Mod: spoilery.
Razem z ma lubą wybraliśmy się na tegorocznego laureata Oskarów w zeszłą sobotą do kina, przekonać się, ileż ten film jest wart.
Powiem od razu - film jest dobry, może nawet bardzo dobry. Świetna praca kamery, genialna kreacja Javier Bardem`a, ale także bardzo dobra rola Josha Brolina. Akcja wartka, trzymająca w napięciu, bardzo ciekawe postacie. Ale są także i wady, dosyć poważne.
Pierwsza wada Motyw z monetą i teksty o Wietnamia. Czysta sztampa. Od takich reżyserów, z taką opinią jak bracia Coen ( acz przyznam z góry od razu, że żadnego innego ich filmu nie widziałem ) nie spodziewa się takich sztampowych rozwiązań, kłujących mocno w oczy.
Druga wada - przewidywalność. Tak, oczy was nie bolą. Od pewnego moentu film staje się przewidywalny. Wiadomo już, że za chwilę pojawiał będzie się Chigurh , mordujący kogo wlezie, że później wróci po żonę Moss`a, że Tommy Lee Jones sie w końcu zaangażuje w śledztwo.
Trzecia wada - ,,epilog". Nużący. I to dosyć mocno. Ostatnie piętnaście minut było po prostu nudne. Bracia Coen wykreowali obraz w taki sposób, że jego momentem kumulującym była śmierć Mossa. A potem się po prostu znudziło... W zamysłach reżyserów Lee Jones miał być komentatorem, wszystko to skomentować, przedstawić rzecz ze swego punktu widzenia, spuentować. To zawiodło. Czemu? Ponieważ Bell był tak naprawdę zbytnio oddalony od akcji - bracia zbytnio z tym przekombinowali. Głównymi bohaterami okazali się koniec końców Chigurh i Moss. Bracia mieli pomysł na Bella, ale niestety, zbyt słabo go wykonali.
Ale te główne wady nie zmianiają jak najbardziej pozytywnej oceny owego filmu. Tak więc Oskar zasłużony?
NIE
Ten film nie zasługuje na Oskara, bo brak mu...tego czegoś. Tej iskry. Tej iskry odróżniającej filmy ,,Oskarowe" od filmów bardzo dobrych. Tego zabrakło... Któż więc winien Oskara dostać? There Will be Blood? Film slaby i przekombinowany, z fatalną muzyką ( którą wszyscy chwalą, żeby nie wyjść na bezguścia, bo to w końcu ,,gościu z Radiohead skomponował" muzyka w tym filmie to dno...), którego jednym mocnym ( ale za to bardzo ) punktem jest jak zawsze świetny Daniel Day-Lewis, który całkowicie zasłużenie dostał Oskara. Cały film był jednak, niestety, bardzo słaby. Nie był ,,mocny", ,,pesymistyczny" i ,,oryginalny" - był po prostu kiepski, nudny i źle zrealizowany. Jedno wielkie rozczarowanie, któremu niejako z góry nadano łatkę ,,Wielkiego Filmu", przez co widać niektórym głupio film ocenić inaczej. Rozczarowanie.
Kino amerykańskie przeżywa kryzys. Drugi rok z rzędzu Oskara dostaje film, który ,,normalnie" otrzymać go nie powinien... ale tez nie ma żadnej konkurencji... Poprzednio ( żeby nie było, świetny film, bardzo mi się podobał ) ,,Infiltracja" otrzymała statuetkę - choć na Oskara nie zasługiwała...ale tez nie było konkurencji, a Scorsese dostał niejako Oskara za ,,zasługi". W tym roku, z powodu braku konkurencji oraz z powodu licznych zasług, Oskara otrzymał ,,To nie jest kraj dla starych ludzi". Ostatnim, imho filmem, który Oskara dostał zasłużenie było ,,Crash" ( Miasto Gniewu ) co nie zmienia faktu, że posucha w amerykańskim kinie od paru ładnych lat...