowa - bezpłciowa? nijaka? Pomijając naginanie faktów historycznych czy tworzenie rzeczy raczej niemożliwych do zaistnienia to finał gdzie żydowska zemsta ujawnia swoją moc w jęzorach ognia i pociskach MP40 masakrujących twarz Hitlera...
Po prostu strasznie mi się to nie podoba.
Z samych 5 rozdziałów fabularnie najwspanialszym jest 3 - German night in Paris. A reszta? 4 (Operation Kino) i 5 (Revenge of the Giant Face) to finisz do smutnego finału, 1 (Once upon a time... Nazi occupied France) to popis jednego aktora a 2... tytułowi Inglorious Basterds to całkowicie nie to co chciałem zobaczyć.
Oczywiście każdy chapter ma jakieś swoje smaczki, ale wygląda to zupełnie inaczej niż poprzednio.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Basterdach.
Co nich wiemy? Amerykanie żydowskiego pochodzenia, którzy tworzą super oddział działający na tyłach niemieckich i siejący trwogę i zemstę jak gdyby wyrwani z Ézéchiela 25:17. Pod dowództwem 2nd Lieutenant in the US Army First Special Service Force Aldo Raine`a z Maynardville w Tennessee.
Zajebiście Tarantinowskie, nieprawdaż? No właśnie. To czemu w rozdziale 2 gdzie można powiedzieć, ze poznajemy Raine`a, Donowitza i Stiglitza nie ma krótkich chociaż hitoryjek o:
Cpl. Wilhelm Wicki
PFC. Utivich
PFC Zimmerman
PFC. Hirschberg
PFC. Omar Ulmer
PFC Andy Kagan
PFC Simon Sakowitz
Czemu też poza odbiciem Donowitza nie ma żadnej akcji Basterdów? Owszem, mamy zdejmowanie skalpów i rzezanie swastyk na czole ale gdzie flaki i krew? Gdzie hektolitry krwi? Urwane kończyny?
Fabuła i Basterdzi. To już dwa wielkie byki, które mogłyby położyć film. Trzecim jest czas trwania.
Jak wiecie dla mnie filmy powyżej 120 min to niepotrzebne dłużyzny i marnowanie taśmy. Ale o.k.
PF 154
JB 154
KB2 136
2 chyba jeszcze na styk po 120.
Tylko, że tam ten czas znikał jak wódka na meczach reprezentacji. Tutaj, każdy tekst musi być wypowiedziany pieczołowicie, każda minuta nabicia fajki musi być minutą nabicia fajki itd.
Przy średniej fabule, nawet Mistrz może doprowadzić do wiercenia w fotelu.
Szczytem wszystkiego jest już motyw wyjścia The Bear Jew z ciemności w celu rozwalenia głowy Niemiaszka. Litości - miałem więcej podziwu dla kamiennej twarzy Szwaba niż zbudowanego napięcia przez 15 walnięć kijem w tunelu...
A jak słyszałem że w Cannes było jeszcze dłużej...
Fabuła, Basterdzi i dłużyzny. Film leży, ne? No właśnie.
Film ratują sceny z Christophem Waltzem i Bradem Pittem
Col. Hans Landa jest tak wspaniałym i bezlitosnym BadMotherfuckerem, że szok. Waltz powinien dostać za tą rolę Oscara.
The Jew Hunter - to jednak jest Tarantino.
Wspomniany wcześniej Aldo The Apache... dżizz, jeśli Brad nie dostanie nominacji to w tym roku będą naprawdę mocne filmy i wyśmienite role.
Jego akcent, postawa i teksty przywracały mi wiarę w sens kupienia biletu.
And the Germans, will be sickened by us. And the Germans, will talk about us. And the Germans, will fear us.
Kocham go i te fragmentu mógłbym oglądać setki razy.
Aż nie chce mi się wierzyć że BP podobno wykręcał się od udziału w IB, że nie był zadowolony z występu, że nie będzie więcej jarał i pił z Quentinem.
Ludzie!!! Jarajcie jak najwięcej jeśli maja powstawać takie role. No może QT powinien troszkę zbastować jednak
Mimo braku standardowych twarzy Mistrza warto wspomnieć o dwóch kobietach:
Melanie Laurent jako Shosanna Dreyfus/Emmanuelle Mimieux
&
Diane Kruger jako Bridget von Hammersmark.
Obie stylizowane na tamte lata wyglądają... przecudnie. Kiedyś można było naprawdę powiedzieć, że kobieta ma klasę. Obie bardzo podnoszą ocenę filmu. No i dodatkowo Shosanna to basterdowa The Bride z KBilla
Z plusów pora zawrócić na minus, czyli muzykę. Chociaż Ennio Morricone ostatecznie zrezygnował z całokształtu dowodzenia dźwiękami (zbyt krótki czas pracy o ile pamiętam) to w paru momentach słuchać jego nutę. I to jest ekstra fajne biorąc pod uwagę, że Basterdzi to indiańska wycieczka na obcym terytorium. Szkoda, że jest tego tak mało (Indian i westernowej muzyki) bo reszta soundtracka nie wpada w ucho.
A zawsze byłem mega najarany dźwiękami z dzieł QT. Może teraz tak jest bo reszta utworów pochodzi już z innych filmów. A tutaj nie pasuje?
Z minusa na plus będę kończył tym co nazywam tarantinizmem, czyli to za co pokochałem QT. I co dzięki bogu znalazło się jednak na taśmie.
Fetyszyzm stóp. Zaliczony
Fajka Landy jak u Sherlocka Holmesa. W końcu Łowca sam o sobie mówił jak o detektywie.
Skalpy przy dźwiękach Morricone.
Żonglerka językami, naprawdę cudowna, brakowało tylko jidysz.
Brak znanych twarzy, ale znane głosy - narrator S.L. Jackson i Harvey Keitel... no gdzie? Kto mi powie?
Do tego kapitalne dialogi Landy, scenki z Raine`m (rozmowa o celowości umawiania się w piwnicy czy rozmowy o i w języku włoskim czy swastykowe tatuaże ), `Stolz der Nation` czy w końcu gra w zgaduj-zgadulę:
When I went from the jungle to America, did I go by boat?
Yes.
Did I go against my will?
Yes.
On this boat ride, was I in chains?
Yes.
When I arrived in America, was I displayed in chains?
Yes!
Am I the story of the negro in America?
No.
Well, then, I must be King Kong.
Podsumowując: ciężko jest mówić źle o filmach człowieka, którego się ubóstwia. Ale to już mówiłem.
QT powiedział, że na ten film chciał nakręcić od 10 lat. Kiedyś, dawno temu pracując w wypożyczalni obejrzał `Quel maledetto treno blindato`
http://www.filmweb.pl/f116372/Bohaterowie+z+piek%C5%82a,1978
Dlatego mamy IB. Czekając 10 lat na dopieszczenie scenariusza i w ogóle współpracował z aktorami tego wspaniałego włoskiego dzieła
Udo Kier zagrał w zwiastunie "Werewolf Women of the SS" przed G:Planet Terror.
Fred Williamson wystąpił z QT w From Dusk Till Dawn.
Bo Svenson zagrał Kaznodzieję w Kill Bill: Vol.2
Tarantino dopiął swego. Zrobił wymarzony film i... złamał mi serce. Gdzieś przeczytałem recenzję, że IB to najdoroślejsze dokonanie Quentina od kiedy został reżyserem.
Kurde.
Ja nie chcę żeby on dorastał.
Ocena filmu? A guzik. Produkcji Mistrza nie oceniam, co zresztą teraz wyszło raczej na dobre.
IB kupię, na DVD, script i pewnie muzykę też. Ale czy na ołtarzyk? Chyba nie.