i to podwójna. Reaves nie wykorzystał tematu, a opis świata jest zwalony totalnie. Z jednej strony jest wątek Jaxa Pavana i on jeszcze daje radę. A raczej dawałby gdyby się na nim skupić i go rozbudować, ale dobra to się jeszcze da czytać. Drugi wątek to Typho i to jest największa porażka jaką w EU widziałem do bardzo dawna. Z prostej przyczyny, rozumiem wszystko, tylko czemu gdy przy serialu TCW wprowadza się Ahsokę czy Rottę, o których nie było wcześniej mowy (ale nie było też nic, co by mogło to wykluczyć), wszyscy plują się i bluzgają. A w tym przypadku, to właściwie należałoby Reavesa i jego edytorów złapać i wysłać na dno oceanu, zamknąć w skrzyni Davy`ego Jonesa i nie wypuszczać.
Właściwie całość sprowadza się do jednego. Sposobu przedstawiania świata SW i traktowania EU. Reaves popełnia kilka karygodnych błędów.
- Zakłada, że to co w filmach jest najważniejsze i nawet do mało znanych regionów galaktyki należy nawiązywać. (Nieszczęsne Dagobah czy gunganie rozprzestrzenieni po całej galaktyce - to irytuje i to bardzo, zwłaszcza, że robi to po raz kolejny).
- Nie zna tych filmów i się gubi w nich. Nie wiem jakim sposobem Typho może dojść do wniosku, że Padme zginęła zanim Palpatine się ogłosił (imperatorem?), chyb, że to był błąd w tekście.
- Zakłada najgorszą z możliwych rzeczy, a mianowicie, iż świat jest czarny lub biały. Imperium musi być dobre albo złe. Od razu jest złe i tym samym niebawem po ROTS wygląda jak wypisz wymaluj Imperium z czasów klasycznej trylogii. Bardzo brakowało mi tego, co zrobiła Ann C. Crispin w trylogii Hana Solo, gdzie było pokazane jak Imperium się przeobraża i stacza. Tu nagle jest MEGA złe. I to jest porażka, do której jeszcze wrócę. Dodatkowo musi wyglądać jak Imperium, czyli np. są promy Lambda - fajnie, tylko po co? Owszem to nie błąd, że występują, tylko szkoda, że nie są jednym z elementów galaktyki, a częścią systemu Imperium. To mi się nie podoba, bo to znów trzymanie się filmów w bardzo głupi sposób. To nierozwijanie się dotyczy także postaci - np. Aurry Sing (czemu już się pojawia jako Nashtah i to bez żadnego wytłumaczenia? Czemu nie można było tego zostawić niedopowiedzianym? Czy przez prawie 60 lat nie mogło się z nią zdarzyć nic, żeby nadała sobie inny przydomek, zwłaszcza po zakończeniu SoS?) Mnie bardzo irytuje głupia konstrukcja świata, a Reaves jest w niej mistrzem.
- Odwołuje się głównie do EU znanego przez siebie. Całkowicie olał serię "Last of the Jedi". Owszem ona nie jest wybitna, rzekłbym wręcz przeciwnie. Tylko ma jedną podstawową cechę, nie dość, że część z niej dzieje się na Coruscant, nie dość, że jest tam jakiś ruch oporu, jacyś Jedi to jeszcze pojawia się Typho. Gregar Typho (o imieniu Reaves niestety nie wiedział i to już jest porażka totalna). Powiem tak, byłem w stanie wybaczyć autorowi pewne niespójności wynikające z nieznajomości EU, które powstało później. Pierwszy tom pisał w roku 2005-2006. Że nie wiedział nic o TFU czy Last of the Jedi, trudno, zawalili edytorzy. Ale tu? Last of the Jedi zostało wydane w czasie pisania i to bodajże do 6 tomu... W 4 pojawił się Typho, na Naboo. I wiedział o ruchu oporu Ferusa Olina. Tu w ogóle nie tylko o tym nie wie, zresztą wynika, że nie był nawet na Naboo. Lewar totalny, bonie potrafi sprawdzić kiedy wyleciała Padme na Mustafar... I jeszcze próbuje się początek spoilera mierzyć z Lordem Vaderem, wiedząc, co potrafią Jedi i ktoś kto jest Lordem Sithów koniec spoilera. Dla mnie niestety to jest za dużo bzdur naładowanych w jednej opowieści. Zwłaszcza, że wynika z niej jedno (w połączeniu z TFU), w galaktyce są tacy debile, że nie potrafili nawet się zorganizować w Rebelię bez pomocy Imperatora i Vadera. Bo co z tego, że na Coruscant działali i Pavan i Olin, obaj władający Mocą, skoro żaden nie potrafił wyczuć drugiego? Już nawet nie chcę myśleć nic dalej w tej sprawie, bo patrząc na to, że agent Olin wielką szychą był, a Vader w tym czasie się uwziął na Pavana i wynajął łowców by go złapali, to ja po prostu się poddaję. SoS to dobry skrót, bo czytając tę książkę właśnie to mi najczęściej przychodziło do głowy. Byle ją skończyć...
- Caamas. To byłby wielki plus, gdyby to się tu wydarzyło, a nie zostało opisane via informacja z Holonetu. Choć może dzięki temu temat nie został zmarnowany i za parę lat ktoś z pomysłem do niego usiądzie.
+ Zeltronowie - to mi się podobało, odgrzebanie tej rasy.
Na mój gust, książce przydałby się BARDZO solidny lifting i praca z edytorami jeszcze przez rok. Po pierwszym tomie patrzyłem na drugi z nadzieją, ale czytając książkę SW dawno się tak nie wnerwiałem jak tu. Cały czas uważam, ze jeśli się na czymś nie zna, to lepiej dodawać nowe rzeczy tak jak robiła to Watson, która z nikim nie wchodziła w konflikty, tworząc własny świat, spójny z resztą bo wydzielony. Reaves zrobił syf, głównie dlatego, że brakuje mu zdrowego rozsądku. Nie przeczę, że to dobry autor, na pewno pisanie mu idzie całkiem sprawnie, pomimo choroby, ale po tym, co przeczytałem odmawiam mu inteligencji i mądrości. Szczerze mówiąc to już bardziej podobało mi się "True Colors", gdzie Travis nie podeszło pisanie i wymyślanie fabuły (bo też musiała pamiętać o kolejnym tomie), ale przynajmniej przedstawiając świat SW autorka wykazała się mądrością i racjonalizmem. Tu mi tego brakuje, a to mi BARDZO utrudnia odbiór. Liczyłem na mroczny kryminał, dostałem szczurzą podróbkę.
4/10 (i to jeszcze na szynach)