TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

List z wyspy Vis (opowiadanie nie-SW, oparte na faktach)

Nadiru Radena 2008-02-06 12:00:00

Nadiru Radena

avek

Rejestracja: 2004-04-02

Ostatnia wizyta: 2024-06-28

Skąd: Jugoslavija

Do tej pory wszyscy widzieliście jedynie moją starwarsową twórczość, najwyższy czas zacząć więc wstawiać także dziełka niezwiązane z naszym ukochanych uniwersum.
Poniższe opowiadanie oparte jest na faktach, a dzieje się w Jugosławii, nieistniejącym państwie, w którym się urodziłem.


List z wyspy Vis

**********

23 września 1991 roku, godzina 22.34

Niezależnie od tego czy szalał potężny sztorm, czy bezksiężycowe niebo spowijały ciężkie, burzowe chmury, Perła Dalmacji zawsze lśniła silnym blaskiem — a dzisiejszej nocy pogoda była wyjątkowo dobra. Tysiące świateł rozjaśniały białe domy Splitu i tworzyły na przybrzeżnych wodach migoczące refleksy, przypominające swoimi kształtami pełgające po falach płomyczki jakiegoś fantastycznego ognia. Lampy słynnej magistrali adriatyckiej, które ciągnęły się wzdłuż poszarpanej linii wybrzeża niczym srebrzysty wąż, dopełniały malowniczego obrazu nadmorskiego miasta przycupniętego u zboczy niewysokiego łańcucha górskiego.
Kontradmirał Jugosłowiańskiej Marynarki Wojennej, JMW, Vladimir Barović opuścił lornetkę i przetarł wierzchem dłoni zmęczone oczy. Lubił patrzeć na Split i podziwiać jego piękno; zawsze gdy wpływał do tutejszego portu, czuł się tak, jakby wpływał do swojego domu — jak gdyby był to jego rodzinny Tivat w Czarnogórze. Lecz teraz musiał spoglądać na Split inaczej, nie jak na wspaniałe, urodziwe miasto, nie jak na bezpieczną przystań, do której powracał po każdym kolejnym adriatyckim patrolu, ale jak na cel militarny, coś zgoła obcego. O tej drastycznej zmianie świadczyły dwa pióropusze siwego dymu, które dobywały się z okolic przedmieść, pusta splicka riwiera dotąd wieczorem zawsze tętniąca życiem, wreszcie łopoczące wysoko nad ruinami starożytnego pałacu Dioklecjana i wzgórzem Marjan trójkolorowe flagi z chorwacką szachownicą pośrodku. Niebiesko-biało-czerwone sztandary okraszone karmazynowymi gwiazdami powiewały już tylko na budynkach Jugosłowiańskiej Armii Ludowej i ponad kwaterą główną JMW.
— Towarzyszu admirale?
Barović spojrzał na wyczekującą twarz kapitana lekkiej fregaty typu Koni I, na mostku której obaj stali. Odłożył lornetkę i spuścił wzrok na kartkę papieru, którą od jakiegoś czasu miętosił w dłoni. Był na niej zapisany rozkaz admirała floty, który odwoływał trwającą od tygodnia blokadę wszystkich chorwackich portów. Mimo iż kontradmirał od samego początku gorąco zabiegał o jej zaniechanie, nie potrafił wykrzesać z siebie ani szczypty zadowolenia lub satysfakcji. Jeden rozkaz nie powstrzyma bratobójczych walk, które rozgorzały w Jugosławii, walk, których absurd niejako poznał od podszewki. Okręt, na którym się znajdował, zwał się bowiem tak samo, jak miasto, którego port miał blokować — „Split”. W innych warunkach uznałby to za nader zabawne; teraz mogło u niego wywołać co najwyżej sarkastyczny, gorzki uśmiech.
— Proszę odwrócić okręt — powiedział. — Blokada została zdjęta, wracamy na Vis.
Po jego słowach napięta atmosfera na mostku rozluźniła się nieco. Na licach jednego z podoficerów pojawił się nawet niewyraźny grymas ulgi, którą w mniejszym lub większym stopniu musieli odczuć wszyscy. Jeszcze niedawno w ich sercach rozkwitłaby nadzieja — teraz pozostała im już tylko ulga.
— Proszę obrać kurs na Drvenik. Po drodze musimy się uważnie przyjrzeć północnym wybrzeżom Solty, południowym Bracia i zachodnim Hvaru — poinformował kapitana i przytknął do skroni dłoń w salucie. — Jeśli będziecie mnie potrzebowali, znajdziecie mnie w mojej kajucie.
Vladimir Barović wyszedł na bakburtową nadbudówkę, ale nie od razu skierował się pod pokład. Stanął przy pancernym relingu, podparł się na nim rękami i zaczerpnął świeżego powietrza niesionego przez przyjemną adriatycką bryzę. Pól kilometra przed sobą widział światła dwóch kutrów rakietowych typu Osa, które już kierowały swoje dzioby ku południu. Po chwili blisko stumetrowy „Split” także zaczął się powoli odwracać rufą do chorwackiego miasta.
Oficer ruszył w dalszą drogę. Jego wojskowe buty wystukiwały równy rytm na stalowych płytach pokładu, a potem na schodkach. Nieliczni mijani marynarze niechętnie mu salutowali, na dwóch zmizerniałych twarzach dostrzegł z trudem skrywany niesmak, większość była jednak raczej przejęta niepewnością. Kiedy przecisnął się przez ostatni właz i legł ciężko na sfatygowanym, ale wygodnym fotelu w kabinie, z sykiem wypuścił z ust powietrze. Rzucił na pryczę czapkę, rozczesał palcami rzadkie, posiwiałe włosy i rozpiął złociste guziki swojego granatowego admiralskiego munduru.
Wyjął z bocznej szuflady miniaturowego biurka półlitrową butelkę czerwonego wina z Visu. Pociągnął jednego łyka, długo delektował się smakiem alkoholu. Mimochodem spojrzał na rozpostartą na ścianie mapę zatytułowaną: „SFR Jugosławia — 1987 rok”. Uśmiechnął się blado. Mapa od paru miesięcy była nieaktualna; Słowenia i Chorwacja ogłosiły niepodległość, nie było już starej federacji.
„Split” pływał teraz de jure po wodach terytorialnych suwerennego państwa, jednak ironią było to, że większość z jego studwudziestoosobowej załogi składała się z Chorwatów, a okręt wciąż znajdował się pod jugosłowiańską banderą. Barović czasem zastanawiał się, co wciąż trzymało tych młodych mężczyzn w marynarce, którą obecnie wielu Chorwatów określało mianem najeźdźczej — jeśli nie gorzej. Czy w opinii rodaków nie byli zdrajcami? A może wciąż wierzyli w ideę jugosłowiańskiego braterstwa? Byli bardziej Jugosłowianami, czy Chorwatami? A może nadal tego nie wiedzieli? Może, wreszcie, nie chcieli dokonywać wyboru, chcieli powrotu starej Jugosławii?
Jeszcze raz przytknął butelkę do ust.
Przedwczoraj w godzinach wieczornych przypadkiem wmieszał się do pewnego znamiennego incydentu, do którego doszło w mesie. Jovan Miljković, Serb z Kotoru, został zaczepiony przez dwóch kolegów z Istrii. W środku nie przebywał nikt oprócz nich, nie znaleźli się więc żadni świadkowie tego, jak doszło do sprzeczki, a potem obrzucania się wyzwiskami. Kiedy kontradmirał wszedł do pomieszczenia, wszyscy trzej stali mocno na nogach, czerwoni na twarzy, z podwiniętymi rękawami, gotowi do bójki. Mało brakowało, żeby rzucili się na siebie z pięściami.
— Co tu się dzieje? — spytał tak głośno, że załoganci od razu oprzytomnieli. Ustawili się w równym rządku na baczność, ale żaden nic nie powiedział; tylko pulsujące żyły na ich czołach wskazywały, jak się w ich głowach gotowało od emocji. Oficer podszedł bliżej, przyjrzał się ich ściśniętym obliczom i powtórzył jeszcze surowszym tonem: — Co to miało być?
— Miljković obraził moją matkę — powiedział w końcu pierwszy z Chorwatów, Ivan Milunić.
— Gówno prawda — parsknął Jovan pogardliwie. — Jesteś pieprzonym zdrajcą!
— Patriotą, dupku, jak nie widzisz różnicy...
— Cisza! — warknął Barović, spiorunował obu wzrokiem. — Czy tego chcecie czy nie, nadal jesteście częścią jugosłowiańskiej marynarki. Nie chcę już więcej słyszeć o tych bzdurach, rozumiecie? Rozumiecie?!
Wszyscy trzej opieszale kiwnęli głowami.
— To dobrze. Rozejść się!
Mógł się tylko domyślać o co naprawdę im chodziło, ale nie miał ani siły, ani chęci na takie rozważania. Napięcie u załogi sięgało zenitu, morale było tak niskie, że niekiedy odnosił wrażenie, że gdyby fregata wpłynęła dziś do portu w Splicie, rano nie doliczyłby się przynajmniej kilku marynarzy. Od kiedy „bałkańska beczka prochu” ponownie wybuchła, dezercje w jugosłowiańskiej armii stały się prawdziwą plagą. Na morzu sytuacja jeszcze jako tako była w porządku, a przecież czasem z okrętu uciec było łatwiej niż z oddziału lądowego, i to mimo działań zapobiegawczych dowództwa JMW, które nie przypadkiem odesłało „Split” na Vis — była to najdalej wysunięta baza marynarki na Adriatyku — sądząc, iż spora odległość od kontynentalnej Chorwacji utrzyma w ryzach wielu marynarzy.
Vladimir Barović był jednak świadomy faktu, że to nie działało w taki sposób, ale pozbył się już złudzeń. Prędzej czy później, jego załoga się zbuntuje. Nie wiedział jeszcze, czy powodem będzie próba protestu przed rozpadem Jugosławii — czy wręcz przeciwnie, pragnienie poparcia dla dążeń niepodległościowych Chorwacji.
Zakręcił nakrętkę. Zegar na ścianie obok mapy pokazywał dwudziestą trzecią.
— Czas spać — mruknął sam do siebie pod nosem.

**********

26 września 1991 roku, godzina 15.40

Wtulona w zachodnią część wyspy Vis Zatoka Komiža była dogodnym miejscem dla portu marynarki wojennej głównie z powodu naturalnych walorów defensywnych. Vladimir Barović najbardziej cenił ją jednak za jej nadzwyczajne śródziemnomorskie piękno. Piaszczyste, gdzieniegdzie skaliste brzegi opływała krystalicznie czysta, szmaragdowo-lazurowa woda, a na licznych wzniesieniach falowały, owiewane ciepłym wiatrem, soczystozielone krzewy i sosny alepskie. Nad całym tym krajobrazem dominowało wysokie na prawie sześćset metrów wzgórze Hum.
Po zejściu z pokładu „Splitu” kontradmirał bez zbędnych ceregieli skierował się do swojego gabinetu w szarym budynku, który był ulokowany kilkadziesiąt metrów od morza, wśród rzędu bezpłciowych baraków i prefabrykowanych magazynów. Był na Visie najwyższym rangą oficerem, tak więc miał przywilej zatrudniania własnej sekretarki. Niemłoda kobieta z fatalnie ostrzyżonymi włosami, Severina Jurinac, powitała go znudzonym skinieniem głowy.
— Dzień dobry, towarzyszu admirale.
— Dzień dobry, Seva. — Zatrzymał się przy jej biurku. — Masz coś nowego dla mnie?
— Proszę. — Wręczyła mu cały stos kartek piętrzących się dotąd w rogu blatu. — W większości raporty o dezercji i notki, o które pan prosił.
— Dziękuję.
Kontradmirał wkroczył do gabinetu i zamknął drzwi. Wciągnął nosem zatęchłe powietrze, skrzywił się. Rzucił papiery na swoje biurko i od razu dopadł okna, które otworzył na całą szerokość. Dopiero wtedy rozsiadł się w fotelu i zaczął przemykać oczami po zapisanych stronicach pierwszych raportów.
Miał pięć dezercji. Đuro Mohorovičić, Eduard Ostoic, Veljko Poljak, Zvonimir Radman, Marijan Vujanović — wszyscy w stopniu marynarza lub starszego marynarza, czterech Chorwatów, jeden Czarnogórzec. Kontradmirał prychnął, gdy zobaczył przy każdym nazwisku adnotację nazbyt nadgorliwego porucznika, który sporządził dokumenty: „Wniosek o nadanie listu gończego został wysłany KGJMW w Splicie”. Żaden z tych chłopaków nie zostanie złapany, dezerterzy byli na jednym z ostatnich miejsc listy problemów jugosłowiańskiego wojska, które z wolna przeistaczało się w serbsko-czarnogórską armię. Mało kto chciał walczyć przeciwko swoim braciom. Barović doskonale to rozumiał.
Bezceremonialnie wepchnął raporty do szuflady, gdzie trzymał kilkadziesiąt podobnych tekstów i zajął się notkami, które na jego polecenie dostarczali mu dowódcy różnych jednostek na całej długości wybrzeży Dalmacji.
Z każdym kolejnym przeczytanym słowem jego lica coraz bardziej szarzały, wargi zaciskały się w cienką linię, nawet oczy zatracały swój blask. Po chwili miał już dość. Ukrył w dłoniach twarz.
Było jeszcze gorzej niż myślał. Eskalacja działań wojennych przerosła jego najgorsze koszmary. Ledwo kilkadziesiąt kilometrów od Splitu, w nadmorskim Šibeniku, od pierwszego do ostatniego dnia blokady trwała regularna bitwa. Z powodu chaosu panującego w strukturach JMW do tej pory nie zdawał sobie sprawy z jej ogromu; raport kapitana Gorana Brešana — formalnie podległego innemu admirałowi — mówił o zmasowanych atakach z lądu, ziemi i powietrza, które chorwaccy obrońcy miasta w końcu odparli, odnosząc zwycięstwo. To już nie były potyczki band ultranacjonalistów, czy starcia lokalnych milicji, ale pełnowymiarowa wojna.
Jak mogło do tego dojść? Jak narody żyjące obok siebie przez ponad czterdzieści lat mogły tak zdziczeć?
Jak on sam mógł się na to godzić? Musiał — ale ostatnio dopadały go coraz większe wątpliwości, czy tak istotnie było. Nie miał żadnych wpływów w JMW, jego prośby o zachowanie zdrowego rozsądku słane do kwatery głównej nie miały siły przebicia, ale czy nie używał tego argumentu za parawan, za którym skrywał swój brak odwagi, brak zdolności postawienia się przełożonym?
Kontradmirał pokręcił głową.
Drzwi nagle zaskrzypiały. Vladimir Barović uniósł głowę, w progu stała jego sekretarka. Nie zapukała, to jej się nie zdarzało.
— Towarzyszu admirale, jest do pana... gość. — Kobieta nie za bardzo wiedziała co powiedzieć. Oficer cząstką świadomości wychwycił, że jest nieco roztrzęsiona, ale w tym momencie w ogóle o tym nie myślał. Jego głowę wciąż zaprzątały najnowsze doniesienia z nadmorskiego frontu wojny, która nigdy nie powinna była wybuchnąć.
— Niech wejdzie.
Severina odsunęła się, a na jej miejscu stanął łysiejący mężczyzna w cokolwiek zaniedbanych, cywilnych ubraniach, około sześćdziesiątki. Barović rozwarł oczy ze zdumienia, jego wargi wygięły się w szerokim uśmiechu — pierwszy raz od wielu, wielu dni.
— Ivo! — krzyknął radośnie, gwałtownie wstawszy z fotela. — Co ty tu robisz?
Ivo Petković, bo tak brzmiało jego imię, przestąpił próg gabinetu. Na jego twarzy wcale nie malowało się szczęście, raczej dotkliwe rozczarowanie. Zignorował wyciągniętą rękę kontradmirała, który mimowolnie spostrzegł, że przy biurku Severiny stali dwaj rośli, nieprzyjemnie wyglądający młodzi marynarze z naszywkami żandarmerii. Obaj przeszywali Petkovicia bacznym wzrokiem.
— Ty mi to powiedz — powiedział ozięble, prawie burknął, gość. Barović zaniepokoił się, gdy usłyszał w jego głosie nutkę boleści.
— O co ci chodzi? — Vladimir łypnął na niego, na marynarzy i z powrotem na niego. Opuścił dłoń, ściągnął lekko brwi. Ivo Petković pochodził z Kotoru, był jego przyjacielem odkąd pamiętał; razem skończyli studia, razem jeździli na wakacje, razem spędzali większość wolnego czasu. Stracił z nim kontakt niedługo po śmierci swojej żony, dwa lata temu. Teraz znienacka pojawił się w strzeżonej bazie JMW, w asyście żandarmów, i zachowywał się dziwnie, wręcz wrogo. — Coś się dzieje, Ivo? Siadaj.
Petković zawahał się chwilę, przysunął sobie krzesło i zasiadł naprzeciw starego przyjaciela. Przez kilka sekund patrzył tępo w jakiś punkt na ścianie, mełł w ustach jakieś słowa, ale nie potrafił ich wypowiedzieć.
— Jebana wojna, to się kurwa dzieje — wyrzucił z siebie ze złością, nie bawiąc się w kurtuazję. — Musiałem to zobaczyć, nie mogłem uwierzyć, że siedzisz w tym gównie. Nie ty, nie „Vlado”. Myliłem się.
— Wszyscy siedzimy w tym gównie — rzekł ostrożnie Barović, próbując wyczytać ze strutej miny przyjaciela, co go trapiło, czemu czuł w jego tonie tyle niechęci. — Wtargnąłeś na teren bazy, prawda? Czy...
— Daj sobie spokój. — Petković przewiercił go gniewnym spojrzeniem. — Jesteś takim samym skurwielem, jak ci, co zaatakowali Šibenik i Vukovar. Miałem cię za kogoś lepszego, człowieka honoru — teraz w jego głosie niezaprzeczenie pobrzmiewała wzgarda przemieszana z głębokim rozgoryczeniem.
— Czekaj, czekaj, o czym ty mówisz? — Vladimir ochłodził swój ton, pochylił się do przodu w fotelu. — Myślisz, że się godzę na to, co się dzieje? Że stoję z boku i się opieprzam? Że mi wszystko jedno?
— Jesteś w tej samej pierdolonej armii! Samo to wystarczy! — wybuchnął Petković. Żandarmi niespokojnie się poruszyli, ale Barović zupełnie nie zwracał na nich uwagi. Był zbyt oszołomiony zachowaniem przyjaciela, jego niespodziewaną agresją. — Służysz tym samym chujom, którzy mordują dzieci w Vukovarze, gwałcą kobiety i z rechotem szczają na trupy! Nasze, NASZE jugosłowiańskie dzieci i kobiety!
— Co...? — Kontradmirał zmrużył powieki. Poczuł w żołądku coś na kształt kuli lodu. — Nasze...?
— Jesteś taki sam ja oni. Inni przynajmniej mieli tyle honoru, żeby się zabić. — Prychnął. — Czetnicy byliby z ciebie dumni, Ustasze zresztą też. I wiesz co? Wstyd mi, że cię znałem.
Barović zupełnie zdębiał. Petković zrównał go z ultranacjonalistami i faszystami, z największymi zbrodniarzami w historii Bałkan. To było już za wiele. Początkowy szok błyskawicznie przerodził się w złość, a ona z kolei w furię. Policzki kontradmirała zapłonęły. Nawet nie zauważył kiedy wstał.
— Wynoś się stąd! — wrzasnął. — WYNOCHA!
Ivo poderwał się z siedzenia, zamaszyście splunął na biurko oficera i wyszedł. Marynarze niedelikatnie złapali go za ramię i wyprowadzili z budynku. Vladimir Barović nadal stał, oparty rękami na blacie, z purpurową twarzą, na której jak potworna burza kłębiły się sprzeczne, silne emocje. Zacisnął rozdygotane palce na notkach i z wściekłością podarł je na strzępy.
— Towarzyszu admirale...
— Wynocha! Won! — ryknął. Wstrząśnięta Severina oniemiała, ale po chwili z hukiem zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy Barović uświadomił sobie, że bezsensownie wyładował złość na osobie, która niczemu nie była winna, która tylko wykonywała swoja pracę. Z ogromnym wysiłkiem opanował się i z powrotem usiadł. Myśli wirowały mu w głowie tak szybko, że nie wiedział, co robić. Co się stało w Vukovarze? Do jakich potworności musiało dojść, żeby jego najlepszy przyjaciel potraktował go jak kupę gnoju? Petković oszalał — czy może mówił prawdę? Czy to wojna sprawiła? A może powinien się zastanawiać nie „czy”, tylko „jaka to wojna”? Tak, to byłoby właściwsze pytanie.
Wysunął najniższą szufladę po swojej prawej stronie i wyciągnął z niej butelkę tej samej marki wina, które trzymał na „Splicie”. Upił kilka łyków, głęboko wciągnął nosem powietrze. Ręce przestały mu drżeć, a serce znowu zaczęło bić właściwym rytmem. Uspokoił się, schował trunek. Zostawił okno otwarte i opuścił gabinet.
Severina Jurinac nawet na niego nie spojrzała, jej wzrok był skupiony na dziesiątkach różnych dokumentów, które zaścielały biurko.
— Przepraszam, Sevo, ja... — Słowa ugrzęzły mu w gardle. — Przepraszam.
— Do widzenia, towarzyszu admirale — odparła obcesowo kobieta.
Vladimir Barović otworzył usta, ale po chwili rozmyślił się i zamknął je. Teraz było bardzo łatwo o afront. Obrazić kogoś i obrazić się na kogoś, nie było z tym żadnego problemu. „To Serb, na pewno zachowuje się tak a nie inaczej, bo jestem Chorwatem” to wygodne wytłumaczenie — nie można się przecież spierać z czymś tak oczywistym. Wszyscy przegapili moment, w którym takie myślenie stało się oczywistością. Czy nie dlatego ta wojna tak szybko się rozprzestrzenia po całej Jugosławii?
Niebywale łatwo jest kogoś znienawidzić, zerwać więzi silnej przyjaźni. Sam się o tym przekonał kilka minut temu. Nietrudno było uwierzyć, że rozpad relacji między kilkoma narodami mógł doprowadzić do katastrofy. Czy to chciał mu powiedzieć Petković?
Kontradmirał JMW odwrócił się na pięcie i skierował w swoją stronę. Musiał dowiedzieć się więcej. Musiał poznać prawdę — i zmierzyć się z nią.

**********

28 września 1991 roku, godzina 22.03

...Jugoslavijo, Jugoslavijo, Jugoslavijo volim te
Divna zemljo Jugoslavijo, zemljo moja slobodna.
Jadran ko zaljubljeni dječak gleda u te
Dok s tvojih usana se čuje pjesma juga
Najljepše cvijece uvijek krasi tvoje pute
U tvojoj kosi vijenac-osam divnih boja, ko duga...

Słowa starej piosenki Terezy Kesovija płynęły z głośniczka dużego, nieporęcznego magnetofonu ustawionego na szafce nieopodal okna gabinetu i napawały coraz większą goryczą Vladimira Barovicia, który siedział nieruchomo w swoim fotelu. Prawdziwa ironia polegała na tym, że ta piosenka, o znamiennym tytule „Jugosławio, kocham cię”, śpiewana przez chorwacką wokalistkę, jeszcze dekadę temu była gorąco i z ogłuszającym aplauzem przyjmowania zarówno w Ljubljanie, jak i w Zagrzebiu oraz Belgradzie — a potem każdej kolejnej stolicy federacyjnej republiki.
Cztery pomięte kartki wysunęły się z palców jego prawej dłoni i rozleciały na wszystkie strony. W jego lewej dłoni nadal tkwiła szklaneczka, którą wypełniał płyn rzucający w świetle lampki szkarłatny poblask na gęsto zapisane stronice tekstu.
...I svaki onaj pastir s proplanka i brijega,
što ima samo tvoje nebo i svoj ponos
tvrdji od kamena, što svugdje oko njega,
on ima srce, što je spremno umrijet` za te majko.
Kad vidim Dubrovnik i dotaknem mu zide...

Dubrovnik...
Kolejny cel na liście „jugosłowiańskiej” armii. Kolejny Split, Zadar, Šibenik i Vukovar. Słyszał już wszystkie plotki: serbskie, chorwackie, nawet bośniackie. Morderstwa, gwałty, tortury, samobójstwa. Usłyszał więcej niż chciał. Ivo Petković miał rację. We wszystkim.
Musnął wargami brzeg szkła i odchylił głowę do tyłu. Po chwili postawił pustą szklankę na rozkazie ponownego zawiązania blokady dalmatyńskich portów. Tuż pod nim widniała dyrektywa, aby fregatę „Split” i jej grupę morską włączyć w skład oddziałów, które miały uderzyć na Dubrovnik.
Dla Barovicia istniało tylko jedno wyjście z tej sytuacji. W życiu nie pozostało mu już nic, co mógłby cenić. Bliscy odeszli, Jugosławia płonęła. Świat, jaki znał, ginął wraz z nią. Czy mógł jeszcze jakoś zaprotestować? Mógł, i to tak, aby to zapadło w pamięć, zmusiło kogoś do refleksji.

**********

29 września 1991 roku, godzina 6.37

Kontradmirał Vladimir Barović zaskoczył Severinę nieskazitelnie białym mundurem galowym, który włożył na siebie. Było klarownie widać, że dokładnie się ogolił, ułożył włosy i wypastował buty. Każdy element jego ubioru lśnił w promieniach wschodzącego słońca wlewającego się do budynku przez okno.
Nie przywitał się ze swoją sekretarką, po prostu z marszu wkroczył do gabinetu i zamknął drzwi. Wysprzątał biurko ze zbędnych przedmiotów i dokumentów, poprawił miniaturkę jugosłowiańskiej flagi, która tkwiła obok telefonu. Dopiero wówczas usadowił się na fotelu.
Położył przed sobą czystą kartkę papieru. Zastanowił się moment. Wziął czarny długopis i przez parę minut notował coś starannym, lekko pochyłym pismem. Po chwili odłożył pisak, przeczytał w myślach napisany przez siebie tekst, kiwnął lekko głową w aprobacie.
Otworzył szufladę po swojej lewej stronie. Na jej dnie widniało czarne pudełko. Otworzył je, wyjął zawartość i zważył ją w dłoni.
— Sami sobie zgotowaliśmy ten los, co staruszku?
Prychnął, odbezpieczył niewielki, srebrzysty pistolet. Wiszący na ścianie portret marszałka Josipa Broz Tito milczał. Uwięziony między ramkami leciwy mężczyzna w oliwkowoszarym mundurze nawet nie mrugnął powieką, kiedy rozległ się huk wystrzału.



Kontradmirał Jugosłowiańskiej Marynarki Wojennej Vladimir Barović przeszedł do historii tylko dlatego, że popełnił to samobójstwo. W chorwackich mediach z tamtego okresu czasem można zobaczyć wzmiankę o jego śmierci. Z listu pożegnalnego, w którym wyjaśnił czemu popełnił samobójstwo, zostało zapamiętane oświadczenie, że „agresja jugosłowiańskich sił zbrojnych na Chorwację nie godzi się z jego honorem jako Czarnogórca”.
15 listopada 1991 roku fregata „Split” ostrzelała kilka dzielnic mieszkaniowych w Splicie. Jest to jedyny znany przypadek, w którym okręt wojenny zaatakował miasto, na cześć którego został nazwany. Później ta sama fregata została przemianowana na „Belgrad”.

LINK
  • ...

    Lord Bart 2008-02-06 12:41:00

    Lord Bart

    avek

    Rejestracja: 2004-01-20

    Ostatnia wizyta: 2021-09-13

    Skąd: Warszawa

    napiszę to tutaj licząc że tamten wykasują czy jakoś tak.

    Lepsze od wszystkich twoich opowiadań SW Naprawdę.


    A btw o co chodzi z rodzimą Jugosławią?

    LINK
    • SFRJ

      Nadiru Radena 2008-02-06 13:13:00

      Nadiru Radena

      avek

      Rejestracja: 2004-04-02

      Ostatnia wizyta: 2024-06-28

      Skąd: Jugoslavija

      Urodziłem się w Jugosławii, konkretnie w Socjalistycznej Federacyjnej Republice Jugosławii (nie mylić z Federacyjną Republiką Jugosławii, czyli Serbią i Czarnogórą) - stąd `rodzinna`.

      LINK
      • hmmm

        Lord Bart 2008-02-06 13:29:00

        Lord Bart

        avek

        Rejestracja: 2004-01-20

        Ostatnia wizyta: 2021-09-13

        Skąd: Warszawa

        to ciekawe... być obywatelem kraju, którego nie ma. Ciekawe doświadczenie w obecnych czasach.

        LINK
      • :D

        Nestor 2008-02-06 13:43:00

        Nestor

        avek

        Rejestracja: 2004-10-28

        Ostatnia wizyta: 2024-11-22

        Skąd: Lasocice

        A jakiej jestes narodowosci, chorwackiej?

        LINK
        • ...

          Nadiru Radena 2008-02-06 14:37:00

          Nadiru Radena

          avek

          Rejestracja: 2004-04-02

          Ostatnia wizyta: 2024-06-28

          Skąd: Jugoslavija

          Jugosłowiańskiej i Polskiej. 50-50. Zajrzyj tutaj:

          http://starwars.polter.pl/Jedi%20Nadiru%20Radena,blog.html?4482

          LINK
          • :D

            Nestor 2008-02-06 14:47:00

            Nestor

            avek

            Rejestracja: 2004-10-28

            Ostatnia wizyta: 2024-11-22

            Skąd: Lasocice

            Bez obrazy ale jests bardzo interesujacym przypadkiem. Duzo prawdy jest w tym co napisales na blogu. Urodziles sie w Jugoslawi, ktora de facto byla federacja narodow, ale mimo tego czujesz sie bardziej Jugoslowianinem niz Serbem/Chorwatem/etc. Patrzac na twoj przyklad, mozna wywnioskowac, ze idea Jugoslawi mogla by odniesc sukces po kilku nastepnych pokoleniach.

            A tak w ogole kiedy wywedrowales do Polski? W czasie wojen?

            LINK
            • SFRJ

              Nadiru Radena 2008-02-06 14:54:00

              Nadiru Radena

              avek

              Rejestracja: 2004-04-02

              Ostatnia wizyta: 2024-06-28

              Skąd: Jugoslavija

              -Patrzac na twoj przyklad, mozna wywnioskowac, ze idea Jugoslawi mogla by odniesc sukces po kilku nastepnych pokoleniach

              Odniesie sukces nawet wcześniej, ale w formie dołączenia pozostałych pięciu republik do Unii Europejskiej, bo wskrzeszanie samej Jugosławii to jednak coś, co nie jest już możliwe (np. w Chorwacji konstytucja tego zabrania).

              A tak w ogole kiedy wywedrowales do Polski? W czasie wojen?

              Latem 1995 roku, czyli już pod koniec całego konfliktu. Ale powody mojej i mojej rodziny emigracji były raczej ekonomiczne. Po wojnie w ex-Jugosławii sytuacja wszystkich republik, nie licząc Słowenii, była tragiczna. To też ironia, bo przed wojną nie było bogatszego państwa socjalistycznego od SFRJ, ba, istniały już plany, żeby SFRJ szybko dołączyło do Unii Europejskiej po zniesieniu ustroju socjalistycznego.

              LINK
              • :D

                Nestor 2008-02-06 15:08:00

                Nestor

                avek

                Rejestracja: 2004-10-28

                Ostatnia wizyta: 2024-11-22

                Skąd: Lasocice

                Ja z niecierpliwoscia czekam na dzien, w kotrym Unia bedzie rozposcierala sie od Portugali do Bialorusi i od Norwegii do Grecji (nie przypadkowo pomijam Turcje). To chyba bedzie najwiekszy sukces idei zjednoczeniowej w skali naszego regionu.

                To mnie zaskoczyles z tym dolaczeniem SFRJ do UE po zniesieniu komunizmu. Musze poszerzyc swoja wiedze na temat integracji w ciagu ostatnich 20 lat.

                LINK
                • SFRJ

                  Nadiru Radena 2008-02-06 15:36:00

                  Nadiru Radena

                  avek

                  Rejestracja: 2004-04-02

                  Ostatnia wizyta: 2024-06-28

                  Skąd: Jugoslavija

                  -To mnie zaskoczyles z tym dolaczeniem SFRJ do UE po zniesieniu komunizmu. Musze poszerzyc swoja wiedze na temat integracji w ciagu ostatnich 20 lat.

                  Nie wiem, czy znajdziesz na ten temat jakiekolwiek źródła, bo wojna, a jeszcze wcześniej dążenia niepodległościowe Słoweńców i Chorwatów, zdecydowanie przyćmiły ten temat - no a Internet wtedy dopiero raczkował. Ja sam na przykład wiem o tym od moich rodziców.

                  LINK
                  • :D

                    Nestor 2008-02-06 15:42:00

                    Nestor

                    avek

                    Rejestracja: 2004-10-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

                    Skąd: Lasocice

                    Lookne sobie w jakis leksykon unijny, bo co by nie mowic integracja tego regionu jest moim slabym punktem. Swego czasu Polska tez miala przystapic do UE, ale Balcerowicz przekonal Bieleckiego, ze to zly pomysl. No i Bog zaplac nie przystapilismy wtedy do Uni. Takze SFRJ i RP byly waznymi parterami dla UE, w kotrych warto bylo wpompowac duzo pieniedzy. O dobrej ekonomicznej pozycji Jugoslawi swiadczy chociaz to, ze w Sarajewie w 1984 byly Igrzyska Olimpijskie.

                    LINK
                  • Re: :D

                    Lorienjo 2008-02-06 17:33:00

                    Lorienjo

                    avek

                    Rejestracja: 2002-02-18

                    Ostatnia wizyta: 2022-06-24

                    Skąd:

                    Nestor napisał(a):
                    Lookne sobie w jakis leksykon unijny,
                    Jedno źródło to propaganda. Poszukuj kilku różnych. Masz sieć.

                    Swego czasu Polska tez miala przystapic do UE, ale Balcerowicz przekonal Bieleckiego, ze to zly pomysl.
                    Bo to zły pomysł. Unia gospodarcza nie może się udać. Vide Jugosławia, Czechosłowacja, czy nawet RWPG. Tylko jeden naród, ale naród w sercu, może stanowić trwały fundament państwa. Zresztą ten motyw jest tu poruszany z lekka.

                    LINK
                  • :D

                    Nestor 2008-02-06 17:47:00

                    Nestor

                    avek

                    Rejestracja: 2004-10-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

                    Skąd: Lasocice

                    No i rozpoczyna sie dyskusja na temat integracji. Unia gospodarcza i polityczna uda sie. Dlaczego? bo tylko ona jest w stanie nas utrzymac w zgodzie i pokoju. Zeby zobaczyc fundamenty Unii trzeba siegnac do jej genezy. Europejska Wspolnota Wegla i Stali, Europejska Wspolnota Gospodarcza i Europejska Wspolnota Energi Atomowej poczatkowo mialy charatker czysto gospodarczy (pomijajac faktyczny zamysl kontroli surowcow niemieckich). Ale czas zmienial wspolnoty i nie tylko goposodarczo sie laczymy, ale tez politycznie. I to jest plus i zaleta, ktorej moze pozazdroscic nam swiat. Coraz bardziej przyblizamy sie do wizji Stanow Zjednoczonych Europy, dzieki Shengen i Euro. A dlaczego nam sie uda? Bo tak na prawde ludziom majacym dobrobyt i bedacym inteligentnymi, a tacy przeciez jestesmy, wojna jest niepotrzebna. A wlasnie wojna jest rewolucyjnym czynnikiem deintegracyjnym. Przeciez w kupie nam jest wygodniej, wiec po co to niszczyc? Kazdy ma wystarczajaco duzo swobody i wolnosci, wiec nasze roznice nie beda tutaj nic niszczyly. Dlatego twierdze, ze zeby panstwo bylo stabilne nie musi je tworzyc jeden narod.

                    BTW Ucze sie tyle o prawie unijnym, ze nie bede mial problemu ze zrodlami, nawet siec nie jest mi potrzebna : - ).

                    LINK
                  • Re: :D

                    Lorienjo 2008-02-06 20:24:00

                    Lorienjo

                    avek

                    Rejestracja: 2002-02-18

                    Ostatnia wizyta: 2022-06-24

                    Skąd:

                    Nestor napisał(a):
                    No i rozpoczyna sie dyskusja na temat integracji.

                    Absolutnie nie. Nie ma o czym. Każdy musi sam dojść do własnych wniosków.

                    Unia gospodarcza i polityczna uda sie. Dlaczego? bo tylko ona jest w stanie nas utrzymac w zgodzie i pokoju.

                    Nie ma takich przykładów. Odwrotne zaś są. Czemu teraz miałoby być inaczej?

                    Zeby zobaczyc fundamenty Unii trzeba siegnac do jej genezy. Europejska Wspolnota Wegla i Stali, Europejska Wspolnota Gospodarcza i Europejska Wspolnota Energi Atomowej poczatkowo mialy charatker czysto gospodarczy (pomijajac faktyczny zamysl kontroli surowcow niemieckich). Ale czas zmienial wspolnoty i nie tylko goposodarczo sie laczymy, ale tez politycznie. I to jest plus i zaleta, ktorej moze pozazdroscic nam swiat. Coraz bardziej przyblizamy sie do wizji Stanow Zjednoczonych Europy,

                    To nie ta droga. W USA każdy stawał się nowym obywatelem, nowej narodowości, Amerykaninem. W Europie to nie ma miejsca i nie będzie miało. W USA każdy nowy człowiek był (już nie jest) równy, jak w Legii Cudzoziemskiej. Tu są lepsi i gorsi, płacący i biorący, zmuszani i zmuszający, etc.

                    dzieki Shengen

                    To inna bajka (Norwegia, Islandia). Nie mieszajmy tego co dobre z tym, co by chciało spijać nektar z cudzej pracy.

                    Euro
                    A złotówka nie dobra? I coraz lepsza.

                    A dlaczego nam sie uda?

                    Nie uda. Bo na przykład z Niemcem nam nie po drodze. Polak i Niemiec to nie dwa bratanki. Niemcy to nie nasza kultura, a w dodatku chyląca się ku upadkowi. Nasza też, ale czemu mamy iść tam, skąd szczury uciekają?

                    Bo tak na prawde ludziom majacym dobrobyt i bedacym inteligentnymi, a tacy przeciez jestesmy,

                    Ha, ha, ha, ha... Nie jesteśmy i jeszcze długo nie będziemy idąc tam, dokąd zmierzamy. Wykazał mi to kiedyś pewien stary Holender. Wtedy mu nie uwierzyłem...

                    Przeciez w kupie nam jest wygodniej, wiec po co to niszczyc?

                    Z wygody nie ma postępu, a tylko degradacja. Stal hartuje się w ogniu, tak jak ludzie przezwyciężając trudności. Koty poduszkowe nie mają żadnych szans na podwórku.

                    Kazdy ma wystarczajaco duzo swobody i wolnosci,

                    W EU? To chyba nie ten sam świat.

                    Dlatego twierdze, ze zeby panstwo bylo stabilne nie musi je tworzyc jeden narod.

                    Przecież jesteśmy już jednym narodem, Polakami. Ale jak podzielonym... Fakt, nie tak jak mieszkańcy byłej Jugosławii, ale...

                    BTW Ucze sie tyle o prawie unijnym, ze nie bede mial problemu ze zrodlami, nawet siec nie jest mi potrzebna : - ).

                    A to już efekt indoktrynacji i propagandy. Nie będę szukał czego innego, bo nie daj Makerze jeszcze trafię na coś "zakazanego".

                    Mimo wszystko wierzę w człowieka wykształconego, który mądrość zdobywa z wiekiem.

                    LINK
                  • :D

                    Nestor 2008-02-06 20:51:00

                    Nestor

                    avek

                    Rejestracja: 2004-10-28

                    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

                    Skąd: Lasocice

                    Nie dojdziemy raczej do porozumienia w tej kwesti, zwykla roznica swiatopogladowa ot co.

                    LINK
  • hmm

    the chosen one 2008-02-06 14:20:00

    the chosen one

    avek

    Rejestracja: 2005-01-27

    Ostatnia wizyta: 2013-10-04

    Skąd: Kraków

    świetne

    LINK
  • Zgadzam

    Hego Damask 2008-02-06 14:22:00

    Hego Damask

    avek

    Rejestracja: 2005-05-28

    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

    Skąd: Wrocław

    się z Bartem - opowiadanie jest bardzo dobre i naprawdę można się wczuć w to, co przeżywali ci ludzie

    LINK
  • :D

    Nestor 2008-02-06 15:00:00

    Nestor

    avek

    Rejestracja: 2004-10-28

    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

    Skąd: Lasocice

    Dobre opowiadanie. Smutne, ale taka jest wojna, a ono swietnie oddaje realia bratobujczych walk, jakie mialy miejsce w bylej Jugoslawi.

    LINK
  • hmmm

    Halcyon 2008-02-06 15:01:00

    Halcyon

    avek

    Rejestracja: 2004-09-07

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd: Police

    też mi się bardzo podoba, głównie sposób pokazania kontradmirała Vladimira Barović`a. Jest to moim zdaniem wzór honorowego dowódcy A samo opowiadanie porusza temat z jednej strony bardzo ciekawy, a z drugiej dość mało poruszany.

    ----

    Co do dyskusji o narodowości, to faktycznie Nadiru, jesteś dość ciekawym przypadkiem. Ale szanuje twoje zdanie i tym bardziej popieram, bo też wierzę, że kulturowa przynależność narodowościowa zależy tak naprawdę od nas. A to ona liczy się o wiele bardziej niż etniczna.

    LINK
    • Barović

      Nadiru Radena 2008-02-06 15:40:00

      Nadiru Radena

      avek

      Rejestracja: 2004-04-02

      Ostatnia wizyta: 2024-06-28

      Skąd: Jugoslavija

      Ciekaw jestem, czy moja `wizja` Vladmira Barovicia jest bliska rzeczywistości - bo poza tym, że ów człowiek istniał i popełnił samobójstwo, nie wiem praktycznie nic.
      Jeżeli chodzi o chronologię wydarzeń, o których tu napomknąłem, to wszystko jest OK. Nie naciągałem rzeczywistości, żeby mi pasowała do opowiadania, bo niespecjalnie lubię takie praktyki.

      LINK
      • Re: Barović

        Halcyon 2008-02-06 19:26:00

        Halcyon

        avek

        Rejestracja: 2004-09-07

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Police

        Nadiru Radena napisał(a):
        Ciekaw jestem, czy moja `wizja` Vladmira Barovicia jest bliska rzeczywistości - bo poza tym, że ów człowiek istniał i popełnił samobójstwo, nie wiem praktycznie nic.
        Jeżeli chodzi o chronologię wydarzeń, o których tu napomknąłem, to wszystko jest OK. Nie naciągałem rzeczywistości, żeby mi pasowała do opowiadania, bo niespecjalnie lubię takie praktyki.

        ________

        Tak, sprawdziłem z ciekawości, co internet mi powie o tym panu i zauważyłem, że czas jak i miejsce akcji opowiadania jest zgodne z tym co znalazłem. Co do samej postaci, to domyślałem się, że jest to po części twórczość własna autora ;] Choć pewne rzeczy można było pewnie wyciągnąc na podstawie jego [tj. Barović`a] listu. (BTW. Czy udało Ci się znaleźć treść tego listu?)

        LINK
    • Re: hmmm

      Lorienjo 2008-02-06 17:41:00

      Lorienjo

      avek

      Rejestracja: 2002-02-18

      Ostatnia wizyta: 2022-06-24

      Skąd:

      Halcyon napisał(a):

      Jest to moim zdaniem wzór honorowego dowódcy.

      Honor może i uratował, ale co z tego. On się wybronił i zostawił resztę do rozwiązania innym. Za takich "bohaterów" to ja dziękuję.

      A samo opowiadanie porusza temat z jednej strony bardzo ciekawy, a z drugiej dość mało poruszany.

      Bo to nie nasza historia. Ze swoją mamy "problemy".

      ... tym bardziej popieram, bo też wierzę, że kulturowa przynależność narodowościowa zależy tak naprawdę od nas. A to ona liczy się o wiele bardziej niż etniczna.

      Tylko wtedy, gdy nie są ze sobą łączone. Kiedy Polak przestanie być Polakiem z matki, ojca, dziadów, orła, flagi, ziemi i chleba, wtedy stanie się Europejczykiem, Ziemianinem, gentelistotą z układu Sol, etc.

      LINK
      • Re: Re: hmmm

        Halcyon 2008-02-06 19:23:00

        Halcyon

        avek

        Rejestracja: 2004-09-07

        Ostatnia wizyta: 2024-11-20

        Skąd: Police

        Lorienjo napisał(a):
        Honor może i uratował, ale co z tego. On się wybronił i zostawił resztę do rozwiązania innym. Za takich "bohaterów" to ja dziękuję.

        Cóż, jak dla mnie nie miał specjalnie innej opcji. Prędzej czy później byłby zmuszony strzelać do swoich "braci". I wtedy musiałby wybrać między splamieniem swojego honoru krwią swoich braci albo złamaniem rozkazu/zdradą/dezercją. A chyba nie muszę wyjaśnić, że o ile o dezercji marynarza mówić się wiele nie będzie to dezercja kontradmirała jest czymś o wiele "gorszym" i czymś o czym będzie się mówić długo. Więc zamiast splamić swój honor krwią braci lub zdradą wybrał śmierć. Takie jest przynajmniej moje zdanie

        Bo to nie nasza historia. Ze swoją mamy "problemy".

        Miałem raczej na myśli to, że pisze się wiele o historii "Zachodu Europy", a często pomija się "Wschód". Zarówno historia Polski jak i historia Bałkan jest tematem, o którymi ogólnie mówi się niewiele.

        LINK
        • Re: Re: Re: hmmm

          Lorienjo 2008-02-06 20:03:00

          Lorienjo

          avek

          Rejestracja: 2002-02-18

          Ostatnia wizyta: 2022-06-24

          Skąd:

          Halcyon napisał(a):
          Miałem raczej na myśli to, że pisze się wiele o historii "Zachodu Europy", a często pomija się "Wschód". Zarówno historia Polski jak i historia Bałkan jest tematem, o którymi ogólnie mówi się niewiele.

          Na Zachodzie na pewno, bo to jest historia "zakazana". Widziałem tego nie jeden przykład czytując prace historyków zachodnich traktujących o wydarzeniach nas, słowian dotyczących. I to w różnych epokach. Cóż, sami musimy swoją historię pisać, a na tamtą patrzeć przez palce, lub używać do porównań. Stąd jeden wniosek. Poznać ile się da różnych źródeł i samemu starać się znaleźć właściwy dla siebie punkt odniesienia. Można też bazować na autorytetach, ale... Nie ma ich zbyt wielu.

          LINK
  • Znakomite!

    Vergesso 2008-02-06 18:26:00

    Vergesso

    avek

    Rejestracja: 2007-08-29

    Ostatnia wizyta: 2024-05-05

    Skąd: Toruń

    Znakomite opowiadanie. Mi się bardzo podobało, doskonale przedstawiło rozterki osoby, która późna uświadomiła sobie czym jest armia, której służy. Mi się bardzo podobało.

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..